Śmierć zamknięta w puszce
Jest na wyciągnięcie ręki każdego z nas. Zachęca i kusi. Czeka tam na każdego, kto jest gotowy by po nią sięgnąć.
Ostatnio post o Danonkach zyskał drugie życie. W związku z tym, postanowiłem po raz drugi wziąć na warsztat temat nieodpowiednich produktów spożywczych dla dzieci. Tym razem trafiło na szeroką rozumianą colę (bez nazywania konkretnych firm) oraz ich naśladowców. W związku z tym, że popularność takich napojów jest spora (roczne spożycie coli w Polsce wynosi 56 litrów na osobę, czyli ponad litr tygodniowo – źródło), coraz więcej osób ma je pod ręką i coraz więcej osób przestaje mieć obawy przed podaniem jednej czy dwóch szklanek własnemu dziecku. W końcu my pijemy, to czemu ono nie może?
Eksperymenty
Każdy chyba słyszał o eksperymentach z colą i mentosami. Jeśli nie, polecam zajrzeć na youtube, bo to co ludzie stworzyli za pomocą tych dwóch produktów jest magiczne. Jest to chyba najlepszy (i najzdrowszy dla człowieka) sposób na wykorzystanie coli. Nie umieszczam tego filmiku tutaj celowo, bo nie chcę zaburzać właściwego przekazu. Dlatego skupię się na informacjach istotnych, bo ostatnio dotarł do mnie jeszcze jeden eksperyment. Zamiast mentosów, użyto mleka.


Ten muł to oczywiście nie są jakieś niesamowicie trujące substancje zawarte w coli, lecz zsiadłe mleko, które w ten sposób reaguje na kwas fosforowy zawarty w coli. Ten kwas występuje naturalnie w owocach i warzywach, jednak w niewielkiej ilości – gdy występuje większej, powinniśmy zacząć uważać (bo to nigdy sama substancja jest szkodliwa, ale zawsze jej dawka). Podobnie odradza się spożywanie kwasu fosforowego w połączeniu z cukrem czy kofeiną.
Przeprowadzono badanie, które udowodniło, że nadmierne spożywanie kwasu fosforowego i w efekcie przekraczanie jego dziennej dawki, prowadzi nie tylko do skrócenia długości życia ssaków możliwe, że nawet o 25%, ale prowadzi też m. in. do przewlekłych chorób nerek, zwapnienia żył i kłopotów z układem krwionośnym, wreszcie atrofii, czyli uwiądu mięśni i skóry (źródło).
Sam kwas fosforowy to nie wszystko
Jedna szklanka coli (250ml) to ponad 5 łyżeczek cukru (26,5g). Dodatkowo, jak czytamy na przepisy-dla-dzieci:
Kofeina zawarta w Coca-Coli, przy częstym spożyciu może powodować wzrost ciśnienia krwi, poprzez swój wpływ na ośrodkowy układ nerwowy oraz sercowo-naczyniowy. U dzieci połączenie sporej dawki cukru z kofeiną manifestować może bezsennością, problemem z koncentracją oraz nadpobudliwością, niemożnością uczenia się.
Podsumowanie
Nie chcę was tutaj przekonywać o jakiejś niesamowitej szkodliwości coli, bo sam od czasu do czasu ją piję. Tak, wiem to wszystko co napisałem powyżej i mimo wszystko ją piję (a na domiar złego nie zawsze samą! #pełnapatologia).
Poza tym każdy z nas jest dorosły i każdy sam może wyciągnąć swoje własne wnioski.
Jak już pisałem wcześniej, to nie substancje zawarte w coli są groźne, ale ich stężenie. Jedna puszka nie stanowi zagrożenia, a już na pewno nie dla dorosłego człowieka (chociaż w sumie wszystko zależy od tego jak celnie byśmy nią rzucili ;). Dlatego jeśli tylko nie będziemy wlewać w siebie jej nadmiernych ilości i zachowamy pozostałe elementy zdrowego trybu życia, to raczej nic się nam nie stanie. Nie ma co być przewrażliwionym.
Niemniej wiadomym jest, że dzieci (szczególnie małe), mają nie tylko zupełnie inne zapotrzebowanie na konkretne składniki (często dużo mniejsze), ale też znacznie łatwiej uzależniają się od intensywnych (szczególnie słodkich) smaków. Dlatego też, jeśli miałbym zostawić jedną myśl po tym artykule, to chciałbym, aby było nią odłożenie pierwszej inicjacji spożycia coli u naszych dzieci (jeśli już koniecznie będziemy chcieli), do jakiegoś rozsądnego wieku. Po prostu.
I nie, trzy, czterolatek ze szklanką coli, to nie jest rozsądny wiek.
Na koniec kampania, która mną wstrząsnęła
Tłumaczenie:
„Jeden… dwa… ciiiii…. ona liczy.
Ariel biegnie, jej małe nóżki chwiejnie biegną po chodniku. Jej pyzate palce z ledwością utrzymują puszkę z jej dzienną dawką pepsi. Biegnie dalej. Trucizna w ręce i uśmiech na twarzy, szuka kryjówki.
Trzy.
Zatrzymuje się, żeby zrobić łyk. Wypiła już 1460 puszek coli w swoim życiu, ma 5 lat. Podczas biegu oddycha ciężko, gdy jej płuca próbują dorównać tempa jej stopom.
Kayla ma 35 lat.
Cztery, pięć.
Liczy światła na suficie szpitalnego korytarza, kiedy wiozą ją na stół operacyjny. Wiszą nad nią, podczas gdy ona stara się zapamiętać wszystkie wspomnienia, które kiedykolwiek miała, związane z jej stopą. Jest umysł jest aż nadto świadomy, że to są ostatnie chwile, ostatni moment, w którym jeszcze ma stopę. Obwinia cukrzycę, jak gdyby ta choroba miała własny umysł. Lekarze obwiniają 12410 puszek z colą, które wypiła od czasów dzieciństwa.
Mała Ariel ledwo potrafi literować, ma 6 lat i nie ma pojęcia czym jest fruktoza czy dekstryna – Kayla też nie.. Przegrana, żyjąca w rozbitej rodzinie, próbuje po prostu odnaleźć cząstkę siebie na końcu tej butelki. Ariel zna jedynie uczucie bąbelków w buzi, ból który odczuwa w swoim brzuchu i wielkie słowa, jakich używa pan doktor do opisania jej stanu. Mówi on mamie, że jej nerki przestają pracować, poziom cukru jest zbyt wysoki, a na ból który odczuwa mama niestety nic nie może poradzić.
Kayla siedzi oparta w swoim wózku i stara się z niego wychylić, aby zerknąć w dół, ale nie może. Nie może zobaczyć kikuta, miejsca gdzie niegdyś była jej stopa. Nie może zobaczyć siebie, gdy spogląda w swoje odbicie, mimo że ono patrzy na nią. Stała się osobą, którą jest, ale nie może przestać. Butelka za butelką. Nie może przestać.
Sześć, siedem.
Kiedy Ariel ma 7 lat, znajdują jak umierającą za pluszowym misiem i przebitymi balonami, to były jej urodziny.
Osiem, dziewięć.
Słyszałam o śmierci wcześniej, ale przysięgam, że jest coś obcego w sposobie, w jaki zakrada się do ust siedmiolatki.
Dziesięć.
Co 10 sekund ktoś umiera na cukrzycę i w czasie recytowania tego tekstu, umarło kolejnych 15 osób. „
PS. U nas w domu obecnie cola ma takie same restrykcje jak alkohol i po prostu dzieci jej nie spożywają. Niemniej oczywiście każdy rodzic ma prawo do własnych zasad, kierując się dobrem jego własnych dzieci.
Eksperyment z colą pochodzi ze strony Popularnie.
Prawa do zdjęcia należą do Jannes.
Zgadzam sie w 100%. Jest jedno ale… Niestety nie zyjemy w tak pieknym swiecie, gdzie producenci super-slodkich napojow klekna na kolanach i bijac sie w serce powiedza, ze „tak, to nasza wina, nie pijcie Coli”…:) Ten filmik to satyra: http://www.upworthy.com/what-if-coke-told-the-truth-in-their-ads-it-would-look-something-like-this-and-theyd-be-ruined?c=ufb1
Pozdrawiam.
Kurcze, większość rzeczy sprawdzam, ale tego nawet nie podejrzewałem. Normalnie wstyd 🙂 Niemniej jak poszukałem, coca-cola wypuściła kilka kampanii przeciw otyłości. Nie były co prawda tak dosadne jak ta powyżej, ale były 🙂
He, he. Zdarza sie najlepszym… 😉 Ja niestety jestem bardzo cyniczna jesli chodzi o wielkie koncerny. Dla nich niestety tylko pieniazki sa wazne, ludzie nie. Nawet jesli jakas kampania przeciw otylosci byla, to oni na niej zarobili. Ja osobiscie nie widzialam zadnej, ale tez nie sledze wszystkiego co Coca-cola robi, bo mnie oni nie interesuja. Do picia tylko woda i moja dwulatka niestety musi jakos z tym zyc, poki co nie narzeka 🙂
Blog po za tym super! Jedyny blog, ktory czytam regularnie 🙂
Tak trzymaj!
„Jedyny blog, ktory czytam regularnie :)”
To chyba największe wyróżnienie jakie bloger może otrzymać 🙂 Nawet Blog Roku się chowa 🙂 Fajnie, że w końcu zdecydowałaś się odezwać 🙂
🙂
I podsumowaniem zastrzeliłeś mnie do reszty.
Przecież cola nie jest taka zła…można usłyszeć od wielu osób…jak się dziecko trochę napije nic mu nie będzie…ja jestem przeciwniczką dawania takich eksperymentów dziecku, nie daję też Kubusia, który przy dużych mrozach nie zamarza…ale przecież to samo zdrowie…jestesmy tak ogłupiani przez media, reklamy, że aż głowa boli…
Mój syn zaczął kiedyś strasznie wymiotować. Okazało się, że winne są soki Tymbarku (te mieszane, jabłko-mięta, pomarańcza-brzoskwinia). Wtedy też odkryłem, że moje dzieci mają jakiś wewnętrzny radar na chemię 🙂 Chociaż niestety u najmłodszego ten radar zawodzi, bo za colę (a próbował dosłownie z kilka łyków przez całe życie), to dałby się pokroić 🙂
Moje dziecko póki co pije tylko wodę…soki bardzo okazjonalnie…dopóki mogę nie podaję kiedyś nie będzie na to siły niestety:)
to nie są soki – napoje co najwyżej:)
Znamy to. Dziadkowie kupili kiedyś córce jakiś z tych wściekle czerwonych czy zielonych napojów. Mnie zamroczyło – normalnie powiedziałabym żeby sami sobie wypili, wtedy jakoś pomyślałam „nie no, w końcu to już nie dzidziuś, ma już pięć lat”… ta… jasne… Córka wypiła może z pół szklanki – kosztowało nas calusieńką noc i kolejny dzień wymiotów a później tydzień złego samopoczucia i bólu brzuszka. Na początku nawet o tym napoju nie pomyśleliśmy, podejrzewaliśmy rota, ale nie mogliśmy wyjść z podziwu, że w czasie choroby bardzo osób miało z nią styczność, a nikt nie zachorował. Potem przypomnieliśmy sobie o „soczku” i wszystko stało się jasne.
Wpis jak najbardziej ok, ale dane trochę błędne: w 100ml coli znajduje się 10,6g cukru, czyli w szklance (250ml) jest tego cukru 26,5g co nam daje niecałe dwie łyżki cukru- no ok dwie. I broń boże nie twierdze ze to mało! to strasznie dużo! chociaż akurat w jogurtach owocowych jest tego cukru dwa razy wiecej. Cola to trucizna- o tym dyskutowac nie bede. ale dobrze jest trzymac sie faktów 🙂
Chodziło o łyżeczki, mój błąd. Przyznaję się.
Brawa dla tego Pana! :))
Nie wiem co wy pijecie
Wersja zero nie zawiera cukru. Stąd nazwa. Ale aspartam i acesulfam K są środkami rakotwórczymi, więc wątpię, żeby było to lepszy wybór.
Właśnie „Pan” po raz któryś z kolei potwierdza jakim jesteś manipulantem. Ile jeszcze razy jeszcze będziesz osuwał moje komentarze? Nie mogę podzielić się swoją opinią. Tak ciężko jest zaakceptować że ktoś może mieć inne zdanie i chociaż trochę się zastanowić?.
Jeśli usuwam czyjeś posty, to zwykle też banuje użytkownika. Więc fakt, że możesz dalej pisać świadczy, że nic Twojego nie usunąłem. A zarzucając mi takie rzeczy jesteś na najlepszej drodze, żebym jednak bana Ci przydzielił. Niemniej to, co opublikowałeś na temat aspartamu zaciekawiło mnie na tyle, że postanowiłem zgłębić temat i zobaczyć czy jest w tym coś więcej.
Nie wiem w takim razie co się stało z poprzednimi dwoma postami? Napisałem że na zdjęciu jest Pepsi Max. Po za tym zapytałem czemu nie piszesz po prostu o cukrach w ogóle tylko uczepiłeś się akurat coca-coli a nie np: fanty czy innych zawierających duże ilości cukru produktów. Pisałem też o nowej coli life, że przecież jest słodzona naturalną stewią, nawet chciałem ją kupić żeby sprawdzić jak smakuje. Pisałem też o wodzie której śmiertelna dawka to jakieś 6 litrów na raz. Czytałem nawet artykuł o kobiecie która chciała się pozbyć toksyn i piła duże ilości wody, zmarła we własnym domu przed telewizorem. Było też o kofeinie. Śmiertelna dawka kofeiny znajduje się dopiero w 30 litrach energetyków. Ja np osobiście wolę wypić 0,5 litrowego blacka niż filiżankę kawy która mi strasznie żołądek zamula, jednak większość ludzi twierdzi, że lepsza kawa czy herbata niż te „okropne” energetyki. Wracając do cukru, też nie można całkowicie się go pozbyć z życia. Na kaca podaję się w kroplówce glukozę, po zawałach zresztą też, nasz mózg zużywa jej ogromne ilości. Nikomu niczego nie narzucam, zmuszam tylko do myślenia, zasiewam wątpliwości i cieszę się kiedy ludzie sami zaczynają się zastanawiać czy aby na pewno to przy czym uparcie się trzymają jest prawdę. Pozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę bo to w życiu najważniejsze.
Ale ja się nie uczepiłem coca-coli, tylko coli w rozumieniu „soda” – czyli słodzone napoje gazowane. Niestety nie mamy precyzyjnego polskiego odpowiednika. Co do kawy, energetyków, herbaty (?) czy wody (!?), to masz jakieś badania/linki?
http://urodaizdrowie.pl/wode-tez-mozna-przedawkowac-czyli-zobacz-jakie-produkty-w-nadmiarze-powoduja-smierc
Jeśli chodzi o wodę, to tak jak napisałeś w poście „dawka jest trucizną”. Nadmiar wody może doprowadzić do zaburzeń osmotycznych i elektrolitowych, co może stać się tragiczne w skutkach, nawet śmiertelne. Wiedza podręcznikowa.
P.S.
Ciekawy blog. Pozdrawiam
Ale ile tej wody trzeba by wypić?
jako zamiennik do kawy i coli szeroko pojetej polecam yerba mate 🙂 doskonale pobudza, nie podnosi cisnienia i jest genialna sama w sobie 🙂
Muszę sobie ogarnąć w końcu yerbę 🙂
Nieprawdą jest że nie podnosi ciśnienia. Zawiera kofeinę a niektóre odmiany dodatkowo Guaranę. Niektóre odmiany mają ich niewiele, inne mają ich mnóstwo. Sprawdziłem na sobie. Wybacz że nie przytoczę nazw gatunków, było to dośc dawno a te nazwy w obcym języku nie dają się zapamiętać 🙂 W każdym razie, dwie kompletnie inne odmiany Yerby, taka sama dawka, dwa dni bez Yerby pomiędzy. Próbka 1, 3h po wypiciu miałem ciśnienie 140/90 (wtedy stale miałem 130/80. Próbka 2, 3h po wypiciu miałem ciśnienie 200/120 i najpotworniejszy ból głowy w całym moim życiu. Dla pewności przez wszystkie 3 dni stosowałem identyczną dietę, żeby wykluczyć inne czynniki mogące spowodować podwyższenie ciśnienia krwi. Ale tak poza tym, Yerba jest ok chociażby z powodu dużej zawartości polifenoli.
Związkami rakotwórczymi jeżeli podaje je się szczurom w dawkach które dla ludzi są przeogromne i liczone w gramach a nie mg jak np w coli zero.
Trudno mi sobie odmówić od czasu do czasu coca-coli zero. Tak samo trudno nie wejść raz na jakiś czas do Maca. Nie wiemy tak naprawdę, jakie życie nas czeka i jak długie ono będzie, zważywszy na to, że chyba jako piersi w dużym stopniu wychowujemy się na przetworzonych produktach pełnych konserwantów. Jest jednak różnica między tym, co robi dorosły, a co dziecko. Można więc tylko apelować do świadomości dorosłych, którzy zamiast zdrowy obiad, fundują szybkie frytki.
Mi też jest trudno. A raczej było. Bo od kiedy zobaczyłem po raz pierwszy jak to faktycznie wygląda, jak wiele chemii tak w środku siedzi, to od tego czasu jest mi zdecydowanie łatwiej. A do Maca i tak chodzę (przynajmniej do czasu aż ktoś mi nie pokaże czegoś okropnego o shake’ach 🙂
Pamiętam wycieczki szkolne, których stałych punktem była wizyta w Macu. Makabra. Wtedy właśnie odkryłam, że jedzenie tam w ogóle nie syci. Gdy skończył się czas szkolnych wyjazdów, czyt. czasy gimnazjalne odeszły w niepamięć, nie pokazywałam się tam z uwagi właśnie na bezsensowne wydawanie kasy na coś, czym i tak się nie na jem. 🙂 W między czasie trochę info o składzie mięska przez nich serwowanego. No nie warto odwiedzać tego miejsca, a już zwłaszcza z dzieckiem…
Pamiętam wycieczki szkolne, których stałych punktem była wizyta w Macu. Makabra. Wtedy właśnie odkryłam, że jedzenie tam w ogóle nie syci. Gdy skończył się czas szkolnych wyjazdów, czyt. czasy gimnazjalne odeszły w niepamięć, nie pokazywałam się tam z uwagi właśnie na bezsensowne wydawanie kasy na coś, czym i tak się nie na jem. 🙂 W między czasie trochę info o składzie mięska przez nich serwowanego. No nie warto odwiedzać tego miejsca, a już zwłaszcza z dzieckiem…
jeśli chodzi o Maka to nie działają na mnie żadne antyreklamy, a już ich trochę widziałam.
W sensie i tak jeździsz? Mi też się zdarza. Nawet z dziećmi raz na ruski rok. Bo dla nich to miejsce to niemal jak Disneyland 🙂
Mac to nadal obowiązkowy punkt każdej wycieczki szkolnej i o zgrozo przedszkolnej. Chciałoby się dziecko trzymać jednak od tego trochę z dala, ale chyba nie da rady – od najmłodszych lat wychowuje się przyszłych klientów. Oczywiście, to całkiem smaczne, a najsmaczniejsze są lody (z karmelem)! 😉
Z takimi czytelnikami to na pewno żadnej diety nie utrzymam 🙂
Nie pójdę dzisiaj do Maca, nie pójdę dzisiaj do Maca, nie pójdę…
jeżdżę nie potrafię się oprzeć. Dzieci staram się trzymać z dala ale czasem pozwolę
Bardzo rzadko chodziłam do maka, ale zdarzało mi się. Ale jak znalazłam ogromniastego karalucha na stole (siedział pod papierową reklamą nowego produktu) to bez żalu nie wchodzę tam więcej 🙂 Polecam – dobra metoda!
Zycie sklada sie z chemii, czlowiek to tez chemia. Jakbys zobaczyl co twoj kwas zoladkowy robi z roznymi rzeczami to dopiero bys sie zdziwil. Albo sok cytrynowy. Sokiem cytrynowym odkamieniam czajnik, az dym z tego leci. Witamina C to tez czysty kwas.
a w banach ile tej chemii 🙂
a ile tu chemii siedzi 😉
Fajny artykuł. Wartościowy. Zbiór info o tym bezczelnym napoju – tak dobrym dla wielu w smaku i tak idealnym przy czyszczeniu brudu. 😉 🙂 Nie podałabym dziecku napoju, którym tak łatwo doczyszczam przypalony garnek i od czasu do czasu zalewam odpływ w zlewie i umywalce.
Jeszcze chwila i będę musiał zmienić tytuł na „100 sposobów na wykorzystanie coli, o których dotąd nie słyszałeś” 🙂
W sieci można znaleźć zastosowania, a jest ich trochę. 🙂
Nie pijemy i dzieci nie znają smaku coli. Ostatnio kupiliśmy żeby śruba w kole auta puściła. Piękny odrdzewiacz 🙂
Moja starsza córka zna smak coli, ale chyba dzięki temu, że poznała go dosc późno nie robi histerii, jeśli jej nie wolno. Czasem pije kilka lykow, kiedy robimy sobie dzień dziecka. Jemy wtedy zamowiona pizzę czy cos innego. Zdarza się to jednak raz na ruski rok i tak naprawdę ona o tę cole sama prosi, ale kiedy przychodzi co do czego po dwóch lykach ma dosyć, bo jest jej po prostu za słodko. Tak naprawdę największy problem w rodzinie z cola mam ja, dlatego po prostu już jej nie kupuję. Jak się nie ma to się nie pije 😉
Ja się długo musiałem nauczyć tej prostej zasady – jak nie kupię to nie wypije 🙂 Bo kiedyś piłem sporo. A jeszcze gorzej miałem z napojami energetycznymi. Na szczęście teraz z uzależnień zostały mi tylko słodycze 🙂
Cola odpada dla naszej całej rodzinki. Ale tak jak czytam na dole komentarze, że dziecku się Kubusia nie dać napić. To już lekka przesada. Gdybyśmy chcieli by nasze dziecko było maksymalnie zdrowe, chowajmy je na wsi, karmy tylko tym co sami wyhodowaliśmy- bo o wiele bardziej niezdrowe od Kubusia jest bieganie dziecka po ulicy i wdychanie spalin.
Chodziło o Kubusia Play najprawdopodobniej. Bo zwykły Kubuś taki zły nie jest.
Jasne, ja póki co przeciwko Temu Kubusiowi nie jestem, jeśli będzie mu smakowało ok.
Moje dziecko pije soki ale okazjonalnie tak jak pisałam i niekoniecznie musi to być Kubuś są inne lepsze zamienniki, rzeczywiście chodziło o Kubusia Play i tego dziecku nie dam póki co ma dwa lata i mogę decydować co dostaje…w przyszłości na pewno tego nie uniknę ale to dopiero będzie…
Serio fake? A już miałam kupić litrową colę w nagrodę 🙂
Ja musiałem całą paletę odmówić 🙁
hm..lubię ten odrdzewiacz..choc teraz juz troche mniej,chociaz uważam ze musielibyśmy połowy rzeczy lub nawet wiekszości nie jeść i nie pić.staram się zwracac uwage na to co podaje dzieciom ale na niektóre zdrowe swojsie rzeczy zwyczajnie mnie nie stac..
No niektórych z tych zdrowych rzeczy, są znacznie droższe od tych „zwykłych”. Niestety. Na szczęście woda w porównaniu do coli, jest zdecydowanie tańsza 🙂
I TU SIĘ ZGADZAM!!moje dziecko nie lubi orenżad za to wode z „sockiem” malinowym uwielbia. córka za to woli czysta wode.w nocy nie ma opcji chce ci sie pić-woda zawsze przygotowana:)
A w Stanach cola i pepsi jest tańsza od wody 😀
Mój syn ma 2,5 roku. Nigdy jeszcze nie dostał ode mnie takiego napoju. Jego żywienie pozostawia wiele do życzenia. Staram się jednak by jadł jak najwięcej warzyw i owoców, ale cieszę się jak jada chociaż kotleta, czy kiełbasę, bo teściowie pasą go żelkami „w nagrodę”… Colę sama lubię, no nie powiem, ale jak już będę mieć „własną lodówkę” to postaram się… nie… Zrobię wszystko, by 80% jej zawartości było na najwyższym poziomie, a sama ograniczę kolorowe napoje gazowane i te pseudo soki, a tak na prawdę napoje na rzecz wody.
W UK mamy takie kolorowe soczki w 0,5l butelkach, każda inna, ładna i normalnie aż nie mogę w to uwierzyć jak ludzie kupują te PRZESŁODZONE NAPOJE widząc na etykiecie „no sugar”, albo „sugar free”, a na odwrocie pełno syfu. Masakra!
Dla dziecka najlepsze izotoniki, które dostarczają mu najwłaściwszych składników: http://marcinkaminski.pl/napoje-izotoniczne-testy-i-porownanie/
Zestawienie fajne, trochę mnie uświadomiło czym są izotoniki, bo jednak uważałem je za pochodną energy drinków. Jednak dalej nie jestem przekonany czy izotoniki byłyby odpowiednie dla dziecka, które nie uprawia jakiegoś sportu (a wtedy nawet przekonany na 100% bym nie był).
PS. Zabawy w chowanego czy chodzenie po drzewach za sport nie uważam 🙂 Chodzi mi o coś, co wymaga treningu kilka razy w tygodniu.
Doprecyzuję: jeśli chcemy uniknąć odwodnienia organizmu dziecka, warto. Jeśli myślimy tylko jako o „dopalaczu energetycznym”, to polecam guaranę lub witaminy w formie owoców 😉
Wiem, że to samo złooo.
Denerwuje mnie bo małż pije dużo i wiadomo – dzieci też chcą. Niemniej jednak poprosiłam go aby przynajmniej kupował mniej a najlepiej nie pił wcale. Ale cóż On jest dorosły, nie mogę mu zabronić.
Nie chcę przy dzieciach być hipokrytką wiec otwarcie mówię Synowi, że od czasu do czasu mam ochotę na puszkę zimnej coli, ale mam świadomość, że na dłuższa metę jest to niezdrowe..
Tak jak przez dłuższy czas udawało mi się „chronić” Syna przed fastfodami, ale wiadomo, koledzy w jego wieku (9lat) jeżdżą tam często, tak teraz raz w miesiącu jedziemy do maca na nuggetsy (tylko to mu smakuje) i nie męczy mnie ciągle, bo wie, że takie jedzenie nie ma wartości.
Myślę, że całą robotę „złego” marketingu odwalają reklamy, które wmawiają nam, potencjalnym odbiorcom, że nasz życie będzie lepsze, rodzina cudowna jak z obrazka, gdy ulegniemy iluzji, że bywanie tu i tam, kupowanie tego i tamtego to pełnia szczęścia i harmonii w rodzinie…Synowi , mówię otwarcie, że reklamy to większości nabijanie ludzi w butelkę i zręczna manipulacja. Bo mimo, że robię różne zakupy to chce być świadomym konsumentem i moje dzieci też.
I ja uważam, że takie podejście, gdzie ktoś w rodzinie korzysta z czegoś co nie jest zdrowe (cola, fast foody itp.), a dzieci nie powinny, jest bardzo ciężkie, ale jednocześnie, wychowuje dziecko, które nauczy się wybierać dobrze, bo zrozumie dlaczego warto, a nie tylko dlatego, że nigdy nie poznało niczego innego.
Mam taką cichą nadzieję, że mając różne wzorce, wybierze właściwy :)…
wiadomo chciałabym abyśmy z mężem wychowywali „jednym głosem” ale nie zawsze nam to wychodzi…ja też trochę spuściłam z tonu i nie robię afery, tylko staram się spokojnie pokazać swój punkt widzenia…czasem się udaje ich przekonać 🙂
Kurczę, a wydawałoby się taki niewinny napój. Jedna dwie szklanki dziennie, góra dziesięć, przecież nic się nie stanie.
Jeżeli chodzi o cukier, to mamy straszną plagę. Niedawno głównym złym był tłuszcz, a na cukier nikt nie zwracał uwagi, a teraz gdzie nie spojrzysz to jakaś -oza. A najgorsze, że strasznie trudno dziecko odzwyczaić, jak już raz spróbuje, bo wszyscy inni mają w dupie i dają swoim dzieciom bez ograniczeń. I jak tu potem wytłumaczyć? Ehhh, dobrze, że chociaż syna udało nam się nauczyć picia wody, ciekawe co wyjdzie, jak zobaczy co pije jego siostra…
My poustawialiśmy po domu butelki z wodą i na razie działa.
– Zrobisz mi kakao/herbatę/soczek/cokolwiek innego?
– Wiesz gdzie wszystko stoi, możesz zrobić sobie sam/sama.
– Dobra, niech będzie woda.
I tak każdy powie szklanka coli, słodki jogurt, fast food raz na jakiś czas nie zaszkodzi, otóż zaszkodzi, a jeszcze mleko uht, margaryny różne smarowidla-nie wolno tego jeść!
Zdrowa sałatka raz na jakiś czas nie zrobi z nas zdrowych ludzi, a fast-food raz na jakiś czas nie zrujnuje nam organizmu.
Trochę marychy też nie zaszkodzi raz na jakiś czas 🙂
Pamiętam kiedyś taki post na jakimś forum rodzicielskim „kiedy wreszcie dzieci mogą jeść niezdrowo” – pani tłumaczyła, że gotuje dziecku zupki, rozszerza dietę według schematu i zastanawia się, kiedy nastąpi ten moment, że dziecko będzie jadło to samo niezdrowe jedzenie co dorośli. A cały myk polega na tym, że nigdy nie musi. Jeśli odpowiedni rozszerza się dietę dziecka (polecam blw ;), karmi zdrowo i zróżnicowanie, pozwala mu się decydować ile zjada i na co ma ochotę – to potem nawet nadgroliwa babcia nie zaszkodzi. Moje dziecko spróbowało łyczek coli i powiedziało, że niedobre. Próbował i czekolady i żelków i słodkich jogurtów – i ich po prostu nie lubi. Przy okazji my uczymy się przy nim jeść zdrowiej 🙂 Początki są kluczowe i wcale nie chodzi tu o słoiczki, kaszki i połowę żółtka tygodniowo w którymśtam miesiącu. Szkoda, że tak mało ludzi o tym wie i tak trudno znaleźć rzetelne nie sponsorowane przez producentów słodkich kaszek informacje.
zgadzam się w całej rozciągłości. Dziecko może lubić kaszę gryczaną, warzywa, jogurty naturalne, owoce. tylko trzeba się trochę postarać od kołyski. I nie chodzić do Maca. Osobiście nie wyobrażam sobie podania dziecku napoju gazowanego!
Poprawilbym to chwalenie firmy Coca Cola, ze jakoby to oni zrobili ta „szczera reklame”
Tata! Musisz sprawdzac zrodla zanim wrzucisz je na bloga! To ludzie czytaja i pozniej powtarzaja znajomym i coraz wiecej osob gada pierdoly!
Coca cola ma jaja? Za to ich lubisz?
Coca cola ma wielkie jaja, zeby truc male dzieci i manipulowac umyslami rodzicow, zeby cola byla glownym napojem na swieta!!!
To skurwysynstwo nie jaja!
Całkowita racja. Dodałem na końcu informację, że to fake, ale samego postu nie zmieniłem. Dzięki za przypomnienie.
Czy widziales w jakiejkolwiek reklamie zeby dzieci pily coca cole? Czy gdzies jest napisane ze to napoj dla cieci od pierwszego roku zycia? Rownie dobrze mozna napisac ze denaturat to skurwysynstwo bo truje dzieci. Kazdy ma swoj rozum i daje dziecku to co uwaza za sluszne. A jesli ktos ma sieczke zamiast mozgu to coz…. od coca coli a nawet red bulla szarych komorek mozgowych mu nie przybedzie. Ale winienie za to coca coli jest troche na wyrost.
A widziales reklame denaturatu, ktory na swieta stoi na stole lub pod choinka?
Widziales promocje denaturatu -50%?
Przeciez dobrze wiemy ze wiekszosc rodzicow ma sieczke zamiast mozgu.
Dlatego Cola powinna byc dozwolona od lat 18.
Jak
się robi eksperyment, to podstawą jest wyciągnięcie PRAWIDŁOWYCH
wniosków. Jeśli autor tekstu postawi sobie butelki z sokiem jabłkowym,
cytrynowym lub kwasem askorbinowym (vit. c), i do każdej wleje mleko, to
w każdej z nich mleko się zsiądzie. Czy można wyciągnąć wniosek, że
wszystkie te napoje są szkodliwe? Może taki, że kwaśne mleko jest
szkodliwe? Może, że wszystkie wypłukują wapń? Wobec takiego wniosku, to
szkodliwie wpływa ludzki żołądek na mleko, bo zawiera…… kwas solny i
też powoduje, że mleko się ścina. Jeśli się chce coś udowodnić, to
należy mieć poparcie w dowodach: np zbadać zawartość wapnia w takiej
butelce.
„Ten muł to oczywiście nie są jakieś niesamowicie trujące substancje zawarte w coli, lecz zsiadłe mleko, które w ten sposób reaguje na kwas fosforowy zawarty w coli.”
Nie twierdzę przecież, że sam proces pokazuje nam szkodliwość coli.
Nie, twierdzi pan tylko, że to dowodzi wypłukiwania wapnia z kości.
Oto cytat „Fosforany nie tylko blokują m.in. wapń
zawarty w mleku i produktach na mleku opartych, przed zaabsorbowaniem go
przez nasz organizm, ale jednocześnie niszczą wapń już obecny, a to
osłabia z kolei nasze zęby i kości.” A dowody na to gdzie przytoczone? Na podstawie czego takie wnioski??? Mleko z jakimkolwiek środowiskiem kwaśnym robi się zsiadłe. Wykorzystuje się to do produkcji serów. Jeśli butelka to nasz żołądek, to eksperyment nie dowodzi niczego, z żołądka nic nie wyparuje, bo nie może. Natomiast jeśli chodzi o produkcję serów białych to i wapń i wszystko co cenne zostanie w serwatce, czyli tej żółtej wodzie jak Pan określił i na etapie produkcji trafia do ścieków. To tylko ciekawostka.
„W coca-coli jest obecny kwas fosforanowy H3PO4, który przedostaje się do kości (całe szczęście w małych ilościach inaczej litr coli posyłałby człowieka do szpitala) i tam tworzy z wapnem i manganem sole fosforanowe, które są rozpuszczalne w wodzie i po prostu wypływają. Stąd osteoporoza. Jak to wygląda każdy może zobaczyć wrzucając kostkę kurczaka czy ząb do kubka z colą.”
Źródło: http://www.pella.pl/Ciekawostki/Zdrowie-uroda/Mity-o-coca-coli.html#comment-966.
Źródeł na to, że kwas fosforowy tworzy związku z wapniem i w nadmiarze może niszczyć zęby oraz być przyczyną utraty wapnia z kości, jest mnóstwo, ale ten człowiek ujął to najdokładniej, więc jego cytuję.
Połączenie coca coli i zęba: https://www.youtube.com/watch?v=8ANWDrRd-IQ.
Więc dla jasności kwas fosforowy jak również kwas szczawiowy wiążą się z wapniem w układzie pokarmowym. Nie przedostają się do kości i z powrotem do krwioobiegu. Tworzą się tym sposobem kamienie nerkowe u jednych, u innych kamienie nazębne. Dlatego jedzenie dużych ilości szczawiu czy szpinaku jest również niezdrowe.
Jak
się robi eksperyment, to podstawą jest wyciągnięcie PRAWIDŁOWYCH
wniosków. Jeśli autor tekstu postawi sobie butelki z sokiem jabłkowym,
cytrynowym lub kwasem askorbinowym (vit. c), i do każdej wleje mleko, to
w każdej z nich mleko się zsiądzie. Czy można wyciągnąć wniosek, że
wszystkie te napoje są szkodliwe? Może taki, że kwaśne mleko jest
szkodliwe? Może, że wszystkie wypłukują wapń? Wobec takiego wniosku, to
szkodliwie wpływa ludzki żołądek na mleko, bo zawiera…… kwas solny i
też powoduje, że mleko się ścina. Jeśli się chce coś udowodnić, to
należy mieć poparcie w dowodach: np zbadać zawartość wapnia w takiej
butelce.
Lepiej napić się wody ze studni z pneunokokami i bakteriami coli napewno zdrowsze tylko śmiech w tych czasach w spożywce to sama chemia nawet warzywa w ogrodzie bez nawozu nie chcą rosnąć
Bzdura, wody nie trzeba pić ze studni,można a nawet trzeba przygotować.Warzywa w moim ogrodzie warzywnym rosną bez herbicydow i pestycydów. A na pewno pisze się na pewno osobno!
Jak jesteś taką polonistką to przygotować możesz sobie listę zakupów a wodę się przegotowywuje
Aspartam zabija!
Opublikowany 15 lutego 2011
Wystarczy wpisać w google hasło „aspartam” i otrzymamy tysiące
linków do artykułów oraz filmów dotyczących szkodliwości tego środka.
Wszystkie są alarmujące w wymowie, niektóre rozsądnie brzmiące, pełne
naukowych wyrażeń, inne panikarskie, szukające spisków mających na celu
ogłupienie nas przez rząd, kosmitów, korporacje (niepotrzebne skreślić).
Te drugie też często są pełne „naukowego” słownictwa. Z drugiej strony
aspartam znajduje się w wielu produktach „light” i choć nie jest
idealnie odpowiednikiem smakowym cukru, ma o wiele mniej kalorii.
Jak więc jest naprawdę z tym aspartamem?
Aspartam to ester metylowy
N-[amino(karboksylamino)acetylo]fenylalanin (proszę powiedzieć to na
głos). Jest 160 razy słodszy od cukru, więc można go dodawać do
słodzonych produktów w o wiele mniejszych ilościach niż cukier. Wynalazł
go w 1965 roku chemik pracujący dla firmy G.D.Searle – przez przypadek.
Tak samo przez przypadek dowiedział się, że otrzymany produkt jest
słodki – po prostu polizał swój palec w czasie pracy aby odwrócić kartkę
papieru (miejmy nadzieję że nie przenieśli go do pracy nad truciznami).
Nauce znana jest jedna choroba przy której aspartam jest bardzo
szkodliwy – ta choroba to fenyloketynuria. To uwarunkowane genetycznie
schorzenie powoduje że fenyloalanina dla chorego jest toksyczna i
odkłada się w organizmie. W Polsce noworodki badane są na obecność tej
mutacji tuż po urodzeniu.
Czy inni, nie chorzy na fenyloketonurię, powinno obawiać się
aspartamu? Zgodnie z naszą metodą, przyjrzyjmy się twierdzeniom
aspartamowych alarmistów przez pryzmat badań naukowych.
Twierdzenie 1: Aspartam powoduje stwardnienie rozsiane. To
stwierdzenie jest kompletnie wyssane z palca i nie ma żadnych podstaw.
Nawet na stronie Multiple Sclerosis Foundation (fundacja zrzeszająca
chorych i walczących z tą chorobą) znajduje się artykuł to potwierdzający.
Twierdzenie 2: Aspartam powoduje zatrucie metanolem. To stwierdzenie
prawdopodobnie wynika z tego, że produktem rozkładu aspartamu w
organizmie faktycznie jest metanol (a nie metan, jak błędnie piszą na
niektórych stronach). Metanol jest jednak produktem rozkładu wielu
produktów spożywczych i to w ilościach większych niż w przypadku
aspartamu. Dla przykładu, sok pomidorowy produkuje go czterokrotnie
więcej od analigicznej ilości napoju słodzonego aspartamem. Nie wspomnę
nawet przez grzeczność o stężeniu w czerwonym winie, uważanym za zdrowy
napój. Z tej samej beczki są też stwierdzenia o formaldehydach – które
powstają z kolei gdy rozkładamy metanol. Są to produkty które powstają
praktycznie przy trawieniu wszystkiego, jednak w ilościach śladowych.
Twierdzenie 3: Z aspartamem nie można gotować. To akurat prawda:
aspartam rozkłada się w temperaturze gotowania, i ze słodkości nici.
Twierdzenie 4: Aspartam powoduje raka. Nie ma żadnych podstaw aby tak
twierdzić, liczne badania tego nie potwierdziły (badania takie
przeprowadza się na zwierzętach, a w przypadku ludzkiej populacji
stosuje się badania statystyczne by stwierdzić korelację pomiędzy
przyjmowaniem danego środka a rakiem). Nie znaleziono żadnej korelacji,
oficjalnie zajął takie stanowisko również National Cancer Institute.
Oprócz wielu badań których tu nie linkowałem, firma NutraSweet na własny koszt przeprowadziła dodatkowe badania w 2002 roku. Wyniki tych badań zostały opublikowane w magazynie o dobrej renomie, który podlega peer review: Regulatory Toxicology and Pharmacology.
OK tyle nauka i rozsądek. Czas spojrzeć w paszczę szaleństwa. Na jakie badania powołują się zwolennicy tezy o szkodliwości aspartamu?
We wszystkich artykułach
które starały się zachować pozory rozsądku (ale tylko pozory!),
wspominano wypowiedzi Russela Blaylocka. Ten urodzony w 1945 roku były
neurochirurg zasłynął wypowiedziami dla mediów na temat szkodliwości
glutaminianu sodu, aspartamu, innych słodzików oraz szczepionek (jeśli
gracie w drinking game to teraz trzeba wychylić do dna). Dr. Blaylock
nie opublikował żadnych badań na ten temat, nie ma też żadnych
przypadków klinicznych na podorędziu. Ot, tak sobie mówi tylko. I
wszyscy go cytują.
Myślę że aspartam swoją rzeszę przeciwników zawdzięcza ludzkiemu
strachowi przez rzeczami „sztucznie wytworzonymi” (syndrom
Frankensteina), co podkreślają i wykorzystują piszący takie artykuły jak
linkowany w poprzednim akapicie: proszę spojrzeć ile tam ogólnych
stwierdzeń („liczni naukowcy potwierdzają”) ile niepotrzebnych wzorów
chemicznych (wzbudzają strach, powodują poczucie obcowania z czymś
nienaturalnym), niedopuszczalnych uogólnień oraz zwyczajnych bzdur (np.
że w skład aspartamu wchodzi metanol pomylony zresztą z alkoholem metylowym) Freoone dzięki za spostrzeżenie błędu w komentarzach.
No więc co z tym aspartamem? Wygląda na to że nie ma żadnych
przypadków potwierdzonego zatrucia lub spowodowania choroby u zdrowych
ludzi. Jeśli ktoś lubi ten „prawie-słodki” smak, to przy spożywaniu
nieprzemysłowych ilości nie powinno nic się stać.
Mój mąż Cię znienawidzi. Niestety nasz niespełna dwuletni synek uwielbia colę choć walczyłam, żeby jak najdłużej nie miał z taką chemią kontaktu. Na szczęście od kilku miesięcy gazowane napoje pojawiły się w naszym domu dosłownie kilka razy.
Walcz dalej 🙂 A mąż nie ma co mnie nienawidzić, ja tylko fakty przedstawiam 🙂
mam łatwiej – nie znoszę gazowanych napojów (denerwują mnie bąbelki uciekające nosem), więc nie ma ich w moim domu, więc moje dziecko się nie załapie…
Mój kuzyn wypijał w dzieciństwie spore ilości coli. Kiedy rodzice kazali mu „odstawić” i wylewali znaleziony napój, zaczął ją kupować za własne kieszonkowe i chować po kątach, żeby nie znaleźli. Jak typowy nałogowiec. Straszne, nie?
Brzmi jak historia AA.
Nie pijemy, ani my ani dzieci. Życie nie straciło przez to smaku 😉 Nie pijemy też żadnych sklepowych soków, ani kartonów, ani kubusiów, ani koncentratów. I nie mamy awitaminozy 😉
Lubię, mam w domu, wypijam około 2l na 2-3 tygodnie. Dużo? Myślę, że nie. Moje dzieci nie znają wcale smaku coli. Jedyny smak „napoju gazowanego” jaki poznały do tej pory to woda gazowana z sokiem z pomarańczy (mój wyrób wody „smakowej”). Z drugiej strony wiedzą co to frytki, lizaki, żelki, ketchup czy nuggety 😉 – więc ideałem też nie jestem. Ale mogę się pochwalić, że własnie w tej chwili kończą 2 kalarepę 😉 Jednak wracając do tematu. Każdy wie, że cola nie jest najzdrowsza – „kilo” cukru i totalnie nie zaspakaja pragnienia. Komentarz piszę jednak w innej spawie – zdjęcie puszki mi to podrzuciło. Jako były pracownik marketów wiem jak przechowywany jest towar. Takie puszki stoją na paletach, bardzo często na tej palecie stoi kolejna – z czym? Np. z chemią. Zdarza się, że taka „chemia” rozlewa się – zapewniam Was, że nikt nie przejmuje się tym aby te puszki wyczyścić, tak aby można było z nich pić – oczywiście najczęściej pracownik je przetrze, aby się nie kleiły lub wpłucze w wiadrze z wodą. O kurzu który osiada się na magazynie i półkach nawet nie wspominam. Kolejna, 3 rzecz to gryzonie które są w marketach (w mniejszych i większych ilościach) – one także biegają po towarach. Pamiętam jedną paletę z ubraniami – myszka uwiła sobie gniazdko w biustonoszu. Potem ktoś ten karton przestawił i myszka z młodymi została wciśnięta w biustonosz. Z racji tego, że w biustonoszu nie było zniszczeń – a myszki się zmumifikowały – myszki „wytrzepano”, popryskało odmierzaczem i wystawiło na halę na sprzedaż. Także apeluję – myjcie puszki przed otwarciem, albo pijcie z butelki 😉 Ubrania też warto wyprać przed pierwszym założeniem. Taki trochę offtop 😉
O rany, rzeczywiście. Nigdy nie pomyślałem o tym. Przy butelce ta góra jest zwykle zakręcona, ale przy puszce już niekoniecznie. Słuszna uwaga, dzięki za nią.
U nas Coca-Cola jest lekarstwem przy rotawirusie. Nic poza tym. Zresztą… 4- letnia córka i tak mówi, że „to jest kwaśne” 😉
U nas nawet lekarzowi zdarzyło się wspomnieć, że to pomaga, więc coś w tym jest 🙂
Wiadomo, nie ma co wpadać ze skrajności w skrajność. Dziecko na przykład ośmioletnie nieznające smaku czekolady to też nie jest do końca normalne, skoro my potrafimy się nią delektować. Ale to bardzo ważny apel – opóźniajmy. Zaczynajmy od wody, później soki świeżo wyciskane. Naprawdę ta angielska soda nikomu nie ucieknie – ja, chociaż głęboko kocham wodę i dobrze wiem, jak niezdrowe są takie słodzone napoje, wypiję ich czasem szklankę – może raz na miesiąc. I to jest okej. Warto jednak pokazywać dzieciom smaki tak, by umiały je docenić – od najłagodniejszych.
Ja póki co mam to szczęście, że moim dzieciom się w tyłach przewraca i nie piją gazowanego nic, nawet jeśli dziadek bardzo chce dać. Wolą wodę. Samo się im tak zrobiło. Az ludzie dziwnie na mnie patrzą, jak mówię, że nie piją, nie chcą, że nie lubią.
Ps. Mam nadzieje, że im tak już zostanie na zawsze.
Już energetyki, są lepsze od tego świństwa. Nie pije i nie daje dzieciom ani jednego ani drugiego. Natomiast na pobudzenie, wspomaganie koncentracji, wzmaganie odporności na stress i dodanie sobie energii stosuję Gold żeń– szeń complex. Teraz mam mnóstwo energii i siły przez cały dzień, nawet po całym dniu pracy. Dzięki niemu odstawiłem kawę i energetyki. Moje dzieci w razie zmęczenia bądź chęci na słodki napój dostają kakao z miodem.
Bardzo fajny wpis u nas podobnie cola nie jest dla dzieci i basta. Ale jak radzicie sobie w sytuacji gdy równolatki waszych dzieci na ich oczach jednak od rodziców te cole dostaja ?