|

W jakiej sytuacji można dać dziecku klapsa?

No właśnie, w jakiej?

9180389610_2958852b47_kBo czasami rodzic musi…

Udostępniłem dzisiaj na Facebooku jeden z lepszych artykułów o wychowaniu dzieci, z jakim miałem okazję się w ostatnim czasie spotkać (link). Niestety później trafiłem do komentarzy pod artykułem. I tam lawina:

„A jak dziecko wchodzi pod auto to też byś tłumaczyła?!”

„A jak dziecko bierze 20-stego cukierka?”

„A jak dziecko wychodzi bez czapki na mróz?”

„A jak dziecko nie chce wejść do autobusu i on nam ucieknie?”

I największy hit sezonu: „A jak dziecko nie chce spać i wypluwa smoczek?”

Nie no oczywiście, jeśli dziecko robi coś nie po mojej myśli, to należy mu spuścić srogi łomot, bo inaczej to nie zrozumie. Wychowanie? Dajcie mi spokój – zarobiony jestem, nie mam na to czasu. Zresztą i tak czego bym nie zrobił, to nie pomoże – dzieci rozumieją tylko siłę, więc zlać po tyłku po prostu trzeba i basta. Nie ma innego sposobu.

Nie ma? Na pewno?

Co ja bym zrobił w opisanych sytuacjach?

Odpowiem na to krok po kroku. Najpierw połączmy dwa pytania:„A jak dziecko wchodzi pod auto to też byś tłumaczyła?!” i „A jak dziecko nie chce wejść do autobusu i on nam ucieknie?”

Jeśli chodzi o podróżowanie, zarówno autobusem, jak i spacerowanie przy ruchliwej drodze, to najważniejsza jest prewencja. Jak możemy oczekiwać od dziecka, że będzie się odpowiednio zachowywało, skoro nawet z nim nie porozmawialiśmy o tym, jakie zachowanie jest odpowiednie? Skąd ono ma czerpać tą wiedzę? Powinno ją wyssać z mlekiem matki? Także najpierw tłumaczymy, później gdzieś zabieramy. I tłumaczymy znowu. I znowu. Aż zrozumie.

Nie mówiąc o tym, że większość ludzi ma setki sposobów na uniknięcie jazdy autobusem z dzieckiem czy też spacerów przy ruchliwej drodze, więc może warto zacząć od eliminacji takich sytuacji z życia codziennego?

Oczywiście jeśli dziecko stwarza zagrożenie dla siebie lub dla innych, to używamy siły, żeby je powstrzymać, ale nie ma żadnego argumentu przemawiającego za tym, aby je dodatkowo ukarać. Jeśli jest za małe, aby zrozumieć tłumaczenie, to jest również za małe, aby zrozumieć za co dostało klapsa.

Lecimy dalej z pytaniami, teraz nieco łatwiejszy przypadek: „A jak dziecko bierze 20-stego cukierka?”

To przestańcie do cholery kupować cukierki! Czy to naprawdę jest takie trudne, że obca osoba musi to wam tłumaczyć?

Następne: „A jak dziecko wychodzi bez czapki na mróz?”

5 minut na mrozie bez czapki jeszcze nikogo nie zabiło. Naprawdę. Nie mówię, żeby roczne dziecko tak puszczać, ale jak czterolatek jeden czy drugi raz wyjdzie bez czapki i będzie mu zimno, to przynajmniej nauczy się o niej pamiętać. A jak zawsze mamusia lub tatuś, będą to robili za niego, to nawet mając 15 lat nie będzie o tym pamiętał. Niby chcemy wychowywać samodzielne dzieci, a niektórzy dalej potrafią zadawać takie pytania.

I ostatnie z tej serii: „A jak dziecko nie chce spać i wypluwa smoczek?”

To jest hicior. W sensie niby krzykiem lub uderzeniem sprawię, że dziecko zaśnie? Dzięki temu się uspokoi? Poczuje bezpieczne? Ludzie, proszę was. Nie szmaćcie logiki aż tak bardzo. Polecam też tekst zasypianie ze łzami w oczach.

To niestety nie koniec

Niestety popis zupełnego nie zrozumienia czym wychowanie jest, nie skończył się na tych powyższych pytaniach. Im dalej w las, tym było gorzej:

„Rany, czy Ci wszyscy specjaliści od wychowywania dzieci są naprawdę tak nierozumni, że nie potrafią pojąć, że część reguł, które stosuje się wobec dzieci jest zbyt skomplikowana, żeby przekazać je w ramach aparatu pojęciowego, które małe dziecko zdążyło wykształcić? Bo czasami mam wrażenie, że tak.”

Nie chcę odpowiadać na to pytanie w formie, w której zostało zadane (choć bardzo mnie korci), bo nie o przepychanki słowne mi tu chodzi. Zastanawia mnie jednak skąd ludzie wykształcili w sobie przekonanie, że jeśli dziecko nie rozumie naszego wytłumaczenia, to zrozumie klapsa? Skąd przekonanie, że jak ktoś wrzeszczy, to jest lepiej rozumiany, niż gdy mówi spokojnie i rzeczowo? Czy kiedykolwiek w historii świata, ktoś (przykładowo) przestał bić się z rodzeństwem, bo dostał lanie? No właśnie.

Są natomiast przypadki, w których nauczenie dzieci tego, jak porozumiewać się bez przemocy, skutkowało zakończeniem tej przemocy. Tu nawet nie trzeba pokazywać badań. Wystarczy logika. Bicie dzieci nigdy nie nauczy ich pokojowych rozwiązań. To można uzyskać tylko dzięki tłumaczeniom i przedstawianiu alternatywnych sposobów rozwiązania sytuacji konfliktowych.

„Niestety przemoc wobec dzieci jest nieunikniona.” Och, naprawdę?

„Wychowanie niestety wiąże się z pewną dozą przemocy psychicznej, bowiem przemoc jest w istocie wykorzystywaniem posiadanej w tym czy innym względzie przewagi w celu wymuszenia na jej ofierze działania lub zaniechania. Zakazując dziecku pochłonąć czterdziestego cukierka lub oglądania tv czy grania na kompie trzecią godzinę z rzędu dopuszczam się przemocy, bo wykorzystuję moją przewagę i władzę do zmuszenia go do zaprzestania robienia czegoś, co robić by chciało.
Zanim wyposażymy dziecko w prawa niwelujące jakąkolwiek władzę rodzicielską, proponuję zimny prysznic. Albo jednego mocniejszego. Albo cokolwiek, co pozwoli przejaśnić umysł i spojrzeć na sytuację obiektywnie – wyjdzie to na zdrowie wszystkim, a już szczególnie dzieciom.”

Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nie chcą, aby ich dzieci jadły słodycze, ale mimo wszystko je kupują i na dodatek umieszczają je w miejscu łatwo dostępnym dla dzieci. WTF? Skąd się ci ludzie biorą?

Natomiast co do zakazywania dziecku trzeciej godziny grania na komputerze czy oglądania tv – zakładam, że mówimy o 10-12 latku, bo młodsze dzieci raczej nie mają takich sprzętów na własność. Jeśli więc w tym wieku nie potrafimy przekonać dziecka, że niektóre rzeczy bywają szkodliwe w nadmiarze, to ja mam pytanie: co robiliśmy przez ostatnią dekadę? Gdzie byliśmy jako rodzice, kiedy nasze dziecko uczyło się jakichś podstawowych zasad postępowania w życiu? Jakiegoś zdrowego rozsądku? Dlaczego nie reagowaliśmy wcześniej? I dlaczego teraz chcemy winić/karać dziecko za nasze zaniedbania?

Co jednak zrobić z rozpuszczonymi, rozwydrzonymi i roszczeniowymi dziećmi?

„Rozbraja mnie ten spokojny pouczający ton osoby, która nigdy nie miała do czynienia z dzieckiem rozpuszczonym, rozwydrzonym i roszczeniowym. Tak, są spokojne dzieci, które pojmują konsekwencję swych zachować już od najmłodszych lat. A są takie, że ani zachętą ani pokazaniem konsekwencji, ani krzykiem nie osiągniesz absolutnie nic. I proszę mi uwierzyć, że takie nastawienie dziecka to nie jest zawsze wina wychowania czy braku przykładania się do niego.”

Dzieci nie rodzą się rozpuszczone, rozwydrzone i roszczeniowe. To nie od znaku zodiaku ten stan zależy, ani od układu gwiazd w dniu urodzin. Dzieci bywają rozpuszczone, rozwydrzone i roszczeniowe, gdy rodzice nie poświęcają im dość uwagi. Gdy zastępują swoją obecność prezentami. Gdy pozwalają im sobą rządzić i wchodzić sobie na głowę. Gdy lekceważą ich złe zachowanie. Jak ktoś potrzebuje dodatkowych porad, to polecam 9 zasad, które pomogą nam wychować diabła wcielonego.

To te wszystkie elementy prowadzą w efekcie do tego, że dziecko jest jakie jest. Wiem, że zwalanie takich cech na geny jest wygodne, ale jak pisałem ostatnio (klik), geny to nie wszystko.

Niestety skrajności dobrze się sprzedają

Dlatego też jeden z komentatorów napisał:

2010: Kocham – nie biję.
2015: Kocham – nie krzyczę.
2020: Kocham – nie odzywam się nie pytany.

W końcu jak nie spierzesz swojego dziecka raz w tygodniu i nie wydrzesz się na niego co najmniej raz dziennie, to znaczy, że pozwalasz dziecku sobą pomiatać. Że jesteś bierny. Że to dziecko rządzi w domu.

Naprawdę? Okazywanie dziecku szacunku oznacza, że jestem bierny? Słuchanie go i okazywanie mu wyrozumiałości, gdy popełni błąd jest czymś złym? Lepiej go bezmyślnie zbić, zamiast pokazać mu alternatywną drogę? I to piszą dorośli ludzie? Chciałoby się napisać: dojrzali?

Odpowiadając jeszcze na tytułowe pytanie – kiedy można dać tego klapsa?

Nigdy. Mam nadzieję, że owi komentatorzy będą mieli okazję tu kiedyś zajrzeć i to przeczytać. I ci wszyscy, którzy te komentarze plusowali, również. Nie ma żadnej sytuacji, w której danie dziecku klapsa jest słuszne. Żadnej. Nawet jak nie chce spać i wypluwa smoczek (dalej nie mogę uwierzyć, że to padło jako przykład).

A jeśli ktoś zna sytuację, w której należałoby dać dziecku klapsa, to proszę o podzielenie się nią w komentarzach. Przeanalizujemy i podobnie jak w przypadku powyższych rozwiązań, zaproponujemy alternatywne rozwiązanie. W ramach czynu społecznego.

PS. Żeby mi ktoś nie zarzucił, że polecam model wychowania 100% skupiony na dzieciach, bez czasu dla rodziców, następny tekst (prawdopodobnie jutro, można czuwać) poświęcę temu, jak bez poczucia winy, wygospodarować czas „wolny od dzieci”.

Prawa do zdjęcia należą do Michael.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Być może Tobie i innym podpadnę, ale trochę się wypowiem. W sumie miałem w planach napisać dłuższy post na FB, ale mi przeszło 🙂

    Przede wszystkim panuje powszechna opinia, że bicie i klaps to jest to samo. Że ma taki sam cel, jak napisałeś, karanie.

    Owszem, klapsy w tym znaczeniu są złe, w ogóle bicie jest złe. Zły jest klaps taki, żeby zabolał, żeby upokorzył, żeby był jakąś karą. To nie tak.

    Są jednak sytuacje, kiedy ABSOLUTNIE nic do dziecka nie dociera. Na przykład kiedy dziecko jest rozbawione i świata poza zabawą nie widzi. Skacze na łóżku w najlepsze bo nie rozumie, że może spaść. Powtarzasz, żeby tego nie robiło bo spadnie. Pierwszy, drugi, dziesiąty. Nie reaguje, bo po prostu nie słyszy bawiąc się w najlepsze. Nie zawsze jest możliwość przypilnowania, czy zabawy z nim. Wtedy klaps służy WYŁĄCZNIE do zwrócenia uwagi. To sygnał, żeby na chwilę ochłonęło i wysłuchało co masz do powiedzenia. Wtedy możesz wytłumaczyć, przytulić i obiecać, że pobawisz się innym razem. Uwierz mi, to działa i jest zdecydowanie lepsze niż pozwolić dziecku spaść i rozbić sobie głowę. Córka, jak chce poskakać to przychodzi i mówi, żebym ją pilnował, żeby nie spadła.

    1. A nie można chwycić dziecka delikatnie za ramiona, uniemożliwiając mu jednocześnie skakanie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę? A kiedy jakaś dorosła osoba (szef, żona, kolega) nie zwraca na Pana uwagi i nie słucha, ponieważ jest zajęta czymś innym, daje Pan tej osobie klapsa?

      1. NIe mam szefa, poza tym proszę zauważyć, że szef jest osobą, z którą nie wiążą mnie tak bliskie stosunki, tu nawet chwycenie za ramiona nie wchodziłoby w grę.
        Co innego żona czy nawet kumpel (bez podtekstów proszę). Naprawdę proszę odróżnić sposób klepania, cel, intencje.

        Czy skoro wszystkie klapsy są złe, to zabawowe klepanie się po kąpieli też odpada? A jak przychodzi i mówi, żeby ją wyłaskotać i wyklepać, to też jest złe? Mam powiedzieć, że nie będę się z nią tak bawić?

        1. Co innego zabawa – choćby i zapasy z synem w celach naukowych (wszelkie sporty kontaktowe), a co innego klaps z poziomu SILY czyli relacji – silniejszy/słabszy – nie ważne czy to szef/podwładny (mobbing?), kolega/kolega (przemoc w szkołach) czy rodzic/dziecko (przemoc fizyczna w rodzinie).
          Nie kazde uzycie sily jest przemocą/klapesem/biciem. Nie każdy klaps jest biciem!

        2. A bliskie stosunki dają prawo do bicia? to w takim razie taka sytuacja: bawi się Pan świetnie na imprezie, żona (bliskie stosunki) mówi, że musicie już wychodzić, ale Pan jej nie słucha, bo jest Pan zaaferowany świetną rozmową z kumplami, żona mówi i mówi, Pan nie słucha. Więc żona wpada na pomysł, że jak Panu przywali może się Pan opamięta. Czuje Pan ból, wstyd przed kumplami i myśli 'dlaczego to zrobiła’? Myśli Pan, że nie dałoby się znaleźć innego rozwiązania, chciałby Pan w taki sposób zostać przywołany do porządku? Zanim usprawiedliwimy złe zachowanie wobec dziecka przełóżmy to na nasze życie. Nie uważam, że jakoś szczególnie się różni. W końcu dziecko też jest człowiekiem i czuje to samo co my. Może mamy nad nim niejako władzę, ale zastanówmy się jak ją wykorzystujemy. Czy jeśli nasz szef jest chamem traktujemy go z większym szacunkiem i jesteśmy bardziej posłuszni? Raczej przeciwnie boimy się go (chcemy, żeby nasze dziecko żyło w strachu?) a jak tylko nadarzy się okazja, żeby zrobić go w balona, robimy to, taka natura ludzka.

      2. Mam dwojke dzieci. Kochane. Ale dwa diabelki wcielone jak już się rozbawia. Można powtarzac- nie skacz na lozku. Można prosić – nie rob tego czy owego. Można lapac za raczki delikatnie i poprosić. Można sprobowac porozmawiać i wytlumaczyc. I TO NIE DZIALA. Niemniej – probowalem klapsem „przywolac” dziecko do porządku dawno temu. I TO ROWNIEZ nie dzialalo. Najbardziej wymowne było to u corki – foch małego dziecka 🙂 I później sprobowalem innej metody. Rozproszenie uwagi. Prosty przykład -scielimy lozka – idealny czas na „skakanie i wariowanie” ocierające się o fikołki w powietrzu i rozbijanie sobie glow – 3 letnia cora i 6 letni syn. NIC nie pomaga… no chyba ze TATA wlaczy się do zabawy – zagilgocze, zaproponuje INNA forme zabawy. Zacheci do pomocy przy scieleniu i skoki zamieni w wojne na poduszki. SPOZYTKUJE ENERGIE dzieci które po prostu chcą się pobawić!
        Pamietajcie – TO MY jesteśmy dorosłymi, teoretycznie BARDZIEJ sprawnymi umysłami. Czy tak trudno przychodzi nam myslenie poza schematami? Szalenstwem jest powtarzanie w kolko tego samego licząc ze za n-tym razem odniesie to skutek. Nie slucha przy przejściu dla pieszych? Czy jedyna opcja jest „prosić” lub „klapsowac”? A może pokazac w sposób bezpieczny CZYM grozi przechodzenie w nieodpowiedni sposób? Zdjecie wypadku – niegroźnego – z poszkodowanym dzieckiem? Historia z wypadku na rowerze? Wlasny przyklad z wlasnego wypadku? Idealnie opisany był przykład na innym blogu – gdzie niebezpieczeństwo ognia zostało pokazane w zabawie z WIELKIM ogniskiem – tak wielkim, ze dzieci baly się podejść- zrozumialy NIEBEZPIECZENSTWO ognia.
        Sam kiedyś jako dziecko podpaliłem szafke w piwnicy domku jednorodzinnego jako eksperyment- czy wata zapali się od zgaszonej zapałki. Nie dostałem lania. Nie dostałem kazania. Ojciec zabral mnie na ogrodek i poprosil o rozpalenie ogniska. JA je rozpalilem. Przy jego pomocy. Mój tato zadal sobie pytanie – DLACZEGO chciałem podpalić wate. I W KONTROLOWANY SPOSOB zaspokoil moja wiedze/ciekawosc!
        Myslenie poza schematami nie jest trudne. DZIECI oczekują od nas przede wszystkim PRZYKLADU, a nie klapsów.

      3. Łapnie za ramiona w momencie kiedy dziecko skacze i jest zamyślone nie jest odpowiednie dziecko może się wystraszył i próbowac usiąść i nie daj Bóg wybić se bark

      1. Dokładnie to mi się skojarzyło: zgaś światło. Klaśnij z całych sił. Gdy zaczniesz wierzyć, że da się bez bicia, gdy po prostu raz na całe życie je odrzucisz, pomysły same zaczną cię znajdować. Popatrz, przecież jesteśmy na tym blogu! To już nasz ogromny sukces!

    2. A nie dałoby się dziecka z łóżka podnieść i z łóżka ściągnąć? To jest użycie siły, ale w celu ochrony dziecka, a nie jego skrzywdzenia.

    3. Moja córka właśnie w ten sposób się bawi (tzn. świata poza zabawą nie widzi), również uwielbia skakanie po łóżku, albo inne mało bezpieczne „atrakcje” – dodatkowo ma raczkującego brata, a zatem takie sytuacje są niebezpieczne i dla niej i dla niego,czy wobec tego darzę ją klapsami? Nie. Bo wystarczy klasnąć w dłonie, przerwać to, co właśnie robimy, podejść i zawołać: „hola hola” – po czym wytłumaczyć o co nam chodzi. Nie działa? To odrywamy się od komputera, telefonu, telewizji, ba! czasem nawet od odkurzacza, czy „garów” i proponujemy zabawę w teatrzyk lub wspólne przeczytanie książki. Nie ma czasu? A czy to wina dziecka, że nie ma czasu? Że tak zaplanowaliśmy dzień, że nie znajdziemy tych 10 minut?Dlatego należy je ukarać klapsem? I nie wierzę w klapsy, które nie są złe i które nie upokarzają dziecka. Wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy uderzyłem i kierowała mną wtedy miłość i zrozumienie dla tego malucha, czy też puściły mi nerwy i chciałem mieć w końcu spokój…

    4. No to ja bym wtedy złapała, przytuliła i spojrzała w oczy, żeby powiedzieć co mam do powiedzenia.
      A co do spadania – no cóż, są dwie strony medalu. Przy więcej niż jednym dziecku nie da się wszystkich upilnować zawsze i wszędzie, więc ja osobiście wychodzę z założenia, że dziecko samo powinno uważać. Z mojego doświadczenia wynika, że dzieci, które mają szansę uczyć się na własnych błędach (i nie mają jakichś zaburzeń związanych np. z integracją sensoryczną) są ostrożniejsze niż te, których w każdej sytuacji pilnują rodzice. Pozdrawiam

      1. Ponieważ mój ojciec był ichtiologiem,nasze dzieciństwo związane było z wodą i obawą rodziców ,że się potopimy.Rodzice znależli wyjście,po prostu ojciec nauczył nas pływać.Oczywiście zakaz kąpieli bez obecności opiekuna nadal obowiązywał,stosowaliśmy się do tego zakazu bo nagrodą było pływanie z tatą ,często za łodzią na środku jeziora,czasem zabawy z drewnianą kłodą z której się spadało .Do dziś kocham wodę.Piszecie mamusie o skakaniu po tapczanie,u mnie był zakaz ,kto nie posłuchał omijała go bajka opowiadana przez ojca wieczorem po kąpieli,żadne kapturki,sierotki,czy królewny.Bajki były o zwierzętach i tych w powietrzu i tych na ziemi i tych w wodzie.W domu mieliśmy zwierzyniec,rodzice pozwalali zatrzymać jeże z przypalonymi kolcami srokę ze złamanym skrzydłem,gila ze złamaną nogą,była kuna leśna ,której mama zginęła w czasie ścinania drzewa,nad oknem miał pajęczynę olbrzymi tłusty pająk,na strychu wisiały nietoperze one jedne i pająk nie chciały się oswoić.Wolno było zatrzymać zwierzę pod warunkiem całościowej opieki nad zwierzątkiem.Mieliśmy ponad 100 sztuk drobiu ,króliki, 4 ule duży sad i,warzywnik.To wszystko mama ogarniała a raczej my.Pójdziecie się kąpać jak oberwiecie dwie jabłonki,i nazrywacie mi fasolki szparagowej,wieczorem czas na podchody,możemy iść się bawić jak nakarmimy cały zwierzynie czyli kury,kaczki,indyki,królikom nazrywamy zielonki,sprzątniemy klatki.Pracowaliśmy wspólnie mając wspólny interes Nasza samodzielność niejednokrotnie zagrażała życiu ale zbudowała niezwykle mocne więzi między naszą czwórką i tak jest do dziś Myślę że dzieci powinny mieć nie tylko prawa ale i obowiązki,powinny nauczyć się współdziałania ,szacunku dla ludzi i zwierząt,szacunku dla pracy.Nie trzeba na dzieci wrzeszczeć,one słyszą wrzask i ani jednego słowa,trzeba je nauczyć zrozumienia słowa N IE,trzeba dawać im możliwość wyboru i nadal twierdzę że uderzenie dzieciaka upokarza obie strony.Córki twierdzą że mam inne sposoby „znęcania się nad dziećmi”ale o ym innym razem .Dobrej Nocy

    5. Dokładnie ,denerwuje mnie takie wymądrzanie że zawsze się da inaczej. Otòż bywa tak,że nie da się.Jest to frustrujące ale taka jest prawda. Przestałam wierzyć,że matki są tak idealne jak myślą,bo jeżeli dziecko prosisz,tłumaczysz,pokazujesz że tak nie wolno i tak 1 tydzień ,2,3 a ono zwyczajnie Cię olewa,bo woli to robić to sorry ale ja będąc ogromną zwolenniczką tłumaczenia etc wymiękłam. Dałam klapa i co się stało? Powiem teraz raz i rozumie.Oczywiście,że mam wyrzuty,bo „mądre” książki pozwoliły mi w to wierzyć.Ale nikt mi nie może zarzucić,tego że nie wykorzystałam innych sposobòw żeby dziecko mnie
      posłuchało.A jak , ktoś ma dobre rady , to zapraszam do pobycia z moim temperamentym dzieckiem przez tydzień i wdrożenia dobrych rad.

  2. Bo dziecko = czas mu poświęcony. Każde dziecko, które znam jako „rozwydrzone, rozdarte, niegrzeczne” było / jest bite. Czasem wypaple matka (zazwyczaj z dumą…), czasem tajemnicę rodu wyda dziecię. I każde, które jest „fajne, mądre, Jezu jakie grzeczne i spokojne, jak ci się udaje rozmawiać z nim jak z dorosłym?” ma/miało poświęconą uwagę w odpowiednim stopniu. 16 lat stażu nauczyciela to niezła praktyka.

    1. Uogólniać bym nie uogólniał, szczególnie że pełno jest sześciolatków, które można odebrać jako rozwydrzone czy niegrzeczne, a nigdy uderzone nie zostały. Możliwe, że gdy mówimy o dzieciach mających więcej lat na karku, jest to bardziej widoczne?

      1. Ja mam takie obserwacje co do dzieci klas IV w górę. W gimnazjum apogeum. A wiecie, ze nawet wtedy rodzice potrafią sprać dzieci? Znajoma (nauczycielka – sic!) żaliła sie, jak ja bolą ręce, bo „wyprała” syna za pyskowanie nauczycielowi (innej koleżance z pracy…). Oczekiwała empatii. Nie dostała. Dostała parę trudnych pytań.

        1. Mam czterolatkę, która w przedszkolu uderzyła panią. Podczas rozmowy w domu powiedziała „ale przeprosiłam”, panią bardzo lubi, ja zresztą też 😉 Jestem przeciwna biciu, bo, żeby coś osiągnąć musiałabym pozbawić ją charakteru. Ona taka po prostu jest. Oślica straszna. Wiem, że w życiu sobie poradzi, ale ja mam z nią ciężko. Jest drugim z trojga moich dzieci (6, 4 i 2lata). Proszę o podpowiedzi, jeśli macie jakieś pomysły, jak sobie poradzić z uparciuchem.

          1. Ja też z chęcią posłucham takich rad 🙂 Mój ma już 6 lat i dalej jednego sprawdzonego sposobu nie mam 😉

          2. Fajnie, bo wydaje się, że masz sposoby na wszystko 😉

  3. Świetny artykuł! Mam jedynie zastrzeżenia do jednego punktu. Dzieci nie bywają rozpuszczone, rozwydrzone i roszczeniowe jedynie, gdy rodzice nie poświęcają im dość uwagi. Sprawa nie jest taka prosta. Dobry rodzic nie zawsze równa się dobre dziecko. Dzieci rodzą się z określonym temperamentem. Czasem mogą nie zachowywać się w sposób, jakiego byśmy oczekiwali i jaki jest społecznie przyjęty. Ostatnio czytam sporo książek o psychopatii. Bob Hare, jeden z czołowych badaczy zajmujący się tym pojęciem, obalił mit, jakoby przestępcom było poświęcane niewiele uwagi w dzieciństwie. Innymi słowy, środowisko wcale nie jest przyczyną zachowań aspołecznych, a przynajmniej nie w takim stopniu. Istnieją osoby, które po prostu rodzą się z osobowością aspołeczną i bliscy nie są w stanie nic z tym zrobić. Często to, co wydaje nam się proste, wcale takie nie jest. Ważne jest uczenie rodziców odpowiednich wzorców. Ale ważne jest również uświadamianie im, że nie zawsze złe zachowanie dziecka jest ich porażką.

    1. Dlatego też wspomniałem o tym, że geny to nie wszystko. Co znaczy, że mają wpływ, ale jednak to wychowanie nadaje im ostatnie szlify. I moim zdaniem do każdego „zestawu genów” da się dobrać odpowiedni rodzaj wychowania, który doprowadzi do wyprowadzenia „na ludzi” (co też zdają się sugerować sami genetycy, którzy owe badania przeprowadzają). Po prostu z jednymi dziećmi będzie łatwiej, a z innymi trudniej, ale ze zdecydowaną większością będzie to możliwe.

  4. ostatnio mój teść był bardzo zdziwiony, że nie podoba mi się skierowany do mojej córki komunikat „nie wolno, bo mama będzie krzyczeć”. ja powiedziałam, że młodej można wytłumaczyć, że nie wolno, bo może sobie sobie zrobić krzywdę, to usłyszałam: „a co ja takiemu dziecku będę tłumaczył?!”

    PS. jaki jest powód tego, że nie mogę komentować nic co udostępniasz na Twoim profilu na fb?

  5. Podziwiam Cię, że jeszcze Ci się chce pisać o tym, że nie powinno się bić dzieci. Mnie już ręce i cycki dawno opadły… A czytając komentarzy tych ludzi, sądzę, że ciemnogród, ciemnogrodem pozostanie.
    Tekst świetny !!!

  6. Dokładnie wszystko opada. Ostatnio zaczęli taką dyskusje w pracy i się włączyłam.

    Ehhhh…. zostałam zakrzyczana, zrównana z ziemią i usłyszałam, że moje dzieci to na pewno wyrosną na rozpuszczone bachory, a potem to może i nawet kryminał.

    A ja wierzę, że to ma sens. Że będę miała dwoje dzieci pełnych empatii, które wybiora dobro, bo jest ono dobre, a nie dlatego, ze dostana ode mnie po tyłku, jak zrobią źle. Mam zamiar kontunuować, bo szacunek dla drugiej osoby (obojętnie jak małej) to podstawa mojego poglądu na świat.

    1. Dostałam klapsa nie raz nie dwa jak byłam mała. Wiem co to dobro i jestem bardzo empatyczną osobą. Znaczy, że jedno nie wyklucza drugiego ^^?

      1. Nigdy nie śmiem tak twierdzić. Ja też dostałam po tyłku nie raz, nie dwa i też wiem, co to dobro i też jestem empatyczna. Są po prostu silniejsze jednostki, które daja radę.

        I jako, że wiem, co to sa klapsy, wiem, że nie takie wychowanie chcę dać dzieciom. Nadal uważam, że pokazywanie dziecku, że można się pastwić nad słabszym, mniejszym jest złe.

        1. Nie czułam nigdy, że klapsy od mojej mamy były „pastwieniem się nad słabszym”. Nie czułam się też poniżona, zła na nią. Klapsy nie były pierwszym co przychodziło po zrobieniu czegoś złego, a były ostatecznością, gdy pozostałe metody nie zadziałały. Na koniec miałam wytłumaczone co i jak zrobiłam źle. I nadal czułam się ważna, kochana.
          Uważam, że stwierdzenie iż klaps to „bicie i poniżanie” jest takim samym błędem, jak stwierdzenie, że wychowanie bez klapsa, to „wychowanie rozpieszczonego bachora bez zasad”.
          Złoty środek przede wszystkim 🙂

        2. Naprawdę uważasz, że Twoja mama pastwiła się nad Tobą, bo byłaś mniejsza i słabsza? 🙂

          1. Wątpię, aby robiła to z osobami, które były większe i silniejsze, więc tak. To jest jedyny powód dla którego rodzice stosują kary cielesne. Nie świadczy to o nich najlepiej, ale tak właśnie jest.

          2. Moja mama nie pastwiła się nade mną. Nigdy tak się nie poczułam po klapsie. Córki jej są szczęśliwe, dobrze wychowane.
            Proszę mi zatem wytłumaczyć jak to możliwe, że pomimo tego jak to Pan nazywa „pastwienia się” jakoś wyrosłyśmy na ludzi?

          3. Wytłumaczenie jest proste – za to odpowiadają geny. Jedni mają geny, które pozwalają im się przyzwyczaić do takich warunków i w miarę normalnie egzystować – a inni mają takie, które na to nie pozwalają. Także nic tylko się cieszyć, że byłyście w tej pierwszej grupie.

            Niemniej zamiast pytać się o to jakim cudem wyrosłyście na ludzi, pomimo kar cielesnych, powinnaś się zapytać: kim więcej mogłybyście się stać, gdyby tej zbędnej przemocy nie było?

          4. Czyli idąc Pana tokiem rozumowania. Jedne geny mogą się opierać wychowaniu bez klapsa, a inne mogą być podatne. I wtedy jest pytanie, jeśli pozostawimy bez klapsa, to co z tego wyrośnie?

            Kim mogłabym się stać? Może aktorką? Może egoistką? Może skończyłabym w więzieniu, a może jako Prezydent, a może byłabym taka sama jaka jestem teraz. Któż to wie?

          5. Przeczytałam. Wszędzie jest mowa o biciu i maltretowaniu czy przemocy seksualnej.
            Chciałabym widzieć bardziej dokładne opisy tego co autor miał na myśli pisząc przemoc i bicie. Bo zgadzam się, że sytuacja opisana w Newsweeku jest straszna i nie powinna mieć miejsca. Mam nieśmiałe spostrzeżenia, że równacie dwie różne sytuacje:

            1. Klaps, który jest następstwem złego zachowania dziecka, pomimo wcześniejszego, kilkukrotnego tłumaczenia. Klaps, czyli pacnięcie ręką w pupę tak by trochę zabolało. Następnie rozmowa z dzieckiem, tłumaczenie mu ponowne, dlaczego, z jakiego powodu, że troszczą się i kochają.

            2. Źródło.

            Jeśli dla Was te dwie sytuacje są tak samo wyniszczające psychikę dziecka i prowadzą do alkoholizmu, to ja naprawdę się dziwię, jakim cudem przeżyliśmy? Nasi dziadkowie i babcie? 90% społeczeństwa powinno być nienormalne, bo przecież dawniej tak się chowało dzieci. Młodzież.

          6. 8 milionów Polaków cierpi na zaburzenia psychiczne, tak mówią dane. Jednak nie widzę tam jasno nakreślonego związku z klapsami. Czy posiadasz takie dane, że każdy z tych 8 milionów Polaków otrzymał klapsa i nic innego ich nie łączy i na pewno jest to powodem ich zaburzeń? Osobiście doczytałam się o problemach również z pracą, brakiem pracy, zarobkami etc.

          7. Przed chwilą udowadniałaś mi, że wszyscy tak byli wychowywani (90%), więc pozwolę sobie z tego skorzystać. W efekcie nie muszę łączyć klapsów z tymi chorobami, bo one i tak były w większości domów. A to że ujawniały się dopiero po wielu latach, to jest zupełnie naturalne i zgodne z tym jak działa nasz organizm na doznane krzywdy.

          8. 90% osób również oglądało telewizje, czytało książki i było zmuszanych do chodzenia do szkoły. Rozumiem, że to też możemy połączyć z chorobami i nawoływać, by nie przymuszać dzieci/nie pozwalać im?

          9. W takim razie z chęcią przeczytam 🙂 Dziękuję za link!

  7. Nie wiem skąd, ale byłam pewna, że ostateczna odpowiedź do tytułu to będzie 'nigdy’ 😉 Mam wrażenie, że tego typu posty powstaję dlatego, że w ludziach jest ciągle dość silne przekonanie, że są dwie drogi – albo klaps, albo wychowanie bezstresowe. A wychowania bezstresowego boimy się jak ognia. I my mówimy „nie biję” a oni słyszą – „wychowuje rozwydrzonego bezstresowego bachora”.
    A z tym spaniem to faktycznie hit – ja też tak mam, jak mi się nie chce spać, to porządny łomot zawsze mi pomaga. Od razu robię się śpiąca i trzymam smoczek tak mocno jak tylko się da. Jakby tak ludzie myśleli trochę logicznie czasem, a nie na zasadzie powielana schematów – świat byłby chyba znacznie mniej fascynujący…

  8. W przykładzie o wypluwaniu smoczka najbardziej przeraziło mnie to, jak bardzo małe dzieci są bite przez rodziców – bo ile może mieć dziecko, które jeszcze zasypia ze smoczkiem? Rok? Dwa? Strach pomyśleć, że mogło dotyczyć to młodszego dziecka… Sama ma 6-miesięcznego syna i też często nie chce spać (raczej chce a nie może, bo jak nie chce to go nie usypiam, chyba że o 1.00 w nocy 🙂 i smoczek też wypluwa 🙂 ale serce mnie boli jak myślę, że takie maleństwo mogłoby zarobić od matki za coś takiego… Czasem jak go próbuję uśpić trzecią godzinę w środku nocy i przy okazji boli mnie głowa i padam ze zmęczenia, to też mam nerwy w strzępach – wtedy go odkładam na łóżko i płaczę. Zawsze wtedy milknie – nie wiem, czy ze współczucia, czy dlatego że gapi się na matkę, która się dziwnie zachowuje 😉 a jak skończę mój teatr i spojrzę na niego, to się do mnie uśmiecha 🙂 Dzieci są dobre i mądre, nawet takie maleństwa.

    Ojciec – wielkie uznanie dla Ciebie. Zawsze jak mam kryzys i zaczynam się zastanawiać, czy może jednak nie powinnam wymusić na moim dziecku nauczenie się zasypiania samemu w łóżeczku (bo wokoło mi mówią, że rozpuszczone), albo że powinnam zachować się jak porządna pani domu i posprzątać chałupę, zamiast nosić i zabawiać marudę, który ma akurat gorszy dzień, to wchodzę sobie na Twojego bloga i wszystko mi przechodzi 😉

  9. Bardzo dobry wpis. Zgadzam się całkowicie.
    Dla mnie bicie jest równie złe niż wrzask. I z doświadczenia wiem, że normalna rozmowa potrafi dotrzeć do dziecka, często nawet lepiej niż krzyk.

  10. Nasze dzieci rodzą się posiadając nasze geny,mówimy ” podobna do taty ale charakterek ma po mamusi”
    to część prawdy,dziecko faktycznie rodzi się mając wdrukowane cechy genetyczne zarówno dotyczące wyglądu jak i psychiki ale wydaje mi się że już od urodzenia zbiera wiedzę o swoim otoczeniu,i wykorzystuje ją.Jeżeli w tym czasie dziecko wyczuwa nerwową atmosferę,słyszy krzyki,wyczuwa strach i gniew mamy,to po prostu się boi i płacze,jeżeli usłyszy krzyk Nie rycz,poparty klapsem to czuje się samotne ,przerażone,chowa się jakby w głąb siebie..I nie jest to dobra prognoza na przyszłość.NIGDY NIE UDERZYŁAM DZIECKA,NIE MA KLAPSA WYCHOWAWCZEGO,ostrzegającego i żadnego innego,jestem dość spokojną osobą ale jak ktoś uderzy przy mnie malucha to wpadam w furię.Pewnie ,w codziennym kieracie można stracić cierpliwość,zanosiłam wtedy malucha na tapczan i mówiłam że mamusia jest w kuchni ,jak zdecydujesz się przestać wrzeszczeć to na ciebie czekam i będziemy razem np zagniatać ciasto .Małe dziecko to mały człowiek ma swoją godność,ma swoje potrzeby no i ma swoją wolę.Ja mam dwie dorosłe córki,wyrosły w przekonaniu że są mądre,dobre i odważne,są asertywne.mam wnuka i wnusię,wielu rzeczy nie pamiętam czy raczej ja to widziałam inaczej ,moje dziewczyny mówią że zapamiętały moją absolutną konsekwencję,że dorastając czuły się bezpieczne i żę nie opłacało się ani skłamać ani złamać zakazu bo kary choć nie naruszające ich godności były dotkliwe,np jeżeli nie sprzątniesz biurka to nie pójdziesz na zabawę szkolną i nie poszła.. mam 63 lata ,jak do tej pory dogaduję z każdym dzieckiem,staram się je zrozumieć i zawsze są tu dzieciaki ,z rodziny albo nie z rodziny i dobrze mi z tym

  11. Witam, dziękuję za Twoje wpisy. Taki sposób wychowania to dla mnie nowość, nikt w moim otoczeniu nic podobnego nie stosował i nawet przez myśl by mi nie przeszło że można inaczej (tak samo było z BLW). Po początkowym niedowierzaniu, wahaniach, myślę, że też bym tak chciała nigdy nie uderzyć dzieci, ale to wcale nie takie proste… Po pierwsze trzeba sobie poradzić jakoś ze swoim gniewem, nigdy nie poznałam innego sposobu niż klaps i teraz to taki odruch, że zdarza mi się uderzyć zanim pomyślę… Trudno z tym walczyć. Po drugie zaś, ciężko jest wymyślić inny sposób na poradzenie sobie z małym uparciuchem. Taka sytuacja – trzylatka ma jeść śniadanie. Nie będzie jeść z tej miski, więc przekładam do innej. Nie będzie jeść bo za mało. Daję więcej. Zostawia połowę. I następnego dnia to samo. I tak przez tydzień z okładem. W końcu mówię, że nie dam więcej, bo nie zjada wszystkiego. Ryk. Mówię żeby jadła, bo nie zdążymy do przedszkola. Upiera się, że chce więcej, albo to wyrzuci. Ostrzegam, że jak wyrzuci to będzie głodna. Jeszcze trochę ta kłótnia trwa, po czym ona wyrzuca jedzenie na podłogę. Idzie do przedszkola głodna. Następnego dnia powtórka z rozrywki. Wcześniej zwykle jest jeszcze walka o ubranie, bo przecież nie może na przykład iść do przedszkola bez rajstop czy spodni w listopadzie. No i co można zrobić z takim uparciuchem? Nie, żebym ją biła co rano, bez przesady, ale kilka razy mi się zdarzyło i potem żałowałam tej mojej słabości… Jestem otwarta na propozycje, bo zdaje się, że mi samej brakuje wyobraźni…

    1. Opowiem jak ja postępuję w podobnej sytuacji.

      Jeśli dziecko chce czegoś więcej na talerzu, niż podejrzewam, że jest w stanie zjeść, to jeden raz mogę zaryzykować. Jeśli jednak nie zje i historia się powtórzy – odmawiam, tłumacząc to marnowaniem jedzenia. Jeśli zaczyna się odgrażać, że ono przykładowo w takim razie nic nie zje, to zabieram talerz, bo spodziewam się wybuchu złości, a szkoda mi talerzy 🙂 Kiedy wybuch nadchodzi, pozwalam mu się objawić, pilnując, aby dziecko nie dokonało zbyt wielkich zniszczeń (często przypominamy sobie jakieś historie o radzeniu sobie ze złością). Jak złość przejdzie, przychodzi smutek, więc jestem obok i przytulam. Wtedy też dziecko zwykle zaczyna ponownie negocjować, ale się nie uginam, co czasem powoduje, że historia się powtarza. Jeden, dwa razy i ostatecznie mamy sprawę załatwioną.

      Czasami taka nauka trwa kilka dni, ale jeśli tylko będziemy konsekwentni, to powinno się udać. A jeśli widzimy, że sposób naszych tłumaczeń „dlaczego nie”, zupełnie na nasze dziecko nie działa, to poszukajmy innych argumentów.

      1. Dziękuję za odpowiedź, mniej więcej tak właśnie staram się postępować, co wcale nie jest takie proste, bo wymaga wielkiej samokontroli. Ale uważam, że to dobra droga i warto nią iść. Dziękuję za wiele dobrych rad, jakie tu znalazłam 🙂

  12. Mój syn ma dwa lata. Od jakiegoś czasu upodobał sobie kopanie kotów (mamy dwa małe kotki). Nie pomagają tłumaczenia, udawanie, że kotek płacze, kary. Moja siostra raz mu dała klapsa i o dziwo na jakiś czas pomogło. Zobaczył, że to co robi boli, ale co dalej? Nie będę go przecież biła. Jakaś sugestia?

    1. Koty zwykle mają własne systemy obronne. Moje dzieci już się nauczyły, że z kotem można się bawić, ale bez przegięć – każde ma jedną czy dwie rysy. Może u was to też zadziała?

      1. Duże koty i owszem. W akcie desperacji bronią się, ale te są malutkie. Zresztą to raczej nie tyczy się gatunku zwierząt, a zachowania. Zastanawiam się jak tłumaczyć ból. Słowami? Może w tym konkretnym przypadku właśnie podejście mojej siostry jest tym właściwym? Uderzył, poniósł konsekwencje, zabolało – zobaczył co to jest. Ale co dalej?

        1. Przede wszystkim tłumaczyć, a w przypadku dwulatków to jednak najlepiej będzie po prostu izolować. Zrobiłeś krzywdę kotkowi i kotek nie ma ochoty się z Tobą bawić. Kotek się boi. Co do klapsa – jeśli nie zrozumie tłumaczeń, to sensowności klapsa też nie zrozumie.

  13. Mam nadzieję, że mój komentarz nie zaginie w tej lawinie 🙁 mam dwuletniego synka. Dziś pierwszy raz widziałam taki atak histerii. Mały znalazł sobie zabawę w łazience i jak nie widzę wyciąga papier i rozwija go do zera, po czym rwie na mniejsze kawałeczki. Dziś mu zabrałam. To co się wydarzyło potem to było najdłuższe 40 min w jego i moim życiu. Atak furii, rzucanie wszystkim co popadnie, bicie mnie, uderzanie w ściany, rzucanie we mnie autkami. Chciałam mu wpierdzielić (tu w myślach miałam gorsze słowo), czułam gniew, bezradność i złość, że nie wiem co robić. Na raz odczuwałam współczucie, że nie rozumie co się z nim dzieje i frustrację, że pomimo anielskiej cierpliwości i spokojnego tłumaczenia jest jeszcze gorzej. Jakby ktoś mi dziecko podmienił. Atak przeszedł po 40min, ja wyczerpana, zaczęłam szukać w google. „Bunt dwulatka” – to by wiele tłumaczyło, tylko średnio w to wierzę. Dalej „sposoby na poskromienie agresora”. I się załamałam. „Odizolowanie, aż się wyciszy”, brak reakcji, tłumaczenie itd, każdy tekst, inna rada. Wiem, że był tu jakiś tekst, wtedy mnie nie dotyczył i tylko go przejrzałam, ale teraz potrzebuję pomocy, bo wiem, że to może się znów wydarzyć i chcę być gotowa 🙂

    1. 40 minut? O rany… ale ma Pani silnego malucha. Ja wiem, że takie chwile są strasznie ciężkie, ale gdy człowiek pomyśli, że ma dziecko z tak silną wolą, to jakoś tak chociaż troszkę lżej jest na sercu. Ten tekst, może chodziło o: https://www.blogojciec.pl/dzieci/najlepszy-sposob-zeby-wychowac-swoje-dzieci-bez-krzyku/.

      Dodam też, że obecnie czytam książkę Rodzicielstwo przez zabawę i myślę, że mogłaby ona Pani pomóc. Czasami w takich sytuacjach, wystarczy jeden odpowiedni gest czy jedno słowo, żeby złość dziecka przemieniła się w śmiech. Przez łzy, ale śmiech. I jak się uspokoi, to odczekać dobrą chwilę i dopiero wtedy porozmawiać o tym co się stało.

      1. Moze to nie bylo tu, ale pamietam, ze czytalam o tzw. Buncie dwulatka, jak do tego podejsc, jak reagowac. Nie krzyknelam na niego dzis, ale malo brakowalo. Uparty… prawda. Po dzisiejszym silowni mi nie trzeba. Stalam jak wryta. Tyle o tym slyszalam, a jak mnie spotkalo to nie umialam reagowac. Oczywiscie ja mu ciagle tlumacze, nazywam emocje, wyjasniam, ze czasem ludzie sa zli i ze brzydko sie zachowuja i ze rozumiem, ze on cos by chcial, a ja mu nie daje z roznych powodow. Ksiazke z pewnoscia przeczytam. Zrobie sobie prezent na Mikolajki 🙂

  14. Ja znam sytuacje taka. Pojawia się ona w trzecim stadium spokojnego przeczekiwana, tudzież tłumaczenia mu np. że trzeba się rano ubrać czy umyć, bo niemyte ząbki chorują, wypadają i nie ma czym gryźć cukierków, tudzież odwracania dziecka uwagi od tego co chce lub tego co nie chce, tudzież przytulania i głaskania dziecka zeby sie uspokoiło. Trzecie stadium znajduje sie po pierwszym, czyli po zwykłym acz donośnym płaczu. Jest też po drugim, czyli po darciu kota na cały regulator, rzucaniu sie na podłogę, rzucaniu czym popadnie gdzie popadnie, waleniu wszystkimi kończynami w ściany nośne i po kolejnej myśli sąsiadów „moze jednak zadzwonić na te kuratelę?”
    Trzecie stadium to moment kiedy pomimo stadiów 1 i 2 nadal zdobywasz sie na dojrzałe rozwiązania, ewentualnie zaciskasz zęby i robisz swoje, a dziecko zaczyna swoją agresje kierować przeciw tobie. Drapie, szarpie, ciągnie za włosy, uderza. Jeśli dla niespełna dwulatka z takim zachowaniem jedynym kijem ma byc brak marchewkii, tudzież czcze gadanie o kiju, którego nigdy nie powąchało, to juz wiem gdzie sa źródła kryzysu kultury zachodniej.

    1. Jeśli już przyczyn kryzysu się upatrujemy to na pewno można go szukać tam, gdzie dorośli ludzie zamiast użyć zwojów mózgowych, używają siły. Jeśli dorosły człowiek nie potrafi sobie bez przemocy poradzić z dwulatką, to może i dorosły jest, ale dojrzały na pewno nie.

      1. „A jeśli ktoś zna sytuację, w której należałoby dać dziecku klapsa, to proszę o podzielenie się nią w komentarzach. Przeanalizujemy i podobnie jak w przypadku powyższych rozwiązań, zaproponujemy alternatywne rozwiązanie. W ramach czynu społecznego.”

        Dziekuje za rzetelną analizę i merytoryczne uwagi. Nie pozdrawiam.

  15. Ja wielka przeciwniczka klapsow dalam go dzisiaj swojemu niespelna 3 letniemu dziecku. Od kilku tygodni moj syn wpada w histerie prawie codziennie, zwykle bez wiekszej przyczymy. Prawda, zwykle jak cos sie konczy: czas na ogladanie bajek, powiedzenie nie czemus czego nie moge powiedziec tak, podczas ubierania sie, wychodzenia na spacer, wracania itd…
    Faktem jest, ze przegapilam moment kiedy stal sie juz zbyt zmeczony, zeby sie to nie skonczylo owa histeria. Dzis wyjatkowo nie mial drzemki w ciagu dnia wiec powinnam byla go przygotowac do snu o wiele wczesniej. Mniejsza z tym. Stalo sie, dalam klapsa, kiedy on wrzeszczal tak, ze tracil dech i kaszlal do utraty wlasnie tchu. Myslalam, ze go w taki sposob otrzezwie. Nie otrzezwilam. W koncu wzielam na rece i przytulilam, zrobilam to, o co prosil mnie nawet histeryzujac:( zaznacze tylko, ze nie zawsze moge, bo mam na stanie jeszcze 15 miesieczna dziewczynke, ktora domagala sie akutat cyci?
    Oto moje najgorsze doswiadczenie. Teraz sie naczytalam i juz wiem, ze nigdy moje dzieci nie doswiadcza klapsow.

  16. U nas stała się rzecz zła. Mamy trójkę dzieci w wieku 7,4 i 3. Żadne dziecko do tej pory nie dostało klapsa, aż do dzisiaj… Stało się to na grillu u nas w ogrodzie. Od pewnego czasu młodszy, 4 letni syn zaczyna boksować rodzeństwo (gdy mu coś nie pasuje). Ostatnio jak myślał, że nikt nie widział, to wysadził lewego sierpowego siostrze, gdy ta jechała na hulajnodze. Spadła i był wielki dramat. Tlunaczliśmy mu to nie raz. Dziś synek znów dał ciosa piescią siostrze w twarz a ona tak niefortunnie odskoczyła, że uderzyła głową mocno w drzewo. Strasznie się przeraziłam. Ja krzyknęłam, a Mąż w nerwach dał klapsa synowi. Był wrzask, płacz (synka i córki)… Niedobrze się z tym czuję, dlatego jestem tu o 0:30 i szukam pocieszenia. Ech…

  17. Czasami mam wrażenie, że większość psychologów też wymaga porady… Czasami rozmowa, pokazywanie alternatywy, słuchanie i brak wyznaczenia jasnych granic dziecku tworzy patologię równie skrajną co przemoc. Najlepszym przydałem jest dzisiejsza młodzież- wszystko im się należy, powszechne domniemanie bezkarności i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności. W dzisiejszych czasach częściej można zaobserwować terroryzowanie rodziców przez dzieci- „Jak mnie dotkniesz albo podniesiesz głos to Cię na policje zgłoszę”- to jest chore. Co jeżeli dziecko przejawia agresję wobec zwierząt „z ciekawości”, mimo iż nigdy tego ze strony rodziców nie widziało? Co jeżeli dziecko złamie prawo? Wtedy to właśnie rodzic w pierwszej kolejności pociągany jest do odpowiedzialności, nie dziecko. Dlatego podawanie przykładu typu: „jeżeli dziecko dostaje „klapsa” za [skrajnie]złe zachowanie, to rodzic za wykroczenie też powinien”, jest tak absurdalne jak twierdzenie, że tylko rodzic jest odpowiedzialny za zachowanie dziecka. Dorosły człowiek odpowiada sam za siebie i swoje czyny- tu tkwi ogromna różnica. Zapominamy, że w dużej mierze społeczeństwo, rówieśnicy i oświata jest także za to odpowiedzialna. Na odpowiedź typu „jeśli otoczenia jest złe, to trzeba je zmienić”, musielibyśmy całkowicie odciąć dziecko od świata zewnętrznego i zamknąć je „na klucz”, co jest równie skrajną przemocą. Jeżeli konwencjonalne metody wychowawcze nie dają rezultatu, niestety ale tak jak prawo wobec dorosłego stosuje argument wyższości, tak rodzic robi to wobec dziecka- bo tego uczy nas system. To ówczesne „bezstresowe wychowywanie dzieci” wpaja im tylko poczucie bezkarności, brak odpowiedzialności za swoje czyny i pokazuje im, że wszystko im się od życia należy, bez konieczności zapracowania na to. Następnie takie dziecko wchodzi w dorosłe życie i wtedy dopiero zaczyna się stres, bo nikt go nie nauczył, że na wszystko musi zapracować, że za złe zachowanie musi liczyć się z konsekwencjami(czasami nawet poważnymi). Jedyna właściwa metoda wychowawcza, którą mnie wychowywano i którą stosuję wobec własnego dziecka to „Co dajesz, to dostajesz”, i możecie wierzyć albo i nie ale to działa w każdym aspekcie życia. Szacunek do drugiego człowieka(zwłaszcza do kobiet), zwierząt, także samego siebie. Uczy determinacji, konsekwentnego podejścia do życia, szczerości, uczciwości i radości z życia, bo jeżeli dajesz szczęście innym, wraca ono do Ciebie w takiej samej, bądź zdwojonej sile. Nie będę kłamał, że nigdy nie podniosłem ręki na dziecko, bo w skrajnych sytuacjach(kiedy rozmowa, ostrzeżenia czy pokazywanie alternatywy) nie pomagało, musiałem pokazać mu, że życie to nie bajka i świat nie kręci się tylko wokół niego. Co rozumiem przez pojęcie skrajnej sytuacji? Ów przemoc wobec zwierząt, którą zaobserwował u rówieśników czy w Internecie. Bicie słabszych czy dziewczynek, bo tak robią koledzy w szkole albo (znowu) w intrenecie. Przy każdej sytuacji dostał ode mnie raz, i nauczył się, że jeżeli skrzywdzi kogoś słabszego, to ktoś silniejszy skrzywdzi jego. Złotym środkiem jest tutaj logika i równowaga. bicie czy gnębienie dziecka za błahostki jest chore- prawda. Ale czasami (niestety) ale pokaz siły jest nieunikniony, ale tylko w skrajnych przypadkach. Dzisiaj kiedy mój syn widzi sytuacje, w której ktoś bije/znęca się nad słabszym, zwierzęciem albo dziewczyną/kobietą i wie że sam może temu zaradzić, robi to. Jeżeli ma świadomość, że sam nie podoła- woła mnie(jeżeli jestem gdzieś w pobliżu) albo woła po pomoc, ale nie pozostaje biernym tak, jak większość społeczeństwa…

    „Co dajesz, to dostajesz”

    Z góry przepraszam za ewentualną niespójność czy delikatny chaos w wypowiedzi, ale nie chciałem się tu zbytnio rozwijać i zanudzać 🙂

  18. Kochani, jestem załamana, nie radzę sobie z własnymi emocjami. Szukam wsparcia i porady jak z tego wybrnąć.
    Na stanie 16 miesięczne bliźniaki. Syn i córka jak woda i ogień. One są jeszcze takie malutkie, wiem ze nie rozumieją i zawsze byłam przeciwna klapsom i krzykom. Przeczytałam wiele mądrych artykułów i blogów, historii i byłam pewna ze u mnie się to nie wydarzy. Od zawsze też wiedziałam ze mam dużo cierpliwości i spokoju.
    Od paru dni zaczęły mocno dokazywać, plus idą im po 8 zębów na raz. To nie jest wymówka, wiem. Córka szczególnie daje popalić, widzę ze jest głodna ale jak coś jej podaje to nie ruszy i jeszcze gorzej się złości. Zaczęła bić i kopać mnie po twarzy, ciagle za mną chodzi i płacze. Prawie cały dzień na rękach z małymi wyjątkami. Staram się tulić ile potrzebuje, ale czasem tez muszę np przygotować im posiłek, co zawsze kończy sie płaczem. Zreszta jest tego o wiele wiele więcej. Ale do brzegu.
    Jestem zmęczona. Przemęczona. Boli mnie głowa od ciągłego pisku ( córka upodobała sobie wysokie tony). Nie wytrzymałam. Dziś dałam jej klapsa, mała sie rozpłakała a ja razem z nią. Zreszta ja ciagle płacze i nie mogę sobie tego darować. Ale to była sekunda, nie zdarzyłam nawet pomyśleć ze powinnam ochłonąć, odruch.
    A za co ? Zaczeli wspinać się na krzesła, i póki na nich siedzą to jic nie mowie, ale oczywiście na siedzeniu się nie kończy, wstają i zaczynaja skakać albo wchodzić na stół. Mowie, ściągam, tłumacze ale marne skutki. Syn dziś spadł z wielkim hukiem, nie zdarzyłam go złapać. W momencie gdy go tulilam, córka zaczęła robić to samo czyli skakać na krześle. Krzyknelam by usiadła – inaczej by mnie nawet nie usłyszała bo brat płakał, ale miała mnie w nosie i tu nastąpiła ta sekund której żałuje.
    To nie był niestety pierwszy raz, tyle ze wcześniej to był taki klaps którego ona nawet nie zauważyła i nie poczuła aż do dzisiaj. Te słabsze byly w różnych innych sytuacjach ale wtedy udawałam ze to się nie wydarzyło z myślą ze się już więcej nie wydarzy. Ale dziś to już wiem ze nie mogę tego tak zostawić. Nie chce krzywdzić własnych dzieci przez swoją nieudolność i słabość.
    Proszę poradzcie jak sobie radzicie z takimi sytuacjami, kiedy już doprowadzeni jesteście do takiego punktu w którym nie kontrolujecie siebie ?
    Wiem, zaraz pewnie przeczytam ze to maluszki, ze one nic nie rozumieją i ze muszę nauczyć się kontroli. Ja to wszystko wiem. Ale mimo to wydarzyło się co się wydarzyło.
    Jakie są sposoby na naukę tej kontroli ?
    Jest mi wstyd, okropnie i czuje się najgorzej… ale najbardziej to szkoda mi córki ze ją tak potraktowałam.
    Zaczęłam rozważać wizytę u terapeuty.

  19. sytuacją gdy dziecko dokucza psu, rzuci go karmieniem, uderzy łopatka wysypie na niego piach czy kopnie, powtarzane i tłumaczone na spokojnie po 100 razy żadnego efektu i jak tu za 101 razem nie dać klapsa?

  20. Właśnie dałam swojemu dwulatkowi pierwszego w życiu klapsa,nagle odruchowo w momencie jak mnie ugryzł. Czuję się okropnie. Co zrobić aby inaczej reagować?

  21. Pytanie do autora tekstu i w sumie każdego, kto będzie umiał pomóc. Opisujecie sutuacje, gdzie faktycznie można się obyć bez klapsa. 2latek nie chce spać, 5latek za dużo gra w gry, inny latek skacze po pokoju. Jestem całkowitym przeciwnikiem jakiejkolwiek przemocy, zwłaszcza jak idzie o dzieci, zwierzęta bądź inne teoretycznie słabsze „stworzenia”. Jednak od jakiegoś czasu 13 letniemu synowi narzeczonej dosłownie odbija. Nie ma dnia bez awantury, ublizania nam, popychania. Młody z internetów wie, że jest nietykalny, bo durne prawo go broni. I tu już nie idzie o klapsy. Podczas ostatniej awantury jaką wywołał wykazywał się agresją już do tego stopnia, że ja skończyłem z rozcięta przez niego ręką, narzeczona dostała od niego w twarz, jego brat latał po ścianach. Sam też dostał od matki w twarz, nerwy jej już puściły. I wiem wiem, psycholog, psychiatra, to już znamy i mamy, więc proszę darować sobie takie rady. Bardziej chodzi mi o to, że obelgi bez przebierania w słowach można przełknąć, ale co z popychaniem pod tytułem „no dalej, uderz mnie, no uderz” czy ciskanie tym, co pod ręką albo danie przez dzieciaka w twarz mnie bądź jego mamie? Boimy się, że jak dostanie przysłowiowego wychowawczego liścia to skończy się policją, najściem kolegów albo nożem w plecach. Co w takiej sytuacji mędrcy? Czekać i liczyć, że nie trafi w serce? Bo przecież dotknąć nie wolno NIGDY…czekam na odpowiedź jaki złoty środek w takiej sytuacji, bo póki co młody sobie pozwala na co raz więcej, jest bezkarny i sam ściąga na siebie zakład w Warcie, poprawczak albo gorzej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *