List Pani Minister, to jawna kpina z rodziców i ich dzieci
Mój list otwarty do Pani Minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
Pani Minister, która oficjalnie przyznała, że sobie nie radzi
Całkiem niedawno, Pani Minister łaskawie postanowiła przemówić do dyrektorów placówek o to, że powinni organizować zajęcia dla dzieci, w trakcie przerwy świątecznej (źródło). Ja jednego w tym liście jednak nie rozumiem. Czy to nie jest czasem JEJ obowiązek, zagwarantować rodzicom zajęcia dla ich dzieci? I publiczne przerzucanie tego na niższe szczeble jest wyrazem tego, że ona zwyczajnie nie nadaje się na swoje stanowisko, co jest zwyczajnie żenujące?
Pani Joanno, im dłużej ten list czytałem tym większy czułem wstyd, że ktoś tak w moim odczuciu nieporadny życiowo, obejmuje w Polsce tak ważne stanowisko.
Ryba psuje się od głowy
Obrywa się oczywiście dyrektorom i nauczycielom, podczas gdy winę w pełni ponosi Ministerstwo. Ryba psuje się od głowy, jak to się mówi. W końcu to oni tym zarządzają. A jeśli jakiś dyrektor czy nauczyciel się przeciwstawia wytycznym Ministerstwa to należy go wyrzucić. To naprawdę jest tak proste. Kiedy ktoś łamie prawo, dostaje mandat lub idzie do więzienia. Dlaczego więc jak ktoś nie wywiązuje się ze swoich służbowych obowiązków wobec obywateli, ma być traktowany inaczej? Wyrzucenie z pracy, dyscyplinarka i jeszcze grzywnę takiemu dorzucić, to zaraz się innym odechce samowoli.
Przerzucanie odpowiedzialności
Prawda jest jednak taka, że to nie dyrektorzy czy nauczyciele się sprzeciwiają Ministerstwu. Nie mówię, że są święci, ale bardzo często ludzie winią ich za coś, co w ogóle nie leży w ich kompetencjach. To Ministerstwo przyzwala na takie praktyki. To Ministerstwo sobie nie radzi z tym, co jest ich pieprzonym obowiązkiem. I później jak widzą, że robi się niebezpiecznie (nieudana reforma, żałosny darmowy podręcznik, a teraz dni wolne – jednym słowem robi się gorąco), to przerzucają odpowiedzialność na kogoś innego. Oni dali dupy, ale baty zbierają osoby na najniższych szczeblach hierarchii. Mi byłoby wstyd takie coś wysłać. W mojej opinii, z takim listem powinno jednocześnie pojawić się wypowiedzenie Pani Minister z dopiskiem: „Jednak się do tego nie nadaję. Tutaj trzeba kogoś z głową na karku.”
Organizacja zajęć czy przechowalnia dzieci?

Ten artykuł postanowiłem napisać, bo właśnie dostałem rozpiskę dni wolnych mojego dziecka na czas świąteczny i zwyczajnie się wkurwiłem. Ostatni dzień w którym są lekcje to 17 grudnia, a dzieci wracają do szkoły dopiero 7 stycznia. To w sumie trzy tygodnie bez nauki! Jasne, że jest „organizacja zajęć”, ale ja serdecznie pierdolę całą organizację zajęć w okresie świątecznym, zaproponowaną mi przez Panią, tfu, Minister. Bo taka organizacja polega najczęściej na 8 godzinnym maratonie oglądania bajek na świetlicy. To ja już wolę, żeby dziecko zostało w domu (na szczęście mam taką opcję, ale co z całą resztą?!.
Pani Joanno, nam, rodzicom, nie chodzi o „organizację zajęć”, bo to jest zwykła przechowalnia dzieci. Nam chodzi o to, żeby nasze dzieci mogły się czegoś w szkole nauczyć. Przecież po to je tam posyłamy. Takie są podstawowe założenia istnienia szkoły! I jeśli nie jest w stanie nam Pani tego zagwarantować, to proszę oszczędzić sobie wstydu i zrobić miejsce komuś innemu.
Prawa do zdjęcia należą do Eddy.
Nic nie dodam, nic nie ujmę. Zgadzam się…ale jeśli ktoś nie dostanie w pracy tych dni wolnych to tzw. przechowalnia jest dla niego zbawieniem. W chorym kraju żyjemy i nijak możemy to zmienić. Idziesz na wybory glosujesz…później się okazuje, ze afera za aferą…nie wiadomo czy nie było przekrętów itp. Więc nie ma pewności, że decydujemy o tym kto naszym krajem rządzi…trochę odbiegłam od tematu sorry 🙂 a efektem tego są sytuacje jak przedstawiłeś.
Znaczy ja wiem, że ta przechowalnia jest rozwiązaniem dla wielu ludzi. Też zdarzyło mi się z niej korzystać. I dlatego właśnie o tym piszę – dlatego chciałbym zobaczyć jakąś zmianę i jakąś sensowną alternatywę dla obecnych świetlic.
To fakt powinni to jakoś rozwiązać… w teorii zajęcia są w praktyce wiadomo jak to wygląda chociaz nie zawsze. Pracowałam jakiś czas w szkole specjalnej i tam na świetlicy zawsze się coś działo, żeby dzieci nie przebywały w tzw. przechowalni ale coś wyniosły z zajęć.
Jako nauczyciel i rodzic – zgadzam się.
i tradycyjnie dostanie się nauczycielom-nierobom…
A od razu dodaję, że zarówno w mojej szkole, w której pracuję, jak i w szkole mojego dziecka są zajęcia opiekuńcze.
U mnie mało kto korzysta, żeby nie powiedzieć, że prawie nikt (ale to gimnazjum, więc trochę inna bajka).
A tej baby to naprawdę nie polubiłam…
A na wyborach byłeś? Skoro 60% społeczeństwa ma to gdzieś, to w tym kraju nic się nie zmieni. Ją wiem, że ordynację mamy do dupy, ja wiem, że wygrywają partie polityczne, ale te tworzą ludzie. To, że mamy taka a nie inną sytuację, to nie zasługa wybranych, tylko wybierających…
Wybacz, ale słucham takich argumentów już od ponad dekady i nic się nie zmienia. Na wyborach byłem i wiesz co? Nic! Gówno się zmieniło. Bo jeden głos nic nie znaczy. Trzeba najpierw przekonać społeczeństwo, że cały obecny model jest wadliwy. Że „darmowe” Państwo „opiekuńcze”, kosztuje nas 10 razy tyle, niż gdyby wszystko było prywatne. Że wybieramy „darmowe”, bo niby jest „bezpieczne”, a w rzeczywistości tracimy na tym miliardy złotych, które są zabierane z naszej kieszeni. I zamiast obwiniać rząd, obwiniamy „prywaciarzy”. Tak samo jak zamiast obwiniać Panią Joannę, obwiniamy nauczycieli. Najpierw trzeba zmienić mentalność, a później można zacząć mówić o chodzeniu na wybory.
Zazwyczaj gdy mówimy, że Państwo „darmowe nas sporo kosztuje”, to mamy na myśli, że aj do „lekarza nie chodzę, a płacić muszę”. Gorzej, jak się już coś przydarzy… Fakt, denerwuje mnie naginanie systemu do granic możliwości. Denerwuje mnie, że ja czuję się rodzicem gorszej kategorii, bo mając dwójkę dzieci i pracę nie dostanę przedszkola, bo kolega żyje z dziewczyną bez ślubu, razem wychowują dzieci i oficjalnie zgłaszają do urządów, że są „samotnymi rodzicami”. Sami kradniemy i oszukujemy. Pracownicy okradają pracodawców, pracodawcy okradają pracowników, a jedni i drudzy okradają budżet. Zastanawia mnie tylko, czego ty oczekujesz od Pani minister? Czy chciałbyś żeby osobiście zajęła się dziećmi, czy może chciałbyś, żeby w liście podała propozycje zabaw dla dzieci? Widzisz, bo ja nie rozumiem, jakiego rozwiązania oczekujesz. To, że dzieci mają za dużo wolnego, to jedno, ale sposób organizacji zajęć, to drugie. Nie winię nauczycieli, bo mam kilku w rodzinie (WF, matematyka i nauczenie przedszkolne) ale dziwię się, że szkoła nie umie zorganizować czasu dzieciom i to wina Pani minister.
Czego ja oczekuję? Że w dniach przed świątecznych (i wszystkich podobnych) będą organizowane lekcje, a nie „opieka nad dziećmi”. Niech będą one na zasadzie kółek dla zainteresowanych czy zajęć wyrównawczych – ale niech będą coś wnosić do życia naszych dzieci. Niech to będą te fascynujące lekcje, który każdy nauczyciel chce prowadzić, a system mu nie pozwala. To jednak musi wyjść odgórnie. I tego oczekuję od Pani Mister.
A mówiąc, że darmowe państwo drogo mnie kosztuje, oznacza mniej więcej tyle, że obecnie płacę ubezpieczenie zdrowotne i nic z tego nie mam. I to nie jest tak, że gdyby nie to ubezpieczenie, to byłbym z niczym. Gdyby nie przymusowe ubezpieczenie, to ubezpieczyłbym się prywatnie i miałbym to samo, ale jednocześnie:
1. Miałbym opiekę specjalistów.
2. Miałbym terminy kilkudniowe, a nie kilkuletnie.
3. Miałbym dostęp do najlepszego sprzętu.
4. I to wszystko miałbym taniej, niż płacę za obecne ubezpieczenie, bo w prywatnej firmie zarówno system, jak i pracownicy są kilkukrotnie bardziej wydajni.
Nie mówiąc już o tym, że takie rozwiązanie nie wymaga kilkuset tysięcy urzędników zatrudnionych w administracji.
Bo widzisz, mi nie przeszkadza, że muszę płacić dużo na ubezpieczenie domu i nikt mnie dotąd nie okradł czy dom mi się nie spalił. Ja rozumiem sens ubezpieczeń. Ale jestem wolnym człowiekiem, w wolnym kraju i chciałbym mieć możliwość pieprzonego wyboru.
System jest chory. Społeczeństwo bardziej. Chociaż ja jednak wierzę w ludzi i byłbym za tym, żeby ubezpieczali się sami i sami myśleli o sobie. Faktem jednak pozostaje to, że prywatna opieka o której piszesz padła by na pysk jeszcze szybciej niż jest to teraz z Państwową, ponieważ przynajmniej połowa ludzi miałaby gdzieś ubezpieczenie. Nie wiem czy korzystasz z „prywatnej” opieki, ale ona jest w dużej mierze finansowana z tej Państwowej, a po prostu za dodatkową opłatą masz ekstra świadczenia. W większości wypadków za podstawę płaci NFZ, a ty płacisz za ekstra wypas pościel i uśmiech pani pielęgniarki. Co do Pani Minister, to nie chciałbym się wypowiadać, bo nie wiem co ta Pani do tej pory zrobiła, wiem natomiast, że taki a nie inny rozkład dni świątecznych obowiązuje od 12 lat. Wnioski z tego są co najmniej dwa. 1. Był czas się przyzwyczaić, 2. Był czas, żeby coś zmienić…
Ale ja wiem, że prywatna opieka korzysta z publicznego sprzętu. W normalnym Państwie nazywa się to korupcją. Płacisz lekarzowi za to, żeby zrobił to, co jest jego obowiązkiem i za co płaci mu Państwo.
Gdyby jednak opieka była wyłącznie prywatna to nie padłaby na pysk, tylko lepiej by się zorganizowała. Mieliby też kilkaset razy więcej klientów, więc automatycznie ceny nie mogłyby jakoś drastycznie wzrosnąć, nawet biorąc pod uwagę, że musieli by korzystać z własnego sprzętu.
Obecnie takie ubezpieczenie prywatne dobrej jakości kosztuje ~200zł, ale ja mógłbym i 500zł miesięcznie płacić. W dalszym ciągu byłoby to mniej niż oddaję Państwu.
Bartlomiej sie jakby troche rozpedzil….. jak to wina lezy po stronie wybierajacych a nie wybranych??? czyzby kolejny zwolennik ktorejs konkretnej partii? nie od dzis wiadomo, ze chocbys nie wiadomo ktora partie wybral to i tak wdepniemy w takie samo gowno…. czasem jedynie z pozoru mniejsze lub mniej smierdzace… zawsze tylko na poczatku… potem smierdzi jak zawsze…
co do wypowiedzi OJCA to zgodze sie z kazdym jego slowem… w Polsce system nauczania jest niestety po zmianach tak bardzo do dupy, ze dziwie sie ze te jeszcze nie upadl… nie wiem kto i w jakim celu kreuje tego typu zmiany, ktore jak widac niestety ie wychodza dzieciom na dobre. w jakim celu dzieciakom daje sie tyle wolnego skoro nikt nie jest im w stanie zapewnic jakiejs ”rozrywki”. ktos powie, ze ok spedza ten czas z rodzicami bo przeciez w szkole tyle siedza. a co jak rodzice nie moga siedziec w domu, bo pracuja a babci czy dziadka nie ma, bo cos tam…. roznie bywa… i co wtedy?m zaczyna sie szukanie kolezanek, opiekunek i tego typu rozwiazan…a po co ? kiedy szkola sie zamyka tak wczesnie by zorganizowac swietlice, w ktorej pilnuje nauczyciel, to rownie dobrze szkola moze byc otwarta nawet do 22.12 i do powiedzmy 4.01 … czasem w Polsce te wszystkie Ministerialne rozwiazania mozna o kant dupy potluc, a sama minister wykopac na zbity pysk!!
Jak są dni, kiedy rodzice pracują, a dzieci mają wolne, to zwykle odbija się to negatywnie na dzieciach. Bo zwykle nie ma nikogo, kto by się nimi mógł zająć na poważnie. No chyba, że stać nas na opiekunkę, która akurat ma trzy tygodnie wolnego w okresie świątecznym.
Tak, bo 40% chodzi na wybory i patrząc na statystyki, to co roku wygląda to tak samo. Jaki wniosek? Do wyborów chodzą ci sami, głosują na tych samych i wszystkim pozostałym (60%) jest z tym dobrze. Głosuj sobie proszę na partię, bo ja głosuję na ludzi. Na swoim blogu przypomniałem wybory, w których partia rządząca w kolejnych wyborach nie weszła nawet do sejmu. No cóż, widać jeśli chodzi o wybory, to po „staropolsku” chciałoby się powiedzieć nie da się.
Moje dzieci jeszcze nie chodzą do szkoły. Syn idzie dopiero w przyszłym roku. Jednak już teraz zastanawiam się, co ja z nim zrobię, kiedy w szkole będzie „przerwa świąteczna”, „ferie”, 2-miesięczne wakacje. Tyle wolnego, że nawet jeśli razem z mężem osobno bralibyśmy wolne, to nie dalibyśmy rady pokryć całości. Nie mamy w naszym mieście rodziny, babcie mieszkają daleko, nikt się dziećmi nie zajmie, a też nie chcę bajkowego maratonu. Dlaczego dzieci mają mieć tak długie przerwy w nauce? W imię czego? Mi w pracy nikt takiej przerwy nie zrobi. Dlaczego dzieci nie mogą mieć normalnych lekcji albo nawet innych zajęć, może tematycznie związanych ze świętami albo jakiś bardziej kreatywnych tak po prostu – z klucza. Szkoły mają możliwość organizowania takich zajęć, jednak chętnie korzystają z wolnego. Nauczyciele na pewno z tego wolnego się cieszą. Pani Minister może zamiast przypominać rodzicom, że mają prawo upominać się w szkole o swoje prawa, powinna nakazać szkołom żeby te zajęcia rodzicom proponowali. W przedszkolu, do którego chodzi mój syn, już od początku grudnia panie chodzą z listą i pytają rodziców, które dzieci będą w okresie świątecznym w przedszkolu, żeby jak najlepiej przygotować zajęcia dla tej garstki, która przyjdzie. Dlaczego w szkołach nie można zrobić tak samo – niech szkoły pytają, kto przyjdzie i dla tych osób niech organizują z klucza coś ciekawego. Tak po prostu. A nie żeby to rodzice musieli się upominać…
Jako uczeń wypowiem się z nieco innej strony. Jasne, że w przypadku podstawówek to jest spory problem, ale już nastolatką w liceum i gimnazjum naprawdę się taka przerwa przydaje. Czas żeby trochę odpocząć od ciągłego ględzenie o testach gimnazjalnych i maturze (nawet będąc w pierwszej czy drugiej liceum/gimnazjum ta pogadanka już się zaczyna). Wypłakać nieszczęśliwe miłości pobyć trochę w samotności pójść na łyżwy odstresować. Stres w szkole jest serio duży szczególnie gdy ludzi, którzy już w miare potrafią myśleć za siebie traktuje jak kompletnych idiotów i każe się siedzieć od rana (kiedy jeszcze jest ciemno) i wychodzić (kiedy już jest ciemno) krzycząc czy nierzadko drwiąc z uczniów i każąc im klepać często bezsensowne materiały. Naprawde trzy tygodnie bez nauki nie są niczym złym nie robią dużej przerwy w materiale ani nie cofają w rozwoju. A co za przeszkoda żeby młodsze dzieciaki troche posiedziały w tych „przechowalniach” pograły w gry pooglądały kreskówki może pod okiem opiekunki zrobiły jakieś przedstawienie? Czy to takie straszne dać im troche luzu pozwolić się pobawić a nie cały czas wbijać materiał z podstawy programowej.
Całkowicie się zgadzam 🙂 Mi chodziło raczej o szkołę podstawową i to głównie te pierwsze klasy, kiedy dziecko nie ma z kim zostać i ląduje albo u jakiejś babci/cioci na przechowanie lub na świetlicy.