|

Obowiązek szkolny sześciolatków – co myślę o całej tej sprawie?

Po wczorajszym wywiadzie dla faktów TVN i pytaniach czytelników o moje zdanie na temat tej reformy, postanowiłem nadać jej formę spisaną. Dodam też, że jest to wpis całkowicie apolityczny nie chciałbym, aby był traktowany inaczej.

Co więc sądzę o jednej i drugiej reformie?

Moje uczucia wobec zarówno tej reformy, która posyłała sześciolatki do szkoły, jak i tej, która to obecnie wycofała są całkowicie neutralne. Naprawdę. Jest mi wszystko jedno czy moje dziecko pójdzie do pierwszej klasy w wieku sześciu lat czy w wieku siedmiu lat, bo dziecko w każdym wieku może się czegoś nauczyć i wystarczy odpowiednio dostosować materiał do jego możliwości.

Szczególnie jeśli stałoby się tak, jak zostało obiecane – że sześciolatki będą miały dużo czasu na zabawy, dwoje nauczycieli, grupy nie przekraczające 25 dzieci (możliwie w jednym wieku) i nie będzie konieczności codziennego noszenia ciężkich tornistrów.

Czyli wszystko jest super, tak?

Tego nie powiedziałem. I powiedzieć nie zamierzam. Bo obietnice związane z reformą sześciolatków sobie, a rzeczywistość sobie. Klasy 25 osobowe przepadły, sześciolatków pakuje się do jednej klasy z siedmiolatkami nawet jak jest możliwość, aby tego uniknąć, a plecakami też się w niektórych szkołach nikt nie przejmuje. O zabawie owych sześciolatków podobnie zapomniano.

Niestety nawet nauczyciele wspomagający też gdzieś podobno przepadli, a to moim zdaniem był najważniejszy punkt całej tej reformy. Bez tego punktu (jeszcze w połączeniu z brakiem niemal wszystkich pozostałych) cała ta reforma to jedna wielka hucpa.

Zostały więc dwie możliwości – naprawiać albo likwidować

I im dłużej o tym myślę, tym mniej mam pewności co lepsze.

Początkowo wydawało mi się, żeby to naprawiać, bo przecież nie jest tak źle. Jednak im dłużej słucham o ilości tych niedociągnięć (te złamane obietnice powyżej to tylko szczyt góry lodowej), tym mniej jestem do tego przekonany.

Z drugiej strony likwidacja jest niezwykle ciężka, szczególnie dla dzieci, bo znowu przez parę lat będziemy mieli system edukacji w rozsypce, a to nie jest dobre dla nikogo. Już obecnie mamy pełno klas mieszanych, gdzie wylądowały sześciolatki z siedmiolatkami, co w przypadku dwóch nauczycieli i klas 25 osobowych byłoby do wypracowania, ale w obecnej sytuacji przepełnionych klas z tylko jednym nauczycielem wydaje się sytuacją wręcz niemożliwą.

Czy likwidacja jest słuszna? Może rzeczywiście tej poprzedniej reformy nie da się uratować?

Nie wiem. Nie mam pojęcia. Brakuje mi zbyt wielu danych. Nie mówiąc już o tym, że nie jestem odpowiednią osobą do odpowiadania na te pytania.

Jedyne co wiem, to że jeśli moi synowie sobie poradzą i nie będzie żadnych dodatkowych przeciwwskazań ku kontynuowaniu ich nauki, to ani jednego, ani drugiego nie będę chciał posyłać drugi raz do tej samej klasy/grupy, aby musieli po raz wtóry przerabiać materiał, który już poznali. Ale ja też już znam szkołę do której chodzą moje dzieci i wiem, że ona jest przystosowana. Wiem również, że wielu rodzicom bym taką decyzję odradził, bo w ich rejonach szkoły są mniej na sześciolatków przygotowane i lepiej będzie poczekać.

Niemniej jest jedna rzecz, która mnie w tym niepomiernie wkurza

Wkurza mnie to, że przez cały ten czas, ani jeden, ani drugi rząd nie przedstawił jakichś badań czy raportów, z których by jasno wynikała konieczność przeprowadzenia takiej lub innej zmiany.

Zmiana jest potrzebna? Uzasadnij. Nie jest? Uzasadnij.

Przecież nie wymagam od nich więcej, niż wymaga się od ucznia podstawówki czy takiego, dajmy na to, blogera. Wręcz uwłacza to godności naszego państwa, że muszę o tym pisać i nie robią oni tego z automatu. Tym bardziej, że wystarczyłoby jedne porządne opracowanie tego tematu i cała publiczna debata stałaby się pozbawiona sensu. Z faktami ciężko byłoby się kłócić.

Niestety fakty są takie, że mamy znacznie poważniejsze problemy

Naprawdę. Kwestia tego czy pierwszoklasistami powinni być sześciolatkowie czy siedmiolatkowie powinna znaleźć się na szarym końcu edukacyjnych priorytetów. Chcemy jakichś zmian? „Dobrych zmian”? Oto kilka propozycji:

1. Zapewnijmy każdej szkole specjalistę zajmującego się dydaktyką i dziecięcą psychologią, który będzie mógł pomóc zarówno dziecku z problemami, jak i nauczycielowi, który będzie potrzebował wsparcia.

2. Dajmy dyrektorom narzędzia, które pozwolą im motywować/szkolić (lub w ostateczności usunąć) nauczycieli, którzy sobie z nauczaniem nie radzą.

3. Wyrzućmy standaryzowane testy. Naszym dzieciom naprawdę nie potrzeba umiejętności zgadywania co osoba zadająca pytanie miała na myśli. Kreatywność jest znacznie bardziej wartościowa.

Śmiem się nie zgodzić z brakiem punktu 🙂 #poprostukreatywnyjest #niepisałożepokropkach #podgórkędoszkoły #podgórkędodomu

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Blog Ojciec (@blogojciec)

4. Pomyślmy o tym jak zmniejszyć liczebność klas, które przekraczają 30 osób.

5. Zorganizujmy w klasach 1-3 (albo chociaż w pierwszej klasie) nauczyciela wspierającego. Moja córka chodzi do klasy integracyjnej (pisałem o tym tutaj), gdzie taki nauczyciel jest i to naprawdę dużo dzieciom daje.

6. Umożliwmy chętnym nauczycielom wyjście z własną inicjatywą dotyczącą nauczania i nie atakujmy każdego innowacyjnego pomysłu. Wtedy może takich nauczycieli jak ci z Gdańska, którzy zmieniają świat (link), byłoby więcej?

7. Przestańmy kultywować podejście, że błędy są złe. W wyniku takiej nauki otrzymujemy później całe pokolenia ludzi, które boją się podejmować działań w obawie przed porażką. Nawet Michael Jordan nie trafił do kosza ponad dziewięć tysięcy razy. Też nazwalibyśmy te nietrafione rzuty błędami i karali go za nie? Czy może zauważylibyśmy, że były one drogą stania się lepszym?

8. Przestańmy kształcić dzieci tak, jak robiliśmy to dwadzieścia lat temu. Świat się zmienił. Szkoła też powinna. Najwyższa pora szkolić ludzi przystosowanych do życia w świecie, który dopiero nastanie, a nie w świecie, którego już dawno nie ma. W ramach tej akcji jestem w stanie nawet łaskawie pozwolić MEN skorzystać z mojej listy przedmiotów, których nie ma w szkole, a które warto byłoby wprowadzić.

I na koniec chyba największa zmiana, ale moim zdaniem też jedna z najważniejszych:

9. Zorganizujmy zajęcia tak, aby posyłać dzieci na konkretne zajęcia nie patrząc wyłącznie na to ile mają lat, ale również na to, jaką mają wiedzę w danym zakresie (tak jak robimy to z językiem angielskim, dzieląc dzieci na grupę podstawową i zaawansowaną)? Dzięki temu moglibyśmy lepiej dostosować poziom nauczania, do poziomu uczniów.

No i jak to już będziemy mieli załatwione

To wtedy będziemy mogli się na spokojnie zastanawiać w jakim wieku dzieci powinny pójść do szkoły.

Prawa do zdjęcia należą do woodleywonderworks.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Konkretnie, rzeczowo – świetnie napisane.
    Mam jednak odmienne zdanie co do 6 i 7 latków w jednej klasie, ponieważ jestem jak najbardziej za grupami/klasami mieszanymi wiekowo. Najlepszym i najskuteczniejszym nauczycielem dla dziecka jest drugie dziecko. Świetnie sprawdza się to w wieku przedszkolnym i sądzę, że w czasie edukacji szkolnej również zdałoby egzamin pod warunkiem, że zmieniony zostanie system szkolnictwa w Polsce.

    1. Znaczy żebyśmy mieli jasność – jeśli dzieci byłyby dobierane na zasadzie umiejętności, to grupy mieszane wiekowo jak najbardziej popieram.

    2. O tak! Zgadzam się! W edukacji domowej to świetnie widać 🙂 Aczkolwiek nie wiem jak można by to zorganizować w obecnym systemie. Chyba cały jest do wymiany, bo wszelkie poprawki jak do tej pory były jak pudrowanie nieboszczyka, za przeproszeniem…

  2. Niedawno było tak, że jak rodzice zdecydowali, że chcą posłać swoje dziecko wcześniej o rok do szkoły (czyli od 6 lat), to dziecko przechodziło badania psychologiczne i wynik ich decydował o tym kiedy rozpocznie naukę 🙂
    I to wg mnie było mądre podejście 🙂

    P.S. Życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku oraz spełnienia najskrytszych marzeń. I wszystkim, którzy tu trafiają życzę tego samego 🙂

  3. Nie mogę się nie zgodzic. System edukacji strasznie kuleje a zamiast go naprawić, to tylko wprowadza się zamieszanie i krzywdzi tym dzieci. My z naszymi maluchami mamy jeszcze sporo czasu przed pójściem do szkoly, ale coraz poważniej myślimy nad edukacją domową.

    1. Bez sensu jest to, że rodzice decydujący się na edukację domową, nie otrzymują żadnego finansowego wsparcia od państwa. W końcu to nie jest jakaś fanaberia, tylko chęć zapewnienia dziecku czegoś więcej, niż mogłoby dostać w instytucji. Wręcz powinni płacić dwa razy tyle (jako odszkodowanie), bo przez swoją niejednokrotnie niekompetencję i nieumiejętność w prowadzeniu tych placówek, wręcz wypychają z nich dzieci.

      1. Myślę, że gdyby było jakieś dofinansowanie dla rodzin uczących w systemie ED, to dużo więcej osób by się na nią zdecydowało. W końcu to jest jeden z problemów – finanse. Nie dość że trzeba zapewnić wszystkie materiały do nauki samodzielnie, to jeszcze jeden z rodziców musi zrezygnowac z etatu. Coraz więcej rodzin jest zainteresowanych uczeniem dzieci w domu, ale niestety nie mogą sobie na to pozwolić finansowo. U nas też jest to nadal kwestia do rozwiązania.

  4. Edukacja w PL kuleje, podobnie jak Tobie wiek, kiedy dziecko pójdzie do szkoły wydaje mi się najmniej istotnym problemem. Jak, gdzie, co będzie w tej szkole robiło i z kim, to są pytania, które należy zadawać.

  5. Jestem anglistką, uczę w szkole, mój synek we wrześniu kończy 6 lat i naprawdę mi ulżyło, że nie muszę go posyłać do szkoły od września właśnie. Uczyłam w klasach pierwszych, zawsze mieszanych, bo dyrekcja nie dzieliła na 6 i 7 letnie i bywa z tymi dziećmi różnie. Intelektualnie, emocjonalnie, społecznie te dzieci nieraz dzieliła cała wieczność Wiem, zawsze był niemal rok różnicy między dziećmi, no ale rok to nie prawie dwa, przy czym dzieciaczek, który ma 5 lat i 8 miesięcy to naprawdę najczęściej nie pasuje jeszcze do szkolnych realiów. Pytania na całą klasę: „pani, a mi się chce siku!”, „Zawiąże mi pani buta?”, „Plose pani, a on mi źablał kledkę!” (błędy celowe), ech… A jednak szkoła to placówka edukacyjna, a nie opiekuńczo-wychowawcza jak przedszkole. Nauczyciele mają 'nauczać’. Niech dla sześciolatków to będzie edukacja w „0” – takie idealne połączenie przedszkola i szkoły.

    1. No inaczej trzeba podchodzić do dzieci sześcioletnich, to na pewno. Stąd te wszystkie przemiany jakie musiały nastąpić w nauczaniu, w wyposażeniu sal czy w podejściu do ucznia. Jak wyszło niestety widzimy teraz coraz lepiej.

  6. Mi ulżyło, kiedy dowiedziałam się, że od września 6-latki nie muszą iść do pierwszej klasy. Co prawda moje dziewczyny mają jeszcze trochę czasu zanim pójdą do szkoły ale ja jestem psychologiem, na co dzień pracuję z dziećmi w wieku szkolnym i przedszkolnym. Niestety często dzieci są emocjonalnie nieprzygotowane na pójście do szkoły, a ten rok dłużej w przedszkolu może dużo w tej kwestii zmienić.

  7. Moim skromnym zdaniem rzecz cała rozbija się o wolność obywatelską. O wolność rodziców do decydowania, w jakim wieku ich dziecko pójdzie do szkoły. Przecież zawsze można było posłać do szkoły dziecko wcześniej. Sama poszłam do pierwszej klasy jako sześciolatka (ze względu na starszą o rok głuchoniemą siostrę, żeby jej pomagać, tak, tak, serio :-)) i poradziłam sobie, choć byłam straszną wiercipiętą. Odnosząc się do ostatniego zdania artykułu – zastanawianie się w jakim wieku dzieci powinny iść do szkoły należy pozostawić rodzicom, bo to oni najlepiej znają swoje dzieci (nie mówię tu o patologiach).

  8. Ja cieszę się, że nie muszę posyłać. . Kubuś jest ambitny..lubi angielski..matematykę. .
    Jednak emocjonalnie to nie to..

    Zapraszamy do nas:
    Salusiowo.blogspot.com

  9. Artykuł fajny. Cieszę się, że moje dzieci nie pójdą do pierwszej klasy w wielu 6 lat. Córeczka mając 4 lata jest chętna do nauki, ciekawa świata, zadaje dużo pytań. Jak to dziecko. Boję się, że szkoła za wcześnie rozpoczęta (albo nauczyciele), stłamsiłaby w niej te pozytywne cechy.

    Przykład z drogą prowadzącą do domu – rewelacja – powinien być punkt :-).

  10. Ja jednak wole by dziecko zaczynało szkole jako 7 latek. W pierwszych klasach problemu nie będzie bo nauka jest w dużej mierze oparta na zabawie. Ale istotny jest rozwój psychiczny dziecka i czy potrafi sobie radzić z emocjami. Schody zaczynaja sie w czwartej klasie gdzie jest istotny przeskok w sposobie nauczania i podejścia do uczniów niż w trzech pierwszych klasach. Każde dziecko jest inne i myśle ze rodzic wie najlepiej czy jego dziecko udźwignie ciężar wcześniejszej nauki czy nie.

  11. Pisze Pan z punktu widzenia rodzica dziecka zdrowego i domyślam się mieszkającego w mieście. Dla rodziców dzieci niepełnosprawnych z którymi pracuję posłanie dziecka wcześniej do szkoły jest bardzo pozytywne, gdyz przedszkoli i zlobkow po prostu brakuje/nie ma. im wcześniej takie dziecko pojdzie do szkoly specjalnej tym wcześniej zdiagnozuje szereg dodatkowych trudnosci i podejmiemy terapie. Podobna kwestia jest z mieszkaniem na wsi – gdzie czesto nie ma żłobków, a i zdarza sie ze daleko do przedszkola lub jest tylko jedno (o specjalnym to juz tylko marzyc). Mnie boli to, ze przy kazdej takiej dyskusji nikt nie myśli co z dziecmi ktore chodza do szkol niepelnosprawnych lub z tymi na wsiach – gdyz w ich przypadku jest ogromnym plusem pojscie wczesniej (gdyz np wymeczone matki odpoczna). Zas zadna taka dyskusja nie została podjeta. A to powinien byc priorytet, gdyz w przypadku zdrowego dziecka mamy fullopcji – sa szkoly prywatne duzo publicznych a jakby co mozna i podjac edukacje domowa – w przypadku dziecka niepełnosprawnego – jest walka o kazdy postep. Dla mnie dla osob niepełnosprawnych edukacja powinna byc jak najwczesniej – bo rodzic wszystkiego nie wyłapie, nie zdiagnozuje, zas w przypadku dzieci zdrowych – rodzic powinien sam decydowac – pamiętajmy jednak ze zawsze ten drugi bedzie miał lepiej i wiekszy wybor, a takze zawsze ten drugi moze stac sie tym pierwszym…niestety

    1. Akurat nie tylko mieszkam na wsi, ale moja córka chodzi też do klasy integracyjnej, więc nie do końca jestem aż tak oderwany od opisywanego tematu 🙂

      Niemniej ciekawe spostrzeżenia, bo nie miałem pojęcia, że posłanie dziecka z orzeczeniem do szkoły wcześniej ma tak duże znaczenie. Tym bardziej, że widzę coraz więcej prywatnych przedszkoli, które mają bardzo duże dofinansowania dla takich właśnie dzieci i niemal za darmo można tam posłać dzieci. Jednak to też pewnie wszystko zależy od szerokości geograficznej…

  12. Z paroma rzeczami nie mogę się zgodzić. Mamy szóstkę dzieci w wieku od 2 do 27 lat. Więc mam doświadczenie „szkolne” ?. Czwórka z moich dzieci była intelektualnie gotowa do nauki w wieku sześciu lat (umieli np. płynnie czytać, pisać i liczyć – odejmowanie i dodawanie, dwójka z nich nawet w zakresie do stu. Jednak wtedy, by iść do pierwszej klasy, badano dzieci pod względem tzw. „dojrzałości szkolnej” i panie z poradni sugerowały, na podstawie badań, by ich nie posyłać. Okazywało się, że nie były na szkołę gotowe emocjonalnie. Zawsze tak jest i wszędzie, że jest jakiś odsetek dzieci w danym roczniku, który będzie dojrzalszy we wszystkich zakresach, ale większość nie. W tym roku szkolnym nagle wszystkie dzieci stały się dojrzałe z paragrafu. To nienormalne. Zgadzam się, że poprzedni rząd w ogóle nie chciał mówić na ten temat, wyrzucając do kosza podpisy rodziców przeciwko nakazowi nauki dla sześciolatków. Jednak ten rząd, a przynajmniej pani minister edukacji mówi o tym odsyłając do źródeł wiedzy i badań. Właśnie ze względu na te badania, nieprzystosowanie szkół, nauczycieli, programu, ze względu wreszcie na możliwości dzieci sześcioletnich, wchodzi reforma naprawiająca błąd poprzedników. Oprócz wspomnianych wyżej dzieci mam też sześciolatkę i widzę różne sceny w szkole, klasie mojego dziecka, i doświadczam na co dzień nieradzenia sobie w sferze emocji i odreagowywania tego w środowisku domowym. Trudno o wszystkim napisać, ale mam ogromny, OGROMNY żal do poprzednio rządzących na ten stan rzeczy oraz zgotowaną większości rodziców gehennę związana z odrabianiem codziennie lekcji (naprawdę to nie ten etap rozwoju, by dziecko z zainteresowaniem, po obciążających lekcjach, zamknięciu w klasie pisało całą stronę /lub dwie/. Do tego dostaje np. czwórkę z pisania…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *