
Mów dziecku „Tak, możesz”
Tak często, jak to możliwe.
Na ile pytań odpowiedzielibyście twierdząco?
1. Mogę wykopać dziurę?
2. Mogę zrobić błoto?
3. Mogę wziąć młotek?
4. Mogę zabrać tą gałąź/kamień/patyk?
5. Mogę dostać linę?
6. Mogę zabrać farby/kredki/plastelinę na zewnątrz?
7. Mogę po sobie porysować?
8. Mogę wodę?
To już drugi test, po teście z jajkiem, w tym tygodniu. Podobnie jednak jak poprzednio, nie znajdziecie tutaj klucza odpowiedzi. To nie jest Bravo. Sami zastanówcie się czy odpowiedź „Nie” byłaby właściwa w którymkolwiek przypadku?
Mi zdarzało się odpowiedzieć „Nie”, najczęściej na to ostatnie. Bo będzie mokry, bo ubrania będą mokre, bo otoczenie będzie mokre, bo będzie się musiał przebierać, bo zachoruje… A im częściej mówiłem „Nie”, tym częściej woda okazywała się jedyną rozrywką jakiej pragną moje dzieci. Gdy zacząłem jednak mówić „Tak”, nagle woda straciła cały swój urok. Możliwe też, że swój udział w zmniejszeniu zainteresowania wodą, miał fakt, że również inne zabawy stały się dostępne.
Sam „park linowy” (którego część można było zobaczyć na moim Instagramie), już kolejny tydzień nie schodzi z czołówki najlepszych zabaw. A wszystko zaczęło się od „Czy możemy linę?”
Nie pozwalaj na wszystko
Każdy ma jakieś granice, to oczywiste. Nie można dzieciom pozwolić na wszystko. Wykopanie dziury na środku ogrodu nie wchodzi w grę. Ale już wykopanie jej w rogu, gdzie można zrobić swoisty „kącik dziecięcy”, nie powinno przeszkadzać nikomu. W takich sytuacjach używamy „Tak, ale…”. W przypadku młodszych dzieci używamy prostszych argumentów „Tak, możesz, ale będziesz to musiał później sam posprzątać”. I nagle wysypanie całego pudła z zabawkami nie wydaje się tak atrakcyjne jak do tej pory. W przypadku starszych dzieci, możemy przejść jeden poziom wyżej: „Tak, ale wiesz, że jeśli zniszczysz sobie kredki, to nie będziesz miała czym rysować”.
„Tak, ale…” rozwija kreatywność
W przypadku jeszcze starszych dzieci, możemy nie tyle określić dokładny warunek, ile określić czego się obawiamy, spełniając daną prośbę. „Jeśli dam wam moje narzędzia, obawiam się, że mogą się zniszczyć lub zgubić. Nie wiem też czy wiecie jak się używa tych bardziej skomplikowanych, a nie chciałbym, żeby się zniszczyły.” Dzieci dostają jasną informację zwrotną. Muszą zapewnić rodzica, że jego obawy są płonne albo odpuścić temat. Mogą go przekonać, żeby ich nauczył obsługi tych skomplikowanych narzędzi. Może się okazać, że dzieci potrzebują tylko kilku prostych, typu młotek, pilnik czy śrubokręt. Może zobowiążą się do umycia i naoliwienia wszystkich narzędzi po zabawie. To już zależy od nich.
Pamiętajcie jednak, że podczas gdy „Tak, ale…” jest wstępem do kreatywnego myślenia, „Nie!” zabija całą kreatywność już w zalążku. Dlatego zgodnie z mantrą zawartą w tytule, mów dziecku „Tak, możesz”, tak często, jak to tylko możliwe.
Tekst zainspirowany cudownym artykułem „Wanna Be The Cool Kids on The Block? Try These Play Ideas…”.
Prawa do zdjęcia należą do Torrey.
u mnie znów na odwrót bardzo rzadko używam nie i patrząc na znajomych to czasem mam wrażenie że za rzadko :) Dzieci znajomych u nas bazgrały po ścianach (przed malowaniem) u nas zwoje papieru są na podłodze i malują nogami, miski z wodą i zabawy w ocean są na porządku dziennym. Już nie raz dywan pływał. Jakoś nie rusza mnie bałagan :)
U nas przed malowaniem, gdyby odsunęło się meble, to każdy człowiek, mógłby je odstawić idealnie na miejsce. Nawet jeśli nigdy wcześniej w tym pokoju nie był. Były obrysowane z każdej strony. Na szczęście dzieci już z tego wyrosły i można było zrobić remont :)
Tak, ale…
Tak, tak, ta…
A później i tak mówią na mnie, że nie mam granic i na wszystko pozwalam:)
Gdybyś mówił „nie” to mówiliby, że jesteś surowy i dziecko nie może się bawić :)
Moja mama pozwalała mi nawet po ścianach rysować – oczywiście tylko w moim pokoju i z ostrzeżeniem, że jak coś narysuję to tam zostanie na dłużej :) odkąd mam dzieci podziwiam własną mamę dwa razy bardziej, ale staram się robić podobnie i częściej używać tak możesz właśnie – choć to nie zawsze łatwe :D
Ja ciągle słyszałam, nie, nie możesz. Nie popełnię tego błędu z moim synem :)
Spoko, u mnie na blogu możesz :) (tak coby zmiana na lepsze nie dotyczyła wyłącznie dzieci :)
Na wszystkie i wiele więcej odpowiedź brzmiałaby „tak”. W tej chwili nie potrafi zapytać i sama podsuwam ;).
Będziesz z radością wracać do chwil, w której dzieci nie potrafiły mówić :)
7/8 czyli nieźle :)
Młotek mnie wystraszył ;)
W zależności od młotka, ale często wymaga on odpowiedzi „Tak, ale idę z Tobą” :)
Młotektudziez tluczek do miesa laczy sie z natychmiastowym naparzaniem o podłogę
Chwilowo jestem na etapie „czekam na pierwsze pytanie”. Oj, jak ja się nie mogę doczekać, żeby je usłyszeć. Co tam odpowiedź, za każde pytanie ucałuję sto razy, że w ogóle zostało zadane :)
My już jakoś tak mamy opracowany system i tylko czasami dla pewności gdy wie że czegoś nie może to powtarza pytanie w nadziei że coś się zmieniło ;) – moje „nie” ogranicza się zazwyczaj do rzeczy w których może sobie zrobić krzywdę i jest to zazwyczaj nie bezwzględne beż żadnego ale, jednak każde jest do znudzenia ponownie i ponownie argumentowane – bo parapet mimo wszystko od wczoraj nie zmienił się w gumowy i dalej nie można zeskakiwać z łóżka koło niego, bo dalej „wieczorowa zmiana” przy piaskownicy rozbija butelki i sra psami więc butów zdejmować i ganiać bosą stopą po… Czytaj więcej »
Ja podobnie jak lavinka czekam na „pierwsze pytanie…” a raczej na „pierwsze jakiekolwiek logiczne słowo”… ale fajne to co napisałeś…na prawie wszystkie odpowiedziałabym tak..nad młotkiem się zawahałam i nad tą wodą również :-)
Tak się zastanawiam, czy wziąłeś pod uwagę niemowlę – takie trochę rozumujące, jak moje (11 miesięcy),bo o ile starszej staram się ograniczać słowo „nie”, to z moim mniejszym potworkiem mam kłopot, gdyż nie zrozumie żadnego „ale…” :/
No przy małym dziecku trzeba trochę inaczej. Niemniej warto znaleźć alternatywę dla „nie” (np. STOP), gdy pojawia się prawdziwe niebezpieczeństwo (gorąca kuchenka, dziura w ziemi itp.), bo dzieci często słyszą „nie” i po pewnym czasie zaczynają je ignorować.
Mój 2letni synek nauczył się mówić „okej” i po każdym „zdaniu” dodaje teraz „okej?” na przykład pyta: „eM dalnia okej?” czyli, że chce na zjeżdżalnię, no to ja na to „okej”, ale często on mówi „mama tam bum ten gen, okej?”, no i ja też odpowiadam okej, bo co powiem jak nie kumam. Nie mówię tak, ale nie też wyeliminowaliśmy, jest po prostu OKEJ :-)
No to okej :)
Na wszystko oprócz młotka mówię tak. Codziennie zadaję sobie pytanie na co mogę pozwolić dzieciom w ich bardzo ograniczanym przez dorosłych świecie. Wczoraj pozwoliłam skakać po kałużach. To tylko pranie, a ile było radości!
U mnie niestety pytanie „Mogę?” ogranicza się aktualnie do „Jajo?”. Zgiń kinder niespodzianko !
I przepadnij!
To tak w kontekście dziadków. Dziadek zapłaci za odwyk. Jakby co :)