|

Tata, rodzicem drugiej kategorii

w oczach świata.

Powoli znajduję coraz więcej artykułów na portalach około dziecięcych, mówiących że rola ojca sprowadza się do bycia na każde wezwanie matki lub dziecka. „Opiekuj się swoją żoną, ona tego potrzebuje”, „Bądź przy dziecku, kiedy ono tego zachce” itp.

Podsumowując: Pozwól matce swoich dzieci wiązać się z nimi silną więzią, a sam stój z boku, dopóki nie zostaniesz wywołany do tablicy. Bo tak. Bo jesteś tylko ojcem. Apogeum osiągnął tato.net, na którym znalazłem Dekalog Ojca (warto go przeczytać przed dalszą lekturą).

„Ojcze, zapracuj na swój autorytet”

No wybaczcie, ale osobę, która napisała zdanie powyżej kierując je wyłącznie do ojców, należałoby poważnie przebadać. Rozumiem, że matka ma autorytet nadany prosto z niebios? Autorytet jest jak szacunek. I na pierwszy, i na drugi, należy sobie zapracować. Nie ma nic do rzeczy czy jesteś matką, ojcem, prezydentem czy papieżem. Jeśli nie zasługujesz na autorytet, to żadna funkcja społeczna nie sprawi, że nagle zaczniesz nim być.

Ojciec ≠ rodzic ?

Ten dekalog byłby jak najbardziej na miejscu, po dokonaniu dwóch drobnych zmian. Należałoby zastąpić słowo Ojciec, słowem Rodzic, a słowo Matka, słowem Partner. Nie wiem skąd się bierze przeświadczenie niektórych matek o ich omnipotencji (nie mylić z potencją) względem wychowania dziecka (i męża). Ojciec ma taki sam wpływ na rozwój swoich dzieci, jak matka. Ustawianie jakichkolwiek, jednostronnych zasad współpracy, jest najlepszą drogą do zniszczenia relacji między tatą i dzieckiem oraz pomiędzy rodzicami.

Wspólnota

Tym dla mnie jest rodzina. Wspólnotą. Decyzje podejmowane powinny być wspólnie. I te dotyczące „świata dorosłych” i te dotyczące dzieci. Na takiej podstawie tworzy się zdrowe relacje i szczęśliwą rodzinę. Dlatego jeśli uważasz, że Twój mąż jest jedynie dodatkiem do wychowania dziecka, proszę Cię o ponowne rozpatrzenie tego. Spróbujcie razem wypracować jakieś zasady. Zaangażuj go w wychowanie, zamiast przydzielać mu obowiązki. Obiecuję, że zobaczysz poprawę i w wychowaniu dziecka i w relacja partnerskich. Jeśli Ci się to uda, możliwe, że zostaniesz nawet wynagrodzona takim widokiem:

baby-22194_640

Prawa do zdjęcia należą do Pixabay.

Podobne wpisy

46 komentarzy

  1. Jak to napisać, żeby nie zabrzmiało, że uprzedzona jestem, a jednie pod pewnymi względami doświadczona. Hm…
    Nie chcę tu pisać o równym i nierównym traktowaniu rodziców obu płci, bo uważam, że bez względu na płeć człowieka powinno oceniać się ze względu na to jaką jest osobą, a nie jaką płeć prezentuje (wiem, że tak nie jest, wystarczy przyglądnąć się sprawom ojców niejednokrotnie słusznie walczących o prawo do opieki nas swoimi dziećmi, żeby zrozumieć jak w naszym społeczeństwie traktuje się męską cześć rodzicielstwa. Dlaczego? Pewnie dlatego, że traktuje się ich przez pryzmat innych ojców i zakorzenionego w nas przeświadczenia o tym, że jednak facet to się za bardzo w wychowanie dzieciaków nie angażuje… Skąd z kolei to, o tym za chwilę).

    To jest tak, jak gdzieś kiedyś przeczytałam, że każdy może zostać ojcem, ale tylko ktoś wyjątkowy zostaje tatą. Analogicznie każda może zostać matką, jednak tylko te wyjątkowe stają się mamami, mamusiami…

    Zgodzę się z Tobą, że wspólnota, wspólne podejmowanie decyzji, partnerstwo, to niezwykle ważne kwestie, gdy mowa o związku. Dodałabym do tego jeszcze zaufanie i wzajemny szacunek (choć to w partnerstwie zawierać się może) i wtedy to już w ogóle byłaby bajka. Prawda jest jednak taka, że brakuje tu jeszcze jednego maleńkiego szczególiku, a mianowicie tego, że żeby tak dobrze (czytaj dobrze, niekoniecznie łatwo, bo rodzicielstwo łatwe nie jest) było to chcieć tego muszą dwie strony. A że człowiek niezwykle wygodnym stworzeniem jest i do tej wygody szybko się przyzwyczaja w rzeczywistości często wygląda to tak, że po prostu sobie „coś” odpuszczamy obarczając tym samym drugą stronę dodatkowymi obowiązkami (tym „czymś”).

    Z mojego doświadczenia, z moich obserwacji (poczynionych po rodzinie, znajomych, itp) wynika to, że częściej odpuszczają sobie panowie właśnie (choć to nie reguła, bo znam i takich naprawdę zaangażowanych w rodzicielstwo). I pomijam tu fakt, że znam związki, gdzie faktycznie to kobieta niczym kwoka dzieci pod skrzydłami przed ojcem chowa (a powodu ku temu nie ma), bo uważa, że nikt nie zrobi czegoś lepiej niż ona sama. Myślę, że takie sytuacje to jednak znaczna mniejszość przypadków, a panie podobne do tej opisane przeze mnie powinny ze spotkania z psychologiem skorzystać, bo raz że to nie zdrowe, dwa, że długo tak nie pociągną…

    Wracając jednak do sedna – czyli postawy odpuszczającej…
    Czy takie odpuszczenie czyni z danej osoby rodzica drugiej kategorii, nie mnie to oceniać – myślę, że to za parę lat ocenią same dzieci, bo tak jak piszesz więź sama od siebie się nie stworzy…, nie wzmocni…, nie utrzyma. Dzieciaki szybko dorastają i nim się obejrzymy wyfruną z gniazda, czy będą do niego chętnie powracać, odwiedzać… zależy tylko od nas.

    Tak więc niech piszą, niech radzą – życie takie porady i tak weryfikuje niejednokrotnie zupełnie się z nimi nie zgadzając. Jeśli chcesz być rodzicem, prawdziwym rodzicem po prostu nim bądź na 100%, a może i na 102 % 🙂 (bez względu na to czy jesteś mamą czy tatą).

    Co do dekalogu to zgodzę się z Tobą, że dotyczyć on powinien.obu stron. Nie czepiałabym się tego aż tak bardzo, że w tym przypadku skierowany jest on do Panów, to przecież grupa docelowa portalu stąd pewnie ta zagrywka.
    W wielu poradnikach, a także w sieci znaleźć można wiele dekalogów pisanych dla matek, czy to znaczy, że podobne wartości nie powinny dotyczyć ojców. Oczywiście, że nie…

    1. „każdy może zostać ojcem, ale tylko ktoś wyjątkowy zostaje tatą” – to jest zdanie, które uważam, ża fundament ojcostwa. Cały czas trzeba się starać i pracować.

      Masz również rację, że to panowie znacznie częściej odpuszczają. Pisałem zresztą już kiedyś o Panach, którzy brzydzą się dziecięcej kupy. Najłatwiej jest powiedzieć nie umiem i nie potrafię. Ja jednak na takie zdania reaguję: „chodź, pokaże Ci jak to się robi” i uważam, że żony takich „leniwych” tatusiów, powinny zastosować podobną metodę. Mama jako ta, która jest z dzieckiem od początku nieco bliżej, powinna wprowadzić tatę do świata dziecka. Teorię to on może znać (chociaż jest to wątpliwe :), ale praktycznego podejścia musi się nauczyć.

      PS. Co do praw ojców, akurat u nas w mieście było o tym dosyć głośno, ze względu na jednego, bardzo zdeterminowanego tatę:
      http://www.wiadomosci.bielsko.info/0,0,0,2904,0,bilbordami-walczy-o-dziecko,artykul,serwis.html
      Nie wiem jednak do dziś czy udało mu się osiągnąć porozumienie.

      1. Zgadzam się jak najbardziej.

        O akcji z bilbordami wydaje mi się, że słyszałam, a jeśli nie o tej to o bardzo podobnej, w każdym razie na pewno rzecz działa się gdzieś w moich bliższych lub dalszych okolicach.

  2. Mi się wydaje, że taka rola, rodzica odsuniętego od dziecka, niektórym facetom po prostu pasuje. On jest ojcem, zarabia na rodzinę, wraca zmęczony do domu, chce piwa i świętego spokoju. A dzieckiem niech się zajmie matka, bo przecież ma „instynkt”.
    U nas sprawdza się partnerstwo, bo obydwoje tego chcemy. Ja czasem ponarzekam, że mąż mało robi, ale która matka nie narzeka od czasu do czasu. Ale jeśli chodzi o syna, wychowujemy go razem. Mąż jest dla niego tatą, a nie ojcem, głową rodziny.

      1. U większości moich znajomych jest podobnie, ale nie zmienia to faktu, że rodziny z „ojcem, głową rodziny” istnieją i jest ich sporo.
        A o ojca się nie obrażaj, bo tak mi się skojarzyło;) Mało kto powie, „tata, głowa rodziny”;)

  3. Ale tego sobie kobiety nie wymyśliły:). To się nam wpajało od zarania dziejów, bo kobiety były od garów i niańczenia dzieci, a mężczyźni byli od utrzymywania domu.

    W twojej wypowiedzi widzę spory pierwiastek żeński, bo ja właśnie częściej obserwuje, że to kobiety mają dosyć, że mężczyźni nie robią nic przy dzieciach, nie nawiązują z nimi bliskich relacji. Ojców takich jak ty jest niewielu i to raczej apel do nich właśnie ( tej niechlubnej większości) powinien być skierowany bo robią Wam mniejszości czarny piar. Jak sie kobieta przez całe swoje życie od poczęcia napatrzy na ojca, który żył według tego stereotypu to trudno od niej wymagać aby wierzyła że może być inaczej. No chyba, że ma charakter kobiety walczącej to wtedy, będzie mężczyznę zmuszać:)

    1. W takim razie naszym obowiązkiem, jako obecnego pokolenia, jest pokazać naszym dzieciom inny, lepszy model rodziny.

      PS. Coś w tym pierwiastku żeńskim musi być, bo nie pierwszy raz o nim słyszę w opisie własnej osoby 🙂 Chyba muszę się poddać jakimś badaniom i przysłużyć się nauce.

  4. Ja z obserwacji i doświadczeń mam takie zdanie, że matka jakakolwiek by nie była, jest zawsze lepiej traktowana i w środowisku i sądzie niż ojciec – nawet jeśli byłby najlepszym ojcem na świecie.
    I to mnie bardzo denerwuje i wkurza mimo iż jestem kobietą. 🙂

    1. to ja powiem o takiej sytuacji, jesteśmy z mężem i córką u okulisty. Rutynowa kontrola, była wcześniakiem. Siedzimy sobie w kolejce, ja chora, a raczej przeziębiona i bez sił. Córka w foteliku. Podchodzi matka znajomej, gadka szmatka z nią. Mąż w tym czasie wziął małą na ręce bo marudna była, Ja dalej rozmawiam z mama koleżanki. Znajoma odeszła ale w zasięgu wzroku była. Poszłam zobaczyć czy pielęgniarka zapuszcza juz kropelki, a mąż trzymał małą na rękach. Po 2 tyg. spotykam się z ową koleżanką i mówi do mnie takie słowa ” Mama mówiła, że was spotkała u lekarza. Mówiła, że M. taki zakochany w małej, że ciagle ją tulił itd ale że Ty obojętna jesteś, jakby to nie było Twoje dziecko. Nie masz jeszcze instynktu co? ” Szczerze? Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Mąż od początku na równi ze mną zajmuje się córką. Jestem z niego dumna i szczęśliwa, że nie umywa rąk i nie powiela stereotypów. Ale z boku jeśli to ja nie mam córki na rękach tylko on, jestem matka bez instynktu macierzyńskiego. Smutne te nasze realia. Może jakby huknął na mnie i wyszedł na papierosa wtedy ja byłabym matką? Nie wiem… ale przeraża mnie punkt myslenia, że facet to od zarabiania, a kobieta to ma byc matka polka.

  5. Dla mnie nie jest ważne, czy mama jest ważniejsza czy tata. Stawiam ich na równi. Dalatego też taki tytuł mojego bloga.
    Jeżeli w małżeństwie dwoje osób potrafi się dogadać, to nic nie stoi na przeszkodzie. Najważniejsze to jest to, aby być, trwać.

    Pozdrawiam!

    1. Zgadzam się. Uważam jednocześnie, że trzeba niektórych uświadamiać, że takie podejście jest normalne. Czasami czuje się, jako aktywny w życiu moich dzieci tata, konieczność udowadniania, że nie jestem jeleniem. W sensie, niektórzy uważają taki stan rzeczy (współpracę partnerską), za abominację i gdyby tylko mogli to by pewnie na mnie egzorcyzmy przeprowadzili.

  6. Też to zauważyłam, ale jestem zdania, że w dzisiejszych czasach, w bardzo wielu przypadkach jest to krzywdzące.
    Pamiętam, jak na pierwszej wizycie położnej w naszym domu musiałam podpisać dokument, że wyrażam zgodę na przekazywanie mężowi informacji na temat naszych wspólnych dzieci! Rozumiem, gdyby mąż nie był ojcem – ok, ale jakim prawem ojciec ma mieć ograniczony dostęp do informacji medycznej, a matka nie?
    Całe szczęście jest coraz więcej zaangażowanych tatusiów i mam nadzieję, że dzięki nim za kilka lat ten stereotyp zniknie.

    1. Podobnie jest z aborcją. Mężczyzna chce dziecka, kobieta nie – dziecka nie ma. Mężczyzna nie chce dziecka, kobieta chce – mężczyzna ma ich obu utrzymywać. W ogóle nie chcę tutaj wchodzić w słuszność aborcji, a jedynie pokazać gigantyczne dysproporcje w „przywilejach”.

      To wyrażenie zgody o którym piszesz, pokazuje jak daleka jeszcze droga przed nami.

      1. Nie zgodzę się z porównaniem, w przypadku decyzji o posiadaniu dziecka, kobieta ma ten przywilej, bo ona będzie je nosić pod sercem, rodzić i karmić własnym mlekiem, poświęca duży kawał siebie w każdym wymiarze i w jakimś sensie to jest jej decyzja z naturalnych powodów, których nie da się przeskoczyć, mimo niewątpliwych zasług ojców, którzy pragną realizować partnerski podział obowiązków.

  7. Znajomy kiedyś zapodał fajną różnicę między ojcem a tatą.
    Ojciec to tylko biologiczny dawca spermy. A tata… to właśnie tata. Opiekun, autorytet i bohater dziecka. I na to drugie trzeba sobie zapracować. Znam ojców, którzy z tatą nic wspólnego nie mieli i znam wielu tatów, którzy nie są ojcami a jednak dla dzieci są najlepszymi tatami na świecie.
    Mam nadzieję być najlepszym tatą-bohaterem dla swojej córki 🙂

    1. Agnieszka poniżej ładnie to ujęła jednym zdaniem:
      „każdy może zostać ojcem, ale tylko ktoś wyjątkowy zostaje tatą”.

      Dobrze wiedzieć, że nie walczę sam 🙂

  8. Ja się przkonałam jak tata jest ważny dla dziecka, gdy mąż wyjechał na 9 miesięcy.

  9. Często faceci sami doprowadzają do takiego podejścia. Zazwyczaj przez własnych rodziców (w tym matki), którzy tak, a nie inaczej ich wychowali. Jak słyszę narzekania, że jakiś Pan Tata przyszedł z pracy, nic nie zrobi, a jeszcze ma pretensje, że obiad nie na czas to cóż… Szkoda mi tych kobiet wtedy. Do zaangażowania się potrzeba wykazać trochę swojej woli, a nie podejście „Ty jesteś matką”, a potem zestaw pretensji.
    Wersja partnerska się sprawdza. I to świetnie, bo dzieciak potrzebuje obojga rodziców i żaden, w żadny sposób nie da się zastąpić w 100%.

    1. Pokolenie naszych mam i babć też te wzorce wyniosło z domu. My jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może się temu przeciwstawić i najwyższa pora, żeby to zrobić. Mężczyźni do garów! 🙂

  10. Dobrze piszesz, ojcowie (tatusiowie) naszych czasów powinni przełamywać stare schematy, które wystarczająco już popsuły.
    Pamiętajmy tylko, że matki i ojcowie mają swoje role i jedni drugich nie są w stanie zastąpić. Nie mówię, że tata nie może odgrzać obiadu, a matka poleżeć na kanapie z piwkiem w ręku, ale np. mamy z reguły nie przepadają za zabawami w stylu podrzucanie dziecka po sufit, a tacie trudno być tak wrażliwym na emocje dziecka jak mamie – taka nasza natura. Kiedy jeden rodzic (tak samo mama, jak i tata) bez pojęcia chce być dla dziecka wszystkim, to nie idzie już o dobro dziecka, tylko ego rodzica.

    1. Ten stereotypowy ojciec z piwem w ręku przed telewizorem, będzie nas (facetów) chyba całe życie prześladował 🙂 Masz rację, że każdy ma swoje predyspozycje i niektóre umiejętności są niezastąpione.

  11. Podobny, choć z innej strony temat podjęłam u siebie na blogu w ostatniej notce. Wystarczy spojrzeć na reklamy w tv i mega hasła w stylu „wspieramy mamy” czy ” mamy zaufanie mam…” Nosz… kurde, czy wszystkie dzieciaki to jakieś półsieroty że tylko matka i matka?
    Zapraszam do siebie -> http://mamillowo.blogspot.com/

  12. Ja nie wyobrażam sobie wychowywać córki bez jej ojca u boku. Fakt narazie ja jestem ” ważniejsza” i „potrzebniejsza”. Ale biorąc pod uwagę więzi, które tworzą się każdego dnia nie mogę sobie wyobrazić, aby ojciec Chibi nie przebywał z nią i nie teorzył ich własnej, niezrozumiałej dla mnie relacji. Fakt czasem go pouczam, nie nie pouczam, przedstawiam mój punkt widzenia odnośnie opieki nad mała, ale tylko dlatego, iż przebywam z nią więcej. Tak czy siak, każdy rodzic jest ważny i każdy musi sobie na miłość dziecka zapracować

    1. Dobrze, że udzielasz rad, bo dziecko lubi rytuały i w przypadku braku między rodzicami dialogu dotyczącego wychowania, córka może się zrazić tym, że u jednego rodzica jest lepiej, a drugiego gorzej. Trzeba się wzajemnie wspierać i doradzać, co jest dobre dla dziecka i co sprawia mu radość.

  13. Ojciec w naszym kraju jest wciąż uważany za tego gorszego rodzica, czasem mam wrażenie, że w oczach niektórych jego rola powinna się sprowadzać jedynie do utrzymania dzieci. I jest to przykre, zwłaszcza gdy patrzy się na ojca i dziecko, którzy wzajemnie potrzebują siebie i kontaktu ze sobą i na to, jak ktoś* tę więź między nimi próbuje ograniczyć i zniszczyć…

    http://ja-pasjomatka.blogspot.com/2014/02/ojciec-gorszy-rodzic.html

    ktoś* – ex żona

    1. Zgadzam się, że w przypadkach kiedy rodzice się rozchodzą w złości, jest najgorzej. A już szczególnie, gdy ojciec stara się poukładać sobie życie i zacząć od nowa, a matka za jedyny cel swojego życia stawia sobie opacznie rozumianą zemstę.

      PS. Nie ma konieczności podpisywania się adresem bloga – trafię do Ciebie, przez profil Disqusa 🙂

      1. To nie byl podpis, tylko żeby się za bardzo nie rozpisywać, podrzuciłam link do konkretnego postu, w którym piszę o traktowaniu ojców zwłaszcza po rozwodzie, bo chcąc nie chcąc – siedzę w samym centrum sytuacji, w której widzę jakie są prawa ojca w tym kraju, a w zasadzie, że praktycznie ich nie ma. Tam też są linki do stron ojców, którzy niemal każde spotkanie z dzieckiem muszą sobie wywalczyć, a bywa, że i po przemierzeniu paruset kilometrów zostają wystawieni do wiatru i jedyne co im zostaje, to stać pod domem i tęsknie patrzeć w okno, bo przecież z policją się po nie nie pójdzie. Jeden z nich w długich prywatnych rozmowach pomógł mi być lepszym wsparciem dla męża. Stąd temat traktowania ojca jako mniej ważnego rodzica jest dla mnie szczególnie przykry, staram się wspierać męża i innych ojców – na tyle ile mogę. Jeśli mój głos pod jakąś petycją w obronie praw ojca ma znaczenie, to się pojawia. 🙂

        1. Nie napisałaś do czego to link, to założyłem, że podpis. Mea culpa 🙂

          A to o czym piszesz… nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. I nie wiem co bym zrobił, ale zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, żeby dzieci były ze mną. Nawet jeśli musiałbym z nimi uciec na koniec świata.

          1. My się staramy, ale polskie prawo jest jakie jest, a nie ułatwia sprawy to, że matka robi dzieciakowi, coś w rodzaju prania mózgu. Jak już się udało do nas przyjeżdżał, to miał swoje obowiązki, nic wielkiego – wyprowadzanie SWOJEGO psa (którym na codzień my się zajmujemy), pościelenie łóżka rano, czy wyniesienie do prania lub spakowanie brudnych ciuchów (zależnie od tego czy u nas zostawiał, czy brał do domu). Nic przerażającego, ciężkiego – ot, naturalne sprawy, które dzieci w jego wieku robie zwalała mu na wszystko. Tymczasem jego matka zaczęła go podburzać, że go wyzyskujemy, że sobie nie może na to pozwalać, a w domu dawała mu totalny luz, nie wymagała niczego i pozwalala na spędzanie długich godzin przy komputerze (u nas miał go ograniczonego), co skutkowało wyglądem ich domu jakby tornado przezeń przeszło. Jej dom – jej sprawa, ale wiadomo – dziecko woli luz i brak obowiązków. Poza tym urodzenie przeze mnei dziecka to była woda na jej młyn – zaczęła młodemu wkręcać, że już nie jest dla ojca ważny. Próby wezwania opieki społecznej to już całkowita paranoja. Jak ktoś wierzy, że są to niezapowiedziane kontrole, to niech się pozbędzie złudzeń – panie grzecznie dzwoniły, że w związku z otrzymaną informacją w dniu takim a takim przyjdą sprawdzić czy dziecko nie jest zaniedbywane i warunki w domu. Oczywiście przyjmowała ich wzorowa gospodyni w czyściuteńkim domu – Bree z „Gotowych na Wszystko” mogłaby blado przy niej wypaść. Zabranie go rowna się wizycie policji i oskarżeniom o porwanie. :/ No, ale dla polskich sądów lepsza byle jaka matka niż najgorszy ojciec.

            Na koniec taki smaczek – kobieta ponoć regularnie sobie wyjeżdża zostawiając dziecko bez opieki, nie zabezpieczając mu przy tym właściwie jedzenia i nie informując o tym nikogo. Ja wiem, że może młody nie taki znów mały, bo właśnie do gimnazjum poszedł, ale czy to ją usprawiedliwia? Dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem – mąż w niedzielę pojechał do swojego miasta na wybory i podjechał do syna, pod domem zaczepili go sąsiedzi dlaczego to dziecko od CZTERECH dni jest bez opieki.

            I drugi smaczek – niedawno baba dzwoniła, że sobie z młodym nie radzi, że jak zaczęła od niego wymagać, to ma to gdzieś. Oczekiwała, że mąż przez telefon „przywoła go do porządku”, tak jakby to było możliwe po paroletnim burzeniu jego autorytetu u dziecka.

            Czy zostaje, niczym w „Samych Swoich”: „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi byc po naszej stronie”?

          2. My się staramy, ale polskie prawo jest jakie jest, a nie ułatwia sprawy to, że matka robi dzieciakowi, coś w rodzaju prania mózgu. Jak już się udało do nas przyjeżdżał, to miał swoje obowiązki, nic wielkiego – wyprowadzanie SWOJEGO psa (którym na codzień my się zajmujemy), pościelenie łóżka rano, czy wyniesienie do prania lub spakowanie brudnych ciuchów (zależnie od tego czy u nas zostawiał, czy brał do domu). Nic przerażającego, ciężkiego – ot, naturalne sprawy, które dzieci w jego wieku robią. Tymczasem jego matka zaczęła go podburzać, że go wyzyskujemy, że sobie nie może na to pozwalać, a w domu dawała mu totalny luz, nie wymagała niczego i pozwalala na spędzanie długich godzin przy komputerze (u nas miał go ograniczonego), co skutkowało wyglądem ich domu jakby tornado przezeń przeszło. Jej dom – jej sprawa, ale wiadomo – dziecko woli luz i brak obowiązków. Poza tym urodzenie przeze mnei dziecka to była woda na jej młyn – zaczęła młodemu wkręcać, że już nie jest dla ojca ważny. Próby wezwania opieki społecznej to już całkowita paranoja. Jak ktoś wierzy, że są to niezapowiedziane kontrole, to niech się pozbędzie złudzeń – panie grzecznie dzwoniły, że w związku z otrzymaną informacją w dniu takim a takim przyjdą sprawdzić czy dziecko nie jest zaniedbywane i warunki w domu. Oczywiście przyjmowała ich wzorowa gospodyni w czyściuteńkim domu – Bree z „Gotowych na Wszystko” mogłaby blado przy niej wypaść. Zabranie go rowna się wizycie policji i oskarżeniom o porwanie. :/ No, ale dla polskich sądów lepsza byle jaka matka niż najlepszy ojciec.

            Na koniec taki smaczek – kobieta ponoć regularnie sobie wyjeżdża zostawiając dziecko bez opieki, nie zabezpieczając mu przy tym właściwie jedzenia i nie informując o tym nikogo. Ja wiem, że może młody nie taki znów mały, bo właśnie do gimnazjum poszedł, ale czy to ją usprawiedliwia? Dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem – mąż w niedzielę pojechał do swojego miasta na wybory i podjechał do syna, pod domem zaczepili go sąsiedzi dlaczego to dziecko od CZTERECH dni jest bez opieki.

            I drugi smaczek – niedawno baba dzwoniła, że sobie z młodym nie radzi, że jak zaczęła od niego wymagać, to ma to gdzieś. Oczekiwała, że mąż przez telefon „przywoła go do porządku”, tak jakby to było możliwe po paroletnim burzeniu jego autorytetu u dziecka.

            Czy zostaje, niczym w „Samych Swoich”: „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi byc po naszej stronie”?

          3. Skoro syn jest już w gimnazjum, to może nie potrzebne są kontrole, a wystarczy rozmowa pracowników opieki z nim? Przecież wie, że mama go zostawia. Wie, że przyprowadza różnych facetów do domu. Wie, że ma problem z alkoholem. Jeśli to nie zadziała, to pozostaje tylko współczuć i łapać się za głowę, nad tym jak działa polski wymiar sprawiedliwości. Tak czy inaczej, wytrwałości w walce i wiary w to, że cel może być osiągnięty.

          4. Młody wie jak jest, ale obecnie (3 lata bezskutecznej walki) doszło do sytuacji, że u matki mu wygodnie, bo nie ma wymagań, pozwala gnić przy kompie, nie sprawdza lekcji, nie goni do nauki, a jak cytując „drze ryja” to zamyka sie w swoim pokoju i włacza glośno muzykę. Taki pech, że walka z polskim sądownictwem ciągnęła się aż do jego wejścia chyba w najgłupszy okres dzieciństwa. Pocieszamy się myślą, że nie pali i nie pije, ale mamy obawy, czy ta tendencja się utrzyma.

            Rozmowa z tym dzieckiem przy matce, która wszystko słyszy, zawsze się kończy tym, że mówi, że wszystko ok, bo jakby powiedzial coś innego, to by mu komputer zabrała. Jakby nie można było gdzieś na osobności, może by się zdecydował na szczerość.

            Matke też, jak przychodzi co do czego, to udaje biedną nieszczęśliwa, katowaną przez ex-męża sadystę, co to alimentow nie płaci (płaci) i pewnie dziecko jej chce zabrać, żeby ona jemu placiła (pomimo iż starsi synowie, pelnoletni, jej stanowiska nie potwierdzają).

            Wymiar sprawiedliwości u nas to jakaś kpina, jak trzeba- zero reakcji, ale babci bedą chcieli wnusia zabrać do rodziny zastępczej (której w dodatku państwo, znaczy – my wszyscy – zapłaci za opiekę), bo ich zdaniem dziecko przekarmia. Ja nie oczekuję, że będzie działał jak w Norwegii, bo tam momentami to przesada, ale niech zacznie w końcu patrzeć na dobro dziecka, a nie na sztuki teatralne odgrywane przez matki. Dobrze, że ojcowie się w końcu zaczynają zbierac i walczyć, zamiast podkulac ogony i odpuszczać, może w końcu coś się zmieni.

          5. Też się cieszę, ze zmieniającej się tendencji. Widzę, że ojcowie zaczynają coraz odważniej działać. Bo walczyć trzeba. Nie „o swoje”, ale o dobro dziecka. Jeśli uda wam się coś wywalczyć, to liczę na jakieś nagłośnienie tego, żeby pokazać innym, że nie warto się poddawać.

            PS. Jeśli dziecko cały dzień na komputerze spędza, to może wykorzystać Skype do utrzymania relacji? I rozmów bez obecności mamy?

          6. Łatwiej byłoby porozmawiać w grach online, w które ucieka. 😉

            A problem już na tym etapie ci, których dotyka, starają się naglaśniać, powstało kilka stowarzyszeń gdzie ojcowie mogą szukac pomocy w egzekwowaniu swoich praw, bo matka, swoje prawa ma tak jakby z urzędu. Nawet po wpisaniu w google „centrum obrony praw matki” wiekszośc wyników wyszukiwania i tak dotyczy praw ojca. 😉

          7. Przyznam, że cieszę się z takiego obrotu spraw. Dobrze, że ojcowie się organizują, bo lada chwila, to mężczyźni będą musieli wychodzić na ulicę i walczyć o równouprawnienie.
            Mężczyźni są dyskryminowani nie tylko w kwestii opieki nad dziećmi, ale coraz częściej w innych dziedzinach życia. Polecam też obejrzeć popularny ostatnio film: https://www.youtube.com/watch?v=A7l9kk6isgw

          8. Świetny film, krótki, a bardzo wymowny i niestety prawdziwy. Podobnie jest z gwałtem (który też jest formą przemocy). Jak kobietę zgwałcą, to choćby miała bardzo prowokujący strój i zachęcała wcześniej swojego oprawcę, to powiedzą, że nic mu jego czynu prawa nie dało. Jak mężczyznę zgwałcą… „przecież nie da się zgwałcić mężczyzny, bo oni zawsze mają ochotę na seks”. Do tego jeszcze dochodzi przemoc psychiczna i szantaż emocjonalny: „albo …, albo więcej dzieci nie zobaczysz”. Przykładów można mnożyć.

  14. Eeee dla mnie to trochę chore.
    Jestem już duża i wiem że to kobieta jest w ciąży i rodzi dziecko a facet – nie. Ale jak już się dziecko urodzi to oboje są rodzicami. Nie widzę powodu dla którego miało by się oddzielnie podchodzić do każdego z rodziców. Matka od ojca różni się tylko tym że matka karmi piersią – czego facet nie jest w stanie zrobić. Może brzmi to śmiesznie i głupio ale tak jest – oboje powinni się w równym stopniu opiekować dzieckiem, troszczyć, uczyć itd. To że kobieta urodziła nie znaczy że to dziecko jest bardziej jej niż jego.
    W końcu matka i ojciec tworzą rodzinę, są (powinni być) jednością więc dlaczego „rozdzielać ich” gdy mowa o wychowaniu małego dziecka.

  15. Niestety dekalog mi się nie wyświetla.

    Wszystko, co zostało zawarte w tym artykule jest zbieżne z moimi poglądami na…tatę. Mój właśnie taki jest. I może też dlatego … mam za wysokie oczekiwania wobec płci odmiennej. (czy w ogóle ludzi) – wg niektórych. No serio?

    Że rola ojca nie będzie zawężona do biologii i finansów, ale właśnie będzie pokazywał jak się jeździ na rowerze, będzie zjeżdżał na sankach z dzieckiem i otrze łzy po szczepieniu (swoje oczywiście 🙂 ). I będzie 10 raz tłumaczył całki podwójne albo inną magię tajemną. I stanie w obronie dziecka.

    Drogie PANIE! W nas jest moc, bo to my wychowujemy synów (ja jeszcze nie), ale ten syn będzie kiedyś ojcem i musi wiedzieć, że oprócz części przyjemnej w małżeństwie są też OBOWIĄZKI. Także związanej z dziećmi. No i kodeks rodzinny przytaczany w USC nakłada na małżonków obowiązki wobec siebie i dzieci.

    Polskie sądy opiekuńcze na szczęście doznają przebudzenia i coraz częściej po rozwodach przyznaje się ojcom opiekę nad dziećmi. Już nie ma „automatu” – że matka to ten lepszy rodzic. Jasne. To ona nosi to dziecko. To ona musi dojść do siebie po porodzie. Ma z dzieckiem silną więź biologiczną, ale rodzice są RÓWNI. Więc warto traktować ich na równi. I jeśli dziecko coś przeskrobie to też nie zżymać się na kobietę: jak matka cię wychowała? Tylko, co rodzice ci powiedzieli byś tego nie robił?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *