Odzieranie z godności na salach porodowych trwa
Czas powiedzieć stop!
Jaki będzie mój poród?
Gdy pierwszy raz spodziewamy się dziecka, odczuwamy niepokój. Jedni większy, inni mniejszy, ale zawsze siedzi tam w tyle głowy i zadaje setki pytań. Jak to będzie? Będzie bolało? A może będzie cudownie? Czy będą jakieś problemy? A może wszystko pójdzie zgodnie z planem? Niepewność to naturalny stan każdego rodzica, który spodziewa się swojego pierwszego dziecka. Niepewność, niewiedza, strach. Wielka trójca.
Ciąży i porodu nie da się niestety w pełni poznać, ani zrozumieć dzięki teorii. Możliwe, że doświadczenia innych dadzą nam pewien pogląd, ale na pewno nie będzie to kompletny obraz. Nikt nie jest w stanie powiedzieć nam, jak naprawdę będzie wygadał nasz poród. Żadna koleżanka, żaden lekarz, ani nawet żadna wyszukiwarka. Mamy na forach też wam nie pomogą. One wręcz mogą was niepotrzebnie przerazić swoimi historiami, dlatego od razu sobie to podarujcie. Będziecie spać spokojniej.
Mówię serio.
Każdy poród jest inny. Każda kobieta jest inna. Każda kobieta przeżywa poród inaczej. Jedne łagodniej, inne trudniej. Czasami są komplikacje, czasami ich nie ma. Czasami poród trwa 20 minut, a innym razem 20 godzin. Pierwszy poród to jest jedna wielka niewiadoma i to jest jedyna wiedza jaką mamy.
„W czasie porodu rodzi się nie tylko dziecko. W porodzie rodzi się również Matka – silna, kompetentna, ufająca samej sobie matka, znająca własną wewnętrzną moc” Barbara Katz
Lekarz wie lepiej
Dlatego szczególnie ważna jest dobra opieka nad mamą, która spodziewa się dziecka. Bo to pomaga jej stać się kobietą, o jakiej mówi Barbara Katz. Silną, kompetentną, ufającą samej sobie. Jeśli mówi, że będzie rodzić, to czuje się tak, jak gdyby miała rodzić. Jeśli mówi, że ją boli, to znaczy, że ją boli. I jeśli mówi, że nie wytrzymuje z bólu, to do cholery jasnej, należy jej pomóc! Ignorowanie tych potrzeb, czyli łamanie podstawowych ludzkich praw, może skończyć się tragicznie. I dla matki i dla dziecka. Niestety, w polskich szpitalach, zdarza się to nazbyt często.
„Te młode to teraz takie niewytrzymałe.” i przewracanie oczami, na widok dwudziestoparoletniej kobiety, która mdleje z bólu. Wyśmiewanie się i kpiny, podczas gdy obok cierpi człowiek. Nieludzkie.
„Nie, nie boli Cię.” w odpowiedzi na prośbę o coś na silny ból. W końcu lekarz wie lepiej, czy Cię boli. Obok medycyny studiował widocznie też bioenergoterapię albo zimny odczyt.
„Teraz to wszystkie rodzicie jeszcze w samochodach. Proszę tutaj wypełnić formularze (siedem stron!) i poczekać” W reakcji na dziewczynę, która mówiła, że rodzi! Akcja porodowa zaczęła się parę minut później. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
To tylko kilka z sytuacji, które znam osobiście. Sam też nie najlepiej (żeby to bardzo łagodnie ująć), wspominam nasz pierwszy poród. Wystarczy jak powiem, że po ośmiu latach dalej mnie trzęsie na samą myśl o tych dniach. Niestety, nie jestem wyjątkiem. W skali kraju takich przypadków, jest ich znacznie więcej. Poniższe kartki pochodzą z portalu Lepszy Poród.
Więcej historii znajdziecie tutaj.
Ludzie, którzy zmieniają świat
Po co jednak o tym pisać, skoro wątpliwy jest wpływ mojej opinii na zachowanie szpitalnego personelu? Bo jest coś innego co możemy zrobić. Jest taka akcja, która nazywa się Lepszy Poród i oni zajmują się pomocą. Zajmują się edukacją, informują jakie prawa przysługują ciężarnym oraz reagują i pomagają, gdy nasze prawa zostały naruszone. Zbierają również prywatne historie, aby pokazać że to się dzieje naprawdę i nie jest tylko wymysłem małej grupki ludzi.
„Nie wątp nigdy, że mała grupa troskliwych ludzi mogłaby zmienić świat. Tak naprawdę to jedyna rzecz, która go kiedykolwiek zmieniła.” Margaret Mead
Dlatego też ja cały czas wierzę, że dzięki nagłaśnianiu takich sytuacji, za kilka lat jedynymi historiami, jakie będziemy słyszeć, będą takie jak ta:
Prawa do zdjęcia należą do Raphael.
No niestety Polska rzeczywistość….ja miałam cudowny poród, cudowną opiekę, wspaniałe położne, i salową, szanowano mnie, tłumaczono co i jak, potem pokazano mi syna, pokazano jak dostawiać, i przewijać 🙂 miałam też cudowną mamę w pokoju po porodzie, dzięki której wiele się nauczyłam, mimo iż to było też jej pierwsze dziecko. Na każdym etapie porodu szanowano moją godność.
Oby takich historii jak Twoja było jak najwięcej.
Jest więcej:
Jestem całym sercem za akcją #lepszyporód. Sam poród dostarcza wielu
emocji i nigdy nie chciałbym trafić na lekarza, który „ten moment”
obedrze z człowieczeństwa. Widocznie miałem szczęście (a raczej: tak
powinno być):
Byłem przy porodzie. Mimo szczeniackiego wieku (18-19lat) i mleka pod nosem, w szpitalu zostaliśmy profesjonalnie przyjęci.
Trzy porody , każdy w innym mieście i na moje szczęście nie mogę nażekać , ale ten sam personel i panie leżące obok nażekały bardzo. Nawet było głośno w telewizji. Mamy też bywają różne , niema siły karmić piersią , przy mężu mówi , że jest umierająca , a gdy tylko nikt nie widzi to w pod skokach na papierosa…. I w taki czy inny sposób rodzi się znieczulica
wśród personelu. Dla nas to może być pierwszy może jedyny poród , a dla nich to codzienność , co wcale ich nie tłumaczy. Czy to wina naszego systemu? Czy ogólnie robi się znieczulica? To widać gołym okiem i słychać w wiadomościach. A co do porodów to muszę powiedzieć , że od mojego pierwszego i ostatniego ( różnica 14 l) dużo się zmieniło na lepsze. Za to moja mama , jak rodziła pierwsze dziecko to choć minęło prawie 60 lat , to jeszcze ma żal i gorycz w sercu taki był wtedy personel. Życzę wszystkim mamą udanych porodów z przemiłym personelem.
Poproszę nazwiska tych osób,mogą się przydać. Albo chociaż nazwę szpitala
Słuszna inicjatywa! Mnie na szczęście trafiły się cudne położne i poród wspominam bardzo dobrze. Oby każda kobieta (i mężczyzna jeśli jej towarzyszy) mogła mieć takie wspomnienia z cudu narodzin.
J.
Oby!
A gdzie Pani rodziła?
Wrocław USK przy ul.Borowskiej. Na położne porodowe złego słowa nie powiem, obie z którymi dane było mi rodzić były cudowne! Rodziłam sama z wyboru, ale gdybym chciała z mężem to niestety byłby problem, bo sale rodzinne były zajęte w tym czasie.
Nie jestem w stanie natomiast ocenić opieki poporodowej – ze względu na przepełnienie szpitala prawie do końca pobytu w szpitalu zostałam na porodówce (z tym, że przenieśli nas do sali rodzinnej). Nie miałam problemów z karmieniem, przebieraniem dziecka itp, więc nie wiem czy gdybym potrzebowała to dostałabym tam taką pomoc. Za to obie „moje” położne, gdy tylko były na zmianie przychodziły mnie odwiedzać, co było bardzo miłe.
Żałuję niestety, że nie zapamiętałam ich imion i nazwisk.
Gdy ja byłam na porodówce (praktycznie sama), zza ścian słyszałam, jak położne czytały sobie opinie o sobie ze strony gdzierodzic.info. Bardzo je to bawiło. A mój poród nie poszedł tak jak miał pójść…
To nawet nie brzmi śmiesznie. Raczej jak jakaś groteska świata, w którym ludzie przestali już dbać o cokolwiek.
Też mam bardzo przykre doświadczenia i to ze szpitala, który ma pozytywne opinie Fundacji Rodzić po Ludzku i w Warszawie jest uważany za „kultowy” (Św. Zofia). Cieszę się, że małymi krokami idziemy do przodu.
Nie mogę się z Tobą zgodzić, żeby dzielić się przede wszystkim dobrymi historiami – statystycznie to nie wypadnie dobrze 😉 Decydenci uznają, że zmiany są niepotrzebne.
Co do tych historii – ludzie z natury wolą się dzielić tymi negatywnymi opiniami. Jak Cię źle potraktują, to na pewno o tym powiesz – a jak dobrze, to uznasz to za standard i nie przekażesz tego dalej. Dlatego zachęcam 🙂 Ale masz rację, żeby z tym nie przesadzać.
Nie do końca jest to prawda, zwłaszcza w przypadku porodu. Jak zauważają organizatorki akcji Lepszy Poród, rodzice po porodzie trafiają w wir nowego życia. Często nie mogę od razu zareagować i poskarżyć się na złe traktowanie. A potem wszystko blaknie i pojawia się pytanie czy warto do złych wspomnień wracać. Ja zaczęłam pisać, 15 miesięcy po porodzie, swoją kartkę. Popłakałam się tak bardzo, przywołując wspomnienia, że nie udało mi się jej skończyć i wysłać. Nadal się zbieram do drugiej próby, tym trudniejszej, że niedługo czeka mnie drugi poród.
Masz rację, Olu. U mnie właśnie tak było – miałam mnóstwo zastrzeżeń, a na oddziale była nawet specjalna skrzynka na uwagi (anonimowe lub nie). Po porodzie byłam tam cały tydzień, miałam czas wszystko spisać, bo Synek dużo spał, a pomimo to nic nie napisałam. Częściowo wynikało to z wejścia w 100% w nową rolę, ekscytacji, a częściowo z nieświadomości, niewiedzy, braku pewności siebie, asertywności etc. Dopiero potem doczytałam, że to co zaszło w szpitalu nie było jakimś moim wymysłem, tylko po prostu złamaniem praw pacjenta, i to wielu!
Do tej pory mam problem z powrotem do tych wspomnień, pomimo że minęły już prawie 3 lata. Nigdzie tego nie spisałam, a za każdym razem gdy komuś o tym opowiadam czuję się fatalnie.
W podlinkowanej ankiecie jest pytanie na temat pomocy psychologicznej, którą powinni zaproponować w szpitalu. Hahaha (gorzki śmiech), to fikcja! Kiedy kobieta w połogu płacze, personel szpitala zrzuca to na baby blues, parzy uspokajające ziółka i cześć. A trauma jak widać ciągnie się latami.
Dobrze, że poruszyłeś temat. Sami mamy niezbyt miłe wspomnienia ze szpitala. Jako Ojciec czułem się bezsilny. Dzwoniłem po znajomych i pytałem czy nie mogą pomóc. Jedna, jedyna życzliwa osoba, starsza wiekiem pielęgniarka. Ona pozwoliła nam uwierzyć w ludzi! jako jedyna wyciągnęła pomocną dłoń.
Skoro Ojcowie mogą być przy porodzie, to także ich sprawa, także i moja.
Najbardziej mnie osobiście wkurzyło, że licząc rodzinną salę, ubrania, łapówki (bez tego męczyli niektóre dziewczyny po kilka dni) – poród w prywatnej klinice był tańszy (!), niż w państwowym szpitalu. A wliczone było znieczulenie i w ogóle. Dlatego też po bardzo nieprzyjemnych doświadczeniach z pierwszego „państwowego” porodu, dwa kolejne były już w prywatnych rękach. Przynajmniej jako ojciec, czułem się tam jak człowiek.
Ja wspominam poród jako wspaniałe doświadczenie, cudowna położna, która mnie wspierała, mój partner obok – liczył przez cały czas co ile mam skurcze i jak długie bo ja nie byłam w stanie :), a potem widok synka i to jak partner przecina pępowinę bezcenne 🙂 rodziłam w Warszawie w Św. Zofii i naprawdę polecam, tym bardziej, że tydzień przed porodem (wywoływany ze względu na małowodzie) byłam na patologii. Przez cały pobyt w szpitalu byłam traktowana z szacunkiem i godnością przez cały personel.
Natomiast odradzam szpital MSWiA na Wołowskiej – trafiłam tam z pierwszą ciążą, która okazała się być pozamaciczną – personel chamski i nie słuchający pacjenta, obdarto mnie tam z godności. Bez mojej wiedzy i zgody poinformowano moją mamę o ciąży pozamacicznej chociaż zaznaczyłam, że tylko mogą informować mojego partnera o stanie mojego zdrowia. Następnego dnia lekarz na cały głos na izbie przyjęć (chyba mnie nie zauważył) do swojego kolegi powiedział: „12 tydzień ciąży i matce nie powiedziała!!! gówniara!!” – dodam, że miałam wtedy 23 lata i o ciąży wiedział tylko mój partner.
Niestety niektórzy dalej żyją w PRLu i uważają, że pacjenci im podlegają. W prywatnym szpitalu, poleciałby za to na pysk, oberwałby grzywną i pewnie jeszcze wyrokiem w zawieszeniu. A w państwowym szpitalu ma jak pączek w maśle i jeszcze go głaskają po głowie. Aż mnie krew zalewa.
Dla mnie najgorsze, że tacy lekarze z janusową twarzą- potrafią pracować na etacie i w państwowym i w prywatnym ?
Ja rodzilam 2,5 miesiaca temu w spitalu panstwowym w Skierniewicach. Szpital nie ma zbyt dobrej opinii jesli cjodzi o gin. I poloznictwo. Pierwsy porod i pierwsza ciaza, na.corke czekalismy 5 lat. Ciaza prowadzona prywatnie przez cudownego lekarza. Rodzilam w niedziele 1 polozna i moj lekarz na dyzuze. 100 % uwagi skupionej na mojej osobie i lekarza i poloznej. Kiedy lekarz zalatwial juz CC bo corcia cofala sie z.powrotem po kazdym skurczu polozna krzyknela na niego ze nie da mu mnie ciac, spokojnym glosem powiedziala Ula spinamy dupke.i rodzimy ja Ci pomoge dasz rade. Za drugim parciem byla z nami Majeczka i lzy mojego meza ktory dzielnie towarzyszyl mi przez cale 8 godzin porodu. Po porodzie opieka na poloznictwie cudowna, mialam anemie po porodzie nikt mi nie kazal nic robic polozne przychodzily za kazdym razem jak corka zaczynala plakac i pomagaly we wszystkim. Jesli kiedys bedzie mi dane miec drugie dzieciatko nie bede sie bala rodzic w.tym szpitalu bo szanowano mnie jako matke a corke.jak cud ktory odmienia.zycie kazdego malzenstwa.
Czytam te karteczki i płakać mi się chce 🙁
Mój poród teoretycznie nie był zły, rodziłam
2 godziny (z tego pół na porodówce) Ale niestety papierologia straszna. Zostałam przywieziona karetką, bo akurat byłam sama. Narzeczony w pracy. Skurcze miałąm co 3 minuty i trawały po 1,5-2 min. Nie byłąm w stanie stać/siedzieć/leżeć nic dosłownie, a na izbie przyjęć kobieta mnie pytała o takie pierdoły (pierwsza miesiączka, wykształcenie…), że naprawdę mogło to poczekać. I tylko co chwilę kazała mi siadać, bo co skurcz zrywałam się na równe nogi. W końcu z łąską stwierdziła, że skończymy na porodówce. Kazała mi się przebrać w koszulę (moją) zawiozła mnie na porodówkę, gdzie położne kazały mi się przebrać w szpitalną. Stałam jak ten kołek na środku zimnej sali krwawiąc i próbując się przebrać, podczas kiedy one plotkowały. Nawet fotel do rodzenia nie był złożony, musiałam czekać, aż go skręcą.
W końcu mogłam się na niego wgramolić…i tak leżeć. Miały mnie w dupie za przeproszeniem, nawet nie powiedziały mi co i jak. Zupełnie jakby mnie tam nie było. Przyszedł łaskawie lekarz, sprawdził rozwarcie i powiedział, żeby przebiły pęcherz i zaczynały. Zanim się wyszykowały (mogły to zrobić wcześniej, ale lepiej plotkować) dla mnie minęły wieki. Przy akcji porodowej kobitka podsunęła mi plik dokumentów do podpisania (nawet nie miałam jak przeczytać, bo rodziłam), a jak się raz koślawo podpisałam, to dostałam zrypki, że to dokumenty i mam jeszcze raz podpisać. W sumie do dziś nie wiem co podpisałam.
Po porodzie zero wsparcia laktacyjnego :/ Jak Córka mi płakała pół godziny, to lekarka łaskawie przyszła i zamiast pomóc mi Małą przystawić prawidłowo, poszła po butelkę. Ja nie chciałam jej podać, bo nie widziałam potrzeby, to ona mi ją zabrała i sama nakarmiła, a ja płakałam jak głupia, że nie je z piersi… No dobra jednak było gorzej niż myślałam
Myślę, że warto dołączyć do akcji i podzielić się tą historią z Lepszy Poród. Zawsze to kolejny głos dołączający do akcji.
Cieszę się, że rodziłam tam, gdzie rodziłam. Idealnie nie było (na przykład miałam kiepską pomoc laktacyjną), ale nikt nie powiedział do mnie nic niemiłego. Mąż mógł być przy mnie cały czas. Położna zawsze przychodziła, gdy ją wołałam (a był środek nocy). Znieczulenie też dostałam bez problemów. A na sali poporodowej pielęgniarki zawsze służyły pomocą przy maluszkach.
Ja 26 dni temu przekonałam się, że poród może być czymś co nie zostawia traumy na całe życie. Po pierwszym porodzie zmieniłam wszystko, lekarza, szpital, swoje podejście i było DOBRZE. Jestem wdzięczna lekarzom, położnym i całemu personelowi, bo to dzięki nim przeszłam przez trudną cesarkę, utratę krwi i dochodzenie do siebie bez wylania niepotrzebnych łez. Jak się chce, to można.
A o tym co przeszłam przy starszym dziecku chcę jak najszybciej zapomnieć.
U nas po pierwszym porodzie, też dwa kolejne były już w całkowicie innym otoczeniu. Zmienione było wszystko i było jak piszesz – dobrze. Bardzo dobrze. Aż się chciało przyjść znowu 🙂
Atmosferę tworzą ludzie.
Lekarze, położne, pielęgniarki…
To nie jest zwykła praca.
Myślę, że każda z tych osób powinna przechodzić szkolenie psychologiczne.
W końcu cud życia miesza się tam z ogromnym stresem matek, niepewnością, lękiem, obawą…
Wystarczyłoby nieco empatii, troski, wsparcia…do tego nie potrzeba wielkich pieniędzy, prywatnych klinik, satynowej pościeli, …
Tylko proszę w duchu, by dołączyć do tej szczęśliwszej grupy 🙁
Na szczęście mąż będzie przy mnie i to mnie najbardziej buduje.
Wsparcie męża czasem ratuje całą sytuację, więc nie dziwię się, że to jest budujące 🙂
Czytam relacje kobiet w komentarzach i nie wierze wlasnym oczom. Nie wiedzialam ze sytuacja w Polsce jest az tak zla. Najgorsze jest to, ze nie ma zadnego wytlumaczenia dlaczego jest tak zle. Slabe zarobki nie sa zadnym uspawiedliwieniem! Usmiech, dobre slowo, wykonywanie swojej pracy zgodnie z kodem etyki medycznej – to wszystko powinno byc podstawa opieki w szpitalach, zwlaszcza w takim trudnym czasie jakim jest porod. Po co byc lekarzem/ polozna / pielegniarka, jesli nie ma sie powolania do niesienia pomocy drugiemu czlowiekowi?!?! Po co pracowac z ludzmi, kiedy widac jak na dloni, ze nie lubi sie drugiego czlowieka ?!
Ja myślę, że jedynym powodem dla którego personel szpitalny tak tragicznie traktuje innych ludzi, jest to, że może. Nie chodzi o niskie zarobki, ani żadne inne czynniki. Chodzi o władzę. Bo w końcu nikt ich nie zwolni, nikt ich nie wyrzuci, nikt im nic nie zrobi. Niestety.
nie istenieje cos takiego jak kultura pracy widocznie. nie mowie ze wszedzie jest zle, ale wystarczy, ze jedna osoba nie akceptuje takiego stanu rzeczy i mozna zmienic zachowanie calego zespolu. nie miesci mi sie w glowie to co czytam. wladza upowaznia do odpowiedzialnosci, a jej wykorzystywanie dla wlasnego zysku lub cudzego nieszczescia jest zwyczajnie nieludzkie.
„wystarczy, ze jedna osoba nie akceptuje takiego stanu rzeczy i mozna zmienic zachowanie calego zespolu.”
Czasami tak, czasami nie. Czasami trafia się do grupy, która ma za sobą dwadzieścia lub trzydzieści lat doświadczenia razem i nic nie da się zrobić. Nic. Albo się dostosujesz albo wynocha.
nie zgadzam sie. mozna byc jedyna osoba w zespole, ktora ma ludzkie podejscie. nie zgadzac sie na zle traktowanie pacjenta. rozmawiac z ludzmi, gdy ich zachowanie jest nie do przyjecia. przerabialam to na wlasnej skorze na Karowej w Warszawie na praktykach.
Moja żona i ja wspominamy poród i motywację do jego przetrwania całkiem dobrze. Położna była rewelacyjna, gdyby nie ona moja żona by wybiegła z sali, a ja zaraz za nią. Ale wiem, że to jest ewenement, niestety.
Ja swój poród (2003) wspominam dobrze, trwał tylko 20 monut, położne baaardzo wyrozumiałe. Nie nacięły mi krocza, bo je poprosiłam, o co lekarz miał wątpliwości. Naskoczył na położną „czemu tu nie ma nic do roboty, gdzie cięcie?”. Położna powiedziała, że pacjentka się nie zgodziła, co lekarz skwitował: „rodząca nie ma nic do gadania”. Mimo to, uważam swój poród za cudowne i magiczne przeżycie, opiekę miałam dobrą, a personel cudowny.
Z tym cięciem to nigdy nie wiadomo co lepsze. Bo jak się czasem nie natnie, to może pęknąć i wtedy jest dużo więcej nieprzyjemności. Ale cieszę się, że u Ciebie wszystko było w porządku 🙂
Mnie w szkole rodzenia uczono, że pęknięcia goją się dużo łatwiej i szybciej niż nacięcia. Ja nie pozwoliłam naciąć, lekarz przewracał oczami, ale nic mnie to nie obchodziło. Miałam tylko leciutkie pęknięcie, prawie niewidoczne, a tak to by mnie rutynowo ciachnęli. A potem czytałam historie kobiet, jak to po cięciu i szyciu przez dwa tygodnie siaały na dmuchanym kole, bo normalnie bolało – ja nie miałam takiego problemu.
o nas dbano na porodówce…
ale moja koleżanka tam pracowała i Ona mnie przyjmowała na blok…
to miało znaczenie, wiem to w 100%…
na oddziale po porodzie pielęgniarki przychodziły co pół godziny by sprawdzić czy wszystko ok – wcześniej zemdlałam w łazience i mieli akcję z przeniesieniem mnie z powrotem do łózka…
ciekawa jestem czy gdyby nie te dwa małe fakty to miałabym tak dobre wspomnienia z czasu porodu…
Niestety szara rzeczywistość 🙁 u mnie 21h od odejścia wód, lekarz zdecydował o cc. Przed tym sprawdzał czy akcja postępuje, prawie zemdlalam z bólu. Moją reakcję skwitował: „Jak Pani chce rodzić, jeżeli zwykłego badania Pani nie wytrzymuje?” później już było lepiej.
ja miałam dwa porody nie mogę narzekać na opiekę położnych poza jednym faktem przy drugim porodzie tuż przed końcem nastąpiła zmiana położnych gdy rodziłam córkę akcja porodowa szybko się rozwinęła z 8cm nagle zaczęłam rodzić dosłownie w 1m zrobiła się pełna 10 położna nie zdążyła przygotować łózka ani narzędzi mówi do mnie że mam się wstrzymać bo ona narzędzi niema a jak się już przepchała z narzędziami to już miałam skurcz party ona z pretensjami do mnie że na łózko rodzę a ja nie jestem z tych co cicho siedzą i od razu powiedziałam że mogła się od razu za robotę zabrać a nie kotować od razu się ogarnęła a przy pierwszym porodzie miałam problem z karmieniem ale jedna położna z zmiany nocnej zauważyła co się dzieje i pokazała jak go karmić po karmieniu wzięła syna do pokoju i położyła w inkubatoże i sie nim zajeła żebym mogła odpocząć
Ta druga położona, to był właściwy człowiek, na właściwym miejscu. Na szczęście zdarzają się jeszcze tacy w Polsce.
Niestety żaden szpital nie traktuje po ludzku rodzących. Ja na dodatek byłam zmuszona do porodu wezwać pogotowie i to się na mnie zemscilo. Totalna masakra więcej dzieci mieć nie będę!!!!!!!!!!!!
zttthgfh
Spodziwam się piątego dziecka i uważam, że jestem stworzona do rodzenia dzieci ! Zawsze zazdroszczę tym co idą rodzić ,bo z chęcią bym za nie urodziła 😉 Moja postawa wynika pewnie z tego, że wszystkie dzieci rodziłam w Irlandii i jak słyszałam od moich sióstr jak się rodzi w Polsce to włosy mi dęba stawały. Nigdy, nie spotkałam się z tym by personel nie pomagał ,zawsze był uśmiechnięty i mówił ,że to ja mam urodzić i robić to co czuję ,a służba szpitalna jest tylko do pomocy, byłam tez przy 3 porodach koleżanek na terenie Irlandii i zawsze służyli z uśmiechem i nadzieją na udany poród!!!
dzięki „wspaniałym” lekarzom ze szpitala wojewódzkiego z Gdańska, moja pierwsza córeczka zmarła – traktowali mnie, jak debilkę, co na niczym się nie zna – „termin jest źle obliczony i już”. Nie martwiłam się, myślałam, że jestem w szpitalu, tu się nie może zdarzyć nic strasznego, oprócz szczęśliwego rozwiązania. Nigdy bym nie pomyślała, że rodząc martwe dziecko, panie położne będą mnie traktowały w tak ohydny sposób (zero empatii, współczucia), miało się już skończyć, a ja nie chciałam współpracować (nie wiedziałam jak, to był mój pierwszy poród). Zostawiono mnie samej sobie, od samobójstwa powstrzymała mnie tylko myśl o mężu, przez 4 godziny nie miałam co pić, co jeść, a położne (chyba nie wiedząc, jak reagować) mnie unikały.
Dziś jestem szczęśliwą mamą dwóch cudownych córeczek – obie urodzone w szpitalu na Zaspie – bo koło Wojewódzkiego przejść nie mogę bez płaczu, choć minęło 8 lat. Ktoś powie: „To dawno było”. Moja przyjaciółka poroniła 2 tygodnie temu – reakcja personelu szpitalnego, ohydna, praktycznie taka sama jak w moim przypadku – nie sądzę by się w tej placówce coś zmieniło. Jeśli chcesz, możesz – wybierz inny szpital.
Pozdrawiam i życzę siły wszystkim mamom… szczególnie tym, które musiały się pożegnać…
Takich rzeczy się nie zapomina. Nawet jeśli było to osiem lat temu. I jedyne co jest przykre w tej historii, to że Ci ludzie nie ponieśli żadnych konsekwencji. Podejrzewam, że nawet nie mają wyrzutów sumienia…
Witam!
Niestety i ja mam cos do powiedzenia w kwestii porodu …
Szpital przy ul. Warszawskiej w Bialymstoku- to tutaj rodzilam swojego pierwszego syna. Slowo „rodzilam” az chcialoby sie wziac w cudzyslow bo trudno to bylo nazwac porodem lecz istnym horrorem!
Trafilam do szpitala o 6 rano bolami, wtedy bylam pewna ze to juz zaczal sie porod. Oczywiscie po dotarciu na miejsce trzeba bylo wypelnic jakies formularze i odpowiedzeic na pytania co i jak. Potem zaprowadzono mnie na badanie majace sprawdzic czy to juz …
_Czego pani tak panikuje? Ja tutaj nic nie widze. Wszystko zamkniete, wody nie odeszly, szyjka macicy zwezona, pani jeszcze u nas polezy tydzien na patologii- uslyszalam.
A skurcze pojawialy sie coraz czesciej lecz dziwne bylo poniewaz w nieregularnych odstepach, czasem regularnie co 5 minut, czasem co 3 minuty i znow wracaly do 5 minut ale z kazda minuta sie coraz to bardziej nasilaly.
Zawiezli mnie na porodowke. Ja przestraszona poniewaz to bylo moje pierwsze dziecko wraz z mezem weszlismy do srodka. Przyniesiono mi 2 kanapki z wedlina (a ja nie nawidze miesa) i poprostu nas tak zostawiono, a skurcze nie ustepowaly. W koncu, moze po godzinie przyszla polozna aby mnie zbadac i stwierdzila to samo co ta pani z dolu ze ona tutaj nic nie widzi zeby rozpoczynal sie porod. W tym czasie obok za sciana jakas kobieta rodzila dziecko i normalnie tylko krzyknela 2 razy , a 3 krzyk to juz bylo dziecko. Maz spytal tej pielegniarki czy to juz ktores z kolei dziecko u tej pani bo tak szybko urodzila a ta pani powiedziala:
_Widzi pani tak sie rodzi dzieci! A pani sie tutaj boi. Pani boi sie na zapas poniewaz zostanie pani u nas napewno z tydzien na patologii bo my tutaj nic nie widzimy by zaczynal sie porod.
I moze az jeszcze po 2 godzinach zabrali mnie na patologie ciazy z tej porodowki. A u mnie skurcze coraz to silniejsze a nikt mi nie wierzy!
Na patologii spedzilam 3 godziny juz w ogromnych bolach … Wylam, krzyczalam jakbym juz rodzila, a one CO GODZINE do mnie przychodzily i kazaly chodzic do sali obok gdzie sprawdzaly czy jest jakiekolwiek rozwarcie (oczywiscie maz mnie prowadzil zwijajaca sie do tej cholernej sali na te badanie). Badaly tragicznie bez zadnego wyczucia bez zadnej delikatnosci, a jak za ktoryms razem scisnelam nogi bo tak zasadzila te lape do srodka to wrzasnela do mnie:
-Co pani robi??!! Polamie mi pani reke!!!!
Miala szczescie ze tak mnie bolalo ze nie dalam rady jej zjechac w tamtym momencie. I co sie okazalo? Zero rozwarcia zero niczego.
I tak ze 3 razy tam chodzilam „CHODZILAM”.
W koncu po 3 godzinach przylazla jakas menda do mnie i krzyknela wrecz:
-Dosc tego wrzeszczenia tutaj ! Jedziemy na porodowke, moze tam cos z pania zrobia!
Dodam ze NAPRAWDE mnie bardzo bolalo, a jak bylam podlaczona do tej maszyny co mierzy skurcze to mialam skurcz 120 ! a przeciez od 100 jest to juz skurcz porodowy- same mi to mowily. Bolalo cholernie, wilam sie na tym lozku na tej patologii, nie dalam rady oddychac, krecilo mi sie w glowie, czulam niewyobrazalne parcie(jakby dziecko sie juz rodziolo), i te uczucie jakby kregoslup mi sie lamal na zywca … masakra !!!
Co sie stalo na drugiej porodowce?
Spedzilam tam czas az do godziny 23 … z niewierzeniem mi ze mnie tak mocno boli, ze nie wytrzymuje.
_Jak pani sie zachowuje?pani bedzie matka , jaki przyklad da pani dla swojego dziecka???
Kazaly chodzic to maz mnie prowadzal a ja z bolu porwalam mu zebami koszulke, kazaly isc pod prysznic i polewac brzuch – nie powiem troche pomoglo ale doslownie przez moment. oczywiscie nie wpuscily meza ze mna pod ten prysznic mimo ze bylo mi ciemno przed oczyma, myslalam ze zemdleje, nie wskazaly drogi gdzie jest ten prysznic, nic …
W lazience walilam z bolu piesciami w kafelki, plakalam, balam sie, tak bardzo bolalo … Co ja do cholery tutaj robie jak mi nikt nie wierzy ze mnie tak strasznie boli, moze lepiej byloby urodzic samej w domu … po co ja tu jestem???przyszla jedna do lazienki i z morda do mnie:
_Co pani wyprawia???!!!! Pobije pani nam kafelki !!! Jak pani sie zachowuje???!!!!
I tak w skurczach na tej drugiej porodowce wytrzymalam jak wspomnialam do 23 godziyn … Przychodzil lekarz badal pare razy i caly czas to samo :Przestanie pani tak panikowac, pania nie boli ja tutaj nic nie widze by sie porod rozpoczynal.
Suma sumarum by sie nie rozpisywac przez ten caly dzien slyszalam WSZYSTKIE porody, kobiety krzyczaly za sciana te co juz rodzily a ja krzyczalam razem z nimi, krzyczalam, plakalam i nikt nawet do mnie nie zajrzal … Slyszalam porody wszystkie z calego dnia. Te ktore przyszly o 18 urodzily pierwsze ode mnie mimo ze ja juz bylam tuatj od 6 rano.
I tak przez tyle godzin ani rozwarcia, ani wod niczego. Szyjka zamknieta- porodu nie ma. Dawali mi kroplowki na wywolywanie i caly czas slyszalam to samo :ledwie 2 cm …
Bylam taka zmeczona tym ciaglym oddychaniem przez tyle godzin (oddychaniem podczas tych skurczow) a dodam ze poprzednia noc tez nie przespalam bo to sie zaczelo poprzedniej nocy o godzinie 23
Oddychalam podczas skurczow i usypialam … krecilo mi sie w glowie. Pamietam jeszcze jak wrzeszczalam na caly szpital na tej porodowce juz drugiej :
-Zabijcie mnie!!! Wsadzcie mi noz i mnie zabijcie bo nie wytrzymam!
Nie, nie przesadzalam, to byl bol do niewytrzymania, jakby rozrywalo cale cialo na zywca i nikt nawet do mnie nie przychodzil, nikt nie reagowal. Moj maz zmienial sie z moja mama (bo nie mozna bylo dwoch osob przy mnie) i wychodzil na korytarz plakal (dowiedzialam sie pozniej od mamy dziewczyny ktora rodzila za sciana i potem byla ze mna na sali po porodzie)Moj maz ze lzami w oczach przychodzil z tego korytarza i mowil
– boze co ja ci zrobilem ??? I tak powinien wygladac porod?zamiast sie cieszyc to maz placzac mowi cos takiego zonie z zalu i rozpaczy widzac jak ona cierpi?
Godzina 23
Totalna glucha juz cisza na porodowce. Przychodzi lekarz i pyta:
-Chce pani cesarke?
Jezu jak ja to uslyszalam bylam wniebowzieta !
-Cesarke?Tak !
_Pani nie urodzi, nie ma szans, szkoda pani i dziecka _powiedzial lekarz
No zesr ku**a od godziny 6 rano do 23 sie mecze a oni dopiero teraz mnie zaluja?????
Jak wiezli mnie na blok operacyjny nie balam sie niczego, bylo mi wszystko jedno. A jeszcze jak cieli mnie to znieczulenie nie dzialalo i ja wrzasnelam a pielegniarka pyta mnie
_Zwiekszyc dawke czy wytrzyma pani ten bol ?
Chodzilo czy zwiekszyc dawke znieczulenia …
Okazalo sie ze mialam zagrazajaca zamartwice wewnatrzmaciczna plodu, poprostu nie bylo akcji porodowej. Przed cesarka podawali mi juz tlen …
A po wyjezdzie do Niemiec? Urodzilam drugiego synka, zazyczylam sobie cesarke odrazu ze wzgledu na to ze sie poprostu balam rodzic po tym co przezylam przy pierwszym porodzie, oczywiscie w odpowiedzi na cesarke powiedzieli ze to zaden problem, a jak jeszcze powiedzialam ze nie chce karmic piersia to po cesarce przyniesli mi tabletki po ktorych niewidzialam ani jednej kropli swego mleka. i nikt koso nie patrzyl, nikt nie wyzywal od wyrodnych matek tylko dlatego ze nie chcialam karmic piersia, opieka znakomita, skakaly nade mna az glupio , mile, sympatyczne. A po cesarce w polsce?kazaly samej przychodzic po leki przeciwbolowe …. robily laske ze wogole przyszly i opierdalaly za kazdym razem jak sie nacisnelo dzwonek na pielegniarke a w Niemczech ?SWIETNA OPIEKA i zadnych problemow.
Nie wrocilam do polski. Moj maz ma tutaj cala swoja rodzine, urodzil sie w niemczech , jest pol polakiem pol turkiem i powiedzial ze nie ma zamiaru zyc w polsce gdzie jego zone tak potraktowali.
MASAKRA !!!!
Nie dziwię się ani trochę wyjazdowi za granicę. Służba zdrowia to w zasadzie jest jedyny argument, który poważnie mnie cały czas przekonuje do emigracji.
A moja rodzina (z UK) przyjeżdza do Polski, żeby się leczyć- uważają, e tamci lekarze są nie kompetentni…
Szczególnie dentyści podobną są tam fatalni. Też mam dużo znajomych, którzy narzekają na poziom służby na wyspach. Jednak o krajach na zachodzie tego samego już nie słyszałem.
tam podobno cala medycyna kuleje…ja wiem najwiecej nt ginekologii i podstawowej opieki. Znajoma ma czesto korzonki i nawet ciezko jej dostac zastrzyki na to schorzenie i chodzi jedynie na lekach przeciwbolowych. W Polsce ide do ogolnego i dostaje od reki albo tabletki albo zastrzyki i gra.
Jeśli o poziom służby zdrowia chodzi to polecam Niemcy w 100 proc. Od wejścia lekarz jest mily, wstaje, wita się, podaje reke. Wytlumaczy, odpowie na pytania. Pediatrzy wszystko wpisują dzieciom do książeczki zdrowia (syn w Polsce nic nie miał wpisane), wszystkie szczepienia są za darmo (6 w 1 to norma, rota, pneumokoki, meningokoki). Naturalnie wszędzie trafia się gorsi lekarze, my mamy to szczęście ze mieszkamy blisko Monachium i tu jest naprawdę duży wybór miejsc swietnych (np do rodzenia) jak i dobrych lekarzy.
Akurat co do opieki w Niemczech po porodzie zgadzam się w zupelnosci (choć też zależy od szpitala). Ja byłam bardzo zadowolona. Podobnie jak Ty pierwsze dziecko urodziłam w PL, na szczęście nie było aż tak dramatycznie jak u Ciebie ale opieka poziom niżej niż niemiecka.
Od porodu Pani dziecka w szpitalu w Białymstoku nic sie nie zmieniło! Dla mnie o godz 4 rano odeszły wody w 8mc. zostałam przewieziona do Białegostoku karetką z miejscowości oddalonej o 200km. Po przyjęciu i zbadaniu rozwarcie 2 cm, skurcze co 5min. Położna pyta mnie jak rodziłam pierwsze dziecko mówie ze przez cesarskie ciecie na co ona wychodzi do lekarza i mówi pani rodziła przez cesarke pierwszy raz wiec teraz niech urodzi sn niech wie co to poród. Do godz 15 męczyłam się na łóżku porodowym, nie pozwolono mi z niego wstać chyba że do toalety.Kiedy moj mąz dotarł słyszał jak lekarze sie zastanawiali czy może „wyjąc dzieciaka kleszczami”. O godz 15 zaczelo leciec tetno dziecka,a ja zaczelam silnie krwawić, wtedy od razu znalazło sie dla mnie miejsce na sali operacyjnej. Po cc, które na szczescie dobrze sie skonczylo przyjechala po mnie na sale polozna i od razu na wstepie z geba zaczela wrzeszczec ze nie jest od dzwigania bab ktorym nie chce sie wysrac dziecka! Pan anestezjolog oburzył się jej słowami, ale tylko pod nosem, ja sama nie miałam juz sily na nic było mi wszystko jedno czy ktos mnie obraża.Zostalam przewieziona na sale, a po 4 godz jak juz poczułam nogi „mila pani” kazala mi wstac i zaczac ruszac dupe bo zaraz przywioza mi dziecko. bolalo jak cholera, płakałam z bólu i nikt nie zareagował. Kolejne dni nie były lepsze. Musiałam spędzic z dzieckiem 16 dni na oddziale. Po 3 dniach od cc odmówiono mi leku przeciwbolowego twierdzac ze w szpitalu jestem tylko ze wzgledu na dziecko, chce lekarstwa to moge se wyjsc i wtedy kupic recepte ale dziecko musi zostac pod obserwacja. Nikt z personelu po 3 dniach od cc nie badal mnie. na6 dobe sciagnieto mi szef, ktory ropiał i krwawił, stwierdzono, że nie potrafie dbac o higienę. Na 8 dobe dostałam takiego „doła” ze bylo mi juz wszystko jedno nikt nie chcial mnie informowac o stanie dziecka uwazano mnie za histeryczke ktora ciagle pyta o dzieciaka. mąż dostał furii wpadł do szpitala na obchodzie wrzeszczal straszyl grozil pozwem, wtedy przez dwa dni byl spokoj tłumaczono mi spokojnie co i jak, niestety następne dni byly tylko gorsze. bylam nazywana debilka co nie umie urodzic dzieciaka w terminie, wtedy nie zajmowałabym sali innym rodzacym normalnie. Nazywano mnie histeryczka bo tesknilam za starszym dzieckiem ktorego jezcze nigdy nie zostawialam na tyle dni. Mowiono duzo przykrych rzeczy ktore zostaly mi w pamieci i chyba zostana do konca zycia. Nigdy wiecej nie zdecyduje sie na dziecko. Po tym porodzie nabawilam sie depresji i gronkowca! minelo 7 miesiecy a ja lecze sie do tej pory. Nigdy wiecej moja noga nie stanie w tym szpitalu. Poniżyli mnie w każdy możliwy sposób. Uwierzyłam ze nie nadaje sie do rodzenia dzieci i bycia w ciazy. uwierzyłam ze jestem gorsza. I z ta wiarą walcze juz 7 miesiecy u terapeuty.
Ja mam już 2 porody za sobą i wspominam je bardzo miło.
Przede wszystkim cudowna położna, która się mną zaopiekowała dała wszelkie wskazówki przy pierwszym porodzie.Wspierała mnie i dodawała otuchy w chwilach zwątpienia.
Mąż, który był ze mna na sali porodowej również wiele mi pomógł i dzięki trosce wspaniałej położnej i męzowi urodziłam dwóch zdrowych synków.
Pozdrawiam serdecznie personel Szpitala w Chojnicach oraz położną Panią Olę Stasińską.
Mojego synka rodzilam w Srodzie Slaskiej. Szpital nie byl zbytnio nowoczesny, w troszke ciezkim stanie, stare lozka itp ale opieka byla cudowna. panie radzily mi jak radzic sobie z bolem, rozmasowywaly krocze, nawet wlaczyly mi muzyke pytajac najpierw jaki rodzaj muyki lubie. Rodzilam 5 godzin, synek wazyl 4200 🙂 po porodzie opieka byla rowniez cudowna, Panie sprawdzaly jak moje karmienie czy sobie radze, czy mam pokarm. Byly cieple i troskliwe. Bardzo dobrze wspominam tamten czas.
Wow. Aż zazdraszczam 🙂
Jak czytam jaką traumę przeszli niektórzy rodzice, to aż mnie w dołku ściska. Coś strasznego. Ale zauważyłam, że właśnie w wielkich miastach jest takie gnojostwo. W małych mieścinach ludzie są zupełnie inni, bardziej ludzccy, uśmiechnięci…JA mieszkam we Wrocławiu, ale jak usłyszałam opinie to uciekłam za Wrocław rodzić i dobrze zrobiłam..Życzę wszystkim by trafili na taką cudowną opiekę jak ja 🙂
Chcę żeby WSZYSTKIE KOBIETY miały możliwość urodzenia w warunkach GODNYCH CZŁOWIEKA, bo to jak są traktowane na porodówkach to często gorsze niż samotny poród. Przemoc psychiczna jakiej doświadczają rodzące są często przez nie o wiele bardziej zapamiętane niż ból fizyczny. Nikt nie ma prawa znęcać się tak samo słowem jak i czynem, a często brakiem empatii nad drugim człowiekiem.
rodziłam w klinice,tam gdzie pracował mój lekarz,ciążę prowadził prywatnie.okropne przeżycie i nie ułatwiły mi słowa pewnej rudej położnej która stwierdziła,że jak wchodziło to się pewnie tak nie darłam,zero uczuć i wsparcia,raczej łajanie za to że śmiem narzekać że boli,po 18 godzinach na porodówce nie miałam siły ani krzyczeć ani przec,gdyby nie mąż nie wiem jakby się to skończyło,bo uparcie twierdzono,że sama sobie poradzę,to są realia,5 lat temu.drugi poród za granicą,gdzie obecnie mieszkam,bez porównania i nie mówię o wygodach(1 a nie 10 osobowa sala)ale o tym,ze kiedy tylko bardziej mnie zabolało i przestałam radzić sobie z bólem,przybiegła położna i uspokajała mnie,po ludzku,czule,przedstawiła mi sytuację i się mną zajęła dosłownie tak,by mi ulżyc i dodać pewności siebie.tego,że na to zasługuję nie pojęłam od razu,ot i „polska”
To prawda. Nie jesteśmy jedynym takim krajem, ale u nas „służba” zdrowia, coraz bardziej przypomina system więziennictwa. Chociaż podobno więźniów traktuje się nieco bardziej po ludzki, bo zawsze mogą kogoś zadźgać. A pacjent tego raczej nie zrobi.
… moje pierwsze dziecko, wyczekane, wymodlone… w noc po porodzie cesarskim cięciem Pani z oddziału noworodków przynosi mi dziecko do karmienia. Kładzie mi je przy piersi..i wychodzi.. Na moje zapytanie czy sobie dam rade ze zmiana piersi.. wzrusza ramionami i mówi z ironicznym uśmiechem -„No pewnie”. Po 45 minutach dzwonię dzwoneczkiem po cichutku do dyżurki położnych no bo z dyżurką noworodków nie ma kontaktu „dzwonkowego”.. 😉 Żadnego odzewu!!!! Po kilku głośniejszych dzwonkowych interwencjach.. w końcu zjawia się „śpiąca królewna” położna.. i pyta się mnie ” co się dzieje? CZEGO tak dzwonisz tym dzwonkiem, przecież słyszę, a Ty nie jesteś jedyna na oddziale”.. oczywiście po włosach widać że nie pracowała tylko sobie najzwyczajniej w świecie spała. Ja oczywiście w szoku po jej wypowiedzi, zaczęłam się tłumaczyć: że dziecka nie mogę przenieść na drugą pierś, a boli mnie strasznie… no więc myślałam ze Pani położna podejdzie i mi chociaż pomoże w tej chwili..a Pani odwróciła się na pięcie i powiedziała: Słonko jak nie radzisz sobie z dzieckiem to trzeba oddać na przechowanie… zaraz zawołam kogoś z noworodków żeby zabrali dziecko! SZOK SZOK SZOK.. zatkało mnie!!!!! Panie z noworodków tez nie były lepsze. Poprosiłam Panią z noworodków aby pokazała jak kąpać moje dzieciątko.. ze w sumie nikt nie mówił co i jak i kiedy mamy robić.. na co Pani do mnie: Jest jeszcze coś takiego jak instynkt macierzyński!!! No i starczyło mi… Już żadna z nich nie dotknęła mojego dziecka.. Napisałam skargę do dyrektora szpitala, który notabene był moim lekarzem prowadzącym… w tym samym dniu jeszcze myślałam że mi w tyłek wejdą. Czyli niestety w naszej kochanej Polsce jedyne co działa na ludzi, którzy nie szanują innych ludzi to „bat i chłosta”!!!!
Ludzi, którzy traktują innych jak zwierzęta, bez godności i bez uczucia, powinno się traktować nie lepiej. Homonto założyć i do pola z nimi. Naprawdę im dłużej czytam te historie, tym bardziej nie widzę żadnego powodu, żeby ich wszystkich po prostu nie odstrzelić. Bo naprawić się już nie da.
po porodzie miałam identyczną sytuacje tylko u mnie doprowadziły położne jeszcze do zastoju pokarmu…. gorączka 40 stopni piersi fioletowe a one do mnie że to minie….. całe szczęście że tego dnia wyszłam do domu i moja mama i babcia zajęły się moimi piersiami bo bym chyba umarła z bólu…
Ja na szczęście bardzo miło wspominam poród. Położna była bardzo troskliwa i uszanowała każdy punkt z naszego planu porodu. Jeśli któreś z moich życzeń nie mogło zostać spełnione to tłumaczyła dlaczego i pytała mnie i mojego partnera czy wyrażamy zgodę. Dodam, że rodziłam bez żadnego znieczulenia, z naciskiem na jak największą naturalność porodu i w szpitalu państwowym. Gdy znalazłam się już na sali poporodowej to pielęgniarka pomogła mi wypakować niezbędne rzeczy z torby, zaparzyła herbatę w dzbanku. Trafiłam też na bardzo fajne „współlokatorki”. Ja, mój partner i nasz synek zostaliśmy potraktowani bardzo ludzko i z godnością. Życzę każdemu takich wspomnień z porodu szpitalnego i takiej dobrej opieki!
Moja „ciążowa przypadłość” (w obu ciążach) jest taka że do połowy drugiego trymestru chudnę a potem powolutku tylko przybieram na wadzę tak że na końcu w pierwszej ciąży byłam 2kg na plusie a w drugiej niecałe 4. W pierwszym porodzie (gdzie wody mi odchodziły a lekarka przez parę godzin mi wmawiała że po prostu sikam…) na sali porodowej położna próbuje zagadać i pyta „a ile przytyłaś w ciąży” – mówię zgodnie z prawdą „2kg” w odpowiedzi „oj kłamczuszku kłamczuszku, nie ładnie tak kłamać” – potem przez cały poród (trwał ponad 20 godzin) i pobyt w szpitalu zastanawiałam się czy jeśli coś złego się będzie dziać i to zgłoszę to usłyszę „oj kłamczuszku”. Ogólnie o pierwszym porodzie mogłabym zapisać całą księgę zażaleń (nawet w swojej kanciapie przylegającej do sali porodowej flądry paliły – gdy mąż poszedł je upomnieć że cały dym leci do mnie w odpowiedzi usłyszał „przecież nie palimy na porodówce”).
Drugi poród już było lepiej pod względem personelu ale ogólnie zignorowali kwestię zrobienia USG (posłuchała tylko zabytkową kremową rurką bicia serca przez mój brzuch) przez co skończyło się to prawie tragedią ponieważ syn urodził się owinięty pępowiną i tylko dlatego że druga faza poszła ekspresowo szybko urodził się „tylko trochę przyduszony”…
ah – oba szpitale były na liście szpitali „rodzić po ludzku”
W USA takie przypadki są niedopomyślenia. Jeśli coś takiego miałoby nawet miejsce skończyłoby się na sali sądowej i odszkodowaniu dla matki!
Mój
poród bez bólu
Termin mojego porodu przypadał na 31.12.2014
r. Do ok 34 tc starałam się nie myśleć o tym co mnie czeka
….Niestety czas nieubłaganie mijał a z nim mój poziom lęku
przekraczał już najwyższą skalę.
Informacje od koleżanek, czytane posty na
forach budziły we mnie tak ogromny stres, że nawet chęć
przywitania naszej Matyldy na świecie nie była tak silna I gdyby to
było tylko możliwe, to podejrzewam,że chodziłam bym w ciąży
kolejne 9 miesięcy, żeby tylko nie myśleć o tym, że poród tuż
tuż.
Myśli: jak to będzie? Czy wytrzymam? Czy dam
radę?Jak coś pójdzie nie tak? Przed oczami miałam wszystkie
historie koleżanek, które rodziły nie dawno, bratową, która jest
po 3 porodach I która nawet nie chciała mi opowiadać jak było,
żeby mnie nie straszyć.
Od początku ciąży razem z mężem
planowaliśmy wspólny poród I staraliśmy się do niego jak
najbardziej przygotować (chodziliśmy na szkołę rodzenia). Od
samego początku wiedzieliśmy, że jeżeli wszystko będzie po
naszej myśli to rodzić będę na Inflanckiej (mój lekarz
prowadzący pracuje w tym szpitalu), mąż się tam urodził
(chcieliśmy podtrzymać tradycję), a poza tym przynajmniej w takim
dniu nie chciałam się martwić o tzw “warunki” (czysty
prysznic itp.)
Czym bliżej była “godzina 0”, tym więcej
osób chętniej dzieliło się swoimi historiami z porodówek.
I tak , któregoś wieczoru zawitała do nas
nasza sąsiadka, która rodziła ok 8 mc temu na Madalińskiego –
zapamiętaliśmy jedno zdanie: “mój poród był szybki – trwał
4h, gdybym mogła coś zmienić zrobiłabym tylko jedno: wykupiłabym
położną – myślę, że wtedy nie miałabym takiej traumy”.
Po tym zdaniu razem z mężem jednogłośnie
stwierdziliśmy :”wykupujemy położną” – Od razu jakoś zrobiło
mi się lżej na duszy I poziom stresu spadł – poczuliśmy, że
nie jesteśmy sami, że będzie osoba do której możemy zadzwonić o
każdej porze dnia I nocy, że będzie ktoś, kto się na tym zna I
będzie kontrolował cała akcję.
Na następnej wizycie u mojego gin zapytałam
czy może nam kogoś polecić ? Lekarz polecił na Ewę Klik I od
tego momentu “moje życie się zmieniło:)”. Już po krótkiej
rozmowie telefonicznej wiedziałam, że jest to babeczka, która
nadaję na tych samych falach co ja 🙂 jej poczucie humoru,
profesjonalizm I “spokój”, który potrafiła mi przekazać w
krótkiej rozmowie tel. ujął mnie od pierwszego momentu.
Umówiłyśmy się, ze gdy tylko cokolwiek
zacznie się dziać dzwonię do niej , a ona jeżeli nie ma w tym
momencie dyżuru to jedzie prosto do szpitala. Głęboko w duszy
modliłam się, żeby tylko ten dzień nastąpił jak nie będzie jej
w szpitalu na dyżurze (nie chciałam zastępstwa, psychicznie
byliśmy nastawieni, że to właśnie Ewa będzie nam towarzyszyć w
tym dniu).
31.12.2014 r minął….41 t.c. Minął……i
nic….szyjka , która skróciła mi się w 34 t.c. Na 1,5 cm tak jak
była tak I jest, rozwarcie na 1 cm utrzymywało się od miesiąca,
zero oznak zbliżającego się porodu.
Tydzień po terminie, czyli w 41 t.c trafiłam
na oddział patologi ciąży na Inflancką – jakie miłe
zaskoczenie gdy przychodząc na oddział wita cię położna, która
się przedstawia, mówi co gdzie I jak….
sala 3 osobowa czyściutka, toaleta osobna, no
I dla mnie najważniejsze – porodówka na innym piętrze 🙂 nie
słychać krzyków rodzących ( tak jak to w innych szpitalach –
np. Czerniakowskim), można w nocy normalnie zasnąć – chyba,że
zaczyna rodzić koleżanka z łóżka obok 🙂
Na patologii leżałam 3 dni –
przedostatniego dnia założyli mi cewnik, Który miał mi zgładzić
szyjkę macicy I w konsekwencji wywołać akcję porodową –
niestety tak się nie stało (szyjka zgładzona, ale skurczy brak:/
sama nie wiedziałam czy się cieszyć czy nie. Po założeniu
cewnika rozsypałam się kompletnie – zdałam sobie sprawę, że to
już tak blisko, ze to zaraz….. wpadłam w jakąś histerię I
zaczęłam płakać – zadzwoniłam do męża, który właśnie do
mnie jechał I miał być za 0,5 h, gdy usłyszał moje szlochanie
przez telefon zadzwonił do Ewy I powiedział, że spanikowałam…
Ewa od razu do mnie zadzwoniła – uspokoiła
mnie -poczułam, ze wszystko będzie dobrze, że Ona wszystkim się
zajmie – wiedziałam, że ktoś ma nad tym kontrolę….że nie
jesteśmy z mężem sami…..
Następnego dnia po założonym cewniku, gdy
nic się nie wydarzyło miałam iść na oxy (ale ze względu na to,
że na porodówce oblężenie ,pierwszeństwo miały dziewczyny z
nadciśnieniem I z dłuższym terminem niż ja – z jednej strony
poczułam ulgę – jeszcze jeden dzień – psychicznie cały dzień
nastawiałam się na to ,że jutro będę rodzić, że muszę być
dzielna, że nie mogę robić cyrków I panikować…:)Następnego
dnia o godz. 9:00 ja I 3 inne dziewczyny zostałyśmy skierowane na
salę przedporodową na podanie oksytocyny – starałam się być
opanowana, ale stres robił swoje – zaczęłam dostawać powoli
skurczy – położna, która podawała mi oksytocynę stwierdziła,
że coś może dzisiaj z tego być, bo widzi, ze dostałam już
swoich skurczy – oczywiście z Ewą byłam cały czas na telefonie
(na szczęście nie miała wtedy dyżuru 🙂 więc była Tylko dla
mnie :)) Ewa telefonicznie kontaktowała się z położnymi na
oddziale, a wiec doskonale wiedziała, na jakim etapie są moje
skurcze.
Ok godz 10:30 dostałam tel. Od Ewy :”Aguś
jadę do Ciebie – ok 12:00 zaczynamy rodzić:)” Słysząc te
słowa I sposób w jaki je wypowiedziała autentycznie się
ucieszyłam, przestałam się bać. Mąż już jechał, a ja powoli
zaczynałam odczuwać skurcze. W między czasie pobrali mi badania
krwi do ZZO – z góry wiedzieliśmy, ze jeżeli tylko to będzie
możliwe, to chcę rodzić ze znieczuleniem (koleżanki, które miały
ZZO w 99% wypowiadały się pozytywnie o porodzie).
11:30 – przenieśli mnie na salę porodową –
przyjechała Ewcia I mój mąż:) (swoją drogą sala wypas – nie
czuć , ze jest się na porodówce, a raczej w jakimś dobrym hotelu
-pełen komfort – wanna, oddzielnie prysznic, piłeczki,
drabineczki itp. – ja trafiłam do sali “Magda”) – skurcze
zaczynały być coraz bardziej odczuwalne – 5 cm rozwarcia – ból
porównywalny do okresowego
12:00 – przyszedł anestezjolog wykonać
znieczulenie – nie było to przyjemne, ale na szczęście nie
trwało to długo – jedno nakłucie znieczulające + nakłucie
które wprowadzało znieczulenie.
Momentalnie poczułam, ze nie czuję skurczy…zaraz po podaniu
znieczulenia odeszły mi wody – (chlupnęło jak na filmach:))
12:30 – 15:00 (dokładnie nie pamiętam która
była godzina, gdy zaczęło się parcie,ale chyba coś ok 15:00) I
tu pełen odjazd – nagrywaliśmy filmiki (mąż miał kamerę),
opowiadaliśmy sobie o podróżach, wakacjach, rozmawialiśmy o
facetach:) I itp. – śmiechu było dużo – a wszystko przy: 6,7,8,9
no I przy 10 cm rozwarcia !!!!!! a ja nic nie czułam !!!!!!!to było
cudowne:))))) aż nie chciało mi się wierzyć !!!!!!!
ok. 15:00 zaczęłam czuć parcie ….. I się
zaczęło 🙂 z góry wiedziałam, ze muszę słuchać Ewci, a wtedy
wszystko pójdzie szybko I sprawnie – wcześniej wytłumaczyła mi
jak mam przeć – było to nieprzyjemne (tak jakby Ci ktoś pupę
zaszył I podał środek na przeczyszczenie), ale nie krzyczałam I
nie płakałam co najważniejsze – uważam, ze jest to ból do
zniesienia gdzie mój próg bólu jest naprawdę niski (u dentysty
wszystkie zęby leczone przy najwyższej dawce znieczulenia:)
15:25 – jest już z nami nasza Matylda:))))
10/10 punktów w skali apgar:) pełnia szczęścia!!!!! Wszystko się
udało 🙂 oboje z mężem byliśmy w ciężkim szoku, że to już, że
tak bez bólu????zupełnie inaczej sobie to wszystko
wyobrażaliśmy……o wiele gorzej nawet w najlepszej wersji
ok. 16:30 zostałam przewieziona razem z małą
do sali na położnictwo – była tam jedna dziewczyna, która nie
mogła uwierzyć, że ja przed chwilą rodziłam – jak to? Ty taka
uśmiechnięta? Nie jesteś zmęczona???? Dodam,że tej nocy spałam
tylko 2h (byłam tak pełna energii po tym porodzie, ze emocje nie
pozwalały mi spać:)
Nasz Anioł – nasza położna Ewcia –
wszystko potoczyło się tak dzięki niej:)Jak się okazało
10.01.2015 r – dzień mojego porodu okazał się dniem urodzin
naszej Ewci (położnej) jak I mojego taty( dziadek dostał najlepszy
prezent:)) Z Ewą poczułam ogromną więź – stałą się bardzo
ważną osobą dla naszej rodziny – to w końcu Ona przywitała
naszą córeczkę na świecie – oboje z mężem stwierdziliśmy, ze
Matylda drugie imię dostanie po cioci – Matylda Ewa 🙂
W szpitalu byłyśmy jeszcze 4 dni (Matylda
miała żółtaczkę z konfliktu grupy krwi AB0) przez ten czas Ewcia
praktycznie codziennie nas odwiedzała – naprawdę super babka!!!!!
mam nadzieję, ze uda się tą znajomość utrzymać :)))
Jeżeli chodzi o oddział położnictwa to
muszę przyznać, ze po opiniach, które czytałam na forach byłam
naprawdę mile zaskoczona – przez 4 dni nie było żadnego
problemu, żeby położne przyszły pomóc przystawić mała do
piersi, pokazać jak ją przewinąć, jak czyścić pępuszek –
naprawdę miła atmosfera!
Podsumowując mój dość długi wywód:)
jestem zachwycona szpitalem na Inflanckiej a przede wszystkim swoim
porodem -stwierdziłam, że muszę się tym podzielić, żeby każda
z was mogła go przeżyć w taki sposób jak ja….czyli urodzić po
ludzku, bez bólu I bez traumy. Życzę wam również tak wspaniałe
położnej jak Ewcia!!!W przypadku jakiś pytań podaję maila do
siebie – chętnie podzielę się bardziej szczegółową relacją
🙂
Myślę, że jeśli jest taka możliwość, to dwie rzeczy sa super ważne jeśli chodzi komfort porodu. Własna położna (warta każdych pieniędzy imo) i przygotowanie oraz wizyty po porodzie u fizjoterapeutki uroginekologicznej (przynajmniej kilka tygodni przed i po porodzie). Bez mojej położnej bym nie urodziła chyba. A komfort zycia po porodzie, dzieki fizjo jest milion razy lepszy np nie musze meczyc sie z blizna po peknieciu.
Te historie są STRASZNE! Sama rodziłam w małym, powiatowym szpitalu, który – poza brakami sprzętowymi (myślę, że mój mąż przychodził na świat na tym samym łóżku porodowym, na którym potem urodziły się jego córki) – okazał się być świetnym miejscem. I to właśnie przede wszystkim o ludzi chodzi. Za drugim razem przyjechałam rodząc, żadnych papierów nie musiałam uzupełniać, nic, rzuciły się na mnie i prawie zawlokły na lóżko. Po porodzie świetna opieka, także laktacyjna.
A nigdy bym sobie nie spodziewała.
Lepiej mieć obok dobrych ludzi i gorszy sprzęt, niż odwrotnie. Bo jak ludzie będą beznadziejni, to nawet najlepszy sprzęt nas nie uratuje.
Mogę zalinkować? Jak nie to nie publikuj albo usuń. Ale trafiłeś z tematem.
http://www.boodzik.pl/rodzic-po-ludzku/
W zasadzie to Lepszy Poród do mnie trafił. I nie mogłem o tym nie napisać.
Cieszę się, że są miejsca, gdzie można podzielić się wspomnieniami z sali porodowej. Na szczęście moje zaliczają się do pozytywnych- urodziłam syna w kwietniu 2014 roku. Maluch ważył nieco ponad 4 kg, udało się-siłami natury, choć był momenty, że już bardzo chciałam się poddać. To nasze pierwsze dziecko, ale akcja przebiegała bardzo szybko, zareagowałam na oksytocynę i nawet mąż nie zdążył dojechać..Mimo to dzięki fachowej i profesjonalnej pomocy personelu syn przyszedł na świat zdrowy, nawet bez otarcia.Cały czas był ktoś ze mną – położna, oddziałowa, lekarz- w najtrudniejszym momencie (słynny 7 centymetr..) zaczęłam panikować i 'odpływać’. Bez przerwy trzymała mnie za rękę pani stażystka, której jestem ogromnie wdzięczna – w bólach chyba jej tę rękę wykręciłam kilkanaście razy. Na własne życzenie zrezygnowałam ze znieczulenia (dolargan), myślałam, że jestem taka wytrzymała, potem już wyłam o cokolwiek, ale było za późno z medycznego punktu wiedzenia (zostałam o tym uprzedzona). Chciałam się poddać i wyprosić zakończenie akcji cesarką, ale cały czas słyszałam, że świetnie mi idzie i warto jeszcze próbować. Położna powiedziała uspokajająco, że w razie czego pomogą mi na bloku operacyjnym- ale żebym jeszcze wytrzymała. Wrzeszczałam dobre dwie godziny z bólu, gryzłam krawędź łóżka- ale nikt nie nazwał mnie histeryczką, cały czas czułam się szanowana. Słyszałam też, ze z synkiem jest wszystko w porządku- to też działało jak balsam. Właściwie personel kazał mi skupić się wyłącznie na oddychaniu, oni zrobili resztę..jak tylko pojawił się synek- położna umiejscowiła mi go na klatce piersiowej, jeszcze przed przecięciem pępowiny, pomogła trzymać, w trakcie szycia przystawiła do piersi. Okazało się, że noworodek doskonale wiedział, jak ssać, gdzie mu najlepiej..Przed porodem długo się zastanawiałam nad wyborem szpitala (mieszkamy w Lublinie), dużo sprzecznych opinii słyszałam, a nie mamy tzw. znajomości. Poród odbył się w państwowej Klinice przy ul. Jaczewskiego. Nie uświadczyłam tam luksusów, rodziłam na tzw. ogólnym trakcie, ale w ogóle nie czułam potrzeby, aby było inaczej. Opieka noworodkowa była fantastyczna, położne odnosiły się do naszych dzieci jak do własnych. Nauczyłam się podstaw pielęgnacji, panie cierpliwie odpowiadały na nasze pytania. I co ważne-dzięki czujności lekarzy, w dniu wypisu synek został zatrzymany na obserwacji i dzięki skutecznej interwencji-szybko wyleczony z zapalenia płuc (zakażenie wewnątrzmaciczne). Dobra atmosfera i życzliwość sprawiły, że mimo bólu, podjęłabym się urodzenia dziecka siłami natury po raz drugi.
Rodziłam w lipcu 2014 w Redłowie w Gdyni. Lekarze i położne (zaliczyłam dwie zmiany) wspaniali. Gdyby nie charyzma i zaangażowanie oraz werwa położnej nie wiem czy dałabym radę. Bardzo dziękuję całej „ekipie”, a w szczególności położnej Oli. Jak widać po moim przypadku są tam wspaniali ludzie na właściwym miejscu.
mój poród także był straszny…. miało to być najwspanialsze przeżycie a było koszmarem…. nawet położna jak nie mogłam wyttrzymać z bólu i krzyczałam to spytała mnie czy jak sie pierd**** to też tak krzyczałam…. nie wspomnie o tym że moja córka mogła dostać niedotlenienia mózgu… bo po 13 godzinach skurczy co 5 minut i zanik tętna córki w ostatnich godzinach dopiero zdecydowali się na cesarke nie mówie o tym że chcieli ją zrobić tak szybko że na żywca mnie zaczęli kroić i po tym jak zemdlałam nie pamiętam nic…. dopiero na sali pooperacyjnej się ocknełam ;/ może to była też moja wina bo nie umiałam się postawić niewiem tego ale wiem że do tego szpitala nie wróce nigdy….
Rodziłam na Żelaznej. Poród wspominam bardzo dobrze. Położne miłe ale kiedy trzeba stanowcze (miałam wysokie CRP i musiałam dobrze wykorzystać każdy skurcz) Ten szpital jest bardzo oblegany ale wody odeszły mi na izbie przyjęć i musieli mnie przyjąć. Długo czekałam na salę ale byłam podpięta pod ktg a potem żebym nie musiała siedzieć na korytarzu zaproszono mnie do jednego z pustych gabinetów. Pierwsze godziny spędzone w wannie, potem piłka, położna pokazała mężowi technikę masażu, proponowała ciepły okład. Bolało jak diabli, ale przecież to poród, nie zdecydowałam się na znieczulenie i nie żałuję, choć nacięcie krocza czułam ale zszyto mnie idealnie. Żadnych niemiłych komentarzy, przeciwnie, położne chwaliły przy skurczach i motywowały. Opieka też w porządku, choć na sali ciasno. Generalnie było bardzo dobrze (też dostałam kolację o 5 rano). Pomoc przy przystawianiu do piersi, pierwszym ubieraniu i przewijaniu. Wymiana prześcieradła w razie potrzeby na życzenie i bez problemu. Położne uśmiechnięte lekarze także. Każdej kobiecie życzę takiego porodu, sobie także następnym razem.
Natomiast jak ja trafiłam na porodówkę 0 11 rano, po odejściu zielonych wód płodowych, dwie położne skwitowały zapis ktg: „Z takimi skurczami, to pani dzisiaj nie urodzi. A pan, może spokojnie iść do domu, może po obiedzie wrócić.”
Nic nie pomagały, tylko co godzinę przychodziły i kręciły głowami, że akcja nic do przodu się nie rusza. Dopiero po ośmiu godzinach, na nocną zmianę przyszła położna jak ze snów. Pierwsze co powiedziała, to żeby położyć się na boku, to będzie mniej bolało. Pierwszy raz sprawdziła rozwarcie! Po 8 godzinach na porodówce!!. Zaproponowała znieczulenie gazem. Poradziła, żeby pochodzić, przyniosła piłkę, która bardzo mi pomogła. Męczyłam się jeszcze do północy, ale w większym komforcie psychicznym. Odpowiadała na pytania i tłumaczyła fizjologię porodu, a po wszystkim została z nami i rozmawiała, przyniosła mi coś do jedzenia i zrobiła herbatę.
Wszystko zależy od człowieka z którym się rodzi.
Moja córcia rodziła się w rzeszowskiej Profamili z pomocą już legendarnej położnej….Wszystko było tak jak potrzeba (chociaż nie mam benchmarku). Natomiast chciałbym się odnieść do kwestii porodu. Zdajmy sobie sprawę z pewnej kwestii:
– dla rodziców pierwszy, ale i każdy kolejny poród to wielkie przeżycie, do którego przygotowują się miesiącami…
– położna odbiera kilka porodów dziennie
– rodzice, a w szczególności kobiety (szczególnie za 1-wszym razem) wymagają możliwie największej atencji, zaangażowania personelu itd….
– niestety – w szpitalu nasza położna miała 4 rodzące… pomimo, iż czasem denerwowałem się, że jej nie ma – starałem się też zrozumieć, że nie jesteśmy jedyni…
– itd.. itd…
Wiem, że płacimy ZUS, wiem, że 21 wiek, wiem, że się należy, że Unia i że „za Smoleńsk”, ale trzeba też popatrzeć na sprawę z 2 strony, od strony lekarzy, położnych itd… Dla nich nie jesteśmy wyczekanym pacjentem, tylko kolejnym (nie chcę powiedzieć rubryczką w statystykach). Czy my w naszych zawodach wykonujemy każdy projekt, każdą czynność z atencją i 100% poświęceniem? Wiem… porównuję cud narodzenia do zwykłych codziennych spraw… ale niestety, ale tak właśnie trochę jest … i pomimo tego, że podpisujemy umowy, podpisujemy poufność, poszanowanie sprzętów służbowych, poświęcanie czasu pracy tylko na tematy służbowe to….
Podczas porodu ( a było to w Boże Narodzenie) nasza położna rozmawiała z mężem i instruowała go jak ma odgrzać pierogi z Wigilii… Czułem się jak w filmie z Leslie Nilsenem, ale tak było i nie uważam tego za obrazę naszego cudu narodzin, a raczej jako ciekawą historię, którą zawsze przytaczam, jak ktoś się spyta: jak było na porodzie.
Patologiom mówimy stanowcze NIE, ale popatrzmy też przez pryzmat Pań, które czasem za niską pensję mają kilka matek oczekujących maksymalnych poświęceń….
gdy ja rodziłam 5 dziecko położne przewracały oczami że przyszłam nie w porę i przerwałam im picie kawy, na skurczach partych zadawały pytania i szydziły z moich odpowiedzi przewracając oczami i podśmiechując się do siebie na wzajem, 2 minuty przed końcem porodu pytały czy przejdę na salę USG… odpowiedziałam że mogą mnie zabrać z całym łóżkiem.. podczas porodu krzyknęłam tylko jeden raz a oburzona położna spytała ” co to było?!” tak jak by prze de mną nigdy nikt nie krzyknął w trakcie porodu…
mialam cesarke w zzo które bylo zle podane bo nie dzialalo w 80 %-i to powiedzial sam anetsezjolog. Natomiast przy operacji wredna 60 letnia lekarka mówila do mnie potworne słowa. Łzy lecialy mi bólu, czulam ich ciecie, szycie , kazdy bol (przez niedzialające zneiczulenei) a ta wrena baba do mnie co chwile teksty: ,,Tylko krzywdę Ci zrobil tym dzieckiem( na męża), ,,nie zartuj ze cie boli” , przestan wyć itp. SZOK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! i upokorzenie bo tak bardzo zcekalismy na to dziecko
Ja miałam doskonałą opiekę w szpitalu na Inflanckiej w Warszawie. Polecam
U nas na szczęście wszystko przebiegło dobrze. Znając mój charakter gdyby cokolwiek było nie tak to padły by bardzo ostre słowa i zdecydowane żądania. Zdarzyło się już raz, że wydarłem się, zrównałem z błotem publicznie, przy wszystkich ludziach pseudo lekarzynę, kierowniczkę przychodni dziecięcej W-wa milenijna 4, bo nie chciała wystawić mi skierowania dla córki do laryngologa, po tym jak córka miała 3 razy bezdech w nocy! Kanalia stwierdziła że „za dużo internetów czytam” i dla niej nic nie dolega mojej córce. „A skąd to KU**A możesz wiedzieć po podstawowym badaniu, masz USG w oczach????” Skąd taki śmieć może wiedzieć jak rodzącą mamę boli? Kto tym ****** daje prawo do tego? Won! Wypierydalać! Problem polega też na tym że ludzie ciągle uznają wielki autorytet sędziów, policjantów, lekarzy, czy księży. Chylą głowę bo jak on powiedział to tak musi być i on ma rację. GÓWNO nie rację, jeśli widzisz że coś jest nie tak jak powinno to masz być bezczelny/bezczelna bo inaczej właśnie te je**ne nieroby (piszę tu o TEGO TYPU ludziach, a nie o solidnych lekarzach z powołania) zgniotą Cię, zignorują, zabiją Twoje dziecko, zniszczą Ci życie i firmę i inne podobne! Życie naszych rodzin jest w naszych rękach. Czy jesteś samotną mamą, czy ojcem i głową pełnej rodziny. Córkę wychowuję trochę na buntowniczkę, ale wolę żeby ktoś uznał że jest niegrzeczna, niż żeby ktoś ją skrzywdził bo nie potrafiła się postawić i powiedzieć „Wypierydalać!”
Niestety tak jest. Żyjemy w kraju, który sprawia wrażenie opiekuńczego, ale w rzeczywistości o wiele rzeczy musimy nauczyć się walczyć. I bardzo dobrze by było, aby wszyscy nauczyli tego własnego dzieci.
mój poród trwał 10 godzin mojej córce zanikło tętno na 7 minut i nic z tym nie robili czekali aż wróci był to dla mnie horror a na sam koniec córka przy partych cofała się i straszono mnie próżno ciągiem tak się wtedy zaparłam że aż żyłki w oczach mi popękały i omdlałam jak już wyszła 🙁
Masakra 🙁 Nie wyobrażam sobie nawet takiej sytuacji…
rodziłam w wieku 18 lat. 23.5 godziny po nocy chodzenia po korytarzu ( bo tak lepiej znosilam bole z krzyża) byłam wyczerpana a od bóli biała jak sciana. nie mialam ochoty zyc.
gdy po kilku godzinach poszłam na dyżurkę do pielęgniarek usłyszałam tylko” kto ci powiedział, że poród nie boli?”. poród był ciężki córa urodziła sie ważąc prawie 4 kg choc lekarz twierdzil ze bedzie ok. 3. po porodzie zostałam wywieziona na korytarz w celu ” odpoczynku”. leżałam tam godzine. po tym czasie zawiezli mnie na sale i zaraz przyniesli dziecko. juz ma pani karmic, no jak to pani nie umie, nie ma ze dziecko nie chce jesc, po kilku godzinach kazały mi zaczac wstawac mimo ze strasznie kreciło mi sie w glowie i slanialam sie na nogach. mile wspominam tylko salową ktora powiedziala zebym sie nie przejmowała gdzie zbiłam termometr rtęciowy na podłodze bo zapomnialam ze go mam. podczas porodu zrobiono mi tak duze naciecie, ze kolejne pol roku nie bylam w stanie siasc na tylku. cały ten „CUD NARODZIN” zmienil sie w koszmar macierzyństwa bo wina na to co musialam przejsc obarczałam partnera i córke. Mówi się że szybko zapomina się o porodzie bo dziecko wszystko wynagradza. NIE nie zapomina się . ja nie zapomnialam i nie zapomnę. i przez tą cała historię twardo stoję przy swoim ze nigy wiejecj nie bede rodzic. Czuje, że w pewien sposób odebrano mi możliwość posiadania jeszcze dzieci.
Nie bardzo wiem co powiedzieć, ale zawsze jest mi strasznie przykro, gdy czytam takie historie. Szczególnie to zakończenie. Bo rodzicielstwo, które miało być wspaniałą przygodą, zaczyna się jak koszmar… może warto poszukać jakiegoś miejsca, gdzie traktuje się człowieka po ludzku? I nie porzucać ostatecznie tej myśli? Szczególnie jeśli wcześniej planowałaś większą rodzinę…
Byłam tydzień po terminie, trafiłam do szpitala rano, bo odeszły mi
wody. Lekarz nie zrobił żadnych badań, pod wieczór miałam już skurcze i
byłam na porodówce. O 23 przyszedł lekarz, bo podczas skurczów dziecku
zanikało tętno, od razu cięcie cesarskie. Gdyby zrobił USG widać byłoby,
że dziecko jest owinięte pępowiną i że jest odwrócone! Nie mogłam spać z
ekscytacji kiedy będzie ranek i kiedy zobaczę moją córkę. Cały ranek
nikt mi dziecka nie przyniósł! Mąż przyszedł chciał mnie obmyć, bo cała z
krwi obolała pielęgniarka wyrzuciła go bo to sala po operacyjna i nie
mógł przy mnie być. Strasznie płakałam i cierpiałam nie widziałam córki
nikt mi nie pomógł podać wody (a i pretensja pielęgniarki, że nie mam
przy sobie wody i nie mam czym popić tabletek, mimo, że najpierw leżałam
na patologii ciąży, później się pakowałam na porodówkę i nawet nie
wiedziałam, gdzie są moje rzeczy). Po południu pielęgniarka przyniosła
mi córeczką oczywiście nie pokazała jak przystawić do piersi nic! Nie
umiałam jej nakarmić była głodna strasznie płakała, wstałam po tym
cięciu z cewnikiem i poszłam do pielęgniarek, żeby dali jej mleko za mną
lała się krew. Dramat!
Brakuje słów… współczuję… i tym silniej zamierzam walczyć o zmianę.
Podpisuję się pod tą akcją. Szpital Miejski w B-B to istna rzeźnia (przepraszam za dosadnosc). Do dziś mam traumę i gdyby drugie Dzieciątko nie pojawiło się „nieplanowanie”, nie zdecydowalabym sie na drugie. Właśnie po porodzie. Oczywiście drugi poród byl przez cc (wskazanie:waga ale i tez psychiatryczne ze wzg.na przebyta traume). Dodam,ze opis pierwszego porodu w dokumentach nie ma nic wspolnego z rzeczywistością. Rzeźnia!
Mówimy o Szpitalu Wojewódzkim? Dobrze wiedzieć, bo ja też jestem z Bielska i będę wiedział czego nie polecać.
Szpital im.Wojtyly na Wyspiańskiego. Koleżanka miała podobnie-porod naturalny za wszelką cenę. A druga nieco dojrzalsza mama stwierdzila, ze „jest jak 20 lat temu”.Stare „metody” przyspieszania, głupie komentarze, lekceważenie a w konsekwencji niedotlenienie mojego dziecka. W dokumentach nic. Później pojenie dziecka glukoza zanim przystawi się do piersi, zalecanie podawania butelki co kilka godz.jako uzupelnienie karmienia, pomimo braku problemow z karmieniem piersią,itp. Nie wszystko musi być idealne, ale o poszanowaniu rodzacej przez sporą cześć poloznych nie mozna mowic. Poród naturalny może być wspaniały, jeśli nie traktuje się nas, jak bydła. Nie będę opisywał zabiegów okoloporodowych, poniewaz to nadal boli. Przy drugim porodzie przez cc, oprócz okropnych komentarzy mimo skierowania, obserwowalam na sali, jak stare polozne nasmiewają się z pierworòdki. Lekarze na sali operacyjnej – super! Wiekszosc ma swojego lekarza i swoją położną -widać. Dotadca laktacyjny na tel. Jesli nie ma powiklań, jest dobrze, bo nie sprawia sie problemow.
O tak, my tam mieliśmy pierwszy poród. Zdecydowanie odradzam jeśli nie mamy własnego lekarza lub położnej, bo jest dokładnie tak jak piszesz – traktowanie jak śmiecia, szczególnie gdy pierworódka i do tego młoda. Gdyby człowiek był mądrzejszy, to by ich do sądu podał za to co tam się odwala.
To jest wina systemu bo pozwala na takie a nie inne zachowania wśród personelu medycznego.Mam troje dzieci ,wszystkie rodziłam w UK i wszyscy traktowali mnie tak jak powinni – sama pracuje w tutejszej służbie zdrowia i prawda jest taka ze za chamskie odezwanie się do pacjenta niemalże pewne jest iż ten zgłosi to do naszych przełożonych ,wówczas upomnienie i dalej jeśli byśmy mieli parę skarg można stracić pracę ..nikt nie toleruje chamstwa .Mi się zdarzyło ze pacjentka wyzwala mnie od najgorszych jak robilam wklucie a ja dalej wykonywalam swoje obowiązki i ja uspokajalam.Do tego typu pracy trzeba mieć ogromną cirpliwoSC i podejście do pacjenta ,sama wiedza nie wystarczy.
Pozdrawiam
Ja rodzilam rok temu 🙂 Na oddzial przyjeta przez polozna ktora jak mnie zobaczyla stwierdzila ze udaje bo „cos za bardzo usmiechnieta jestem” – mam wysoki prog bolu poza tym rodzi sie moj wyczekiwany maly skarb to mam plakac od poczatku?. Dopiero po badaniu uwierzyla ze ja jednak rodze. Na szczescie po 2 godz na oddziale byla wymiana personelu i trafilam na cudowna polozna ktora mi duzo pomogla wspierala i rozumiala przez co przechodze. Lekarz ktory byl przy porodzie byl na mnie zly ze za dlugo rodze bo umowiona cesarke ma a mnie jeszcze trzeba szyc (pozniej sie okazalo ze wyczyscic to juz wogole duzo czasu mu to zajelo). Kilka nieprzyjemnych komentarzy od niego uslyszalam np ze jak za slaba jestem na porod silami natury to cesarke sobie trzeba bylo zalatwic itp Za kazdym razem moj maz kazal zejsc mu z tonu i zeby sie tak do mnie nie odzywal. Gdyby nie moj maz lekarz wypchnol by mi dziecko z brzucha a ja sobie tego nie zyczylam. Ciesze sie ze rodzilismy wspolnie bardzo mi pomogl moj ukochany i wspaniale sie mna opiekowal. Podsumowujac… szpital byl ok, polozne prawie wszystkie super te polozne na oddziale noworodkowym rewelacja wspaniale kobiety a na lekarzy starej daty trzeba uwazac.
Ja pierwszy poród wspominam fatalnie. Okropne polozne, calkowite odarcie z godnosci, szepty na ucho az wstyd pisac jakie…Drugi poród miał odczarować pierwszy i zdecydowanie lepiej się przygotowałam. Wiązało się to z dodatkowymi opłatami ale było warto. Było cudownie jeśli taki w ogóle może być porod ale porównując do pierwszego to taki właśnie był. Plus opieka, atmosfera, śmiechy w trakcie cudowna opieka położnej, świetne warunki (szpital panstwowy). Leżenie z dzieckiem na klatce gdzie mnie zdążył obsikac parę razy:)), pierwsze karmienie, bliskosc…Tego mi brakowało przy porodzie z pierwszym dzieckiem. I nie wiem czy to wplelo – ale sądzę że tak – bo mama po przejściach
I dziecko po przejsciach – okres noworodkowy u pierwszego dziecka duuuzo trudniejszy niż u drugiego.
miałam niesamowite szczęście w takim razie. Obydwa porody z dobrą opieką, pierwszy poród wspominam z uśmiechem na ustach (położna była wręcz idealna, wszystko robiła z wyczuciem, wiedziała, kiedy powinna mi dodać wiary w siebie, kiedy siły opuszczały i jak reagować) mimo bólu krzyżowego, który mnie nie opuszczał przez cały poród i był tak silny, że nie wiedziałam, kiedy mam skurcze. Kochana, kochana kobieta :).
Drugi raz również bez zastrzeżeń, młoda położna podchodziła do mnie z szacunkiem i wsparciem, pomagała, doradzała i dbała… Ale mam wrażenie, że zabrakło jej doświadczenia, bo kiedy traciłam siły potrzebowałam zwykłego „już niewiele, dasz rady, świetna robota!” i wszystko stałoby się wtedy dla mnie łatwiejsze. Jeden czynnik, wydawałoby się tak nieznaczący, który różnił dwa porody, dla mnie był wręcz ogromnie ważny i wiem, że takie proste zdanie na ostatniej prostej w pierwszym przypadku dodał mi skrzydeł, a w drugim nie nadszedł i opadałam z sił i miałam poczucie beznadziejności.
Jednak w obydwu przypadkach okazano mi wsparcie, szacunek i troskę, więc obydwa wydarzenia są dla mnie niesamowicie pięknymi wspomnieniami :))
Ja rodziłam 4 lata temu w Szpitalu Latawiec w Świdnicy. Samego bólu porodowego bie chcem pamiętać ale ogólnie poród opiekę w czasie porodu i po wspominam bardzo miło. Na oddział trafiłam o 7 rano najpierw badanie lekarskie 30 minut pod ktg i decyzja lekarza na porodówkę chodź rozwarcie miałam tylko na dwa a skórcze już dość bolesne. Oczewiście nie obyło się bez papierkowej roboty 🙂 i miałam szczęście bo tego dnia nikt nie rodził miałam cała sale porodową dla siebie. Przyszła położna kazała mi skakać na piłce oczywiście pokazała mi jak mam to robić ale niestety u mnie się piłka nie sprawdziła bo miałam bóle krzyżowe. Po 30 minutach znów zawitała położna zaprosiła mnie na badanie i nie zapomnę jej słów ” Pani na mojej zmianie urodzi” zapytałam się do której jest w pracy a ona powiedziała,że do 19 tej a byla 10:30 do śmiechu mi nie było tyle się męczyć ale cóż zrobić… Po badaniu znów ktg było mi bardzo zimno chyba ze strachu tak się trzęsłam przyszła salowa przyniosła mi kołdre i poduszkę. I tak wkółko ktg spacery, położna przychodziła co 30- 40 min. Cały ten czas był ze mną mój mąż. O godz 15 tej zaczęły się skórcze parte i wtedy byłam naprawde w strachu bo nagle na sali zjawiło się z 10 osób w tym 3 położne lekarz i nawet nie wiem kto tam jeszcze był ale okropnie się bałam. Cały czas moja położna,która ze mna była od początku przyjecia na oddział stała przy mojej głowie tłumaczyła co mam robić jak oddychać. Jestem jej bardzo wdzięczna bez niej nie wiem czy bym dała radę i szybko piszło bo tylko 10 min i miałam synka na piersi. Nigdy nie zapomnę tej wspaniałej kobiety chodź o bólu już zapomniałam. Życzę wszystkim żeby trafiły tak jak ja bo czułam się jak człowiek godnie traktowany a nie jak śmieć.
Oby coś w końcu się zmieniło. Moja cesarka to był koszmar – cięli mnie bez znieczulenia, choć zgłaszałam, że nadal mam czucie. A wystarczyłoby ukłuć lub uszczypnąć mnie w brzuch. Ból był potworny do tego stopnia, że porzuciłam marzenia i trzecim dziecku, nie ma mowy o kolejnej ciąży.
Rodząc pierwszego synka zapłaciłam ogromną kasę by mieć najlepszą opiekę i co najważniejsze: znieczulenie. Kiedy bo bolesnym badaniu odeszły mi wody po kilku minutach bóle były nie do zniesienia zaczęłam błagać o świeże powietrze zaczynając mdleć lekarz robiąc ktg był zniesmaczony jak to możliwe taki ból przy tak małych skurczach (dał mi do zrozumienia, że ściemniam i przesadzam). Ważył mnie i mierzył mówiąc przy tym jak można tyle przytyć (fakt sporo przytyłam ale mam do tego predyspozycje a po za tym to moja sprawa). Wyszłam na korytarz oparłam się o ladę pielegniarek i błagałam, żeby mi pomogli. Usłyszałam jak lekarz (nie kryjąc się) mówi do pielęgniarki: „no jak ona nie daje rady na początku to na pewno sobie nie poradzi”. W bólach anestezjolog pytał jakie tabletki zażywałam w ciąży a ja na pół przytomna majacząc mu odpowiadałam a przecież w karcie ciąży wszystko mieli zanotowane! Śmiał się i żartował a mi już wcale nie było do śmiechu nie mogłam nawet obrócić się na bok z bólu. Zabrali mnie na stół i skończyło się cesarskim cięciem. Pierwsze moje słowa do pielegniarki brzmiały: nie udało się :(. Depresja po porodowa i inne wahania humoru trwały 2 lata. Nie udało mi się karmić piersią, nie potrafiłam tego robić, po drodze nie obeszło się bez zapalenia piersi i poddałam się. Byłam bardzo anty nastawiona do matek karmiących piersią! Że to obrzydliwe i jak tak można w miejscach publicznych. Po 2 latach zaszłam w ciąże. Zmieniłam lekarza. Postanowiłam rodzić w szpitalu państwowym nie w klinice. Lęk przed porodem i decyzja podjęta z lekarką, że będe rodzić naturalnie. W 9 miesiącu stres i rozmowa z lekarką, że jednak chce cesarkę. Po dłuższej rozmowie z nią przekonała mnie, żebym spróbowała rodzić naturalnie, że jestem silna, dam radę i będę najszczęśliwszą osobą na świecie, a w ostateczności wykonamy cesarkę. W spokoju wyczekiwałam porodu. W domu odeszły mi wody, spokojnie pojechałam do szpitala gdzie pani na izbie przyjęć zapytała wiedząc, że jestem po cesarce (z dokumentów. Da się czytać? Da.) jak chce rodzić? odpowiedziałam, że probujemy naturalnie a ona zacisnęła pięści i odpowiedziała: „brawo, super, dzielna dziewczyna!” Zaczął się poród. Bóle nie do zniesienia. Wyszłam na korytarz z mężem oparłam się o parapet i mówiłam, że nie dam rady i analogicznie do historii powyżej przechodziła lekarka uśmiechnęła się do mnie i powiedziała ” spokojnie dasz radę”. Po 4cm rozwarcia już tak nie bolało (przy pierwszym porodzie też udało by się urodzić naturalnie niestety potoczyło się inaczej), potem już poszło i po 8h trzymałam na rękach mojego drugiego syna, który urodził się naturalnie. Pielęgniarki wspierały mnie , trzymały za rękę i pocieszały. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu i ten poród oczyścił pierwszy. Karmie piersią i walczę o swobode karmienia w miejscach publicznych. Jak mi się udało to każdej kobiecie się uda.
Właśnie wczoraj miała takie przemyślenia…
Dwa porody, dwa różne doświadczenia…
Takie zachowania są niedopuszczalne i w tym przypadku nie potrzeba ogromu pracy i nakładów finansowych żeby to zmienić. Odrobina dobrej woli i empatii.
Bardzo wzruszyły mnie przeczytane kartki pacjentek. Choć sama widziałam podobne sytuacje na własne oczy, ciężko czytać, że takich sytuacji jest więcej 🙁
Rodzilam przez 22 godziny i turlalam sie z bolu, ale mimo to, nie wspominam swojego porodu zle. Polozne byly na kazde moje zawolanie, rodzilam w osobnej sali, moj maz byl caly czas obok mnie. Dostalam gaz rozweselajacy i epidural, w takich ilosciach („oj biedactwo! jeszcze troszke Ci znieczulenia damy, jak tak mozna sie meczyc”), ze w pewnym momencie mialam zwidy jak „na chaju” i widzialam intro z Muminkow (Mamusia Muminka i Mala Mi pchajaca chmurke). Przed faza parcia zdazylam sie wiec chwile przespac, napic wody i zjesc. Kiedy przyszla faza parcia powtarzano mi „jestes dzielna, jestes silna, potrafisz, zrobisz to, juz widac glowke, postaraj sie jeszcze troche”. A potem urodzila sie moja corka – 4,275kg, naprawde spory klocek i nie bylo mi latwo ja wypchnac! Natychmiast po porodzie kiedy lezalam jeszcze na sali przyniesiono mi gore kanapek, sok i goraca czekolade, moj maz dostal od pielegniarek kawe („taki zmeczony! niech sie pan czegos napije!”), zaprowadzono mnie pod prysznic, zawieziono do pokoju rodzinnego wraz z dzieckiem i juz nas tam zostawiono, ale na zmiane polozne przychodzily i sprawdzaly czy wszystko ok. Nastepnego dnia pokazano mi jak odciagac mleko, jak karmic i jak przewijac mojego Skarba. Nie uslyszalam slowa krytyki, jedynie slowa wsparcia…….. Rodzilam w Finlandii. Do Polski z powrotem sie nie wybieram.
Strasznie wspolczuje. To jest naprawde cudowna chwila a przez takie zachowania czlowiekowi sie piesc sam zaciska. W zwiazku z powyzszym serdecznie pozdrawiam i ogromnie dziekuje ekipie ze szpitala Sw Zofii w Warszawie. Medal i mistrzostwo swiata. To juz drugie narodziny i na szczescie oprocz wielu przygod Zoan szczesliwa i myslimy o kolejnym. Trzymajcie sie Mamusie, ktore nie mogly trafic na tak dobra opieke. Glowa do gory ! Calym sercem jestem za Wami i Waszymi malymi pociechami. Mam nadzieje ze zle doswiadczenie z porodu szybko minie i pozostanie tylko zlym snem.
Lublin – kilka szpitali zdecydowanie na dobrej drodze ( no Szpital na Staszica i jego położne to marzenie każdej rodzącej ). Są jednak szpitale ” molochy ” gdzie miesza się dobry personel z tym tragicznym a wizyta na porodówce np Szpitala Wojewódzkiego to ruletka. Z kolei pobliski szpital w Świdniku to tragedia… Lekarze bez serca i bez sumienia. Chamstwo i prostactwo. Koszmar … Może jedna położna z ludzkim podejściem jednak bez sił przebicia. Rodziłam w 2012 i wracałam z krwotokiem przez głupote lekarza. Rodziłam 12 godzin – przez głupote lekarza bo powinnam mieć cesarke… Moja koleżanka rodziła tam w zeszłym roku. Trafiła na tego samego lekarza. Została potraktowana równie przedmiotowo- świadczy to o tym, że CI ludzie się NIE zmieniają przez lata. Koszmar. Porodówka w Świdniku powinna zostać dokładnie sprawdzona i właściwie zamknięta. Nie znam ani jednej osoby, która tam rodziła w latach 2011 – 2016 i była zadowolona. Albo inaczej… nie była przerażona i załamana. A wystarczy być ludzkim. Nic więcej nie potrzeba.
Ja rodzilam w Radomiu i przy samym porodzie miałam świetną położna, wspierała dobrym słowem i bardzo pomagała, za to już na sali po porodowej położne to jakaś totalna porażka, nie pomagają przy dzieciach, patrzą na Ciebie z góry jeśli o coś pytasz „przecież jesteś matką, powinnaś to wiedzieć” Lepiej nie odzywać się w ogóle. Drugie dziecko rodzilam w Irlandii i bez porównania do Polski. Znieczulenie, opieka od wejścia do szpitala, aż do czasu kiedy wychodzisz do domu z dzieckiem. Drugi poród wspominam naprawdę bardzo dobrze.
Urodziłam moje pierwsze dziecko, córeczkę rok temu, w wieku 30 lat w szpitalu w Warszawie Międzylesiu. Całą ciążę prowadziłam w przyszpitalnej przychodni specjalistycznej, dodam, że państwowo. Za żadną wizytę, ani żadne z licznych badań, które zalecane były z wizyty na wizytę nic nie zapłaciłam. Byłam u nie jednego lekarza, ale gdy trafiłam w 6 miesiącu na Pana Doktora, zostałam już u niego. Notabene jego żona przyjmowała mój poród. Obydwoje cudowni ludzie. Znam siebie i swój organizm dlatego od razu zdecydowałam się na poród przez cesarskie cięcie. Może ktoś uzna, że byłam wygodna, ale to nie oto chodziło. Wierzcie mi po cesarce też boli. Masz przeciętne trzy powłoki ciała, skórę, mięśnie i macicę. Ale to nie ważne. Ja się poprostu bałam i wiedziałam, że sobie nie poradzę z porodem naturalnym. Bałam się o dziecko, że jeśli coś pójdzie nie tak, to mogę je stracić. Dlatego zdecydowałam się na CC i nie żałuję tej decyzji. Trafiłam na oddział dzień wcześniej, miałam zrobione wszystkie niezbędne badania, nie traktowano mnie lepiej, czy gorzej od kobiet rodzących naturalnie. Traktowano mnie po prostu dobrze. Poród przebiegł szybko, po 45 minutach byłam już pozszywana (dodam, że bardzo ładnie, blizna jest minimalna) i jechałam na salę pooperacyjną. Tam było oczywiście leżenie, nie można było się ruszać. Córeczkę pielęgniarki przywiozły mi nie odrazu, żebym mogła trochę odpocząć. Karmić też nie karmiłam pierwszego dnia, bo malutka nie umiała się przysłać. W nocy pielęgniarka przychodziła do mnie i koleżanki kilka razy sama, nie musiałyśmy po nikogo dzwonić. Zmieniała nam także pościel i podkłady. A drugiego dnia tylko, dzięki wsparciu i zaangażowaniu pielęgniarki wstałam z łóżka, bo początkowo myślałam że nie wstanę. Pielęgniarki były uprzejmie i pomocne, wytłumaczyły wszystko, o co zapytałam. Głównie problem był z karmieniem, więc pielęgniarka laktacyjna pokazała mi, jak mam przestawiać dziecko. Moja mama rodziła mnie w tym samym szpitalu 30 lat temu i mówiła że również wszystko było w porządku. Z tą różnicą, że mój tata mógł mnie oglądać tylko przez szybę. 😉 Ale jak widać to wspaniały szpital ze wspaniałym personelem i długimi tradycjami. Polecam go każdej przyszłej mamie z Warszawy i nie tylko. Ja rodziłam po ludzku.
Ja mój poród wspominam dobrze, bo mąż był przy mnie. Bez jego wsparcia bym na pewno czuła się samotna. Położna była miła, ale zaglądała na salę co jakiś czas zobaczyć jak postępuje poród. Szczerze, chciałam coś silnego przeciwbólowego, więc nie do końca pamiętam cały poród (mąż mówił, że mu przysypiałam między skurczami). Później już na sali też było dobrze. Położne przychodziły sprawdzić jak mi idzie karmienie, jak je poprosiłam o pokazanie jak zmienić pieluszkę to bez problemu otrzymałam pomoc. Na pewno kolejne dziecko chciałabym rodzić w tym samym szpitalu – Szpital Miejski im. Franciszka Raszei w Poznaniu – polecam 🙂
Witam
Dziewczyny współczuje Wam złych doświadczeń na porodówkach, wiem co to znaczy
Rodziłam w szpitalu w Wałbrzychu, sławnego z certyfikatem „Rodzić po Ludzku”, patrząc na tą ściankę chwały, myślę jestem w najlpeszym miejscu.Niestety od 17kwietnia miałam silne bóle krzyżowe co 7-10 min, dawali zastrzyk który skutkował ok 30 min i to tyle.W końcu 19 kwietnia po badaniu o 9 rano powiedziano mi jest rozwarcie na 2 palce, no i te bóle już większe i częstrze 🙁 Dostałam lewatywkę, jako że pierwszy raz rodziłam nawet mi przez myśl nie przeszło że podczas opróżniania po lewatywie mogły mi odejść wody płodowe, a tak się stało, widziałam że coś nie tak ale uzyskałam odpowiedź „nie martw się to tak jest po lewatywie zeszły z Ciebie brudy”.O godz 12 trafiłam na porodówkę, do żyłki oksytocyna w pupę silny lek przeciwbólowy (narkotyczny) po którym nie mogłam wstać z łóżka ani pochodzić aby przyśpieszyć poród ani się załatwić.Po ok 2 godzinach następny zastrzyk przeciwbólowy ten sam, miła położna na którą nie mogę narzekać chciała mi ulżyć w silnych bólach krzyżowych, choć prosiłam o zewnątrzoponowe ale ordynator się nie zgodził na to dlatego że „nie chodziła Pani do Naszej Szkoły Rodzenia”, ale jak miałam chodzić jak ja nie z Wałbrzycha tylko z miejscowości oddalonej od niego o ok 25km, bez auta??no nic mówię dam radę no jak by nie było muszę.Oksytocyna w żyle a ja rozwarcie 5 palców, rozwarcie nachodziło bardzo ale to bardzooo po woli.Błagałam lekarza o CC z powodu silnych bólów jak i w sercu czułam ze coś moze być nie tak z dzieckiem.Ok godz. 22.30 z rozwarciem 7,5 palca zaczęłam sama lekko przeć, płakałam z bólu ale musiałam dla dobra dziecka, kiedy lekarz widział co się dzieje wpadł do mnie, chciał zbadać a tutaj już główkę było widać, szybko dali podpórki i akcja się zaczęła przy 7.5 cm rozwarcia, urodziłam o godz. 23.10 śliczną córeczkę która była SINA, OPUCHNIĘTA,MIAŁA BIAŁKA W KOLORZE CZERWIENI, żyłki jej popękały.Córcię wzieli lekarze aby zmierzyć a ja dalej na łóżku z nogami w górze czekałam na zeszycie.I tutaj mile zaskoczona przyszedł młody lekarz, kiedy zobaczył moje kroczę złapał się za głowę „Boże co się stało” opowiedziałam mu wszystko, kiwnął tylko głową i powiedział „Żaden facet nie wie co to poród i nigdy się nie dowie, ale to co Pani przeżyła to chamstwo”.Do zszywania dał mi dwa znieczulające zastrzyki aby już mnie więcej nie bolało.Ok godz 1 w nocy trafiłam na salę, byłam jeszcze sama na niej.Wspomnę że córcia urodziła sie bardzo głodna, dali jej mm na sali porodowej i jak żeśmy z niej wyjeżdżali, na sali poporodowej już byłam zdana na siebie, z bolącym kroczem o godz ok 2 wstałam i karmiłam dziecko piersią, żadna z Pań mi nie pomogła.Ok godz 8 zabrali mi córkę, po ok 30min przywieźli mi ją zanoszącą się jeszcze od płaczu z plastrem na głowie, pytam „co jest, dlaczego to zrobiliście” odpowiedz „a takie rutynowe badania noworotków”, mówię „ale jak TYLKO MOJE pojechało”, odpowiedzią było „Zapytaj sobie lekarza”.Później sie dowiedziałam dopiero że miała badania gdyż była ponad 14 godz bez wód płodowych.Jednak najgorsze było to że w dniu wypisu dostałam książeczkę zdrowia małej, nie jest w niej wspomniane w jakim stanie się urodziła, ile była bez wód płodowych, kiedy zaczął się poród, za to mam zapisane rzeczy które są zakłamaniem aby umyć rączki gdyby z córką coś się stało.
Jedyne co jeszcze napiszę to to że poródu nigdy nie zapomnę ale gdy patrzę na moją już 6 letnią córcię wiem że przeszłabym to jeszcze raz aby tylko Ją mieć przy sobie.
Rodziłam 4 miesiące temu w Szpitalu wojewódzkim w Białymstoku, miałam bardzo dobrą opiekę. Położna bardzo mi pomogła i dawała bardzo dobre wsparcie. Również po porodzie zajrzała do mnie po dyżurze, to samo anestezjolog i mój lekarz prowadzący. Mój synek jest wcześniakiem i również miał tam bardzo dobrą opiekę. Pragnę również dodać, ze rodziłam tam już drugi raz.
Masakra, niestety taka jest rzeczywistość w państwowych szpitalach… Dlatego jeszcze bardziej doceniam fakt, że rodziłam prywatnie w szpitalu Medicover. I mimo że porod byl bolesny to byłam otoczona profesjonalna opieką i miłymi ludźmi..
Temat był na tapecie 3 lata temu, a moje maleństwo ma 5msc. Poród na szczęście mimo 3 położnych i 18godzin wspominam hmm sypmaty znaczie. Mimo ogromnego bólu, braku postępy akcji, wszędzie dookoła wszystkie kobiety rodzily tylko ja „się obijalam”. Nie usłyszałam tego od żadnego lekarza, od żadnej położnej. Sama się z siebie śmiałam. Po 16godzin przyszedł kryzys, miałam dość że nic się nie dzieje. Że postępy brak. Zmieniła się położna i akcja szła pięknie. Cały pobyt w szpitalu wspominam bardzo dobrze, inna sprawa że rodzilismy – mąż cały czas przy mnie (niesamowite wsparcie) w szpitalu specjalistycznym, szkoła rodzenia przy szpitalu, lekarz z tego szpitala, z każdym problemem biegaliśmy do położnych – nigdy nikt nie odmówił pomocy, ewentualnie krótka, rzeczowa odpowiedź. Życzę każdej kobiecie takiego porodu i takiej opieki okołoporodowej. Nawet jeśli 2 poród będzie trwał 17godzin to i tak wiem że nic mi się w tamtym szpitalu nie stanie. Rzeszów – Profamilia.
Powiem tak. Większość złego czyli cierpienia kobiet na salach porodowych wynika z tego że mają wywoływane lub stymulowane sztucznie porody, a zarazem rodzą na leżąco.
Gdyby rodziły naturalnie i w pozycjach wertykalnych to prawie wszystkie byłyby zadowolone z porodu.
Niestety nacinanie krocza czyli jedna z większych patologii polskich porodówek jest nadal popularna.
Dlatego też wszystkie osoby z takimi poglądami mogą spokojnie rodzić w lesie, w najbardziej naturalny sposób z możliwych.
Popierasz bezmyślną medykalizację porodów (oksytocyna, amniotomia), a zarazem nacinanie krocza?
Prawie wszystkie kobiety powinny rodzić w pozycjach pionowych. To byłoby dobre dla nich i dla ich dziecka.
Ogólnie żal mi kobiet, które kładą się do porodu na plecy, rozchylają nogi (ktoś im je trzyma, albo kładą na podpórki) i wypierają na siłę te dzieci. To nie porody, a jakaś żenada (nie liczę przypadków, w których kobiety nie są w stanie być samodzielne podczas porodu). Często ZZO powoduje problemy z czuciem i bardzo utrudnia poród aktywny.
A nie ma lepszego porodu dla kobiety niż własnie poród aktywny.
Gdy dojedzie do traumatycznego porodu, a można było tego uniknąć, bo rodząca, nie mogła liczyć na należytą opiekę i w konsekwencji doszło do utraty zdrowia matki lub dziecka warto zgłosić się tu https://krop.org.pl/blad-medyczny-przy-porodzie/ Pomagają rodzicom, których dzieci ucierpiały podczas porodu z winy personelu medycznego.
Ja rodzilam w Gdyni, szpital Redłowo. Akcja pogodowa trwała 17 godzin. ( odeszły zielone wody )
Położne były bardzo wyrozumiale i empatyczne. Jako srodek znieczulajacy dostałam gaz rozweselajacy i paracetamol. Ból był ogromny,ale kazali czekać. Rozcinali mnie bez znieczulenia miedzy skurczami,szyli też bez znieczulenia. Córka urodziła się o 22 sina. Na szczęście na razie jest zdrowa. Problem zaczął się na sali poporodowej. Wchodząc tam usłyszałam od położnych ze Mam pecha bo trafiam na najgorsze położne… Męża szybko wyprosili. Nikt do mnie przez całą noc nie przyszedł.od samego rana dostawalymy na sali opieprz. Począwszy od poloznych, skończywszy na sprzątaczkach. Po 3 dniach na oddziale byłam wykończona psychicznie i kilka dni dochodzilam w domu do siebie.
Uważam też,że powinno sie poruszyć problem jedzenia które serwuje szpital dla matek karmiących. Po prawie 30 godzinach bez jedzenia i ciężkim porodzie nie dostałam nic a na śniadanie przynieśli parowke i 2 kromki chleba.
ja zdecydowanie mogłabym się podpisać pod ostatnim zdjęciem. miałam cholerne szczęście, mój poród trwał 6 godzin, cały czas mąż trzymał mnie za rękę, a dwie położne dwoiły się i troiły, żeby mi pomóc, wesprzeć, pogadać, nawet pożartować jak skurcze były lżejsze. z córką nie było dobrze, w szpitalu spędziłyśmy ponad dwa tygodnie, przez cały ten czas i ja i ona byłyśmy pod najwspanialszą opieką, o każdej porze dnia i nocy personel odpowiadał na setki moich pytań i o wszystkim mnie informował. życzę każdemu takiego porodu
Bardzo słuszny post, ale ja muszę podzielić się pozytywną historią ze szpitala pediatrycznego WUMu, bo takich mi brakowało, kiedy szukałam w internecie informacji przed porodem… Takiej opieki, jaką miałam, życzę każdej rodzącej. Już na izbie zajęły się mną dwie przemiłe panie położne (akurat nie było innych pacjentek), jedna badała, druga zadawała pytania i uzupełniała jakieś formularze, które potem dała mi do podpisania. Potem szybko przyszedł pan doktor, zrobił usg i zabrali mnie na porodówkę. Niestety okazało się, że mój poród przebiegał tak szybko, że gdzieś w windzie minął czas na ewentualne podanie znieczulenia i faktycznie baaaardzo bolało (choć mam dość wysoki próg bólu i np. u dentysty nie korzystałam ze znieczulenia), ale wszyscy starali się mi pomóc. Pani położna i studentka położnictwa (szpital kliniczny, więc wyraziłam zgodę) starały się mnie uspokoić, motywować i doradzać pozycje. Szybko poprosiły doktora, który natychmiast przyszedł do mnie znowu i kazał mi podać gaz, żebym mogła go sama używać, kiedy ból staje się nie do zniesienia. Wszyscy starali się pomóc, w miarę możliwości tłumaczyć, co się dzieje i dlaczego. Kiedy okazało się, że córce zagraża zamartwica, sprawnie podjęli decyzję o cięciu (okazało się, że miała za krótką pępowinę). Wprawdzie musiałam podpisać zgodę w skurczach partych, co, delikatnie mówiąc, nie było przyjemne, ale w naszych czasach i kulturze prawnej – rozumiem, i nikt nie wydziwiał na nierówny podpis. Pani anestezjolog jeszcze pozytywnie zaskoczyła mnie zrozumieniem i decyzyjnością. Po wyjęciu córeczki od razu mi ją pokazali tak, że byłam w stanie ją pocałować na powitanie. Opieka poporodowa była równie dobra. Nawet od razu im powiedziałam, że przeczą stereotypom i było wspaniale, i niech tak robią dalej, to będą skuteczniejsi niż 500+. Tak powinno być wszędzie.
Trafiłem na bloga przez przypadek. Po lekturze tego artykułu podrzuciło mnie z fotela. Generalnie przez ostatnie dekady w otaczającej nas rzeczywistości zmieniło się niemal wszystko. Szpitale są wyposażone w najnowsze zdobycze techniki. Długość życia poprawiła się. Jednak ludzie noszący białe fartuchy jakby pozostali mentalnie w minionej epoce.
Genialny wpis, tak bardzo prawdziwy. Dziękuję.
Mineło juz 5 lat od mojego porodu…. i chyba moj syn zostanie jedynakiem. Rodzilam majac 26 lat , skonczylam studia, mialam prace…
Ale mialam szerokie biodra i sobie personel wymyslil ze to dobry znac do rodzenia. Porod12 godzinny zakonczyl sie cesarka z calkowitym znieczulenien…. bo im odeszlam….
Bol i ponizenie – to okreslenie porodu
Mój pierwszy poród był lekki i przyjemny, ale drugi to walka o mnie i o dziecko. Mój mąż niestety nie docenia bólu jaki przeszłam, nie było go przy mnie w tych chwilach bo był z pierwszy dzieckiem dlatego, nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Straszę go czasem, że powinien poddać się takiemu zabiegowi jak Przemek Kossakowski. On płakał z bólu i powiedział, że podziwia każdą kobietę.