Problemy dzieciństwa, których nasze dzieci nigdy nie zrozumieją
Czasy się zmieniają, ale aby w pełni zorientować się jak bardzo się zmieniły, czasami musimy się przenieść w przeszłość. I dzisiaj do takiej podróży chciałbym was zaprosić przypominając wszystkie wyzwania, jakie mieliśmy w dzieciństwie, a których nasze dzieci nigdy nie poznają.
1. Pisanie SMS’ów na klawiaturze numerycznej
Czasami musieliśmy przycisnąć trzy raz jeden klawisz na telefonie, aby uzyskać jedną (słownie: jedną!) literkę. Wyzwanie było prawdziwe.
2. Brak pilota do telewizora.
Musieliśmy wstawać do telewizora, aby zmieniać kanał (podobno brak pilotów do telewizorów był kiedyś głównym powodem dla którego ludzie robili dzieci, ale jest to nie potwierdzona informacja ;)
3. Czarno-białe filmy.
A teraz ludzie specjalnie nakładają czarno-białe filtry na kolorowe zdjęcia i filmy? Gdzie tu logika?
4. Kto rozpoznaje ten dźwięk?
Nie dość, że musieliśmy czekać na Internet przy tej cudownej muzyce, to jeszcze kosztował on wtedy 3,50 zł za godzinę (przy zatrważającej przy prędkości 5kb/s). Lekko licząc 10 godzin dziennie, dałoby miesięczny rachunek na 1.050,00 zł.
5. Używanie dyskietek do komputera.
USB? Płyty? Chciałbym. W czasach mojego dzieciństwa były tylko dyskietki o pojemności 1,44 MB. Żeby to zwizualizować – przegranie filmu (kopii zapasowej oczywiście), wymagałoby 487 dyskietek (i tyleż minut). I trzeba było założyć, że co dwudziesta była zepsuta ;)
6. Zgubienie kulki w myszce do komputera.
Myszki optyczne to też w sumie jest nowość. My mieliśmy analogowe. Z kulką. I jak się zgubiło kulkę, to myszka nie działała.
7. Czekanie, aż będzie można „bezpiecznie wyłączyć komputer”.
Chociaż umówmy się – nikt na to nie czekał ;) Poza oczywiście ludźmi, którzy czekają też na to, aby można było bezpiecznie usunąć napęd USB ;)
8. Dzwonienie do znajomych ze stacjonarnego telefonu, który był w pokoju rodziców i oni wszystko słyszeli.
O dzwonieniu do naszego chłopaka/dziewczyny już nie mówię. Albo powiem. Bo to też było wyzwanie, ale innego rodzaju.
9. Dzwonienie do chłopaka/dziewczyny, gdy telefon odebrał któryś z rodziców.
Jak widać, problemy można było napotkać po obu stronach słuchawki.
10. Korzystanie z domofonów, gdy nie wiedzieliśmy jak kolega ma na imię.
„Bry, może… ee…e…e… Gruby…. eee….e… iść na boisko?”
11. Czekanie aż telegazeta pokaże właściwą stronę.
Telegazeta, to taki średniowieczny internet, gdyby ktoś nie wiedział.
12. Słuchanie piosenek nagranych z radia, które zwykle nie miały początku, a na końcu nagrany był DJ zagłuszający ostatnie 15 sekund.
I jeszcze były filmy nagrane bez początku, ale za to razem z wszystkimi reklamami.
13. Śpiewanie piosenek bez znajomości tekstów, bo tych nigdzie nie było.
Naprawdę. Zdarzało się, że nie było ich nawet w oryginalnych płytach czy kasetach.
14. Posiadanie w domu zaledwie kilkunastu filmów, które oglądało się po dwadzieścia razy, bo nic innego nie było.
Na szczęście ratował nas MacGyver i Drużyna A. Niestety nawet miały wadę. I to sporą.
15. Musieliśmy czekać cały rok na powtórki
I nie ma znaczenia czy to była bajka, serial czy cokolwiek innego. Jak przegapiłeś, to nie było zmiłuj. Na szczęście, była jeszcze jedna alternatywa.
16. Chodzenie do wypożyczalni kaset wideo
I ten moment, w którym okazywało się, że nasz wyczekany film dalej nie został oddany. Od dwóch tygodni.
17. Konieczność przewijania VHS, jeśli osoba, która oglądała go przed nami, tego nie zrobiła.
Na szczęście dla takich osób jest podobno specjalne miejsce w piekle.
18. Ściąganie plików z Internetu (nie róbcie tego dzieciaki), nie będąc pewnym ich zawartości.
I tak też komputer zostawiony na noc, ściągał nam piracką kopię zapasową Matrixa, który w rzeczywistości okazywał się płytą instalacyjną Windows.
19. Korzystanie z encyklopedii i z bibliotek, w poszukiwaniu informacji potrzebnych do szkoły.
Zaletą było to, że nie było narzędzi do sprawdzania skąd pochodzi nasza wiedza. Wadą było to, że ctrl+c, ctrl+v jeszcze wtedy nie działało.
20. Używanie mapy. Takiej prawdziwej. Papierowej.
I znaków. A jak był objazd, to było pozamiatane.
21. Zagadka. Wiecie jak to połączyć?
22. Wasze propozycje :)
Na pewno jest mnóstwo rzeczy, o których zapomniałem, więc śmiało uzupełniajcie :)
Prawa do zdjęcia należą do Renee.
Ja to pamiętam mleczarza, który przyjeżdżał codziennie o 19 z mlekiem pod bloki. Każdy miał własną kankę i czekał z pół godziny wcześniej, żeby tylko mleka nie zabrakło :D Jak się człowiek spóźnił to można było zapomnieć o wieczornym kakao :(
Zbieranie kart telefonicznych, nie mylić z dzisiejszymi kartami SIM :)
W ogóle każdy był kolekcjonerem. Jeden karty, inny monety, jeszcze inny znaczni, a ktoś tam nawet kamienie zbierał :)
rocznik ’90, podstawówka – POKEMONY!!! :D
I TAZO Star Wars :)
I karteczki – najpopularniejsze były z Królem Lwem. I wpisy do pamiętnika, i Złote Myśli… :)
Szyba w kuchennych drzwiach cała w naklejkach z owoców
Karteczki zwłaszcza pachnące to był szał :)
U nas z Titanicem !!! Rocznik 91′. W przedszkolu się dziewczynki kłóciły o karteczki z Jackiem :)
I dunie albo kolorowe karteczki ?
Ja zbierałam karty tel :D O Boże ktoś jeszcze?
Pamietam jak stalem i pytalem ludzi pod budkami telefonicznymi czy maja jakies puste karty do wyrzucenia :)
Większość pamiętam, a nie jestem „starym” rocznikiem (93) ;) To samo jeśli chodzi np o lekcje-trzeba było dzwonić i ktoś dyktował albo pożyczać zeszyt. Teraz wystarczy pstryknąć zdjęcie, nawet telefonem. Albo nowości technologiczne-czekałam na kolorowy wyświetlacz, aparat itd. A dzwonki i tapety się ściągało. I płaciło za to :D Ale to były fajne czasy.
2,44 za tapetę czy dzwonek to był realny koszt, pamiętam jak dziś, jak wielkie to było wyzwanie ;)
Ej w Nokii można było samemu wgrać dzwonek ??
Monofoniczne dzwonki w telefonie…
…które się kupowało z reklamy na ostatniej stronie gazety :D
po to aby znajomi mogli je sobie przepisać :P
Wywoływanie kliszy z 2 zdjęciami do obejrzenia…<3
Bitwy o kartę pamięci do Playstation.
VHS, chęć obejrzenia Króla Lwa…a tam pani z panem… :D
Z tym VHS’em to myślałem, że tylko ja mam takie doświadczenia :D
A ja pójdę w zbieractwo poprzedzone żuciem :) Historyjki z Donaldów i późniejsze Turbo :D
Można by wymieniać w nieskończoność :-)
Np: najlepsza gra na komórki – Snake,
gra w kapsle w piaskownicy,
zbieranie historyjek z gum do żucia,
jedna bajka każdego dnia i to w programie pierwszym
filmy karate o klasztorze Shaolin,
zestaw kronik na półce,
wiśnie od sąsiada :-)
Jaki Ty jesteś stary…
Tak mi przykro;)
Najgorsze jest to, że sam to wszystko pamiętam:/
Ale to są problemy? :) Poza tą jedną bajką ewentualnie? :)
Szczerze? To ja do tej pory wolę te numeryczne klawiatury. Dzisiaj nawet moje siostry nie wiedzą co to dzwonek monofoniczny i discman (nie mówię nawet o walkmanie).
Walkman! No patrz, zapomniałem! :)
Podobno ludzie starzy to c, którzy mówią „podaj słuchawkę” zamiast „komórkę” czy „telefon, smartfon”.
„Zdarzało się, że nie było ich nawet w oryginalnych płytach czy kasetach.” – Nie było oryginalnych płyt i kaset :D
To swoją drogą! :D
Chłop z ziemniakami który krzyczał z wozu :”kaaaartoleeeeeeee! ” po całym osiedlu ^^ hihi
2 gry na playstation które z powodu niedomykania było przykryte encyklopedią -taką papierową :P
Hej, ale kartofle to nadal sprzedawane są z paki. Na warszawskich Bielanach :)
I jeszcze dzielenie ekranu książką, gdy grało się na Split Screenie :D
Kartofle wiadomo :D a ktoś pamięta family Frost i tą przeklętą melodyjkę? Albo szybkie nawijanie taśmy w kasecie magnetofonowej za pomocą długopisa? :)
Ja pamiętam tą przeklętą melodyjkę, bo jak zaczynała grać, to rozpoczynał się wyścig z czasem. Niestety zdarzało się, że przegrany :(
Brakuje mi straszliwie połączenia ołówka z kasetą magnetofonową :)
Rzeczywiście, brakowało tego bardzo :) Aż dodałem :)
:) teraz zestawienie na pewno bardziej kompletne. Patrząc po komentarzach, wymieniać można by jeszcze długo :)
Trochę smutniej: kiedy trzy złote było jak trzysta i poproszenie rodzica o pieniądze na batonika wiązało się z wyrzutami sumienia.
No oczywiście kartki na cukier, mięso, benzynę etc. Spróbuj to teraz dziecku wytlumaczyc?:)
Kolejki za chlebem…
A punkt 14 i 16 bardzo dobrze wspominam:)
16 to była jak wyprawa w nieznane ;) Zawsze budziła napięcie, co tam też uda nam się znaleźć :)
Telefony komórkowe z antenką i naliczanie MINUTOWE. I to piknięcie, kiedy mijała kolejna minuta. I koszt jednej minuty, coś koło dwóch złotych. Koszmar! O, albo telefony stacjonarne z tarczą. I szukanie numerów w książce telefonicznej :)
Pamiętam jak w jakiejś sieci wprowadzili później pierwsze 5 sekund rozmowy za darmo (a później naliczanie minutowe). Nawet na Twitterze nie jestem tak oszczędny w słowa, jak wtedy ;)
Co do oszczędności w słowa, to smsy też na początku były nietanie i w związku z tym PisaliśmyJeNaPrzykładWTenSposób,ŻebyZaoszczędzićNaSpacjach :D i zawsze się liczyło ile znaków jeszcze zostało :D
RzeczywiścieTakSięRobiło :) IJeszczePolskichZnakowSieNieUzywaloBoOneTezZajmowalyDodatkoweMiejsce :)
ta sieć to była Idea…
.Miesiąc temu mojej Teściowej umarła stara, starutka nokia. Zapodarowalim Niej z Maudżonką nowy telefonare na Microsim. Przy manewrach technicznych związanych z wydobyciem starej karty sim ze starego aparatu w salonie Oryndżu skonsternowany młody wiekiem consultante stwierdził że to niemożliwe aby numer nieznanej mu sieci IDEA, której nazwę wyryto na old simie zasilić doladowaniem oryndżowym. Nie kumau. Przegapił?
jak byłam jeszcze mała i dostałam na komunie …. comodore 64? To tam trzeba było śrubokrętem ustawiać yyy głowicę czy coś tam? że linia przechodząca przez środek ekranu miała być prosta a nie zakrzywiona? Pamieć mam niezawodną yyy…
Regulowalo sie glowice srubokretem,czasami trzeba bylo wyczyscic spirytusem:D cudne wspomnienia..
Aparaty fotograficzne na kliszę, a nie cyfrowe. Dowiadywałeś się dopiero po wywołaniu, że na urodzinowym zdjęciu zamknęłaś oczy, na innym masz rozpięty rozporek albo dwie klatki scaliły się w jedno. O naświetleniu całej kliszy nawet lepiej nie mówić…
– Pożyczanie zeszytów do przepisania, gdy się było chorym (ktoś już o tym wspominał) i szybkie przepisywanie, bo nast. dnia trzeba było oddać zeszyty właścicielowi – Dojazdy autobusami i/lub pociągami do szkoły (szczególnie LO i na studia, bo podstawówka była na miejscu :) ) i marznięcie zimą na przystankach (szczególnie, gdy autobus się spóźniał/wypadł) – Podróże na wakacje i ogólnie dojazdy komunikacją miejską/pociagiem/PKS-em, bo auto było tylko luksusem dla wybranych – Telefon tylko u sąsiadów, bo tylko w 2 mieszkaniach w całym bloku był telefon; zamawianie międzymiastowych i czekanie, czy połączenie w ogóle się uda :) – Pisanie papierowych listów… Czytaj więcej »
Trzepak u nas dalej oblegany ;) Podobnie jak pisanie listów z kolonii i obozów :) Więc jeszcze nie wszystko stracone :)
listy to cchyba u malutkich dzieci,które jeszcze nie mają komórki/facebooka ;)
Wszystko to znam, a jeszcze nie jestem taka stara ;) jak świat poszedł to przodu w zastraszającym tempie… co do internetu to pamiętam odpowiednik dzisiejszego czatu – MiRC. Jakoś tak to się pisało. Co chwilę wywalało z czatu i trzeba się było logować od nowa ;) my mieliśmy limitowany czas dostępu do internetu, tata hasło założył i koniec, nie było zmiłuj ;) ten dźwięk łączenia – bezcenny ;) tamagochi i zbieranie karteczek, pamiętniki i zeszyt Złotych Myśli, chodzenie do salki katechetycznej na różne gry planszowe i naukę gry na gitarze (za darmo). Smerfy i gumisie, czy inne bajki disneya tylko… Czytaj więcej »
Sklep GS i czasem przychodziła dostawa ubranek dziecięcych. Baby się na to rzucały (tak się teraz rzucają w Lidlu) i rozchwytywały w 5 minut. I pamiętam, że kiedyś to były okropne sztuczne rajstopki, które gryzły i nie znosiłam w nich chodzić. Albo okropne fartuszki szkolne, których jedyną ozdobą był kołnierzyk doszywany przez mamę.
Nie wiem czy ktoś też tak miał, ale jak wychodziłam np. do koleżanki lub na podwórko, a rodziców nie było w domu, to musiałam napisać karteczkę gdzie idę i kiedy wrócę. Nie zadzwonić czy wysłac smsa, tylko znaleźć karteczkę, długopis, „analogowo” napisać słowa ;) i powiesić karteczkę na lustrze w przedpokoju.
A jak rodzice wychodzili nieoczekiwanie przed naszym powrotem, to też dawali znać w taki sposób :) Tak zwane starożytne SMSy ;)
Piękny wpis. Stajemy się chyba zbyt sentymentalni :)
To nagrywanie piosenek z radia, gdzie w połowie piosenki odzywał sie prezenter….to był koszmar! A chodzenie do wypożyczalni po kasety…rety jak ja to miło wspominam :) To były nasze wspólne chwile z mamą, by spokojnie przy k=okazji spaceru zrelaksować się i pogadać :)
Ja za to pamiętam, jak się zrzucaliśmy w pięć osób po 1zł, żeby wypożyczyć jakąś „nowość” ;)
Spedzanie polowy dnia w bibliotece miejskiej na szukaniu (recznym) obowiazkowej lektury w katalogu (czytac drewniany mebel z tysiacem malych szufladek) I to uklucie w sercu,gdy dobiegalismy do nr polki, na ktorej owa lektura powinna sie znajdowac(zazwyczaj do przeczytania na jutro), ale niestety zawsze byla juz wypozyczona!!! A tak na marginesie to ciekawe, gdzie w takie meble-katalogi sie zaopatrywali jak nie bylo Ikei hehehe
haha :) super :) Dokłądnie tak było, tak jest… ech :) Historyjka nr 1: Ostatnio 12-letnia córka znajomych jechała na wycieczkę szkolną do Rzymu i rodzice chcieli jej dać aparat co by mogła porobić fajne zdjęcia (telefon to nie to ;) ). Jako że „cyfra” zepsuta była dostała zwykły taki „na film”. Przeszła krótki instruktarz, po cyzm padło najważniejsze pytanie: „A gdzie się kasuje?” ;) na odpowiedź że nigdzie oczyzrobiły jej się większe od spodków do filiżanek ;) Wyjazd w każdym razie udany był ;) Historyjka nr 2: Dziecię lat 3-4 płci żeńskiej stwierdziło z przekonaniem że za czasów jej… Czytaj więcej »
[…] dzieciństwa, których nasze dzieci nigdy nie zrozumieją: świetna obserwacja o tym „jak było kiedyś”. Czytam i aż mi głupio, że sam nie wpadłem, żeby o tym napisać choćby na Dzień […]
Matko jaka ja stara jestem :P ;).
Dragon Ball na RTL7, zbieranie kapsli i wieczna wymiana na przerwach.
Przegrywanie kaset i tachanie całej torby razem z walkman’em na wakacje, nagle 'Wyczerpały się baterie. Masz zapasowe?”.
Dragon Ball był powodem przez który zawsze spóźniałem się do szkoły, bo kończył się o 7:55 :D
Też zawsze byłem spóźniony, a miałem najbliżej…
To jest chyba jakiś społeczny problem. Im bliżej szkoły mieszkasz, tym większa szansa, że się spóźnisz :)
Po prostu zawsze myślisz, że zdążysz :) Jak mieszkasz dalej, to wiadomo przecież, że musisz wcześniej wyjść żeby zdążyć :)
Córka ma dwa kroki do przedszkola i niestety historia lubi się powtarzać. Do szkoły też będzie miała blisko :O
Trudność w zlokalizowaniu swoich znajomych na podwórku. Jeżeli się umówiłem na boisku, a tam nikogo nie było, to trzeba było robić długą wycieczkę w poszukiwaniu, a teraz dzieciaki mogą się zdzwonić.
Jeszcze jedno, niepewność jak wyszły zdjęcia, które nieznajomi robili Tobie analogowymi aparatami.
Mój kolega zawsze wtedy trolował i robił zdjęcia z uciętymi głowami.
Obawiam się, że moje dzieciństwo było epokę wcześniej i problemów owego dzieciństwa nie zrozumiałby autor artykułu. Telefon? Jaki telefon? Kiedy moja mama chciała coś przekazać babci, po prostu wysyłała mnie z wiadomością na drugi koniec miasta. :D Zadumałam się nad przemijaniem…
Ja chyba jestem dinozaurem, bo nadal używam telegazety…:D U nas w domu nie kupuje się żadnych gazet z planem programów na dany dzień, więc czasem korzystamy…:)
Ja korzystam z Internetowych jak mam potrzebę :)
Czy ktoś pamięta Family Frost?
Ta muzyczka :) Właśnie nie pamiętałem jak się to nazywało! :)
A chodzenie do budki telefonicznej (NA ŻETONY) żeby do kogoś zadzwonić? Czy to już prehistoria :D Bo ja pamiętam :)
Ja nawet gdzieś w domu mam jeszcze taki A żeton ;)
Nie prehistoria.Ja w 1999 roku byłam w sanatorium w Rabce i dzwoniłam do rodziców z budki telefonicznej. Ale chyba jednak już z karty… nie pamiętam. Pamiętam za to że wtedy wprowadzili dodatkową cyfrę do numeru telefonu.
Zgadzam się ze wszystkim ;) Dodałabym może jeszcze możliwość zrobienia kilkudziesięciu zdjęć na jednej kliszy i to, że trzeba było ją potem zanieść do wywołania :D Chociaż to miało swój klimat, teraz robi się po 800 zdjęć, a żadnego nie ma w albumie. Pisanie smsów na klawiaturze w sumie też było całkiem wygodne, nie trzeba było na nią patrzeć.
Z tymi smsami się całkowicie zgadzam. Chociaż widziałem już nastolatki, które piszą dwoma rękami na klawiaturze dotykowej bez patrzenia na nią O_o
To jest coś, co robię regularnie. Wywoluję zdjęcia. Mam świra na tym punkcie. Z jednego roku mam średnio jakieś 7000- 8000 zdjęć, z czego wywołuje jakieś 10%. Muszę zacząć się ograniczać, bo nie wiem, gdzie ja te albumy będę magazynować. Obecnie zajmują dwie duże półki… ;)
Jedno video w bloku oblegane przez pół osiedla :) Krzyki przez okno „obiad” !!!! bo nie było komórek. Randki pod gołym niebem, tanie wino i pierwsze papierosy Caro :)
Internetowe bramki sms, ktore czasami nie dzialaly. Sytuacje jak sie do kogos poszlo, a tej osoby nie bylo w domu (teraz nawet zamiast dzwonka uzywa sie „strzalki” telefonem), oraz odwrotnie.. niezapowiedziane wizyty niekoniecznie w dobrym czasie. 5 kanalow w tv, zadnego muzycznego (bedac u kuzyna nagralam cala kasete video teledyskow z vivy, a pozniej w kolko odtwarzalam w domu), problemem bylo tez jak po 5h na dworze mama wolala na obiad, albo wieczorem do spania.. a z fajnych spraw to pamietam jak autem jechalo sie kilka godz nad morze i ta droga to bylo cos super.. bez pasow, fotelikow, tylna… Czytaj więcej »
Ja akurat nad morze miałem jakieś 12-13 godzin, więc aż tak wspaniale tego nie wspominam :D Ale rzeczywiście bez pasów i kiedyś nawet jakim busem jechaliśmy, że się spało na podłodze normalnie :D
Bajki Disneya tylko w weekend w południe. Albo jeszcze lepsze – bajki w kinie z napisami. Jak miałam jakies cztery lata to bylam z siostra na Małej syrence. Z napisami. Szczęśliwie moja siostra – 11 lat starsza – bardzo szybko czytała, wiec mialam cos z fabuły.
Dobra siostra :D
Małą Syrenkę miałam nagraną na VHS po niemiecku od kuzynek z Berlina. Do dziś znam ją na pamięć. Po niemiecku :)
Od siebie dorzucam szukanie pokoju do wynajęcia na studiach w budce telefonicznej z gazetą w dłoni. Tragedia ;)
Pamiętam też, jak oglądając „Wojownicze Żółwie Ninja” marzyłam, żeby u nas też można było zamówić pizzę na telefon :)
A w sobotę? 5-10-15 !
Pamiętam jak spisywalam teksty piosenek, słuchając ich z kasety i co chwila wciskajac pause, a jak nie moglam uslyszec danego slowa to trzeba bylo przewijac w nieskonczonosc!Wspanialy post!
Najgorzej było jak mieliśmy nagrane w słabej jakości i połowę słów człowiek pomieszał ;)
he, ja pamiętam słowa piosenki oryginał brzmiał „po cienkim idę lodzie, daleki brzeg”, a my ciągle z koleżanką słyszałyśmy „podziękuj mi milordzie, daleki brzeg” :)
Brak kontaktu ze znajomymi z osiedla gdy wyjechało się gdzieś na wakacje, karty do budki telefonicznej i nagły brak impulsów, zamknięte sklepy w Niedziele.. znalazło by się tego jeszcze
Oczekiwanie na Smerfy, które były tylko w niedzielę o 19:00 i jak się nie zdąrzyło z jakiegoś powodu to kaplica, bo kolejny odcinek dopiero po tygodniu..
A w niedziele nie leciały Gumisie?
Gumisie też były w niedzielę o 19:00, ale jakoś na początku lat 90 (jeszcze Brygada RR, i Kubuś Puchatek). Smerfy były pod koniec lat 80 i były mega, mega hitem! Pamiętam jak do osiedlowego sklepu rzucili takie „przypinki” na agrafce do ubrań z wizerunkami różnych Smerfów, mama pobiegła i zaraz kupiła.
Naszym dzieciom też trudno by to teraz zrozumieć, bo teraz możn kupić dosłownie wszystko z wizerunkiem ulubionego bohatera z bajki.. ;)
1. Internet na impulsy, w zależności od taryfy 3 minuty około 0,5 zł. Także trochę drożej niż w twoim wyliczeniu. 2. Co do pilota, to ja byłam dzieckiem do zmiany kanałów. Nie ma przebacz, stoisz i przełączasz. 3. W encyklopediach i książkach nie było nie tylko ctrl+c ctrl+v. Nie było rzeczy najpotrzebniejszej – ctrl + f! 4. Pisanie na klawiaturze numerycznej – w przypadku 7 i 9 nawet i 4 razy :) Dokładam: 1. Granie w gry na podczerwień. Rusz o milimetr i po ptakach. 2. Czekanie na listy przebojów, żeby posłuchać ulubionej piosenki. 3. Nagrywanie piosenek z radia na… Czytaj więcej »
Nie zagraja w zlota piatke na pegazusie :)
Wykręcanie numeru telefonu na tarczy. W ogóle czasownik wykręcić nr telefonu to archaizm :) I zakręcanie wody, nie da się zakręcić wajhy góra-dół.
Co ciekawe dalej mówimy o odkładaniu słuchawki czy wykręcaniu numeru ;)
U mnie w domu prawie wszystkie krany są zakręcane :) Naprawdę nie ma problemu żeby takowy kupić, jeszcze nie wyginęły :p
Problem z punktu 20 to bajka. Prawdziwe papierowe mapy pojawiły się dopiero w latach 90tych XX wieku. Wcześniej były w użyciu mapy niezupełnie prawdziwe. Korzystanie z nich to dopiero był prawdziwy problem!
Wcześnie prawdziwe mapy były tajne lub przynajmniej poufne. Mapy dla zwykłych śmiertelników były przygotowywane przez celowe zniekształcanie tych prawdziwych. Ciężko było orientować się wg takich map, bo nie zgadzały się odległości. Kierunki też potrafiły się rozjeżdżać…
Objazd rowerem po wszystkich kolegach żeby umówić się na mecz, to były fajne czasy, grało się do nocy. Jak nie było nic widać to był koniec meczu:)
I mój pierwszy komputer – Commodore 64 z grami na kasetach i cartrigem black box wersja ósma :D Koleżanka przychodziła ze swoimi kasetami z grami i magnetofonem, a mój tata przegrywał nam gry z kilku kaset i ustawiał tak, że wszystkie były na jednej ścieżce.
No może nie takie zamierzchłe czasy, ale nie znalazłam w komentarzach: program Bankrut – ktoś pamięta? referat do napisania i tylko magiczne 3 min na skorzystanie z internetu, żeby rachunek za telefon stacjonarny nie wywołał zawału u Rodziców..
Jaki pilot? Jakie kanały? ☺ Mieliśmy tv ametyst z jednym kanałem, w niedzielę teleranek, wieczorami dobranocka. To były czsy, pełne uciechy ☺
A… i telefon na korbkę ( początek lat 90 )
Hej, coś w tym jest! Myślę, że niektóre z tych propozycji jeszcze przeżyją swój renesans :D