Nie będę przepraszał za to, że moje dzieci są dziećmi!

Dostałem wczoraj maila od czytelniczki:

„W skrócie zarysuję tylko, co przydarzyło się mnie i mojej trójce dzieciaków dzisiaj w kościele, by jako wierzący, byliśmy świętować niedzielę Zmartwychwstania.

A wytrącił mnie z równowagi starszy mężczyzna, który pod koniec mszy, najwyraźniej wściekły, nachylił się do mojego dwuletniego syna i powiedział, cytuję, Jeżeli się nie zamkniesz, to odgryzę ci uszy!

Zdołałam jedynie powiedzieć, że on ma tylko 2 lata, bo odjęło mi mowę i dwójce moich starszych, siedzących obok dzieci – 8 i 10 lat – także, ten najmłodszy oczywiście niczego nie zrozumiał.

Rozumiem osoby, którym rozrabiające dzieci przeszkadzają w skupieniu się na modlitwie i jeżeli tylko mogę, zajmuję z moimi miejsca jak najbardziej z tyłu i też staram się jak najciszej rozpraszać mojego najmłodszego, jeżeli widzę, że jest już znudzony czy zmęczony i zaczyna dokazywać.

Tym razem jednak znaleźliśmy wolne miejsca już tylko w środku rzędu ławek, jednak ja mogłam jak zwykle skupić się bez większych przeszkód ze strony syna na przeżywaniu Eucharystii. Jedyne, co robił, że mógł przeszkadzać, to nie siedział na miejscu, jak student na wykładzie, tylko bawił się książką albo pieniążkiem pod naszymi nogami lub próbował wspinać się na klęcznik lub nasze siedzenia. Czasami oczywiście coś skomentował głośno. Już pod koniec zaczął bardziej marudzić, ale rozpraszałam go przytulaniem, braniem na ręce i zwracaniem szeptem uwagi na coś interesującego w otoczeniu.”

Czyli podsumowując, jak na dwulatka w kościele, zachowywał się naprawdę całkiem w porządku i bez większych zastrzeżeń.

Niestety to nie pierwszy raz, kiedy ktoś nie potrafił się zachować

Jeśli miałbym tutaj wybierać strony i decydować, kto zachował się niewłaściwie, chamsko i powinien więcej się w owym kościele nie pokazywać, to nie będę pokazywał palcami, ale ów „starszy mężczyzna” musiałby szukać innej parafii.

Niestety to nie jedyna taka historia.

Kilka dni temu natrafiłem na historię, w której rodzina z czwórką dzieci przeprowadziła się do nowej dzielnicy i jedna ze starszych sąsiadek kilka razy dopytywała ze zdziwieniem, pomieszanym ze złością, czy na pewno tych dzieci mają AŻ cztery. I w końcu z niechęcią stwierdziła, że może jakoś to przeżyje.

O ile będą cicho.

Natomiast najlepszym podsumowaniem tego dokąd zmierza ta fobia, jest obraz, który wyraża więcej niż tysiąc słów:

Nie pamięta wół, jak cielęciem był

Warto mieć na uwadze, że każdy z tych dorosłych, zarówno ten „starszy pan”, jak i „ta sąsiadka” czy też osoby, które stworzyły ten zakaz gry w piłkę, też byli kiedyś dziećmi. Najczęściej w czasach, gdzie nie tyle grzecznie biegali po boisku i kopali w piłkę z kolegami (bo to raczej późniejsze pokolenia), ale raczej w czasach, gdzie ganiało się po lasach wygrzebując powojenne niewypały albo skakało po zamkniętych placach budowy, gdy tylko schodzili z niego robotnicy.

W sensie bardzo często ci, którzy obecnie udają świętszych od papieża, to są ci sami, którzy za młodu łamali najwięcej zakazów i najczęściej popadali w konflikt z prawem. Wtedy nie potrafili żyć w społeczeństwie i jak widać, obecnie dalej nie potrafią.

I teraz oni będą mówili mi i innym rodzicom, co moje dzieci mogą, a czego nie?

Haha.

Nie.

Nie lubisz dzieci? Masz do tego prawo

Ba! W dzisiejszych czasach masz nawet mnóstwo miejsc, gdzie dzieci nie wpuszczają albo gdzie po prostu dzieci nie ma.

My zresztą również, gdy z żoną jedziemy gdzieś sami na wakacje, to ZAWSZE wybieramy hotele „tylko dla dorosłych”, bo dzieci na co dzień mamy pod dostatkiem i ja muszę powiedzieć, że uwielbiam to rozwiązanie. Dlatego też absolutnie rozumiem wszystkich, którzy również z takich przybytków korzystają. Nie lubicie dzieci? Korzystajcie z takich miejsc do woli.

Tylko miejcie na uwadze jedną rzecz.

Dzieci są częścią naszego świata

Możecie za nimi nie przepadać, możecie nie być fanami i niekoniecznie musicie mieć kubki oraz koszulki z napisem „Wszystkie dzieci nasze są” (wręcz gdy nie macie dzieci, to mogłoby to być lekko przerażające). Tylko wasza niechęć do dzieci nie oznacza, że teraz cały świat ma się do was, wielmożnych państwa dostosować, żeby zrobić wam przyjemność i żebyście nie musieli sobie nimi zawracać głowy.

Dzieci są nierozerwalną częścią naszego świata. Niemowlaki, dwulatki, pięciolatki oraz nastolatki. One wszystkie są naszą przyszłością. I jak wspomniałem, są miejsca gdzie można ich uniknąć, ale to nie znaczy, że ja teraz nie będę pozwalał moim dzieciom chodzić do parku, do sklepu, na plażę czy do restauracji, bo ktoś może poczuć się z tym źle.

Oczywiście będę pilnował tego, aby zachowywał się adekwatnie do sytuacji, czyli np. nie krzyczały w lokalu albo nie wchodziły na stoły (WTF?), ale nie będę przepraszał, gdy na przykład głośniej się zaśmieją albo zaczną płakać, bo to są rzeczy, których bardzo często w tak młodym wieku kontrolować się nie da i jest to coś całkowicie normalnego (nie mówiąc o tym, że wielu dorosłych też tego nie potrafi).

Zresztą, gdy się nad tym głębiej zastanowić, to najczęściej właśnie dorośli, którzy nie radzą sobie z własnymi emocjami, mają problem z tym, że dzieci sobie z tymi emocjami próbują poradzić (często z lepszym skutkiem). Widzicie o jak absurdalnej sytuacji my tutaj mówimy?

„Źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz.” 

Myślicie, że wam jest ciężko, gdy lecicie samolotem z płaczącym dzieckiem?

To może zaskoczcie samych siebie i pomyślcie dla odmiany o tym, co czuje drugi człowiek? Co czuje to dziecko? Albo rodzice? Przecież ono nie płacze, żeby wam zrobić na złość, tylko najprawdopodobniej dlatego, że czuje ból (fizyczny lub innego rodzaju).

Kiedyś znajomy opowiadał, że był z siebie bardzo dumny, bo jechał pociągiem w jednym przedziale z płaczącym dzieckiem i w ogóle się nie zdenerwował. Taki był zadowolony, że postanowił się tym podzielić ze znajomą psycholożką dziecięcą i ona w odpowiedzi tylko zapytała:

– A czy gdyby w tym przedziale płakał dorosły, to też byłbyś z siebie taki dumny, że się nie zdenerwowałeś?

Ta sytuacja idealnie obrazuje jak łatwo zachowania, które u dorosłego człowieka wywołałyby w nas współczucie czy nawet chęć pomocy, w przypadku dzieci, wywołują u nas najczęściej jedynie złość.

Dlatego też ja się wypisuje z klubu przepraszających za to, że moje dzieci istnieją

Oczywiście jak wspomniałem, będę się starał pilnować, żeby nie przekraczały pewnych granic, ale nie zamierzam przepraszać za to, że żyją i że zachowują się dokładnie tak samo, jak my wszyscy zachowywaliśmy się, gdy byliśmy dziećmi (!).

Jeśli chcemy wychować dojrzałych członków społeczeństwa, to musimy im pozwolić zobaczyć jak to społeczeństwo działa, musimy im pozwolić na to, aby powoli do tego społeczeństwa wchodziły, a nie chronić je pod kloszem z obawy, że ich zachowanie może komuś zepsuć humor.

Szczególnie, że jeśli są dorośli ludzie, którym jeden głośniejszy dziecięcy krzyk czy jeden głośniejszy płacz, może zepsuć humor, to oni nie mają problemu z naszymi dziećmi, tylko mają problem sami ze sobą (co z kolei oznacza, że to nie jest nasz problem).

Nie dajmy się więc ludziom, którzy straszą nasze dzieci odgryzieniem uszu, bo dwulatek nie zachowywał się w kościele jak student na wykładzie (zresztą wtedy najpewniej, wcale by w kościele nie było :).

Nie dajmy się ludziom, którzy oczekują, że nasze dzieci będą cały czas siedziały w domu i nawet nie zagrają w piłkę, bo to zbędny (!?) hałas.

Pozwólmy dzieciom być dziećmi, tak jak nasi rodzice pozwalali nam

Zaakceptujmy to, że dzieciństwo to okres, który rządzi się chociaż w części swoimi prawami i nasze dzieci będą miały jeszcze całe życie, by być dorosłymi. A w międzyczasie doceńmy to ile radości i ile uśmiechu potrafią te maluchy (i nie tylko maluchy) wnieść do naszego życia, ilu rzeczy możemy się od nich dowiedzieć o świecie i o sobie samych i jak wspaniale potrafią zmienić nasze spojrzenie na wiele spraw, znacznie wzbogacając nasze życie. Bo dzieci, to nie tylko małe biegające generatory hałasu, ale też bardzo często przewodnicy po tym, co naprawdę istotne.

Jeśli też nie zgadzasz się na takie traktowanie dzieci i też wypisujesz się z klubu przepraszających za to, że dzieci istnieją, będę wdzięczny za udostępnienie tego tekstu dalej, bo dzięki temu ma szansę trafić do ludzi, do których powinien trafić i razem mamy szansę na zmianę tego, jak zaczynają być traktowane dzieci współcześnie.

Prawa do zdjęcia należą do Joe.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Powoli, powoli, nie mieszajmy wątków… Czym innym jest generalne nielubienie dzieci i krańcowe nieogarnianie ich psychiki – zatrącające niekiedy IMO o chorobę psychiczną i tutaj się z Tobą zgadzam w 100% – a czym innym oburzanie się osób postronnych na ich zachowanie w kościołach chociażby. Ten pierwszy przypadek dowodzi pewnego niezrozumienia świata przez nielubiących (łagodnie mówiąc), ten drugi – prostej nieumiejętności wychowania dziecka (przypadki ekstremalne pominę).

    Brak boisk, miejsc do grania w piłkę do czyjąś ansę na krzyki na podwórku czy płaczące dziecko w przedziale skrytykuję razem z Tobą. Nawet dwulatek jednak – jako ojciec podrośniętej dwójki wiem, co piszę – z grubsza zrozumie, jeśli poda mu się czytelny komunikat, że teraz trzeba być w zasadzie cicho (oczywiście z grubsza). To nie jest tylko i wyłącznie kwestia takiego czy innego wychowania – również nauki samoopanowania, wyciszenia czy szacunku do innych.

    Mam niestety w sam raz tyle lat, żeby pamiętać, że jeszcze kilkanaście lat temu pomimo braku mszy dla dzieci nie ganiały się one na ogół po całym kościele, więc argumenty „pozwólmy dzieciom być dziećmi”, jakkolwiek słuszne, proponuję ograniczyć do boisk, placów zabaw i generalnie miejsc „bardziej publicznych”. Choć niekoniecznie sankcjonując to od razu odgryzaniem czegokolwiek…

    1. Czy możesz podać sposób na nakłonienie dwulatka do wysiedzenia całej mszy w ciszy i skupieniu?

      1. To bardzo proste. Nie zabierać go na mszę. Nie w tym wieku. Każda przedszkolanka Pani powie, że dziecko w tym wieku nie skupia się nawet na fajnej zabawie dłużej niż 10 min

        1. A kiedy zabrać dziecko do kościoła? Na jego własną komunię? Wtedy już będzie wiedziało jak się zachować?! WTF?! Kosciol jest dla wybrańców? Nie zabierać dwulatka, a 5latek, czy 12latek to niby jest w kościele skupiony i z pełną świadomością głęboko przezywa Eucharystię??? A z innej beczki, jeśli nawet nie zabierac, to co niby rodzice mają z dziećmi zrobić żeby pójść do kościoła?! kościół jest tylko dla dorosłych? Bulwersujące.

          1. Nie bardzo wiem czym się Pani tak bulwersuje. Nik nie napisał, że kościół jest dla dorosłych lub dla wybrańców. Oczywiście, że i 10 latek może nie wiedzieć do końca po co jest w kościele (nie jeden dorosły nie wie po co jest w kościele) ale przynajmniej zachowuje się tak jak sytuacja tego wymaga. Proszę ze zrozumieniem przeczytać o czym jest artykuł. Nikt nie miał pretensji, że dziecko było w kościele tylko jak się zachowywało. Proszę zabrać 2 latka do kina i pozwolić mu choćby tylko gadać. Z miłą chęcią przeczytam kolejny artykuł zbulwersowanej matki: „Byłam w kinie z dwulatkiem i nie pozwolono mu się bawić”

          2. W nas w kosciele jest msza dla rodzicow z malymi dziecmi. I problem z glowy.

          3. Gdyby msza nie byla taka nudna dzieci chetnie by siedzialy sluchaly. Ja to tylko wejde do kosciila id razu chce mi sie ziewac a ci takie dziecko ma zrobic ? ?

          4. Zaproponuję konsensus. Dorośli niech chodzą na msze dla dorosłych, a dzieci powinno starać się zabierać raczej na msze skierowane do młodszych osób.

          5. Mi ksiądz powiedział, że dzieci do 7 lat generalnie nie muszą chodzić do kościoła. W związku z tym ja też nie chodzę, bo nie mam z kim dzieci zostawić.

          6. Niestety, ja też jestem zdania, że tak małych dzieci nie powinno się zabierać do kościoła. Nie tylko takie dziecko nie umie wysiedzieć przez godzinę, ale także narażone jest na infekcję wśród tłumu ludzi. Podstawy wiary i religii przekazujemy dziecku w domu, a do kościoła może po raz pierwszy pójść tak jak do szkoły. Natomiast jeżeli rodzice nie mają z kim zostawić dzieci, to niech idą do kościoła pojedynczo. I sprawa załatwiona.

          7. Najlepiej wtedy, kiedy będzie na tyle mądry i doświadczony, żeby samemu ocenić, czy warto tam chodzić. Narzucanie dzieciom praktyk religijnych uważam za szkodliwe.

        2. Świetnie, niech rodzice w takim razie przestaną chodzić na mszę przez kilka lat.. nie każdy ma z kim zostawić maluchy w niedzielę. Po to są msze dla dzieci, żeby co wrażliwsi mogli ich unikać. Jeśli mamy dziecko nauczyć jak się w kościele należy zachować, to musimy je tam zabierać. Niepoważny jest ten, kto sądzi, że ta nauka poskutkuje już po pierwszej wizycie.

        3. No tak, ale z drugiej strony jeśli nie ma innego wyjścia to co? Zrezygnować z uczestnictwa w mszy? Ja mam taką sytuację. Mąż najczęściej poza domem, a ja sama z dzieciakami. Zabieram od samego początku, bo nie wyobrażam sobie zrezygnować z niedzielnej mszy na powiedzmy 4 lata, aż dziecko będzie się mogło skupić. Od początku staram się je uczyć, że należy być cicho (co nie znaczy, że siedzą w miejscu – zazwyczaj zabierają jakąś zabawkę, żeby nie było nudy). I zawsze staram się chodzić na mszę dla dzieci. Mam dodatkowo to szczęście, że Proboszcz jest cudny i zawsze nawołuje do zabierania dzieci do kościoła i nie przejmowania się, jak czasem za głośno mówią. W związku z tym zamyka też trochę usta tym wszystkim niezadowolonym.

          1. Zgadzam się z Tobą, ja za to wywaliłabym stare dziady moherowe z kościoła, bo akurat pasuje im godzina mszy dla dzieci to idą pół godziny przed i zasiadają w ławkach a potem pretensje

        4. ,,Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie,, to słowa Pana Jezusa. Też jestem ojcem 3 latki i 1,5 rocznego malucha. I nie wyobrażam sobie nie brać ich w niedzielę na mszę. Bo co? Bo starsza Pani krzywo się na mnie popatrzy jak dziecko coś głośniej powie? Tylko w Polsce jest taka sztywna atmosfera w kościele. Nawet w Afryce dzieci w kościele śpiewają, bawią się klaszczą-chwalą Boga. Dzieci modlą się na swój sposób. Ciekaw jestem kiedy sami nauczycie dzieci modlitwy. Przed pierwszą komunią żeby na egzaminie dobrze wypadły? Więc wróćcie z tego zacofania i ogarnijcie się ,,tatusiowie,, od siedmiu boleści co się własnych dzieci w kościele wstydzą.

          1. ,,pitolisz jak pojarany,,? Możliwe. Dzięki za cenną uwagę, wezmę ją sobie do serca:)

      2. @Gina @Szymon: zapewniam Was, że pomiędzy wysiedzeniem całej mszy w ciszy i spokoju, a ganianiem bez ograniczeń i generalnie niezważaniem na nic istnieje cała masa stopni pośrednich – czego część matek (przechodząca często w „madki”, niestety) zdaje się nie dostrzegać. Postępując na zasadzie: „Skoro nie umi wysiedzieć całą godzinę skupione, niech robi co chce !!!oneoneone!!”

        Sposobu 100% działającego oczywiście nie umiem podać, w naszym przypadku podejrzewam, że zadziałał splot kilku rzeczy:
        – co do ogólnego wychowania: unikanie jak ognia wszelakich kreskówek „nowożytnych”, gdzie kamera lata jak popieprzona, a animator nie potrafi zrobić ujęcia dłuższego, niż dwie sekundy – całkiem prywatnie sądzę, że powyższe, w połączeniu z generalnym unikaniem telewizji wyeliminowało sporą część bodźców, rozdrażniających mi dzieci w ogóle, a nie tylko w kościele, bo jakoś do tej pory (aktualnie 8/14) słyszę, że dzieci mamy wyjątkowo spokojne, choć po prawdzie sami do oaz spokoju delikatnie mówiąc nie należymy, więc źródło ich spokoju musi leżeć raczej poza nami osobiście…
        – w kościele – nieprzychodzenie z zabawkami ani żadnymi innymi rozpraszaczami,
        – jeśli zaczyna się wiercić – drobne „odwierty” oczywiście tolerowaliśmy (nie jestem aż takim oszołomem, żeby wierzyć, że dwulatek potrafi sam skupić uwagę na dłużej). Na nic powyżej wiercenia się na stołku zgody nigdy nie było i ZAWSZE z jakąś naszą reakcją się to spotykało,
        – mówienie [jeśli w ogóle] w kościele szeptem: całkiem prywatnie uważam, że bardzo ważne jest, jeśli dziecko widzi, że rodzice nawet odzywają się w kościele inaczej, niż gdzie indziej, to wyczuwa, że „coś jest na rzeczy” i zwyczajnie zaczyna imitować ich zachowanie,
        – w ostatecznej ostateczności (choć zdarzyło się to nam chyba 2-3 razy) – wyjście z kościoła. Żeby też pokazać, że cokolwiek się dzieje, takie zachowanie nijak nie jest tolerowane,
        – tłumaczenia bardziej skomplikowane – dopiero później, oczywiście w miarę naszych możliwości pedagogicznych.

        Najczęściej zresztą dzieci za wcześnie chyba nie pytały, dlaczego mają się tak zachowywać. Ale podejrzewam – nie pamiętam – że gdyby spytały, odpowiedziałbym po prostu coś w typie: „bo w kościele mówi się paciorek i jak biegasz po kościele, to przeszkadzasz innym”.

        Aha, i jeszcze jedno. Generalnie nauka zachowania w kościele ma drugie dno – naukę opanowania w sytuacjach, kiedy uwagi skupić nie można albo jest bardzo ciężko. To się później przenosi do szkoły chociażby – ale to już naprawdę całkiem inny temat.

      3. A czy dwulatek koniecznie musi być na całej Mszy? Czasami lepiej być tylko chwilę i z czasem wydłużac modlitwę niż zakłócać modlitwę innym bo samemu się chce wypełnić niedzielny obowiązek kosztem nudy dziecka i ludzi, którzy, przyszli do miejsca świętego, gdzie się modli. Szanujmy fakt, że w kościele ludzie chcą skupienia tak jak szanujemy to, że na placu zabaw jest głośno. Takie prawa miejsca.

    2. „Nawet dwulatek jednak – jako ojciec podrośniętej dwójki wiem, co piszę – z grubsza zrozumie, jeśli poda mu się czytelny komunikat, że teraz trzeba być w zasadzie cicho (oczywiście z grubsza). To nie jest tylko i wyłącznie kwestia takiego czy innego wychowania – również nauki samoopanowania, wyciszenia czy szacunku do innych.”

      Mnie bardziej ciekawi, jak wyegzekwowałeś od dwulatka zachowania, których nazw nie jest w stanie ani powtórzyć, ani zapamiętać. Już widzę tę rozmowę:
      ” Dziecko, idziemy do kościoła. Proszę, bądź opanowane i wyciszone, z szacunku dla innych.”
      „Dobrze, tato.”

      1. Ale tak to mniej więcej wygląda! 😀 Serio, piszę to jako Ojciec dwuletniej z 3 miesięcznym hakiem Eli. Trzeba wam wiedzieć, że Ela to rogata dusza. Czasem kiedy widzimy, że ma gorszy dzień zostaje w domu bo chcemy z żoną skupić się na Mszy (chodzimy na zmianę). Czasami z nami chodzi, to oczywiste, bo chcemy wychować ją tak jak sami byliśmy wychowywani. Ela wie już czym jest psalm i zawsze słucha w skupieniu, po prostu lubi to (nie żartuję!), reszta często średnio ją interesuje. Na „Ojcze nasz” drze się na cały głos MAMO TO NASZA PIOSENKA!!! a potem zaczyna śpiewać (bo żona jej wieczorem śpiewa). Mina współstaczy w kościele, którym z każdą kolejną linijką szczęka opada coraz niżej jest bezcenna 🙂 Mam świadomość, że kiedy przegina może to przeszkadzać innym ludziom. Wtedy wychodzimy, uspokajamy się, wracamy. Zawsze rozmawiamy o tym gdzie idziemy i jak trzeba się tam zachować. I generalnie jest dobrze … do momentu takiego jak np. w ostatnią Niedzielę Wielkanocną, kiedy mała na cały głos wypaliła do jakiejś kobiety, która nas podsiadła po Komunii…: EJ, ALE MY TU SIEDZIELIŚMY! 😀

    3. A co z dziećmi które nie rozumiana emocji i nie umią sobie z nimi radzić?
      Z autystykiem np.lub dzieckiem z ZA.No przykro mi take dziecko nawet jak ma 10 lat nie umie sobie poradzić z emocjami.I wtedy zachowuje się dla postronnych”niegrzecznie”
      A z nim trzeba wychodzić do ludzi,wdrażać w środowisko bo jak zamkniemy go w domu wśród znajomych mało stresujacych rzeczy to tylko krzywdę mu zrobimy.I niczego się nie nauczy.Musi np.jechać pociągiem i będzie wtedy wyło bo boi się ruchu,odgłosów,nowego otoczenia .I wtedy trzeba spokoju,a nie porad że źle się dziecko wychowało.Trzeba empatii dla matki lub ojca które z nim podróżuje.Trzeba być człowiekiem i zrozumieć.

  2. Wszystko sie zgadza, tylko moze ktos zaproponuje co takiemu starszemu panu odpowiedziec, zeby do niego dotarlo? Mi wogole nie podoba sie jak ktos mi mowi, co moje dzieci powinny robic a co nie. Np uwazam, ze moj synek 3 latek, jesli tylko jest mozliwosc to lepiej zeby zostal w domu zamiast jechac do kosciola (chyba, ze sam by tego chcial). Jesli ide do kosciola to chce sie skupic na mszy i modlitwie a nie musiec uspokajac i uciszac albo zabawiac dziecko co chwile. On nie rozumie jeszcze co sie dzieje na mszy i na pewno nie potrafi skupic sie na tym co mowi ksiadz. Natomiast niektorzy uwazaja, ze powinnam go zabierac ze soba.

    1. Tylko czy kiedykolwiek zrozumie, jak nie będzie chodził i nie będzie mu tłumaczone, co się dzieje i ile do końca? Jeśli dwulatka nie weźmie się na basen „bo on nie umie pływać” to on pływać nigdy się nie nauczy i potem piętnastolatek też na basen nie pójdzie, bo wciąż nie będzie umiał…

      1. Obawiam się, że nie był Pan nigdy z dwulatkiem na basenie. Ja byłem i powiem Panu co się z nim robi. Pozwala mu się być w brodziku, gdzie wody jest wystarczająco żeby mógł się bawić (oswajać z nią) i żeby się nie utopił.

      2. Mnie rodzice zabierali żebym zrozumiala. Tlumaczyli. W końcu zmuszali. Nie musze pisac chyba z jakim skutkiem. Czyli jak chcemy się wyrwać do fryzjera czy koleżanki to udaje sie jakos zostawić dzieci a raz w tyg do kościoła to juz nie ma opcji. Swoja droga kazda parafia powinna zorganizować choc 1 msze dla dzieci w tygodniu i po sprawie.

    2. Ja bym zacytował co bym takiemu staruchowi odpowiedział ale niestety publikowanie takich treści w Internecie jest karalne..

    3. Dziecko zabiera sie do kosciola po to, by calym soba chlonelo atmosfere, by czyli zapach swiec, widzialo mnostwo ludzi spiewajacych, modlacych sie, by oswajalo sie z byciem wsrod innych i uczylo zasad. Dziecko zabiera sie do kosciola, bo to tez jego kosciol! Jego miejsce! Ma takie samo prawo do niego jak kazdy dorosly! Jak nauczyc dziecka obcowania wsrod innych jesli ciagle jest izolowane.. „bo jest za male”! Paranoja..to jak nauka jazdy autem na papierze. Nie da sie! Dzieci do kosciolow, muzeow, galerii sztuki! Niech chlona calym soba I wyrastaja na pewnych siebie, cuekawych i wrazliwych ludzi!!

      1. tak, ale na wszystko jest czas. Tak jak uczymy sie jezdzic samochodem dopiero w wieku 18 lat tak do kosciola mozemy isc z dzieckiem dopiero jak bedzie rozumialo co sie wokol niego dzieki.

  3. Bardzo mądrze napisane. Zauważyłam, że coraz częściej ludzie, nawet najbliżsi, oczekują od dzieci, że będą zachowywać się jak perfekcyjni dorośli.

    Dzisiaj z przykrością obserwowałam takie zjawisko w swoim domu. Aby zarysować sytuację: jestem 28letnia kobietą, która przyjechała z zagranicy na 2 tygodnie odwiedzić swoich Rodziców mieszkających z moja Babcią. W odwiedziny przyjechała tez Kuzynka, 10letnia dziewczynka. Ot, dziewczynka jakich wiele. Pewnie, ma swoje wady- wielkie upodobanie do jedzenia, stąd lekka nadwaga, może jest troszkę pyskata i niespecjalnie lubi sprzątać i się czesać. Ale w ogólnym rozrachunku to bardzo bystre dziecko, przemiłe i śliczne.

    Tymczasem od Babci cały dzień słyszała że „chodzi nieuczesana i brzydko wygląda”, „musi się nauczyc sprzątać, bo żaden chłopak jej nie będzie chciał na żonę”, „ma jakiś głupi sweter, z którego jakieś ogony wiszą”, i całe mnóstwo innych przytyków o takie duperele, ze szkoda gadać. Na koniec usłyszałam jak Babcia mówi Małej, że „ty to musiałabyś się urodzic na nowo, żeby Cię wychować jeszcze raz od początku jak należy”. No szlag mnie trafił i zwróciłam uwagę, ze takie mówienie do dziecka przynosi więcej szkody niż pożytku. Bo jak to dziecko ma się czuć, kiedy mówi mu się ze jest takie do niczego, ze musiałoby zaczac życie od nowa żeby cokolwiek z niego było?

    Nie mówię, żeby nie zwracać dziecku uwagi w ogóle. Owszem, trzeba uczyć młodzież prawidłowego zachowania. Ale może zamiast wyrzucać takiemu młodemu, ciagle kształtującemu się umysłowi błędy i to w sposób kształtujący poczucie winy i braku własnej wartości, warto byłoby starać się go czegoś nauczyć. Do teraz jest mi przykro, jak sobie pomyśle.

  4. Mój mąż zeszłego lata dał upust swojej złości na sąsiadkę, która z balkonu głośno zwyzywała dwóch chłopców kopiących piłkę na trawniku pod blokiem. Nie przebierając w słowach dał jej do zrozumienia, że jest wrednym babsztylem, który z innymi babsztylami pewnie narzeka, że „dzieci to teraz tylko w komputerach, a za moich czasów…” – za naszych czasów osiedla nie były obklejone zakazami, boiska nie były zamykane na klucz, a place zabaw dla wybranych dzieci, bo osiedle jest prywatne. I moje dzieci będą bawić się jak na dzieci przystało – głośno, bo mają do tego święte prawo.

  5. Niektórzy idą o krok dalej. Mam sąsiadkę, której przeszkadza płacz mojej 19 miesiecznej córki (mieszkamy w bloku i niestety ściany są cienkie). Według niej płacze 24h na dobę (co oczywiście nie jest prawdą), a ja nie potrafię jej uspokoić. Więc nawet w domu dziecko nie może być sobą. Ta sama sąsiadka wyzywa swoich nastoletnich synów od debili…

    1. OOO kolejna życzliwa sąsiadka. Moje dziecka też lubiło popłakać, także w nocy niestety. Sąsiadka piętro niżej uderzała w kaloryfery, gdzie rozum ???

  6. Najgorzej, ze czasem rodzice niektórych dzieci nie rozumieją, ze dzieci to tylko dzieci albo aż dzieci, i tez ludzie …:/

  7. U nas ksiądz na święceniu jajek powiedział że jeśli rodzice nie umieją uspokoić dzieci to niech wyjdą na dwór :/

    1. czas zmienić kościół… nasz ksiądz nigdy na żadne dziecko płaczące albo chodzące po kościele nie narzeka 🙂 wręcz przeciwnie nawet do niego gada 🙂

  8. Już na samym wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie popieram ani zachowania dziecka ani zachowania starszego Pana. I tak jak powinniśmy szanować dzieci i ich zachowanie tak samo tyczy się to dorosłych i starszych ludzi, którzy rządzą się swoimi prawami. A list rozżalonej matki uważam za tendencyjny.
    Kościół to nie plac zabaw. Jest to miejsce gdzie ludzie przychodzą się modlić, wyciszyć, skupić.
    W ogóle się nie dziwę tej starszej osobie, że zwróciła uwagę temu dziecku (choć zrobiła to w sposób chamski). I Tak jak ten dwulatek nie zrozumiał tego co powiedział do niego ten starszy pan, tak samo nie rozumiał nic z mszy. Może właśnie dlatego zachowywał się tak a nie inaczej. Gratuluję tej matce ambitnego zmuszania dwulatka do przebywania w miejscu, w którym ewidentnie nie chciało być. Może ta pani powinna zabrać następnym razem swojego dwulatka do kina, opery, teatru. Czy w tych miejscach Jej dziecko też powinno robić to na co ma ochotę i zachowywać się nie odpowiednio? Czy to są miejsca, w których dwulatek powinien być?
    Dlaczego pozostałej dwójce dzieci nikt nie zwrócił uwagi? Może dlatego, że miały odpowiedni wiek do miejsca, w którym przebywały. I potrafiły się odpowiednio zachować.
    „…dzieciństwo to okres, który rządzi się chociaż w części swoimi prawami i nasze dzieci będą miały jeszcze całe życie, by być dorosłymi”. Skoro tak to zaprowadzajmy swoje dzieci w miejsca gdzie tymi dziećmi będą mogły być. Nie spotkałem się z sytuacją, w której ktokolwiek zwróciłby dziecku uwagę, że jest za głośnie na placu zabaw itp.
    Sam mam 3 latka i byłem z nim na Wielkanoc w kościele i niestety grzecznie w ławce wytrzymał tylko 30 min. Ale zamiast czekać na rozwój sytuacji po prostu wyszedłem z Nim na zewnątrz kościoła.
    Na tej samej mszy, dwie ławki przed nami była mama z dzieckiem, które jeszcze nie chodziło. Z opowiadań mojej żony (bo po moim wyjściu z synem, żona została na mszy) dziecko płakało do samego końca mszy. I kto w tej sytuacji jest nienormalny? Dziecko bo płakało, matka, która przez godzinę próbowała uciszyć dziecko, czy może ludzie, którzy zwracali jej uwagę?
    „Oczywiście jak wspomniałem, będę się starał pilnować, żeby nie przekraczały pewnych granic, ale nie zamierzam przepraszać za to, że żyją i że zachowują się dokładnie tak samo, jak my wszyscy zachowywaliśmy się, gdy byliśmy dziećmi (!).”
    Nikt nikomu nie każe przepraszać za to, że nasze dzieci żyją. Ale inną rzeczą jest dostosowanie się do miejsca w jakim obecnie jesteśmy. W moim kościele jest specjalna msza dla dzieci, gdzie wszystkie zbierają się przy samym ołtarzu i tam ksiądz z nimi rozmawia i prowadzi mszę dla nich, dostosowaną do ich potrzeb. Ale nie wydaje mi się żeby dwulatek jakże rozżalonej matki wysiedział nawet tam w śród innych dzieci choćby 15 min.

    1. A nie przyszło Ci do głowy że nie miała z kim tego dziecka zostawić i musi je wszędzie brać ze sobą? Nie każdy ma babcię, ciocię i inne osoby do pomocy przy dzieciach, a mąż od rana do do wieczora w pracy/albo nie ma męża/ojca i tak bywa w życiu. Wiem bo sama to przechodziłam. Moja koleżanka, samotna matka również swoich synów zabierała wszędzie z sobą do urzędu, na szkolenia, na rady pedagogiczne. Bo z kim miała ich zostawić w domu ? Na opiekunkę nie było ją stać!

      1. Droga Pani, szczerze współczuję, że nie ma/ nie miała Pani wsparcia w wychowywaniu dziecka/dzieci. Nie twierdze, że źle zrobiła ta Pani zabierając dziecko do kościoła. We wszystkim trzeba mieć umiar, może wystarczyło wyjść na chwile przed kościół.
        Ja też zabieram swoje dziecko gdzie się da i nie mam z nim problemów bo nie prowokuję sytuacji, w której 3 latek mógłby się nudzić.

        1. Jest Pan tak idealny i zna receptę na każde zachowanie dziecka, że aż mdli, a gwarantuję, że gdyby ktoś z bliska przyjrzał się Pańskiej rodzinie znalazłby pewnie kilka elementów, które przemawiają za tym, że jednak idealny Pan nie jest. Nie pozdrawiam, nie cierpię takich hipokrytów, którzy twierdzą, że z dziećmi nie mieli żadnych problemów, a potem się okazuje, że bywali w delegacjach, albo do domu wracali po pracy o 18 to i problemów nie mieliście, bo zwyczajnie tego co się dzieje nie doświadczyliście, bo wszystko na klatę brała żona, nie wpędzaj Panie kobiety w poczucie winy, że źle wychowują swoje dzieci, bo gadają czy zachowują się inaczej niż Pańskie.

      2. „Jedni mają lepiej, bo…” po prostu mają, trudno żeby wszyscy żyli w biedzie, bo niektórym się nie wiedzie. Ci co to mają lepiej, też zazwyczaj niosą swoje krzyże- nie oceniaj, nie wiesz wszystkiego.
        Co do pana zwracającego uwagę, to nie wiem, czy odpowiedziałabym mu równie grzecznie.

    2. Do kościoła wychodzi się całą rodziną.
      A Mi przeszkadza, że Pan fałszuje i strasznie mi to przeszkadza w modlitwie.
      Czy mogę zagrozić obcięciem uszu?

    3. Tej pozostalej dwojce nikt nie zwrócil uwagi, bo zapewne mama zabierala ich od malego do kosciola i mialy duzo czasu, zeby się nauczyć zasad panującyh w tym akurat miejscu. Jak dziecko będzie trzymane pod kloszem to niby co? Nagle w wieku dajmy na to, 6 lat, nagle pojmie wszystkie zasady panujące w kosciele??

      1. pewno, że pojmie. nie brałam moich dzieci do Kościoła, bo uważam, że to nie ma sensu. a jak 6 latka zachciała na roraty, a potem była na jakiejś Mszy to wiedziała jak się zachować. bez przesady, nie jest to takie trudne do ogarnięcia.

    4. Na żadnym kościele nie zauważyłam ograniczeń wiekowych, mniemam że 2 latek ma prawo tam być

  9. Niestety opisane zdarzenie z kościoła jest dość nagminne. Dla mnie super podsumował to ks. Jacek Stryczek w jednej ze swoich homilii – jeśli chcesz sobie pobyć w ciszy, modlitwie i skupieniu to idź na adorację, msza św jest liturgia wspólnotową gdzie wiele się dzieje, wiele mówi i w założeniu jest pewna interakcja. Naszym zadaniem jest sobie pomagać w przeżywaniu tej liturgii i – uczyć innych przeżywania tej liturgii. Gdyby ten maluch (był może starszy o 10 i) zrozumiał to co ten głęboko wierzący starszy pan mu powiedział, to jest szansa, że w kościele by się już nie pojawił. Czysty faryzeizm…

    1. Gdyby ten maluch był o 10 lat starszy nie zachowywałby się tak jak się zachowywał 😉 A tekst traktuje o 2 latku. Dla przypomnienia dodam, że pozostałej dwójki rodzeństwa nikt nie musiał uciszać.

      1. Takich ludzi, jak Pan Marcin, nie mogę po prostu słuchać… Jak byłam dzieckiem, też mnie rodzice zabierali do kościoła, dzięki czemu nauczyłam się, jak się w takim miejscu zachowywać. Podobno zajęło to trochę czasu, ale kiedy starsi ludzie jeszcze pomogli mojej mamie zająć mnie czymś, a nie strofowali! Panie Marcinie, jeśli Pana dzieci są Alfami i Omegami we wszystkich dziedzinach życia, to super, ale Panią już podziękujemy, bo tu nie miejsca na chorobliwe przechwałki. Pozdrawiam.

        1. Zgadzam się z Panią absolutnie, teraz to się dzieci do kościoła nie zabiera, do restauracji i na zakupy też nie, ale walczą, żeby psy do sklepów wchodzili i jeszcze się dziwią, że sprzedawca się buntuje, bo psy sikają gdzie popadnie.

    2. Można by jeszcze podać przykład ks. Tischnera, który dzieci spacerujące pod ołtarzem brał na ręce i kontynuował z nimi czytanie… 🙂

      1. Niektórzy księża aż za bardzo lubią dzieci i na pewno ich obecność w kościele im nie przeszkadza. Branie na ręce cudzych dzieci przez obcego faceta powinno być piętnowane, a nie chwalone.

  10. Czego oczekiwac od obcych jak tego typu ludzie potrafią byc w najbliższej rodzinie. Babcia moich dzieci a moja teściowa dzień w dzień poucza moją 4-latkę: dziewczynka musi byc czysta. Dziewczynka musi być grzeczna. Siedź cicho, dziewczynka nie powinna kłapać jęzorem. Dziewczynka musi umiec sprzątać gotować itp itd. Córka to typowe high need baby. Głośna, pełna emocji, żywa energiczna wesoła, trochę histeryczka. Wulkan energii ktory ciezko okiełznać. Cudowne dziecko ktore od babci słyszy ciagle: ty jestes nienormalna,niegrzeczna,matka z tobą powinna isc do lekarza po środki uspokajające, co za okropne niewychowane dziecko, moje były grzeczne. Na córki „nie kocham cie” odpowiada „ja ciebie tez nie kocham, jesteśmy kwita”.
    Nastolatki też mi non stop obraża.

    Myślę ze często starzy ludzie są po prostu wredni i egoistyczni. Żądają szacunku a sami nie potrafią nikogo uszanować.

    1. Ja bym jej powiedziała : „Spieprzaj głupia babo! Najpierw sama się naucz pewnych zasad, a dopiero potem upominaj moje dziecko!”

  11. Nie lubić dzieci to znaczy nie lubić człowieczeństwa i ludzi w ogóle… To oczywiście dozwolone, ale warto by to przyznać przed samym sobą, a nie uciekać się do takiego zawężania obiektu nienawiści. Mnie osobiście denerwuje i jakoś dotyka ten podział: dzieci i cała reszta. Dzieci to przecież kwintesencja człowieczeństwa, przede wszystkim w sferze emocji. To są takie kiełki roślin, by tak rzec – samo zdrowie (psychiczne)! Pewnie, że denerwujące; pewnie, że kto nigdy nie liczył do prawie-trzech niech pierwszy rzuci kamieniem; pewnie, że trzeba ujarzmiać, bo inaczej będą tańcować po stołach…ale to ludzie. Prezentują formy emocjonalne, których w życiu dorosłym zabrania nam kultura. I na tym polega nasze (czasem nieodwracalne) nieszczęście, a „Jeżeli się nie zamkniesz, to odgryzę ci uszy!” usłyszane przez dwulatka w kościele od staruszka jest na to najlepszym (najgorszym!) przykładem…

    1. Nie lubię dzieci, i nie zamierzam ich mieć, co wcale nie znaczy, że nie lubię, jak to Pani określiła, „człowieczeństwa i ludzi w ogóle”. Lubię swoje życie bez dzieci i mam do tego pełne prawo. To po pierwsze. Po drugie kultura i normy społeczne odróżniają nas od zwierząt, więc mogą być nieszczęściem tylko dla pewnej grupy. Doskonale rozumiem, że dzieci potrzebują się wyszaleć, ale podstawowych zachowań w bardzo młodym wieku uczą się przez naśladowanie dorosłych. Doskonale rozumiem też, że do pewnego momentu rozwojowego nie są w stanie opanować swoich odruchów i sygnalizują swoje potrzeby płaczem, bądź krzykiem. Dlatego też dopóki te dwa kluczowe, powiedzmy, zadania nie zostaną zakończone, starajmy się nie uprzykrzać życia innym.
      To my jesteśmy rodzicami, nie inni. Uczyć trzeba możliwie najszybciej, bo później może się to okazać problemem.
      PS ironia mojej sytuacji polega na tym, że dzieci mieć nie chcę, bo jestem egoistką, kocham swoje życie. Natomiast dzieci mnie uwielbiają. Wszyscy „dzieciaci” znajomi są zachwyceni moim ciepłym podejściem (dzieci również)

      1. Nie sądzę, żeby nielubienie dzieci (nielubienie ludzi i człowieczeństwa), było wyrazem egoizmu. Nie widzę związku. Szkoda, że ocenia Pani siebie w ten sposób, że ocenia siebie w ogóle… (a potem pisze Pani o kochaniu swojego życia…). Poza tym, coś tu nie gra: „nie lubię dzieci” / „moim ciepłym podejściem…”. Ja nie lubię naleśników, ale mam je jeść na ciepło i to wtedy będzie ironia mojej sytuacji? No i kucharze będą zachwyceni… Jak nie lubię to nie lubię. Nic nikomu do tego a i tłumaczyć się nie muszę… Nie rozumiem, dlaczego Pani to próbuje robić. Naprawdę uważam, że nie musi Pani. Nie musi Pani lubić moich dzieci i bardzo ceniłabym sobię taką szczerość, to bardzo ułatwia życie: dzieciom oszczędzamy złudzeń, Pani jakiegoś przymusu, a dla mnie byłaby to ważna informacja, żeby dzieciaki nie przeszkadzały. A do wątku „kultura i normy społeczne odróżniają nas od zwierząt” dodałabym, że odróżniają nas również gabinety psychiatryczne…

        1. Niestety na dorosłych bez kultury nie ma ja już lekarstwa. Niestety to dorośli potrafią człowieka wkurzyć bardziej niż dzieci.

  12. Jestem ewangeliczką i u nas funkcjonuje tzw. Szkółka niedzielna, dzieciaki przychodzą z rodzicami na nabożeństwo i przy pierwszej pieśni wychodzą z „ciocią” ze szkółki do salki obok kościoła i tam spędzają czas ucząc sie o Bogu w sposób odpowiedni do ich wieku, spiewaja piosenki, słuchają historii biblijnych, kolorują, a rodzice mogą sie skupić na kazaniu. Cieszę sie,że ktoś to kiedyś wymyślił, jest to rewelacyjne rozwiązanie, kiedy nie ma się z kim zostawić dziecka, a chce się pójsc do kościoła i nie stresować 4latkiem leżącym pod ławką.

    1. U nas jest specjalna msza dedykowana dla dzieci.
      Ale i tak znajdą się stare zgredy, którym dzieci przeszkadzają.

    2. Zauważyłam bardzo dużą różnicę odkąd zostałam ewangeliczką. Moje dzieci są jeszcze za małe na szkółkę, więc czasem spacerują po kościele. Stresuje mnie to, bo pamiętam takie opowieści jak ta powyżej, ale ludzie zazwyczaj się uśmiechają, a jeden starszy pan (żeby tak dopełnić tę historię) powiedział mi kiedyś: Spokojnie, to tylko dziecko. Niech sobie łazi…
      Poza tym w naszym kościele jest stolik z kredkami, a dzieci mogą w kościele jeść i nikt się nie oburza.
      Inna sprawa, że u nas nabożeństwo niedzielne nie jest obowiązkowe, więc jak nie mam siły biegać za dziećmi mogę po prostu nie iść.

  13. „Rozumiem osoby, którym rozrabiające dzieci przeszkadzają w skupieniu się na modlitwie i jeżeli tylko mogę, zajmuję z moimi miejsca jak najbardziej z tyłu i też staram się jak najciszej rozpraszać mojego najmłodszego, jeżeli widzę, że jest już znudzony czy zmęczony i zaczyna dokazywać.”

    Pierwszy podstawowy błąd – z dzieckiem zajmuje się miejsce jak najbardziej Z PRZODU, tak by mogło śledzić akcję liturgiczną. Nawet dorosły, jesli nie widzi tego, co się dzieje, po pewnym czasie zaczyna umierać z nudów, a co dopiero dziecko.
    Dobrze jest też brać dziecko na kolana i szeptać mu do ucha, tłumacząc, co się dzieje na ołtarzu.
    Jesli dziecko nie rozumie, co się dzieje to będzie szalało. Dziecka nie rozpraszamy, tylko przeciwnie – pomagamy mu skupić uwagę na tym, co istotne. Inaczej przyprowadzanie go do kościoła mija się z celem. Przecież nie jesteśmy na mszy po to, by odstać czy odsiedzieć tę prawie godzinę, prawda?

  14. To nie my musimy zastanawiać się czy zabrać dziecko na mszę, ale ksiądz, jak zrobić aby kościół był również dla dzieci i nikomu one nie przeszkadzały… Mieszkając w Chicago, chodziłam czasem na mszę do jezuitów. Były tam specjalne msze dla rodziców z dziećmi. Dzieci biegały po całym kościele, nie były strofowane, ksiądz z nimi śpiewał, zadawał pytania, rozmawiał, żartował… Nikt nie był oburzony, wręcz przeciwnie. Lubiłam czasem pójść na taką mszę-nie mając dziecka bo było na luzie, wesoło i wzruszająco…

  15. Dzieci to tylko jeden z przykladow szerszego problemu, ktorego Pan dotknal. M.in. po 11 latach w UK i przygladaniu sie tutejszej edukacji uwazam, ze nam Polakom brakuje narzedzi do innego rozwiazywania konfliktow niz autorytarne oswiadczenia i wyladowanie emocji, ktore Pan opisal. Nie ma refleksji o skutecznosci, nie ma analizy ludzkiej wrazliwosci. Trzeba nabyc pewne umiejetnosci spoleczne zeby poprzez dialog naciskac odpowiednie przyciski prowadzace do pozadanych efektow. Nie 'zapomnial Wol…’ jest kluczowe w tej historii lecz jednostronna, zamykajaca dialog, na wskros autorytarna forma informacji zwrotnej.

  16. dziwie się ludziom którzy siadają z dziećmi do ławek… spoko rozumiem że można usiąść i dziecko ma miejsce docelowe. ale jeszcze bardziej nie rozumiem jak chcecie żeby dziecko siedziało 1h w skupieniu. ma poznawać Boga? to mu go pokaż!!! przecież ile to z dzieckiem pochodzić po kościele pokazać mu ołtarz pokazać drogę krzyżową pokazać obrazy pokazać organy dać książkę religijną dla dzieci. Byłem swego czasu we Francji. dzieci tam siedziały grzecznie i jak chciały czymś się zająć to czytały lub oglądały.
    łatwiej jest nie zabrać dziecka (moja Teściowa tak robi, bo ona musi się skupić) masakra. dziecko ma się nauczyć dlaczego tam chodzi a nie ze ma siedzieć cicho bo tak wypada.

    „Powiedz mi a zapomnę
    pokaż mi a zapamiętam
    pozwól mi zrobić a zrozumiem”

  17. Niestety starsi ludzie już zupełnie nie rozumieją maluchów… Zacytuję sąsiadkę moich przyjaciół, mających wówczas 4 letnią córkę: „Ja już naprawdę nic więcej nie powiem, ale zdejmijcie ten wiatraczek z balkonu, bo robi mi taką dyskotekę w mieszkaniu, że żyć się nie da!…” Długo się zastanawialiśmy, czymże ten wiatrak aż tak podpadł? No bo hałasu przecież nie robi nie wiadomo jakiego. Doszliśmy w końcu do tego, że chyba musiał rzucać światełka (tzw. zajączki) na ścianie jej mieszkania, bo był taki błyszczący i ładnie odbijał światło:)

  18. Dziwi mnie troche pierwsza sytuacja gdy mama pisze wytracil mnie z rownowagi tekst pana z kosciola pt odgryze ci ucho jak sie nie zamkniesz do dwolatka. Po takich slowach wypowiedzianych do mojego dziecka ten Pan mialby powazne problemy. Ludzie nie bojmy sie reagowac bo to nie ladnie itd Jesli ktos tak sie zachowuje to tylko odwazna reakcja i pokazanie granicy jest jedynym mozliwym zachowaniem

  19. Sama jestem mamą 1,5-rocznego dziecka i od początku zabieram je do kościoła. Od jakiegoś czasu staram się go uczyć, że w kościółku jest Bozia i trzeba być grzecznym (dziecko w tym wieku już naprawdę dużo rozumie, tym bardziej proste komunikaty rozumie 2-latek i nikt mi nie wmówi, że tak nie jest). Wiadomo, że konsekwencja przynosi efekty najszybciej. Nie wiem, może mam po prosty grzeczne dziecko, ale stosowane przez nas metody zabawiania/tłumaczenia/uspokajania przynoszą efekty i nasze dziecko nikomu jeszcze nie zakłóciło spokoju podczas mszy. Niestety często obserwuję w dzisiejszych czasach (już zresztą od paru ładnych lat) rodziców, którzy we wszystkich widzą złe zachowanie, tylko nie we własnym dziecku. Kiedyś nie było takich problemów, wystarczyło spojrzeć na rodzica, żeby wiedzieć czy zachowuję się dobrze czy nie. Przypomnijcie sobie ile razy rodzice wyprowadzali Was na zewnątrz, żebyście się uspokoili, żeby nie przeszkadzać innym. A teraz jak ktoś zwróci uwagę to oburzenie! Teraz choćby taki przykład – dzieci sadzane są w środku ławki, żeby tylko nie musiały ustępować miejsca jakiejś starszej osobie, która stanie obok, masakra. My siadaliśmy pod ołtarzem albo po prostu staliśmy. Nie mówię tu oczywiście o 2-latkach, żeby zaraz nie spadła na mnie lawina krytyki! Ale chodzi o przykład tego, czego uczymy dzieci, bo przez takie podejście na pewno nie pokory i szacunku dla innych. Nie mówię, że dawne metody były dobre, bo mam wiele zastrzeżeń, ale patrząc na to, co się dzieje teraz, to z całą pewnością mogę stwierdzić, że kiedyś było lepiej, przynajmniej jakieś zasady obowiązywały…

    1. No jasne, że kiedyś było „lepiej” i dzieci były „grzeczne”. Tylko zapominamy, że one było „grzeczne”, bo jak nie były „grzeczne” to dostawały wpierdol.

      Tylko chyba to niekoniecznie było lepsze dla samych dzieci, tak coś czuję…

      1. Nieprawda. Ja nie byłam bita i moi znajomi, z mojego pokolenia też nie. Mój ojciec o jego znajomi też nie. A wszyscy potrafilismyvxachowav się adekwatnie do miejsca. A dlaczego? Bo z nami rozmawiano, tłumaczone, tłumaczone. Dzieciom też trzeba tłumaczyć i nikt mi nie powie, że dwulatek nie zrozumie, to śmieszne. Trzeba lepiej tłumaczyć, uczyć zasad, i nie trzymać na siłę w miejscu, które jest dla niego nudne, bo w tym wieku ma prawo takie być. Dziecko ma się uczyć przez kulturę wyższa a nie lepic ja na swój wzór i to przy przyzwolenie rodziców. Takie moje zdanie co do innych pokoleń, co to tylko z dzieciństwa wpuerdoll miało

    2. Ja jestem z tego pokolenia, w którym bylo lepiej. Jak zachowywalam sie niewlasciwie w kosciele, to po mszy dostawalam od taty w twarz reka na odlew.Moj brat tez. Pare razy poszla mu farba nosem od uderzen. No potem przez jakis czas bylismy bardzo grzeczni. Czy o takie zasady z przeszlosci Pani chodzilo?

    3. Przecież Bozia wcale nie jest w żadnym kościółku, bo po pierwsze nie ma żadnej Bozi, tylko Bóg i jest wszędzie, a nie w kościele. A potem się księża dziwią, że jest tylu ateistów.

  20. Nie tylko twoje dziecko jest najważniejsze. Nie każdemu się podoba to, że ławkę dalej, zaraz za plecami hałasuje dziecko w miejscu tego typu niezależnie od tego czy to kościół czy kino czy cokolwiek innego. Zabierz je do lasu.

    1. Sam idź do lasu i zabierz ze sobą wszystkich fałszujących, mlaskających i śmierdzących „dziadów”, którzy od lat przeszkadzają innym i mają to w dupie. Założę się, że tym, którzy zostaną, dzieci przeszkadzać nie będą 😉 Nie ma za co 🙂

  21. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie usprawiedliwiam tego mężczyzny. Jego zachowanie było niedopuszczalne i nie miał prawa straszyć w ten sposób (lub jakikolwiek inny) chłopca.
    Artykuł moim zdaniem został napisany w silnym wzburzeniu. Do tej pory nigdy nie spotkałam się z tym na tym blogu. Osoby które nie lubią dzieci zostały niesprawiedliwie wrzucone do jednego worka razem z ludźmi którzy za młodych lat igrali z prawem. Razem z osobami chorymi psychicznie i razem z tym panem od odgryzionych uszu. Ogólnie stwierdzone zostało że jeśli ktoś nie lubi dzieci to coś jest z nim nie tak. Osobiście nie przepadam za dziećmi. Bywa że płacz jakiegoś dziecka mnie drażni. Ale ale. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto nigdy tego nie doświadczył po ciężkim dniu w pracy. Takie mam odczucia i nic na to nie poradzę. Tak samo jak dziecko nic nie może poradzić na to że nie jest w stanie wysiedzieć przez 10-15 minut w jednym miejscu. Ale tak samo jak dziecko ma prawo się wiercić tak samo ja mam prawo być Tym poirytowana. Nie oznacza to że pierwszym co robię po wejściu do tramwaju jest straszenie wszystkich dzieci albo krzyczenie na rodziców. Nie robię nikomu nic złego a mimo to zostałam podsumowana jako osoba która nie radzi sobie sama ze sobą. Dlaczego jeśli ktoś jest inny to od razu jest gorszy? Ostatnio widziałam tu artykuł na temat autyzmu i zespołu aspergera. Wtedy autor był w stanie uszanować inność innych.

  22. Jak ja to rozumiem! Moja czteroletnia córka chodziła sobie od końca kościoła do powiedzmy 1/3 jego długości, nie wydając przy tym dźwięków. Na zewnątrz wiatr urywał głowy. Słodki proboszcz (Liszki pod Krakowem) skomentował to z ambony z wyraźną złością i naganą, że będzie musiał bieżnię zamontować. Po mszy poszłam do niego. Nie chciał mnie przyjąć! Ale byłam nachalna. Spytałam go a co ze słowami „nie zabraniajcie dzieciom przychodzić do mnie”? Niestety z tym „betonem” nie było dyskusji. I jeszcze jedno- ludzie! nie gapcie się od razu w kościele jak dziecko tylko kwęknie! No bez przesady.

  23. Zgadzam się w 100%, bardzo dobrze napisane. Uwaga o dorosłym płaczącym w przedziale do bólu celna. Jednego tylko nie kumam – tego fragmentu:
    „Nie dajmy się więc ludziom, którzy straszą nasze dzieci odgryzieniem uszu, bo dwulatek nie zachowywał się w kościele jak student na wykładzie (zresztą wtedy najpewniej, wcale by w kościele nie było”.

    Czemu jakby był studentem, to by go w ogóle wtedy nie było w kościele?

  24. Drodzy Ludzie , każdy z nas stara się w społeczeństwie znaleźć przestrzeń , zatem każdy będzie stawiał granice…ale nie dzieci ! Dziecku granice trzeba postawić jako rodzic i opiekun – nie jest łatwo bo… dziecko się nie daje, ale trzeba tłumaczyć i taka rola rodzica. Funkcjonowanie w społeczeństwie jest trudne i bywa frustrujące. Trzeba jednak rozmawiać, ale…w kościele to…niewykonalne 🙂 .Dlatego jedynie msza dziecięca i ksiądz, który wyraźnie powie – dziadki i babcie wynocha – będzie rozwiązaniem. Taka msza to dla dzieci radość zabawy, rodzice nie mają stresu, ksiądz jest wniebowzięty ! Szukajcie takich mszy i księży – są bo spotkałem :-), mam to szczęście 🙂

  25. Jakiś czas temu, synek miał wtedy 3 latka,byliśmy w Niedzielę Palmowa na mszy, z palma oczywiście, którą pod koniec mszy synek zaczął się bawić,jakie było nasze zdziwienie, gdy Pani stojąca za nami rzekła „ja bym mu tą palmą w łep dała a nie do zabawy” ????

  26. Pragnę zwrócić uwagę na fakt, że coraz mniej ludzi uczestniczy w coniedzielnych mszach…i to są osoby, które właśnie wychowywały się w czasach, kiedy dzieci były grzeczne… W piśmie Świętym jest napisane „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”, „usta dzieci i niemowląt oddadzą mi chwałę”, najważniejsze przykazanie, to przykazanie miłości Boga i bliźniego. Ktoś już tu przypomniał, że Msza św. jest modlitwą wspólnotową, a nie indywidualną… Każdy ma prawo przyjść na mszę i powinien być mile widziany. My z mężem staramy się zabierać dzieci (2 i 4 lata) na mszę św. Też miałam sytuacje, kiedy inni zwracali nam uwagę, niestety.

  27. A co powiecie na dziecko przychodzące do kościoła z dwójka rodziców. Wiek ok 5 lat. Walizka bądź plecak za zabawkami w którym grzebie wydając głośne dźwięki i biega od mamy do taty do taty stojącego kilka metrów dalej krzycząc i śpiewając czasami. Tato daj portfel! Tata daje. Biegnie do mamy.Mamo daj kluczyki! Mama daje. Je cukierki, szeleści papierami. Biega depczac nogi kleczących. Jezdzi samochodzikiem miedzy ich nogami.Zupelnie normalne zdrowe dziecko ktore nie wie nawet ze powinno mowic nieco zciszonym glosem. Serio proszę o radę bo widzę tą rodzinę co tydzień i nie wiem, reagować czy nie.
    Inne dzieci patrzą i nie bardzo rozumieją dlaczego one nie powinny…

  28. To jeszcze głos z drugiej strony ołtarza 😀
    mam do czynienia zarówno z mszami z udziałem dzieci, jak i z tymi „typowymi”, gdzie także są obecne dzieci.
    Zacznę od tego, że – choć być może się to komuś nie podoba – nie zawsze obecność (a w zasadzie sposób obecności dzieci) jest dobra, mam na myśli zgodę na pewne zachowania. I uwaga, NIE OBWINIAM DZIECI, ale rodziców. Nie przeszkadza mi absolutnie, wręcz przeciwnie, kiedy dziecko chodzi sobie po kościele, eksploruje świat (kiedyś jeden 2- 3- letni chłopiec usiadł sobie koło mnie na krześle za ołtarzem:), dopóki nie zacznie absorbować na sobie uwagi zachowaniem. I tu jest zadanie rodziców, to jest ich odpowiedzialność. Czasami to naprawdę przeszkadza. Pięknym widokiem jest, kiedy dziecko jest razem z rodzicami, ale nie na końcu kościoła, gdzie dziecko widzi tylko d*** tego, kto stoi przed nim, albo na pod lub za [sic!] murem kościoła. Wtedy, drodzy rodzice, zabierzcie wasze dziecko na spacer, ojcze, pokarz mu świat, matko, ucz go relacji, ale nie zarzynajcie w nim wiary w ten sposób! Będzie to bardziej uczciwe i z większym pożytkiem niż to, że dziecko patrzy na „uczestników” mszy stosujący przykuc katolicki i odpędzacz much wimięojcowy!
    Nie zawsze też jestem zwolennikiem tzw. mszy dla dzieci. Tak, pod warunkiem, że jest uczciwie celebrowana, bez koszmarnych nikomu nie służących nadużyć i nie infantylna! Zwłaszcza homilia… a są one jednymi z najbardziej wymagających (sam po takiej wracam cały spocony do zakrystii:)
    Ostatnia rzecz, sakramenty mają sens, kiedy są przeżywane świadomie, są realizacją relacji z Bogiem (tak, mam na myśli również kpinę z bierzmowania…), więc czy nie lepiej było by (to już się pojawiło w którymś ze wpisów) oswajać dziecko z wiarą pokazując mu kościół, opowiadając mu i tłumacząc co jest co (także w czasie eucharystii, wiadomo, dyskretnie), opowiadając o Bogu (nie o BOZI i JEZUSKU!!!!).
    Rodzice, sami pokażcie że macie RELACJĘ z Bogiem, ono się tego nauczy patrząc na Was! Wy jesteście pierwszym Kościołem!
    ps. świetny blog, sam się dużo uczę od Was 😀
    dzięki!

  29. Myślę, że każdy z piszących tu ma po trochę racji. Sama mam ponad dwuletniego synka i chodzimy w trójkę do kościoła. Na szczęście synek lubi tam bywać i generalnie znosi dobrze mszę. Ale staramy się mu jakoś tłumaczyć, że to jest dobre, a tego nie rób itd. Na spokojnie. Kiedyś zdarzyło się że marudził mocno i naprawdę nie widziałam problemu w tym, że wyjdę do przedsionka i tam przeczekam aż się uspokoi. Po prostu szanuję to, że ktoś inny chce się w tym momencie skupić. Z drugiej strony ile ludzi tyle zachowań. Mimo, że jestem wyrozumiała dla dzieci i rozumiem, że mogą się niecierpliwić i nudzić wszędzie – nie tylko w kościele – już mniej jestem wyrozumiała dla rodziców dzieci. Standardem podczas mszy, przynajmniej u nas jest to że dzieci ganiają samopas, nawet zdarza się że jedno popchnie drugie, jest płacz, krzyk itd. No ale to już kwestia podejścia i odpowiedzialności rodzica. Nie wina dziecka. Przyznam, że irytują mnie czasem matki, które kompletnie sie nie interesują tym co dziecko robi podczas mszy. Tak jak tu napisało parę osób wyżej – wg nich nie powinno się zabierać dzieci do pewnego wieku na mszę. I tu się zgodzę. Jeśli rodzic nie rozumie, że obecność na mszy dziecka służy także jakiemuś jego wychowaniu, to faktycznie lepiej nie zabierać. Zyjemy w grupie i należy się wzajemnie szanować. Pozdrawiam.

  30. Przeczytałam artykuł i komentarze pod nim…..
    Szczerze mówiąc jestem załamana przerażona i wściekła. Większość wypowiadających się tu osób „ekspertów” od dzieci delikatnie mówiąc chyba z chioinki się urwała.
    Jako matka trójki (1, 3, 7) pozwolę sobie tylko do kilku stwierdzeń nawiązać:
    – można zabrać dziecko na mszę dla dzieci i spokój- a no nie spokój, bo moje i wiele innych pociech, o godzinie 12 w południe, gdy jest msza św dla dzieci dostaje już małpiego rozumu, dodatkowo z doświadczenia wiem, że najlepiej wziąść dzieci do kościoła zanim zaczną się bawić w najlepsze (my chodzimy na 7:30, bo ekipa i tak nie da pospać rano i nie zdążą się zająć zabawą, są też jeszcze wypoczęci i spokojni)
    – można zostawić w domu- no kurde nie można, bo chcę tą niedzielę spędzić z rodziną i mam do tego święte prawo, a może nie mam z kim zostawić?
    – zauważmy też, że autor i wiele osób nie broni skrajnie nieodpowiednich zachowań- przecież w większości mówimy tu o zachowaniach mieszczących się w normie!!!! Jeśli dziecko chodzi pięć kroków od rodziców i rozgląda się nie robiąc nic innego albo pyta o coś (Nie wrzeszczy tupie gryzie rzuca się po podłodze……) to do cholery nie przesadzajmy, bo za niedługo autobus, sklep, restauracja nigdzie z dzieckiem nie będzie można wejść/wyjść, bo może będzie komuś przeszkadzać?
    – na zewnątrz też nie zawsze da się wyjść bo: zimno, leje, wieje….. no kurde trochę empatii…
    – wiem, że każde dziecko przechodzi fazę „A ja wam teraz pokażę” i trzeba to po prostu przetrwać, czasem pot się po placach leje, na głowie człowiek staje i nic nie pomaga. U nas dwójka starszych właśnie około 2 lat miała jazdę bez trzymanki i tylko upór i tłumaczenie, pokazywanie jak należy postępować i pochwały za to że się udało 10. 15 30 minut wytrzymać przynosiły efekt.

    Kościół jest dla wszystkich, dzieci modlą się po swojemu, moja 10 miesięczna córeczka gdy śpiewano alleluja zawsze robiła to po swojemu, aż podskakiwala w wózku i cieszę się, że spotkało się to z uśmiechem, a nie wrednymi komentarzami.

    Pozdrawiam wszystkich ekspertów z cyklu „wiem, że tylko porządne lanie ustawi twoje dziecko do pionu” ?

  31. Też jestem mamą dwójki dzieci. Takich już trochę większych bo mają teraz 9 i 11 lat. Od początku były z nami w kościele. Dzieci mają prawo przychodzić do kościoła. Nasz proboszcz był zdania, że jak im nie damy biegać po kościele jako dzieci, to nie przyjdą tam jako dorośli. Oczywiście jeśli widzieliśmy, że dziecko jest marudne, nie wyspało się czy ząbkowało to bywało, że chodziliśmy z mężem osobno zostając z dziećmi w domu. Też były książeczki, kolorowanki czy pluszaki. Były chrupki (takie ciche w konsumpcji:-)) i picie. No i chodzenie po kościele (akurat u nas są nawy boczne więc nie przeszkadzało to innym). Jedynym wymogiem na początku buło to, żeby były cicho. Stopniowo gdy dzieci rosły ograniczaliśmy im tą swobodę np. czterolatek nie mógł już wychodzić z ławki i jeść a tylko pić. Ale nadal mógł leżeć na klęczniku, czytać książeczki czy rysować. KIlkukrotnie wychodziłam z dzieckiem bo zwyczajnie przeszkadzało innym. Ale dzieci szybko się uczą np. mówienia wyłącznie szeptem w trakcie Mszy jeśli rodzice tylko tak do nich mówią w trakcie i takich sytuacji było niewiele. Duży nakład pracy ale widzę tego owoce. Moje dzieci czują się w kościele u siebie chociaż wiedzą jak się zachować. Obydwoje są ministrantami.
    Rodzice są odpowiedzialni za zachowanie swoich dzieci. Mnie też irytuje jak czyjeś dziecko wrzeszczy (nie marudzi czy popłakuje ale wrzeszczy) przez kilka minut a rodzice nie wyjdą z nim z kościoła żeby go uspokoić. Albo kiedy nie reagują na bieganie i krzyki w wydaniu pięciolatka, od którego już powinno się trochę wymagać.
    Dwulatek wiercący się w ławce przeszkadza tylko tym, którzy mają jakiś chorobliwy problem ze skupieniem uwagi (więc będzie im przeszkadzało cokolwiek) albo przyszli oglądać innych a nie to, co się dzieje na ołtarzu.

  32. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się z Tobą zgadzam i jak bardzo odnajduję się w tym co piszesz. Dozgonne dziękuję – pisz dalej. 🙂

  33. Ja napisze tak. Nie lubię dzieci i drażnią mnie w sklepie, w autobusie i innych miejscach gdzie muszę z nimi przebywać. Ale uwagi nikomu nie zwracam, bo wiem, że dzieci mają swój świat i czasami nic nie można im przetłumaczyć. Ale tych co reagują nie neguje, moim zdaniem nic się takiego nie stało. A jak się sama opiekowałam dziećmi to pozwalałam im na dużo, sama przy tym też się wygłupiałam. Wtedy mi to nie przeszkadzało, ale po pracy to mam też ochotę nakrzyczeć na głośne bachory. Chociaż 2 latka to jednak mało, krzyki i tak nic nie pomogą. Ale tak dzieci są dziećmi, tylko, że ja ich nie lubię!

  34. Nie, nie nie. Nie po to nie robię sobie bachora, żeby musieć wysłuchiwać ryków wszędzie gdzie sie da. Rodzice nie muszą latać samolotem z dzieciakiem, zwłaszcza że one źle znoszą takie podróże. Zdaje się, że bolą je uszy itd, więc rodzice powinni się wstydzić, ze celowo i z premedytacją na ból skazują dziecko i współpasażerów. Jeżeli chcą jechać do innego miasta, niech użyją samochodu. A jak nie mają, znaczy ze nie stać ich na dziecko.
    A w ogóle, najbardziej już nie rozumiem zaberania gówniaków do sklepów. Serio, po co? Z podziwem patrzę na madki, które są w stanie wybrać buty a przy okazji uspokoić rozwrzeszczaną gromadkę bachorów. A ojciec siedzi znudzony na kanapie ze smartfonem z dłoni. Nie dało się zostawić dzieci i ojca w domu?
    Mogę zrozumieć, że dzieci muszą się bawić, ale niech robią to w miejscach do tego przeznaczonych (place zabaw, boiska), bo dorośli ludzie też chcą czasem spokoju i ciszy, zwlaszcza w dużych miastach, a nie ciągłego jazgotu.

    1. Myślę, że jeszcze większym problemem niż dzieci będące po prostu dziećmi, są młodzi dorośli, którzy wierzą, że coś im się należy tylko za sam fakt tego, że istnieją. Zatem wybacz, że zniszczę ci światopogląd na równi z momentem kiedy dowiedziałaś się, że Święty Mikołaj nie istnieje, ale muszę to zrobić: otóż cały świat nie kręci się wokół ciebie 🙂 Chcesz spokoju? To kup sobie dom za miastem i tam się wyprowadź. Nie stać cię? To poproś rodziców. A jak rodziców nie stać na dom za miastem dla swojej uprzywilejowanej córeczki, to zgodnie z twoją logiką nie powinni jej mieć 😉

    2. Ja żyłem w czasach, że jak się szło na boisko to było 10 drużyn. Graliśmy do dwóch bramek i zmiana. Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na swoją kolej. Dzisiaj przejeżdżam obok różnych boisk i jest pusto… Mają pięknie przygotowane obiekty, my zdzieraliśmy kolana na betonie. Rodzice smarowali gencjaną i dalej się grało… Te czasy chyba nie wrócą…

        1. W mojej okolicy każde boisko szkole jest bezpłatne. Wszystkie wyremontowane i ze sztuczną murawą. Co innego z halami, za każdą trzeba zapłacić i to nie mało…

    3. Popieram komentarz autora do powyższego komentarza. Kup sobie, bździągwo, bezludną wyspę i tam się wyprowadź, jak Ci inni członkowie społeczeństwa wadzą. Nie stać Cię? Nic nie szkodzi, wynaleziono już jednorazowe kapsuły eutanazyjne, dzięki którym pozbędziesz się swoich frustracji raz na zawsze.
      Nie pomyślałaś o tym, że los ludzi gna także do innych krajów, na inne kontynenty, ktoś ( tak jak ja z mężem) może mieć zespół stresu pourazowego po wypadku komunikacyjnym w ruchu drogowym i może nie być w stanie prowadzić samochodu? A może komuś umiera na raka ojciec i ów ojciec chciałby i ma prawo do tego, żeby poznać wnuki, dajmy na to? Samolot, moja droga, o ile nie jest to odrzutowiec prywatny, jest środkiem transportu PUBLICZNEGO,i jeżeli Cię na takowy odrzutowiec nie stać, to skorzystaj z porady powyżej, albo licz się z niedogodnościami, paniusiu.

  35. Chciałam tylko dodać, że pewna siostra zakonna widząc, jak jakiś pan denerwuje się, gdy dziecko biega po kościele, odwróciła się do niego i głośno i dobitnie powiedziała :”Dziecko modli się jak umie” 🙂 Pan się z miejsca uspokoił )

  36. Jak ktos ma brzydkie wnetrze, to powinien sie jeszcze w domu w ciszy i skupieniu modlic, bo w kosciele bylo modlitwy najwyrazniej za malo. Widac, ze do doroslych nauki kosciola tez kiepsko trafiaja, przynajmniej ja nie slyszalam, zeby Jezus komus ze zlosci odgryzal uszy 🙂

    Nie do konca zgadzam sie z tym, ze ZAPOMNIAL WOL, JAK CIELECIEM BYL. Czasy byly inne, dziecko dostalo pare razy ” po dupie” i siedzialo jak trusia. Nie przypominam sobie jakiejs wielkiej tolerancji w stosunku do dzieci.

  37. Kiedyś, będąc w kościele wraz z mężem i niedawno urodzoną córeczką, podczas Mszy Świętej dla dzieci Maleńka spokojnie leżała w wózku i poznawała świat, podczas gdy ja lekko bujałam wózkiem. Wózek jak wózek, podczas bujania wydawał ledwo słyszalny odgłos. W pewnym momencie podszedł do mnie Pan, który powiedział, że wszystkich wokół bardzo rozprasza to bujanie i mamy wyjść z tym moim małym dzieciątkiem na dwór, w zimie, mrozie, podczas gdy padał śnieg… Byłam w szoku, zrobiło mi się bardzo przykro, ledwo stłumiłam łzy i poprosiłam męża, byśmy przeszli na koniec kościoła. Teraz żałuję, powinnam postąpić inaczej. Dodam, że gdy powiedziałam mężowi już po zmianie miejsca co usłyszałam od tego pana, to go krew zalała.

  38. Sytuacja z dzisiaj. Ksiądz wychodzi z plebani na święcenie pokarmów. Zaczepia mężczyzne z dzieckiem i daje mu reprymende bo w niedzielę palmową dziecko (niespełna 2 latka) uderzyło rączka w szybę. Ksiądz zbulwersowany że tata dziecka nie zwrócił mu uwagi tylko przy nim kucal, ciekawe skąd wie że akurat w tym czasie tata nie poucza dziecka. (Stali wtedy przed kosciolem).Teraz ksiądz zwraca uwagę tacie dziecka, a na kolędzie mówił, że jemu dzieci w kościele nie przeszkadzają, że mogą wejść nawet na ołtarz. I jak tu chodzić do kościoła?

  39. Zakaz gry w piłkę absurdalny. Chyba ukradnę zdjęcie 😉
    Staram się być wyrozumiała wobec dzieci na Mszy. Trzeba im pokazać Boga.
    No, ze dwa razy miałam ochotę zrobić to, co ten pan z pierwszego akapitu.
    A były to takie sytuacje:
    – dziecko bawi się pomadką [błyszczykiem] do ust. Zabawa polega na tym, że bierze błyszczyk do ręki i łup o posadzkę. Podnosi i łup o posadzkę. Podnosi i łup o posadzkę. Ojciec reaguje po dłuższym czasie.
    – dziecko bawi się klapką od kontaktu przy prezbiterium. Odpadła, próbuje naprawić. Łapki prawie do kontaktu. Tu ewentualnie mogę przypisać winę księdzu za usterki. Matka z daleka obserwuje, interweniuje po jakimś czasie.

    Ze dwa lata wcześniej dziecko tejże matki [znam z widzenia] niemiłosiernie rozkrzyczło się w kościele. Zagłuszało słowa celebransa. Maksimum skupienia, żeby coś usłyszeć. Prosiłam Boga o cierpliwość i wyrozumiałość, a tu celebrans kieruje takie słowa „Nie wychodź X [imię matki”. Usta dzieci i niemowląt oddają ci chwałę…”
    Ech, i co zrobić z takimi słowami 😉 ?

  40. Miejsce:kościół. Mnie,osobie dorosłej, zwróciła uwagę pewna baba jaga( autentycznie!
    Czarny strój,zgarbiona, haczykowaty nos ,że za głośno śpiewam. . Wspomnę, ze to ona się do mnie przysiadla. chętnie strzeliła bym jej siarczystego kopa w dupe,a potem spokojnie odpuściła ? jaś i Małgosia wrzucili bym ją do pieca…????

  41. dzień dobry,

    mam pytanie jak odpowiedziec osobie dorosłej, która czepia się mojego dziecka i mówi
    ” Ale Ty jesteś glosna”- i kieruję te slowado mojej corki.
    Mi jest przykro, jako matce, ale nie wiem co odpowiedzieć???

  42. Ja miałam podobną sytuację w tramwaju „co za dziecko niegrzeczne!” – a mój syn tylko opowiadał co się dzieje za szybą… tylko, że ktoś w tym momencie widocznie potrzebował ciszy (czyli osoba, która zwróciła uwagę). Natomiast ja jeszcze bardziej śmiałam się i zadawałam pytania mojemu dziecku. Osoba chciała ciszy – trzeba było pójść spacerem. Dziecko jest tylko dzieckiem – ciekawość – to znak prawidłowego rozwoju, a nie tego, że jest niegrzeczne.

  43. Wszystko jasne, ale jak w kinie na seansie po 30 zł od osoby mama pozwala dzieciom być dziećmi, więc otwiera im kolejne oaczki z paluszkami, pozwala skakać po siedzeniach i hałasować, a reszta sali nie może w spokoju obejrzeć filmu, to już nie jest tak fajnie. Nie wychowujmy dzieci na egoistów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *