Nie zamierzam chronić moich dzieci przed światem

Bo nawet gdybym chciał, to jest to próba z góry skazana na porażkę.

Burza w szklance wody

Wrzuciłem dzisiaj na Instagram zdjęcie, jak to moje dzieci bawią się na zamarzniętej rzeczce z podpisem: „Zabawy na zamarzniętej rzece? Gdzie byli rodzice?!”. I ze zdziwieniem przeczytałem w odpowiedzi, że pewnie szukają mózgu. Kolejna odpowiedź też nawiązała do bezmózgowia. Tymczasem ta „rzeka”, to strumyk o głębokości 5 cm, który był zamarznięty tak mocno, że potrzebny byłby kilof, aby się przebić do ziemi (w jednym tylko miejscu płynęła woda i było jej tyle, żeby zmoczyć podeszwę). Zresztą jak można podejrzewać, że którykolwiek rodzic świadomie narażałby swoje dzieci na niebezpieczeństwo?

Jednak po tych dwóch pierwszych komentarzach tak się zacząłem zastanawiać skąd one się wzięły i czy czasem nie zmierzamy w stronę świata, w którym dzieci będą miały możliwość zabawy tylko na certyfikowanych placach zabaw? Z odpowiednim podłożem, żeby czasem te „biedne i bezbronne” dzieci nie zadrapały sobie kolan?

Omawiane zdjęcie

Zabawy na zamarzniętej rzece? Gdzie byli rodzice?! #fun #river #frozen #ice #play #snow #winter #kid #kids

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Blog Ojciec (@blogojciec)

Teraz gdy mu się przyglądam, to rzeczywiście to rozkopane miejsce po prawej stronie może sprawić wrażenie rwącej rzeki – niemniej to właśnie to miejsce, w którym płynęła leniwie woda o wysokości paru centymetrów, na którą dzieci nasypały śniegu. Prawdziwy poziom wody w rzeczce najlepiej pokazuje opona, która leży na jej „dnie” :)

W mojej opinii dzieci powinny mieć nieco wolności

Powinny móc trochę poeksperymentować. Porzucać kamieniami w zamarzniętą wodę i zobaczyć co się stanie. Zobaczyć jak twarda potrafi być woda, która na co dzień jest przecież cieczą. Pooglądać ślady stóp zostawione przez zwierzęta w pobliskim lesie. Powinny mieć możliwość poślizgać się na lodzie i stłuc sobie tyłek tyle razy, aby w końcu nauczyć się łapać równowagę.

Powinny dostać trochę wolności, aby zobaczyć z czego jest zbudowany prawdziwy świat, a nie tylko prowadzić interakcję ze spełniającymi europejskie standardy huśtawkami czy zjeżdżalniami w zamkniętych przestrzeniach, niedopuszczających żadnej kreatywnej myśli. Szczególnie, że jak twierdzą neurobiolodzy, (o czym możemy przeczytać m. in. w książce „Wszystkie dzieci są zdolne. Jak marnujemy wrodzone talenty.”) – to właśnie brak takiej swobodnej przestrzeni do zabawy, nieprzygotowanej wcześniej przez dorosłych, jest powodem problemów z samodzielnością czy kreatywnością, wśród współczesnych dzieci.

Po prostu dzieci nie mają gdzie tych cech rozwijać, kiedy to dorośli się wszystkim zajmują.

Teoria swoje, praktyka swoje

Tyle się mówi o tym, że najlepszymi zabawkami dla dzieci są patyki, kamienie i szczere pole, a kiedy człowiek daje je dzieciom, to zaraz dostaje się łatkę oszołoma. Bo to takie nieodpowiedzialne, niebezpieczne i w ogóle zgłaszam to do prokuratury.

Podwójne standardy? Te kamienie, patyki czy bieganie po drzewach, to takie ładne są w teorii, prawda? Ale w rzeczywistości można się przy nich nieźle poobijać, zadrapać czy nawet rękę złamać, jak się nie będzie ostrożnym, więc lepiej dmuchać na zimne i dziecko przed tymi strasznymi wydarzeniami ochronić.

I to by było może sensowne, gdyby ktoś mi powiedział jeszcze: jak mam je ochronić przed resztą świata?

Moje dzieci za kilka lat będą same biegały po całej okolicy (najstarsze już to robi). Też mam wtedy biegać za nimi i pilnować, aby nie robiły głupich rzeczy? Czy może jednak lepiej jest teraz zabrać je nad rzeczkę (zamarzniętą czy nie) czy do lasu, skoro to są miejsca, w których będą spędzać sporo swojego czasu.

Czy nie byłoby lepiej, gdyby miał okazję poznać je wcześniej? W obecności rodzica, który stojąc trochę z boku będzie obserwował jak się tam zachowują? Z czym sobie radzą, a z czym jeszcze nie? Czy nie jest lepiej, aby dzieci teraz dowiedziały o ewentualnych niebezpieczeństwach związanych z tymi miejscami? Zrozumiały co jest dopuszczalne, a co nie? Jak reagować w różnych sytuacjach?

Czy naprawdę każdą rzecz, która trafia w ręce moich dzieci powinienem sprawdzać pod względem obecności pieczątki jakiejś instytucji, która zapewni mnie o jej ewentualnym bezpieczeństwie? A co jak akurat nie będzie mnie w pobliżu i ono zabierze coś NIEBEZPIECZNEGO jak na przykład ów patyk?!

Oczywiście bardzo chcę, żeby moje dziecko było bezpieczne

Jednak w pewnym momencie to nie ja będę odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo. To ono samo będzie za to odpowiedzialne. Tak właśnie. To malutkie jeszcze dzisiaj dziecko za kilka, kilkanaście lat, będzie samo odpowiadało za swoje bezpieczeństwo. Będzie tak, gdy pojedzie na samodzielną wycieczkę rowerową, gdy pójdzie grać w piłkę z kolegami i nawet wtedy, gdy pójdzie zimą na spacer nad tą zakichaną rzeczkę.

Ja za nim chodzić nie będę – zresztą nawet gdybym chciał, to ono na to ochoty pewnie nie będzie miało.

I teraz muszę się sam siebie zapytać. Czy chcę je przed tym ochronić? Czy raczej chcę je do tego przygotować? Pokazywać mu świat? Rozmawiać z nim na jego temat? Tłumaczyć mu to, co uważam za istotne? A nawet czasem pozwolić mu się przewrócić czy potłuc, aby zrozumiało, że tak już czasem się dzieje i to ono musi zacząć się pilnować, aby do tego ponownie nie dopuścić?

Jak to już ktoś pięknie ujął:

„Najważniejszym zadaniem rodzica jest sprawienie, aby jego usługi nie były dłużej potrzebne.”

Nie chrońmy więc naszych dzieci za bardzo i zbyt długo, bo nadejdzie w końcu dzień, w którym nie będzie nas w pobliżu i jeśli nie przygotujemy dziecka do tej chwili, to niestety może sobie ono po prostu nie poradzić.

Polecam też tekst Asi w podobnym temacie: Nie będę pilnować swojego dziecka!

Prawa do zdjęcia należą do Daniel.

17
Dodaj komentarz

avatar
13 Comment threads
4 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
13 Comment authors
LukaszKamil NowakTaty creme de la cremeTylko dla Mam.plKarolina Urbaniak Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Okiem Alexa
Gość
Okiem Alexa

Oby rodziców z takim zdrowym podejściem do wychowania dzieci było coraz więcej.

salus salus
Gość
salus salus

Nic dodać nic ująć! Ciotki dobra rada zawsze będą mówić Nam, jak mamy żyć i wychowywać.. niestety!

Nihiru
Gość
Nihiru

a tak w ogóle, to tej całej dyskusji w ogóle by nie było, gdybyś, Szanowny Ojcze, od razu napisał „strumyk” a nie „rzeczka”:D

Kamil Nowak
Gość

Mam nauczkę na przyszłość ;)

Anna Piccolino
Gość

Szczera prawda. Zaufanie do dziecka to podstawa, ale wiadomo że rodzic zawsze będzie martwił się o swoje dziecko.

Ola Jurkowska
Gość

To prawda, nie da się dzieci uchronić przed ryzykiem, można im tylko pomóc nauczyć się podejmować je rozsądnie, ale samodzielnie. Ja żałuję, że w Polsce póki co nie ma żadnego „przygodowego placu zabaw”. Bardzo podoba mi się ten pomysł (więcej tutaj – http://dziecisawazne.pl/przygodowe-place-zabaw-co-dzieci-potrzebuja-do-tworczej-zabawy/). Pozdrawiam

Kuba Osiński
Gość

Dokładnie, sama prawda. MyLittleAnt jest ostrożna sama w sobie, ale staram się dać jej tyle luzu, żeby mogła poznać życie.

calareszta.pl
Gość

Niestety, moda na ugłaskiwanie, trzymanie za rączkę na placu zabaw pięciolatka, twórcze rozmowy nawet przy budowaniu zamku z piasku, wtrącanie swoich dorosłych 3 groszy w „konflikt” trzylatków to taka nowa moda. Nie ma już rodzica i dziecka, jesteśmy my, a my wszystko musimy wspólnie. Rodzicielstwo bliskości – tak. Nadopiekuńczość – mówię nie. Trzeba się przewrócić, pokłócić, wpaść do wody i ubrudzić. Takie jest… życie :)

Asia B.
Gość

Mam wrażenie, że właśnie Twój opis zdjęcia był zupełnie nieadekwatny do sytuacji… ;p Ale koniec końców stał się inspiracją do ciekawego wpisu. Warto zastanowić się nad tym, co chcemy przekazać naszym dzieciom.

trackback

[…] Nie zamierzam chronić moich dzieci przed Światem – Blog Ojciec – Czy trzeba chronić dzieci przed kamykami, patykami i ślizgawkami? Boom! Nie trzeba. A to jest odpowiedź dlaczego. […]

Karolina Urbaniak
Gość

Kurczę, pamiętam jak kilka lat temu jeszcze biegałam sama po polach, łąkach i nie wiadomo gdzie jeszcze, obijałam sobie kolana na rolkach i wracałam do domu cała podrapana po wspinaczkach na drzewach czy w stodole po sianie u babci – i dzięki temu nauczyłam się, co robić aby następnym razem już nie wrócić cała poobijana i wiedziałam co należy do bezpieczniejszych zabaw, a co nie. To są uroki dzieciństwa – jak raz się stłucze tyłek to drugi raz się będzie bardziej uważać.
A no i zapomniałabym: super tekst! :D

Tylko dla Mam.pl
Gość

Gółwnymi zabawkami mojej córki są patyki, kamienie, błoto i drzewa, na których siedzi przy każdej możliwej okazji. Najlepsze urodziny mogłabym jej zorganizować w sadzie, nie na placyku zabaw pod dachem :) Choć różowymi kucykami też nie pogardzi. Balance… tak myślę.

Kamil Nowak
Gość

Balance – słowo klucz :)

Taty creme de la creme
Gość
Taty creme de la creme

Ciekawe skąd się wzięło takie podejście ciągłego trzymania dziecka za rączkę i tłumienia jego pomysłów i ciekawości? Wiadomo chcę zapewnić bezpieczeństwo. Ale czy tylko? Patrzę na swoje błędy i widzę często brak zaufania w możliwości mojego dziecka.

Lukasz
Gość

Chyba już kiedyś komentowałem u Ciebie na podobny temat :-). A swoją drogą warto promować stosowanie filtrów do skóry, okularów przeciwsłonecznych (nawet zimą, jeśli jest mocne słońce).

Kamil Nowak
Gość

Do tego jednak chyba wolałbym jakiegoś specjalistę jako wsparcie, bo nawet nie wiedziałem, że to tak ważne jak o tym piszesz. Mógłbyś rozwinąć?

Lukasz
Gość

Jeśli dziecko nie ma alergii, AZS czy coś to raczej nie trzeba konsultacji. Chodzi o zwykły krem z filtrem – chroni przed promieniowaniem słonecznym. Przy czym trzeba pamiętać o syntezie witaminy D3.