Relacja z Blog Forum Gdańsk 2014
i o zmianach jakie się tam dokonały.
Miejsce, które zmienia uczestnika
Blog Forum Gdańsk zmusił mnie to wielu przemyśleń. Wiele pytań, po raz pierwszy odkąd założyłem bloga, pojawiło się w mojej głowie właśnie tam. Co ja tu w ogóle robię? Dlaczego to robię? Czy ja w ogóle pasuję do tych ludzi? Niektóre pojawiały się podczas paneli, inne gdy samotnie wędrowałem korytarzami, a jeszcze inne były zadawane wprost przez innych. Jednym z takich pytań, było oczywiste pytanie: „skąd pomysł na pisanie bloga?”. I na początku złapałem się na tym, że nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Nie potrafiłem sobie przypomnieć dlaczego w październiku ubiegłego roku napisałem pierwszy post. A później kolejny i kolejny. Na tematy tak różne i czasem tak sprzeczne ze sobą, jak to tylko było możliwe. I takim stylem, że dzisiaj ja sam (a do perfekcji mi jeszcze daleko) łapię się za głowę. Skąd we mnie wzięła się ta determinacja? I dlaczego w lutym dokonałem zmiany, która w pół roku zaprowadziła mnie do Blog Forum Gdańsk, czyli miejsca o którym marzy wielu blogerów?
Quo vadis Ojcze?
Odpowiedź odnalazłem podczas panelu o prywatności (swoją drogą najlepszego z paneli na BFG). Paweł Tkaczyk zadawał uczestnikom właśnie takie pytania: Po co wam to? To jest kreacja czy to jesteś prawdziwy Ty? I wtedy znalazłem odpowiedź. Bo na blogu nie jestem taki sam jak na co dzień. Czy jestem mniej prawdziwy? Niekoniecznie. Moim zdaniem jestem nawet bardziej prawdziwy. Na blogu, mogę mówić wprost o tym, co myślę. Nie obchodzą mnie wtedy społeczne konwenanse. Nie boje się, że kogoś urażę. Bo jeśli pokłócę się z sąsiadem, to dalej będę mieszkał obok. A jeśli na blogu napiszę coś, co nie spodoba się jakiemuś czytelnikowi, to on po prostu pójdzie gdzie indziej. Dlatego też piszę. Bo tutaj, mogę być sobą. Tym najprawdziwszym. Mogę napisać, że uważam ludzi dających klapsy za nieudaczników, mogę napisać, że wzruszają mnie zasypiające dzieci i mogę napisać, że popłakałem się na filmie Niemożliwe. W rzeczywistości, gdy spotkam się z kumplami przy piwie, to raczej nie będę się dzielił takimi przemyśleniami. Nie będę aż tak emocjonalny. Bo nie na tym opiera się nasza relacja. Jedyną osobą, z którą do tej pory dzieliłem takie myśli, była i jest moja żona. Jej zawsze mogłem powiedzieć wszystko. Jednak czasami pojawiały się w mojej głowie myśli, które chciałem wykrzyczeć całemu światu. Myśli, które nie dawały mi spokoju. Myśli, które uważałem za tak ważne, że rozsadzała mnie od środka wiedza, że nikt inny się o nich nie dowie. I kiedy ilość tych myśli przekroczyła dopuszczalne granice, w efekcie powstał Blog Ojciec.
Moje myśli
Bo ja po prostu potrzebowałem takiego miejsca. Miejsca, w którym mogę pokazać kim jestem. Miejsca, dzięki któremu wiele ludzi przestanie mnie pochopnie oceniać na podstawie takiej czy innej sytuacji. Miejsca, w którym uda mi się nawiązać relacje z ludźmi, którzy zaakceptują mnie takiego jakim jestem. Bez maski. Uczuciowego gościa, któremu zależy na tym, żeby mieć szczęśliwą rodzinę i dobre relacje z ludźmi. Któremu zależy na tym, żeby inni ludzi też byli szczęśliwi. Któremu zależy na tym, żeby mieć miejsce, gdzie określi samego siebie uczuciowym i nie zostanie wzięty za pedała (geja?). I cieszę się, że mam takie miejsce. Cieszę się, że mam czytelników, z którymi udało mi się nawiązać pewien rodzaj relacji, na której każdy korzysta. Z której zarówno ja, jak i wy, wyciągacie określoną wartość. To właśnie dzięki tej więzi, ja mam ochotę dalej pisać. Dzięki temu, że mnie czytacie, że odwiedzacie i że komentujecie. To jest dla mnie w dalszym ciągu niesamowite, ale w ciągu tych sześciu miesięcy, odwiedziły mnie tutaj setki tysięcy ludzi i każda z nich wpłynęła na kształt tego bloga. Na moje pisanie. Na moje życie. Miło jest mi pomyśleć, że w jakimś stopniu ja również wpłynąłem również na te osoby. Że choć trochę pomogłem w ich rodzicielstwie. Że pomagając im, pomogłem też ich dzieciom. Bo ja uparcie wierze w efekt motyla. I wierzę, że te drobne zmiany dzisiaj, mogą stać ogromnymi zmianami w przyszłości. I bardzo wam za to dziękuję.
Bez was…
Dziękuje wam, bo bez was, nie byłbym tutaj, gdzie jestem dzisiaj. Nie trafiłbym w ubiegły weekend na Blog Forum Gdańsk. Nie poznałbym osobiście Tomka Tomczyka i nie usłyszał od niego kilku słów wsparcia dla moich działań. Nie poznałbym Andrzeja Tucholskiego, z którym znamy się już czas jakiś, ale pierwszy raz udało nam się spotkać twarzą w twarz. Nie poznałbym też osobiście tak wielu piszących rodziców, których podczytuję, wśród których na pewno muszę wymienić Kubę i Marysie, którzy się mną zaopiekowali, w tym nowym dla mnie środowisku.
Bo to trzeba przyznać, że jako osoba po raz pierwszy uczestnicząca w BFG, można poczuć się lekko wyobcowanym. „Wszyscy się już przecież znają” i „wciąż te same gęby”. I w pewnym sensie trochę tak jest, że wiele osób się zna i jak jesteś nowy, to lądujesz poza tym kręgiem. Ale z drugiej strony „wciąż te same gęby”, to jakieś 20-30 osób. Na 300! Więc jeśli tylko człowiek jest otwarty na nowe znajomości, to zostaje nam w dalszym ciągu paręset niesamowitych ludzi do poznania. Tak jak mi się udało poznać dwie świetne dziewczyny z Samolotowoo i Innooka. Ja nie czytam ich blogów, one mojego (nie oszukujmy się :), ale nie zmienia to faktu, że bardzo dobrze nam się rozmawiało. W końcu większość ludzi na BFG, to po prostu fajni, otwarci i ciekawi życia ludzie. I z takimi ludźmi zawsze znajdzie się wspólny język.
Prelekcje
Zresztą ludzie na BFG są ważni, ale równie ważne są prelekcje i panele. I o ile panele nie wyrwały mnie z fotela (miały raczej wartość rozrywkową, a nie edukacyjną), o tyle już same prelekcje w większości były niesamowite. O prelekcji Michała Szafrańskiego powiedziano już chyba wszystko, więc dodam tylko, że jeśli ktoś prowadzi bloga, to obecnie koniecznością jest śledzenie poczynań tego pana. Tym bardziej, że od czasu zakończenia jego prelekcji, do dnia dzisiejszego, on w dalszym ciągu produkuje treści, które są jej uzupełnieniem. Jak bardzo jest to niesamowite? Michał, naprawdę wielki szacunek. Niemal równie ogromne wrażenie wywołały na mnie jeszcze dwie prelekcje. Prelekcja Pani Joanny z Jesteś Marką i prelekcja Konrada z Halo Ziemia. I najlepszym elementem Blog Forum Gdańsk jest to, że te osoby po zejściu ze sceny nie wchodzą do jakiegoś VIP Roomu, tylko można do nich podejść i na spokojnie porozmawiać. O prelekcji, o blogowaniu, a nawet o życiu i śmierci.
Czy warto?
Po powrocie jedna znajoma osoba, zapytała mnie czy było warto? W końcu dla mnie to było prawie półtora tysiąca kilometrów w dwie strony! I miałem nadzieję, że ten post będzie odpowiedzią na to pytanie, ale na wszelki wypadek dodam jeszcze jedno zdanie: Zdecydowanie warto. To prawda, że czasami krążyłem po terenie imprezy i nie widząc żadnej znajomej twarzy, nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić, a podejść do ludzi których nie znam trochę się „wstyda majestatu”. W końcu co miałbym im powiedzieć? :) Z drugiej jednak strony wiele razy się pozytywnie zaskoczyłem, gdy jedna czy druga osoba, gdy usłyszała że jestem Blog Ojciec, to witała się ze mną drugi raz, znacznie radośniej niż za pierwszym razem :). I te wszystkie sytuacje dały mi jasny sygnał: jest dobrze, ale musisz dalej pracować nad sobą i nad swoim warsztatem. Jesteś na dobrej drodze, ale jeszcze wiele kilometrów przed Tobą, zanim gdzieś dojedziesz. I to jest świetna informacja zwrotna. Świetna motywacja. I ona się teraz doskonale miesza z drugą rzeczą, którą uzyskałem dzięki tegorocznemu BFG. Czyli lepszemu zrozumieniu mojego blogowania. Zrozumieniu po co to robię i dla kogo. I jest wartość, której nie da się wyrazić inaczej niż słowami: „Dziękuję. Wykonaliście kawał dobrej roboty.”
A gdyby ktoś mnie, nowicjusza, pytał o ewentualne porady, to odsyłam do Zombie Samuraja, bo on powiedział już wszystko na ten temat.
Prawa do zdjęcia należą do .
Z tym opiekowaniem to polecam się na przyszłość – cała przyjemność po naszej stronie!
PS. Pozdrowienia dla żony!
Dziękuję w imieniu żony i ona również pozdrawia :)
Niby proste pytanie, to i odpowiedz powinna być prosta. Po co to robię? Ale w gonitwie codzienności chyba łatwo zapomnieć po co się to wszystko zaczęło, dlatego warto sobie pytanie o sens co jakiś czas stawiać. I to nie tylko w odniesieniu do blogowania.
W sensie, że to nie wszystkie pytania na które musiałem sobie odpowiedzieć? O rany :) Chyba muszę zrobić sobie przerwę :)
A tam przerwa, jak już zacząłeś, to idź za ciosem – analiza wszystkich sfer życia rodzinnego i zawodowego (bo blogerskie już przemaglowałeś) ;)
W sumie można i tak :) A dopiero potem wziąć sobie wolne :)
Dzięki za bardzo miłe słowa. Mam nadzieję, że Twój blog jeszcze bardziej nabierze rozpędu po BFG :)
Dzięki!
Ej, ale dlaczego dałeś zdjęcie z moją żoną jak siedzicie w PINK-DARKROOMIE? :)To miało zostać między nami!
I do zobaczenia na kolejnych imprezach! Na Blogowigilii też możemy razem pograndzić! :)
Wpadłbym, ale nie chcę babci zajeżdżać i znowu zostawiać jej dzieci :) A dla całej rodziny to raczej też event nie jest, bo moje dzieci koło 19-20 już idą spać :)
W samych superlatywach, aż przesadnie chyba.
Inni narzekali, to ja mogłem trochę posłodzić :) A na poważnie, nie jestem zwolennikiem długiej formy i nie chciałem się bardziej rozpisywać. Jeśli chodzi o moje rady na temat zmian, to całkowicie popieram Pawła: http://www.zombiesamurai.pl/2014/10/blog-forum-gdansk-2014/
Nie lubimy się z Pawłem więc nie poczytam. ;)
Yyyy, nie mam pojęcia kim jesteś, a co dopiero, żeby mieć jakieś zdanie na Twój temat o.O
Ok. Doceniam w takim razie jaśnie blogerze drogi, że w ogóle zechciało ci się zdrapać nieco naskórka i zetrzeć nieco srebrnego lakieru z klawiatury odpowiadając tak nic nie znaczącemu i nieznanemu osobnikowi z internetu jak mi na komentarz. Hallelujah! (wyszedł po dłuto by wyryć datę 01.11.2014 w kamieniu z racji tego, że TEN paweł zwrócił na niego uwagę, mimo, że nic nie znaczy i nie ma zdania na jego temat – gimnazjalny emot o.O / -_-’ / <('.'<) – pick ur favourite)
Nie chodzi o odpowiadanie cwaniaku, tylko o fakt, że ogłaszasz publicznie jakąś rzekomą relację między nami i to jeszcze z jakiegoś powodu negatywną z mojej strony, a takiej relacji nie ma. Nie wiem po co to robisz, ale daruj sobie.
Cwaniaku – nie znamy się! Wypraszam sobie.
Jedna z lepszych relacji! I bardzo mi w smak, że z punktu widzenia „nowicjusza”, czyli myślę, czymś nowym w blogosferze, żeby się tym chwalić. Bo dziś wszyscy są „znani i lubiani” i tłumy do nich garną ;) Szacunek za Twoją pracę! Widuję Cię od dawna, czas się rozejrzeć co u Ciebie grane (i pisane).
Dziękuję :) Ja myślałem, że się u Ciebie nie odnajdę (bo ja herbaciany jestem, a nie kawosz), ale jednak mnie wciągnęło :)
Czy czytasz przy kawie, czy przy herbacie, nie ma znaczenia. To nie kawa u mnie pobudza ;) Powiem Ci, że nawet dział dziecięcy mam, i ojciec się pojawia, tylko w kamuflażu, więc się odnajdziesz ;)