Powolne rodzicielstwo, czyli coś, co każdy rodzic musi poznać
Ponieważ, żeby coś zrobić dobrze, trzeba to zrobić starannie.
A gdyby tak zatrzymać ziemię?
Podejrzewam, że gdybym zapytał każdego z was o tempo współczesnego świata, to zdecydowana większość zgodziłaby się, że jest ono zbyt duże. Wszystko gdzieś pędzi, wszyscy się gdzieś śpieszą, wszystko ma być na już, na wczoraj i ASAP. Niestety zaczęliśmy wynosić to podejście z naszych biur, firm oraz korporacji i zaczęliśmy je wnosić do naszych domów. Zaczęliśmy je stosować wobec naszych partnerów i wobec naszych dzieci, tak samo jak wcześniej stosowaliśmy je wobec naszych kontrahentów (lub oni wobec nas). Wystarczy pójść na pierwszy lepszy plac zabaw, do parku lub do zoo, aby zobaczyć rodziców, którzy co chwila powtarzają jak mantrę: „pospiesz się”, „nie mamy czasu”, „szybciej, szybciej”, „no chodź”.
Ja sam tak mówię i nawet nie jestem tego świadom. A raczej: nie byłem tego świadom.
Dużo nie oznacza dobrze
Widzicie, wielu rodziców uważa, że spędza dużo czasu z dziećmi, bo jeździ z nimi na kilkanaście różnych zajęć dodatkowych w miesiącu. Traktują oni wychowanie dzieci trochę tak, jak pracę w korpo, a kolejne dni upływają im na odhaczaniu kolejnych pozycji na liście zadań do zrobienia. Angielski, załatwiony, basen, załatwiony, taniec, załatwiony… A im więcej tych zadań wykonują, tym czują się bardziej spełnieni w roli rodziców.
Niestety gdzieś w tym wszystkim kompletnie zapominają o więzach, które powinny łączyć dzieci z rodzicami. Więzach zupełnie innych niż te, które łączą pracownika z dyrektorem. Zapominają o tym, że nie liczy się wyłącznie ilość spędzanego razem czasu, ale liczy się również jego jakość i to jakie relacje ten czas pomaga budować.
Zbyt dużo obowiązków prowadzi do wypalenia
„Robienie zbyt wielu rzeczy na raz, jest przytłaczające dla mnie. Jest przytłaczające dla moich dzieci. Nie chcę robić tego wszystkiego. Pozostawia mnie to z poczuciem wypalenia, zamiast z poczuciem spełnienia” Lindsay Miller
Nie wiem jak wy, ale ja znam to uczucie wypalenia aż za dobrze. Nie ma chyba nic gorszego, niż kiedy po całym dniu jesteśmy wyczerpani od nadmiaru obowiązków, a jednocześnie czujemy, że nie zrobiliśmy dzisiaj nic wartościowego. Dlatego też cieszę się, że trafiłem na ruch zwany powolnym rodzicielstwem. Rodzicielstwem, którego podstawą jest jakość spędzanego wspólnie czasu, a nie jego ilość. W którym nie jest ważne ile rzeczy robimy, ale jest ważne to, że robimy coś razem. Rodzicielstwa, w którym zamiast cieszyć się z kolejnych „osiągnięć” naszych dzieci, zwyczajnie cieszymy się z chwil, które spędzamy wspólnie. Bardzo podoba mi się takie podejście.
Zmiana paradygmatu
Wiedząc to, nie musimy zabierać naszego dziecko na całodniową wycieczkę do zoo, żeby mu pokazać jak bardzo go kochamy. Równie dobry efekt (a może i lepszy?) osiągniemy, gdy poświęcimy mu (i tylko jemu!) godzinę lub dwie, w których pozwolimy mu wprowadzić się do jego świata. Kiedy to ono będzie w centrum zainteresowania i w którym to ono narzuci nam tempo. Bez popędzania i bez napięcia. A zamiast poczucia wypalenia, zaczynamy odczuwać wypełnienie. Wypełnienie czymś bardzo przyjemnym.
Chwila, która może zmienić wszystko
„Zachęcam rodziców do poświęcenia chwili, aby po prostu przyjrzeć się swoim dzieciom. Niezależnie od tego czy akurat grają, odrabiają lekcje czy jedzą przekąskę. Poświęćcie chwilę, aby się tym nacieszyć. Przypomnijcie sobie jak nadzwyczajne są wasze dzieci. Ta chwila, nawet jeśli bardzo krótka, może doprowadzić do zmiany tempa całego naszego życia.” John Duffy
Odkąd przeczytałem ten cytat po raz pierwszy, staram się chociaż kilka razy dziennie zatrzymać i spojrzeć na moje dzieci. Co prawda trochę mnie strach wtedy bierze, bo zauważam jak duże już są i jak szybko rosną, ale i tak to robię. Te skupione na jakimś zadaniu miny czy roześmiane buzie są jednym z najwspanialszych widoków na świecie. Sam nie wiem, jak mogłem wcześnie nie zauważać tego codziennie. Szczególnie, że przecież takie momenty nie będą trwać wiecznie, jak pisałem w tekście Dzieci są na chwilę. Ani się obejrzymy, kiedy nasze dzieci przestaną być takie nieporadne i niesamodzielne (co jest oczywiście dobrą rzeczą), ale jednocześnie przestaną być takie niewinne i takie dziecinne, czego niestety będzie nam bardzo brakować. Będzie nam brakować tych wszystkich dziecinnych uśmiechów, tych buziaków, tych przytuleń. Zauważajmy je więc, póki trwają. Doceniajmy je. Każdego dnia znajdźmy choć jedną chwilę, aby się nimi nacieszyć.
Prawa do zdjęcia należą do basibanget.
Dokładnie tak samo myślę, świetnie zebrane w krótkim i boleśnie prostym felietonie. Boleśnie bo mimo że się o tym wie to jeszcze zbyt rzadko stosuje- przynajmniej ja.. Na szczęście nie jest za późno :) zadziwiające jak działa wspólna gra w chińczyka zamiast wycieczki do super hiper aquaparku… (który często jest niby wynagrodzeniem naszego braku czasu i zmęczenia)
Mam trójkę, tak jak Ty i codziennie o tym myślę. Bo jak dziecko jest jedno to naturalnie uwaga otoczenia, niejednokrotnie obu rodziców i dziadków, skupia się na nim. A przy trójce jest już ciężej. Po pierwsze rodziców dwóch, a dzieci troje. Po drugie, czasu mniej, bo więcej obowiązków. Ale staramy się jak możemy. Na przykład w weekend spędzamy kilka godzin osobno. Jedno z nas zabiera gdzieś dwoje dzieci, a drugie spędza czas tylko z jednym. Mamy wtedy możliwość robić coś, co dziecko lubi, co chce robić, spokojnie rozmawiamy, jesteśmy po prostu razem. Inaczej, niż w codziennym chaosie.
A ja mam czwórkę i to duża różnica 13 latek, dwóch 9 letnich bliźniaków i roczna córeczka. Naprawdę mają tak różne potrzeby emocjonalne, szkolne, materialne, kulinarne ze normalnie nie ogarniam czasami. A przy tym są rewelacyjnym dzieciakami i można się nimi zachwycić, tylko trzeba trochę zwolnić i uwolnić myśli, od pracy, sprzątania, kasy i często niestety Internetu:))
Ja też czasami nie ogarniam. Ale trzeba próbować. Choćby czasami.
Dziękuję za ten tekst, bardzo go potrzebowałam.
obowiązki i zajęcia dodatkowe dla dzieci to jedno, a ich odpoczynek i zabawa z rodzicem to druga ważna kwestia. trzeba znaleźc równowagę. pracuję z dziećmi i często słucham tego co opowiadają, nie zawsze sa zadowolone z tego, że znów po lekcjach muszą iść na gimnastykę, potem na angielski, a dodatkowo jeszcze na basen. Czasem chca po prostu pograć z tatą w nogę w ogrodzie to takie proste.
Zdecydowanie tak. Zajęcia dodatkowe często są wymysłem rodziców, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy co chwila słyszę o trzylatku mówiącym w czterech językach. Później taki rodzic z ambicjami jeździ na jedne, drugi i piąte zajęcia. A dziecku bardzo często zależy tylko na kilku chwilach z rodzicem.
Bo to tylko dziecko ono ambicji nie zrozumie a samo ambitne może dopiero będzie kolo 5, 6 klasy podstawówki. Trudna to sztuka nie przesadzić.
Dokładnie tak! Z całego serca kibicuję wszystkim rodzicom, którzy chcą się zreflektować na czas i zmienić oś wartości. Bo lepiej być niż mieć. Szczególnie z dziećmi. Ja pracując w korpo tak nienaturalnie się ostatnio czułam, aż też trafiłam na ruch slow parentingu i mnie olśniło, bo właśnie tego potrzebowałam :) Teraz jest mega fajnie, blisko i szczerze, choć niestety musieliśmy zrezygnować (na razie ;) z naszych ukochanych podróży do Azji, ale za to lepiej się wszyscy znamy :) No i z tego też się wziął nasz pomysł na blog ;) A czytałeś też książkę Carla Honore, Pod presją? czy cokolwiek… Czytaj więcej »
Jespera Juul’a czytam na okrągłą, a tych pozostałych nie, więc zostają dopisane do listy lektur ;)
Doskonale wiem o czym piszesz. My ostatnio spędziliśmy cudowny weekend całą rodziną, który porównaliśmy do wczasów, krótkie wycieczki po okolicy, basen na który szliśmy 40 minut, to był najbardziej relaksujący weekend od kiedy zostałam mama, bo dziecko narzucało czas, a nie my. Ostatnio postanowiłam zwolnić troche w swoim życiu i intyicyjnie poddałam się bardziej rytmowi dziecka. Nie wsadzam jej do wózka i nie pędzę, żeby „jak najwięcej czasu miała na zabawę na placu zabaw” tylko ona wyznacza rytm wolnego czasu, co najczęściej kończy się tym, że dochodzimy do placu zabaw i zaraz musimy wracać :-) Ale to dziecko decyduje, że… Czytaj więcej »
Duży szacunek dla Ciebie za całego bloga.Dawno nie czytałam tylu wartościowych tekstów jednego autora ;-) Młody tata ,trójka dzieci i jeszcze czas i chęci na takie refleksje.Bardzo mnie cieszy istnienie takich osób a przede wszystkim takich rodziców jasno mówiących o tym co naprawdę jest ważne.Czekam na kolejne wpisy.Wracając do powyższego tekstu- właśnie dlatego zdecydowałam się być z moimi dziećmi w domu do czasu kiedy obydwie pójdą do przedszkola.Ciągle powtarzam ,że to jedyne lata tylko dla nas .Później przedszkole ,szkoła ,studia ,praca ,znajomi,chłopak a gdzieś w międzyczasie po prostu się wyprowadzą… a ja tak na nie teraz patrze i już za… Czytaj więcej »
Bardzo mi miło :)
Znaleźć taki moment, spojrzeć na dziecko, dostrzec w nim małego człowieka….. staram się każdego dnia znaleźć taką chwilę. Dla mnie bezcenną…. pełną bezgranicznej miłości, czułości i wzruszenia. Dla tych chwil warto żyć….
[…] One One of my favorite parenting blogs run by a man! This time, a great text about the slow parenting. Polish language. […]
Super artykuł. Też jakiś czas temu do mnie dotarło że ten czas szybko przeminie i trzeba się tymi chwilami cieszyć teraz kiedy dzieci są małe bo za chwilę nawet przytulić się nie będą chciały.
mam trochę inaczej, bo moja buła jutro skończy pół roczku. a jednocześnie podobnie. miałam ambitny plan „zrobienia czegoś” na macierzyńskim. ogarnąć język, skończyć jakiś kurs, cokolwiek. a jednocześnie z domu wyniosłam przekonanie, że dziecko karmione na ma być na żądanie, drzemka wtedy, gdy zmęczone i do tego chów z wolnego wybiegu na podłodze a nie klatkowy w łóżeczku. no się nie da. próbowałam. teraz ograniczyłam się do codziennego ćwiczenia z bułą. buła ma ponad 7 kilo i bardzo lubi być ciężarkiem. czytam Cię od niedawna i coraz bardziej mi się tu podoba
Hej, bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się w napisać :) No i zastosowanie dziecka jako ciężarka jak najbardziej na plus, bo to jest układ, w którym wszyscy wygrywają :)
Jeden z najlepszych weekendów tego lata – gdy córka w piątek, chyba z przegrzania w przedszkolu, dostała niewielkiej temperatury. W związku z tym, odwołaliśmy rodzinne spotkania, które mieliśmy zaplanowane na weekend. Córka była w sumie zdrowa, nie mieliśmy żadnych planów, robiliśmy tylko to, na co w danym momencie mieliśmy ochotę. Było luzująco, więziotwórczo i relaksująco.
Brzmi inspirująco :)
Nie namawiam do ściemniania, ale często w takich sytuacjach zachowujemy się baaardzo asekuracyjnie. W końcu zdrowie najważniejsze, prawda? ;)