Co naprawdę chciałbym przekazać rodzicom stosującym klapsy? 9 ostrzeżeń
W przeciwieństwie do tego, co przekazywałem im do tej pory?
Don Kichot?
Od dwóch lat, odkąd założyłem bloga, walczę z wiarą w to, że klapsy są koniecznie do wychowania dobrego człowieka. I po tych dwóch latach muszę niestety przyznać, że wielokrotnie w tej walce poległem. Wielokrotnie popełniłem błąd. Zdarzało mi się nazywać ludzi dających klapsy nieudacznikami, nazywałem ich troglodytami i nazywałem ich bezmózgimi yeti (między innymi tutaj). Wylewałem swoją frustrację na to, że krzywdzą swoje dzieci i jednocześnie całkowicie zamykałem możliwość porozumienia między nami. Zakładałem, że nie są warci mojego czasu poświęconego na jakiekolwiek tłumaczenia, bo przecież są w oczywistym błędzie i sami powinni to zrozumieć. Jednak w błędzie byłem ja.
Byłem w błędzie zakładając, że oni są złymi rodzicami. W rzeczywistości są to rodzice tacy jak wszyscy inni, którzy kochają swoje dzieci i chcą dla nich jak najlepiej. Może używają innej formy okazywania tego. Formy, która uznawana jest za przemoc, ale ich celem mimo wszystko nie jest skrzywdzenie własnego dziecka. Ich celem jest okazanie swojemu dziecku takiej samej miłości, jak każdy z nas okazuje swoim. I dlatego chciałbym wszystkie te osoby dzisiaj bardzo przeprosić. I powiedzieć, co naprawdę przez ten cały czas chciałem im przekazać, a co do tej pory było niejednokrotnie przykryte pod moimi pełnymi gniewu i jadu słowami.
Skąd taki pomysł?
Zupełnie niedawno przeczytałem, że mówienie ludziom czego nie powinni robić, przynosi bardzo niewielki skutek. Że nawet jeśli zrozumieją co do nich mówimy, to nie znając alternatywy i tak wrócą do swoich niewłaściwych wzorców. Zresztą wyobraźcie sobie, że ktoś nam mówi: „Nie chcę, żebyś jutro ubierał dżinsy”. Jaką informację nam to daje? Czy chodzi o to, że będzie ciepło i mamy się nie zgrzać? A może idziemy jutro do teatru i musimy się ubrać elegancko? A może chodzi o to, żeby wyprać dżinsy? Nie wiemy. Jeśli więc wyrazimy tylko to, czego nie chcemy, nasza wiadomość nie będzie wartościowa. Zamiast tego dobrze jest wyrazić nasze potrzeby i to czego chcemy.
Idąc więc tą drogą, stworzyłem pewną listę rzeczy, które chciałbym przekazać ludziom, którzy stosują klapsy i którzy uważają, że to jest koniecznie w procesie nauki. Zaczniemy od dużego kalibru.
1. Dzieci są bite i dostają klapsy tylko dlatego, że są słabsze od dorosłych
Naprawdę. Nie ma żadnego innego argumentu stojącego za tym, że dajemy klapsy. Nie dajemy dzieciom klapsów dlatego, że mniej od nas rozumieją czy że czegoś nie potrafią. Dajemy im je dlatego, że są słabsze.
Może oczywiście nam się wydawać, że nasza motywacja jest inna (na przykład chęć nauczenia dziecka, żeby nie wybiegało na ulicę), ale przecież gdybyśmy mieli obcokrajowca pod swoją opieką, któremu należałoby długo tłumaczyć dlaczego ma nie wchodzić pod jadące samochody – to tłumaczylibyśmy, aż by zrozumiał, a nie bilibyśmy go (przynajmniej ta cywilizowana część z nas).
Dodatkowym argumentem na podparcie tej tezy są liczne rozmowy z ludźmi, którzy dostawali klapsy tak długo, aż potrafili się postawić. I jak tylko ich rodzic poczuł, że podniesienie ręki, może go kosztować wizytę na ostrym dyżurze (uwierzcie mi, że bardzo często bite dzieci, które zbierają się na odwagę, aby postawić się takiemu rodzicowi, są gotowe na wszystko), to przestawał ją podnosić.
Czy chcecie więc dawać klapsy tylko dlatego, że wasze dziecko jest słabsze? Co więc zrobicie wtedy, gdy będzie nastolatkiem?
2. Niepewność, presja i strach uniemożliwiają naukę
To kolejny bardzo istotny punkt.
Nasz mózg jest zbudowany w pewien specyficzny sposób i ma to spory związek z naszą ewolucją. Jeśli nasze otoczenie staje się niebezpieczne lub czujemy się zagrożeni w jakikolwiek sposób, automatycznie uruchamiane są wszelkie pierwotne instynkty i najgłębiej zakodowane systemy obronne. To było nam kiedyś bardzo pomocne przy atakach drapieżników. To jest nasz taki „tryb bojowy”. Jednocześnie jednak, w takiej sytuacji automatycznie odcinane są wszystkie wyższe formy działania mózgu. Nie ma w takiej sytuacji możliwości na jakąkolwiek naukę, a często nawet na normalną rozmowę, bo nasz umysł operuje wówczas w inny sposób. Dokładnie tak samo jest z dzieckiem, które doświadcza strachu, bo ktoś na nie krzyczy lub ktoś je bije. Dlatego też nie jest to fizycznie możliwe, aby dziecko było w stanie się czegokolwiek sensownego nauczyć, gdy akurat „obrywa” od rodzica.
3. Zagrożenia płynące z „klapsa”
Nie będę was nawet tutaj próbował przekonywać, że każdy klaps powoduje traumę. Niemniej faktem jest, że jest kilka cech, które można nabyć dzięki klapsom. Oto część z nich:
- niska samoocena,
- izolacja społeczna,
- nadużywanie alkoholu, środków przeciwbólowych, leków, a nawet narkotyków,
- odczuwanie niepokoju,
- depresja,
- samouszkodzenia,
- osłabienie koncentracji objawiające się, np. osiąganiem niskich wyników w szkole,
- pogorszenie samopoczucia,
- nieposłuszeństwo,
- agresja wobec otoczenia,
- występowanie koszmarów sennych,
- moczenia nocne,
- dolegliwości fizyczne, będące skutkiem stresu psychologicznego,
- nieumiejętność radzenia sobie z silnymi uczuciami agresywnymi,
- nieumiejętność rozpoznawania własnych uczuć i przeżyć,
- problem z kontrolowaniem impulsów,
Źródło – tutaj jest ich jeszcze więcej. Warto też się zastanowić, które z nich mamy my sami, jako ludzie wychowywani klapsem. Mi wydawało się, że ja sam nie mam żadnych. Jednak po uczciwym przeanalizowaniu tej listy, znalazłem co najmniej pięć negatywnych cech, z którymi zmagałem się w moim życiu.
Jeszcze jedno ciekawe źródło, gdyby ktoś potrzebował.
4. Nie ma minimalnej dawki klapsa
Tak jak pisałem. Mało który pojedynczy klaps powoduje traumę. Szczególnie, że na pewno znajdą się dzieci bardziej wytrzymałe i nic im nie będzie nawet po latach klapsów. Niemniej będą i takie, które już po kilku uderzeniach, będą czuły się gorzej. Niestety nigdy też nie wiemy, który klaps może być tym, który naprawdę skrzywdzi nasze dziecko. Może nie stanie się to nigdy i oto będziemy mieć kolejne dziecko głoszące, że było bite i wyrosło na porządnego człowieka. Może. Istnieje jednak równie duża szansa, że nasze dziecko nie będzie miało tyle szczęścia, co inni.
Niestety w takiej sytuacji możemy stracić coś więcej niż tylko cierpliwość (kliknij tutaj).
5. Jestem zarówno przeciwnikiem klapsa, jak i „wychowywania bezstresowego”
Ten akapit piszę dla tych wszystkich, którzy już po tytule tego tekstu postanowili napisać mi co myślą o wychowaniu bezstresowym. A ja was uprzedzę moi mili. Wychowanie bezstresowe jest największą zakałą dwudziestego pierwszego wieku. Wychowanie typu curling, w którym wszystkie zakazy i granice są usuwane z życia dziecka sprawia, że albo w efekcie otrzymujemy dupka, który sądzi, że wszystko mu się należy albo z drugiej strony mamy melepeta, który nawet butów nie umie zawiązać mając dwadzieścia lat o zrobieniu sobie obiadu nie wspominając. Bo mamusia/tatuś zrobi za niego.
6. Brak klapsa, nie oznacza braku dyscypliny
Dlatego też brak klapsa, nie oznacza w moim domu braku granic czy braku zasad. Zarówno granice jak i zasady w naszym domu panują, a jedyna różnica jest taka, że przykładamy sporą wagę do tego, aby uniemożliwić dzieciom ich przekraczanie. Czyli na przykład zamiast dwadzieścia razy tłumaczyć dwulatkowi, żeby nie szedł na schody, założyliśmy bramki, które mu to uniemożliwiały. Druga różnica polega na tym, że jeśli już dzieci przekroczą jakąś granicę (na przykład uderzą rodzeństwo), to nie bije ich za to, ani nie upokarzam w inny sposób. Zamiast tego rozmawiam z nimi i dowiaduje się skąd wzięło się w nich przekonanie, że musi uderzyć brata. I pokazuje alternatywy. To jest szczególnie ważne, jak pisałem na początku. Klaps pokazuje dzieciom jedynie to czego im nie wolno. Nie wiedzą one jednak co mogą robić zamiast. Natomiast rozmowa pokazuje im, że są inne drogi, które mogą wybrać i nawet jeśli nie wybiorą ich za pierwszym razem, to po piątej czy dziesiątej rozmowie, w końcu się na to zdecydują.
7. Rodzice mogą użyć siły, ale nie po to, aby skrzywdzić dziecko
Nie chciałbym też, aby moje negatywne podejście do klapsa zostało odebrane jako całkowity zakaz stosowania siły wobec dziecka. Nic bardziej mylnego. Jako rodzice, wielokrotnie będziemy musieli jej użyć i nie powinniśmy się tego obawiać. Za każdym razem, gdy nasze dziecko zagraża sobie (np. wchodząc na jezdnie) lub innym (np. uderzając kogoś), mamy pełne prawo użyć siły, aby je powstrzymać. Przytrzymać, przytulić, podnieść, przenieść. Chodzi o to, aby powstrzymać, ale nie krzywdzić dodatkowo. Stać się czymś, co działa jak naturalna przeszkoda, typu bramka na schodach. Bo taka bramka nie pozwoli dziecku chodzić po schodach, ale też nie uderzy dziecka, gdy ono będzie próbowało.
Także jak najbardziej możemy użyć siły i zadziałać wbrew woli naszego dziecka, ale musimy pamiętać, aby robić to z poszanowaniem jego jako osoby.
8. Dzieci rodzą się dobre i mają pragnienie współpracowania z rodzicami
Cała filozofia klapsów wywodzi się z wiary w to, że dzieci żyją po to, aby nam przeszkadzać i aby robić nam na złość. To jednak nie jest prawda. Dzieci mają w zasadzie tylko jedno pragnienie. Zaspokajać swoje potrzeby. Potrzebę bliskości z rodzicami, potrzebę bezpieczeństwa, potrzebę akceptacji, potrzebę samorealizacji, potrzebę aktywności fizycznej… wiele jest tych potrzeb i każde dzieci mają je w innym stopniu wykształcone. Jedno dziecko będzie potrzebowało sporo się ruszać, a inne będzie potrzebować dużo się przytulać. Jedno dziecko będzie chciało spać samo, a inne z rodzicami. I to jest zupełnie naturalne, że dzieci są od siebie różne. Problem pojawia się jednak, gdy postanawiamy jakiejś dziecięcej potrzeby nie zaspokoić. Na przykład uważając, że dzieci powinni zasypiać same (bo tak zasypia dziecko naszej znajomej), zmuszamy nasze dziecko do tego samego, mimo że ono wyraźnie chce być z rodzicami. Lub dużo pracując, nie zaspokajamy dziecięcej potrzeby bliskości z rodzicami. Wtedy też dzieci mogą być „niegrzeczne” czy „złośliwe”.
To jest jak krzyk rozpaczy, który mówi: „Jeśli to będzie potrzebne, to będę najbardziej złośliwym dzieckiem na świecie, ale proszę poświęć mi kilka minut swojego czasu.”
Bo próbują zwrócić na siebie uwagę. Bo tylko będąc „niegrzecznymi” ją otrzymują.
9. Gdy dziecko przeżywa silne emocje, to potrzebuje bliskości, a nie kary
Wyobraźcie sobie, że nagle ogarnia was straszny smutek? Albo wszechogarniająca złość? Wręcz wściekłość? Lub jakakolwiek inna ogromna emocja, z którą nie potraficie sobie poradzić? Czego potrzebujecie w takiej chwili? Klapsa? Uderzenia? Krzyku? Kary?
Teraz zastanówcie czego potrzebuje wasze dziecko? Czego potrzebuje zdenerwowane lub wściekłe dziecko, które przytłoczone własnymi emocjami, zaczyna reagować agresją? Zaczyna być niegrzeczne? Nieposłuszne? Jaki sygnał ono nam wysyła?
Dla mnie sygnał jest dość jasny: „Nie radzę sobie z tym, co dzieje się u mnie w środku. Reaguję w jedyny znany mi sposób. Pomóżcie mi to zmienić. Nauczcie mnie, jak mógłbym postąpić inaczej. Pokażcie mi alternatywy. I proszę, nie krzywdźcie mnie tylko dlatego, że jeszcze nie potrafię robić wszystkiego tak dobrze, jak dorośli.”
I szczerzę mam nadzieję, że właśnie w ten sposób już za kilka lat, każdy rodzic będzie odbierał „niegrzeczne” czy „złośliwe” zachowanie. Dokładnie tak, jak chcą je wyrazić dzieci, ale nie jeszcze potrafią.
Zresztą, czy którykolwiek rodzic właściwie interpretujący zachowanie dziecka i widzący w nim to czym jest w rzeczywistości, czyli dziecięcą prośbę o pomoc, kiedykolwiek podniósł by na nie rękę? Myślę, że warto się nad tym zastanowić.
Prawa do zdjęcia należą do anthony.
dziękuję
Szczerze mowiac, to nie wiem czy post jest w stanie zmienić myślenie. Tak samo jak Ty jesteś przekonany, ze Twój sposób wychowywania jest właściwy i ktoś by Ci powiedział „nie rób tak, rób tak jak ja ci mowie”. Aczkolwiek może do kogoś trafi ;) na temat samego wychowywania sie nie wypowiem, bo dzieci nie mam, ale mnie rodzice nie bili i jak widac mozna i bez tego wyrosnąć na dobrego, porządnego człowieka.
Miejmy nadzieję, że trafi chociaż do jednej osoby, która po takim wpisie stwierdzi, że „spróbuje inaczej reagować”. Jedna osoba to też duzy sukces, bo to jedno dziecko, które nie musi doświadczać klapsa.
Ciężko jest mi to żyć bo innej metody ciężkim się nauczyć będąc w wychowywaniu zamoryzmu ,gdzie ojciec huczał nie tylko na dzieci
Chochlik? Uważasz się za takiego? Jesteś dobrym, porządnym człowiekiem? Nawiązując do Twojej wypowiedzi, że każdy ma inne metody wychowania to każdy może mieć inny pogląd oraz teorię co do porządnego człowieka.
Jeśli chodzi o post uważam ( jako rodzic), że każda propozycja, spostrzeżenie, dobra rada jest potrzebna. Rodzice powinni rozmawiać między sobą. Dla dobra dziecka.
Po raz kolejny – rodzicielstwo to cholernie poważna sprawa, a gdyby ludzie analizowali tak swoje życie częściej to świat byłby lepszy . W sytuacji gdy takie rodzicielstwo trafia się z przypadku- wyłącza rodziców z życia, zmusza ich mimo woli do czegoś -rodzą się frustracje, przechodzące w „no dobra, skoro już jest to niech sobie jest”, co przekłada się na bezrefleksyjne i niedbałe wychowanie. Zresztą taka bylejakość nie jest wcale domeną wychowywania.
Jestem pod wrażeniem, mam nadzieję, że tekst trafi do ,,grupy docelowej,, i uda mu się zmienić poglądy czytelników.
w naszej kulturze jest tak zakorzeniona przemoc wobec dzieci, że nieraz sobie myślę, że „jazda czołgiem” :) do mózgów rodziców napotkała by na opór. Mi w moim długim życiu udało się wpłynąc tylko na 1 osobę, a poznałam naprawdę setki jak nie tysiące osób, którym strałam się grzecznie tłumaczyć co w zamian. Kończyło się tym, że gadam bzdury a to że mam syna emocjonalnie zrównoważonego to tylko szczęście moje, że taki się urodził – ten kometarz pod moim tekstem http://masculinum.org/mamo-tak-mnie-kochalas-ze-teraz-juz-cie-nie/ jest b. ciekawy: ….” Krótko mówiąc mysle, że miała Pani szczęście. Spodziewam się, że znajdzie się spora liczba dwudziestolatków, którą… Czytaj więcej »
„Stać się czymś, co działa jak naturalna przeszkoda, typu bramka na schodach. Bo taka bramka nie pozwoli dziecku chodzić po schodach, ale też nie uderzy dziecka, gdy ono będzie próbowało.” Wyobraziłam sobie bramkę na schodach, którą ktoś próbuje przekroczyć, a ta bramka daje temu komuś w pysk. Śmiałam się z własnego żartu…
No rzeczywiście, budzi uśmiech ;)
Jako dziecko byłam bita przez rodziców i wyrosłam na porządnego człowieka… a przynajmniej na tyle, aby NIGDY nie uderzyć własnego dziecka. Miałam raczej przeciętne, normalne dzieciństwo, klapsy nie były na porządku dziennym, tylko gdy coś przeskrobałam lub też gdy w ocenie moich rodziców na nie zasłużyłam (teraz jako dorosły człowiek widzę, że ocena ta niejednokrotnie była błędna), a z moimi rodzicami mam dziś wspaniały i bardzo przyjacielski kontakt, ale do końca życia będę pamiętała te momenty, kiedy dostawałam lanie. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia, a tym bardziej śmieszy mnie (i martwi równocześnie) tłumaczenie rodzica, że 'ja dostawałem i nic… Czytaj więcej »
Co wybralibyście, klaps od rodzica, który kocha i nie nadużywa tego narzędzia, czy słowno-emocjonalne gierki, od rodzica, który i tak pokaże kto tu rządzi, któremu tak naprawdę rodzicielstwo już dawno „przeszło” i dziecko jest tylko ciężarem, ale chce rodzic być na czasie?
Masz rację, że pasywna agresja jest w Polsce równie powszechna jak klapsy (jeśli nawet nie bardziej), tylko że sam fakt użycia klapsa jest już nadużyciem, bo wykorzystuje siłę i fakt, że dziecko jest od rodzica zależne.
Dziecko z dobrej rodziny nie powinno stawać przed takim wyborem :)
Przemoc słowna jest równie niebezpieczna, a czasami nawet bardziej, bo można za jej pomocą, dużo sprawniej manipulować ofiarą.
No właśnie, pytasz co będzie jak dziecko będzie nastolatkiem? Jeżeli nastolatek nadal ma takie problemy jak w dzieciństwie gdy dostawał lanie, czyli nadal nie nauczy się panowania nad sobą, nie jest bezbłędny, nie stanie się „posłuszny”, to dopiero wtedy będzie dostawał prawdziwe lanie. Pewnie takie wyrośnięte już dziecko, gdyby faktycznie było bardzo zbuntowane, mogłoby stanowić jakieś zagrożenie dla rodzica i to mogłoby go powstrzymać przed karą fizyczną, natomiast często osoby od dzieciństwa traktowane w sposób podrzędny są z tym pogodzone a przynajmniej nie mają odwagi tego zmieniać. Poza tym nastolatki z natury robią więcej głupot i częściej „zasługują” na taką… Czytaj więcej »
Kiedyś może i dostałby prawdziwe lanie. Dzisiaj jednak dzieciaki są dużo bardziej świadome swoich praw w wieku nastoletnim i jeśli nie potrafiłyby się same obronić, to znalazłyby kogoś, kto mógłby im pomóc. Przynajmniej trochę na to liczę.
Chwilę przed wejściem na Twój blog natknęłam się na taki oto filmik.
https://www.youtube.com/watch?v=Azymr1khz58
Oczywiście tego typu treści jest cała masa. Dziwi mnie nieustannie to, że takie filmiki bawią… to, że są szeroko akceptowane i oklaskiwane przez dzieciaki, także dziewczyny. Zawsze w tego typu sytuacjach zastanawiam się, gdzie leży podłoże tego typu „poczucia humoru”, tego typu zachowania u dzieciaków. Czy wina rzeczywiście leży wyłącznie po stronie rodziców i ich błędów w wychowaniu?
Oczywiście, że wina leży po stronie rodziców. Rodziców, którzy nie nauczyli własnego dziecka szacunku do drugiego człowieka. Rodziców, których nie było obok, aby pokazywać mu, jak się traktuje innych. Rodziców, którzy ponad wspólne spędzany z dzieckiem czas postawili na coś innego (telewizję, komputer, alkohol lub jakieś inne uzależnienie). Niestety w wyniku tych (i jeszcze mnóstwa innych) rodzicielskich błędów, otrzymaliśmy osobnika, który myśli, że przemoc i wulgarność jest fajna i jest narzędziem do zdobycia uznania i popularności wśród rówieśników. Osobnika, który myśli, że bycie dorosłym kończy się na możliwości wypowiedzenia kilku kurw przed kamerą. Osobnika, który jest tak niepewny siebie i… Czytaj więcej »
Dziękuję za komentarz. Jestem początkującą mamą 3-miesięcznej córeczki, obawiam się („obawiam się” to ostatnio w moim słowniku słowo klucz;)…) tego, co pewnie nieuniknione – że spotka kiedyś w swoim życiu tego typu 'osobników’, że będzie musiała radzić sobie z takim czy innym chamstwem i wulgarnością… Zaprząta mnie myśl – jak wychować dziecko, aby z jednej strony było wrażliwe i czułe, a z drugiej silne i odporne na tego typu 'osobników’. Jakieś pomysły;)?
Lano mnie w dupę w dzieciństwie i powiem Wam jedno. Nabyłem w ten sposób wiele lęków i blokad z którymi do teraz walczę a mam 35 lat. Zapewne dotyczy to wszystkich osób mówiących „a mnie bito i jestem porządny/a”. Niektórzy nigdy nie dojdą do tego, że wprowadziło to w ich życie upośledzenie umysłowe/emocjonalne. Powiecie że jestem chory na głowę, ale to tylko dlatego że jeszcze nie zaczęliście obserwować siebie i swoich zachowań. Nie mówiąc już o ich przeprogramowaniu, bo do tego etapu to w ogóle mało kto dochodzi.
Ja nie powiem, że jesteś chory na głowę, a wręcz przeciwnie. Jesteś nieliczny z wszystkich osób, które były bite i które przejrzały na oczy. I jeśli ktoś jest chory, to cała reszta, która dalej wierzy, że wszystko z nimi w porządku. Dzięki za ten głos.
Nie wiem, czy wyłapałam teraz wszystko, co dało mi do myślenia wczoraj, jak czytałam Twój tekst. Siedzę na wysokim stołeczku, pod oknem, z laptopem na kolanach – tak, tak, nie na fotelu, gdzie za chwilę „wtargnęłaby” moja 1,6-roczna córka. Takie separowanie się to jedyny sposób, by mieć chwilę spokoju w ciągu dnia. Innego na razie nie znalazłam. Można to nazwać stawianiem granic: teraz jest czas dla mnie, Marysiu. Piszesz o założeniu bramek na schody, które będą dzieciom uniemożliwiały wspinanie się na nie. Pomyślałam, że robię podobnie, tj. staram się uniemożliwiać przekraczanie granic. Moja córka rozrzuca po domu różne rzeczy: buty,… Czytaj więcej »
Nie uważam, że to jest schodzenie z drogi. Bardziej dostosowywanie otoczenia do dziecka, aby mogło sobie z nim poradzić i aby jego odkrywanie, nie było dla nas zbyt męczące/wymagające. W końcu dziecko nie rozrzuca butów, żeby zrobić na złość, tylko robi to, bo chce zobaczyć co się stanie. A że później leżą wszędzie buty, to nawet dla małego dziecka może być przytłaczające i może sobie z tym nie poradzić, bo nie przewidziało jeszcze konsekwencji swoich działań. Jednak nie pozwolenie jej teraz na rozwalanie butów nie oznacza, że będzie to robiła za pięć lat :)
No rzeczywiście, nie przyszło mi do głowy, że porozwalane po mieszkaniu buty mogą być przytłaczające i dla dziecka. A wiesz, coś takiego zrobiłam z zabawkami: zostawiłam trzy komplety, a resztę wyniosłam do piwnicy (zamierzam ja wymieniać). Zauważyłam bowiem, że zabawki leżą tylko rozwalone, a moja córka się nimi nie bawi – to taki przytłaczający nadmiar. Ładnie wygląda tylko dla rodziców. Nie myślałam też tak o tym, że dziecko może sobie nie radzić z otoczeniem, kiedy je odkrywa.:) W tym ostatnim zdaniu sugerujesz, że tłumaczenie dziś dziecku, że buty powinny leżeć na swoim miejscu, może być po prostu nieskuteczne (i np.… Czytaj więcej »
Kamilu, czy Ty również, jak wiele osób wypowiadających się w tym temacie nie widzisz różnicy między dawaniem klapsów a biciem dziecka? Oczywiście formalnie rzecz biorąc klaps jest również uderzeniem, jednakże trzeba powiedzieć, że wyrażenie „bić swoje dziecko” raczej odnosi się do czegoś, regularnego i częstego, być może jakiejś formy rytuału. Jeśli rodzic stosuje klapsy to nie koniecznie oznacza, że regularnie bije dziecko. Może np dać klapsa nieregularnie przeciętnie raz w miesiącu lub raz na dwa miesiące lub raz na pół roku. Czy to też stanowi problem? W międzyczasie zdąży pewnie popełnić wiele innych błędów wychowawczych, więc nie wiem czy klaps… Czytaj więcej »
Od czegoś moim zdaniem trzeba zacząć. Ja zacząłem od klapsa, bo jest takim punktem granicznym, który dość łatwo jest wskazać palcem. Jest wykorzystaniem swojej siły, zamiast swojego intelektu. Jest uczeniem dziecka szacunku do ludzi silniejszych, a nie do ludzi mądrzejszych. Jest tworzeniem zasad w oparciu o prawo dżungli, a nie w oparciu o szacunek do drugiego człowieka. I dlatego jest szkodliwy. Zresztą ja nie tylko z klapsem „walczę”, ale też na przykład z systemem kar i nagród (https://www.blogojciec.pl/dzieci/czy-da-sie-wychowac-dzieci-bez-karania-i-bez-nagradzania/ ) czy z krzykiem (https://www.blogojciec.pl/dzieci/najlepszy-sposob-zeby-wychowac-swoje-dzieci-bez-krzyku/ ). Ja „walczę” z każdym objawem przemocy wobec dzieci, czy to fizycznej czy psychicznej. Z każdą sytuacją,… Czytaj więcej »
No widzisz. W takim ja nie tyle się wycofuję z tego co napisałem, ale przyznaję, że tak skrytykowałem Twoje podejście, ale tylko dlatego, że w krótkim czasie dużo podobnych artykułów czytałem i jakoś tak wypadło. Właściwie to nawet nie chcę dalej polemizować czy dyskutować, bo w sumie nie ma o czym. Taki masz cel i uważasz, że to słuszne i tak należy, więc jest ok. Piszesz o tym. W sumie nie ma w tym nic złego. Ciekaw jestem jedynie efektu, czyli do czego ma zmierzać wychowanie w takim duchu? Jeśli wygrasz swoja „walkę” to co się stanie? Jakie będą dzieci?… Czytaj więcej »
Lepszy? To na pewno.
Dzieci wychowane w takim duchu, nie będą zahartowane, aby ścierpieć okrutny świat, w jakim przyszło nam żyć, lecz będą zmieniać ten świat na lepsze. Zresztą czego możemy się spodziewać po ludziach, którzy będą dobrzy, bo będą chcieli być dobrzy i którzy będą jednocześnie silni i pewni siebie?
To piękna idea. W takim razie już się nie czepiam. Jeśli masz wizję, która Cię nakręca i w nią wierzysz, a ona generalnie nie szkodzi, to warto, abyś ją miał :)
Powodzenia!
„boję się podejścia, w którym nie wolno stosować wobec dziecka żadnego rodzaju siły czy przemocy” – to podejście jest najbardziej uwalniającym odczuciem w życiu. To podejście jest sprawdzane przeze mnie i moje koleżanki-mamy na co dzień, w praktyce. Przynosi spokój w rodzinie. Spokój ducha. Daje Ci wielką moc, bo wierzysz w siebie, w swoje kompetencje, widzisz, że dziecko autentycznie slucha tego co mówisz, i nie musisz się unosić, podnosić ręki, żeby ono Cię szanowało. To jest wielka siła. Autentyczna, nie taka pozorna, jak w przypadku dyscypliny strachu i dawania klapsów. Czujesz się silny. Człowiek, który bije, jest z natury słaby,… Czytaj więcej »
Bardzo ciekawa wypowiedź i mocno przemyślana. Dziękuję za nią.
Dziekuje, Panie Michale, ze sie z nia Pan zapoznal z przyjaznym podejsciem i otwartym umyslem :)
pozdrawiam!
Acha, I jeszcze tylko dopowiem, zeby nie bylo, ze ja taka rozowa-idealna-slodka matka jestem, o nie;) Jestem konkretna osoba, szczera, prostolinijna. Nie przeginam w zadna ze stron. Tak wiec, czasem uzywam pewnej sily fizycznej. A w zasadzie uzywalam , bo ta faze mamy juz chyba za soba. (obecna faza to rozmowy i modelowanie dobrego zachowania poprzez pokazywanie soba jak ja sie zachowuje w danych sytuacjach.) To okres kiedy dziecko mniej wiecej 1-1,5 lat, nie rozumie jeszcze wszystkich wyrazow a zaczyna miec niespozyta, niepohamowana energie. Nauczylo sie chodzic, biegac, trzeba czasem za nim „latac”, dotrzymywac tempa np na placu zabaw i… Czytaj więcej »
A dlaczego miałbym podejść w inny sposób, skoro z sensem Pani pisze? :)
Że się zapoznałem, to nie powiem. Tekst długi, pora późna. Przeskanowałem tekst, wyłapałem główny sens i widzę, że z mądrze, z sensem, bez spinki :)
Bedac dzieckiem rowniez dostawalam klapsy. Od mamy tylko raz: gdy wychodzac ze szkoly zamiast wrocic do domu poszlam do kolezanki i spedzilam tam caly dzien. Nie bylo komorek wiec rodzice caly dzien umierali ze strachu. Gdy wreszcie wrocilam, a na dworze juz bylo ciemno, mama najpierw mnie przytulila a potem dostalam w tylek. Uwazam ze mi sie nalezalo i nie bylo to jakies traumatyczne dla mnie przezycie. Wspominajac to czasem mowie mojej mamie ze miala racje, ale rodzice kolezanki tez powinni dostac w tylek za to ze pozwolili mi siedziec u nich do nocy i wracac samej do domu. Ale… Czytaj więcej »
Nikt mnie nie tłukł. Moi rodzice mnie kochali. A jednak pamiętam piekący ból, porażający strach przed odwróceniem się do nich tyłem po zrobieniu czegoś złego, łzy. Nie mam do nich żalu, popełnili błąd mimo najlepszych intencji. Ale czasy się zmieniły, mamy badania skutków klapsów, rady, czego używać zamiast nich. Dlatego dołączam do Ciebie. Ludziom trzeba uświadamiać, że istnieją inne metody. Lepsze metody. Że na zmianę nigdy nie jest za późno. Że każdy upada, ale trzeba umieć wstać i przeprosić poszkodowanych. Raz jeszcze dziękuję za wszystko, co piszesz.
Dostałam kiedyś skakanką za to, że nie chciałam jeść zupy. Pamiętam to do dzisiaj i do dzisiaj nie jem zup, nie znoszę zup. Moja mama wie, co wtedy poczułam i jak ogólnie czuję się z tym, przez wielu bagatelizowanym i błahym. doświadczeniem. Między nami jest ok. Dzisiaj mam swoje dziecko, za chwilę urodzę drugie, nie zmuszam dziecka do jedzenia, nie używam przemocy. Może i moja historia okaleczyła mnie w jakiś sposób, ale przynajmniej na ten moment mam szansę być całkiem niezłą mamą.
Udało Ci się przekuć złe doświadczenie, w coś dobrego, a nie jest to łatwa sztuka. Tym większy ukłon.
Mimo tego, że nie mam zbyt wielu lat to już zdążyłam po sobie zauważyć jak negatywny efekt wywołała we mnie przemoc psychiczna i fizyczna w dzieciństwie. Ale nie było tak, że mnie ktoś lał non stop pasem. Było siedzenie przez bite kilka godzin nad talerzem z czymś czego nie lubiłam lub po prostu nie mogłam już dojeść i twierdzenie, że jedyne co potrafię to beczeć. Pamiętam jak dostałam w twarz za to, że nie chciałam ubrać swetra i kłamstwo u optyka, że okulary skrzywiłam na wfie. Do teraz jestem niejadkiem, miałam zaburzenia odżywiania, problemy z okazywaniem własnych emocji i wyrażania… Czytaj więcej »
Dziękuje