Pozwólmy dzieciom popełniać błędy
Bo tylko w ten sposób się czegoś nauczą.
Dzieci podążają za przykładem
Na dzieci najlepiej działa dobry przykład idący z góry. Nie chodzi o osobę, która mówi im co mają robić, ale raczej o osobę, która pokaże im dostępne drogi, wyjaśni im co mogą znaleźć na każdej z nich, po czym powie: „słuchajcie, to jest wasz wybór”. Osobę, która swoim przykładem sugeruje, który wybór jest właściwy. To jest nasze rodzicielskie zadanie. Przedstawienie wystarczającej ilości informacji i danie odpowiedniego przykładu, aby nasze dziecko samodzielnie mogło podjąć właściwą decyzję.
Przykładowo, nie chodzi o to, żeby zakazać dziecku jedzenia słodyczy, ale raczej o tłumaczenie mu, dzień po dniu, dlaczego słodycze mogą nie być najlepszym wyborem. Ja z tym „walczę” każdego dnia. Ze sobą najbardziej, bo uwielbiam słodycze. Jednak im dłużej „walczę”, tym większe widzę efekty. Nie zdarza się już, żeby po zjedzeniu słodyczy, moje dzieci nie poszły umyć zębów. Nie zdarza się też, żeby jadły słodycze przed spaniem. Nawet samą ilość mocno już ograniczyły. Nie przez moje zakazy czy nakazy. To był już ich wybór. Nie był on dla nich łatwy, jestem pewny, ale gdy poznały wszystkie za i przeciw – taką decyzję podjęły. Samodzielnie.
Nauczanie, nie pouczanie
Ogólnie nie przepadamy za ludźmi, którzy nas pouczają. Wręcz nie lubimy ich. Nie są oni dla nas przykładem, za którym moglibyśmy podążać. Jeśli ktoś zaczyna nas pouczać i zaczyna się zachowywać, jak gdyby wszystko wiedział lepiej od nas – zaczynamy się buntować. Budzi się w nas sprzeciw. I dzieci mają bardzo podobne odczucia. Tymczasem naszym zadaniem, jako rodziców, nie jest wywoływanie u naszych dzieci buntu. Naszym zadaniem jest pozwolenie dzieciom, na dokonywanie własnych wyborów. Pozwolenie im na ich własne porażki. Niech upadną. Niech zadrapią kolana. Niech nawet złamią nos czy rękę. Ostatecznie wszystkie te porażki, które odniosą jako małe dzieci, będą niczym w porównaniu do porażek, które poniosłyby jako dorośli, nie posiadający takich doświadczeń.
Jeśli dziecko napyskuje niewłaściwej osobie, może najwyżej dostać karę. Jeśli dorosły napyskuje niewłaściwej osobie, może skończyć w więzieniu. Lub gorzej.
Akcja i reakcja
Jeśli zdecydujemy się na zamknięcie swoich dzieci (oczywiście metaforyczne) i nie pozwolimy im w latach dzieciństwa odkrywać tego, czego one pragną – możemy być niemal pewni, że one się zbuntują, gdy dorosną. Gdy już będą wolne od naszego wpływu. I wtedy ich porażki będą znacznie bardziej dotkliwe. Bo nie będą one posiadać doświadczenia, w ponoszeniu porażek. Nie będą rozumiały, że każda podjęta decyzja, niesie za sobą konsekwencje. Często bardzo nieprzyjemne konsekwencje.
Tymczasem jeśli pozwolimy im upaść, gdy są jeszcze młode, dzieci bardzo wcześnie poznają smak konsekwencji. Smak porażki. Bardzo wcześnie zrozumieją, że każda ich akcja, przynosi reakcję. A im więcej tych porażek odniosą jako dzieci, tym mniej będą musiały ich przeżyć w dorosłym życiu. To jednak wszystko przychodzi z wolną wolą. Z możliwością wyboru. Z możliwością decydowania i z odpowiedzialnością za podejmowane przez siebie decyzje. Ta umiejętność, jest jak mięsień. Im częściej jej używamy, tym lepsi się w tym stajemy.
Rodzicielska niewiara
Niestety bardzo często sądzimy, że nasze dzieci sobie z daną czynnością nie poradzą. Wkraczamy tam, gdzie nie powinniśmy. Pomagamy im z ubieraniem się, gdy doskonale wiemy, że one potrafią zrobić to same. Pomagamy im z jedzeniem, bo uważamy, że tak będzie łatwiej. Pomagamy im z zadaniem domowym, bo przecież te zadania są „takie trudne”. Robimy to wszystko, bo sądzimy, że nasze dzieci nie będą potrafiły tego dobrze same wykonać. Że przecież my to zrobimy lepiej. A tutaj nie chodzi o robienie czegoś dobrze. Tu chodzi o stawanie się lepszym w danej czynności każdego dnia. Dla nas ubieranie butów może się wydawać podstawową czynnością, ale dla naszego dziecka niekoniecznie. Warto dać mu szansę.
Zdolność do adaptacji
Musimy przestać zakładać, że jeśli nie przypilnujemy naszych dzieci, to one zawiodą.
Dzieci mają niesamowicie wręcz wykształconą zdolność do adaptacji. Do przystosowywania się. I jedyne czego potrzebują, żeby sobie poradzić, to wiara. Rodzicielska wiara we własne możliwości. To jest też coś czego potrzebujemy również my, rodzice. Potrzebujemy uwierzyć, że nasze dzieci mogą dokonać tego, czego potrzebują dokonać. Że uda im się dobrze wybrać, gdy przyjdzie czas wyboru. Wręcz musimy w to uwierzyć, jeśli chcemy, żeby dzieci za nami podążały. Kiedyś czytałem, że dowódcy armii dzielą się na dwa rodzaje. Takich, którzy krzyczą „naprzód” i takich, którzy krzyczą „za mną”. My powinniśmy dążyć do bycia tymi drugimi. Powinniśmy ufać, że dzieci podążą za naszym przykładem i że nie potrzebują dokładnych wytycznych na każdym kroku.
Nauka picia wody
Wiecie jak uczy się konia, aby napił się wody? Prowadzi się go do poidła. Jednak nie wsadzamy mu całej głowy do wody, bo to tylko spowoduje, że koń spanikuje i ucieknie. Najpierw musimy my podejść, wziąć wodę w ręce i się napić. Pokazać mu, jak działa na nas woda. Że po ugaszeniu pragnienia, czujemy się bardziej witalni. Że dzięki niej odżywamy. Że dzięki niej jesteśmy zdrowi. Koń stojący obok dostaje wówczas wybór: „Możesz stać z boku i pozostać spragniony albo możesz się napić i odżyć, tak jak ja to zrobiłem”. Jednak to jest w dalszym ciągu jego decyzja! Jego wybór. I jeśli w ten sposób przedstawimy jakikolwiek wybór, mamy bardzo dużą szansę, że osoba której go daliśmy – wybierze właściwie. Bo pokazaliśmy odpowiedni przykład samym sobą. I ten odpowiedni przykład, jest najbardziej inspirująca rzecz, jaką możemy zrobić, aby przekonać innych, w tym nasze dzieci, do podążania za nami.
Tekst zainspirowany tym filmikiem.
Prawa do zdjęcia należą do Faisal.
Link do filmiku nie działa;)
Trzeba wysłać sms, żeby działał :D
A tak poważnie, to już poprawiłem ;)
Dobra, namówiłeś mnie:D
Wątek o dwóch rodzajach dowódców jest świetny :)
Przykład, przykład, przykład … i przykład … i przykład:) Tak właśnie (imho) należy podążać.
I dwie myśli:
1. Sami musimy szukać bycia coraz lepszymi, świadomymi … bo przecież to z nas ten przykład biorą nasze dzieci.
2. Mam przekonanie, że w niektórych sytuacjach przykład (w sensie podążaj za mną) może nie wystarczyć. Wtedy jako rodzice powinniśmy wkroczyć i postawić granice, zakaz, nakaz. Na przykład takie, w których mamy do czynienia z realnym zagrożeniem bezpieczeństwa naszego dziecka.
PS Powodzenia na BR :)
A ja coraz bardziej skłaniam się do tego co o rozwoju dzieci mówi np. Rudolf Steiner. To znaczy – dzieci do 6-7 roku życia powtarzają to co widzą. Oczywiście przetworzone odpowiednio przez ich możliwości poznania. Nie wiem jak to jest w późniejszym wieku, ale jak dla mnie mój 3,5 latek tak naprawdę nie jest w stanie racjonalnie rozważyć za i przeciw. On robi to co robimy my, albo inne dzieci. A że nie zawsze jeszcze rozumie, że zachowania należy dostosowywać do okoliczności, czasem może wydawać się przez to niegrzeczny. Poza bezpośrednim naśladowaniem nas, robi też rzeczy, które weszły mu w… Czytaj więcej »