|

Dlaczego zamierzam posłać 5 latka do szkoły?

I dlaczego nie chcę go „uratować”?
1

Walka o nic

Nie mogę już oglądać ciągłej walki rodziców o zatrzymanie dzieci przy sobie. Akcja „Uratujmy maluchy” atakuje mnie z każdej strony. A kto chce ich skrzywdzić? Szkoła? Nauczyciele? Minister Edukacji? W sensie, że ten jeden rok, ma tak duże znaczenie? Przed czym trzeba te dzieci ratować? Wytłumaczy mi to ktoś?

Nadopiekuńczość gorsza od faszyzmu

Z tego co obserwuje, to najczęściej dzieci trzeba ratować przed ich własnymi rodzicami. To rodzice robią im największą krzywdę. Krzywdzą jednak w swoim egoizmie nie tylko siebie i swoje dzieci. Krzywdzą też inne dzieci. Dojdzie w pewnym momencie do tego, że 5 latki pójdą do klasy z 7 latkami. I wtedy będzie można podnosić larum. Niestety wtedy będzie już za późno.

Skoro nie widać różnicy…

Moja córka poszła do zerówki do szkoły i niewiele widzę różnic między zerówką, a pierwszą klasą. Poza tym, że część dzieci była w zerówce po raz drugi (!). Wszystko dzięki Ciężko Walczącym Rodzicom, którzy za wszelką cenę opóźniali tą reformę. Media potrafią doskonale wyprać mózg i to właśnie robią, z tymi nadopiekuńczymi ludźmi. W całej tej krucjacie, najbardziej cierpią dzieci, bo do jednej klasy trafiają dzieci z różnych roczników. Cierpią sześciolatki, bo czują się głupie w towarzystwie siedmiolatków, które wszystko wiedzą i siedmiolatki, które przez rok nie uczą się niczego nowego. Nawet nauczyciele tracą, bo jak dostosować materiał do tak różnych wymagań? Mimo tych wyraźnych błędów, Ciężko Walczący Rodzice, zostawiający dzieci w tej samej klasie po raz drugi (czyli zmuszając je do „kiblowania” w zerówce), w dalszym ciągu czują się zwycięzcami.

„Hurra, udało nam się opóźnić nasze dziecko w rozwoju!”, „Dzięki nam, będzie wiedziało jeszcze mniej!”, „Udało się po raz kolejny pójść za tłumem!”. Może tego nie widać, ale ja naprawdę staram się zrozumieć co siedzi w ich głowach i nie potrafię.

Ja tutaj nie mówię o odraczaniu samego obowiązku szkolnego, bo do tego działania czasami rzeczywiście są powody. Ja mówię o zmuszaniu dzieci do powtarzania klasy, bo ich rodzicom wydaje się, że nie dadzą rady. Już na początku dziecięcej drogi, ich rodzice wysyłają im komunikat: „nie poradzisz sobie”, czyli w pewien sposób przekazują im trzy najgorsze słowa, jakie można wypowiedzieć do dziecka.

5 latek w pierwszej klasie

Mój najmłodszy syn w tym roku skończy trzy lata i pójdzie średniaków, bo rozpoczął swoją edukację rok wcześniej. Oznacza to, że w wieku pięciu lat będzie mógł pójść do pierwszej klasy i jeśli nic się nie zmieni, to pójdzie do tej pierwszej klasy. Dlaczego? Bo wiek nie jest najważniejszym wyznacznikiem gotowości szkolnej. Dzieci w wieku 7 lat, nie są jakoś magicznie bardziej inteligentne od swoich młodszych kolegów. Są 13 latki, a nawet 3 latki, które są mądrzejsze (wg Mensy) od większości z nas.

Mimo to, Ciężko Walczący Rodzice uważają, że wiek siedmiu lat jest idealny żeby iść do szkoły, ale już w wieku sześciu lat, jest to absolutnie niemożliwe. Mimo, że nie mają ku temu żadnych naukowych podstaw, a jedynie bagaż społeczno-kulturalny, który każe im tak uważać. Kiedyś podobny bagaż kazał nam uważać, że ziemia jest płaska i kręci się wokół niej słońce.

Uczeń, uczniowi równy?

Najważniejsza w edukacji, jest nauka uczniów równych sobie. I nie ma znaczenia czy uczy się czterolatki, dziesięciolatki, czy sześćdziesięciolatki. Najważniejsze to mieć grupę, która wie mniej więcej tyle samo na dany temat. Dlatego na lekcjach języka obcego dzieli się grupę na podstawową i zaawansowaną. Chodzi o optymalizację możliwości nauki.

Dlaczego jednak nie dzieli się tak grupy w pozostałych przedmiotach, pozostanie dla mnie zagadką nie do wyjaśnienia. Chcecie o coś walczyć? To jest dobry punkt zaczepienia. I ja z chęcią dołączę się do walki o to, aby wszystkie przedmioty w szkole były podzielone według umiejętności, a nie według wieku!

Rozumiem oczywiście, że w przypadku małych dzieci, najłatwiej (choć niekoniecznie najlepiej) jest kierować kryterium wieku. I ten system przez lata się sprawdzał. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale ogólnie jakoś to działało. Niestety obecnie nawet to kryterium zostało zachwiane, bo dzieci w różnym wieku, chodzą już do jednej klasy.

W imię troski o naszych najmłodszych, robi im się krzywdę i nawet tego nie widzimy.

Tyle wygrać

W Anglii pięciolatki, uczone są projektowania i programowania. Uczą się pisania oprogramowania. Uczą się nawet ułamków. Da się? Da się. W Niemczech i w USA dzieci (w zależności od stanu lub landu) idą do szkoły w wieku 5, 6 i 7 lat. Niemniej wszyscy powoli obniżają ten wiek. My natomiast, powoli doprowadzamy do tego, że kiedy na całym świecie pięciolatki będą już się swobodnie rozwijały intelektualnie, to w Polsce będziemy się cieszyli, jeśli pięciolatek nie będzie sikał do spodni. Naprawdę tego chcemy dla naszych dzieci?

Zostaw moje dzieci w spokoju

Rozumiem, że każdy rodzic ma prawo do własnego zdania na temat edukacji swoich dzieci. Nie podoba mi się jednak to, że ich decyzja może bezpośrednio wpłynąć na moje życie i życie moich dzieci. Dlatego mam mały apel do Ciężko Walczących Rodziców. Jeśli uważacie, że szkoła nie jest przygotowana na sześciolatki to mam dla was szokującą wiadomość: szkoła nie jest przygotowana też na siedmiolatki. Szkoły są ogólnie bardzo słabo przygotowane do czegokolwiek. Zdarzają się wyjątki, ale mimo wszystko nie liczyłbym na zbyt wiele. Jeśli tak bardzo się boicie szkół, zdecydujcie się na nauczanie indywidualne. Przynajmniej moje i inne dzieci na tym nie stracą.

Dziękuję.

PS. A jeśli chodzi Ci po głowie wypowiedzenie słów: „Nie posyłam dziecka do szkoły wcześniej, żeby mogło dłużej być dzieckiem”, to zapraszam do drugiej części tekstu: Szkoła nie zabija dzieciństwa.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Tu nie chodzi o to, że te dzieci sobie nie poradzą. Przynajmniej ja tego nie zauważam. Istotną sprawą jest to, że te dzieci dużo wcześniej będą musiały decydować o własnym losie. Idąc do gimnazjum dzieciak tak naprawdę powinien już wiedzieć lub powinien przynajmniej się zastanawiać co chce robić w życiu. W ostatniej klasie gim. musi już to wiedzieć by obrać sobie ścieżkę do jakiego liceum iść, z jakim profilem by mogło mu to ułatwić pójście na wymarzone studia. Bądź też zdecydować o szkole zawodowej. Teraz musi robić to 16- tolatek, po zmianie 15-tolatek. Dobra, rolą rodzica jest pokazanie tej drogi i ułatwienie jej chwytając dużo wcześniej jego talenty, ale tak na dobrą sprawę, czy taki 15-tolatek ma w głowie to co będzie za lat 10, 15? Nie. Czy to co zdecyduje teraz da mu szczęście za te 10 lat? On nie jest w stanie powiedzieć, co da mu szczęście za rok.
    W tej całej reformie chodzi tylko o to by młodzi szybciej poszli do pracy i tyle. Państwo stara się inwestować w agonalne życie ZUS-u. Taka prawda. Bo poziom nauczania jest coraz niższy, niestety.

    1. Państwo zrobi wszystko, żeby podtrzymać ZUS, to prawda. I wiem, że ta reforma jest w części tym właśnie motywowana. Liczę jednak na to, że ZUS nie wytrzyma tych 10-15 lat.

      Poziom nauczania jest nie wybitny, ale też nie powiedziałbym że jest niski. Po prostu młodzież ma teraz inne priorytety niż poświęcanie się nauce, więc efekty końcowe są niższe, niż kilka lat temu, w czasach przedfacebookowych – ale na to już szkoła wpływu nie ma. Rodzice też tego nie pilnują. Wymagają od szkoły wyników, ale od swoich dzieci już nie. To nie pomaga.

      Wybór liceum/technikum, rzadko kiedy decyduje o życiowej drodze. Dopiero studia mogą mieć znaczenie. A te wybieramy w wieku 18/19 lat. Życie jednak pokazuje, że to kiedy zaczniemy pracować definiuje nas najbardziej, a nie nasza edukacja. Bo 25 latek z 10 letnim stażem pracy ma znacznie lepszą pozycje, niż 25 latek po latach studiów i zerowym doświadczeniu. Prawdziwą edukację rozpoczynamy, po tym jak opuścimy już mury szkoły czy uczelni. Pod tym względem, ta reforma daje naszym dzieciom dodatkowy rok życia. I dlatego jest warta wsparcia.

      1. Nie do końca się zgodzę, że wybór szkoły średniej ma małe znaczenie. Szkoły profilowane mają program, który stanowi podstawę do studiów ale w tym samym kierunku. Nie liczmy na to, że np. po technikum budowlanym dostaniemy się na medycynę. To tak skrajnie ale przecież pomysł na życie może się zmienić. Tylko czy ten rok ma faktycznie takie znaczenie? Raczej nie.

        1. Licea profilowane służą jako przedsionek do rocznych szkół policealnych, dzięki którym można uzyskać tytuł technika. Wiem, bo sam przez to przeszedłem.

          Druga sprawa, ja po technikum informacji naukowej, skończyłem studia jako nauczyciel, a obecnie prowadzę firmę gastronomiczną. Więc budowlaniec na medycynie mnie nie zdziwi 🙂

          1. To może rok jest na te właśnie szkoły, gdyby się komuś wizja zmieniła 😉
            Studia a wykonywana później praca to inna para kaloszy. Często jedno z drugim w parze nie idzie. I powiem Ci, że mi marzy się „rozwód”.

          2. „Rozwód” marzy się bardzo wielu ludziom. Zwłaszcza kiedy kierunki studiów, które kończyli, nie miały w nazwie podróży po świecie czy poświęcania się tej czy innej pasji 🙂

          3. Przekwalifikowywać można się w nieskończoność, naprawdę. Naprawdę ma znaczenie kiedy i w jakim momencie życia podejmujemy określoną decyzję. Znam mężczyznę, który szedł z takim podejściem. Nauka szła mu dobrze, w sumie nie musiał ślęczeć nad książkami by zaliczać na piątkę wszystko. W liceum postanowił zostać biologiem, zdał maturę z biologii najlepiej ze szkoły. Dostał się na SGGW, był w pierwszej dwudziestce najlepszych studentów przyjętych na uczelnię. I tu klops, okazało się, że ma jednak spore braki ze wszystkiego, fizyka, chemia, matematyka leżała…Bo na studiach okazało się, że ponad połowę materiału, który powinien być już w małym paluszku w liceum nie było. Bo uczelnia idzie trybem wysokiego poziomu jaki był lata temu, a nie teraz, który jest znacznie obniżony. Oblał drugi rok, choć już dobrze mu szło. Zdecydował, że będzie fizjoterapeutą, szło mu nieźle dopóki nie dostał uczulenia na dłoniach, zrezygnował. Postanowił pracować w kasynie. Końcem końców, nie skończył nic. Jest rzeźnikiem(rozbiera świnie w zakładzie). Od samego początku nie wiedział czego tak naprawdę chce. A w którymś momencie ciągłe zmiany już nie wchodziły w rachubę. Jego CV jest bogate w te właśnie możliwości wyboru na całe życie. Do czego zmierzam?
            Poziom nauki jest bardzo niski, ba, jest stale obniżany… To jest tragedia!
            Zadanie dla drugoklasisty:
            Wilk waży 70 kilogramów, a ryś ma zielony kolor oczu. O ile kilogramów cięższy jest wilk od rysia?
            lub inne znane:
            1950 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

            1980 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?

            2000 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20.

            2010 r. (tylko dla zainteresowanych)
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie, w którym postarajcie się przedstawić, jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

            2013 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.

            Na takim poziomie i podejściu młodych do życia, będzie kiepsko.
            Ta cała reforma jest tylko po to by dzieciaki szybciej poszły do pracy.
            Bo jeśli chodzi o mnie to sama starałam się by moją dwulatkę rok temu przyjęli do grupy przedszkolnej, a nie żłobkowej. Także dla mnie pójście do szkoły wcześniej nie jest problemem. Problemem jest obniżanie poziomu nauczania.

          4. Wiedzę o swiecie czerpiesz z demotywatorów, prawda?

          5. I tutaj się kompletnie nie zgodzę. Tak się składa, że jestem objęta reformą – w wieku 16 – max 17 lat zapada ostateczna decyzja dotycząca profilowanej klasy. Nie ma fakultetów i innych bajerów. Np. biol-chem ma rozszerzenia tylko z biologii i chemii i tylko do matury z tych przedmiotów (oprócz podstawy potrzebnej do zdania oczywiście) uczniów się przygotowuje. A to już BEZPOŚREDNIO rzutuje na dalszy los takiego maturzysty. A co jeśli ktoś nie wie jaki profil? Potem zda z czegoś tam maturę, a nie będzie mógł się dostać na dany kierunek (np. olśniło go w wieku 19 lat), bo nie będzie miał zdanego jakiegoś egzaminu. Zostaje tylko powtarzanie matury, przekoczowanie tego straconego roku w szkole policealnej. Wystarczy zapytać jednego z drugim co by chciał robić i czemu ten profil – nastolatkowie (pomijając te, które mają już ścieżkę obraną od dawna) po prostu tego nie wiedzą. I dlatego zgadzam się – nie są w stanie pomyśleć, co będą robić za 10 lat. 16-latkowie tego nie potrafią, więc 15-latkowie też nie będą. A co do tematu wpisu to mam mieszane uczucia. Rodzice protestują nie dlatego, że zabiera się im dzieci. Protestują dlatego, że to jest tylko ratowanie ZUS kosztem dzieci. Nie uważam tego za krzywdę dla nich, jednak taka sytuacja może zdenerwować. A porównywać USA do Polski to .. cóż, wywołuje tylko gorzki uśmiech.

          6. I to mi się właśnie podoba w USA. Jeśli masz 15 lat i nie wiesz w czym jesteś dobry (czyt. nie jesteś dobry w niczym), to możesz wybrać takie przedmioty jak handlowiec, elektryk, spawacz itp. A u nas na siłę stara się zrobić z każdego naukowca, podczas gdy wielu z otwartymi rękami przyjęłoby przedmioty, które uczą rzeczywistych umiejętności.

            Później każdy z maturą oczekuje dobrzej płatnej pracy i nagle okazuje się, że obecnie człowiek po miesięcznym kursie na wózki widłowe, zarabia dwukrotnie lub nawet trzykrotnie lepiej, niż najlepszy maturzysta. Bo ten pierwszy cokolwiek potrafi. Więc powiem to, co każdy maturzysta już wie – matura nie ma znaczenia. Dyplomy nie mają znaczenia. Jedynie umiejętności i wiedza mają znaczenie. A te nabywa się najlepiej poza szkołą (przynajmniej jej polską wersją).

    2. Ależ heloł, co to za dramat, że w ostatniej klasie gimazjalista musi wybrać szkołę średnią? Przed reformą i podziałem szkół na podstawówkę i gimnazjium, były – i ja tak chodziłam – jedynie ośmioletnie podstawówki, musiałam zatem rok wcześniej podjąć taką decyzję, mając 15 lat. Nie rozumiem zatem za bardzo tego argumentu.

  2. Różnica wieku jest tym wyraźniejsza im dziecko jest młodsze. Generalnie między sześciolatkiem z grudnia, a takim ze stycznia będzie większa niż między siedmiolatkami z tych samych miesięcy. To jest pierwsza sprawa.

    Druga, to nie uważam, że trzeba na siłę dziecko pchać w dorosłość, a do tego się wszystko sprowadza. Generalnie, jeżeli dziecko gardnie się do szkoły, to nic nie stoi na przeszkodzie, moja żona poszła w wieku 6 lat i żyje. Ja szedłem jak miałem 7 i też żyję, nie zauważyłem u siebie jakichś negatywnych tego skutków. Monosylabami posługuję się tylko przy okazji większych imprez, a w sklepie radzę sobie bez kalkulatora.

    Trzecia, to kwestia organizacyjna. Skoro już koniecznie trzeba, to niech to będzie miało ręce i nogi. W Kanadzie owszem jest szkoła dla 5 latków, ale ma ona więcej wspólnego z przedszkolem, bo tak małe dzieci trudno przekonać do wysiedzenia godzinę w ławce.

    Nie zagalopowywał bym się też w wyciąganiu pochopnych wniosków odnośnie związku między odzwyczajaniem dziecka od pieluch, a niechęcią do wysłania go do szkoły wcześniej. Krzywdzące uproszczenie. 🙂

    Być może na zachodzie jest tendencja, żeby posyłać dzieci do szkoły najszybciej jak to tylko możliwe, żeby wychować pokolenie geniuszy, pytanie czy to jest OK wobec dzieci? Obecnie jest straszne parcie na to, żeby dzieci były kreatywne i rozwijały się jak najszybciej, ale może lepiej jednak dać im nacieszyć się słodkim nic nierobieniem, zanim wpuści się je do miejsca, w którym każdy nauczyciel uważa, że jego przedmiot jest pępekiem świata i nieważne, że jutro jest już sprawdzian z matematyki, wy macie się nauczyć pierdyliarda dat ze średniowiecza, bo przecież data bitwy pod Azincourt (specjalnie wybrałem coś niezbyt niszowego) jest niezmiernie istotna w przyszłej karierze pani biolog.

    I na koniec ciekawostka na temat nauki programowania: http://blog.codinghorror.com/separating-programming-sheep-from-non-programming-goats/ – wychodzi na to, że nie każdemu jest pisane zostać Billem G.

    1. Z tymi pieluchami i karmieniem piersią to celowo się zapędziłem. Ale nie podałem tego jako uogólnienie, tylko jako skrajny przykład.

      Ja nie chodziłem do przedszkola, poszedłem do szkoły w wieku 7 lat i też za człowieka prymitywnego się nie mam. Mi głównie chodzi o to, że przez walkę rodziców dysporpocje rosną, zamiast maleć, bo w jednej klasie zamiast jednego rocznika, są dwa (a w skrajnych przypadkach nawet trzy).

      Co do nacieszenia się słodkim nic nierobieniem – ja wychodzę z założenia, że wole mieć rok więcej jako nastolatek, niż jako dziecko. Stąd też moje podejście 🙂

      1. Zgadzam się z tym, że przez te „ratowanie” dysproporcje rosną i rozciągnęły się na kilka roczników. Ponadto temat jest już tak wałkowany w mediach w wielu domach, że dzieci też zaczęły o tym rozmawiać. Koledzy mojego syna pytają się siebie wzajemnie kto gdzie idzie i cytują swoich rodziców mówiąc o stresującej szkole i odbieraniu dzieciństwa.

        1. To „ratowanie” bierze się z faktu, że reforma wygląda jakby jej głównym założeniem było uratowanie ZUSu, a nie jakakolwiek pomoc dzieciom. Mnie się wydaje, że nikomu się krzywda nie stanie, jak te dzieci pójdą wcześniej do szkoły, ale dorosłością to one się jeszcze zdążą nacieszyć aż za bardzo 🙂
          Poza tym jeżeli ktoś będzie chciał iść do pracy wcześniej, żeby mieć większe doświadczenie i być bardziej konkurencyjnym, to przecież nikt nie zabroni, prawda? A po co zmuszać do tego wszystkich?

          1. Chyba muszę napisać kolejny post o tym, że jak się skończy szkołę czy studia to nie jest czas kiedy zaczyna się jakaś męczarnia 🙂 Dorosłe życie to nie tortury 🙂

      2. Ale sam przed chwilą pisałeś, że wiek nie jest najważniejszym wyznacznikiem. A tutaj twierdzisz, że dysproporcja wieku staje się problemem.

        W ogóle w tym tekście jest tyle, rzeczy z którymi gotowa jestem się nie godzić, tyle argumentów mam przeciw, że aż mi się nie chce zaczynać tematu.

        Ale chyba największym błędem tego podejścia jest to, że próbujesz dopasowywać dziecko do systemu edukacji. Nie zastanawiając się jaki sens ma w ogóle edukacja w takiej formie jaka jest obecnie.

        Ale faktem jest, że chociaż rok na tak małym dziecku może robić dużą różnicę, to temat czy dziecko powinno iść do szkoły w wieku 5,6, czy siedmiu lat, nie robi wiele różnicy. Bo system oświaty obecnie pozostawia wiele do życzenia, a wiek rozpoczęcia szkoły to tylko mały szczegół.

        1. Dysproporcja wieku staje się problemem, gdy mamy obecny system. Gdyby system opierał się na nauce według poziomu wiedzy, wtedy różnice wieku nie stanowiłyby problemu.

          Ja jestem mocnym przeciwnikiem obecnego w Polsce systemu edukacji. Ale jestem jeszcze większym przeciwnikiem mieszania w nim, ze szkodą dla dzieci.

          1. W takim razie, równie wielką szkodą jest uczenie dzieci liter przed posłaniem ich do szkoły. Bo przecież program jest napisany tak, że dzieci dopiero się ich uczą. A jak już znają, to się nudzą.
            Jeśli coś jest złe, to nie ma chyba sensu się do tego dostosowywać. Tylko szukać innych rozwiązań, nie?

  3. Temat rzeka. Nie wiadomo od czego zacząć i na czym się skupić. Więc prosto i szybko. Sądzę, że powinien zmienić się cały system nauczania. W pierwszych klasach powinno uczyć się rzeczy istotnych – przydatnych w życiu codziennym, przez zabawę. Nauka powinna odbywać się w szkole a nie w domu (czyli zadania domowe do lamusa). Nauczyciel jest od nauczania a nie od zadawania. Dość z niepotrzebną wiedzą, np.: historią Związku Radzieckiego i budową jakiejś ameby. Dość z noszeniem „kilogramowych” tobołów zwłaszcza na młodziutkich kręgosłupach. No i na koniec dość z wolną amerykanką w sprawie podręczników, ich ilości i dowolności ich użycia (o bzdurach zamieszczanych w tych podręcznikach, zwłaszcza od matmy nie wspomnę). Trochę dużo tego „dość”, ale tych głupot mam już od dawna dość. Jeśli to się zmieni, to wiek nie będzie miał tak istotnego znaczenia, choć z Pauliną trudno się nie zgodzić. Pozdrawiam i wesołych świąt

    1. Amen. Dodałbym jeszcze ograniczenie części materiału (na cholerę komu logarytmy, no poważnie?), na rzecz dokładniejszego przerobienia szczególnie ważnych działów. Lepiej, żeby ktoś miał podstawy opanowane w 100%, niż trochę tego i trochę tamtego.

  4. Dobry tekst. Nie wiem jak jest w polsce, ale moje dzieci poszly do szkoly w wieku 4 lat (Holandia) i jakos nie zauwazylam uszczerbku w ich psychice, à wrecz przeciwnie. Dzieci maja duzo kolegow i kolezanek od najmlodszych lat, potrafia pracowac w grupie, znaja podstawy liczenia i pisania oraz Wiele innych ciekawych i zyciowych rzeczy tj. Wiazanie butow, z kad. sie biora rozen rzeczy i jak sie je robi, pieka ciasteczka z pania, sa wycieczki itp itd. W Polsce tego materialu jest za duzo à nauczyciele nie sa przygotowani do tego, moim zdaniem polowa wiedzy nabytej w szkoly jest zbedna. À jezelf chodzi o rodzicow to w Polsce matki sa przewrazliwione tutaj male dzieci w wieku 4 lat moga jezdzic same do szkoly. Cieszyli sie ze wyjechalam z Polski i te dylematy mnie omijaja.

  5. Oj poruszyłeś niełatwy temat 🙂

    Ja chyba jednak jestem na trochę innym biegunie tej huśtawki.

    Uważam, że przede wszystkim to rodzice są (powinni być) odpowiedzialni za swoje dzieci. Na szczęście jest w Polsce dostępna opcja ED (edukacji domowej) i nie należy tego mylić z indywidualnym tokiem nauczania – to jest coś zupełnie innego, choć ma części wspólne. ED jest również bardzo popularna w USA czy UK (ale w Niemczech nie jest dostępna).

    Mi osobiście nie podoba się żaden narzucony systemowo przymus.
    Chcesz wysłać 5 latka do szkoły – zrób to, ale nie dlatego, że system nakazuje, ale dlatego, że Ty jako rodzic odpowiedzialnie podjąłeś taką decyzję.

    Napisałeś, że najlepiej uczą się dzieci w grupach – nie zgadzam się. Najlepsza jest nauka dopasowana do rozwoju konkretnego człowieka i każdy ma swój własny rytm. Każde grupowanie powoduje, że powstaje średnia – tylko średnia. Choć zgadzam się, że lepsza mała grupa niż cała klasa.

    Mam okazję obserwować aktualny program szkolny (pewnie się zmieni – zmienił już vide 5/6-latki) do poziomu klasy 5 podstawówki (póki co) i mnóstwo rzeczy w mojej ocenie jest zupełnie zbędnych, o ile nie szkodliwych.

    Aczkolwiek zgadzam się, że włożenie do jednej klasy dzieci z różnych roczników jest problemem i nie pomoże samym dzieciom.

    1. Miło jest przeczytać zdanie kogoś z „drugiej strony”, z którym ciężko się nie zgodzić.

      Przyznać trzeba, że nikt nie lubi przymusów, dlatego nie mogę Ci się dziwić. Mi przeszkadza jedynie to, że jeśli zdecyduje się posłać sześciolatka do szkoły, zgodnie z reformą, to trafi do klasy z siedmiolatkami.

      Co do nauki w grupach, to będę bronił małych grup. Uważam, że w małych grupach, dopasowanych na podstawie wiedzy/inteligencji, dzieci uczą się znacznie lepiej, niż kiedy są same.

      O szkodliwości samego systemu nauczania można powiedzieć wiele rzeczy. Tak jak pisałem powyżej lepiej nauczyć 100% podstawy, niż trochę z jednego działu, trochę z drugiego, bo „trzeba gonić materiał”.

      1. 🙂
        Wygląda na to, że rzeczywiście mamy odmienne zdania.

        Według mojego rozeznania to, że nastąpiło mieszanie dzieci z różnych roczników to jest właśnie efekt reformy (nie zamieszania z fundacją). Choć z innej strony patrząc chyba jednak była możliwość wysłania dziecka wcześniej do szkoły (my nigdy tego nie rozważaliśmy).

        Odnośnie małych grup. Zgodzę się z tym (i w takim zakresie), że istnieją umiejętności, których lepiej się uczyć w małych grupach i lepiej niż indywidualnie, a więcej nie da się ich indywidualnie nauczyć. Są to jednak (w moim przekonaniu oczywiście) tylko wybrane kompetencje. Choćby umiejętność występowania przed innymi ludźmi czy nauka języka w zakresie komunikatywności.
        W innych przypadkach, gdy chodzi o nauczanie, zdobywanie wiedzy to jestem przekonany do indywidualnego podejścia i dopasowanego do charakteru dziecka, temperamentu, poziomu rozwoju etc…

        Odnośnie systemu szkolnego to mnóstwo czasu spędziłem przez ostatnie ok 1,5 roku na rozmyślaniu. Tak w kontekście sytuacji, że jedno dziecko niedługo skończy podstawówkę a kolejne za chwilę do niej wkroczy. Nasunęło mi się sporo wniosków i nabrałem wielu przekonań w tej materii.
        Próbując wyciągnąć jakieś materiały do podrzucenia przyszła mi do głowy książka John Holt-a „Zamiast edukacji”. Jak dla mnie zbyt „rewolucyjne” ale ciekawa. Ja polecam.

        Oj i tak podejrzewam, że będziemy mieli jeszcze nie jedną okazję do wymiany zdań 🙂

  6. kompletnie sie nie zgadzam. jedynym powodem tego, że dzieci mają iść do szkoły w wieku 6 lat a niedługo może 5 jest to, że państwo ma problem demograficzny i chce jak najkrócej inwestować w dzieci, jednocześnie jak najszybciej brać haracz w postaci podatków. Z tego samego powodu wiek emerytalny jest wydłużany. Pewne jest więc, że nie jest to robione dla dobra dzieci. Tak wiec jeżeli wszystkie szkoły nie są do tego przygotowane tym bardziej nie ma sensu robić amatorki w imie podatków. Mysle, więc że nie chodzi tu o ratowanie dzieci, czy nadopiekuńczość.

    1. Powody z jakich Państwo to robi, nie są nam znane. Podejrzewam oczywiście to samo co Ty, ale dowodów nie mam. 6 latki w szkołach to jest jednak średnia europejska, więc nie ma powodów do tak zaciekłej walki przeciwko. Tym bardziej, że krzywdzi to dzieci, zamiast im pomagać, o czym pisałem wyżej. I nawet jeśli sprawi to, że dzieci szybciej będą miały możliwość pójścia do pracy, to cytując samego siebie: „dorosłe życie to nie tortury” 🙂

      1. Powody są oczywiste i dokladnie takie jak napisałem. Nie zgadzam się również kompletnie ze stwierdzeniem, że rozpoczynanie nauki w wieku 7 lat krzywdzi dzieci. Brzmi to absurdalnie.

        1. Dzieci krzywdzi posyłanie 6 latków z 7 latkami. Nigdzie nie napisałem, że posyłanie dzieci w wieku 7 lat, je krzywdzi – nie wiem skąd ten wniosek. Brzmi absurdalnie.

  7. Zgadzam się z autorem w zupełności. Dziwi mnie że walczący o prawo do „wydłużonego dzieciństwa” swoich dzieci rodzice, nie myślą o tym, że jesli w kolejnym roczniku skomasują się dzieci 6 – 7 letnie to przy rekrutacji do kolejnych szkół, a potem na studia będzie sztuczny wyż demograficzny? Pierwsza klasa obecnie nie jest pierwszą klasą z naszych dziecięcych wspomnień. Nie ma ocen, tylko znaczki/buźki, jak zwał, tak zwał. Są miejsca do zabawy i częstrze przerwy. Kolejna kwestia, w Europie zachodniej licealiści po maturze robią sobie roczną przerwę na pracę i podróże zanim pójda na studia, najcześciej by na nie zarobić i wtedy taki rok w zapasie też się przyda. Dla mnie sprawa jest jasna i z przyjemnością poślę swoją córke do szkoły w wieku 6. lat 🙂
    Ale:
    Dzieci mają coś w rodzaju wewnetrznego hamulca rozwoju i nie pozwalają sobie czesto iść dalej niż ich rodzice, więc jesli ktoś miałby z cieżkim sercem i w poczuciu wrzechogromnej krzywdy posyłac 6-letnie dziecko do pierwszej klasy, to może lepiej niech je zostawi w zerówce, bo nastawienie rodzica (negatywne) przełozy się na dziecko i być może faktycznie sobie ono nie poradzi.. Chociaż w moim odczuciu żałowac, ze się tego nie zrobiło, a zrobić i w najgorszym razie powtarzać pierwszą klase ( o co napraaawdę trzeba się wielce postarac) to wybór oczywisty.

  8. Świetny tekst 🙂 Bardzo mnie zdenerwował, mam odmienne zdanie, ale tekst mi się podoba 🙂
    Moim zdaniem właśnie w tym problem, że nie widać różnicy między wiekiem dziecka i stopniem zaawansowania, na którym się znajduje. Skoro nie widzisz różnicy pomiędzy nauką w zerówce i w pierwszej klasie to nie uważasz, że to jest problem ? W pierwszej klasie powinna być już nauka w łagodnej formie, ale jednak nauka, a w zerówce zaledwie przygotowanie do nadchodzących obowiązków. Już na tym etapie powstaje szeroka granica pomiędzy szkołą, a przedszkolem, bo albo jest tak, że już w zerówce nauka wygląda jak w szkole i nauczyciele zawalają obowiązkami, kładą zbyt duży nacisk na naukę o rzeczach, na które dziecko nie jest jeszcze gotowe. Lub odwrotnie zabawy, nie mają końca, aż do kolejnego etapu szkolnego, czyli przejścia z klas 1-3 do 4-6. Masz rację, że to nie wiek wyznacza gotowość do podjęcia nauki, ale przecież zanim weszła ustawa o 5-latkach w szkole, rodzice mogli posyłać pociechy do szkoły w tym wieku. Nie było z tym żadnego większego kłopotu, a rodzic twierdzący, że dziecko jest gotowe zapisywal dziecko do zerówki rok wcześniej. Dlaczego teraz zostaliśmy do tego zmuszeni ? Dlaczego nie usłuchano większości, która była przeciwna ? Dlaczego też mamy posyłać dzieci szybciej ? Bo inne kraje tak robią ? I co z tego ? Ja nie mówię, żeby dzieci trzymać w szklanej kuli i chronić przed wszystkim, ale zastanawiam się po co mam skracać ten najpiękniejszy czas ? Nie zamierzamy cieszyć się z umiejętności korzystania z toalety, ale nie zamierzamy też robić z malutkich dzieci geniuszy. Moim zdaniem tak, jak było, było dobrze, a jeśli ktoś chce – proszę bardzo niech puści dziecko wcześniej i już. Nie rozumiem tej całej generalizacji. Drugą sprawą jest własnie system nauczania, który nie został dostosowany do wieku 5-latków. Co wiecej on nie został dostosowany do wieku 6-latków. Po co wiec jeszcze bardziej się zapętlać ? By wcześniej zalepić dziurę budzetową lub pracować na emerytów, których i tak będzie zbyt wielu ?
    I ostatnia kwestia dzieci ze stycznia i z grudnia. Moja córa jest z grudnia, zatem jej szkolni koledzy będa mieli po ponad 5 lat, podczas gdy ona będzie miała zalewdie 4 i pół roku. Czy tak małe dziecko jest gotowe na naukę ? Czy takie dziekco jest w stanie wysiedzieć w ławce po 6-7 godzin z małymi przerwami ? Litości…
    Każdy kij ma dwa końce. Jeśli chcesz posyłać dziecko do szkoły wcześniej, proszę bardzo, ale nie wmawiaj mi, że to zrobi dobrze również moim dzieciom.
    Pozdrawiam

    1. Ustawa przewiduje, że 6 latki pójdą do szkół. Nie pięciolatki 🙂 A tytuł tekstu dotyczy tego, że ja prawdopodobnie wyślę 5 latka. Ale tak jak piszesz, to będzie moja decyzja. Nikt tego nie nakazał 🙂

        1. W tej chwili zerówka jest znacznie bardziej przedszkolna niż kilkanaście lat temu. Jest nawet zakaz nauki literek. Ale patrząc w tej sposób masz oczywiście rację.

          1. Tak, właśnie przejrzałam jeden tekst o dzisiejszych zerówkach i wyczytałam, że nie wiele (jeśli w ogóle) w niej nauki. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ zerówka niecałe 20 lat temu była (prawie) jak szkoła lecz w delikatniejszej formie. Może stąd ten bunt rodziców ? Wszyscy pamiętamy taką „szkolną” zerówkę i dlatego obawiamy się przyspieszenia tego procesu ? Ja na pewno. Choć skoro zerówka ma być bardziej podobna do przedszkoli, być może również poślę córki bez oporu. Przyjrzę się temu tematowi za 2 lata, gdy starsza będzie miała 4 lata.
            Mimo wszystko zastanawiam się, po co te zmiany ? Jeśli program i tak będzie inny, lżejszy to nie przyspieszy on wiedzy edukacyjnej, zatem jaki jest cel ?

          2. Program jest już lżejszy, więc obecne zmiany są konieczne i są w zasadzie następstwem procesu, który trwa już kilka lat.

            Jednak czemu sam program był zmieniany na lżejszy, nie wiem. W zasadzie obecna pierwsza klasa, przypominać będzie „naszą” zerówkę. Może chodzi o stworzenie obowiązkowej przedzerówki, żeby wyrównać szanse dzieci z przedszkoli i tych które tam nie chodziły?

          3. Moim zdaniem, Rząd jak zwykle robi wszystko „pod górę”, zapominając o sensie swoich poczynań..
            W każdym razie naświetliłeś mi ten temat z innej strony i nie jestem już tak „anty”, dziękuję 🙂

  9. Problem nie polega na tym czy posyłać dzieci do szkoły czy nie w wieku x lat. W Wielkiej Brytanii dzieci posyła się w bardzo młodym wieku. Poza tym szkoły są przygotowane do przyjęcia takich dzieci. U nas problem polega na tym , że szkoły nie są przygotowane do przyjęcia maluchów. W naszym kraju jest tendencja , aby ustanawiać zasady nie tworząc ku temu warunków a później jest zgrzytanie zębów. W mniemaniu władzy jest przekonanie , że jakoś to będzie. Niestety to jest złudne przekonanie dziecka , że gdy zapadnie zmrok w pokoju nie będzie ciemno. Proszę zwrócić uwagę np. na budowę autostrad. Szybko wprowadzono kulawą ustawę , która przewidywała , że wygrywa przetarg firma która zaproponuje najniższą cenę a później wyszło wszystko w praniu. Przecież , to było oczywiste , że będą takie kwiatki z chińskim konsorcjum lub bankructwami podwykonawców.

    Stwórzmy warunki dla maluchów a potem jestem za opcją aby posłać dziecko , nawet wieku 4 lat do szkoły, bo to jego szansa na lepszy rozwój.

    Jednak bardziej nie martwi sam system edukacji niż przystosowanie szkół.

    W Anglii dzieciom nie wbija się niepotrzebnych regułek do głowy. Dzieci uczą się myśleć. U nas w szkole np. na fizyce klepie dziecko bzdetne regułki , nie rozumiejąc o co w tym chodzi. Za trzy dni nie pamięta tego w ogóle. Zresztą po co ma pamiętać ? Jak to nie w ogóle przydatne.

    W Anglii stawia się na rozwój osobisty każdego dziecka a u nas stawia się na wkuwanie jak największej ilości materiału. Lepszy jest ten , który więcej zapamięta.

    Niestety to nie jest dobra droga. System edukacji trzeba zmienić a dopiero można brać się za posyłanie dzieci w wieku 6 lat czy 4…

    1. System edukacji w Anglii jest jednym z najgorszych w Europie. Nie rozumiem, dlaczego właśnie ją podajesz za przykład? To już lepiej, żeby u nas było tak, jak jest.

  10. A ja chętnie posłałabym moją niespełna trzylatkę teraz do szkoły w wieku 5 lat, ponieważ z pewnością intelektualnie jest na to przygotowana. Już zna literki, cyferki, w żłobku uczy się angielskiego i jak ogląda bajki po angielsku to widzę, że je rozumie. Ale bardziej boję się nieprzygotowanej szkoły, szatni, świetlicy, stołówki itd itp. Dla mnie porównanie naszego szkolnictwa do jakiegokolwiek innego z USA, UK, Holandii i innych krajów jest zupełnym nieporozumieniem. Mam znajomych w różnych krajach i tam jest na prawdę inaczej. Tak jak już wiele razy wspomniano, dzieci uczą się bawiąc, pieką ciasteczka, robią doświadczenia, prace ręczne i inne w szkole, a nie jak u nas zazwyczaj w domu. To nic, że poziom jest coraz niższy, jak i tak wbija się regułki do głowy tłumacząc się brakiem czasu an wyjaśnianie wszystkiego, bo jest materiał, harmonogram i trzeba odbębnić. W innych krajach szkoła przypomina nasze przedszkola niestety, a nie nasze szkoły, i nie o wygląd tu chodzi. Szkoda mi tylko tych nauczycieli z powołaniem, bo nie są w stanie spełniać swojej misji gnając ciągle za wypełnianiem rubryczek.

  11. Z wieloma tezami się zgadzam. ALE. Z drugiej strony – włożenie do jednej klasy dzieciaków w wieku 5-7 jest robieniem krzywdy … głównie 7-mio latkom. Nowy podręcznik w ocenie moich znajomych nauczycieli to cofnięcie się w tył – właśnie pod potrzeby dzieci młodszych. Może się okazać, że w III klasie będzie słabiutko z liczeniem i pisaniem bo było za mało ćwiczeń (są rodzice co pracują z dziećmi ale to nie jest reguła a raczej wyjątek). A wiesz są podstawy programowe, które trzeba zrealizować. Nauczyciele już się śmieją – zmieni się podstawy na jeszcze mniej wymagające albo będzie je oceniać po „polsku” (ma liczyć do 20 – jest OK – przecież liczy, co z tego, że zajmuje to dziecku całe 20 minut).
    Jak dla mnie produkowanie jeszcze głupszych absolwentów szkół mija się z celem. Ale podobno głupcami łatwiej rządzić – może to jest podstawa tego planu – maluchy do szkół, wszyscy Polacy mają maturę a wyższe co najmniej 85% społeczeństwa – a wiadomości w TV zrozumie 5%.

    1. No oczywiście, że 7 latkom, robi się najwięksżą krzywdę. Zwłaszcza przy tej nowej podstawie programowej. No, ale przynajmniej rodzice będą szczęśliwi, że ich dziecko nie musiało przeżywać „tylu stresów”. Niektórym nie wyjaśnisz…

  12. Znam dziecko które sobie w pierwszej klasie nie poradziło.na fali kampanii propocyjnej rządu i zachęt nauczycieli rodzice pojscili 6 latka do 1szej klasy.Rokował bardzo dobrze ale okazało się w praktyce ze zadania domowe (2h szlaczków) przerastają jego możliwosci, nie uczył się tak szybko jak tego oczekiwano. I co? Trauma dla dziecka(bo był za głupi) i rodziców(bo może zrobili coś nie tak), po pół roku wrócił do zerówki i za rok bedzie próbował od nowa – mysli Pan że fajnie zaliczyć na wstępie taką porażkę?

    1. „Myślę, że lepiej spróbować i żałować, niż nigdy nie spróbować.”

      Ogólnie nie widzę dużej różnicy w tym, że dziecko musiało wrócić do zerówki, a sytuacją gdyby od początku w niej zostało na drugi rok. Uważam, że problemowy mógł się okazać fakt, że 6 latek, uczył się z 7 latkami. I to jest moim zdaniem, najważniejszy czynnik, który spowodował porażkę. Gdyby nie było klas mieszanych (a nie byłoby, gdyby nie walka rodziców), taka sytuacja nie miałaby miejsca.

  13. Mój poszedł jako 5 latek do zerówki. Bo „musiał”, czerwiec 2008 r. Idzie od września do pierwszej klasy bo jest mądrym chłopce, ma dużą wiedzę i da sobie radę w pierwszej klasie. Nie widzę potrzeby by jeszcze rok chodził do zerówki, bo się zanudzi jak mops! Teraz już materiał jest łatwy dla niego

  14. Jestem nauczycielka wczesnoszkolna w Anglii. Dzieci BEDA sie uczyc programowania w wieku 5 lat, to prawda, od wrzesnia 2014. Uwazam, ze to dobre posuniecie ze strony rzadu. Rowniez od wrzesnia 40% najbardziej potrzebujacych 2latkow bedzie moglo za darmo uczeszczac do przyszkolnych placowek przedszkolnych. Tyle tylko, ze system oswiaty jest zupelnie inaczej zorganizowany w Anglii niz w Polsce. Te programujace 5latki i tak spedzaja wiekszosc czasu na placu zabaw i uczestnicza w krotkich sesjach matematyki, przyrody i czytania. W Polsce dzieci siedza w lawkach i RYJA, bo w Polsce system ryjacy a nie edukacyjny panuje.

    Zgadzam sie z pogladem, ze dzieci powinny isc do szkoly kiedy sa na to gotowe a nie w konkretnym wieku, bez wzgledu na to czy maja 5 czy 10 lat. Madry tata.

    1. U nas pięciolatki (zerówka) też nie siedzą w ławkach. Na szczęście. Zerówka to jednak zerówka.

      Niestety później jest już nieco gorzej. Zaletą polskiego systemu jest fakt, że dzieci na końcu podstawówki są dużo lepiej wykształcone niż ich rówieśnicy w innych krajach. Podstawówki mamy ogólnie dobre. Niestety później, w gimnazjum i liceum spadamy już grubo poniżej średniej, bo zamiast zacząć się specjalizować, dalej uczymy się wszystkiego. A jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.

  15. Dopiero dzisiaj tutaj „wpadłam” , więc napiszę:
    Nasze Średnie dziecko poszło do pierwszej klasy w wieku 5 lat 11 miesięcy 😉 Nie żałujemy tej decyzji. Ba! Uważamy , że był to strzał w 10 … Pod względem intelektualnym nasze dziecko nadal ( to już końcówka II kl. ) jest w czołówce klasowej – klasa mieszana! ( tylko trzech 6-latków ) Jako Rodzice zdajemy sobie jednak sprawę, że nie da się nadrobić sfery emocjonalnej. Nauka – zabawa w klasie pierwszej …. Przyznam – do mnie nie przemawia. Moim zdaniem dziecko powinno wyrobić dobre nawyki pracy ! SZKOŁA nie załatwi wszystkiego . I nie ważne czy pójdzie 5,6,7- latek, czy szkoła będzie / nie będzie przygotowana … NIE CZARUJMY się , dziecko przez pierwszy czas pracuje razem z rodzicem w domu !!!! To OD NAS zależy bardzo dużo. Pani – GURU , oczywiście będzie tutaj najważniejsza. Jednak od nas zależy ,czy: dziecko będzie obowiązkowe, czy będzie od nas słyszało niepochlebne uwagi na temat szkoły, czy wyrobimy w dziecku nawyk relaksu po szkole i pilności w zadaniu , czy też będzie to na ostatnią minutę tuż przed snem itd. …… BĄDŹMY świadomymi RODZICAMI 😀

    1. Dzięki za ten komentarz. Brakuje opinii ludzi, którzy się zdecydowali na posłanie dzieci wcześniej 🙂 Myślę, że może akurat komuś pomoże to w podjęciu właściwej decyzji 🙂

  16. W Holandii do szkoly ida 4 ew. 5 latki. 5 latki ida jak sie upra, albo sa wyjatkowo nie gotowe (np. nosza pieluche). Ale od czasu do czasu pojawia sie spoleczna dyskusja czy to nie za wczesnie.
    Inna rzecz, ze dzieci sie glownie bawia. Ale nie da sie ukryc, ze robia tez testy, sa oceniane z poziomu swojego rozwoju. A przeciez wiadomo, ze owym czasie rozwoj wystepuje skokowo, wiec te wszystkie oceny sa psu na bude, a juz za dzieciakiem opinia idzie.

    1. Z tego co piszesz, to najbardziej dziwi i gorszy fakt powstawania opinii o dziecku na podstawie jego ocen, które otrzymuje w wieku czterech czy pięciu lat. Jakiś absurd.

      1. Tak, raczej tak. Nie chodzi o zbyt wczesna nauke szkolna,bo jako taka polega na zabawie, ale chodzi o to, ze dziecko jest nie tylko oceniane przy okazji testow ale zaczynaja sie porownania, ktore najlepsze, ktore najgorsze, ktore najlepiej czyta itp. To nieuniknione.
        Chociaz moim prywatnym zdaniem to w przedszkolu sie zaczyna. Jak moja corka poszla do przedszkoal w wieku 2.5 lat to powiedziano mi, ze w wieku 3 lat bedzie oceniany jej poziom rozwoju (poprzez osobiste odczucie przedszkolanki) w zwiazku z pojsciem do szkoly w wieku 4 lat. I ta opinia pojdzie do szkoly. Przez to czasem sie zastanawiam czy dobrze zrobilam, ze poslalam ja do przedszkola. Nie chcialam ja zbyt wczesnie w ten wyscig szczurow zapisywac.

  17. Polska jest jednym z krajow, gdzie dzieci ida do szkoly NAJPOZNIEJ. Poslanie do szkoly 5 czy 6 latka jest zupelnie normalne w krajach anglosaskich. W RPA (tu mieszkam) system jest zblizony troche wiekowo do polskiego i do „zerowki” ida dzieci ktore w danym roku koncza 6 lat. ale rok szkolny zaczyna sie tu w styczniu, nie we wrzesniu (a wiec cale 9 miesicy do przudu). Dziecko uczy sie szybciej we wczesnych latach, wiec nie warto tego marnowac. Rozumiem rodzicow dla ktorych problemem jest to, ze system edukacji nie jest dostosowany do przyjecia do szkoly malych dzieci, ale to z tym trzeba walczyc, a nie z samym posylaniem 5 czy 6 latkow do szkoly.

    http://www.wkrainieteczy.wordpress.com

  18. Też myślę, że wcześniejsza szkoła jest okej. Sama stałam się pierwszoklasistką jako sześciolatka, z tym że ja bardzo chciałam iść do szkoły, ponieważ było tam kółko szachowe. A teraz, gdy wszyscy mają zaczynać w wieku lat sześciu (a niektórzy i pięciu! :D), czuję się taka zwyczajna… 😉

    Poza tym, im człowiek starszy, tym trudniej się uczy. Choć raczej nie jest to zbyt wiarygodne źródło informacji, ze względu też na inne czynniki – ale w mojej klasie w gimnazjum wraz z dwójką o-rok-młodszych zaliczaliśmy się do mózgowej czołówki.

    Ja tam się cieszę. O rok więcej do emerytury się nie martwię. Zresztą, może i polityka do tego czasu ulegnie zmianie. A kiedy ja już będę wykonywać zawód marzeń, moi rówieśnicy jeszcze będą plątać się po akademikach. Szkoła jest jak zadanie domowe – lepiej odrobić wcześniej 🙂

    1. O właśnie 🙂 Brać życie w swoje ręce i spełniać marzenia o rok dłużej, a nie bidolić, że rok więcej „będziemy musieli” pracować 🙂 Brawo 🙂

  19. Przeczytałam większość komentarzy, ale nie natrafiłam na informację o rozwiązaniu, które jest wprowadzone w szkole mojej córki (6 lat, od września będzie w pierwszej klasie): będzie kilka klas pierwszych, 6-latki będą osobno i 7-latki będą osobno. Szkoła, w której córka uczęszczała do zerówki (inna niż ta, do której pójdzie od września) też stosuje takie rozwiązanie. Może więc jest też to kwestia podejścia placówki do sprawy? No bo przykład tych dwóch pokazuje, że ten problem da się rozwiązać.

    1. Na początku gratuluję przedarcia się przez dotychczasowe komentarze 🙂 Wierzę, że łatwo nie było. Zgadzam się, że takie rozwiązanie załatwia większość problemów. Gorzej jest, gdy 6 latków nie jest wystarczająco, żeby stworzyć osobną klasę. Tak było u nas.

  20. Dopiero dziś odkryłam ten wpis i ze zdziwieniem odkryłam, że… ojej, to jest jeszcze na tym świecie człowiek, co myśli dokładnie to samo co ja? Niemożliwe. Gdzie byłeś, gdy od kilku lat tłukłam się z „nadopiekuńczymi” na blogach i forach? 😉

      1. jedna jest w gdańsku drugą zakładają ludzie w brwinowie.jeśli masz znajomych którzy myślą podobnie zacznijcie działać nazywa się to szkoła demokratyczna poczytaj o zasadach i jak ją założyć ,myślę,że warto byłoby się spotkać z założycielką Kalejdoskopu (gdańsk:) trzeba działać.

        1. Na zbyt małej wsi mieszkam, żeby zmieścić tutaj kolejną szkołę (a dwie się właśnie otwierają). Ale nie zmienia to faktu, że wbiłaś mi klina i teraz będę myślał jak to zrobić mimo wszystko 🙂

        1. Całkowicie się zgadzam. Tylko problem tkwi w tym, że ja klasę mojej córki uwielbiam 🙂 Zobaczę co będzie, gdy moje chłopaki pójdą do szkoły 🙂

  21. jestem absolutnie za sposobem nauczania na zasadzie angielskiej szkoły summerhill i jej podobnych działających lub zaczynających działać w polsce.mój syn ma teraz 3 lata i już martwi mnie jego przyszłe spotkanie ze szkolnictwem. marzy mi się własna szkoła

  22. Warto też wspomnieć o tym, że tak naprawdę obecny program edukacyjny w pierwszej klasie szkoły podstawowej to to, co kiedyś było w zerówce z niewielkimi zmianami.
    Z drugiej strony, pięcio czy sześciolatki nie zawsze są gotowe na system dzwonkowo-lekcyjny. Nie wszyscy się mylą, czekając. Optymalnym rozwiązaniem mógłby być rok uczenia się materiału w domu i posłanie dziecka do drugiej klasy – od pierwszej nie różni się przecież niczym poza materiałem.
    Moja kuzynka, mimo problemów w rozwoju, wybiera się do szkoły ze swoimi rówieśnikami. W sierpniu skończy siedem lat, należy więc do tej połowy rocznika, która miała czekać, by nie przeładować szkół. Ale ona idzie do szkoły, w której jest wychowawczyni po oligofrenopedagogice i gdzie, gdy dzieci są zmęczone, zarządzana jest przerwa na herbatkę. 🙂

  23. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami i nie ma co na siłę przyspieszać, bo i tak pewnych rzeczy nei przeskoczymy. Możemy nauczyć i trzylatka czytać (co to za filozofia składac literki), ale nie znaczy to, że będzie świadomie rozumiał czytany tekst, tak jak rozumiał by go siedmiolatek. Tak samo z nauka języków. Śmieszą mnie te wszystkie dwujęzyczne przedszkola czy ładowanie w dzieciaki 1-3. Sama uczyłam sie angielskiego: i w przedszkolu, i w klasie trzeciej, i na kursie od czwartej klasy aż do liceum. W przedszkolu recytowałam wyliczanki jak karabin maszynowy „łan tu tri for ajem siting onde flor”, wiedziałam co znaczą całe zwroty, bez głębszych refleksji nad znaczeniem poszczególnych wyrazów, tym bardziej składni zdania czy struktur gramatycznych. Trzecia klasa: umiem budować zdania. Ale czy napewno? Podstawianie coraz to innego rzeczownika pod strukturę „I like…” czy „What is this? This is…” dalej było tylko wyuczonym schematem, bez głębszego rozumienia gramatyki czy składni zdania. Tym bardziej nie umiem porozumiec się z animatorką na campingu we Włoszech podczas wakacji z rodzicami. Dopiero nauka na kursie zaczeła przynosić jakis progres, choć tak naprawde od szóstej klasy dopiero zaczełam język jako tako kumać (przecież dla dzieciaka, który sam ledwo rozróżnia przysłówki od orzeczeń, tłumaczenie zadawania pytań przez inwersje czy istnienei czasowników posiłkowych albo wyrażanie przeszłości w trzech różych czasach to czysta abstrakcja!). A co mi przyszło z tego kursu od czwartej klasy (młodszych dzieci szkoła językowa nie pozwalała zapisywać) skoro i tak moi koledzy zaczynający naukę w klasie piatej czy szóstej doganiali mnie w tej samej grupie w gimnazjum na certyfikacie!
    Znajoma germanistka w podstawówce potwierdza tę tezę- dostała kiedyś pierwszaki. Namęczyła sie niemiłosiernie! Musiała wymyślać co rusz nowe zabawy (jak kolory to rzucanie piłką, jak budynki to wycieczka), bo inaczej dzieciaki tego nie przyswajały. Co 15 minut siadała im percepcja, trzeba było sie chwilke pobawić. Na każdych zajęciach powtarzać nauczony wcześniej materiał, inaczej wylatywał z głowy. Przez trzy lata w klasach 1-3 przerobiła z nimi taki sam material jaki udaje jej się przerobić w rok w czwartej klasie.
    MORAŁ? Po co na siłę przyśpieszać, jak i tak pewnych rzeczy nie przeskoczymy.

  24. zapomniałeś jeszcze dodać – odbierzcie nadmiar gier komputerowych, tabletów, telefonów i innych gadżetów, które w głównej mierze są odpowiedzialne za problemy z koncentracją u tych dzieci!!!!nie wiek ani szkoła jest odpowiedzialna za trudności w koncentracji, ale przebodźcowanie multimedialne( dostarczane przez „troskliwych” rodziców) i nie poświęcanie uwagi dzieciom!!!! Amen.

  25. Gotowość dziecka do podjęcia nauki w szkole nie jest zależna od jego inteligencji, czy „mądrości” o której piszesz. Rodzice na przykład bardzo często powołują się na to, jakie ich dziecko jest już gotowe, bo przecież liczy do 10. Tylko, ze dla większości dzieci to „liczenie” to po prostu recytowanie wyliczanki, jak wierszyka. Dziecko gotowe do szkoły, to przede wszystkim dziecko na tyle dojrzałe emocjonalnie, aby umieć przegrywać, umieć osiągać kompromisy, rozumieć, że jego potrzeby nie będą najważniejsze w grupie, itd. Jestem nauczycielem. Między przeciętnym sześciolatkiem, a siedmiolatkiem jest przepaść. Nie wierzcie w zapewnienia ministerstw, większość dzieci NIE jest gotowych, większość szkół NIE jest gotowa na tak małe dzieci, programy NIE są gotowe, nie są gotowe nawet podręczniki, a media podają propagandę prozusowską. Decyzja o nieposyłaniu dziecka do szkoły nie opóźnia jego rozwoju. Ona go stabilizuje.

  26. O, nareszcie ktoś ma podobne zdanie jak ja. Byłam przez jakiś czas na stypendium za granicą i moi kumple z innych krajów na tym samym etapie edukacji byli jak jeden mąż młodsi. Mieli przed sobą więcej czasu na podejmowanie decyzji, na ewentualne potknięcia i powroty ze źle wybranej drogi. Bardzo im tego zazdrościłam.

  27. Zostawianie dziecka drugi rok w zerówce to, o ile nie ma ku temu realnych powodów, tylko zniechęcanie dziecka do nauki bo się zanudzi robiąc drugi rok to samo.
    A co do różnego wieku w klasach – znam dwójkę dzieci które chodzą do szkoły alternatywnej z mieszanymi klasami tzn dzieci są dzielone w grupy ze względu na umiejętności a nie na wiek i świetnie się to sprawdza

  28. Często dziecko 5-6 letnie jest „gotowe” na pójście do szkoły, ale to szkoła może nie być gotowa na takie dziecko. Już nie mówię o sposobie nauczania, kadrze pedagogicznej czy programie, które chcąc nie chcąc dziecko będzie musiało przerobić w kolejnych klasach, ale o np czymś prozaicznym, jak umywalka w toalecie za wysoko, czy krzesełka i stoliki na stołówce za duże.
    A tak swoją drogą, wpis sprzed 3 lat wiec pytanie czy już Twoje dziecko chodzi do tej szkoły???

    1. Ze względu na pewne problemy z wychowawczynią w swojej pierwszej przedszkolnej grupie, przenieśliśmy go do innej grupy i idzie razem z nią, czyli do pierwszej klasy pójdzie od września, jako 6 latek. Niemniej masz całkowitą rację z tym, że wiele szkół jest nieprzygotowanych i zupełnie rozminęły się z tym, co było rodzicom obiecywane.

  29. Od jakiegoś czasu zastanawiam się właśnie, czy mój obecnie 3,5 nie powinien iść w wieku 5,5 do szkoły. W planie mamy wyjechać do Niemiec i największym problemem obecnie stanowi dla niego język, którego ani nie umie ani nie lubi słuchać :).
    Jednak myślę, że i to jest do przeskoczenia za pomocą odpowiednich metod.
    Najbardziej martwiłam się właśnie o ten skok, między polską a niemiecką edukacją, ale staram się zagłębić w temat i ew. podjąć próby przygotowania Małego do tej zmiany. 🙂

  30. Historia zatoczyła koło i reformy już nie na śladu,a skoro chce wysłać syna w 6 do pierwszej klasy, to potrzebuje opinii psychologów już teraz jak ma 4, bo przecież musi do zerówki pójść mając 5. Niedawno rodzice musieli tak kombinować, by odroczyć… To nie jest normalne

  31. jeju w koncu znalazlam kogos kto podobnie mysli jak ja 😉 gratuluje tekstu! moj zaraz 5 latek ma podwojne obywatelstwo w Hollandi szokuje ze prawdziwa edukacja u nas zaczyna sie dopiero w wieku 7lat wiec daja ultimatum albo zaczan edukacj w polsce w wieku 5 lat I to nie ma byc przedszkole albo niech rozpoczna edukacje w Holandii, kiedy rozmawiam z przedszkolankami by syn w przyszlym roku chociaz do zerowki sie dostal to albo slysze ze zabieram dziecku dziecinnstwo albo ze moj syn sie nie nadaje bo zle wypowiada zdania( w domu glownie jest angielski I polski) staram sie jak moge by syn opanowal mowe I dostal sie do tej zerowki… moze nawet uda sie go dac do postawowki w wieku 6lat ale wszystko pokolei… jestem jdyna mama z 2 mam z grupy syna ktora chce wyslac 5 latka do zerowki reszta mam zostawia w przedszkolu…szkoda ze w Polsce wyrzawdzamy krzywde maluchom…

  32. Wreszcie głos rozsądku w sprawie edukacji dzieci. W Polsce gloryfikowana jest rola przedszkola, a bagatelizowana szkoły. I Ci rodzice wszędzie i wszystkim doradzający… Najlepiej chodzić w słuchawkach na uszach.

  33. I jeszcze jedna sprawa, zostawić w przedszkolu małe dziecko na cały dzień jest według rodziców spoko, a posłać do szkoły, gdzie może wreszcie zacząć naprawdę poznawać świat (mimo że jestem krytykiem polskiego programu nauczania), to z dwojga złego preferuję posłać dziecko wcześniej do szkoły, niż trzymać je w przedszkolu, gdzie program „nauczania” i sprawowania opieki jest taki jak 60 lat temu.

  34. Będąc w rozterce trafiłam na Pana artykuł. Moja córka skończy 6 lat w grudniu i teoretycznie może iść do pierwszej klasy. Mieszkam za granicą, program jest intensywniejszy niż w Polsce, problem jest bardziej złożony niż powiedzenie jak jest w UK, USA czy w innym kraju, liczą się osiągnięcia tych systemów. USA nie jest mi zupełnie znane, ale UK dobrze pan wie, że znaczna część społczeństwa nie dochodzi do liceum, naukę kończą na poziomie middle school. Jasne że program jest powalający dla 5 i 6 latków, ale trzeba spojrzeć na osiągnięcia dzieci.

  35. Tekst napisany w sposób kontrowersyjny , krzykliwy i tendencyjny. Ma zmuszać do dyskusji , a powoduje lekki niesmak- coś jak artykuły pisane w np. w Fakcie.Do tego ujmuje I wyśmiewa w nieśmieszny sposób rodziców ,którzy może po prostu nie chcą wysyłać swoich dzieci do smutnych murów polskiej szkoły . Nasze realia edukacyjne nie są w żaden sposób nawet zbliżone do tych w Anglii , czy w Stanach , a już w ogóle nie są podobne do np. fińskich standardów , gdzie szkoła jest miejscem przyjaznym i rozwijającym różne kompetencje małego człowieka. Moje dziecko jest bardzo rezolutne i mądre, ale do szkoły w wieku 5 lat go nie wyślę, bo nie widzę takiej potrzeby.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *