
Terroryzowanie dzieci obowiązkami domowymi
Nie niesie ze sobą żadnej wartości.
Obowiązki domowe
Nigdy nie byłem zwolennikiem nakładania na dzieci obowiązków domowych. Wiecie, tych z rodzaju „raz w tygodniu zmywasz po obiedzie”, „sprzątasz swój pokój dwa razy w tygodniu” czy „dzisiaj Twoja kolej na mycie podłogi”. Bo dla mnie nakaz sprzątania pokoju niczym się nie różni od zwyczajnego ukarania dziecka. Może to kontrowersyjne twierdzenie, ale nie zmienia to faktu, że jest ono całkowicie prawdziwe. Potwierdzą to chociażby same dzieci, które nie widzą między obowiązkami domowymi i poddaniem się karze, żadnej różnicy. Zarówno jedno i drugie dzieci muszą zrobić, mimo że nie mają na to najmniejszej ochoty.
Jeśli dalej mi nie wierzycie, to zastanówcie się co robią rodzice, gdy dziecko odmawia wykonania obowiązków domowych? Próbują je do tego zmusić. Bo przecież odmowa wykonania obowiązku, to nieposłuszeństwo i takowe należy ukarać. Widzicie już podobieństwo?
Najważniejsze pytanie
Moim zdaniem najważniejszym pytaniem jakie musimy sobie zadać, gdy chodzi o domowe obowiązki, jest pytanie o sam sens dawania owych obowiązków dzieciom. Żeby na nie odpowiedzieć, popytałem wśród znajomych, jakie jest ich zdanie na ten temat. Dlaczego ludzie dają swoim dzieciom obowiązki domowe? Odpowiedzi zebrałem w trzy grupy:
1. Żeby sobie ulżyć/żeby podzielić pracę w domu
Przerzucanie własnych obowiązków na dzieci, żeby sobie ulżyć, nie różni się dla mnie wiele od wysyłania dzieci do pracy, żeby samemu nie musieć do niej chodzić. A za to można trafić do więzienia, więc nie bardzo jest co dyskutować o moralności tego działania.
2. Dziecko jest nam coś winne, więc powinno spłacić swój dług i pomagać
Mówiłem to już kilka razy (m. in. tutaj można o tym przeczytać) i powtórzę to dzisiaj: nasze dziecko nie jest nam nic winne. Ono się na ten świat nie prosiło. To naszym obowiązkiem jest się nim opiekować, a nie odwrotnie. A robienie z siebie jakiegoś męczennika, któremu wszyscy mają współczuć i pomagać, ubliża zwykłej ludzkiej godności i powoduje u mnie odruch wymiotny.
3. Dziecko dzięki obowiązkom domowym, uczy się samodzielności i odpowiedzialności
To jest odpowiedź, która udzielana była najczęściej i brzmiała najrozsądniej. Do tego w sieci jest mnóstwo artykułów mówiących, że dobrym sposobem na nauczenie dziecka odpowiedzialności i systematyczności, jest powierzenie mu domowych obowiązków. Takie podlewanie roślinki na przykład czy sprzątanie po obiedzie.
Przyznaję całkiem szczerze, że nieustannie mnie te artykuły zaskakują. Bo jak niby zmuszenie dziecka do pracy w domu, może go nauczyć czegokolwiek? Poza oczywistym, czyli tym, że silniejszy, może narzucić swoją wole słabszemu? Bo tak to właśnie wygląda w większości domów. Jak zmuszanie. Masz to robić i koniec. Bo ja tak powiedziałem. Bo to jest ważne dla mnie. I cała retoryka przypomina wtedy Ferdydurkę i klasyczne już „bo Słowacki wielkim poetą był!”. I macie w to wierzyć, bo ja tak mówię.
Zamiast przekonać dziecko, że porządek powinien być dla niego ważny – mówimy mu, że porządek jest dla niego ważny. A to jest spora różnica. Różnica, którą najlepiej odda się ponownie słowami Gombrowicza:
„Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.”
Wszechobecny bezsens
No nie zachwyca. Dzieci nie są zachwycone pomysłem obowiązków domowych, nawet jeśli im powiemy, że są zachwycone. Im zwyczajnie nie zależy na tym, żeby podłoga była umyta, trawa skoszona, a kwiatki podlane. I jeśli im nie zależy, to one nie będą dbać o powierzone im obowiązki. Nie nauczą się ani systematyczności, ani odpowiedzialności, tak bardzo zachwalanych przez owe artykuły. Wręcz będą czuły jeszcze większą niechęć do jakiejkolwiek pracy w domu. A im większa będzie ich niechęć, tym więcej rodzice będą musieli się napocić, aby ich do tych obowiązków przekonać. Niektórym „wystarczy” zastraszanie i karanie dzieci za nieobowiązkowość, ale niektórzy czują pod skórą, że to nie jest właściwe. I wpadają na pomysł, aby dzieciom płacić (sic!) za domowe obowiązki. Czyli zamiast użyć siły, używają przekupstwa. Nie uczą już dzieci, że silniejszy może zmusić słabszego, do wykonywania bezsensownej pracy. O nie. To jest złe. Oni uczą dzieci, że ludzie z pieniędzmi, mogą zmusić ludzi bez pieniędzy, do wykonywania bezsensownej pracy. A to (podobno) jest znaczna różnica.
Ja jej nie widzę, ale ja się może nie znam.
Przeszkadza Ci bałagan? To go posprzątaj!
Prościej się tego powiedzieć już nie da. Jeśli komuś przeszkadza bałagan, to niech go posprząta i nie zawraca innym gitary. Przeszkadza Ci rodzicu wysoka trawa? To idź ją skoś. Przeszkadza Ci brudna podłoga? To bierz mopa i zasuwaj. Przeszkadza Ci pełny zlew? To podwiń rękawy i do roboty! Już, teraz, zaraz!
Dzieci to nie są niczyje sługusy, które można wykorzystywać do pracy, której nikt inny nie chce wykonać. A jak nie chce Ci się sprzątać, to zatrudnij panią do sprzątania i daj swoim dzieciom święty spokój. Jest wiele bardziej wartościowych rzeczy, które możecie robić wspólnie, niż kłócić się o sprzątanie. A znacznie ważniejsze od posiadania czystego domu, jest posiadanie domu, w którym wszyscy się dobrze czują.
Dzieci bez obowiązków?
Czy to, co piszę oznacza, że dzieci nie powinny w domu nic robić? Nic bardziej mylnego. Moje dzieci ciągle pomagają w naszym domu. Pomagają jednak w obowiązkach, które dotyczą ich bezpośrednio, a nie są przez nas sztucznie narzucone. To są tak zwane ich naturalne obowiązki (tak jak istnieją naturalne konsekwencje dziecięcych czynów i konsekwencje zmyślone przez rodziców, tak samo jest z obowiązkami). Czyli jeśli moja ośmiolatka chce kanapkę, to niech sobie pójdzie i zrobi kanapkę. A jeśli mój trzylatek chce kakałko, którego niestety sam sobie nie zrobi, to i tak musi iść ze mną i mi w przygotowaniu pomagać. Podaje mi butelkę, podaje mi mleko, podaje mi kakałko – cały czas pomaga. Chce jeść? Podaje mi chleb, podaje masło, podaje ogórka i ostatnio nawet pomaga kroić. Jednym słowem, cały czas jest obok. Pomaga. I jednocześnie uczy się samodzielności.
Takie podejście pomaga mi również uniknąć sytuacji, w której dzieci sprawdzają cierpliwość rodzica i proszą o zmianę ubrania dziesięć razy każdego poranka (czy jakichkolwiek innych irracjonalnych próśb). Bo moje dzieci wiedzą, że nawet jeśli one nie potrafią tego zrobić same, to i tak będą musiały mi pomagać.
Błąd komunikacyjny
Im dłużej patrzę na problem powierzania dzieciom obowiązków domowych (a o tym, że problem istnieje, świadczy ogromna liczba artykułów na ten temat), tym bardziej jestem przekonany, że rodzi się on w niezrozumieniu różnicy między naturalnymi obowiązkami, a obowiązkami sztucznie wymyślonymi przez rodziców. Bo jeśli się przyjrzymy, to zauważymy, że dzieci mają dość obowiązków każdego dnia, żeby utrzymywać ich kalendarz stale pełny. Higiena osobista (po obejrzeniu tego filmu, żadne dziecko nie ominie mycia zębów), ubieranie się, jedzenie, picie – to wszystko odbywa się kilka razy dziennie. I wszystko może być świetną lekcją odpowiedzialności i samodzielności. Musimy ją tylko wykorzystać.
A co z innymi obowiązkami?
Jak jednak przekonać dzieci do innych obowiązków? Sprzątanie pokoju, mycie garnków, wynoszenie śmieci? Zacząłbym przede wszystkim od dania dobrego przykładu i nie narzekania na konieczność wykonywania takiego czy innego obowiązku, co zdarza się nad wyraz często. Bo jeśli my się sami będziemy tymi obowiązkami przerzucać i od nich uciekać, to nasze dzieci tym bardziej będą uważały je za coś okropnego i tym bardziej nie będą chętne do ich wykonywania. Pokażmy więc, że wykonywanie obowiązków domowych, to nie koniec świata. Ba, ja ile razy biorę się za prasowanie, to wręcz widać po mnie, że sprawia mi to przyjemność. Szczególnie jak mam jakąś świeżą i wciągającą książkę czytaną.
Dobry przykład to jednak nie wszystko. Niestety złotej rady, na to co jeszcze można zrobić nie mam i nie wiem czy potrafiłbym taką stworzyć. Jedyne co mogę wam powiedzieć, to jak działa to u mnie. Wy musicie sami sprawdzić czy u was też zadziała.
Śniadanie
Jak tylko moja ośmiolatka nauczyła się robić jajecznicę, bo była głodna, to od tej pory robi ją nam zawsze w weekend na śniadanie. Sama z siebie. A jej bracia nie pozostają dłużni i ostatnio jeden szykował talerze i sztućce, a drugi kroił warzywa (trochę krzywo, ale nadrabiał zapałem :). I po nie tak długiej chwili śniadanie było gotowe. Obowiązek? Zmuszanie? Bynajmniej. Oni byli wniebowzięci, że mieli taką możliwość.
Nie daję gwarancji
Nie gwarantuje wam, że ta metoda podziała, ale u mnie brak narzuconych obowiązków, połączony z ciągłą nauką nowych umiejętności domowych, sprawdza się bardzo dobrze. Tak dobrze, że dzieci same wychodzą z inicjatywą pomocy. Niestety nie wiem jeszcze jak ogarnąć problem sprzątania pokoju, bo moim zdaniem to wydarzenie następuje zdecydowanie zbyt rzadko, ale na szczęście potrafię zachować swoje zdanie dla siebie. I dzięki temu raz na jakiś czas, jestem niesamowicie zaskoczony widokiem lśniącego pokoju. Po cichu liczę, że z czasem będzie się to zdarzało coraz częściej, ale jestem rozsądnym człowiekiem, więc wielkich nadziei nie mam ;)
Moim zdaniem o to właśnie chodzi w tych całych obowiązkach. O danie dzieciom dość swobody, żeby nie czuły się do niczego zmuszane, przy jednoczesnym stałym modelowaniu właściwych zachowań. Reszta powinna nastąpić sama.
Prawa do zdjęcia należą do David.
Pamiętam, gdy będąc dzieckiem tak jak piszesz, wszystkie polecenia były traktowane przez mnie jako ATAK, tak dokładnie jak piszesz – jak gdybym odbywać miała karę. Włączę w to przymus uczestniczenia we mszy świętej a nawet jedzenia. Jestem za tym, by nigdy nie stosować zwrotów w formie rozkazu/nakazu/polecenia.
Dlatego ja od dziecka wszystkie moje prośby kieruję jako „Mógłbyś/mogłabyś?”. Nawet jak powiem „proszę zamknij drzwi”, to dalej czuje się z tym niekomfortowo. Bo to dalej jest tryb rozkazujący.
A powiedz jak się dzieci do ciebie zwracają? Też w ten bardziej proszący sposób? Bo u nas jednak rządzi: Mamo, zawiąż. mamo daj, mamo zrób. Choć staramy się też stosować przede wszystkim prośby.
Coraz częściej zwracają się w sposób proszący, ale to nie jest jeszcze na porządku dziennym, bo wszyscy dookoła (szkoła, przedszkole, dziadkowie) usilnie wmawiają dzieciom, że muszą powiedzieć „proszę”. Niemniej idziemy w dobrą stronę :)
Ale co jest złego w mówieniu „proszę zamknij okno”?
Że nie daje drugiej osobie możliwości powiedzieć „nie”, czyli w moim mniemaniu jest pozbawione szacunku dla woli drugiej osoby.
A co jeśli pytasz „czy mógłbyś” i w związku z tym, że dajesz wybór za każdym razem słyszysz „nie”? Co wtedy?
Zajrzyj tutaj w poniedziałek/wtorek wieczorem. Powinien być nowy tekst na ten temat.
Dzieki, znowu sie czegos nauczylam. Przemysle to co napisales.
Brawo! Muszę pokazać ten post mężowi ;)
Mój 2 i pół latek pomaga mi niemal w każdej czynności domowej i sprawia mu to naprawdę dużo frajdy. Znajomi często pytają, jak udało mi się tego dokonać, węsząc jakąś tresurę lub… zniewieścienie(!), a ja po prostu od zawsze pytałam czy chce mi w czymś towarzyszyć, a nie przeganiałam, bo „pląta mi się pod nogami, jak coś robię”. Po skończonej pracy nigdy nie szczędziłam mu pochwał, ani podziękowań i teraz mam w domu prawdziwego małego pomocnika. Dzieci uwielbiają czuć się potrzebne! Wystarczy im na to pozwolić ;)
Uff… już się bałem, że jestem jakimś wyjątkiem i tylko moje dzieci tak chcą pomagać :) A jednak sprawdza się też u innych. Wystarczy wykorzystać naturalną dziecięcą chęć do współpracy i dobre efekty zapewnione :)
Hmmmm, zgadzam się i nie zgadzam. Jak zawsze ;) Ja to jednak jestem za tym, że dzieci powinny mieć swoje obowiązki w domu oczywiście dobrane odpowiednio do ich wieku i umiejętności. I nie, żeby terroryzować (sama przerabiałam to w swoim rodzinnym w domu – umyj gary bo jak nie to zobaczysz) tylko raczej tłumaczyć, że wspólne życie/mieszkanie oznacza też wspólną odpowiedzialność chociażby za czystość, która jest ważna pod względem higieny itd. Żeby nie było tak, że dziecko może bałaganić, a jak tobie rodzicu przeszkadza to sprzątaj, na to się nie zgadzam. Myślę, że istotne jest wprowadzenie jednej prostej zasady –… Czytaj więcej »
Ale tłumaczenie dziecku, że obowiązki są ważne, jak najbardziej popieram. Tłumaczenie, zachęcanie, motywowanie. Tylko nie zmuszanie. Nie nakazywanie.
A jak dziecko nabałagani u mnie swoimi zabawkami i nie chce sprzątać, to ja mówię, że z chęcią posprzątam, ale zabawki zabieram do siebie. Bo ja je posprzątałem i to ja o nie dbam. I jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym musiał sprzątać ;)
Heh, no nie wierze! ja mowie tak samo i tez nie zdarzylo mi sie sprzatac zabawek :) To chyba jakis trop… :P Ja ucze dziecko raczej pomagania i robienia czegos razem, a nie, ze kazdy ma jakies obowiazki i musi je wykonywac. Od malego dzialal patent, ze nie wychodzimy na spacer, poki nie jest posprzatane (jedzenie w lodowce lub w szafkach, zabawki w koszu itd.) Teraz moj syn nawet sprawdza przed wyjsciem, czy okna sa pozamykane, a z kranu sie nie leje. To samo wieczorem, zeby pojsc spac, trzeba zrobic porzadek. Znalezlismy po prostu taki rytm, naturalny, jak mycie zebow… Czytaj więcej »
Jeszcze jedno: staram sie nie narzekac, czasem tylko mowie, ze nie moge sie np. pobawic, bo musze cos zrobic. Pozniej, kiedy skoncze, robie show pod tytulem: zobacz, jak swietnie, teraz mamy czas na zabawe. No i nie omieszkam zawsze pelna piersia wyglaszac zdan typu: „ochchchch, jak ja lubie, kiedy jest tak czysciutko, od razu mamy tyle miejsca na plansze do grania” itd. :)
Ha! to u nas ten argument działa. Ostatnio usłyszałam: To zabierz sobie”. I co? Musiałam zabrać,a płaczu ani histerii nie było ;)
A co do reszty – czyli znowu coś na opak zrozumiałam? To wszystko przez te 4 pobudki w nocy. Nieprzerwanie od dwóch miesięcy.
Teraz pytanie czy zabrać na zawsze i na przykład oddać komuś, kto bardziej tych zabawek potrzebuje (rozważałem taką opcję) czy po prostu schować na strych i poczekać na lepszy czas? Sam nie wiem co bym zrobił…
Ja zabrałam wedle życzenia, leżą u nas na szafie, więc teoretycznie na widoku, ale panna się nie domaga. Poczekają więc jak młodsza dorośnie. Cóż zrobić?
Miałam taką samą wątpliwość, ale ją rozwiałeś :) Super tekst! Chyba nie ma nic lepszego niż motywacja wewnętrzna i zgadzam się, że warto ją rozwijać :)
Super tekst! A dla tych co nie widzieli tego polecam, dzieci są fantastyczne :) http://youtu.be/_0LN8RpOo68.
tak naprawdę to bywa różnie. moja mama zawsze utrzymywała porządek, gotowała…bablablabal :) nie nakazywała nam tego robić….nam bo byłyśmy dwie. ja i moja siostra. ja naśladowała ją i powiem że lubię sprzątać…. jako dziecko sama ugotowałam zupę….a raczej solankę :) natomiast moja siostra…hmmmm. brudas niesamowity….ubrania w szawkach poupychane, papierki, śmieci po całym pokoju, skarpetki, majtki na żyrandolu – najgorsze było to że miałyśmy wspólny pokój. więc jak chciałam mieć czysto to ja sprzątałam za siebie i za nią. i tak zostało. ja mając dwójkę dzieci też ich nie zmuszam. robię to samo co Ty….kiedy Cyntia chce kakao to przynosi mi… Czytaj więcej »
Twój przykład pokazuje bardzo dobrze, jak różne potrafią być dzieci w jednej rodzinie. I przyznam, że nieustannie mnie to zaskakuje. Ja osobiście też byłem jak Twoja siostra, gdy byłem dzieckiem, ale na szczęście z tego wyrosłem :) Może jej też przejdzie :)
mam nadzieję!! taka sytuacja była u mojego małżonka. miał brata takiego samego jak ja siostrę :) ale teraz pomagamy u stanąć na nogi… w samodzielnym dorosłym życiu bo przed miesiącem wyprowadził się z domu mając 25 lat i mając wszystko podstawiane pod nos, pracować nie musiał, na uczelnie chodził jak chciał. popadł w hazard a teraz ponosi dalekosiężne skutki tego gdyż posiada od groma długów z tego tytułu. w tym momencie żyjemy na Podlasiu gdzie wskaźnik rozwodów jest większy niż gdziekolwiek indziej z powodu wyjazdów za chlebem do Belgii. i tak też było w rodzinie mojego męża. jego matka wyjechała… Czytaj więcej »
A co z kulturami pierwotnymi, gdzie dzieci – odkąd są w stanie muszą i pomagają w obowiązkach dnia codziennego? Takie pierwotne kultury są często najbliższe naturalnemu „stanowi dziecka”. To jak dzieci są „zaprogramowane” na rozwój, często wynika właśnie ze sposobu życia kultur pierwotnych. Bo dorosły człowiek dość szybko adaptuje się do zmian, a dziecko do pewnego czasu działa instynktownie. Więc może praca w domu jest jednak dzieciom do czegoś potrzebna? I nie tylko w formie zaspokajania swoich potrzeb, ale też jako wkład w życie ogółu.
W kulturach pierwotnych dzieci nie tylko pomagają w domu, ale też zwyczajnie pracują. Jednocześnie patrząc na to jak bardzo elastyczne potrafią być dzieci, nie brałbym żadnych warunków pierwotnie występujących na świecie, jako tych właściwych.
Dzieci i owszem – adaptują się dość szybko, ale mimo wszytsko – im więcej czytam o rozwoju dzieci, im więcej obserwuję moje dzieci i dzieci wokół mnie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że rozwój dziecka jest dostosowany do trybu życia tych pierwotnych kultur.
Mam syna 21 miesięcy i tylko jak zaczął chodzić, to zaczął przygodę z obowiązkami domowymi. Oczywiście wykonywał tylko te, które chciał. Bardzo upodobał sobie zmywarkę. Na początku wyciągał naczynia i mi je podawał (oczywiście ja w między czasie starałem się wypakować wszystko to, co nie nadawało się dla niego np. garnki.) W miarę czasu nabywał dodatkowe umiejętności manualne i nowe zadania np. wrzucanie czystych sztućców do szuflady (bałagan w szufladzie był potem ogromny, bo ledwo do niej dosięgał). Za każdym razem pytałem się go, czy chce mi pomóc ze zmywarką i zawsze leciał uradowany. Dzisiaj zainteresowanie zmalało, ale zawsze się… Czytaj więcej »
Jeśli chodzi o sprzątanie pokoju, ja pozostawiam go raczej moim dzieciom, chyba że… akurat czegoś potrzebują. Na przykład, żebym ściągnął im jakąś zabawkę z szafy. Albo dał flamastry i kolorowanki. Albo chcą, żebym przyszedł i z nimi coś poopowiadał. Wtedy zawsze mówię, że to może mieć miejsce, ale w posprzątanym pokoju. Bo jak jest za duży bałagan, to zabawki się gubią lub psują. I zwykle ich chęć do przejścia do następnej zabawy jest tak duża, że sprzątają raz dwa ;) A czasem bawią się jednymi klockami przez tydzień i też już się przyzwyczaiłem ;)
To my jesteśmy terrorystami i panuje ostry reżim :) Powód? Żyjemy razem i tworzymy drużynę, więc współpracujemy dla dobra wspólnego. I nie ma co ukrywać, że niektóre domowe obowiązki są nieprzyjemne i nudne i każdy wykonuje je niechętnie – tak samo dzieciaki, jak i my. Niestety śmieci jakoś nie chcą same się wynosić. Naprawdę nikomu korona z głowy nie spadnie, jak w czasie, kiedy my szykujemy obiad porozkłada talerze i wyjmie czyste rzeczy ze zmywarki, żeby po obiedzie było gdzie wstawić brudne.Tak samo jak naturalne jest, że jeśli ja wychodzę z psem mimo deszczu, to w tym czasie młodzież ogarnia… Czytaj więcej »
Właśnie to przedstawia przechodzenie ze skrajności w skrajność. Piszesz, że gdyby nie było „terroru” (oczywiście metaforycznego), to dzieci by nie pomagały i tylko czekały na obsługę. A to nie jest prawda. Bo przecież jeśli one chciały zwierzątko, to one mają się zająć kuwetą czy spacerami. Jak oni chcą jeść, to one mają się zająć obiadem. A jeśli my się zajmujemy jednym albo drugim, to wtedy można ustalić wspólnie z dziećmi, że w zamian one robią coś innego. Nigdy jednak nie powinniśmy ich całkowicie wyręczać w jakichkolwiek obowiązkach i nigdy też moim zdaniem, do niczego ich nie przymuszać. Wtedy relacja jest… Czytaj więcej »
Akurat:) Wiem, jak wygląda czekanie na obsługę i wzajemne przerzucanie się, kto ma akurat kuwety ogarnąć… Za to informacja „nie musicie zajmować się zmywarką/rozkładaniem sztućców/kuwetami/odkurzeniem podłogi/wyrzuceniem śmieci, ale my nie musimy udostępniać Wam telefonów/komputera/dostępu do netu/telewizora” działa i błyskawicznie przypomina, że współpracowanie opłaca się bardziej.
No i za to pełny szacun ;) Nie zmuszasz dzieci do ogarniania kuwety, ale przekonujesz je, że jednak lepiej będzie jak ją ogarnie ;)
To też jest przecież przymus tylko ujęty innymi słowy. Jest co prawda różnica w zwrocie „pozmywaj bo inaczej zabieram Ci telefon” a „nie musisz zmywać ale ja nie muszę dawać Ci dostępu do telefonu” lecz w zasadzie to to samo. Dziecko nadal czuje się przymuszone, nadal nie chce bo wie , że jeśli nie wykona tej pracy straci telefon. W pierwszym przypadku nazwałabym to przymuszaniem a w drugim podstępnym przymuszaniem.??
Tylko, że w drugim wypadku to dziecko decyduje, a w pierwszym czuje, że nie ma żadnego wyboru.
Hahaha oczywiście że ma wybór. Z tym, że przy tak postawionej sprawie dzieci mają silną motywację do pomocy rodzicom. Ale niestety nie jest to motywacja wewnętrzna.. My też od zawsze angażowaliśmy dzieci w różne obowiązki dzięki czemu są super samodzielne. Należy jednak pamiętać, że kilkulatki mają naturalną chęć uczenia się i udowadniania rodzicom, że jednak potrafią np. poodkurzać. To co mogło być prawdą gdy Twoje dzieci miały 2-4 lata obawiam się że dzisiaj (po 8 latach) może nie mieć racji bytu dzisiaj. Moja 9-letnia córka mając do wyboru opróżnianie zmywarki, zaszycie dziury w spodniach etc. a jazdę na rowerze po… Czytaj więcej »
świetne masz podejście, pomaganie przy jedzeniu i ubieraniu na pewno wprowadzę u moich szkrabów :) na razie 2 letni synek pomaga mi sprzątać i odkurzać, super się przy tym zawsze bawimy :)
to właśnie mówi hasło „Good mums have sticky floors, dirty ovens and happy kids”:D
Za swiezym ojcem jestem by wyrobić sobie zdanie w temacie. Zastanawia mnie jednak czy zasada, którą opsiałeś „chcesz mieć porzadek w domu- posprzataj” jest trafiona. Stosujesz ją też w stosunku do żony? Chcesz mieć wymienione opny- idz do grażu i wymień? Chcesz mieć naprawiony kran- napraw? Jeśli tak to czapki z głów ;)
Czy nie nauczysz dzieci, że w dorosłym zyciu powiedzą szefowi: „chcesz mieć to zrobione- zób sobie sam. Ja uważam, że to bezsensu”.
Tak tylko głóśno myślę ;)
Szczerze mowiac takie zachowanie w stosunku do dziecka wynika z milosci i naturalnie dzieci same chca pomagac do niczego nie ma potrzeby ich zmuszac- to naturalne
No dobrze, a co w sytuacji, kiedy 5latek nie odnosi po sobie talerza bo tata to robi, nie zakłada czapki, butów, rękawiczek bo tata to robi, dzeicku się nic nie chce i udaje nie poradne, a tata w ramach pomocy robi to za niego. Od dzwona wymaga żeby zribił coś sam. Nawet Konsole tata wyłącza i rękawiczki z ziemi podnosi bo 5 latek rzucil. A ja głupieje bo nie wiem czy jestem nie normalna uwajac że powinniśmy go już uczyć samodzielności?
O rany! Ojcze z Bloga! Jak mi dzisiaj Twoje słowo było potrzebne :D Mimo, że napisane tak dawno temu ;) Dosłownie pół godziny temu miałam rozmowę z moim partnerem na ten temat. Myślę dokładnie tak samo jak Ty ale w trakcie dyskusji trudno było mi to wyartykułować. Zawsze z córką (mieszkałam z nią sama od kiedy skończyła 1,5 roku do stycznia tego roku) robiłyśmy wspólnie dużo rzeczy. Razem sprzątałyśmy, gotowałyśmy, prałyśmy i uczyła się tego wszystkiego na takiej zasadzie jak opisałeś. Powoli oddawałam jej samodzielność w coraz to większych obszarach. Stała obok mnie i obserwowała co robię a w miarę… Czytaj więcej »
muślę że to dobre rozwiązanie
u nas jest podział obowiązków, nie ma problemu, ale roomba tez bardzo pomaga trzeba przyznać
Kurczę, nigdy tak o tym nie myślałam… Mój syn jeszcze jest dość mały, ale chętnie pomaga mi w sprzątaniu. Najczęściej pokazuje roombie, gdzie ma odkurzyć :D