||

Ojcostwo jest tacierzyństwem!

bo i tacierzyństwo i macierzyństwo, są synonimami słowa rodzicielstwo.

Mój komentarz do artykułu Ojcostwo to nie tacierzyństwo.

SplitShire_0709Byłem spokojny. Byłem wyluzowany. Byłem szczęśliwy. Byłem jak kwiat lotosu na tafli jeziora. Ale dłużej nie dam rady. Nie po tym, co dzisiaj przeczytałem. Ostatnio Marysia z mamygadzety.pl przypomniała mi, że najlepiej się pisze na wkurwie. A ten jest mocny. Chyba najmocniejszy jaki miałem odkąd zacząłem pisać bloga. Okazuje się, że podczas gdy wielu wspaniałych ojców, wkłada niesamowite ilości czasu, pracy i miłości, w wychowanie własnych dzieci i utrzymanie dobrych relacji z partnerką, są ludzie, którzy stają im na przeciw, niwecząc cały ich wysiłek. Artykuł, który przeczytałem, zrównuje nas, kochających ojców, z błotem. Nazywa się nas pomyłką i każe nam wracać do tradycyjnego modelu rodziny, bo podobno to co robimy się nie sprawdza. Mamy wrócić do modelu, w którym ojciec jest tylko dodatkiem. Modelu, w którym ojciec niczym narzędzie, jest brany i odkładany, według potrzeb matki i dzieci. A ja się na taki model zwyczajnie nie zgadzam.

Co mnie rozjuszyło?

„Masłowski dodaje, że z braku innych wzorców mężczyźni zabrali się za to (wychowanie dzieci – przyp. autora) trochę po omacku, próbując wcielić się w matkę i stać się wręcz jej kopią. W praktyce okazało się, że to nieporozumienie.”

Zastanawia mnie, jakie to zachowania ma matka, których ojciec nie powinien kopiować. Przytulanie dzieci? Przebywanie z nimi? Rozmawianie? Okazywanie miłości?  To wszystko, to nie są jednak zachowania matczyne. To są zachowania definiujące, dobrego rodzica. Bez względu na płeć. A mężczyzna, który się od tych zachowań wstrzymuje, nigdy nie powinien mieć dzieci, bo zwyczajnie się do tego zadania nie nadaje.

Na poparcie swojej wyssanej z palca tezy, autor artykułu podaje przykłady trzech mężczyzn, którzy zamienili się z rolami z kobietami i źle na tym wyszli. Powtórzę: zamienili się rolami. Jednym słowem, zamiast wypracować złoty środek, popadli ze skrajności w skrajność. Dalej tkwili w tradycyjnym modelu rodziny, z tą różnicą, że to żona była żywicielem. I to żona zamieniła się w samca alfa, który w swoim partnerze nie widzi nic interesującego i zaczyna rozglądać się za nową zdobyczą. We wszystkich trzech przypadkach skończyło się rozwodem. Czy dla was to brzmi jak jakakolwiek zmiana? Dla mnie to nie brzmi ani trochę mniej patologicznie niż zwyczajny „tradycyjny model rodziny”. A jednak Ci panowie stwierdzili, że skoro ten „nowy” model się nie sprawdził, to wrócą do „starego”. A autor artykułu na ten „cudowny” pomysł jedynie przyklasnął. Niestety, to nie koniec absurdów. Oberwało się również roli mężczyzn w małżeństwie.

Kochankowie

„– To ślepy zaułek, takie „razem sprzątamy, razem gotujemy, robimy zakupy – wszystko razem”. Owszem, tacy ludzie będą świetnymi partnerami, ale przestaną być kochankami – konkluduje prof. Zbigniew Lew-Starowicz.”

Niestety nie mam tytułu profesora, więc startuję z pozycji biblijnego Dawida, ale na szczęście trochę już o świecie wiem (i mam procę). Wiem między innymi, że dzięki miłości pragniemy szczęścia dla kogoś innego niż my sami. Dla żony, dla dzieci, dla rodziców (dla czytelników :). Dlaczego więc współdzielenie obowiązków domowych, które uszczęśliwi naszego partnera, miałoby sprawić, że miłość wygaśnie? Moim zdaniem stanie się wręcz przeciwnie.

Jedyne z czym się zgodzę, to fakt, że osoby traktujące się po partnersku, częściej będą musiały walczyć o utrzymanie pasji i namiętności w związku, niż osoby w tradycyjnym modelu. Wynika to jednak z tego, że partnerzy po prostu bardzo dobrze się znają i muszą się nieco bardziej zaangażować, żeby partnera zaskoczyć. W tradycyjnym modelu tego nie ma, bo tam osoby nawet z dwudziestoletnim stażem, potrafią być dla siebie zupełnie obce.

Nie do przecenienia również jest fakt, że dziewczynki wychowywane w rodzinach, w których ojcowie dzielą się z żoną obowiązkami domowymi, mają większe aspiracje życiowe i są bardziej pewne siebie. Źródło.

Zastanawia mnie jeszcze jedno w tych wszystkich „badaniach”, wychwalających tradycyjny model. Jakim cudem kobieta po ośmiu godzinach w pracy i sześciu godzinach przy garach, praniu, prasowaniu i sprzątaniu (pilnując przy tym oczywiście dzieci), ma w ogóle jeszcze czas i siłę na to, aby być dla męża kochanką? Obawiam się, że znam odpowiedź i ona też jest „tradycyjna”. Bleh, to słowo zaczyna wywoływać u mnie odruch wymiotny.

Tradycja

„Także badania przywoływane przez prof. Annę Titkow wykazują, że ci, którzy raz się rozwiedli, w kolejnych związkach zaskakująco często ciążą w stronę modelu tradycyjnego.”

I to niby jest dowód na to, że tradycyjny model jest lepszy. Akurat. Sam fakt, że mężczyźni którym nie udało się w „partnerskim” związku, próbują swoich szans w tradycyjnym modelu, w ogóle mnie nie dziwi. To jest naturalna reakcja ludzi, którzy przeżyli porażkę. Uciekają do czegoś znanego, do czegoś łatwiejszego. Do swojej strefy komfortu. Partnerski związek okazał się za trudny, wracają więc do tradycyjnego modelu, w którym nie wymaga się od nich zbyt wiele. Bo taka jest smutna prawda. Tradycyjny model rodziny jest krzywdzący dla kobiet, a mężczyźni, którzy się na niego decydują są zwyczajnie leniwi. Pracują przez osiem godzin, a przez szesnaście odpoczywają, bo są zmęczeni po pracy (no dobra, jeszcze raz na pół roku wymienią zepsutą żarówkę), podczas gdy ich żony pracują tak samo ciężko jak oni, a dodatkowo zajmują się domem (zakupy, pranie, prasowanie, gotowanie, mycie, sprzątanie, zabawy z dziećmi i odrabianie lekcji, to tylko czubek góry lodowej). Do tego dla kobiet w takim modelu dochodzi dwudziestoczterogodzinna plątanina myśli, żeby to wszystko ogarnąć. A ona sama potrafi człowieka skutecznie wykończyć. Dlatego też jak słyszę o zmęczonym facecie po ośmiu godzinach w pracy, to wzbiera we mnie pusty śmiech. To pewne, że ten człowiek nie ma pojęcia czym jest ciężka praca. To pewne, że nie podołałby w obowiązkach domowych przez tydzień. Ba, większość z takich mężczyzn nie wytrzymałaby w domu dwóch dni. Dlatego wiecie co?

Pieprzę tradycję

Pieprzę tradycję, która stawia nas, ojców, w roli „dodatku” do rodziny. Która zabiera dzieciom jednego z rodziców, bo ma niewłaściwą płeć. Pieprzę tradycję, w której dzieci nigdy nie dowiedzą się czym jest ojcowska miłość. W której jedynym ojcem jakiego poznają, będzie ojciec surowy i karzący. Wykonujący polecenia matki i nie mający nic do powiedzenia w kwestii wychowania dzieci. Pieprzę tradycję, w której ważniejsze jest, aby dzieci były posłuszne, niż żeby były kochane.

Pieprzę tradycję, w której związek dwóch ludzi ogranicza się do zaspakajania podstawowych potrzeb. Bez uczuć, bez miłości. Bo miłość niestety jest niemożliwa, gdy jeden człowiek jest ponad drugim. Pieprzę tradycję, która została stworzona przez silniejszych fizycznie mężczyzn, po to, żeby w mniejszym lub większym stopniu zniewolić kobiety. Żeby mężczyźni mogli po pracy odpoczywać, podczas gdy ich żony takiej szansy nie mają.

Tradycja powinna być czymś doniosłym. Czymś wartościowym. Niestety w tym przypadku nie jest.

Tata jak mama

Nie rozumiem dlaczego autor artykułu na siłę stara się przekonać, że naśladowanie matek przez ojców, jest czymś złym. Przecież to matki, odkąd tylko sięga pamięć, zajmują się dziećmi. Od kogo, jak nie od nich, powinniśmy brać przykład? Dlaczego mamy zrezygnować z całych lat doświadczeń? Może nie powinniśmy też czytać poradników napisanych przez kobiety? Na rzecz czego? Dlaczego autor karze nam na nowo odkrywać koło? Bo mamy inne chromosomy? Gdybym zarzucił jakiejś Pani, że będąc przykładowo politykiem, nie może naśladować mężczyzn i brać z nich przykładu, zostałbym okrzyknięty seksistą. Dlaczego więc ojciec, który chce stać się rodzicem, nie może brać przykładu ze swojej żony? Przecież ona też jest rodzicem!

Spaczone ojcostwo

Na koniec artykułu, aby dopełnić obrazu ojcostwa, którego nie chciałbym widzieć, znalazła się jeszcze wypowiedź Pana Grzegorza.

„Czułem taki zwierzęcy obowiązek zajmowania się i tyle – wyznaje autor książek dla dzieci Grzegorz Kasdepke, dodając, że wychowywanie dziecka trwa długo, że trzeba je pokochać, żeby nie zwariować.”

Abstrahując już zupełnie od faktu, że nie chciałbym dzieckiem Pana Grzegorza, które kiedyś dorośnie i przeczyta te słowa – jak można na podstawie wypowiedzi jednego człowieka, wyciągnąć wnioski dotyczące wszystkich ojców? A autor robi dokładnie to:

„Z początku to wszystko (wychowanie dziecka – przyp. autora) sprowadza się jedynie do przerażenia, zdumienia i poczucia abstrakcji, a nie jakiejkolwiek miłości.”

I tu mnie właśnie wkurw złapał ostateczny. Bo znam wielu ojców, którzy są świetnymi ojcami i doskonale się w swoim ojcostwie odnajdują. Którzy nigdy by nie pomyśleli, że to co czują do własnego dziecka, to nie jest miłość. Którzy kochają swoje dzieci, nawet nie od dnia narodzin, ale od dnia poczęcia.

Sam staram się takim ojcem być. Wręcz cały ten blog jest swoistym manifestem, ukazującym że ojciec to też rodzic. Taki sam jak mama. I moim małym marzeniem jest dotarcie z tą świadomością, do jak najszerszego grona. Żebyśmy przestali być czymś dziwnym i nietypowym, niczym okazy w zoo. Żeby ludzie przestali robić wielkie oczy, gdy ojciec jedzie z wózkiem lub przytula dziecko. Żeby ludzie zrozumieli, że rola matki i rola ojca, jest tą samą rolą i nie ma znaczenia płeć. Rolą kobiety i mężczyzny w procesie wychowania, jest po prostu rola rodzica. I tą właśnie myśl, chciałbym uczynić najważniejszą z dzisiejszego wpisu.

Prawa do zdjęcia należą do Splishare.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Swiete slowa, choc na „wkurwie” (he he he) pisane. Ja jestem szczesliwa zona takiego wlasnie ojca jak Ty i wiesz co, jak patrze jak sie zajmuje nasza corka, jak ja karmi, ubiera, czesze, wyglupia z nia, czyta itp. to mysle sobie zawsze: Boze jaki on meski. Moze to glupie ale ten wielki facet podczas zajmowania sie z taka czuloscia swoja malutka coreczka jeszcze bardziej urasta w moich oczach. Po prostu wychowywanie dziecka jest takie meskie.
    Mysle, ze ludzie (normali!) tak samo widza te sprawe. Jak umiescilam na blogu zdjecie mojego meza tanczacego z moaj coreczka to dostalismy wiecej „lajkow” i pozytywnych komentarzy niz za czasow naszego slubu

    1. „jak patrze jak sie zajmuje nasza corka, jak ja karmi, ubiera, czesze,
      wyglupia z nia, czyta itp. to mysle sobie zawsze: Boze jaki on meski.”
      Niechaj komentarze pod tym wpisem, staną się swoistym badaniem na temat tego, jak kobiety reagują na mężczyzn wykonujących domowe obowiązki 🙂

  2. Powiedz mi jaki rodzaj pracy wykonujesz? To co piszesz o zmęczeniu ma sens jeśli facet siedzi za biurkiem. Mój mąż pracuje fizycznie. Ciężko. 6 dni w tygodniu. Wymaganie od niego sprzatania czy zakupów byłoby nieludzkim wygodnictwem. Nie oznacza to z jego strony olewactwa. Biorę to na siebie właśnie po to by miał siłę być tatą i moim mężczyzną.

    1. Znam facetów, którzy pracują i po 12 godzin dziennie, właśnie po to, żeby swoją rodzinę utrzymać. To widać, że są naprawdę wykończeni kiedy wracają i nawet nie pomyślałbym o nazwaniu kogoś takiego leniem. Muszę jednak zaznaczyć jedną rzecz. Jeśli ta ciężka praca, to faza przejściowa (bo jest ciężej, bo mają chwilo większe potrzeby, bo wpadli w długi), to rozumiem to i budzi to nawet pewien podziw. Jeśli jednak ktoś pracuje 12 godzin dziennie po 7 dni w tygodniu i nie zamierza tego zmieniać, to już nie czuję podziwu, lecz zmieszanie. Bo wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Jeśli facet wraca do domu i ma czas dla swojej rodziny, to naprawdę nie będę go oceniał, jeśli nie ma siły pomóc żonie w domowych obowiązkach. Bo ten rodzinny czas, jest znacznie ważniejszy 🙂

      A co do mojej pracy to przecież jestem blogerem 🙂

      1. Pisałam kiedyś u mnie na blogu i na portalu Duża Rodzina, (art. Tata na lata) jak to wygląda u nas w domu. Mąż pracuje fizycznie. Czasem pięć, czasem sześć dni w tygodniu. Ale zawsze, gdy wraca, ma czas dla dzieci. Czasem od razu, a czasem zdrzemnie się godzinkę, ale czas dla dzieci, dla rodziny, znajdzie zawsze. Przecież dzieci, to nasz największy skarb!!

    2. Moj maz tez pracuje fizycznie i bywa bardzo zmeczony, ale zawsze wieczorami pomaga mi przy malym poniewaz zajmowania sie dzieckiem nie traktuje jako pracy czy obowiazku ale przyjmenosc! I moze faktycznie nie prosze go w takie dni o pomoc w zakupach czy sprzataniu, ale sa przeciez dni wolne od pracy ktore mozna na to wykorzystac, bo w koncu on takie dni wolne miewa, a ja w domu „pracuje” 24/7, prawda?

    3. Ja pracuję ciężko fizycznie. Kiedyś przychodziłem do domu, siadałem z kawą w fotelu i miałem wywalone na wszystko. Bo byłem zmęczony. Dziwnym trafem miałem jednak jeszcze dość siły by znaleźć czas na trening trzy razy w tygodniu, poczytanie książki, pooglądania filmu i pogranie w jakaś gierkę… Żona walczyła ze mną o równe traktowanie, właściwie proces nadal trwa bo nie ukrywam tzw tradycyjny model jest łatwiejszy w ogarnięciu… Ale… Moja córka zmieniła i ciągle zmienia obraz gry. Odkrywam że zrobienie zakupów, posprzątanie od czasu do czasu „swojej części” domu, pozbawienie się z dzieckiem tak naprawdę nic negatywnego w moim życiu nie wprowadza. Nie czuję się jakoś strasznie bardzo wymęczony, zniszczony i Bóg wie co jeszcze tym faktem. Oczywiście jest to trudniejsze, czytanie książki zajmuje dwa razy tyle, gra gra się trzy razy dłużej, trening wychodzi jeden dzień w tygodniu mniej, i tak dalej i tak dalej… Ale teraz moja córka podchodzi do mnie i mówi Tatusiu kocham cię… Moja żona ma czas zająć się swoją wymarzoną pracą czy sama poczytać… Są potknięcia to jasne. W pięć minut nie dokona się zmian kodu który ma się w głowie od ponad trzydziestu lat… Ale dopuszczenie myśli do siebie że tak też da się żyć i że jest to dobre pod wieloma wzgledami, jest już samo w sobie czymś co strasznie zmienia obraz i daje nowe możliwości. Szczerze powiem zaczynam się powoli uśmiechać pod nosem jak przypominam sobie jak do żony mówiłem ” nawet nie wiesz jak jestem zmęczony po pracy” teraz wiem że ktoś może być bardziej bo wraca ze swojej i ma to wszystko do ogarnięcia…

  3. Niedawno pisałam o dyskryminacji tatusiów, pchnięta przez głupotę programu „Tata sam w domu”. Właśnie takie coś pokazuje jak bardzo zamknęliśmy się w stereotypach. Ja mam wspaniałego męża. Jest właśnie kimś takim jak Ty. Prowadzi ze mną blog i robi wszystko to co robię ja (jakby mógł to i piersią by karmił).Czasami mam wrażenie, że jest w tym wszystkim o niebo lepszy ode mnie…. Pozdrawiamy

  4. Jakoś mam wrażenie, że hasło „tradycyjny model rodziny” został nad-interpretowany, bo nawet jeśli kojarzy się on nam z podziałem: ojciec zarabia, matka zajmuje się domem, to kto powiedział, że wyklucza to pomaganie taty w domu lub tym bardziej zajmowanie się dziećmi? Zresztą, przynajmniej w moim otoczeniu ojców wracających z pracy po 8 godzinach i zarzucających nogi na ławę z piwem w ręku raczej nie widzę. Dokonuje się jakiś fajny proces przemiany ojcostwa i moim zdaniem zdecydowanie na plus, dla ojców, matek, a tym bardziej dla dzieci.

    1. Naturalnie, że został nad-interpretowany, ale zwyczajnie musiałbym stworzyć jakąś nową definicję dla tatusiów, którzy „zarzucają nogi na ławę z piwem w ręku”, a i bez tego artykuł rozrósł się do ogromnych rozmiarów. Więc tak, przyznaję się do zarzucanych czynów 🙂

  5. Artykuł „Ojcostwo to nie tacierzyństwo” jest jakąś piramidalną bzdurą roku. Jakieś wpadanie ze skrajności w skrajność, ocenianie czarno-białego świata, zupełnie nieżyciowy bełkot. Za chwilę się okaże, że właściwie powinniśmy dzieci lać codziennie i patrzeć czy równo puchnie, bo kiedyś tak robiono i jakoś ludzkość przetrwała. Niektórzy po prostu muszą krytykować, choćby po to, by zyskać uwagę. Każdy tato ma prawo być tatą i kropka.

    1. Ja myślę, że to jest raczej artykuł „usprawiedliwiający” ojców, którym się nie udało. Zamiast poszukać innego rozwiązania, postanowili się poddać i znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy. Niemniej, jak to ładnie ujęłaś: jest to piramidalna bzdura roku.

  6. normalnie szok!!Jak można takie głupoty wypisywac.Mój mąz to typowy „byczek” prawie 190cm 100kg wagi a jak całuje nasze dzieci ,bawi się z nimi ,a do córci mówi żabciu,wyciera nosy , pupy ..oj wtedy to mam na niego większą ochotę niż gdyby zatańczył nago czaczę:) to mega słodkie,mega męskie i ogromne wsparcie!!Mój mąż siedzi z dziecmi codziennie po 3 zmianie (ma same nocki)i nigdy nie powiedzial , że żałuje ze nie może sie wyspać.Tak trzymaj Kamil!

  7. „tacy ludzie będą świetnymi partnerami, ale przestaną być kochankami” I pomyśleć, że mój odpięcioletni partner poderwał mnie na… żarcie. I kawę mrożoną. I to, że potrafi sam sobie guzik przyszyć, i pralkę włączyć, i pranie rozwiesić… nie wyobrażam sobie siebie w modelu tradycyjnym. Bo jak ja mężowi koszulę uprasuję, jak nie wiem gdzie w domu jest żelazko? Obsługi pralki nauczył mnie Niemałż… gotować też nie umiem. Finansowo niezależna, więc jak zechcę, to odejdę (w tradycyjnym modelu kobieta nie ma tego luksusu). No ale ja jestem wnuczką i córką rozwódki, zuo totalne. Poza tym macho nigdy mnie nie kręcili. No wiesz, tacy co z maczugą po lesie polują 😉

    1. Ja tam na polowanie z maczugą bym się wybrał, ale tylko pod warunkiem, że mógłbym później wrócić do normalnego, cywilizowanego domu 🙂

  8. Dlaczego ktokolwiek próbuje „zamieniać miejscami” rodziców. „Okazało się, że ojciec nie jest matką” – to chyba oczywiste. Moi trzyletni synowie to wiedzą, że tata i oni są chłopcami i mają siusiaka, a mama jest dziewczynką, bo siusiaka nie ma. Żaden tata, nawet jak samotnie wychowuje dziecko (bo mama nie żyje – znam taki przypadek), to wciąż jest TATA. Kropka! A przecież żaden Ojciec nie zastąpi dziecku Matki, ani żadna Matka nie zastąpi dziecku Ojca – każdy ma inne zadanie do spełnienia przy wychowaniu dziecka, a reszta to tylko „czynności techniczne”, które każda płeć może wykonać. Ja w domu sprzątam, zajmuje się zmywarką do naczyń, rozwieszam pranie, myję co wieczór dzieci – żona wyciera i kremuje, (ale jak potrzeba ja to też robię), odwożę i odbieram z przedszkola, robię śniadania, wycieram pupy – i co? Jestem Mamą? Nie!
    Myślę, że ostatnio ludziom się poprzewracało i zaczynają się gubić we własnym ja. W telewizji mamy coraz więcej transwestytów (każą się nazywać kobietami), jakąś głupią modę na „Gender” – dziecko ma sobie samo określić płeć, feminizm jako wrogość do mężczyzn w ogóle i wiele innych. Tylko po co? Po to rodzinę ma tworzyć kobieta i mężczyzna żeby, po pierwsze – wspierać się w wychowaniu i obowiązkach, po drugie dać dziecku tożsamość – wzorzec kim jest tata, a kim jest mama – przecież naszą rolą jest wychować dzieci, które kiedyś dorosną i same będą rodzicami. Jak mają się tego nauczyć? No jak?

    1. Niech będzie tak jak piszesz, bo ważne jest aby dziecko wiedziało kim jest tata i kim jest mama. Ale niech nie stawia się sztucznych barier w stylu „Jesteś ojcem, to nie możesz robić tego i tego”. Bo to już jest chore.

  9. Podpisuje się pod tym co napisała Kinga 🙂 widok synka na rękach mojego męża to najwspanialsza rzecz jaką mogę sobie wyobrazić. I na szczęście mam męża która ma takie samo zdanie jak Autor 🙂 Zresztą zdanie zdaniem, mam męża który na prawdę jest Rodzicem, a jedyne czego nie robi to z przyczyn naturalnych- karmienie piersią;-) Nie wiem gdzie były prowadzone badania do tego artykułu, ale jak jakiś czas go temu go czytalam to najpierw byłam w szoku, potem rozbolał mnie brzuch ze śmiechu 😉 Znam kilku ojców- Rodziców i kilku ojców- samców alfa i partnerki samców alfa pożadliwym wzrokiem patrzą na tych pierwszych… Którzy na szczęście są tak zakochani we własnej rodzinie że nawet tego nie dostrzegają;-)

  10. Podpisuję się pod tym tekstem rękoma i nogami,bardzo dobrze ujęte sedno tematu.Ja sama uważam,że Tata ,który przytula dziecko na placu zabaw,opiekuje się nim,wyciera nosek,niesie plecaczek do szkoły itd.jest niezwykle rozczulający i kochany,cieszę się ,że Tatusiowie łamią schemat „tradycyjnego modelu rodziny”,bo podobnie jak Matki pragną czuć się potrzebni w życiu swoich dzieci,w życiu swojej rodziny.Co niektórzy jednak jak widać bardzo utknęli w starych czasach,nie ruszyli krok na przód i próbują „potępić” ewolucję w tej dziedzinie życia itp. Mam Męża,który świetnie gotuje,potrafi umyć okna,posprzątać,zająć się Córkami i uważam to za powód do dumy 🙂 Stare czasy odchodzą do lamusa, bo taka jest kolej rzeczy,w dodatku ludzie ,którzy bardzo chwalą tradycyjny model Rodziny chyba zapomnieli tak do końca jak to było kiedyś,kiedy mężczyzna szedł tylko zarabiać a cały sztab ludzi-w tym babcie,ciocie itd.niańczyły dzieci bo pod jednym dachem mieszkały rodziny wielopokoleniowe.Dziś Babcie się rozwijają,kształcą,pracują dłużej i jest zupełnie inaczej,dzieci wpycha się do zapchanych przedszkoli by rodzice mogli pracować albo wynajmuje nianie.To jest odrębny temat ale myślę,że łączy się z tamtymi czasami i tamtym modelem rodziny.Na koniec dodam,że cieszę się,że jednak jest tak wiele rodzin,które żyją po swojemu,wbrew utartym stereotypom,bez podziałów-lepsza Mama,lepszy Tata,bo każdy z rodziców potrafi wiele wartościowych rzeczy wnieść w rozwój swojej pociechy i to jest w tym wszystkim najważniejsze.Pozdrawiam-Ela 🙂

    1. Dzięki za inspirację do pokoleniowych porównań modelu rodziny 🙂 Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale całkowicie się zgadzam, że model w którym od jednej kobiety oczekuję się tego, czego się kiedyś oczekiwało od pięciu, jest nienormalny.

  11. Wiele ważnych i potrzebnych słów podało w tym artykule. Wielu rodziców ma podobne zdanie, a przykładem tego niech będą kolejne grupy, stowarzyszenia, itp. powstające w naszym kraju, a skupiające wspaniałych rodziców i propagujące dobre wzorce ojcostwa, np. http://www.TjOK.pl

  12. Tak jeszcze a propos cytatu z pana Kasedpke na fb, przypomniałam sobie jak mój mąż specjalnie zabierał ode mnie śpiącego 3dniowego synka do potrzymania sobie na brzuszku i powiedział coś w stylu: „to jest bardzo przyjemne, czuję taką więź” – widać można czuć coś więcej niż „zwierzęcy przymus zajmowania się”.

  13. Jako, że jestem bardzo zaangażowany w wychowanie mojej córy, doskonale wiem o czym piszesz. Niektórzy się dziwią, że przewijam, kąpię, pielęgnuje i bawię dziecko, że niby mama powinna się tym zajmować? Jestem debiutantem w roli taty i pewnie robię jeszcze kilka błędów, ale nie można mi wmówić tego, że moja rola w wychowanie dziecka, jest mniejsza. W wolnej chwili zapraszam do mnie, można poczytać o naszych przygodach http://www.simed.pl/blog/czesc-milo-cie-poznac/ . Pozdrawiam, Krzysiek 🙂

  14. Bardzo mądry komentarz do bardzo głupiego artykułu.
    A ja za nic nie chciałabym być dzieckiem Grzegorza Kasdepke i dowiedzieć się, że mój ojciec czuł zwierzęcy przymus zajmowania się mną. Brak słów.

  15. Super napisane, teraz ogólnie widać po innych ojcach z jakimi mam styczność, że relacja na linii ojciec-dziecko są inne niż to było kilkadziesiąt lat temu. I super, teraz daje się zaobserwować więcej miłości, mniej bycia twardym i surowym tatą, który niekoniecznie ma czas i ochotę na wspólną zabawę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *