Ateista ochrzcił dziecko!
Dzisiaj będzie prawdziwie tabloidowy skandal.
Wszystko zaczęło się w słoneczny dzień, jak każdy inny. Jednak tego dnia postanowiłem wejść na Potwory Wózkowe. Lubie jej niedopowiedziany styl. Dzisiaj napisała o tym, jak próbowała walczyć ze swoją niewiarą. Niestety podczas Mszy Świętej, na którą się wybrała, spotkała się jedynie z obojętnością i bezpłciowością zarówno uczestników, jak i księdza prowadzącego. Każdy robił swoje. Z automatu. Bez żadnego celu.
Logo do mojego bloga zaprojektował Przyjazny Ateista. Akurat mam temat, do którego pasuje polecenie go, więc jeśli szukacie kogoś kto zrobi dla was logo, na tym blogu znajdziecie odpowiedniego człowieka.
Moja wiara
W komentarzach pojawił się głos sprzeciwu, który skupił się na ocenie całości wypowiedzi, jako zacofaniu autorki i jej tkwieniu w fazie buntu przeciwko religii. Niestety z takim samym podejściem spotykałem się zawsze, gdy osobiście poszukiwałem odpowiedzi na tematy dotyczące religii. Dlatego pozwoliłem sobie to skomentować:
Ten komentarz pokazuje w całości moje podejście do wiary. Ja szukałem i próbowałem. Czytałem biblię, rozmawiałem z księżmi i katechetami. I niestety nie znalazłem tego czego szukałem. Musiałem porzucić coś, co było częścią mojego życia przez kilkanaście lat. Nie było to łatwe. Nie można tego wyrzucić ze swojego życia, jak starego płaszcza (Coehlo jest w każdym z nas). Nawet teraz, po tylu latach, czasami to dziwne uczucie powraca. Zdarza się, że zobaczę wypowiedź jakiegoś natchnionego (nie mylić z nawiedzonego) księdza lub usłyszę jakąś historię i czuję, że czegoś mi brakuje. Odkąd czytam Halo Ziemia, zdarza się to jeszcze częściej. Ten człowiek tym zaraża, więc jeśli nie uznajesz się za osobę wierzącą, wchodzisz tam na własną odpowiedzialność.
Wierzący, ateista, gnostyk czy agnostyk?
Oczywiście zdanie w tytule postu nie jest prawdziwe. Przynajmniej nie do końca. Nie jestem jednak ateistą. Sam nie wiem czym jestem. Wierzę, że istnieje coś większego od nas, ale tak jak mrówka nigdy nie pojmie zachowania człowieka, tak samo nie wierzę, że my jako ludzie, mamy chociażby najmniejsze możliwości pojęcia czy poznania czegoś, co jest „gdzieś tam”. Niestety żaden teizm, ateizm, agnostycyzm czy gnostycyzm nie obejmuje tego czym jestem. Przynajmniej według definicji które znalazłem.
Pod wspomnianym wcześniej artykułem, Nishka zapytała czy osoby niewierzące chrzczą swoje dzieci. W związku z tym, że ja swoje dzieci chrzczę i wychowuje w wierze katolickiej, postanowiłem poświęcić temu zagadnieniu coś więcej niż komentarz.
Ochrzciłem dziecko
Nawet trójkę dzieci ochrzciłem. I całą trójkę zamierzam również posłać do Komunii Świętej. I nie widzę w tym nic złego. Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jestem konformistą bojącym się reakcji tłumu na odmienność i że źle robię, wybierając dla dziecka drogę z której sam zszedłem. I jest w tym ziarno prawdy. To prawda, że zdecydowałem się na to w pewnym stopniu dlatego, że mieszkam na terenie wiejskim, wśród ludzi w większości religijnych. I o ile nie ukrywam swojego wyboru wiary, o tyle nie obnoszę się z moją decyzją i nie mam potrzeby mówienia każdemu jak to ateizm (czy jakaś jego forma) jest fajny. Nie obchodzi mnie jednak ich zdanie na temat ateistów. Obchodzi mnie jednak ich podejście do mojego dziecka.
Akceptacja
Bardzo duże znaczenie w podjęciu mojej decyzji, miało dobro moich dzieci. Uważam, że potrzeba akceptacji jest bardzo silna u małego dziecka, nie tylko ze strony rodziny, ale również wśród rówieśników i nauczycieli. Niestety żyjemy w czasach, w których w dalszym ciągu piętnuje się niektórych za odmienność i nie chciałem ryzykować społecznego odrzucenia. Na szczęście wraz z dorastaniem, ta wewnętrzna potrzeba akceptacji zanika (a przynajmniej powinna) zastępowana stopniowo przez samoświadomość i pewność siebie. Starsze dziecko o odmiennych poglądach, może bez problemu wytłumaczyć swoje stanowisko, nauczycielowi, katechetce czy kolegom i koleżankom. Dlatego też, gdybym mieszkał mógłbym podjąć inną decyzję. Mógłbym, ale niekoniecznie tak bym zrobił, ponieważ…
…wiara mi pomogła
Pomogła mi kiedy byłem młody. Myślę, że było to gdzieś w okresie gimnazjalno-licealnym. Czasami w naszym życiu pojawia się moment, kiedy zwyczajnie nie dajemy rady oprzeć ciężaru całego świata na własnych barkach. Jako dorosły człowiek już wiem, jak sobie z takimi sytuacjami poradzić. Jako nastolatek nie wiedziałem. Wtedy uciekłem się do wiary. Gdybym nie miał wiary, mógłbym wybrać znacznie gorzej. W tym jednym momencie, wiara mi pomogła i mnie uleczyła. Może to duże słowo, ale wtedy tak się czułem. Dzisiaj pewnie powiedziałbym dawnemu sobie „weź się w garść, to minie!”, ale nie wiem czy dawny ja byłby wystarczająco silny, żeby posłuchać.
Wiara pomogła mi znacznie w tamtym okresie, ale wsparcie duchowe nie było jedyną rzeczą, jaką otrzymałem. Czytanie biblii w celu znalezienia trudnych tematów do dyskusji, poszukiwanie różnych interpretacji słów w niej zapisanych, podróże do miejsc świętych czy rozważania logiczno-teologiczne z ludźmi trzykrotnie ode mnie starszymi, dały mi mocnego kopa intelektualnego. Obudziły we mnie pragnienie wiedzy. Myślę, że gdybym nie był wierzącym, który traci wiarę, to nie miałbym dość siły, żeby tak wytrwale o nią walczyć. Gdybym od początku nie wierzył, nawet nie sięgnąłbym po Pismo Święte, a wówczas wszystkie te możliwości jakie miałem, zostałyby poza moim zasięgiem.
To co dobre
Wiele swojej wierze zawdzięczam i wiem, że młody umysł może znaleźć w niej oparcie. Dlatego nie chciałem zabierać tego swoim dzieciom. Dlatego je ochrzciłem i dlatego zamierzam je wychować w wierze katolickiej. Tak długo, dopóki nie będą się temu sprzeciwiać. Kto wie, może kiedyś dojdzie do tego, że moje dzieci zaczną wierzyć tak głęboko, że nawrócą swojego ojca?
Prawa do zdjęcia należą do Christian.
Dzisiaj dostałam od Czytelniczki: http://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_definicja_wiary.html i zatęskniłam 🙂
Myślę, że tak już będzie zawsze. Będą pojawiać się momenty w których zatęsknimy. Za tym uczuciem, za wspólnotą. Tak jak zdarza nam się tęsknić się za przeszłością, za czasami dzieciństwa czy za pierwszą miłością.
podajmy sobie ręcę..
W sensie, że znak pokoju? 🙂
heihiehie ;-)))))
Kamil, jeżeli mogę to jedno pytanie.
(i to nie jest żadna prowokacja i mam nadzieję, że nikt nie będzie tego tak odbierał 🙂 )
Co dla Ciebie oznacza wychować dzieci (dziecko) w wierze katolickiej?
Pytanie oczywiście zawsze możesz zadać 🙂 i raczej na pewno na każde odpowiem.
Wychowanie w wierze katolickiej, oznacza m.in. naukę i odmawiania modlitw, rozmowy o religii i chodzenie do kościoła. Ciężko jest odpowiedzieć szczegółowo na tak ogólne pytanie, dlatego jeśli chciałbyś, żebym rozszerzył wypowiedź, musisz być dokładniejszy. I nie krępuj się, bo bardzo mało jest złych pytań 🙂
Ok i dzięki za odpowiedź 🙂 – i jestem usatysfakcjonowany (przynajmniej w tej chwili).
No tak – mało jest złych pytań 😉
Po prostu zaintrygowało mnie, że z jednej strony piszesz o sobie jako raczej o osobie niewierzącej (przynajmniej w kontekście katolicyzmu), a z drugiej piszesz, że zamierzasz wychowywać dzieci w wierze katolickiej. Dla mnie zabrzmiało to jak „dysonans”.
Ok, staram się zrozumieć. Sam też uczestniczysz w modlitwach, mszach, przyjmujesz komunię, czy tylko dzieci? Nie do końca pojmuje idee wychowywania dzieci w wierze w coś, w co samemu się nie wierzy. Jakoś mi zgrzyta.Troche, jakbym uczyła dzieci, że Ziemia jest płaska. Rozumiem, że to konformizm, do którego się przyznajesz? Bo to wykluczenie to ma miejsce głównie w głowach ludzi, choć rozumiem strach o dzieci. Ja również bałam się o swoje i ochrzciła w ostatnim porywie konformizmu. A potem powiedzialam- dość. Nie posłałabym dziecka do spowiedzi, bo sama mam traumę po swojej pierwszej. Idea opowiadania obcemu człowiekowi bez kompetencji najintymniejszych szczegółów z życia jest dla mnie straszna. Nie pozwoliłabym, żeby moje dziecko uczone było, że jest grzeszne i że za jego grzechy umarł w męczarni Jezus. W ogóle ta kaźń, śmierć na krzyżu, przebity bok i porozwieszane wszędzie wizerunki martwego człowieka wiszącego na krzyzu- to chore, tylko jak się przyzwyczajamy od maleńkości tego nie widzimy. Nie pozwoliłabym, żeby moje dziecko myślało, że je czyjeś ciało. Znamy stosunek instytucji do edukacji seksualnej oraz kwestii związanych z seksualnością człowieka w ogóle. Znamy też praktyki kościoła dotyczące nadużyć seksualnych względem dzieci. Nie, nie twierdzę, że każdy ksiądz to pedofil, zdaje też sobie sprawę, że moje dziecko nie jest materiałem na ofiarę, ale mam świadomość, że gdyby to jednak trafiło na nie, potraktowanoby je tak jak wszystkie inne.
To dość niespotykane podejście do sprawy, ale Twoje argumenty są przekonujące. Ja mając bardzo zbliżone poglądy wybieram zupełnie inne rozwiązanie: nie chcę chrzcić dziecka i nie chcę, by chodziło na religię. Jestem przekonana, że przy odrobinie wysiłku da się to zrobić tak, by dziecko nie czuło się wykluczone z klasy, w której być może wszyscy na religię chodzić będą. Oczywiście jeśli potomek w przyszłości zadecyduje, że chce chodzić do kościoła i na religię – proszę bardzo.
Zgadzam się, że wykluczenia społecznego pewnie dałoby się uniknąć. Jednak w moim przypadku, jak pisałem, są jeszcze inne powody uzasadniające taką decyzję. Cieszę się również, że mimo odmiennych poglądów, akceptujesz inne podejście 🙂 Ja również w pełni rozumiem podejście, w którym dziecko na religię nie chodzi i wiem, że też ma ono swoje zalety.
Ja także ochrzciłam dwójkę dzieci, choć wierzącą się nie nazwę. To znaczy wierzę, bo był taki moment w życiu, że wierzyłam bardzo mocno, a nawet czułam obecność (bo ja wiem) Boga,albo jakiegoś innego bytu.. Nie chodzę do kościoła, bo dzisiejszy Kościół to dla mnie jedno wielkie kłamstwo. Szanuję księży z powołania,którzy swą dobrocią pałają do każdego, a nawet nią zarażają, ale spotkałam w życiu tylko jednego takiego księdza – wyjechał na misję do Hiszpanii, szkoda.
Ochrzciłam dzieci, bo chcę by miały szansę poznać wiarę, w której się wychowałam. Czy pójdą tą drogą ? Zdecydują same, ale uznałam, że lepiej dać jakiś kierunek, niż żaden.
Wcale nie uważam, że osoby nie chodzące na religię będą wykluczone z klasy, ale z doświadczenia wiem, że lepiej by na tę religię chodziły, niż „szlajały” się bezczynnie przez niemal godzinę.
Najbardziej denerwuje mnie tzw. „wiara na pokaz”, czyli niedzielne pielgrzymki sąsiadów starszego pokolenia do kościoła choć wcale nie mają na to ochoty.
Uważam, że wiara jest potrzebna każdemu z nas, ponieważ daje nadzieję na lepsze życie i niektórym pomaga być lepszym człowiekiem. Nie ważne, czy wierzyć w Chrystusa, Buddę, czy innego bożka, ważne by ta wiara pomagała nam postępować dobrze, według przyjętych zasad i szanowała odmienne zdanie/wiarę innych ludzi. Trochę mnie zastanawia nowy kościół wyznawców makaronu, ale jeśli ludziom z tym dobrze, jeśli daje im to siłę i pozytywne nastawienie do świata niech im będzie 😉
Osoby nie chodzące na religię nie będą się czuły wykluczone, jeśli mówimy o nastolatku. Jednak 7 latek + nawiedzona siostra z religii piętnująca niechodzenie + nawiedzona nauczycielka prowadząca = możliwość wykluczenia. Jest XXI wiek, ale dalej żyjemy w kraju, w którym takie sytuacje się zdarzają.
Przyznam też, że znam zbyt wiele osób, które nie wierzą w nic, a i tak są dobrymi ludźmi, żeby uważać wiarę za coś koniecznego. Oni wierzą w siebie i wiedzą, że dobro do nas wraca, więc postępują dobrze. Nie potrzebują jakiegoś bytu, który stałby za tym.
być może znowu zostanę zganiona, ale w końcu to panel dyskusyjny (niejako) i skoro dopuszczasz innych do głosu (nie prowadzisz selekcji odwiedzających i komentujących), to wypowiem się pewnie nieco odmiennie niż pozostali. zawsze próbowałam zrozumieć ludzi, którzy posyłają np. dziecko do I komunii świętej, na każdym kroku negując Kościół, religię, wiarę (negując, jak negując, ale obrażając wierzących i Kościół (który stanowią jednak nie tylko „źli” księża). Zadawałam sobie pytanie – po co zatem „narażają” swoje dzieci na te „głupoty” (bo za takie je uznają często – nazywając wierzących – ciemnymi i zacofanymi). Podobnie z chrztami bywa. Ludzie, którzy chrzczą swoje dzieci ot tak na wszelki wypadek, choć sami nie wierzą zupełnie. Jak człowiek niewierzący może wychować dziecko w wierze katolickiej (czy jakiejkolwiek innej)? Nie wyobrażam sobie tego (no chyba, że chce się wychować kolejnego obrażającego poglądy innych).
Czy to nie jest jakiś rodzaj obłudy? Mówię i myślę jedno, a robię drugie. Jak takie rozdwojenie wytłumaczyć potem dziecku?
co do szykanowania ludzi niewierzących (Ty piszesz o wsiach i mniejszych miejscowościach), to ja raczej zauważam właśnie odmienny stan – to wierzący są na każdym kroku krytykowani za swoje poglądy i wiarę – katolików obraża się w każdym temacie (czasem, jak czytam fora internetowe, to widzę, że aż roi się od obraźliwych słów skierowanych w stronę ludzi, którzy wierzą, już nie wspomnę o generalizowaniu i „najeżdzaniu” na księży). No ale to już odrębny temat…
Nie pamiętam, żebym kogokolwiek ganił na blogu (jeszcze :), a tym bardziej, żebym sprzeciwiał się komentarzom, sprzecznym z moimi poglądami. Ba, takie komentarze cenię równie mocno, bo prowadzą nieraz do ciekawych dyskusji.
Muszę przyznać, że jestem mocno zdziwiony Twoją wypowiedzią, bo nie wydaje mi się, żebym negował Kościół i obrażał wierzących. Ja pisałem, że wiara była dla mnie czymś bardzo ważnym przez długi okres czasu i obecnie dalej zdarza mi się za nią zatęsknić. Nie obrażam ludzi wierzących i nie rozumiem czemu miałbym to robić – większość moich znajomych to ludzie wierzący. Każdego kształtują jego własne doświadczenia i moje doprowadziły mnie do miejsca w którym jestem i które opisałem powyżej. Nie uważam, że mam monopol na prawdę i że głoszę jakieś prawdy objawione. Wyraziłem jedynie zdanie, dlaczego tak postąpiłem, a nie inaczej.
Rozumiem, że czytając fora Internetowe czujesz się atakowana, bo wiem co tam jest wypisywane. Na tym blogu jednak nie ma takiej potrzeby, bo nikt tutaj nikogo nie atakuje. Ja akceptuję Twój wybór i będę wdzięczny jeśli będziesz w stanie zaakceptować także mój.
rzeczywiście odniosłam się w swoim komentarzu raczej do innego typu niewierzących 🙂 (są i tacy i mam wrażenie, że jest ich coraz więcej). dla mnie naprawdę nie jest takie ważne, w co kto wierzy lub w co nie wierzy (dopóki jego wiara lub nie-wiara nie obraża innych).
już możesz mi być wdzięczny :))), bo zdaje mi się, że szacunek do drugiego człowieka i jego poglądów mam (i mieć będę) i też w żadnym przypadku nie mam zamiaru nikogo przekonywać do swoich poglądów i „wierzeń” (w końcu wiara, to nie jest 2×2 z wynikiem 4…to wiara…)
Troszkę późno natrafiłem na link do tego bloga:-) z Twojego opisu można byłoby wywnioskować, że jesteś prawdopodobnie deistą. Ateistą być nie możesz, ponieważ-jak sam napisałeś-wierzysz w coś nadnaturalnego. Zatem jeśli uważasz że bóg(czy jakkolwiek to nazwiemy) stworzył wszechświat i potem pozostawił go samemu sobie…Przynajmniej taki wniosek się nasuwa, napisałeś bowiem że teistą nie jesteś. Co do wychowywania dzieci w wierze katolickiej-ja osobiście nie robiłbym tego, nie przejmując się perspektywą ewentualnego ostracyzmu społecznego. Pozdrawiam 🙂
Jak pisałem – nie tylko ostracyzm społeczny był powodem, dla którego podjąłem taki, a nie inny wybór. W zasadzie nie brałem go pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.
Dzięki za wyjaśnienie deizmu. W końcu wiem, jak nazywa się moja przypadłość 🙂
Też mam dylematy z tym związane. Jednak z innego powodu – my jesteśmy protestantami, ale właściwie nie należącymi do żadnego dużego kościoła. Cała rodzina i prawdopodobnie dzieci w przyszłej szkole mojej córki to katolicy. I czasem się zastanawiam, czy protestant nie jest dla nich gorszy niż ateista. Mój problem tym większy, że zostałam wychowana blisko kościoła katolickiego i wspominam to świetnie. Nie wiem, czy chcę to odbierać moim dzieciom, a nie jestem w stanie zagwarantować im podobnych doświadczeń w innym kościele. Starsza córka była w zeszłym tygodniu na półkoloniach u baptystów i bardzo jej się podobało. Ale baptystami nie jesteśmy i raczej nie będziemy chodzić do tego kościoła. W każdym razie dzieci nie ochrzczone, ponieważ chcemy, żeby same dokonały wyboru. Zastanawia mnie jedno – czemu byli katolicy nie szukają w innych kościołach, jeżeli nie do końca chcą rezygnować z Boga? Przecież kościół katolicki nie jest jedynym kościołem chrześcijańskim w Polsce.
Dlaczego nie szukają w innych kościołach? Jest takie powiedzenie: „Ucz się jednej religii, a utkniesz do końca życia. Zbadaj dwie, a skończysz w godzinę”. Większość „dostępnych” wierzeń jest mimo wszystko do siebie podobna. Myślę, że to jest główny powód.
Co do religii w życiu moich dzieci, to jak pisałem wyżej, mi religia wiele dała i nie chcę tego dzieciom odbierać. A co do kolonii, wyjazdów, obozów i szkół tworzonych przez organizacje religijne, to mam jak najlepsze doświadczenia, więc polecam 🙂
To chyba dobrze, że podobna w pewnych aspektach. Z tego, co ludzie mówią i piszą w internecie, z reguły wierzą w Boga, a KK mają dość. Myślę, że wielu katolików (lub byłych katolików) bardzo dobrze by się odnalazło w kościołach protestanckich. Wielu myśli, że albo KK albo nic. Nie jest tak.
Nie jest również tak, że kościoły protestanckie są takie jak katolicki. Bardzo się różnią. Ja wyznaję zasadę, że trzeba szukać aż znajdzie się taki, w którym człowiek poczuje się dobrze. Oczywiście przy założeniu, że nie rezygnujemy z Boga i wiary. Często odnoszę wrażenie, że ludzie bardzo filozoficznie starają się usprawiedliwić swoje lenistwo. Lepiej się przyznać – nie interesuje mnie to. Nie chcę Boga w moim życiu. Niż ciągle udawać.
Ja swojego lenistwa nie ukrywam. Jednak akurat mój brak wiary w Boga opisanego przez ludzi wynika z tego, że (moim zdaniem) nie jesteśmy w stanie pojąć istoty od nas doskonalszej, a każda próba będzie wyglądała jak próba zrozumienia zachowań ludzkich, przez mrówki.
Dopiero niedawno zacząłem czytać trochę więcej Twój blog, a przez spis treści znalazłem ten wpis. Ciekawe czy wracasz do dyskusji również w starszych wpisach i czy ten wpis jest jeszcze całkowicie aktualny. A chciałem jeszcze zadać tutaj pytanie: czy takie wychowanie w wierze katolickiej nie powoduje u Ciebie jakiegoś strasznego rozdwojenia jaźni? Napisałeś, że wiesz że wszystkie opowieści biblijne to bajki, modlitwy mają taką skuteczność i sens, jak krzyczenie na dziecko i pewnie to co opowiadają w kościołach też przyprawia cię o palpitację serca, więc albo musisz udawać i traktować to wszystko jako nieszkodliwą bajeczkę, albo jednak jesteś szczery w stosunku do dzieci i mówisz im co o tym wszystkim myślisz? Ja swoją córkę ochrzciłem, właśnie ze względu na możliwą presję społeczną, ze względu na to że żona chciała, a mi się wtedy też nie chciało podejmować tej walki, ale wiem, że syna, który jest w drodze nie ochrzcimy, właśnie z tego powodu głównie, że chcę być z nim szczery. Mógłbym oczywiście rozwijać jeszcze cały temat, ale w tym momencie, jeśli to możliwe chciałbym się dowiedzieć jak Ty sobie z tym radzisz na codzień
Gdybyś skomentował na Facebooku, to pewnie bym nie odszukał tego, ale na blogu staram się odpowiadać na większość komentarzy – szczególnie tych z pytaniami 🙂
Ogólnie jak pisałem – dla mnie osobiście wiara katolicka była wartościowa do pewnego wieku, więc przekazywanie jej moim dzieciom nie kłóci się z moimi osobistymi przekonaniami. Możliwe nawet, że moje dzieci staną się bardziej religijne ode mnie i mnie tą religijnością zarażą – nie takie przypadki zna historia 🙂 Religia ma też duże znaczenie w naszej kulturze i wiele rzeczy jest na niej opartych, więc jej znajomość pozwala nam trochę lepiej zrozumieć kontekst niektórych sytuacji (to też pewnie zależy od tego gdzie mieszkamy).
Jednocześnie nie mam problemu z niezgadzaniem się ze stanowiskiem kościoła w niektórych skrajnych kwestiach, bo czytałem Pismo Święte i (paradoksalnie) na jego podstawie jestem w stanie udowodnić swoją rację (lub niespójność kościoła) niemal w każdym takim przypadku.
Odnośnie wiary.. uważam, że nikt na ziemi jej nie posiada, a ta którą posiadamy jest bardzo ułomna. Dla mnie wiara to pokora i droga prosta która prowadzi do dobrego przeżycia swojego życia. Tak jak napisałeś pomaga najczęściej w cierpieniu ( bo zazwyczaj wtedy człowiek odkrywa Boga) Rzadko w szczęściu ( niestety). Miałam to szczęście, że prawie namacalnie mogłam doświadczyć Boga w sytuacjach bardzo ciężkich. Miałam tez szczęście, że spotkałam na swojej drodze ludzi, prawdziwie uduchowionych którzy pomogli odpowiedzieć mi na tych milion pytań które miałam o których wspomniałeś. Życie w tej naszej „ułomnej” ale jednak wierze i blisko Tego na górze jest niesamowite ale jeśli dotyka się go takie jakie jest a nie takie znane z tv czyli „moherowe berety” „radio maryja” itp… Takim człowiekiem który niestety już odszedł a który posiadał dar przekazywania ludziom wiary tej prawdziwej nie utworzonej wyobraźnią ludzi był ks. Jan Kaczkowski… Jego miłość prostota akceptacja i pokazywanie czym jest prawdziwa wiara i Bóg są tak prawdziwe, że wystarczy posłuchać…niektórych rzeczy nie da się argumentować tak jak byśmy chcieli po ludzku.. to może słaby przykład ale powietrza nie da się zobaczyć. Piszesz, że czasem coś czujesz właśnie to „czucie” jest tym czymś niewidzialnym i nie wytłumaczalnym. „Bóg jest ponad inteligencje człowieka dał nam wolną wolę i nigdy nie zaingeruje jeśli sami nie będziemy tego chcieli. Szanuje nasze wybory nawet jeśli sa złe. Sprowadzamy na siebie cierpienie a później pytamy czemu nam to zrobił. To nie on nam zrobił to nasza wolna wola”.. kiedyś takie słowa usłyszałam bardzo mądre zresztą słowa. Twoja inteligencja emocjonalna jest na bardzo wysokim szczeblu jeśli tak mogę to nazwać.To niesamowite, że pomimo braku wiary posyłasz swoje dzieci do chrztu komunii.. to oznaka otwartości i poziomu umysłu. Osobiście uważam, że masz większą wiarę mimo wszystko niż niektórzy ludzie którzy od lat chodzą w każdą niedziele i codziennie do kościoła. Wiara jest otwarta wiara akceptuje wiara daje nadzieję i pomaga ale jest żle przekazywana nawet przez przedstawicieli naszego kościoła niestety… dlatego kuleje i ludzie którzy mają mnóstwo pytań zaczynają wątpić bo mało jest uduchowionych księży którzy potrafią zarazić i przekazać prawdę.. Świetny blog będę zaglądać. Pozdrawiam!
Dziękuję bardzo – wyjątkowy komentarz.
Co ciekawe, zarówno ks. Jana Kaczkowskiego jak i m. in. ks. Jacka Stryczka darzę ogromnym szacunkiem i uważam ich obu za autorytety godne naśladowania. Z chęcią spędziłbym z takimi ludźmi czas, rozmawiając we wzajemnym szacunku, o Bogu (i o wielu innych sprawach).
Skoro Bóg jest wszechwiedzący i w trzech osobach, to dlaczego Jezus rozmawiał z Ojcem? —Jezus mial naturę CZLOWIEKA nie był tylko i wyłącznie Bogiem tu na ziemi był jednocześnie czlowiekiem. Jest inna osoba niż Bóg Ojciec, ale ma ta samą naturę co On (są jedną substancja). Dlatego z nim rozmawiał co w tym dziwnego. Pewien święty powiedział, że łatwiej człowiekowi muszlą przelać całe morze niż zrozumieć naturę Trojcy.
Dlaczego biblia popiera niewolnictwo?-nie popiera. Ale to byłby za długi wywod. Była przypowieść o tym jak ludzie chcieli podejść Jezusa pytaniem czy odprowadzać podatki czy nie. Przeczytaj. Bóg pozwala ludziom panować na ziemi rządzić sobie jak cca. Chcą mieć króla ? Niech maja. Bog się nie wtrąca dopoki ktoś nie prosi Go o łaskę i pomoc, bo dzieje mu się zle.
Dlaczego sprawiedliwy Bóg, stosuje odpowiedzialność zbiorową?
Jedna natura ludzka. To jest coś co nas łączy. Bóg poświęcił jedna trzecia Aniołów, swoich przyjaciół (ktorych stracił na odrzucenie do piekła) bo sprzeciwiali się powstaniu człowieka.Duzo Bóg poświęcił żeby stworzyć naturę ludzką. Głębsze rozmyślanie.
Dlaczego wszechwiedzący Bóg, nie zauważył rozmowy Ewy z wężem? Oczywiście że zauwazyl. Człowiek ma wolną wolę która Bóg szanuje. Bóg patrzył i pozwolił Ewie zdecydować. I tak pozwala każdemu z nas. Jak ktoś chce pluc na Kościół czy być ateista Bóg mu na to pozwala, nie zmusza do niczego. Jak ktoś chce iść w dół to Bóg mu nie zabrania, pozwala decydowac. Ale czlowiek zapłaci za to wtedy kiedy już będzie za późno na skruchę. Bóg wystawia rękę do czasu, ze śmiercią szansa się kończy.
Jestem wierząca, a to co powyżej to tylko efekt moich prywatnych przemyśleń połączonych z rozmowami z księżmi i modlitwa która otwarła mi oczy. Bóg jest i kiedy go potrzebowałam pochylił się nade mną. A byłam daleko od Niego wcześniej. Pomogła mi Maryja nie uwierzyłbyś jak mną kierowała to było niesamowite. Ona jest kochana. Niestety swoje przecierpiałam.Dlugo. Bóg jest kochany ale baaardzo surowy. Moje nawracanie bolało bardzo ale wyrwałam. Wiadomo, jak trwoga to do Boga, musiało mi się całe życie zawalić. Dlatego On czasem daje cierpienia, bo to szansa dla człowieka żeby stał się bardziej rozumny i szerzej spojrzał na sens istnienia. A tym samym wrócił do Niego. Bo Bóg tęskni za każdym ateista, każdym kto się go wyparł. Tęskni za miłością tego czlowieka i czeka. Jak ojciec kocha dziecko a dziecko ma go w d… to ojcu jest smutno. Tak jest z Bogiem. Jezus nie umierał na krzyżu za ciemna masę ludzi. On umierał ZA KAŻDEGO Z OSOBNA. Za Ciebie osobno. Za mnie osobno.Jego śmierć nie była tylko cierpieniem z wbijania gwoździ. On przeżywał cierpienia miliardów razy większe -za każdego z osobna, żeby go zbawić dając możliwość komunii świętej.
Dobrze że ochrzciłem dzieci naprawdę chwała ci za to. Bez względu na pobudki jakie Tobą kierowały.
Kurde nie mogę. Coś ci powiem. Ja sobie zadawałam pytania: dlaczego Bóg pozwolił na obozy koncentracyjne, przecież na pewno wielu ludzi w tych obozach modliło sie:Boże pomóż, Boże ratuj ja nie jestem żołnierzem jestem niewinny. A Bóg cztery czy pięć lat nie reagował? Nie potrafiłam pojąć. Po miesiącach rozmyślań zrozumiałam. Po pierwsze gadka wyświechtana ale w końcu ja rozebrałam na czynniki pierwsze i zrozumiałam: cierpienie uświęca. Naprawia naród. Ludzie wcześniej podli są w stanie wykrzesać z siebie wspaniałe miłosierne zachowania. To zmienia człowieka, naród. Dlatego Matka Boska ma pod opieką Polskę, bo cierpieliśmy więcej. Bo Bóg w ten sposób wypleniał grzech z Polski. Po drugie przeczytaj o papieżu Leonie XIII (okres ok. Stu lat przed wojna) i co on się dowiedział, co się działo.
I na koniec. Tak mnie zdumiała surowość Boga (że trwało to pięć lat aż-te gorące modlitwy ludzi w obozach koncentracyjnych) że powiedziałam Bogu kiedyś na Mszy: Boże skoro oni musieli tyle przeżyć żeby mieć większą szansę na zbawienie, to ja przecież do obozu nie trafię, nie dostanę takiego cierpienia. A jednak miałam spoko życie, nie bogate ale nie miałam dużo cierpień w życiu w porównaniu do tych ludzi. I powiedziałam Mu, że jeśli uważa że moje życie jest nie takie jak on chce, jeśli dary które mam są nie od Niego a od „tego z dołu” to niech naprawi mi życie żeby było po Jego myśli.
Słyszał to. I dziesięć miesięcy później rozwalił mi wszystko. Karierę pieniądze wielką miłość wszystko.Trzy lata męczyłam się okropnie. Ale naprawił mojego narzeczonego, wyjawił fałsz, działania szat..na. Potrzebny był egzorcysta -nie mi, komuś innemu. Cierpiałam tak długo bo to było częścią większego planu -to o czym mowisz. Czasem już się łamałam chwilami i mówiłam Bogu że jest okrutny że tak długo mi każe się męczyć i „że nie reaguje”- robiłam blad bluznilam i zaluje. Bo to był większy plan. Chodziło o uwolnienie tego człowieka. Nie będę mówić szczegółów ale sama nie wierzę że to wszystko się zdarzyło.
Każdy robi jak uważa. Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Ja swoich nie chrzcilam i nie wychowuje po katolicku. Raczej w duchu ” żyj i daj żyć innym”.
I nie zawsze młody umysł znajdzie tam oparcie. Jeśli człowiek jest np. LGBT to raczej się spotka z hejtem. Może to wyrządzić wiele krzywdy .
Minęło parę lat, a tekst wydaje się jakby z dnia wczorajszego. Dziękuję za ten wpis.
To twoja decyzjai nikomu nic do tego. Jedynie możliwe że przed swoimi dziećmi się będziesz musiał tłumaczyć.
Ja nie ochrzcilam dzieci i nie ma z tego powodu żadnych problemów społecznych .
Może to i dobrze, jednak to nasza tradycja, a przecież każdy sam może zdecydować w co chce wierzyć jak już stanie się dorosłym człowiekiem. Ja w pełni rozumiem pana podejście.
A ja uważam, że nie powinien się podporządkowywać…
Przemyślałem co napisałeś. Religia to temat, który zawsze budzi wiele kontrowersji i emocji. To, czy wierzymy w coś większego od nas samych, czy też nie, jest indywidualną decyzją każdej osoby. Jednak niezależnie od naszych przekonań, powinniśmy szanować wybory innych ludzi.
Wielu ludzi porzuca wiarę, ponieważ zaczynają zadawać sobie trudne pytania, na które kościół nie jest w stanie odpowiedzieć. Często słyszymy tylko proste odpowiedzi, które nie satysfakcjonują naszej ciekawości i potrzeby poznania prawdy. Jednak, jak pokazuje przykład autora, nie zawsze trzeba porzucać wiarę, aby zacząć szukać odpowiedzi na trudne pytania. Czytanie biblii, dyskusje z ludźmi o odmiennych poglądach, podróże do miejsc świętych – to wszystko może dać nam wiedzę i pomóc w rozwijaniu się intelektualnym.
Ważne jest, aby każdy szanował wybory innych ludzi, niezależnie od tego, czy są wierzący, ateistami, gnostykami czy agnostykami. Tak samo ważne jest, aby szanować wybory rodziców, którzy decydują się na ochrzczenie swojego dziecka. Dla niektórych może to być wybór kontrowersyjny, ale warto zwrócić uwagę na motywacje, jakie kierują taką decyzją. Często rodzice myślą o dobru swojego dziecka i potrzebie akceptacji ze strony społeczeństwa.
Ostatecznie, ważne jest, aby każdy miał prawo do swobodnego wyznawania swoich przekonań i szacunku dla wyborów innych ludzi. Warto pamiętać, że religia to indywidualna sprawa każdego człowieka i nikt nie powinien czuć się zobowiązany do udzielania odpowiedzi na trudne pytania lub podążania za konkretnym światopoglądem, jeśli nie czuje się do tego gotowy.