
Powinniśmy się uczyć od dzieci
Bo są od nas niejednokrotnie znacznie mądrzejsze.
Międzynarodowy incydent
Byłem dzisiaj świadkiem spotkania Polaka i Anglika na terenie Grecji. Jeśli dodać do tego, że całość działa się niedaleko budki ze szwajcarskimi lodami Nestlé i chińskiego automatu pełnego amerykanskiej Coca-Coli, otrzymujemy istny, multinarodowy koktajl. Początkowo spotkanie przebiegało zgodnie z obowiązującymi regułami. Jednak po kilkunastu minutach coś zazgrzytało i zrobiło się nieciekawe. Sytuację obserwowało wielu ludzi, w tym dzieci. Anglik wziął do ręki kamień i bez żadnego ostrzeżenia trafił nim Polaka. Polała się krew. Wszyscy patrzący (łącznie ze mną) wstrzymali oddech i słychać było tylko fale uderzające o piaszczysty brzeg. Na szczęście Anglik w porę zrozumiał swój błąd i przeprosił. Dzięki temu oboje uczestników spotkania mogło spokojnie wrócić do wspólnego wykopywania dziury w piasku, jak na trzylatków przystało.
Bariera językowa
„- Ja mam trzy punkty, a Ty masz jeden.
– I will dig a hole, ok?
– Ok. Ja mam trzy.”
Tak mniej więcej wyglądała większość dialogów naszego syna z nowopoznanym, zagranicznym kolegą. Bo to oczywiście ich dotyczył wcześniej opisany międzynarodowy incydent. Czy przeszkadzała im bariera językowa w zabawie? Skąd. Czasami co prawda pojawiały się pytania „a co on mówi?”, ale zdecydowaną większość czasu dogadywali się bez problemów. Czasami na migi, a czasami po prostu intuicyjnie. A kiedy nie potrafili się porozumieć w jakiejś kwestii, odchodzili od siebie na parę metrów, tylko po to, by za chwilę znowu się razem bawić. Bo jednak razem oznacza lepiej.
Skomplikowany świat dorosłych
Kiedy tak obserwowałem tych maluchów, trochę wstyd mi się zrobiło, że tak często ludzie dorośli (a może tylko uważający się za dorosłych?), posługujący się jednym językiem i wychowani w jednej kulturze, nie potrafią tego samego. Zwyczajnie się dogadać. Bo nawet trzylatek wie, że jak się nie można dogadać co do jednej dziury w piasku, to kawałek dalej jest kolejna. Może lepsza, może większa? I nawet jeśli okazałoby się, że wszystkie dostepne dziury są już zajęte, to zawsze można wykopać sobie nową. To naprawde jest tak proste. Po co więc te zbędne komplikacje?
Prawa do zdjęcia należą do Jen.
Też uwielbiam obserwować jak (jak to nazwać?) różnojęzykowe dzieci się dogadują bez problemu. Dzieci w ogóle się bez problemów dogadują, nie ma im co przeszkadzać :D
Też uwielbiam obserwować jak (jak to nazwać?) różnojęzykowe dzieci się dogadują bez problemu. Dzieci w ogóle się bez problemów dogadują, nie ma im co przeszkadzać :D
Przeszkadzać dzieciom wręcz nie wolno :) Kto wie, kiedy znowu będą się tak ładnie bawiły :)
Ja kontakty tego typu mam na każdym kroku i aż żal mi, że mój synek w sumie jeszcze nie mówi. Za to często w piaskownicy podchodzą do niego takie 2-3 latki, witają się i czasami nawet dzielą się zabawkami. Te starsze dzieci mówią oczywiście po węgiersku, ale mój synek wydaje się co nieco rozumieć. Potem gania za tymi dziećmi po całej piaskownicy i zaczyna płakać gdy już trzeba wracać do domu.
I to właśnie najlepiej pokazuje, że od dzieci można się wiele nauczyć. Zwłaszcza wszystkie te mamy z pod znaku „tosązabawkimojegodzieckainikomuniewolnoichruszaćbozniszczyszizgubisz” :)
Od dzieci można się nauczyć tego i wiele więcej. Nie są zepsute.
Zabawne :) Dzieci są po prostu najlepsze :)
Jak zobaczyłam tytuł „Powinniśmy uczyć się od dzieci” zaraz pomyślałam o swoim z wczoraj… od dzieci można się uczyć nieustannie – ich otwartość, ciekawość świata… niesamowite. Ale możemy też poznawać dzięki nim siebie, o czym właśnie pisałam. Zapraszam jeśli masz chwilę :) http://www.ciekawskie.pl/2014/07/dziecko-moim-zwierciadlem/
Jak już działają, to można pisać :)
No, ciekawe jakby którykolwiek z nas zareagował na oberwanie kamieniem od innego dorosłego. Oj, chyba tak prosto nie bylibyśmy z tego w stanie wybrnąć.
Mam wrażenie (taka luźna refleksja), że jedna z kluczowych różnic między światem małych a tych dużych jest taka, że u nas prawie wszystko zaczyna mieć mierzalną (dla mnie) wartość. I w każdej sytuacji zaczynamy 'handlować’.
Kamil, a nie miałeś przypadkiem ochoty porozmawiać z ojcem małego Anglika tuż po rozlewie krwi? ;)
Ja z tym ojcem rozmawiałem już przed i w trakcie, więc nie było między nami żadnego napięcia, jeśli o to pytasz :) A że rozumiałem doskonale skąd się wzięła sytuacja konfliktowa i wiem, że mój syn zachowałby się dokładnie tak samo, nie miałem żadnego problemu. Sami to między sobą rozwiązali :)
O tak, od dzieci można się wiele nauczyć, choć może czasami są bezgranicznie szczere (i przy tym przykre: „Mamo, patrz jaka wielka pani”), ale tu już rola rodzica, bo i on czegoś dziecka musi nauczyć. ;)
Kiedyś był taki żart, że takiej wielkiej pani w sklepie przyszedł sms, a syn na to „Tato! Uciekamy, ona będzie cofać!” :)
szkoda, że y dorośli tak często gubi nasze własne wewnętrzne dziecko.
wszystko byłby dużo łatwiejsze z nim:)
Ono nigdy nie ginie całkowicie. Zawsze gdzieś tam w środku tkwi. Czasami trzeba mu tylko pomóc się wydostać :)
To jeden z moich szlagierowych tekstów, zazwyczaj do starszego pokolenia, przekonanego, że jedynie starsi mogą uczyć młodszych. Że jedynie starszym należy się szacunek, tylko starszych trzeba przepraszać, słuchać, nie przerywać itd. A dzieciom można. Wg nich.
Więc ja się wczuwam w misję i robię na opak. Nie chcę, żeby dziecko mi przerywało – nie przerywam. Chcę, żeby słuchało, szanowało, kochało. Słucham, szanuję i kocham – dwa razy bardziej, żeby wi(e)działo, jak to się robi ;)