||

Pięć rzeczy, których nigdy nie zrobię własnym dzieciom

Z którymi ciągle się niestety jeszcze spotykam u innych rodziców i którzy uznają je za skuteczne sposoby na wychowanie własnego dziecka.

Wybaczcie, ale już nie daję rady, gdy czytam w komentarzach wypowiedzi niektórych ludzi o tym, jakie to mają „cudowne” sposoby na wychowanie własnych dzieci. Normalnie włos się jeży na głowie. Nie tylko dlatego, że ci ludzie krzywdzą swoje dzieci, ale też dlatego, że jeszcze się tym chwalą i polecają te swoje patologiczne metody innym!

Przestaliśmy już częściowo stosować kary cielesne i coraz silniej je piętnujemy, gdy się pojawiają, ale to do czego jesteśmy zdolni jeśli chodzi o dziecięcą psychikę, przekracza moje najśmielsze wyobrażenia. Oto kilka najlepszych pomysłów, których ja osobiście nigdy nie zastosuję i każdemu będę je odradzał:

Cytaty w swojej niezmienionej formie pochodzą z portalu Facebook i portalu Kafeteria.

1. Zostawianie dziecka samego w sklepie (czy też w parku, na ulicy albo gdzieś indziej)

„Zostawiłam Młoda na podłodze w ” dronce” i poprosiłam ochrone żeby na nia lukali i co wstała otrzepała sie przyszła w kolejke z tekstem ” przepraszam ja juz nie bende ale mnie niezostawiaj” działa po dziś dzień jedno spojrzenie i już wie o co chodzi”. 

Czujecie? Kobieta zastraszyła własne dziecko do tego stopnia, że jest jej całkiem podporządkowane i jeszcze się tym chwali?

Jeśli o mnie chodzi, to równie dobrze mogłaby napisać: „Widzisz kochane dziecko. Ja cię kocham, ale tylko jak jesteś grzeczne. Jak jesteś niegrzeczne, to ja cię już nie kocham i jestem gotowa zostawić cię w środku sklepu, z zupełnie obcymi ludźmi. Tyle jesteś dla mnie warte.” 

2. „To nie moje dziecko”

„Ja udaje ze to nie moje dziecko a po chwili moj syn biegnie za mna i krzyczy mamusiu przepraszam nie chcialem on wie ze mnie nie ruszaja takie rzeczy u nas dziala to super”. 

Dokładnie ten sam przypadek co wcześniej. Jak dziecko wpada w furię, to udaję, że go nie znam, aby wysłać mu wiadomość: „Moja miłość do ciebie jest warunkowa i musisz się cały czas starać, aby jej nie stracić. Musisz być mi podległe i zawsze mnie słuchać, a złość to jest twój najgorszy wróg. Jak tylko zaczniesz zadymiać, to pamiętaj – będę udawała, że cię nie znam”.

3. Nauka Tresura zasypiania

„Na początku jak plakala to brałam do sypialni ale nie wysypiałam więc po nakarmieniu odkładam do łóżeczka i stosuję metodę 3 5 7. Co prawda drze sie czasami nawet przez godzine nawet i jest cała w gilach, wie cnie jest łatwo, ale przynajmniej pozniej spi całą noc (i ja też :).” 

O tym to niektórzy nawet całe książki napisali. M. in. „Każde dziecko można nauczyć spać”. Tam jest też owa metoda 3-5-7, czyli zostawiamy dziecko, żeby samo płakało w swoim łóżeczku, a po trzech minutach do niego idziemy. Później po pięciu, po siedmiu i tak dalej. W wolnym tłumaczeniu chodzi o to, aby wytresować sobie dziecko, które będzie ładnie zasypiało i jednocześnie zagłuszyć wyrzuty sumienia spowodowane tym, że dziecko traci do nas zaufanie i może nabawić się innych zaburzeń behawioralnych.

Mam wiele empatii dla ludzi, którzy nieświadomi niebezpieczeństw tej metody z niej skorzystali, ale nieco mi jej brakuje, gdy ktoś świadomie ignoruje naukę i przy okazji swoje dziecko.

Zresztą o tym jak z naukowego punktu widzenia działa na rozwijający się mózg dziecka metoda na „wypłakiwanie się”, pisałem już w tekście Zasypianie ze łzami w oczach i Nowe metody zasypiania dzieci, których powinno się zabronić. W skrócie: nie chcecie zrobić tego własnemu dziecku.

Ostatnio czytałem nawet o sytuacji, w której mama prosiła o radę, bo jej partner twierdził, że ich MIESIĘCZNE dziecko powinno spać samo, a jak płacze to nimi manipuluje. MIESIĘCZNE dziecko!

4. Szacunek zdobywany przez strach

„szlak mnie trafia gdy widze tych wszystkich rodzicow, ktorzy pozwalaja swoim dzieciom się wydzierac plakac czy kłasc na ziemi w sklepie i robi sceny. takie dzieci robia co chca i wchodzom rodzicom na glowe. dziecko musi wiedziec czym jest szacunek i jak mowie ze ma siedziec cicho to ma siedziec cicho. kropka. a jak nie to ono juz wie co go czeka w domu.”

Gdy straszymy dziecko, tym „co go czeka w domu”, to uczymy go jedynie tego, że silniejsza osoba ma prawo znęcać się (mówimy o znęcaniu się, bo z wychowaniem to nie ma nic wspólnego) nad słabszą osobą. Że rodzic może pomiatać dzieckiem. Niestety gdy nauczymy dziecko, że ma być posłuszne, to gdy nas nie będzie już obok, ono będzie dalej posłuszne, tylko że innym ludziom – rówieśnikom, partnerowi, przełożonemu itp. Z szacunkiem do innych czy do siebie, niewiele ma to jednak wspólnego.

Wiecie kiedy dziecko naprawdę uczy się szacunku? Kiedy ma okazję go doświadczyć. Kiedy inni okazują mu i sobie samym szacunek. Kiedy inni w jego otoczeniu szanują zarówno JEGO, jak i SWOJE granice. Gdy go nie bijemy, ale też nie pozwalamy mu uderzyć samych siebie. Gdy go nie poniżamy, gdy go nie atakujemy, gdy go nie straszymy, ale też odpowiednio reagujemy, gdy on próbuje zrobić to w stosunku do innych. To wtedy dziecko uczy się tego wszystkiego. Przez doświadczanie tych sytuacji. A nie poprzez doświadczanie upokorzenia, krzyków czy ciosów.

5. Publiczne żartowanie/ośmieszanie/straszenie dziecka

Wydawało mi się, że to jest dostępna wszystkim informacja, że robienie naszemu dziecku rzeczy podłych, jest… podłe (nie mówiąc już o robieniu ich publicznie). Tymczasem na Youtube aż roi się od filmów, na których wszystko to występuje:

  • dawanie beznadziejnych prezentów i wyśmiewanie dzieci, które płaczą z tego powodu
  • straszenie dzieci potworami typu wilkołaki czy gonienie za nimi z piłą mechaniczną
  • wrzucenie dzieciom do wanny żaby/węża/homara (co filmik, to inne zwierzę, jest cała seria), których dzieci się diabelnie boją
  • nagrywanie śpiewającego pod prysznicem dziecka (nagranie jest od pasa w górę, ale dziecko jest nagie i ma już ok. 8-10 lat)
  • podłożenie konsoli, który wygląda jak ta należąca do dziecka i niszczenie jej na oczach dzieci
  • publiczne niszczenie rzeczywistych przedmiotów należących do dziecka i pokazywanie tego „jaką daliśmy mu nauczkę”

Niestety często owi rodzice mówią o tym, że to ma podstawy terapeutyczne. Że uczą ich podejścia niematerialnego czy że hartują swoje dzieci przed ich wejściem w rzeczywisty świat. Jednak im dłużej oglądałem te filmy, tym bardziej moja wiara w ludzkość zanikła. Tak wrednych, nieczułych i podłych rodziców nie widziałem już bardzo długo, a fakt, że próbują się usprawiedliwiać, działa dodatkowo na ich niekorzyść. Poniżej umieszczam tylko jeden film, aby pokazać skalę problemu (choć jest on tylko jednym z wielu):

https://www.youtube.com/watch?v=7YDc30XnsbE

Ale przecież trauma jest przecież taka śmieszna

Ta, słyszałem już takie opinie, że przecież „traumy z tego powodu dziecko mieć nie będzie, więc wyluzuj”. Wybaczcie, ale nie wyluzuję, bo mam ostrą alergię na pieprzenie głupot przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o czym mówią. Bagatelizowanie trudnych doświadczeń tylko z tego powodu, że ktoś ma mniej lat niż my jest zwyczajnie chamskie i prostackie.

To wszystko może ciągnąć się za dzieckiem bardzo długo

Mam znajomego. Gdy miał trzy, może cztery latka wybrał się z rodzicami i ich znajomymi na wycieczkę do lasu. Wtedy też zachciało mu się sikać. Poszedł więc pod drzewko, a w tym czasie wszyscy „dorośli” (cudzysłów nieprzypadkowy) się dla żartu przed nim schowali. Gdy wrócił nie było nikogo. Rozpłakał się i gdy rodzice wyszli, długo nie mogli go uspokoić. To jest jego jedyne wspomnienie z tamtego okresu, następne zaczynają się kilka lat później, w wieku sześciu, siedmiu lat. Tymczasem to jedno wydarzenie, było dla niego tak silnym przeżyciem, że pamięta o nim po dziś dzień i po dziś dzień reaguje bardzo silnie w sytuacji, gdy ktoś komu ufa, zmówi się z innymi, aby zrobić mu często jakiś nawet niewinny żart. Parędziesiąt lat minęło, a to dalej się za nim ciągnie i dalej ma problemy z zaufaniem, co bezpośrednio rzutuje na jego relacje z innymi ludźmi.

Bo to wszystko dzieje się naprawdę

To są prawdziwe łzy, to jest prawdziwy strach i to wszystko są prawdziwe uczucia, których nasze dziecko nigdy nie powinno doświadczać dla „żartu”. Tym bardziej, że tych wszystkich negatywnych uczuć jest aż nadmiar w prawdziwym świecie i nasze dzieci poznają całą ich paletę, więc tym bardziej nie widzę potrzeby, aby nasze dziecko doznawało ich od osób, których bezgranicznie ufa i które powinny przede wszystkim zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa.

To jest w mojej opinii okrutne, bo nasze dziecko w przypadku silnych przeżyć powinno mieć jakąś bliską osobę do której mogłoby przybiec i z którym mogłoby porozmawiać. Gdy jednak rodzic staje się osobą, która powoduje te uczucia, to dziecko zostaje z tym wszystkim zupełnie samo. Samotne, małe, nieważne, nie do końca rozumiejące jeszcze dlaczego je to wszystko spotyka.

Naprawdę chcemy, aby ten opis dotyczył naszego dziecka?

Jeśli zgadzasz się z powyższym tekstem, będę wdzięczny za udostępnienie go dalej, bo dzięki temu będzie on miał szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców i może ktoś dzięki niemu, nie zastosuje powyższych rzeczy wobec swoich dzieci.

Prawa do zdjęcia należą do Jorge.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Jak zawsze ciekawy i trafny punkt widzenia. Osobiście traktuję dzieci tak jak ja sama chciałabym być traktowana. I nigdy w życiu nie zostawiłabym dziecka samego czy w domu czy w sklepie. Jak można patrzeć na łzy strachu u najukochańszego skarbu jaki się ma.

    1. Dokładnie, jak moje dziecko płacze to we mnie od razu hormony robią rewolucję i pomoc dziecku to jest pierwszy odruch!

  2. Pamiętam jakim strasznym przeżyciem było dla mnie rozegranie pierwszej wizyty w przedszkolu. Mama mnie zostawiła z przedszkolanką i powiedziała, że idzie na chwilę do sklepu i że za 5 minut wróci. Oczywiście siedziałem w przedszkolu kilka godzin. Potem było już normalnie i wiedziałem po co idziemy do przedszkola, ale byłem niesamowicie wystraszony przy takim zostawieniu mnie w przedszkolu po raz pierwszy z myślą, że to tylko na chwilkę.

    1. Mi to bardzo przypomina podejście wielu rodziców do szczepienia czy wizyty u dentysty, gdy obiecują dziecku, że nie będzie bolało – ja rozumiem chęć nie wystraszenia dziecka, ale w rzeczywistości pojawia się i strach i ból i jeszcze utracone zaufanie. Moim zdaniem nie warto.

      1. To w ogóle bezsensowne nastraszanie dziecka, nie chodzi tylko o zaufanie (choć też) – po prostu mądrzej jest wyjaśnić sprawę, a nie kłamać. Lepiej jest przygotować dziecko, niż rzucić na głęboką wodę.

        1. Zawsze mówiłam dzieciom, że będzie bolało, że nie będzie miło, ze muszą zostać. Zaliczyliśmy szpitale, operacje, zabiegi. Bez płaczu. Ze strachem i smutkiem. ALe co wtedy czuć? To normalne, że się boisz, że nie chcesz, że tęsknisz. Wiesz dlaczego tak trzeba zrobić? I moja niespełna dwuletnia córcia potrafiła to zrozumieć. Ja byłam spokojna – wiedziała, że nic strasznego nie będzie. Że poboli „to igła jest, przecież cię nie pocałuje, tylko ukłuje, no nie?” 🙂 Prawda jest ok. Dzieci to łapią.

          1. Z moja Bubą jest tak, że zawsze ją chwalę jaka jest odważna i śmieję z siebie, że boję się bardziej od niej, ostatecznie cała uwaga schodzi na mnie. Mała ma 5 lat i nie ma problemów z dentystą.

      2. Nie wiedziałem o tym. Automatycznie gdy mama idzie do pracy a ja z małym zostaje, zanim przyjdzie opiekunka, mówię małemu że mama za chwile wróci. Od dziś już tego nie bede robił

      3. No bo, do dentysty to trzeba przyjść z dzieckiem na pierwszą wizytę adaptacyjną w ciągu 6ciu miesięcy od wyrznięcia się pierwszego zęba (dolnego siekacza przyśrodkowego) wtedy lekarz zdobywa zaufanie dziecka i się nie boi aż tak przy następnych wizytach, a nie dopiero jak boli, albo dopiero jak się zauważy, że ząb jest w innym kolorze, bo wtedy to już raczej bez borowania się nie obędzie.

      4. Dlatego, moje dziecko ma tłumaczone, że tak może zabolec. Jak? Nie wiem bo każdy czuje inaczej. Strach przed dentysta u nas został wyeliminowany tym, że widziała, jak ja siadam na fotelu bez paniki. O za tym przed każdą nieznana dla niej rzeczą tłumacze jej co może być, dziać się. I jakoś to wszystko idzie lepiej wtedy.

      5. Zdecydowanie nie warto. Gdy miałam 6 lat, poszłam z mamą na szczepienie. Miało tylko troszkę boleć, jakby mnie ktoś uszczypnął. Bolało potwornie. Strach przed szczepionkami ciągnął się za mną przynajmniej 10 lat, a zaufanie do matki w sprawach medycyny utraciłam na zawsze. Moim dzieciom mówię prawdę w takich sytuacjach. Wydaje mi się, że są dzięki temu bardziej odważne niż ja.

        1. Dokładnie,też tak uważam ,zawsze mówię prawdę bo potem jak może dziecko nam zaufać? mówię że zaboli szczypie każdy inaczej doświadcza czuje

    2. Pamiętam mój pierwszy dzień w przedszkolu „tylko zobaczysz, jak tam jest” – no to myślałem, że jak Cezar, przyjdę, zobaczę i wyjdę – a tu zonk, ledwo się obejrzałem, matka drałuje do wyjścia. Drobiazg? Jak dla kogo 😛

      1. Z drugiej strony dalej rodzice mówią „jak pójdziesz do szkoły to dopiero zobaczysz – wtedy Ci się zacznie prawdziwa jazda”. I później takie dziecko idzie do szkoły i z automatu ma negatywne nastawienie.

        1. Jak pójdziesz do szkoły 😀
          Story of my life do tej pory:
          – w szkole to będzie trudno
          – teraz jest banał, ale w gimnazjum zobaczycie jak to jest
          – liceum to prawdziwa szkoła życia, nie to co tu
          – no jeszcze się bawicie, ale matura za pasem, a to nie przelewki
          – zobaczysz na studiach, tam nikt za tobą nie chodzi
          – zobaczysz po studiach, w pracy to będziesz miała
          – o dobrze ci idzie w pracy, zobaczysz jak będą dzieci

        2. Rodzice straszą policjantem,lekarzem,pamiętam miałam strach zawsze przed lekarzem dyrektorem księdzem itd…moje dziecko wie że wystarczy wiedzieć jak się zachować i żaden strach czy to policjant czy dyrektor czy ksiądz nie ma znaczenia to wszystko to są ludzie jeśli potrafisz rozmawiać mieć szacunek to nie ma znaczenia z kim rozmawiasz

      2. Dokładnie,trzeba rozmawiać z dzieckiem spotykać się z innymi pokazywać relacje na żywo,być obecnym rodzicem.i świadomym…

    3. To jeszcze nic. Jeżdżę jako opiekun na kolonie. Słyszałam raz od koleżanki historię o tym, jak rodzice wysłali dziecko na tygodniowe kolonie, mówiąc mu, że… (UWAGA!!!) jedzie do babci.
      Wpakowali malca do autokaru i powiedzieli, że jedzie do babci.
      Dziecko przerażone i zrozpaczone, wychowawca przy nim non-stop, a rodzice zadowoleni z siebie. No pogratulować.

      1. No koszmar, zero edukacji rodzic ma,zero wiedzy podstawowej,jak tak można,uważam że powinni przejść jakieś szkolenie na temat wychowania dzieci ,skoro reprezentują opisaną wyżej historię.

  3. Kilka dni temu w centrum handlowym mój trzyletni syn dał wyraz swoim emocjom z powodu dla siebie widocznie ważnego – tortilla odwinięta z folii wbrew ostrzeżeniom nie poszła po jego myśli 😉 był krzyk, tarzanie się po podłodze, płacz. To nie nasz pierwszy raz, więc zareagowałam jak zwykle, spokojnie. Miałam przy sobie jeszcze drugie dziecko w wózku, mąż za rogiem rozmawiał z klientem przez telefon. Nagle obcy facet zaczął z wielką dezaprobatą i podniesionym głosem straszyć mojego syna, że „zaraz go zabierze, jak się będzie tak zachowywał”. Widać było, że ma już na końcu języka te wszystkie „bezstresowe wychowania” „niewychowane bachory” etc. Stanęłam w obronie swojego dziecka, instynktownie. Uważam to za jedyną dopuszczalną reakcję. Pan rzucił, że jego dzieci są dobrze wychowane i oddalił się, a ja do dziś zastanawiam się co to znaczy „dobrze wychowane”? Bojące się wyrażać emocje? Apatyczne, zestresowane? Potulne?

    1. Placz,tarzanie sie itd takie zachowania nie biora sie z nikad u dziecka. Stwierdzenie lekko iz nie byl to syna pierwszy raz w dodatku z „zadnego” powodu mysle ze wymaga przemyslenia i zaczecia pracy z dzieckiem.

      1. Nie ma w tym nic dziwnego. Małe dzieci uczą się świata, a ponieważ mają jeszcze mały bagaż doświadczeń, ciężko im jest sobie poradzić w stresowych sytuacjach nawet tak błahych dla dorosłych jak zbity talerz czy kanapka pokrojona a nie cała.

      2. Wie Pani co, nastąpiła tu chyba nadinterpretacja. Ani to nie miało być lekkie, ani sugerujące mój lekceważący stosunek do sprawy. Zachowanie mojego syna i jego podłoże jest mi znane i rozpracowywane, począwszy od jego narodzin w 26 tyg. ciąży. Nie chciałam tu natomiast wybebeszać całego ogromnego „problemu”, tylko nawiązać do tematu „straszenia dzieci”.

        1. akurat faktycznie bezczelny ten koles zwrocil pani bachorowi uwage,a achor drze sie tak tylko godzine czy cale 15minut,gratuluje luzu
          inni ludzie moze nie zycza sobie darcia ryja i tyle mogla go pani odciagnac na bok w ustronne miejsce jesli komunikacja z dzieckiem i ruszenie dupy gdzies dalej jest dla mamusi problemem

          1. Za wiele to Pani nie zrozumiała. Ten obcy mężczyzna mógł zawsze powiedzieć dziecku że jego krzyki przeszkadzają innym i to byłby jakiś argument. Strasząc zabraniem tak naprawdę wyjasnił dziecku, że owszem można krzyczeć, tylko trzeba uważać czy akurat „pana zabierającego” nie ma w pobliżu. Dzieci mają bardzo precyzyjną logikę dopóki nie nauczymy ich czytać między wierszami.

          2. Szanowna Pani, jeśli rodzice nazywali Panią w dzieciństwie bachorem – przekazuję wyrazy współczucia. Jest już Pani jednak, jak mniemam, dorosła i potrafi przeanalizować co się powinno a czego nie, w odróżnieniu od trzyletniego dziecka. To, że piszę, że zareagowałam spokojem, nie znaczy, że nie zareagowałam. Wręcz przeciwnie, w momencie gdy ten „pan” zwrócił się obcesowo do mojego dziecka, było ono już przy mnie i tłumaczyłam mu, że krzykiem i histerią nic nie wskóra, że mu POMOGĘ z jego kłopotem. Bo chyba taki jest sens wychowania, a nie tresura bulteriera.

          3. Jest pani beznadziejna, współczuje pani dzieciom , a może ich pani nie ma, to nawet lepiej nikogo pani nie skrzywdzi.

      3. Oczywiście dzieci mają różne charaktery. Wszystkie są słodkie i urocze – to je łączy, ale są ludźmi i dlatego każde z nich ma osobne cechy. Jeśli dziecko pani Małgorzaty jest spokojne, to nie znaczy, że każde inne będzie dorastało w ten sam sposób. Nietaktem jest więc twierdzić, że w każdym przypadku to wina rodziców. Może pani Małgorzata spróbuje poczuć się w sytuacji pani Pauliny i pomóc swoją wielką wiedzą i doświadczeniem, bo krytyką niczego nie wniesie ;). Mam syna w wieku trzech lat z twardym i stanowczym charakterem. Obecnie domagają się respektowania swoich żądań potrafi kilka godzin płakać i fochać się w łóżeczku. Niestety tłumaczenia i proszenia nie pomagają, najlepszą metodą jest ignorowanie zachowania młodego. Gdy ma dość i dochodzi do wniosku, że nic nie osiągnie swoim krzykiem, przychodzi z zupełnie innym nastawieniem. Dla mnie to plus dla syna, że tak długo potrafi walczyć, aby osiągnąć cel, ale muszę też postawić na swoim jeśli próbuje go osiągnąć niewłaściwą drogą. Myślę, że pomoże mu to w przyszłości szukać humanitarnych rozwiązań problemu, a nie iść po najlżejszej drodze oporu – wymuszaniu…

    2. co CI ludzie mają z tym” ja Cię zabiorę”, „chodź ze mną”?
      W przeciągu miesiąca spotykam na swojej drodze ze dwie takie osoby?
      Ostatnio przed przejściem, gdy moja prawie 2 letnia córka za 1 razem nie chciała mi dać ręki bo chciała coś sprawdzić na ziemi – podeszła jakaś kobieta i zaczęła do niej mówić „ja Cię zaraz zabiorę bo nie słuchasz mamy”.

      1. To chybactaki głupi odruch z dzieciństwa. Uświadomilam sobie,ze sama kiedyś pare razy zapytałam dziecka „idziesz ze mną?”, Kiedy wiało mamie i nie reagowalo na wołania. Hmmm, chyba muszę się nad tym zastanowić 😉

      2. Albo jak sami rodzice mówią „bo pan; Pan policjant cie zabierze”. Niestety byłam świadkiem takiej tresury, która jest okropna, bo policjant powinien kojarzyć się z pomocą. Ja myślę, że straszenie wynika z bezsilności i braku cierpliwości.

      3. No niestety, coś z tym ludzie mają nierówno poukładane. Spotykam się z tym często, niezależnie jak mój syn sie zachowuje. Po prostu przyciąga takich ludzi. To samo jest z tekstami „chodź na rączki” albo „chodź na kolanka”. Nie wspominając już o łapaniu znienacka za rączkę przez obcych, np. na placu zabaw. Niestety syn jest adoptowany w wieku 3,5 roku i ma obawy o kolejną zmianę opiekuna (pracujemy). Możecie sobie tylko wyobrazić jego panikę i „zamarznięcie” jak ktoś tak do niego powie. Automatycznie staję w jego obronie, ale już zdążyłam usłyszeć, „że jestem jedną z TYCH nienormalnych MADEK”.

  4. Przypomina mi się małżeństwo Japończyków, które za karę zostawiło na drodze przy lesie małego synka, bo był niegrzeczny. Gdy po niego wrócili, chłopca nie było. Poszedł ich szukać. Rodzice zaalarmowali policję i służby (o zaginięciu). Chłopca znaleziono. Gdy prawda wyszła na jaw – że oni sami go tak zostawili, publicznie przepraszali.
    Szkoda dziecka, choć może rodzice się czegoś nauczyli..?
    To całkiem niedawna sprawa.

    1. A wyobrażasz sobie podobną sytuację w Polsce? Nie dość, że nie byłoby publicznych przeprosin, to jeszcze rodzice wymyśliliby piętrową historię o tym, że ich napadnięto, a dziecko porwano i kazaliby szukać złoczyńcy.

  5. Ja natomiast pamiętam, ze rodzice zostawili mnie kiedys samą w samochodzie i gdzieś poszli, np na zakupy. Miałam wtedy około 5 lat. I jakąś młodzież weszła do naszego auta (to były wczesne lata 90 te wtedy nikt nie zamykał fiacika 126 p na klucz). Wyobraźcie sobie mój traumę gdy dla żartu próbowali mnie z samochodu wyciągnąć a ja ze wszystkich sił sie broniłam… Do dzis miewam sny przypominające o tamtym wydarzeniu i nie obrażając moich rodziców to przykład ich skrajnej bezmyślności…

  6. To bardzo wazne, o czym piszesz.. ale to tak bardzo boli, kiedy sie to czyta, az nie chce sie wierzyc, ze ktorykolwiek z rodzicow moze sie tak znecac nad swoim dzieckiem… I jak w ogole taki ktos, smie sie nim nazywac…
    Dziecko Kocha nas bezwarunkowo I taka sama milosc powinna istniec w sercach rodzicow. Dlaczego dla mnie to tak cholerne oczywiscie, a dla kogos nie?!!!! Nikt tak jak dziecko nie zasluguje na Cale dobro tego swiata…

  7. Świetny i b. wartościowy tekst. A smutne i tragiczne, że to matki są takie okrutne. Ja kilka dni temu też taką słyszałam. Wychodzę na balkon a chłopczyk 2/3 latka przykuca co chwilę i wyciąga rączki i histerycznie płacze i krzyczy: „na rączki” a matka z daleka. – nie była widoczna już z balkonu- wrzeszczy, że ma przjść – nie wróciła się do malucha, słuchała jego tragicznego płaczu a on stawał na nóżki i przykucał i wyciągał rączki i szedł do niej 🙁 dzieci nie mają wyboru. Ciekawe co funduje taka matka dziecku w 4 ścianach. Ile kobiet nie powinno nigdy zostać matkami!

    1. A Pani zawsze ma taki power i każde na rączki realizowała?
      Te maleństwa potrafią dać w kość i czasami warto dziecko zostawić samego ze sobą, żeby młody na spokojnie pobył w swoim towarzystwie. Ale nie w miejscach publicznych.

    2. Może była w ciąży i po prostu nie może nosić dziecka. Nie miałam takiej sytuacji, ale staram się zrozumieć matkę

      1. Jak była w ciąży albo nie miała siły wziąć dziecka na ręce powinna być przynim i starać się uspokoić go, przytulić s nie zostawić dziecko i wymagać, żeby do niej doszło. Najpierw należy rozumieć dziecko a nie matkę

        1. Matka też człowiek i należy jej się zrozumienie, podobnie jak dziecku. Jak łatwo z wycinka sytuacji wyciągnąć wnioski, dopisać resztę historii i ocenić.

          1. Wyjął mi to pan z ust. Zapominamy ze rodzic tez jest człowiekiem, który tak jak dziecko na”gorsze dni”, a do tego dochodzą jeszcze problemy które zawsze się mnożą przed nim.I co wtedy? Kto weźmie na ręce, przytuli, wytłumaczY , pomoze się wyciszyć?czyzby zabrakło odpowiedzi..?

    3. Pożyjemy zobaczymy jakie to niespodzianki jeszcze czekają na mnie, na panią i co kiedy nasze metody przestaną się sprawdzać a gwarantuje ze w pewnym momencie przestaną tylko z będzie pani miała odczynienia z rosłym nastolatkiem który nie da się przytulić, pocałować i wziąć na ręce, a milosc choć nadal będzie wielka u prawdziwa, będzie wystawiona na ogromna probe…

  8. Mój trzyletni wówczas synek miał wycinany trzeci migdał. Podobno byłam pierwszą (na prawdę trudno mi w to uwierzyć) mamą, która powiedziała „zostaniesz teraz z panią doktor, która naprawi ci uszy, a ja będę cały czas czekała pod drzwiami. Będziesz spał, ale jak się obudzisz, to będę już obok”. Podobno wszyscy rodzice mówią, że zaraz przyjdą…

    1. Ja też zawsze mówiłam swojemu dziecku co się będzie działo, gdzie idziemy i po co, jak dlugo tam zostanie. Zawsze robię wszystko żeby danego słowa dotrzymać. Nie oszukuję, jeśli nie wiem, mówię, że nie wiem, ale postaram się dowiedzieć i wtedy wrócimy do tematu. Nigdy nie uciekałam mówiąc, że zaraz wrócę, jak wyjeżdżałam z córką do szpitala, a były to częste i długie pobyty, zawsze kilka dni przed zaczynałam tłumaczyć, że musimy jechać, po co i że będę bardzo tęsknić i dzwonić codziennie. Mój syn ma 6 lat, jest samodzielny, zostaje u babci, cioci, jesli trzeba tez na noc bez problemu. Nie boi się lekarzy, badań, zastrzyków ani pobierania krwi. Ma czasem napady histerii, ale wtedy odprowadzam go do jego pokoju, zeby się uspokoił i dopiero wtedy rozmawiamy, co poszło nie tak. Nie zawsze wiem co robić, zdarza mi się tracić cierpliwość i krzyczeć, bywam zmęczona i rozdrażniona, ale kocham swojego łobuza nad życie i jestem z niego dumna ?

    2. Mnie moi rodzice nie przygotowali na to, że zostaję w szpitalu na wycinanie migdałków. Nie mówili, co mnie czeka i dlaczego. Proszę wyobrazić sobie moje przerażenie, gdy nagle zaczęli mnie przebierać w pidżamę. To oznaczało jedno-nocowanie poza domem,bez rodziców. A ja nawet nie lubiłam u babci czy cioci nocować. Za bardzo tęskniłam. Miałam 4 lata i doskonale to pamiętam. Nawet nie wiedziałam,
      czy po mnie wrócą. Gdy płakałam sama w pustym pokoju szpitalnym, pani sprzątająca spytała, czemu płaczę. -Bo nie ma mamy. -Mojej mamy tu też nie ma, a ja nie płaczę! W ten sposób dowiedziałam się, że mój ból jest nieważny i bez sensu i zawstydzono mnie. Pamiętam wszystko doskonale. Podczas pobytu rodzice mnie nie odwiedzili (raz, gdy spałam po operacji, dużo mi to dało…) i myślałam, że mnie zostawili. Zeszła do mnie ciocia z porodówki ( w ciąży), za co jestem jej wdzięczna do dziś.
      Także, drodzy rodzice, oto, co fundujecie dziecku, nic nie tłumacząc i zostawiając je samo z zaskoczenia. Traumę i bolesne wspomnienia i, w późniejszym czasie, gniew na waszą głupotę.

  9. Mialam ze 4 lata, mimo matczynych zakazow i ostrzezen fikalam w najlepsze na wersalce, pociagnelam za kabel i strącilam lampke, tlukąc klosz. Moja matka zaczela udawac, ze dostala jakiegos ataku, potem rzucila sie na podloge u udawala martwą. Dlugo. Calą wiecznosc. W zyciu nie bylam tak przerazona.

  10. Ja do dziś pamiętam swój pierwszy dzień w przedszkolu jak szykowalismy się do leżakowania. Ja rozebralam się jak w domu cała i zaczęłam ubierać pizame a Pani zaczęła się ze mnie nasmiewac przed cala grupa ze nie rozbiera się tu nikt do naga tylko śpi się w majtkach żebym zobaczyła ze nikt oprócz mnie się nie rozebral. Do dziś pamiętam uczucie wstydu…:(

    1. Nienawidziłem takiego uczucia i do dzisiaj mam wielkie wyrzuty sumienia do wszystkich nauczycieli, którzy w stosunku do mnie czy do innych uczniów robili takie rzeczy. Za takie coś powinno się odbierać prawo wykonywania zawodu, bo taki nauczyciel to najgorsze co może nas spotkać na szkolnej drodze.

      1. A ja pamietam jak strasznie nie chcialam chodzic do przedszkola I juz od progu plakalam. Panie przedszkolanki wtedy sadzaly mnie na krzeselku po srodku sali, a wszystkie dzieci w okol w koleczku chodzily I sie ze mnie smialy pokazujac palcami, a ja plakalam I plakalam. W koncu pewnego razu babcia mnie zaprowadzila I udajac, ze juz wychodzi schowala sie za drzwiami I to co zobaczyla, spowodowalo, ze zrobila awanture I to byl moj ostatni dzien w przedszkolu. Pamietam to pomimo, ze minelo 30 lat.

      2. Dziewczynka z rodziny nie potrafi wymowic swojego.nazwiska poprawnie, a Pani przedszkolanka zwraca sie do niej ta przekrecona forma, mimo, ze mala sie zlosci i probuje ja poprawiac :/

    2. Ja jestem nauczycielką przedszkola i z całą świadomością słów stwierdzam, że takim nauczycielom powinno się dać zakaz zbliżania do dzieci, skoro nie potrafią uszanować ich intymności. Opiekując się 3-latkami zdarzało się wiele takich krępujących dla dzieci sytuacji, gdy się któreś zsiusiało albo znalazło w sytuacji gdy pozostałe dzieci zaczynały się śmiać z niego, wtedy brałam je w bezpieczne miejsce i udzielałam potrzebnej pomocy. Często też tłumaczyłam innym dzieciom, że ich zachowanie jest niewłaściwe i że gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji na pewno nie czuliby się dobrze.

    3. moiim jedynym wspomnieniem z przedszkola jest jak nie chcialam zjesc zupy ogórkowej i Pani „nauczyciela” wsadziła mi głowę do talerza z zupą…

      1. Masakra, wypalenie zawodowe totalne i nie wiem jak to jeszcze „delikatnie „określić, bo niecenzuralnIe nie miałabym z tym problemu żadnego

      2. Mnie zawsze mdliło na sam zapach Inki. Raz spóźniłam się do przedszkola i sama jadłam śniadanie. Zmuszono mnie do wypicia tej Inki chociaż mowilam że mnie mdli. Po kilku łykach zwymiotowałam, a przedszkolanka na mnie nakrzyczała i kazała mi sprzątać te wymiociny, dostałam szmatę i faktycznie sprzątałam. Miałam z 5 lat i od tamtej pory nie chciałam chodzić do tej placówki, ale niestety musiałam.

    4. Ja jak dzisiaj pamiętam, jak dostawałam zjebę (tak, to była zjeba, krzyk, wrzask, czerwone poliki i kurwiki w oczach) od wychowawczyni w pierwszej czy drugiej klasie podstawówki. Bo pisałam brzydko. Zostawałam na przerwach, rysowałam szlaczki, jako jedyna w klasie nie mogłam pisać długopisem ani piórem, bo pisałam brzydko, ciągle byłam porównywana do innych, mówili mi, że bazgrolę jak kura pazurem, że dziewczynce nie przystoi (wtf w ogóle) tak brzydko pisać itp. Do dzisiaj wstydzę się pokazywać ludziom swoje notatki czy coś i zawsze przepisuję je na komputer. Jest mi też przykro, że nie mam ładnego podpisu tak jak inni. W liceum dowiedziałam się, że po prostu nie umiem trzymać poprawnie długopisu bo ktoś mnie źle nauczył/nie poprawił i to wszystko przez to.

      Dzięki, nauczyciele, dobra robota 😛

      1. Kiedys czytalam ,ze bazgrola tylko ludzie na poziomie z tegimi umyslami,,a pieknym pismem moga sie pochalic ludzie zakompleksieni ze sklonnoscia do depresji,wiec moze sie pani cieszyc ze zdolnosci bazgrolenia.Mozemy sobie podac reke,poniewaz po mnie nikt nie potrafi rozczytac.Od dziecka mi mowiono,ze bede lekarka.

          1. To bylo tak dawno,ze nie pamietam,ale przez to,ze zawsze bylam lajana za bazgrolenie to ta madra mysl mocno utkwila mi w pamieci.

      2. Nie martw się, miałam to samo, tez okropnie pisałam choć trafiłam na znacznie lepszych pedagogów. Moi synowie tez brzydko pisali ale co tam, wole żeby mieli olej w głowie niż ładne pismo. Z czasem samo się wyrabia. Powodzenia

    5. Głupia pinda . Też miałam takie w przedszkolu. Dwa tygodnie się bałam mamie powiedzieć, ale jak tylko wyszło, jakie tam wredne babska, w jednej sekundzie mnie mama zabrała

  11. Tak myślałam, że nie będę w stanie „normalnie” przebrnąć przez ten tekst.
    Trzeci podpunkt to już dla mnie za wiele – u mnie zawsze był problem z zasypianiem, zarówno starszej jak i młodszej – mam dzieci, które zwyczajnie mało śpią.
    Rady, które słyszałam od ludzi przerażały mnie do tego stopnia, że nie mogłam uwierzyć w to, co mówią. Wrzucenie dziecka do pokoju, z zasłoniętymi roletami i zamknięcie za sobą drzwi, to jeden z pomysłów.

    1. Usypianie to temat rzeka. Metoda 3/5/7 powinna być ścigana z urzędu. Jednak wracając do tego, o czym piszesz, u nas to wyglądało mniej więcej tak. Od około 5 miesiąca życia, jedynym szybkim sposobem na uśpienie naszego synka było położenie go w hamaku i bujanie przez mamę. Do końca życia będę miał przed oczami obrazki, jak przy -10 stopniach, moja żona opatulona w dwa koce siedzi przy tym hamaku i trzęsie się z zimna. Nie mogłem jej zastąpić. Musiał być hamak i mama, koniec kropka. Kolejny etap, tak mniej więcej od roku, to położenie młodego na kolanach taty (głowa między kolanami) i delikatne bujanie. Tu z kolei mama nie mogła być pomocna. Musiały być kolana taty i koniec. Kolejny etap, to usypianie w sypialni rodziców. Tu znowu musiała być mama. Wystarczyło, że po kąpieli wziąłem smyka na ręce i zrobiłem choćby jeden krok w stronę sypialni i już był płacz :). Od jakiś 6 miesięcy (synek ma 2 lata) nie ma innego usypiania jak z tatą, Kubusiem Puchatkiem (maskotka), przeczytaniem książeczki przed zaśnięciem, autobusem w lewej rączce, resorakiem w prawej i głaskaniem po pleckach.
      Jakie są moje wnioski?
      Każdy człowiek do spania potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Nie dość, że to dość pojemne pojęcie, to jeszcze każdy może mieć inne. Dziecko bardzo szybko się rozwija, więc i poglądy na bezpieczeństwo mogą mu się zmieniać :). Kolejna sprawa, to poczucie komfortu. Tu znowu każdy może mieć inne. Moja mama musi mieć kompletną ciszę (korki w uszach), kompletny mrok (niemal jak w ciemni fotograficznej) i temperaturę 15 stopni. Wiele osób nie zaśnie w takich warunkach, a dla niej są konieczne i tyle. Podobnie, jak z poczuciem bezpieczeństwa. U dzieci i to z czasem ewoluuje. I na koniec jeszcze rytuały, które dla wielu ludzi są niezmiernie ważne i też z upływem lat się zmieniają. Nasz synek upodobał sobie teraz taki: zjada kolację, że mama robi mu godzinną kąpiel, podczas której się relaksuje, tata go wyciera, kremuje, a następnie czyta i w towarzystwie gadżetów zasypia głaskany po plecach. Zajmuje nam to zwykle (łącznie z czytaniem 15-30 minut). Mam dwójkę dzieci i u każdego działało to dokładnie tak samo. Trzeba poobserwować, co daje poczucie bezpieczeństwa i komfort, wyciszyć przed spaniem, a później postępować wg utartego schematu.
      Oczywiście, dziecko, podobnie jak każdy dorosły może mieć gorszy dzień i cały magiczny plan się nie sprawdza. Wtedy pozostaje zaciśnięcie zębów i licznie. Do ilu, zwykle do skutku 😉

  12. Pierwsze dwa punkty to zdecydowana przesada, szczególnie u mojego trzylatka to naprawdę jedyna metoda. Bunt trzylatka to niestety zachowanie pozostawione przez naturę dziecku, aby mogło ustalić hierarchię w stadzie i oczywiście w tym wieku nie może zostać dominatorem. Gdy krzyczy najlepszą formą zachowania otoczenia jest ignorancja, bo prośby i tłumaczenia jedynie nasilają stan dziecka. Pozostałe punkty są dla mnie jak najbardziej zgodne z dotychczasowym doświadczeniem.

  13. Kiedy byłam bardzo małym dzieckiem, moja mama miała metodę wychowawczą „na obrażanie się”. Kiedy byłam niegrzeczna, przestawała się do mnie odzywać i ignorowała mnie. Ja zaczynałam ryczeć, cała w spazmach nie mogłam się uspokoić, a ona dalej swoje. Do dziś pamiętam koszmary, które wtedy mi się śniły o odchodzącej ode mnie matce. Co ciekawe z tego samego powodu złamałam kiedyś rękę, nie mogąc samodzielnie wyjść z autobusu (byłam za mała i bałam się zeskoczyć). Moja mama nie zauważyła tego, a ja myślałam, ze jest na mnie o coś zła i chce mnie zostawić. Zeskoczyłam w końcu i niestety upadłam łamiąc rękę. Podobnie niestety było z wyśmiewaniem i bagatelizowaniem moich problemów i głośnym strofowaniem na ulicy.
    To niestety kompletnie niszczy zaufanie dziecka do rodzica i ciągnie się przez całe życie. Dziecko rzeczywiście nie czuje się pewnie, nie czuje, ze rodzic jest dla niego oparciem i unika mówienia o swoich problemach ze strachu przed wyśmianiem lub zbagatelizowaniem. Co więcej później przekłada się to takze na relacje z innymi osobami w dorosłym życiu.

    1. Pozwolę sobie zapytać: czy Twoja mama wie teraz, co wtedy czułaś? Czy też uznałaś, że nie ma sensu wracanie do czegoś, czego i tak się nie odwróci?

      1. Nie nie wie, i nie dowie się, ponieważ nie żyje. Z resztą raczej bym jej tego nie wypominała. Podałam to tylko jako przykład, bo zauwazyłam analogię. Tekst Kamila jest bardzo ważny i rzeczywiście nie są to rzeczy wyssane z palca. Spodziewając się obecnie dziecka dużo myślę na temat wychowania, dlatego przypominają mi się błędy własnych rodziców, których chciałabym nie popełnić, chociaż wiem, ze to będzie trudne.

  14. Przyznaję, że z lekkim „strachem” zabierałam się do lektury tego postu, ponieważ łapię się na tym, że zdarza mi się stosować metody wychowawcze, które stosowano wobec mnie, a w sumie niekoniecznie się z nimi zgadzam (siła nawyku, z którą walczę). Ale mogę westchnąć z ulgą, ponieważ żaden z pięciu punktów mnie nie dotyczy 😀 Nie robię takich rzeczy mojemu dziecku, a już na pewno nie uważam, że byłby to powód do dumy :/

  15. Prawie sie poplakalam czytajac ten wpis. Dzieci sa takie niewinne i jedyne czego chca to czuc sie bezpiecznie. metody CIO (cry it out) sa bardzo bardzo popularne w UK. ciesze sie w Polsce nie. dla mnie to tortura. nie wyobrazam sobie tego robic wlasnej coreczce

  16. Mnie moja babcia która ma 92lata i która oczywiście szanuje. Ale gdy byłam mała i byłam niegrzeczna to babcia mnie duchami straszyła np. że po mnie przyjdzie i zabierze;( . to jest tylko jeden przykład z wielu. A po dziś dzień mam chwile gdzie boje się sama zostać w domu ;(.
    Mam również synka który ma skonczone 6lat i gdy zobaczyłam że babcia chce robić to samo to automatycznie zakazałam. Bo może by nie miał z tym w przyszłości problemu tak jak ja ,ale wole dmuchać na zimno.
    Pozdrawiam.Ania.

  17. mam 6 miesięczną córeczkę,śpi ze mną praktycznie od samego początku, zasypia utulona przeze mnie,albo kołysana w wózku. Nie wyobrażam sobie uczyć jej spania w łóżeczku metodą 3 7 10 czy jak to się tam nazywa ten czysty przejaw sadyzmu wobec tak małej istoty. Nie uważam siebie za jakąś totalnie zbzikowaną mamuśkę która musi robić wszystko książkowo. Dziecko ma swoje potrzeby, nie płacze bez powodu. Nie można oskarżać kilkumiesięcznego niemowlęcia o manipulacje! (a takie teorie też słyszałam). Słucham z niedowierzaniem koleżanek które stosowały tą metodę i jeszcze miały pretensje,że nazywano je sadystkami bez serca…niestety tak po części jest.

  18. A ja pamiętam moje pierwsze publiczne wystąpienie: dzień mamy w przedszkolu, w połowie wierszyka zapomniałam tekstu, niektórzy z obecnych zaczęli się śmiać, uciekłam z płaczem. Przez wiele, wiele lat miałam problemy z publicznymi wystąpieniami

    1. Miałam podobnie. Tylko ja dostałam wierszyk w ostatniej chwili, bo okazało się, że koleżanka zachorowała i jej nie będzie. Ponieważ zawsze umiałam wszystkie wierszyki (bardzo łatwo je zapamiętywałam na próbach) pani postanowiła mnie obdarować tym zaszczytem. Oczywiście nie miałam czasu na przygotowanie i zapomniałam jego drugiej części a widownia mam się śmiała. Do dzisiaj mam problemy, nie tylko z wystąpieniami publicznymi. Zawsze gdy nie jestem czegoś pewna, tak bardzo boję się zrobić z siebie idiotkę, że nawet nie podejmuję próby. Dotyczy to w szczególności prób porozumiewania się w języku angielskim. Mimo, iż wszystko rozumiem i wydaje mi się, że potrafię odpowiedzieć, nie robię tego tylko dlatego, że boję się, że ktoś się będzie śmiał ze mnie, bo coś źle powiedziałam. Miałam jednak przyjaciela swego czasu, który był anglikiem. Nigdy nie odważyłam się z nim porozmawiać, jedynie pisałam. Jak twierdził, mój angielski jest bardzo dobry i nie rozumiał mojego lęku przed rozmową z nim. A ja nie czuję się źle jeśli chodzi o wymowę, tylko właśnie układanie zdań. Nie jest to jednak jedyna rzecz. Boję się zaciąć przy np. rozmowach telefonicznych. Często, gdy mam coś do załatwienia piszę na kartce o co mi chodzi, żeby się nie pomylić.
      Przeżyłam tą pierwszą porażkę w wieku 5-6 lat, dziś mam 24 i nadal czuję, że to za mną chodzi…

  19. Ten artykuł przypomniał mi sytuację w której nasz syn mając 4,5 roku mimo wielokrotnego powtarzania żeby nie chasał między półkami sklepowymi bo się może zgubić – dosłownie odwrócił się w złą stronę i nie zauważył nas z mężem, przekonany że strona w którą patrzy jest tą właściwą puścił się pędem przez sklep z takim wrzaskiem, że nawet idiota usłyszał by w nim przerażenie. Trwało to pewnie kilka sekund zanim usiłując przekrzyczeć jego krzyk zdołałam go złapać – a traumę ma do dziś. Minął rok. Nie chce zostać sam w absolutnie żadnej sytuacji – nawet kiedy w naszym domu wychodzę z praniem na piętro zabiera zabawki i idzie na tą chwilę bawić się na górę. Jak można coś takiego zrobić dziecku specjalnie?????? Trzeba być Idiotą nie rodzicem.
    Swoją drogą może ktoś z Was ma jakąś radę jak odbudować to poczucie bezpieczeństwa?

    1. No, trzeba brac sie do pracy, w koncu nie bedzie takiego komfortu zeby byc przy dziecku 24h. Po 1. Zawsze wyjaśniają gdzie i po co idziesz i za ile wrocisz. Zacznij od krótkich momentow, np. 2 minuty gdy idziesz do sasiadki czy wynieść śmieci. Daj dziecku np. klepsydrę i powiedz ze wrocisz zanim piasek przesypie się z jednej strony na druga i oczekujesz ze dziecko będzie w pokoju. Koniecznie wróć! Bez tego nie będzie poczucia bezpieczeństwa. Możesz stopniowo wydłużać ten czas, np. trzy obroty klepsydry czy cos. To daje dziecku poczucie kontroli i buduje świadomość czasu. Po 2. Odgrywajcie scenki np wyjścia do sklepu. Zrob z tego zabawe czy wasz rytual przed wyjsciem. Daj mu jasne instrukcje – proste instrukcje – co ma zrobić, gdy cie nie widzi. Przecwicz w domu, potem w sklepie się umów na to, ze sprawdzicie czy potrafi sobie poradzić. (Powiedz, ze będziesz za regalem a dziecko ma zrobić to na co się umowiliscie. Nie zmieniając niczego, trzymaj się scenariusza). Po 3. Wyjaśniają zasady zachowania w nowym miejscu – gdzie ma dziecko być, co może robić a czego nie. Daj mu zajęcie, umozliwiaj mu powodzenie (nie skazuj na porażkę oczekując ze przez godzinę będzie grzecznie słuchać jak gadasz ze znajomymi w restauracji, przynies zabawki czy kredki).

    2. Chyba oprócz tego, żeby wytłumaczyć, że nawet jeśli się zgubi (sytuacja zagrażająca jaką przeżył), jest wyjście z tego, że zawsze może się zapytać jakiegoś ochroniarza, że oni są tu też po to, żeby dzieciom pomagać, rozwinąć tą sytuację stresową, jaką przeżył. Nawiększy strach budzi się jeśli jest jakaś niewiadoma, i zero rozwiązania. Brak nadziei, że jak się wydarzy taka sytuacja, jest się bez wyjścia. Tylko w żadnym wypadku nie ćwiczyć tego na żywo! Wystarczy że tą sytuację i jej rozwiązanie dziecko wyraźnie zobaczy w myślach. I po jakimś czasie, jak uzna, że tak by właściwie było, przestanie się bać takiej podobnej sytuacji. A z czasem, może mu się zabliźni rana na sercu, tego co już przeżył. Pozdrawiam.

    3. u nas ten stan tez nastąpił, syn bal się wszystkiego, nawet do łazienki chodziliśmy razem, w nocy wybudzal się po pare razy,ciagle pytał z drugiego pokoju”mama jestes?” Nie opuszczał mnie na krok nie licząc przedszkola( mia6 lat). Okazało się, Brat cioteczny pokazał mu filmy o „klaunie z Koszalina” oraz ze nałożył się na to ze to etap rozwojowy”. Trwało trochę ponad pił roku. Trzebabylo cierpliwie przeczekać i przyzwyczaić się przez ten okres czasu do stałej obecności dziecka wszędzie, nawet w trakcie papierkowych prac w toalecie…

  20. Straszne ale prawdziwe. Opowiem może sytuacje z przed wczoraj. Spacerujemy deptakiem z moją córeczką, kawałek przed nami z wózkiem idzie reszta ekipy (kratki ściekowe są mega interesujące) obok przechodzi para z 2 dziewczynkami, starsza (ok 3-4 lat) potyka się i przewraca, tuż obok nas, płacz niesamowity (aż byłam zdziwiona bo wcale mocno nie gruchnęła), mama podnosi ją i przytula mówiąc „moja biedna, nic takiego się nie stało, już nie płacz” i poszła z dzieckiem na rękach. Po 5-6 min kratki przestały być ciekawe i doszliśmy do reszty, okazało się że ta sama mama mijając naszych mówiła do córki ” zamknij wreszcie tą mordę bo cię tu zostawię i Cię zabiorą obcy ludzie”. Byłam w takim szoku, że mi mowę odjeło ;-(

  21. Jeszcze bym dodała robienie zdjęć płaczącemu z jakiegoś – choćby najbardziej absurdalnego – powodu dziecku i umieszczanie go na portalach społecznościowych z opisem jaki to durny powód dziecko znalazło sobie do płaczu. Tak bardzo ostatnio popularne i tak bardzo… niskie. Chociaż można to chyba odciągnąć pod ostatni podpunkt. Aczkolwiek moda na to mnie ostatnio poważnie zszokowała.

  22. Jestem w stanie zrozumieć że rodzica czasem nerwy poniosą, powtórzy jakąś kalkę z własnego dzieciństwa. Nie ma ludzi idealnych, mnie też się zdarza np. robię się zrzędliwy jak mój ojciec 🙂 Ale nie umiem zrozumieć „żartów” stanowiących 3/4 przytoczonego filmu. Jak można na własną prośbę niszczyć ten cudowny okres, kiedy jesteśmy dla dziecka całym światem, nadzieją i obroną w jednym? Niektóre z tych dzieci być może za kilka lat będą rozmawiały już tylko z rowieśnikami, a rodzice będą spełniać rolę bankomatu i hotelu, narzekając na „dzisiejszą młodzież”.

    1. Takich rodziców też jestem w stanie zrozumieć, którzy jak to ująłeś, powtórzą kalkę z własnego dzieciństwa. Sam takim jestem i z tym walczę, ale jednak czasami jest to silniejsze. Więc zrozumienie jak najbardziej. Ale w przypadku tego filmu zrozumienia kompletnie mi brak.

  23. Jezu jakim trzeba być zwyrolem, żeby przez godzinę słuchać jak dziecko płacze i nie zrobić nic….

  24. Bardzo wartosciowy tekst, przeczytalam tez komentarze. Jestesmy tylko ludzmi, kazdy z nas ma inna historie, byly tez inne czasy, inna swiadomosc wsrod naszych rodzicow. Jak dobrze, ze jest tylu mlodych rodzicow, ktorzy widza bledy i chca dla swoich dzieci inaczej. Moja corka jeszcze nie ma 2 lat, a slyszala juz tak czesto od swojej prababci i babci, ze ja zostawia i inne takie. Kiedy jestem w poblizu reaguje, mowie, jej ze mama jest obok i nikt jej nie zostawi. Musze sie jednak zdobyc na odwage i powiedziec babciom, ze nie chce aby tak sie zwracaly do mojej corki. To jest tez jakas pozostalosc z tego jak mnie wychowali rodzice, ze starszymi sie nie dyskutuje, bo maja zawsze racje. Pozdrawiam

    1. Moja matka powiedziała mojej córce, że jak będzie coś tam robić to babcia nie będzie jej kochać. Moja reakcja była natychmiastowa, zaraz wytłumaczyłam szkodliwość jej zschowania. Dodalam, że nie życzę sobie takich tekstów. Moja matka obraziła się i w momencie wyszła. Dziecko płakało prosilo babcie, żeby została, córka nie rozumiała dlaczego babcia wychodzi, ja z moją matką próbowałam rozmawiać i też prosić, żeby chwilę poczekała aż dziecko się uspokoi,a potem normalnie się pożegnała, ale nie. Urażona dumą mojej matki była ważniejsza , wyszła trzaskając drzwiami i krzycząc, że nie pozwoli, aby ktoś jej coś dyktował i jej czegoś zabraniał. Dwa tygodnie się nie odzywała, dziecku było przykro jak prosiło żeby odwiedzić babcie ,a ja musiałam wymyślać co chwilę inne historyjki o jakimś wyjeździe babci, bo nie chciałam żeby dziecku serce pękło gdybym powiedziała, że babcia nie życzy sobie naszych wizyt, ani telefonów. Moja matka zachowała się źle, a potem jeszcze nas, a głównie wnuczkę ukarała. Moja matka była bardzo złym rodzicem i żadnej refleksji nie poczyniła, chociaż wie jakie mam zarzuty i problemy – powiedziała mi że miałam co jeść, gdzie spać, a inne dzieci miały gorzej i były więcej bite i poniżane niż ja i w ogóle to jak śmiem mieć pretensje i o co mi chodzi.

  25. Uwielbiam , każdy Twój post – każdy . Czerpie ogromne inspirację z każdego wpisu 🙂 Mam 4letnią córkę …. chcę ją wychowywać ’ po swojemu ’ nie tak jak to było 20lat temu … na każdym kroku słyszę … ” jak to dziecko może mieć swoje zdanie , za dużo jej pozwalasz , na głowę Ci wejdzie , niegrzeczne dziecko ( nienawidzę określenia niegrzeczne dziecko . Niegrzeczne czyli jakie ?? a jak dorosły zachowuje się niegrzecznie to też chodzimy i mówimy ’ Ale Ty jesteś niegrzeczny ? ’ wrrr )…. włosy jeżą się na głowie … ale jestem wytrwała w swoim postanowieniu … wolę 1000000……. razy wytłumaczyć niż dać klapsa, a słyszę to : ’ od klapsa nic jej nie będzie, będzie wiedziała za co ’ albo ’ Ty dostawałaś na tyłek i co stało sie coś ? ’ owszem stało – zrozumiałam , że to wcale mi nie pomogło. Nie lubię straszenia dzieci … a zdarzyło się nawet , że przedszkolanka straszyła moją córkę , iż zadzwoni po mamę ( córka coś przeskrobała, a Pani nie potrafiła wytłumaczyć dziecku tylko nastraszyła mamą :O )… ach…. co do starszych , zgodzę się , że ciągle maja te swoje metody … ’ jedz , bo przyjdzie baba jaga i Cię zabierze ’ …. a zwróć uwagę …. Tak jesteśmy młodzi , może i mniej doświadczeni … dziękujemy za rady , ale nasze dziecko chcemy wychować sami .. po swojemu … choćbyśmy popełnili 1000 błędów – pozwólcie nam być rodzicami !

  26. Szok. Właśnie to czuję, bo nr 5 mnie wcisnął w fotel. Na prawdę nie wiedziałem że można coś takiego zrobić i do tego to udostępnić innym.
    Jednak jestem niedzisiejszy, znowu…

  27. Ja jednak usunęłabym link do youtuba- nie ma zwiększać liczbę wyświeteń tego typu filmików, nawet „ku przestrodze”. Opis w zupełności wystarczy.

    1. Niestety takie filmy mają już po parędziesiąt, a nawet paręset milionów wyświetleń. Myślę, że te kilkaset czy kilka tysięcy ode mnie niewiele zmieni w tej liczbie, a jednak przestrzeże rodziców przed takim zachowaniem.

      1. Nie zgadzam się. Na ten wpis zareagowało na fb 1,5 tys. osób – wystarczy, że każda z nich raz kliknie i oglądalność wzrośnie, a duża liczba wyświetlen zachęci kolejne osoby do nagrywania dzieci i umieszczania takich filmików w sieci.

  28. Przerażające jak wiele złych, głupich, wręcz okrutnych czynów mogą się dopuszczać rodzice w stosunku do własnych dzieci i jeszcze twierdzą, że wszystko to czynią dobrze!!!

    Płakać mi się chce i dosłownie wysyłałabym takich „mądrych” na obozy socjalizujące – jak być rodzicem, człowiekiem…

    1. Nawet nie uruchomiłam filmów, bo wtedy płacz jak w banku. Wystarczy mi streszczenie i przykłady… 🙁

  29. Ja pier…le jak można takie coś zrobić dziecku? te filmiki z prezentami to dobiły mnie kompletnie nie sądziłam, że którekolwiek z rodziców może być takim zwyrolem, przecież to podłe! czy tylko mnie sie tak wydaje?
    W ogóle traktuj dziecko jak siebie samego chciałbyś by traktowano.
    Jak słyszę poniżanie czy zastraszanie dzieci to od razu zwracam uwagę, bo aż się we mnie gotuję ,oczywiście niejednokrotnie usłyszę salwę pięnych Ka i Ha w moją stronę, ale może chociaż da do myślenia. Najgprsze są teksty „w domu zobaczysz” „albo cicho bądź bo popamietasz” .. co to ma na celu? spowodowanie strachu u dziecka przed powrotem? dom ma być bezpiecznym azylem! No kurde… szkoda słów.

  30. To o czym piszesz jest straszne i jest to przemoc w najgorszym możliwie wydaniu bo doznawana przez bezbronne dzieci od osób którym bezgranicznie ufają. A ten filmik, który umieściłem. … nie byłam w stanie go do końca obejrzeć 🙁

  31. Drogi Ojcze, szanuję Twoje zdanie, co wiecej zgadzam się z wieloma punktami, jednak zamiast piętrowych pewne zachowania rodziców warto byłoby napisać co polecasz w zamian 🙂

  32. Metoda 3 5 7, kiedyś o niej przeczytałam i, nie znając innych sposobów oraz będą ogłupiałą z niewyspania, stwierdziłam, że spróbuję. Wytrzymałam dokładnie 45 sekund płaczu mojej córki i nigdy więcej nie próbowałam. Przestałam też słuchać gadania typu „Nie bierz jej do swojego łóżka” albo „Nie noś na rękach za każdym razem jak płacze”. A argument był taki, że jak będę tak robić to ona się przyzwyczai. No do czego kurcze ona się przyzwyczai, że mam ją kocha i się o nią troszczy kiedy jest jej smutno i źle?!

  33. Jest to chyba najlepszy tekst, który przeczytałam w tym roku w internecie. Serio. Nie komplementuję cię, żeby było ci miło.Jest niezwykle poruszający i ważny. Chyba każdy ma jakieś demony w szafie, które siedzą tam od dzieciństwa.
    Proponuję, abyś zgłosił ten artykuł na tekst roku w corocznym konkursie Blog Roku (teraz chyba ma inna nazwę, nieważne). Myślę, że masz wielką szansę wygrać. No i przy okazji przeczyta go więcej rodziców. Pomyśl o tym.

  34. Zgadzam się z tekstem choć przyznam, że nie znam osoby o silniejszej psychice niż mój ojciec. Nie wiem na ile wpływ na to miało, że jako niemowlę na noc matka miała odcinany dostęp do niego a ojciec tylko sprawdzał czy ma sucho i czy nie chce butelki.

  35. Dla mnie i tak zawsze najgorsza będzie przemoc słowna, przypomniało mi się: Stoje na stacji s-bahn, obok rodzinka, babcia, jej corka i dwojka dzieci,chlopcy, jeden ok 2,5 w wozku, drugi moze 11 letni. Starszy cos mamrocze pod nosem o tym jak jechal juz s-bahnem, na co matka odpowiada: i na ch**j mi to opowiadasz, co ty k***a myslisz ze jestes jakims j**anym kierownikiem Deutsche Banu? Chlopak zmieszany pod nosem: z tata jechalem. Matka: Ch*j mnie to obchodzi, jechal jechal, po kiblu szmata jechal. Wtraca sie babcia: ale on tylko… Matka: co k****a tylko, jak p***doli to niech to robi z sensem. Mlody ma lzy w oczach, a matka zupelnie zmienionym przeslodkim glosem do mlodszego: chcesz soczku?

    1. Masakra. Przytuliłoby tego nastolatka choć nie moj i w innym miejscu. Serce pęka choć czasem tez na starszego wrzeszczę bez opamiętania ale u nas problemy są innego kalibru

  36. Fantastyczny wpis, dziekuje. Ja tu pokaze jeszcze glebsza skale tego problemu, otoz ja ide dokladnie przeciwna droga od terroru, ktory Pan opisuje, czyli cudownym pelnym szacunku rodzicielstwem bliskosci i dziele sie tym w sieci i ktos mnie podal na policje, po czym natychmiast wytoczono mi proces o podejrzenie pedofilii i przyznano kuratora, ciagnie sie to od 10 miesiecy…Choroba, ktora toczy zachodnia cywilizacje jest nie do opisania…. Pozdrawiam z glebi serca Pana serce. Patrycja

  37. Jestem może podła, bo przez chwilę poczułam się lepiej, że żadnej z tych rzeczy nie robię. Nie okłamuję też dziecka, że będę za 5 minut, jak go zostawiałam w przedszkolu, a mówiłam, że przyjdę po obiedzie. Nie rozumiem, nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy robią rzeczy opisane w tym tekście, dla mnie to nienormalnie. A byłam niekiedy uważana za głupią, bo nie daję dziecku się wypłakać i się męczę z usypianiem będąc przy dziecku, zamiast zostawić i niech sobie płacze. To było na pewno wymagające i męczące, ale cieszę się, że tak robiłam i robię.

  38. Nie wyobrażam sobie, żeby zostawić dziecko samo na sekundę, pamiętam jakie straszne było czekanie na mamę w przedszkolu, kiedy już wszystkie dzieciaki wyszły; tak samo nienormalne jest zostawianie dzieci w wózku przed sklepem, to jak przehandlowanie za kilo kartofli…

  39. Szczerze mówiąc dopóki nie urodziłam dziecka te youtubowe żarty wydawały mi się śmieszne. Przy dziecku zaczęłam jednak więcej interesować się psychiką dziecka, więcej czytać i zaczęły mi przypominać się różne rzeczy z dzieciństwa. Kiedyś rodzice dla żartu postawili mnie na półce meblościanki, była to mala wąska półeczka, wydawało mi się to strasznie wysoko, bardzo bałam się ruszyć i rozpłakałam się a w tym czasie tato robił mi zdjęcie. Mam je do dzisiaj… Może dlatego jestem trochę strachliwa jeśli chodzi o różnego rodzaju „niebezpieczne” sporty jak narty, wspinaczki itp. Nie chcę zrobić tego samego swojemu dziecku. Jeśli chodzi o bicie to widzę, że moi rówieśnicy okolo 30, też są za biciem, bo to wejdzie dziecko na głowę, bezstresowe wychowanie itp. Jeśli powiesz im, że to nie działa, to powiedzą że oni dostawali i żyją. Tylko jak mi jedna koleżanka broniła bicia jako metody i opowiadała jak kiedyś ojciec ją sprał, to tylko chciałam ją spytać, dlaczego ma taką bardzo niewyraźną minę jak o tym mówi.

  40. Większość sytuacji z filmiku jest niedopuszczalna, ale jeśli chodzi o prezenty mam mieszane uczucia. Nie mówię o pomysłach rodziców, bo to inna para kaloszy, ale sama reakcja dzieci… Mnie rodzice uczyli, że nawet jeśli prezent mi się nie podoba, powinnam za niego podziękować, bo ktoś się postarał i inaczej będzie mu przykro. Rozpłakanie się i wyjście bo prezent jest inny niż oczekiwałam nie mieści mi się w głowie.
    Inna sprawa, że nam też kiedyś rodzice zrobili psikusa. To było już po Wigilijnej kolacji, każdy dostał swój prezent, ale pod choinką był jeszcze jeden – niepodpisany. Z siostrą zachodziłyśmy w głowę, co to jest, przecież już każdy ma swój? Rodzice twierdza, że nie wiedzą, no to sprawdzamy. Z zapałem odpakowujemy małą paczuszkę (pięknie była zapakowana), a tam… nic. Puste pudełko. Jak rodzice zobaczyli nasze zdziwione miny, wybuchnęli takim śmiechem, że mało się nie posikali. A my? A my się po sobie spojrzałyśmy i też zaczęłyśmy się śmiać. Tak – śmiać! Nie było płaczu, obrażania się, ani traumy na całe życie. Do tej pory wspominam tę sytuację z uśmiechem i widzę oczyma wyobraźni zdziwioną minę swojej siostry – moja musiała wyglądać podobnie. Wiem, że sytuacja była trochę inna niż na filmiku, bo dostałyśmy już wcześniej właściwe prezenty, a ten był dodatkowy, niepodpisany i nie sugerował co jest w środku, ale mam wrażenie, że tamte dzieciaki i tak by zrobiły aferę. Jak nie nauczymy dzieci śmiać się z samych siebie, to kto to zrobi?

    1. Jasne, są żarty nawet na tym filmie, które są akceptowalne. Jednocześnie jest wiele okropnych i okrutnych. Reakcja dzieci też pozostawia wiele do życzenia – to rozwydrzenie i ta roszczeniowość jest aż nad wyraz widoczna i moim zdaniem wystawiają one rodzicom tych dzieci tym gorsze świadectwo.

  41. Zgadzam się z Tobą, oglądając zamieszczony powyżej film zastanawiałam się jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby robić tak głupie żarty swoim dzieciakom…. tak skrupulatnie zapakować prezent i patrzeć na to jak dziecko z wielka radością go rozpakowuje a później …. czuje się jakby dostało w twarz i to od kogo …od swoich rodziców, po prostu brak słów. Z radości wpada prosto w rozgoryczenie i żal. Ja mam 3 synów w wieku szkolno-gimnazjalnym i nigdy nie wycięłam im podobnego numeru. Raz wspólnie z jednym synem pakowaliśmy prezent dla jego koleżanki do szkoły, no fakt wiele miało pudełek :), ale jak koleżanka doszła w końcu do ostatniego pudełka, to -to co tam znalazła( z tego co pamiętam to sporo przekroczyliśmy założony budżet i prezentów było w sumie kilka + słodycze) bardzo się jej podobało, po prostu tryskała radością…chwaliła się tym na pół szkoły.

    Wracając do ww. filmu…debilnieje nam społeczeństwo… takie traumatyczne wspomnienia zostają w głowie na całe życie, a później rzutują na resztę naszego życia, a to z czasami zatacza coraz większe kręgi, więc jak ktoś będzie miał ochotę zrobić taki głupi numer swojemu dziecku lub komu komukolwiek z rodziny, może warto najpierw zadać sobie pytanie” A jak ja bym się poczuł w takiej sytuacji ?” po prostu empatia.
    Pozdrawiam Dominika

    1. Społeczeństwo nie 'debilnieje’, tylko teraz możemy objawy głupoty oglądać na youtubie. A świadomość naprawdę rośnie. Za wolno, ale rośnie.

  42. Jak czytam o takich zachowaniach rodziców to ciężko mi bardzo wyhamować z emocjami – tak bardzo szkoda mi tych maluszków i tak wyprowadza mnie z równowagi taka głupota, bezmyślność i, przepraszam, skurwysyństwo.

  43. Ja miałam taki oto przypadek w przedszkolu: Podczas leżakowania dwoje przedszkolaków rozmawiało, śmiało się i przeszkadzało innym dzieciom – niekoniecznie mi, bo ja zawsze zasypiałam bardzo szybko. Pani nie mogła zlokalizować, które z dzieci rozmawiało więc profilaktycznie zbiła wszystkie dając siarczystego klapsa w pupy. Mnie i innych dzieci tym klapsem obudziła 🙁 Przykre, smutne ale takie mam wspomnienie z przedszkola :/ Jestem ogromną zwolenniczką Rodzicielstwa Bliskości i traktowania dzieci z takim samym szacunkiem jak osoby dorosłe, chociaż nie mogę należeć do żadnej tego typu społeczności, bo nawet w takich grupach zdarzają się komentarze, które mnie przerastają 🙂 Mam nadzieję, że moja córeczka jest szczęśliwym, małym człowiekiem. Rzadko płacze, nie siusia w nocy (co czytałam może być objawem stresujących sytuacji w ciągu dnia – nie tylko problemów z utrzymaniem moczu), głośno wyraża swoje opinie i zdanie. Ma do tego prawo. Jest w końcu człowiekiem 🙂

  44. Rany, nie jestem w stanie nawet opisać co zrobił ze mną ten tekst.. przypomniało mi się tyle beznadziejnych sytuacji z dzieciństwa, że nawet nie będę próbowała ich przytaczać bo brakłoby miejsca.. nie wiem.. nie umiem zrozumieć jak można robić takie rzeczy nie tylko swoim dzieciom, ale w ogóle komukolwiek.. to chore, bezduszne i niesamowicie przykre.. 🙁

  45. Moj ojciec zakresla praktycznie wszystkie nazistowkie „taktyki” wspomiane wyzej. Wyedukowany i bystry facet, acz jednak z glebokiej polskiej wsi z tendencjami do znecania sie psychicznego i czasem fizycznego. Mysle, ze to jak mnie wychowal przyczynilo sie do tego, ze nie osiagnelam w zyciu 100% swojego potencjalu. Moje skrajne posluszenstwo i strach przed nim staly sie poczuciem potrzeby sluzalnosci i strachu przed innymi ludzmi i problemami w relacjach interpersonalnych, ktore trwaja ad do dzis (mam 29 lat z czego 10 lat juz z nim nie mieszkam.) Moja siotra cierpi tak samo i mimo, ze ma matke lekarza i ojca architekta nie udaje jej sie zdawac z klasy do klasy, ma duza nadwage i niewielu znajomych bo w domu sa regularne awantury, znecanie sie psychiczne, brud, smrod i chaos.

    Ludzie tutaj opisuja jakies pojedyncze epizody zawstydzania, ktore pozostaly z dziecinstwa – moje i siostry dziecinnstwo to byly w 70% takie „epizody” – najazd na pokoj gdzie cichutko w kacie czytalam gazete i wrzask „CO ROBISZ! CZYTASZ JAKIES GOWNO ZAMIAST SPRZATAC BEKARCIE!”, muzyka ktorej sluchalam byla idiotyczna, moi znajomi byli marni, ojciec mogl na mnie nawrzeszczec, zbic i napluc a nie mialam prawa plakac („POZWOLILEM PLAKAC??”), szczycil sie do znajomych jak terroryzowal mnie juz od niemowlaka („Jak rzuce jej „SPAC” to wie, ze ma byc posluszna i juz zamyka oczy!”)

    Boze ludzie, nie robcie czegos takiego swoim dzieciom. Z jednej strony mysle, ze takie „wychowanie” produkuje ludzi w jakims sensie przydatnych w swiecie – starajacych sie, poswiecajacych sie dla innych ale SORRY w naszym swiecie niestety takie dzieci beda zawsze ostatnie i wykorzystywane przez innych.

    1. Chcialam jeszcze dodac, ze ojciec tez na tym nie skorzystal dlugoterminowo (no moze poza tym co sobie pouzywal wyzywajac sie na nas) bo teraz gdy zakladam wlasna rodzine nie lubie z nim rozmawiac (zreszta strach bo jak sie z czyms nie zgadzasz to masz wyzwiska albo „w morde”), nigdy mi go nie brakowalo i jego los jest mi mniej lub bardziej obojetny. Mysle, ze i tak jestem dobra corka bo odbieram gdy do mnie dzwoni i jezdze do niego w odwiedziny, nie wylewam swoich urazow na niego bezposrednio i jakby cos mu bylo trzeba to bym pomogl – ale to raczej z tego poczucia sluzalnosci i zobowiazania niz z jakiejkolwiek przyjemnosci czy milosci. Nie znam drugiego czlowieka tak wrednego i brutalnego dla swoich wlasnych dzieci i rodziny.

      1. A jak to czytam to myślę o swoich uczuciach wobec własnych rodziców i mimo że miałam mniejszy hardkor, to cieszę się, że poszłam na terapię. Wizyty – kosztują, ale pozbycie się poczucia „wdzięczności” czy powinności czy niezasłużonego poczucia odpowiedzialności i zobowiązań – bezcenne. (Ewentualnie też niezła jest książka „Toksyczni rodzice”.)

      2. Pani Rito, czy próbowała Pani udać się na terapię? Takie doświadczenia zaburzają poczucie bezpieczeństwa i poczucie własnej wartości, co często uniemożliwia tworzenie nowych, dobrych dla nas relacji z innymi ludźmi. Naprawdę nie warto przeżywać ciężaru z dzieciństwa przez całe życie – można sobie pomóc. Dobra terapia potrafi zdjąć część ciężaru doświadczeń z barków, uwolnić od stanów lękowych i podwyższyć poczucie własnej wartości. Nie jest Pani już dzieckiem, może pani wziąć sprawy w swoje ręce i poczuć się wolna od tego uczucia zalęknionego dziecka, któremu dzieje się krzywda. Jest już Pani bezpieczna. Mam nadzieję, że uda się Pani uporać z tym problemem, i dzięki temu będzie Pani wsparciem dla siostry. Bo tylko wtedy, gdy będzie Pani szczęśliwa i czuła się bezpiecznie będzie Pani mogła jej pomóc. Trzymam za Panią kciuki, mając podobne doświadczenia.

    2. Znaczy o ile produkuje takich ludzi jak piszesz, to z punktu widzenia społeczeństwa nie jest jeszcze tak źle. Gorzej, że ta osoba będzie miała przez sporą część życia zwyczajnie ciężko. Natomiast zdarza się z sporej części przypadków, że takie wychowanie nie powoduje przemiany w tzw. rolę ofiary, ale powoduje powielenie zachowań nabytych w domu – większość zbrodniarzy były właśnie tak wychowywanych. Dlatego mimo tego, że nie zawsze, to jednak takie wychowanie dzieci bywa skrajnie niebezpieczne i tym bardziej należy tego unikać.

      1. Za pewne zależy to od wrodzonego temperamentu dziecka – zabrzmi kontrowersyjnie ale ja bym chyba wolała przeobrazić się w takiego samolubnego, władczego człowieka jak ojciec. Zamiast tego całe życie jedyne czego chciałam to akceptacji otoczenia, której praktycznie nigdy nie osiągnęłam mimo licznych prób. Nigdy nie potrafiłam i dalej nie potrafię po prostu śmiać się z grupą znajomych z prostych rzeczy, czuje stres że coś źle powiem, nie będę dla nich dostatecznie zabawna, fajna, ciągle czuję, że muszę się starać. Miałam te same problemy z facetami mimo bycia bardzo atrakcyjną, wykształconą dziewczyną – czułam się jakaś gorsza i ciągle miałam niedosyt od nich dowodów przywiązania i miłości. Nie chcę się nad sobą użalać bo ostatecznie udało mi się w życiu – mam już własny dom, dobrze płatną pracę, mówię płynnie dwoma językami, dyplom z zagranicznej uczelni – mimo to od najmłodszych lat towarzyszą mi epizody depresji i poczucia bezsensu.

        No ale dosyć już mojego biadolenia – dzisiaj pierwszy raz trafiłam na pana bloga i jest naprawdę świetny. Myślę, że będę tu stałym bywalcem. Pozdrawiam serdecznie.

        1. Takie historie tym dobitniej udowadniają mi jak ważne są te pierwsze lata życia i to jakimi ludźmi są nasi rodzice. Mogę też z niejaką pewnością powiedzieć, że zdecydowana większość osób z naszego pokolenia boryka się jakimiś problemami nabytymi właśnie w okresie dzieciństwa. Jedni z większymi, inni z mniejszymi, ale jednak rzeczywistość jest jaka jest. Dlatego też tak kluczowym jest, aby mieć świadomość tego i powoli sobie z tym radzić. Dzień po dniu.

          Do lektury przyszłych testów oczywiście zapraszam 🙂

  46. A ja powiem w druga strone – moja corcia (5 lat) ufa mi bezgranicznie! Jak uslyszy cos, co jej zdaniem jest malo prawdopodobne, odrazu pyta mnie czy to prawda. Wie, ze jest na swiecie ktos, komu mozna ufac i na kim polegac. A ja zawsze staram sie jej wszystko wyjasnic.
    Mysle, ze dzieci potrzebuja kogos, komu moga ufac w kazdej sytuacji i zadac kazde pytanie, wiedzac ze odpowiedz bedzie po prostu prawdziwa (choc niekoniecznie slodka i taka jaka chca uslyszec).
    I oczywiscie jak kazdy na tym swiecie nie jestem idealnym rodzicem – boje sie najbardziej ze ktos mi ich porwie (jest jeszcze braciszek 1.5 l.) i corcia baaaardzo dobitnie o tym wie (to odnosnie gubienia sie w duzych sklepach i rozmawiania z obcymi pod moja nieobecnosc).
    Mam nadzieje tylko, ze kazda zmiana pokolenia przyniesie dzieciaczkom wiecej pozytku – ze rodzicow sadystow bedzie coraz mniej..

  47. Och tak, traumy wieku dziecięcego… Kto ich nie ma.
    Sama zgromadziłam pokaźną kolekcję, wychowując się z czterema starszymi siostrami. Taka, z której dzisiaj się śmieję, to śpiewanie mi „Białego Misia”, żebym się rozpłakała. Taka, na której samo wspomnienie przechodzą mi ciarki po plecach, to kiedy jedna z sióstr goniła mnie z nieistniejącym pająkiem. Mam arachnofobię.

  48. ja nie zapomnę szkoły podstawowej… W 3 klasie podstawówki (rok 93) wychowawczyni wprost powiedziała mi, że patrze się na nią bezczelnie i wrednie gdy mówię wiersz, a później ta sama wychowawczyni powiedziała mi „nie dostaniesz nagrody (książkowej) bo nie starczyło na ciebie pieniędzy” ale za to jej „pupilka” Kamila dostała mimo, że miała gorsze wyniki w nauce niż ja. Nie wiedziałam też czym jest absencja w szkole za którą zawsze ta nauczycielka wystawiała mi na umiarkowaną. Później dowiedziałam się, że to nic innego jak obecność na lekcjach na których byłam zawsze (uwielbiałam chodzić do szkoły).
    Cieszę sie, że zmieniło sie podejscie nauczycieli o 180 stopni i dzisiaj za takie cos wyleciała by z pracy.

    1. Niestety z tego co czytam czasami w mailach, to niektórzy nauczyciele dalej sobie pozwalają na takie odzywki i niestety nie zawsze da się coś z tym zrobić. Niemniej ważne jest, aby uświadamiać dzieciom, że nie mogą sobie na to pozwolić i że muszą o takich sytuacjach mówić.

  49. Boże, jak ją bym chciała, żeby mój tak myślał. Uwielbiam Pana blog. Muszę znaleźć coś takiego po angielsku. Ale on i tak mi nie wierzy, slucha, przytakuje a potem i tak swoje. Boję się, że to się kiedyś skończy rozwodem, bo dziecka nie dam skrzywdzić.

  50. Ja znam sytuację, że matka, gdy córka zmoczyła się w nocy w łóżko to matka wstawiła ją za karę, w środku nocy pod zimny prysznic. Potem z rozbawieniem opowiadała tę sytuację na spotkaniach rodzinnych. Płakać mi się chciało.

  51. Chciałabym podzielić się moim wspomnieniem z dzieciństwa. Miałam 6 lat kiedy wybraliśmy się wraz z rodzicami i zaprzyjaźnionymi sąsiadami na spacer do lasu ( 5 dzieci w wieku 4-8 lat, moje rodzeństwo i dwie córki sąsiadów), niestety tak niefortunnie się zdarzyło, że ja wraz z tymi dwiema dziewczynkami sąsiadów straciłyśmy z oczu dorosłych. dziewczynki były starsze ode mnie (7 i 8 lat) i wpadły w panikę zaczęły krzyczeć, prawie płakać- było mi wstyd, i próbowałam je uspokoić, bo JA doskonale wiedziałam gdzie jestem i gdzie są dorośli. Te dziewczynki później długo miały traumę z tym związaną – nie chodziły do lasu na spacery z rodzicami, a ja nie rozumiałam dlaczego. Podobnie kiedy w wieku 8 lat w czasie kąpieli w morzu wyprowadziłam koleżankę na głębszą wodę i ona wpadła w panikę i zaczęła się topić ciągnąc mnie ze sobą. Ratownik wyciągnął mnie z wody nieprzytomną… tego samego dnia wieczorem byłam znowu na plaży z mamą, którą wybłagałam „żeby chociaż nogi zamoczyć”. byłam nieustraszona. Jak ktoś się czegoś bał to ja zawsze musiałam pokazać, że ja się tego nie boję – np. zabijałam pająki zgniatając je palcami (te czarne włochate również). nie wiem dlaczego to robiłam, i co próbowałam udowodnić.

    1. Dzieci po prostu bywają różne – warto o tym pamiętać. Nigdy do końca nie wiemy jak „okablowany” jest mózg naszego dziecka – na jednym powyższe metody nie zrobią wrażenie, a drugie będzie chodziło do psychoterapeuty jak dorośnie.

  52. Patrząc na ortografię w cytowanych wpisach no to cóż… można zrozumieć czemu te osoby stosują takie genialne metody… 🙂

      1. Tak, faktycznie. Idąc tym tropem myślenia, to wózkiem widlowym też pewnie nie operują. Skoro umiejętności z zakresu poprawnej polszczyzny idą w parze z kompetencjami wychowawczymi, to kurczę, po co ja szłam na pedagogike.. na polonistyce nie dość, że by mnie pisać nauczyli to jeszcze dzieci wychowywać. Bardzo płytkie i krzywdzące przemyslenia Panie Kamilu i Pani Aneto. Zawiodłam się na tym blogu, po tym artykule i Pana komenatzrach do niego. A szkoda, bo posty na Facebooku mnie zachecily i zapowiadały rzetelnie skomponowana treść bloga.

  53. Wszystkie powyżej opisane strategie wychowawcze, stosowała moja matka. I wyszłam na ludzi… po ośmiu latach czytania podręczników do rozwoju osobistego i trzech latach psychoterapii. Po mimo tej ciężkiej pracy nadal nie jest okej. Jeszcze kilka lat pracy nad sobą mnie czeka, a może i do końca życia ciągle coś będzie do zrobienia. :((

  54. Podpisuję się pod wszystkim, co Pan napisał. A jeśli chodzi o szkołę – mam takie wspomnienie z podstawówki (lata 80., czyli wolna amerykanka, nauczycielowi wolno wszystko) – „pedagog” zdenerwowany na mojego kolegę, który dla żartu się przed nim schował, chwycił go za szyję i uniósł do góry. Do dziś pamiętam tę przeraźliwą ciszę, która wtedy w klasie zapadła. Dziś, i jako matka, i jako nauczyciel – zrobiłabym wszystko, żeby takiego „pedagoga” wyrzucić z pracy…

  55. Jak można być takim rodzicem (jak na filmikach) i jeszcze to filmować. Dla potomności?
    Straszne! 🙁

  56. Mną ostatnio w żłobku Pan starszył syna, mówiąć że jak nie bedzie sie ubierał to ja go zabiore ze sobą. Nie omieszkałam powiedziec, ze zazwyczaj odbieram ze złobka tylko swoje dziecko.
    A Pan od tego czasu nawet dzień dobry nie mówi;.

  57. Całkowicie się z tym zgadzam. Rodzice nawet nie zdają sobie sprawy ile rzeczy są w stanie zapamiętać ich dzieci. Sama doskonale pamiętam sytuację, w której miałam może 2-3 latka. Na pewno nie więcej, ponieważ nie miałam jeszcze łóżka, a dziecięce łóżeczko. Po dziś dzień pamiętam, jak płakałam w nocy, a jedyną reakcją mojej „kochanej” mamusi był krzyk w moją stronę. Podejrzewam, że krzyknęła, żebym przestała wreszcie ryczeć czy coś w tym stylu. Nie wiem, nie pamiętam dokładnie jej słów. Pamiętam za to mój strach. Najpierw przed ciemnością, a później przed matką. Bałam się, a nie mogłam nawet płakać, bo inaczej mama wstanie i dostanę lanie. Leżałam więc przerażona wpatrując się w ciemność. Nie pamiętam co było później, czy zasnęłam i kiedy zasnęłam. Pamiętam jednak ten strach i poczucie odrzucenia. Mama, moja ukochana mama, którą wołałam, pokazała mi, że nie mogę na nią liczyć, kiedy się boję. To wspomnienie jest tak straszne, że pamiętam je po dziś dzień. Nie życzę nikomu takiego doświadczenia. Sama mam już dziecko, też czasami ponoszą mnie nerwy, nie jestem święta. Ale na pewno nie pozwolę, by moje dziecko czuło się tak, jak ja wtedy.

  58. Przepraszam,ale muszę dołączyć do dyskusji. Zgadzam się z twoim artykułem. Moi rodzice robili mi chyba wszystko to,czego nie powinni. Momentami mam do nich takie obrzydzenie, że nie mam ochoty ich znać gdy sobie to przypomnę. Wiele razy ojciec niszczył mi rzeczy na moich oczach, a bił tak dotkliwie że błagałam o śmierć… Nie mam siły przytaczać dosłownych przykładów, bo to wciąż dla mnie trauma, widzę jak bardzo mam przez to zniszczoną psychikę, chociaż mam 23l. Mogę przyznać otwarcie,że mam wielkie problemy z nawiązywaniem znajomości, podjęciem prób m.in.jak praca. Każde zaangażowanie się w coś co wymaga wyjścia do ludzi to dla mnie koszmar… Mierzę się z tym codziennie sama i jednocześnie zajmuję synkiem. Jestem szczęśliwa, że uciekłam z tego…domu…

    1. W takich sytuacjach warto poszukać kogoś do kogo można się na ten temat odezwać. W większych miastach często są jakieś kluby rodziców czy konkretne, dedykowane grupy wsparcia – myślę, że spróbowałbym poszukać czegoś takiego, jeśli czujesz, że mogłoby to pomóc.

  59. W pierwszym przypadku w ogóle nie nie rozumiem tej interpretacji zachowania kobiety, że niby nie kocha dziecka i nie obchodzi jej ono. Styl jej pisania może budzi podejrzliwosc i uprzedzenie i moim zdaniem Pan temu uległ. Uważam, że to jak Pan komentuje jej podejscie, jest bardzo naciągane, zbyt krytyczne i dramatyczne. To jest jedna z właściwych metod w takiej sytuacji – zostawić dziecko w bezpiecznych okolicznościach aż się uspokoi i właściwie nie ma szans, żeby nie przyszło samo. Ze znacznie gorszym skutkiem wychowawczym byłaby reakcja mamy, gdyby stała i blagala dziecko, żeby z nią poszło, albo co gorsza, gdyby mu uległa i spełniła zachcianke. Nie znamy dokładnych okoliczności sytuacji, wiemy natomiast, że Pani upewnila sie, że dziecko jest bezpieczne, nie pozostawiła go samego na środku skrzyżowania, a Pan dopisał do tej sytuacji historię o wybiorczej miłości, to jest krzywdzące, a nie zachowanie tej kobiety.

  60. Napiszę z punktu widzenia dorosłej już kobiety, która doświadczyła większości sytuacji opisanych w tym materiale.
    Moi rodzice nigdy nie byli jakoś szczególnie ciepli i czuli, wychowywali mnie raczej chłodno. Niby się interesowali, dbali o mój rozwój, inwestowali we mnie, ale wiele ich zachowań dzisiaj odbieram jako mniej lub bardziej przykre i tragiczne.
    I tak, można mieć traumę gdy ma się nawet trzy lata i budzi się po popołudniowej drzemce w ciemnym pokoju i płaczesz, bo ci źle, a twoi rodzice siedzą i czekają nawet godzinę aż sama się uspokoisz, bo inaczej się nie oduczysz „tego beczenia”.
    I tak, można mieć traumę gdy widzisz pas w kuchni, który służy jako straszak na wszelkie „złe” zachowania (czyli nie po myśli rodziców).
    I tak, można mieć traumę gdy rodzice znikają „za karę”.
    I tak, można mieć traumę gdy rodzice straszą cię przeróżnymi rzeczami i potem jeszcze każą się nie bać.
    I tak, można mieć traumę gdy rodzice obrażają się na ciebie, bo ich zdaniem powinieneś się zachować inaczej w przeróżnych sytuacjach (i nie ważne czy masz lat 4 czy 15). I np. nie odzywają się do ciebie przez jakiś czas (takie ciche dni).
    Ja mam taką traumę, mimo że minęło kilkadziesiąt/ kilkanaście lat. Nie radzę sobie z emocjami, i trudnymi sytuacjami, ekstremalnie często czuję się niekochana i odrzucona i nic nie warta. I WIEM, że jest to pokłosie takiego właśnie wychowania.
    Więc BŁAGAM wszystkich tych, którzy stosują takie metody – nie róbcie tego swoim dzieciom. Nie róbcie! Bo ponad wszystko inne, nie dość, że krzywdzicie swoje dzieci, to w dorosłym życiu, kiedy będziecie chcieli mieć z nimi i ze swoimi wnukami dobry kontakt, one nigdy Wam już nie zaufają. Tak zszarganego zaufania nie da się odbudować.

    (Moją wypowiedź jeśli ktoś chce może dowolnie wykorzystać, kopiować, rozpowszechniać itd. Jeśli tylko choć jedna osoba miałaby dzięki temu zmienić swoje myślenie i podejście do dzieci, to możecie z nią robić absolutnie wszystko 😉 ).

  61. Straszne. Doszłam do 4 pkt i nie jestem w stanie dalej tego czytać bo łamie mi sie serce. Po co ludzie robiarobią sobie dzieci skoro ie nice im sie potem poświęcać czasu na ich wychowanie, przytulać kiedy płaczą w nocy bo się boją wysłuchać co mają do powiedzenia kiedy krzyczą bo inaczej nikt na nich nie zwróci uwagi. Po co? Powinni takiej osobie c9 zostawia dziecko w sklepie zabrać dziecko np. Schować z ochroną na 15min. I jakby dostawał zawału ze stresu oddać. I na koniec powiedzieć fajnie Ci było jak się bałaś więcej tego nie rób. Pozdrawiam

  62. Taka prosta zasada „nie rób innemu ( m.in.dziecku) co Tobie nie miłe ” i tyle. Nikt chyba nie chciałby być z dorosłych tak potraktowany. Empatia! Uczmy tego nasze dzieci i siebie.

  63. Połowa tego tekstu jest o mnie w dzieciństwie i mimo że mam 30 lat dalej chce mi się płakać. Pamiętam jak w dorosłym życiu długo trzeba było uczyć się nie bać wracać do domu ” bo w domu zobaczysz ” , jak długo trzeba było uczyć się normalności. A teraz wiem jak bardzo trzeba się starać i pracować nad sobą by nie powielać wyuczonych zachowań krzywdzacych dziecko. By mój 3 latek się nie bał, ufał i kochał nad życie .

  64. zgadzam sie ze wszystkim. Dodatkowo mam wyrzuty sumienia, bo czasem zdarza mi sie krzyknac na mje dziecko albo dac mu klapsa, a pamietam kiedy sie zarzekalam, ze mojego dzieck anigdy nie udere 🙁

  65. Mnie niestety też spotykały różne „żarciki” ze strony rodziców. Pamiętam jak kiedyś (ok 7 lat miałam) tata podjechał pod kiosku na ulicy i poprosił abym wysiadła i mu gazete kupiła.. gdy wracałam do samochodu to na pol metra przed drzwiami odjechał i zatrzymał sie 5 metrów dalej…gdy dobiegłam znowu do trzwi powtórka, tylko tym razem 8 m…za trzecim razem już miałam łzy w oczach…

  66. A może ma Pan jakiś złoty środek na wieczne histerie, upartość i złośliwość u czterolatka? Jak wpadnie w furie to ani przytulić się nie pozwala, ani zostawić samego aby się uspokoił. Kopie, szczypie i bije pięściami, trzaska drzwiami. Nawet z takich powodów że słomka ma nie taki kolor.

  67. Dziekuje, dziekuje, dziekuje. Zgadzam sie z kazdym slowem. Pokazmy naszym dzieciom, ze My kochamy je zawsze, gdy maja lepsze dni i gdy ma te gorsze.

  68. Mam 10 miesieczne dziecko.. calkiem niezle czytalo mi sie tekst do momentu informacji o niszczeniu własności dziecka czy (o zgrozo) schowaniu sie przez doroslych w lesie. Kiedys moze bym sie zastanawiala czy to troche slabe zachowania czy bardzo mocno slabe. Teraz jak sobie w tych sytuacjach wyobrazam oczy mojego Juniora, pelne rozczarowania i żalu – przychodzi mi jedno do glowy: to jest odmiana psychopatii! Radosc z nieszczescia osoby, ktora ufa bezgranicznie.. a pozniej glowkowanie w gabinecie psychologa: „dlaczego moje dziecko nie ma do mnie szacunku? Nic mi nie przychodzi do glowy”.

  69. Z jednej strony jest duzo racji w tym artykule. Z drugiej jednak stojac nieustannie u boku dziecka, ciagle bedac do jego dyspozycji i wspierajac odbieramy mu umiejetnosc samodzielnego radzenia sobie z emocjami i problemami. Nie oznacza to pozostawienia dziecka samemu sobie, ale danie mu czasu na to zeby przezylo emocje, zeby je zrozumialo i nauczylo sie oswajac je bez naszej ciaglej ingerencji. Tlumaczeniem nie nauczymy dziecka zycia, a ciagle robienie wszystkiego za dziecko robi z niego strachliwa nieprzystosowana niedorajde, ktora w dodatku nie rozumie ze kazde zachowanie pociaga za soba konsekwencje. Grunt to zapewnic dziecku milosc, zrozumienie i zapewnic ze kochamy je niezaleznie od tego co zrobi, ale pewnych zachowan nie akceptujemy. Wspierajmy swoje dzieci i nie narzucajmy im naszych wyobrazen o tym jakie maja byc. Wtedy beda takie jakie byc powinny.

  70. Moja teściowa co jakiś czas chwali się właśnie sytacją jak to nauczyła brata mojego męża chodzić za ręke… gdy byli gdzieś na wycieczce a on ciągle uciekał, teściowa z mężem schowali się na chwilę w krzakach ponoć tak żeby go widzieć, jak młody się zorientował że ich nie ma zacząl biegac i ich szukać. Wtedy oni wyszli ale najwazniejsze jest jak twierdzi teściowa że od tamtej pory chodził za rękę…. taki dają nam przykład i odezwij się przy tesciowej ze ja nigdy bym tak nie zrobiła…

  71. Witam,wszystko pięknie ładnie,tylko łatwo jest pisać czego nie robić,gorzej dac radę co moze byc skuteczne,np,jesli chodzi o zasypianie,z pierwszym dzieckiem dlugo spalam,balam się ze jest samo w łóżeczku,ze jej zle i smutno.Przy pojawieniu sie kolejnego,we czworke na łóżku nie dalo sie spac,i co teraz?oduczyc dziecko spania z rodzicami czy lepiej w ogóle mu tego nie pokazac?

  72. Poradźcie mi co mam zrobić kiedy moja 2letnia córka zacznie wymuszać coś płaczem. Taka sytuacja: wchodzę do łazienki i ze mną córka, która wchodzi na swój stołek i przymierza się do zabawy w odkręcanie wody w umywalce i moczenie rąk. W wyniku takiej zabawy musiałbym ją przebrać bo cała byłaby mokra, poparzyłaby się gorącą wodą a rachunek za wodę byłby ogromny. Ale jak tylko chcę ją zabrać z łazienki (prośbami, odwróceniem uwagi) to Ona wpada w histerię. robi się czerwona, krzyczy, głowa jej paruje, zalewa się płaczem i cieknie jej z nosa. uspokoić się może tylko jak dostanie to czego chce. ale jak jej nie pozwolę to po 10 minutach (krzyku, ciągnięcia mnie do łazienki i wiciu się u mnie na kolanach jak piskorz) uspokoi się na tyle że jak jej włączę muzykę to przestanie płakać i zaczyna się zachowywać normalnie.
    Czy jest lepsza metoda?

    1. Moim zdaniem w każdym domu powinny panować pewne zasady i rodzice powinni mieć pewne granice. Jeśli uważasz, że to jest twoja granica – powiedz o tym dziecku i rzeczywiście zabierz ją z łazienki. Niech popłacze, jeden, drugi, trzeci raz, aż w końcu zrozumie, że rodzic nie zmieni swojej decyzji. Podobnie zresztą postępujemy, gdy chodzi o bezpieczeństwo dziecka, które np. chciałoby wejść na ruchliwą drogę czy pobawić się nożem.

  73. Jeszcze nie mam dzieci ale po przeczytaniu tego artykułu jestem lekko przerażona że tak można traktować własne dziecko (w sensie te „złe” przykłady). Mam nadzieję, że moje dzieci tego nie doświadczą i będą szczęśliwe.

  74. Dziękuję za to, że o tym piszesz. Dla mnie największym obuchem w głowę było promowanie metod zawartych w tym filmiku, jako godne polecenia:
    https://www.facebook.com/podaj.to/videos/1693388167369664/
    Ja dostawałam gęsiej skórki i długo potem nosiłam w sobie silne napięcie i zatrwożenie. Jednak patrząc na ilość zachwytów i polubień, czytając hejt na osoby, które uważają, że ojciec działa przemocowo… nie byłam w stanie uwierzyć, jak wielka jest skala tych „metod”. Może kiedyś „zdiagnozujesz” metody ojca z filmiku….

  75. Weszlam bo myslalam, ze bedzie cos o karaniu dzieci, ktoremu bardzo jestem przeciwna, wiec pomyslalam, ze moze bede miala nowe argumenty przeciw klapsom, szturchaniu i krzyczeniu na dzieci, a tu takie cos. Naprawde sa ludzie, ktorzy sie zachowuja jak u Ciebie w cytatach??? Przeciez to nie rodzice, to jakis koszmar!

  76. Jeszcze do listy dodałabym jakże „wychowawcze” oddelegowanie dziecka do swojego pokoju żeby tam posiedziało, wypłakało sie, – bo jest niegrzeczne…brak czułości, zainteresowania ze strony rodzica to najgorsze co można dziecku zafundować!

  77. Najsmutniejsza historia, jaką pamiętam:
    jechałam tramwajem, siedzenie za mną mama straszyła mną dziecko „jak będziesz niegrzeczny, to pani cię zabierze!”. Zanim zdążyłam zareagować, dziecko podeszło do mnie, wyciągnęło ręce i mówi „dobzie”…

  78. A propos prezentów – do dziś pamiętam (a mam prawie 37 wiosen na karku), gdy ojciec zażartował, że będzie śmiesznie mi powiedzieć „w papier owinięte jest nic w prezencie”. Że ja dostanę „NIC”. Efekt? Z furią wykopana zabawka „NIC”, za każdym razem podsuwana, dostawała kopa. I co? Dostałem zabawkę, którą zniszczyłem, zanim rozpakowałem. Fajnie, c’nie?

    Z innych rzeczy – wyśmianie mnie, bo wtedy kiedyś tam myślałem, że może ja prawnikiem zostanę, bo mi w szkole mówili (nauczyciele, pedagog), że taki bystry, rzeczowy jak na małolata. No – moja mama w złości powiedziała mi, że ja z moimi ocenami to mam sobie nie żartować i nie robić nadziei… zajebiście. Moja siostra oblała maturę z jednego przedmiotów, czekała ją poprawka – mamy się z niej nie śmiać (dla mnie to nic śmiesznego – kogoś, kto bujał się wiecznie z matmą bo jej nie kuma), mamy jej nic nie mówić, etc. Mojej rok młodszej siostrze to się wiecznie ustępuje – nawet dziś, „bo ona taka biedna i ludzie są wobec niej i jej biznesowi wredni” – nawet, jak ze szwagrem brednie opowiadają i wpierd… się komuś w życie ze swoimi ciulatymi poradami. Za-je-faj-nie.

    Wyjedź za granicę, nie jeździj do domu (bo pociągiem się mi przez pół Europy nie chciało, samoloty były jeszcze drogie a przyjechanie do miasta na weekend, które nadal upada – ale ma zajebisty stadion, to średni pomysł) a potem rodzice powiedzą Ci, żebym o nich nie zapomniał. A ja jestem niestety pamiętliwy – druga siostra, najmłodsza (mamma mia, co to się działo jak zaszła w ciążę albo wcześniej mówiono jej, że nie da sobie rady – mam z nią najlepszy kontakt i radzi sobie świetnie) – radzi abym poszedł pogadać ze specjalistą. Mnie się chyba już nie chce. I mam nadzieję, że ja nie popełnię błędów moich rodziców – co dla mnie jest małym wyzwaniem, bo szybko potrafię stracić cierpliwość (dziwne to trochę – bo wiele mogę wytrzymać ale czasem wystarczy iskra i leci wszystko).

    Ah jo.

  79. wniosek jest taki że niektórzy za życia doświadczyli piekła i tzw grzechy jak kopniak w morde zwyrodniałego rodzica jest zrozumiały.niech dostanie to na co latami pracował.

  80. Ja bym jeszcze dodała rozmawianie o dziecku przy dziecku tak, jakby go w ogóle nie było. Szczególnie opowiadanie o jego negatywnym zachowaniu. Zdarzyło mi się raz, gdy Syn miał gorszy dzień i w złości rozsypał płatki na podłodze. Odwiedziła nas później Siostra Męża i opowiedziałam jej, że właśnie skończyłam odkurzać, bo 'oczywiście moje dziecko w przypływie histerii rozsypało płatki po całym pokoju”, powiedziałam to dość pretensjonalnym tonem. Młody się popłakał (3 lata), a ja dopiero wtedy zrozumiałam, że gdy byłam małą dziewczynką nie znosiłam komentowania mojego zachowania publicznie w taki sposób, jakby mnie w ogóle nie było obok.
    Tak samo pamiętam, że gdy zaczęłam chodzić do przedszkola spodobał mi się chłopczyk o imieniu Darek. Przynosił mi sztuczne kwiaty i plastikowe pierścionki o czym opowiedziałam w sekrecie mamie. Przez kolejne 20 lat cała rodzina przypominała mi tą miłość w różnych żarcikach.
    Małe dziecięce uczucia są takie same jak dorosłe. Pamiętam, że to uczucie z przedszkola nie różniło się niczym od uczucia do chłopaka z czasów liceum.
    Te same podchody, te same motyle w brzuchu, takie same spojrzenia, niepewność, czy druga strona myśli to samo, chęć przebywania z daną osobą. (Dodam, że z Darkiem byliśmy w związku aż do trzeciej klasy podstawówki, kiedy to wspólnie ustaliliśmy, że wolimy zostać przyjaciółmi i nimi zostaliśmy! Nawet dorośli czasem mają z tym problem ;)).
    Oczywiście po tamtej historii bardzo uważałam, żeby moja Mama nie miała wglądu w moje uczuciowe sprawy.

    Większości ludzi się wydaje, że dziecko to taki półprodukt. Jest głupie i można mu wmówić, co się chce, bo później zapomni.
    A ja pamiętam dokładnie swoje myśli, nawet te z najstarszych wspomnień, gdy miałam trzy lata. Pamiętam, że rozważałam, co zrobić. Jak ktoś zupełnie dorosły. Brakowało mi wyobraźni i doświadczenia, ale w tamtym czasie moje myśli były zupełnie logiczne, ba! poparte argumentami. Do dziś przecież każdy z nas podejmuje decyzje w oparciu o własne doświadczenie i wyobrażenia. Wiemy więcej, ale czy to znaczy, że nie popełniamy błędów i nie robimy głupich rzeczy? Wyobraźcie sobie swoją, dwuipółletnią pociechę, która stanowczym głosem mówi: „Jak nie naprawisz relacji ze swoją rodziną to Cię tu zostawię”,
    „Jak nie zmienisz tej beznadziejnej pracy, której i tak nie znosisz to zawołam Pana, żeby Cię zabrał”, „Ja wychodzę z tego sklepu, idziesz ze mną, czy zostajesz tu sam?”.

  81. Mam to samo z tym wystraszeniem mnie. To bylot na cmentarzu. Miałam z 6 lat. Biegłam z kuzynką do przodu. No i mama nagle z ciocią jechały z wózkiem z innym dzieckiem (albo mamy albo cioci)
    -chodź schowany się za grobem.
    No ja tego nie wiedziałam odwracam się, żeby zobaczyć gdzie jest mama. Pal sześć, że obok mnie kuzynka o rok młodsza. Pamiętam, że świat się zatrzymał. Nagle one wyszły śmiały się, a ja byłam przerażona, wściekła. W domu mama zaczęła opowiadać tacie tę sytuacje. Ja jako dziecko przestałam ufać rodzicom. Nie odzywałam się przez całą droge. Przez kilka lat dobrych zastanawiałam się, czy to moi rodzice. Bałam się ich zapytać, bo może moi rodzice zostali na cmentarzu, a ktoś inny mnie zabrał. Jakies ufo czy co… Wiele razy w snach miałam, ze gubie się nie mogę znaleźć drogi na cmentarz 🙁

  82. Pamiętam jak dziś uczucie przerażenia, gdy mama wychodziła do sklepu „na rogu” i zostawiała mnie w domu. Mówiła, że jestem niegrzeczna i z nią nie pójdę a ja tak bardzo płakałam i prosiłam żeby nie zostawiała mnie samej w domu, bałam się, że mnie zostawi na zawsze kiedyś, ale nigdy jej tego nie mówiłam, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, ojciec nas zostawił gdy miałam 3 latka i za każdym razem gdy mama wychodziła beze mnie do sklepu, bałam się że nie wróci nigdy i zostanę sama. Miałam wtedy jakieś 5 lat. Pamiętam jak zostawiano mnie samą (mama wraz z partnerem, którego nie tolerowałam) w samochodzie, co prawa był zamknięty i bez kluczyków więc teoretycznie nic mi nie groziło, ale mama powiedziała, że idą tylko tu obok do sklepu szybko i będę ich cały czas widziała. Jednak poszli do dalszego sklepu, za rogiem, zniknęli mi z oczu. Przeraziłam się, że mama chce mnie zostawić i odejść z tamtym facetem, otworzyłam sobie okno i wyszłam na chodnik, pobiegłam w ich stronę. Dostałam takie manto, że aż tyłek bolał, dlatego że zostawiłam samochód z otwartym oknem. Pamiętam, jak pani w przedszkolu zamknęła mnie w komórce na miotły. Byłam nadpobudliwym dzieckiem i zawsze, gdy wszyscy siedzieli cicho na dywanie i słuchali bajek to ja się bawiła, chodziłam, wierciłam, zawsze coś musiałam robić dodatkowo żeby się skupiać i zawsze wiedziałam o czym jest bajka, jednak jednej z Pań nie spodobało się to, że gdy ona kazała mi usiąść i siedzieć spokojnie to ja chodziłam więc zamknęła mnie na klucz w schowku. Płakałam, krzyczałam, darłam się, nawet przez mały lufcik-okienko. Nikt nie przyszedł. Nikt mi nie pomógł. Dopiero jak skończyła czytać to mnie wypuściła, ja cała zasmarkana zaryczana wyszłam i tylko inne dzieci mnie przytulały i pocieszały. Nikt z dorosłych. Nie poskarżyłam się mamie, bałam się, że przyzna rację Pani „przedszkolance”. Pamiętam jak bawiłam się na podwórku ze starszymi kuzynami, którzy zawsze mi uciekali, miałam 3-5 lat. Za każdym razem bałam się okropnie, bo znikali za budynkami i mi się chowali. Wracałam do domu zapłakana, nikt z dorosłych nie wyraził zainteresowania, słyszałam tylko, że mam nie zachowywać się jak beksa, że mam wziąć się garść, że muszę nauczyć radzić sobie, bo będę niedojdą. Pamiętam wiele rzeczy z dzieciństwa. Dobrych i złych. O dziwo, większość wspomnień to wspomnienia przykre, gdy się bałam, gdy byłam przerażona i znikąd pomocy.

  83. Bardzo się cieszę, ze trafiłam na Twojego bloga! Bardzo trafny tekst, czytam i chłonę. To tak mnie buduje, ze w świat idzie przekaz o szacunku do dzieci, niby tak oczywiste ale dla wielu to nadal nowość.

  84. Bardzo mądre rady.?
    Często się zastanawiam dlaczego do każdej pracy zarobkowej potrzebny jest kurs, praktyka, studia.
    Z dzieckiem postępujesz jak chcesz! Na chłopski rozum , jak koleżanka , czy sąsiadka.

    Uważam ze rodzice powinni przechodzić kursy , spotkania prowadzące przez psychologa .
    Nie dopiero wtedy jak pojawiają się problemy, patologia czy nieradzeniem sobie z dzieckiem .

    99% dzieci słucha rodziców tylko dlatego ze boja się ich, boja się kary, i szantażu

  85. Niektórzy rodzice rzeczywiście nie myślą o tym, jak niektóre głupawe, dziecinne zachowania mogą wpłynąć na ich relację z dzieckiem. Zapominamy, że chociaż dziecko nie jest dla nas równym partnerem, z którym można negocjować i pozwalać się wodzić za nos, to jednak jest żywym człowiekiem, które nie ma cierpieć, tylko zrozumieć i się uczyć. Razem z mężem co najmniej raz w miesiącu chodziliśmy na terapię małżeńską, zanim pojawił się Kacper. Teraz spotykamy się nawet dwa-trzy razy w miesiącu, bo dziecko to spore wyzwanie, a my chcemy zagwarantować naszemu najlepsze możliwe wychowanie. W Psychologgii Plus mamy super terapeutę, z którym świetnie rozmawia się nie tylko o kryzysach małżeńskich, ale też o dzieciach.

  86. Super ze jest pan takim ciepłym rodzice, ojcem. Niestety zna pan tylko jedna stronę medalu. Ja mam dwóch synów(8,13). Wszystko było ładnie pieknie do momentu Wieku dojrzewania.rowniez uczyłam dobra, poszanowania, ze swoimi synami byłam bardzo blisko zawsze, karmiłam piersią ponad dwa lata, cały swój czas oddałam tylko im. Działo się tak mimo tego ze ich tata był zupełnym przeciwieństwem pana. Ze starszym synem do tej pory nie nawiązał żadnej więzi. Syn Nie był bity ani poniżany przez niego, ale był olewany, niezauważany, nie przytulany. Zero jakiegokolwiek zainteresowania nie wspominając troski czy niczego mu nie brakuje, czy jest zdrowy i ma się dobrze. Z drugim synem było trochę iMaciej bo synsam „wbijał” do niego,czy ojcu to odpowiadało czy nie. W tym wypadku wież się nawiązała Owszem, bardzo miło było patrzeć ale raptem na okres wczesnoprzefszkolny. Pozniej olewał jak w wydaniu starszego syna z ta moze różnica ze zamiast do bani było poprostu kiepsko. Do 12 roku życia starszego syna było mi ciężko bo ze wszystkim byłam sama, ale byłam szczęśliwa bo miałam synów blisko, oni mnie potrzebowali, ja ich, bardzo wzajemnie się kochaliśmy i wspieraliśmy.Wtedy to Nadszedł czas dojrzewania i buntu starszego syna. Wszystkie nauki poszły w niwecz,Wpajane wartości okazały się Obciachem a milosc do młodszego brata przerodziła się w zawiść i delikatnie mówiąc ogromna niechęć. Młodszy syn narazie żyje ok choć widze ze powoli próbuje przejmować” fisie” swojego brata.zaczal się dla mnie czas gehenny, ogromnych starań o naukę, kulturę,nawet z dawnego czyściochą i pedanta nie zostało nic.Zaczal popalać, pyskować, buntować się, wybrzydzać, nikogo nie szanuje, bardzo „niegrzecznie” delikatnie mowiac odnosi się do mnie i do wielu innych”lamusie”, jawnie informuje o tym ze woli być nieukiem luz kujonem, zaczęły się problemy wychowawcze rowniez w szkole, bójki. Oczywiscie wszystko jest przeszyte podtekstem”bo ty tylko widzisz młodszego, ty tylko jego kochasz, ty tylko jemu poświęcasz czas, ty tylko jemu kupujesz,on ma zawsze, ja nigdy, on mize wszystko, ja nic itp.. No delikatnie mówiąc mam kiche i jestem z nią absolutnie sama. Mąż wie o tym wszystkim, nawet kiedyś wylądował ze mną na dywaniku u pani dyrektor. Zakończyło się tym ze mąż nawet słowa nie powiedział do syna, żadnego” ochrzanu”, rozmowy, nawet karę na piłkę dla syna przekazał tylko na zebraniu pani dyrektor, syna zapomniał uświadomić.ja juz sobie nie radzę z tym buntem. Powiedziałam mu o podpalaniu papierosów, pokazałam zdjęcie- zero reakcji. Powiedziałam o agresywnym zachowaniu w stosunku do mnie/ zero reakcji. Teraz jestem raczej Surowa matka. Dawniej kiedy nie miałam takich problemów byłam przedewszystkich kochająca, tłumacząca matka i to nam wystarczało, dzieci rozumiały, dostosowywały się. Teraz nie ma na to opcji. Wszelkie objawy ciepła kończą się brakiem poszanowania i wyslzyskiem. Musiałam zmienic taktykę na kary, szantaż bo nic innego nie pomagało a proszę pamietac ze jie miałam oparcia w ojcu który nawet jak miał wolne to wychodził z domu bo „zawsze coś”(koledzy najczęściej).Czasem przez telefon jak już nie dawałam rady coś tam go podporządkować ale to nie było reguła. Tak wiec widzi pan. Zna pan tylko swoje plany bardzo bliskie na to co pan ma zamiar zrobić i wizje wychowania. Ja tez taka miałam, tez dzieci dostawały ode mnie mnóstwo miłości uwagi i ciepła bo musiałam być i ojcem i matka, nie chciałam żeby odczuły jakiś deficyt i wszystko było super ale życie zweryfikowało nawet ten piękny obrazek.to ze pan tak chce wychować swoje córki nie daje panu gwarancji ze za 10 lat to zaprocentuje, nie daje pani gwarancji ze za 10 lat pańskie dzieci dobrze na tym wyjdą i będą kontynuować, to ze za 10 lat pańskie dzieci będą uważały ze tak trzeba i na końcu, za 10 lat moze się okazać ze to ta pani w sklepuektora”podporządkowała” sobie dziecko „Ola iem” nie wyjdzie na tym lepiej niż pan. Zycze panu z całego serca, żeby dobro które ma pan w sercu i w umyśle trwałe ulokowało cię w pańskich dzieciach i żeby nigdy pan nie musiał wątpić w swoje zasady, ale życie jest przewrotne. Jak to mówią” chcesz rozśmieszyć PAna Boga? Powiedz mu o swoich planach”… jeszcze raz zycze wszystkiego dobrego

  87. Jestem przeciwko przemocy, u mnie w domu matka stosowala przemoc, choc nie fizyczna to pamiętam że zawsze się jej bałam. Wiecznie, słyszałam jej obcasy na klatce schodowej jak wracała z pracy i pamiętam jak robiłam się spieta..
    Mam synka 1,5 roku I czasami mam problem zapanować nad emocjami. Czuje jak robi mi się ciepło ze złości.. zdarza mi się na niego krzyknąć lub wyprowadzić siła np z pokoju.. Jest mi wstyd jak emocje opadną, ale w tamtym momencie czuje że nad sobą nie panuje.. nie wiem jak mam sobie z tym poradzić.. nie pomaga liczenie do 10, ale „pomaga” wyjście do np łazienki i czekanie aż mi emocje trochę opadną, ale mały wtedy tak bardzo płacze że nie wiem czy to dobry sposób 🙁

  88. Nie jestem rodzicem ale widze, że wielu moich znajomych na swoich dzoeciach stosuje metody, ktorych nigdy nie zastosowaliby wobec własnego pieska! Zostawienie samego w sklepie, czekanie az sie wyplacze czy klapsy

  89. Ajak 5lstek niesłucha.w parku jak jestesmy bez pytania dorosłego idzie sobie. I jak niewidzisz go wołasz nie odpowiada.wołasz 3 razy .reakcji nic..wiec jak tu sie nie zdenerwować.muwie tłumacze.ani nic niechce słuchać.muwie że są źli ludzie mogą ci zabrać.a on muwi że poradzi sobie.wymyśla co mu niezrobi temu człowiekowi.nie interesuje go moje tłumaczenia.no to ja sie nidziwie jak rodzice biorą próbują sposoby by zroxumiał.niedziwie sie ż krzyczą. Bo jak ztakim problemem radzic sobie.

  90. A więc…mój tata na mnie kiedyś krzyczał gdy coś zle zrobiłam.Nadal się boje że zacznie krzyczeć….Ja na moje dziecko bym nie wrzeszczała tylko mu naa spokojnie powiedziała:”Spokojnie,pomyliłeś/łaś się…nic się nie stało.”

  91. Ja bylam cale zycie zastraszana i ponizana nie tylko przez rodzicow, ale i nauczycieli, rodzine i innych. Bylam bardzo ulegla wobec kazdego i niezaradna. Wszyscy mnie okradali i traktowali jak psa W wieku 30 lat wyjechalam do Niemiec. Pamietam jak mi ekspedientka w sklepie pierwszy raz w zyciu okazala szacunek, az sie poplakalam. Zostalam w tym kraju, ludzie sa duzo milsi. Inaczej wychowani. Mam dzis 50-tke na karku i wciaz problemy z asertywnoscia. Na dzieci nigdy sie nie odwazylam.

  92. A co w sytuacji,gdy dziecko bije mamę i tatę? Jestem ojcem i nigdy nie uderzyłem dziecka ani żony ani nikogo innego na oczach dziecka. Moja żona tak samo. Nie ma w domu szarpanin, rzucania przedmiotami czy darcia mordy. Ale niestety nasza córka drze się, bije nas, rzuca jedzeniem,bije inne dzieci,itd. Jakieś pomysły?

    1. 1) Zapytać się własnych rodziców, co zrobiliby w takiej sytuacji.
      2) Jeżeli nie daje żadna ze spokojniejszych metod, należy w ostateczności zastosować metodę cielesną np.: klaps.
      3) Zacząć stawiać granice, jeżeli nie były wcześniej stawiane…

  93. Chciałabym, naprawdę chciałabym, żeby moi rodzice znali te rzeczy , w szczególności w 2019 ?. Moim najwcześniejszym wspomnieniem jest gdy leżałam w kołysce (powtarzam w kołysce) I wołałam o coś mamę, ale ona nie przyszła. Takie momenty często się zdarzają, gdy najbardziej jej potrzebowałam, to nigdy jej nie było, a jeśli była, to po niewłaściwej w tamtej chwili stronie (przeciwko mnie). Mam 15 lat, I ciągle wylewam litry łez na samo wspomnienie o znęcaniu się nad dzieckiem. Rodzice się teraz dziwią, dlaczego nie mam szacunku do innych, jak nigdy nie było nikogo, kto mógłby mnie tego nauczyć, pokazać. Obecnie nawet nie mam za dużo szczęśliwych wspomnień. Co tu dużo mówić, pochodzę z rodziny toksycznej. Rodzicom rzadko kiedy zależało na moim szczęściu, często o głupoty bili mnie, wyzywali od najgorszych. Mam wrażenie, że po prostu nie zależy im na mnie, a jestem tylko tanią siłą roboczą, co bardzo często (w szczególności w okresie wakacji) pokazywali, mieszkam na wsi, I od młodych lat każą mi, nie raz siłą pomagać im (czasami w trudnych pracach) na polu, nie patrząc na mnie, na moje zdrowie. Do dziś pamiętam jak tata kazał mi pracować w południe, na czystym słońcu i do tego w folii (dla niewiedzących, w folli zawsze jest ciepłej niż na czystym słońcy), tłumacząc się jeszcze tym, że im to nie przeszkadza i że powinnam wychodzić raz na jakiś czas na dwór (ochłonąć), jak przyszłam zgrzana, wykończona do domu, to tata kazał mi wracać pod folię i dalej robić, bo „nie dokończyłam”, a co najgorsze to było w poprzednie wakacje ?. Prawie nigdy nie miałam wakacji, takich jakich potrzebowałam. Takich sytuacji było o wiele więcej. Raz za to, że nie chciałam im pomóc, tata rzucił we mnie czosnkiem, tak, że rozciął mi wargę, nikt tym się nawet nie przejął (oprócz mnie). Zdarzało się, że miałam załamania nerwowe, przez nich próbowałam uciekać z domu, ciełam się (żeby wrócić ich uwagę). Nikogo nie było, nikogo, kto chociaż by się tym przejął, próbowałam zainterweniować, cokolwiek!! Była może tylko jedna sytuacja, gdzie naprawdę kogoś obchodziłam. To było gdy miałam około 12 lat, byłam w rzeczach używanych, mieliśmy kupić spodnie (z jakiegoś powodu), zauważyłam pluszaka, którego bardzo chciałam mieć i błagałam rodziców, żeby mi kupili (kosztował 10 zł). Gdyby nie interwencja innych klientów (oferowali, że sami zapłacą), to by mi nie kupili, nie dlatego, że nie mieliśmy pieniędzy, tylko dlatego, że chcieli, abym „wydoroślała” z takich rzeczy. Jeszcze później w samochodzie, to grozili mi rozwodem (wypierają się teraz tego) o tego pluszaka! Ja naprawdę nie wiem co mam robić, czy wytrzymam do osiemnastki, zdarzają mi się momenty, gdzie na poważnie rozmyślam, czy ich nie zabić, tak bardzo mam zniszczoną psychikę przez nich.

  94. Dziękuję za te rady. Staram się panować nad sobą i emocjami, gdyż wychowanie 30 lat temu właśnie na tym polegało że dziecko ma się wypłakać i zaśnie, że nie można mu pozwolić wejść na głowę i że dzieci jak ryby głosu nie mają:( przykre to wszystko bo zderzam się obecnie z takimi Dziadkami że strony Męża, którzy uważają że to ja jestem nienormalna że pozwalam na takie spanie dziecka do 3 lat z rodzicem i że chyba mam za mało roboty skoro mam czas na niańczenie dziecka:( Niestety Mąż nie słucha tego co ja mówię jak pomóc naszym dzieciom… On chyba był wychowany że musi być podległy dlatego w ich gronie zmienia się diametralnie i nie ma własnego zdania. Dopiero gdy pokazuje mu opinię od logopedy czy poradni psych. – pedagog. zauważa po części problemy dziecka, ale dalej utrwalony swoimi schematami robi tak jak jego Rodzice 30 lat temu uważając że to najlepszy model wychowania. Tylko że to ja zarywam noce i czytam Książki by naprawić blizny z dzieciństwa nieświadomie wyrządzone przez Rodziców pokoleniu obecnym trzydziestolatkom. Wszystko się zmienia i to my musimy się dostosowywać do czasu w którym żyjemy a nie być 100 lat za Murzynami za przeproszeniem. Pozdrawiam !!! Dziękuję :))

    1. A ja stanę w obronie krytykowanych rodziców. Nie dlatego, że uważam, że robią dobrze, ale dlatego że wg nich działają w dobrej wierze, to ich wbudowana reakcja, sami kiedyś byli tymi biednymi dziećmi. Też mam problemy będące skutkiem dzieciństwa, które się za mną ciągną, i mimo tego że się staram często mi się nie udaje, a potem mam wyrzuty sumienia. Nie chciałabym dostać w takiej sytuacji łatki wyrodnej matki, to by mnie jeszcze bardziej dobiło. Uważam, że powinniśmy edukować i cierpliwie tłumaczyć, tak jak tłumaczy się dziecku, a nie krytykować jacy to okropni rodzice chodzą po świecie. Każdy z nich ma za sobą jakaś traumę i te dzieci w których obronie stajecie też będą się prawdopodobnie zachowywać tak jak ich rodzice. Mówi się o tym, że nie należy krytykować i etykietować dzieci, a zapomina się o tym, że dorosłych też to dotyczy. Edukujmy, nie krytykujemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *