Test, który każdy rodzic powinien sobie przeprowadzić
Tak zwany test jajka.
Weekendowe oszustwo
Weekendy są w naszym domu specjalnymi wydarzeniami. W weekendy można oglądać bajki. W weekendy można grać na komputerze. W weekendy można jeść słodycze. Wszystko w umiarze, ale rzeczy niemożliwe w tygodniu, stają się możliwe w weekendy. Dzieci o tym wiedzą. Dlatego bardzo często w weekendy gdzieś wyjeżdżamy (i to wcale nie jest oszustwo!… no prawie nie jest).
Tym razem umówiliśmy się z naszymi znajomymi, którzy w tym czasie dzieci jeszcze nie mieli (relacja dostępna tutaj). Siedzimy sobie i rozmawiamy, a dzieci (w wieku dwu i czterech lat) się bawią. Mieszkanie, jak to mieszkanie ludzi bezdzietnych – średnio dziecioodporne, ale i znajomi wyluzowani, więc się tym specjalnie nie przejmowali. Ani nową zawartością pralki (papier toaletowy, podkładka pod prysznic i olejek do włosów), ani skarpetkami w szklance, ani nawet lekko rozsypanym żwirkiem dla kota. Oczywiście dzieci były cały czas pod opieką, ale wiecie jak to jest z dwulatkiem? :)
Byłem tam, widziałem to i wniosek z tego nasuwa mi się jeden: My się dobrze bawiliśmy, znajomi się dobrze bawili i dzieci się dobrze bawiły. Niestety, Matki Polki czytające ten tekst już tak dobrze się nie bawiły.
Nigdy w życiu!
„Jako mama dwójki dzieci powiem, że szlag by mnie trafił jakby znajomi przyszli i nie pilnowali dzieci…a takie „psikusy” wcale by mnie nie rozbawiły. Już sobie wyobrażam wywaloną kuwetę i krew mnie zalewa na samą myśl!”
Nigdzie w tekście nie ma wzmianki o tym, że dzieci były nie pilnowane. Były niemal bez przerwy. A jeśli ktoś myśli, że pilnując dziecko dwadzieścia cztery godziny na dobę i to ze wsparciem ekipy antyterrorystycznej, jest w stanie je powstrzymać przed wrzuceniem skarpetek do szklanki z wodą, to niech pomyśli ponownie :).
Najbardziej dziwi mnie zdenerwowanie (i krwi zalewanie), że dzieci były… dziećmi.
„Wstyd mi byłoby na miejscu rodzica gdybym czytała że moje dzieci tak się „bawiły” w gościach.”
A jestem dumny, że moje dzieci nie utraciły tej żywiołowości i chęci do poznawania świata, z którymi przyszły na ten świat (że nie powodują przy tym dużych strat finansowych, jest dodatkowym bonusem).
Test jajka
Piszę o tym nie dlatego, że takie opinie były większością (wręcz przeciwnie na szczęście). Piszę, bo bardzo często oceniamy zachowanie naszych dzieci, przez pryzmat świata dorosłych. I to jest nieco błędne. Nasze dzieci nie są niegrzeczne. Robią dokładnie to, do czego zostały stworzone. Robią dokładnie to, co powinny. Odkrywają, sprawdzają, analizują. Innymi słowy: rozwijają się.
Można je albo oceniać jako niegrzeczne i hamować ich rozwój albo je w tym wspierać. Żeby ocenić którą wersję rodzicielstwa wybraliście, należy przeprowadzić Test jajka. Oto on:
„Jak zareagowalibyście, na widok waszego dwulatka z jajkiem w ręce. Macie parę sekund na podjęcie decyzji. Jeśli nie zareagujecie natychmiast, jajko zostanie unicestwione.”
Scenariusz 1:
Krzyk, panika, olaboga, dzieckodrogiecotyrobisz?!
Scenariusz 2:
Podchodzimy do dziecka i tłumaczymy mu czym jest ta dziwna maź przelewająca się przez palce. Pokazujemy jak różny jest środek jajka, od skorupki i dodajemy fakt, że z jajka mógłby się wykluć kurczaczek.”
Scenariusz drugi zakłada oczywiście utratę drogocennego materiału, jakim jest jedno jajko, ale na miłość boską – tutaj chodzi o jedno jajko. Słownie: pięćdziesiąt groszy. A dziecko uzyskuje bezcenną wiedzę. Nawet na studiach się tyle nie dowie, a one już na pewno tak tanie nie będą (patrz też: Dlaczego cenisz pieniądze bardziej niż najbliższych). Oczywiście później warto wytłumaczyć do czego jajka służą i że ich rozbijanie nie jest najlepszą decyzją, ale da się to zrobić bez zbędnych emocji.
Dokąd nas to zaprowadzi?
Ja sam często łapię się na reakcji „olaboga” i muszę się przywołać do porządku (lub żona mnie przywołuje) i zastanowić ile był wart ten rozbity kubek? Te rozsypana łyżka cukru? To wylane mleko? Przecież jakoś moje dzieci muszą się nauczyć tych czynności. A gdzie jest lepsze miejsce do nauki, niż we własnym domu właśnie (lub u wyrozumiałych znajomych ;).
Nie wiem czy to zasługa takiego podejścia, ale gdy parę tygodni temu, dzieci zapytały nas czy mogą zrobić śniadanie, zaniemówiliśmy. Były kromki, masło, parówki, ketchup, musztarda, talerze, sztućce i kubki. Cały komplet. Były nawet ogórki, pomidory i papryka. Ktoś mógłby pewnie powiedzieć, że koślawo pokrojone, ale tym kimś na pewno nie byłby rodzic, któremu śniadanie zostało właśnie zaserwowane przez dzieci. Kiedy zeszliśmy na dół i zasiedliśmy z żoną do stołu, córka spojrzała na nas z dezaprobatą:
– A rączki, to kto umyje?
Wtedy też zrozumiałem, że kiedy człowiek zaczyna wierzyć we własne dzieci, dzieci zaczynają też wierzyć same w siebie.
Prawa do zdjęcia należą do Johna.
Dzieci to tajfuny, mniejsze większe, ale zawsze tajfuny. Na mojego 1,5-rocznego mówię „tajfun Adaś”. To jest żywioł nie do opanowania i trzeba się z tym pogodzić ;)
Tajfuny, huragany, cyklony… :) Zniszczenia podobne, tylko zasięg mniejszy :)
My na naszą mówimy Cyklon Alisa. Nawet pasuje ;)
zawsze kiedy tu zaglądam znajduję mądre słowa i taki zwykły sposób traktowania dzieci akceptowania tego że są właśnie dziećmi i poznają świat na każdym kroku. Pozdrawiam
Bo ja tolerancyjny jestem :) Nawet swoje dzieci toleruję :)
nawet. prawdziwy rodzic :)
Widzę tu pewną inspirację :D
Ja też, ale nie pamiętam skąd wziętą :)
Edit: tutaj o tym było: http://mataja.pl/2014/05/jak-obudzic-w-dziecku-pasje-do-nauki-plus-zabawa-w-malego-chemika-cz-ii-2/. Fajna blogerka, pisze o równie fajnym człowieku zwanym Neil deGrasse Tyson.
Starość nie radość ;)
Ee nie o mnie mi chodziło tylko o Neila przecież nie ja jajko wymyśliłam! Niech go lud pozna bo genialny jest :)
Ano zgadzam się całkowicie, ale to Ty mnie do niego zaprowadziłaś :)
Test jajka bardzo mi się podoba :-) Chyba muszę częściej stosować. U nas akurat to mąż jest z tych lecących do dziecka, bo on zwyczajnie dba bardzo o rzeczy. Ja też czasami się już irytuje jak kolejny raz muszę ścierać podłogę. Ale kto z nas się nigdy nie zirytował? Trzeba pamiętać, że dziecko nie niszczy na złość, tylko próbuje. Jeżeli nie wypróbuje, to się nie nauczy i już.
Przy czwartym dziecku zrezygnowałam z przesadnego dbania o porządek :) Sprzątnięcie na 5 min mija się z celem. Po chwili bałagan jest taki sam.Uczymy dzieci sprzątania po sobie, czystości – prawda jest taka – przy większej ilości dzieci utrzymanie porządku graniczy z cudem. Brudne dzieci – a niech będą brudne. Porozrzucane zabawki – niech leżą – tylko uważam, żeby na nie nie stawać :) Jak wpadają do nas znajomi, także ze zwiększoną ilością potomstwa, mamy w domy ok 10 dzieciaków. I co – nadal się nie martwię o bałagan :) Dom jest dla nas a nie my dla domu ot… Czytaj więcej »
Sprzątanie przy dzieciach jest jak odśnieżanie, w czasie śnieżycy. Albo jak układanie dokumentów na biurku przy włączonym wentylatorze. Albo jak mycie zębów w trakcie jedzenia. Albo jak… ogólnie koncepcja chyba jasna :)
A jak wszędzie leżą zabawki, to przynajmniej się człowiek może poczuć jak Godzilla :)
Przeczytałam test – widzę, że się zgadzamy w 100% :)
Nienawidzę słowa „niegrzeczne” – bo co to właściwie znaczy? Pod niegrzeczne można podciągnąć wszystko. Pamiętam wyniki jakiegoś testu przeprowadzonego na przedszkolakach – pytano ich jacy są i (co jest okropnie smutne) znaczna większość odpowiadała, że są niegrzeczni. Bo tak najczęściej słyszą od rodziców. Ale nie potrafili wytłumaczyć co to znaczy że są niegrzeczni. Tylko garstka dzieciaków powiedziała, że są zabawni, weseli czy szczęśliwi. Moje dziecię eksperymentuje do momentu kiedy nie staje się to niebezpieczne. Często eksperymentujemy razem. I poza dozą doświadczenia jakie przy tym nabierze, sens mają też słowa, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. Co więcej dodam, że szczęśliwa… Czytaj więcej »
Są dzieci, które myślą, że „Adaśjesteśniegrzeczny” to jedno słowo :) To tak humorystycznie :)
I zgadzam się co do tych brudnych dzieci :)
https://www.blogojciec.pl/dzieci/dzieci-brudne-to-dzieci-szczesliwe/
Dokładnie… Moim zdaniem samo używanie zwrotów od słowa „jesteś” nie jest zbyt dobre. Zniknęłyby wtedy sformułowania typu jesteś niegrzeczny, jesteś brudny itd. Czemu nie można powiedzieć, że się pobrudził albo żeby nie krzyczał, bo jego siostra śpi w pokoju obok? Nadajemy im tylko etykietki, które, jak widać po tym teście, zostają na dłużej. Szczególnie „jesteś leniwy”. To jest coś, co powtarza wiele osób, szczególnie nastoletnich. Nadano im taką etykietę i teraz się z nią utożsamiają. Nawet pozytywne etykiety typu jesteś ładna, jesteś mądra, jesteś grzeczna mogą być krzywdzące —> http://gdybymdorosla.com/2011/11/25/nie-mowilabym-mojej-corce-ze-jest-grzeczna-dziewczynka/ Według mnie jedyne naprawdę dobre dokończenie tego typu zdania to:… Czytaj więcej »
pamiętam też, że kiedyś liczyłam siniaki, obtarcia i plastry na nogach jako wyznacznik udanych wakacji. takie trofeum z nauki jazdy na rowerze, rolkach, desce….
najgorsze, że do teraz mi zostało i się moje kochanie trochę głupio czuje z moimi siniakami po zmaganiach „na raz wózka z zakupami nie wtargam? ja?”
:)
Dobrze, ze znalazlam Pana blog. Wrocila mi nadzieja, ze na swiecie sa madrzy rodzice I pozbylam sie mysli, ze jesli reaguje na „wyczyny” mojego Synka troche inaczej niz inne mamy, to nie jest tak, ze jakas dziwna jestem. I minelo rozgoryczenie spowodowane kilkoma uszczypliwymi uwagami na temat mojego (cytuje osobe bliska, ktora powinna kochac I akceptowac oraz pomagac w poznawaniu swiata) „Rozpuszczonego jak dziadowski bicz Dziecka”. Same pozytywy :) Milego dnia!!!
Wielu ludzi myli kochanie dziecka, z jego rozpuszczaniem. Bo nie mam żelaznych zasad niczym wojsko i dziecko może robić różne rzeczy. Jednak dzieci „wymusztrowane”, to bardzo często dzieci zamknięte w sobie i niepewne. Nijak dostosowane do wymogów świata i niepotrafiące walczyć o swoje. A ja właśnie pragnę, żeby moje dzieci potrafiły walczyć o swoje.
Czytałam wczoraj. Relacja Państwa Poślubionych jest super. Aż pozazdrościłam im takich fajowych gości. Komentarze przestałam czytać po kłótni o kuwetę. Na litość… żeby na własnym blogu tłumaczyć się z jakości żwirku i częstotliwości jego wymiany. Ale podobno jak jest hejt, to znaczy, że blog sławny ;)
Ja zdecydowanie z tych drugich. Na własnym dziecku nieprzetestowane jeszcze (3 miesiące), ale na cudzych tak (zawodowo) i na… dorosłych też, w tym na sobie. Rzeczy, choćby najdroższe, to nadal tylko rzeczy. Nawet nowiuśki monitor.
Kłótnia o kuwetę, jest jak większość kłótni na Internecie. Moja prawda jest prawdziwsza, niż Twoja prawda :) Trzeba ignorować albo kasować, wedle uznania :)
A o dorosłych to się nie boję. Dwie ręce ma, dwie nogi ma, coś popsuje, może odpracować :)
Nie ukrywam…mi czasem dalej trudno znaleźć granicę tego czego dziecku wolno a czego nie powinno. Zgadzam się z podejściem 'kiedy coś jest niebezpieczne, nie wolno’, aczkolwiek ciągle nie wiem czy postępuję prawidłowo np. kiedy 4-latek wrzeszczy, płacze przez 15min, bo dostał za mało płatków do mleka, dostał kaszę zamiast ziemniaków, itp mało istotne może, ale naprawdę wytrąca z równowagi:)
Jedzenie zawsze jest ciężkim tematem. Ja nie pozwalam przykładowo na same słodycze (w tym słodkie płatki, jogurty i im podobne), chociażby walczyli i wierzgali, ale jak się któreś uprze na kotleta i ziemniaki, to może jeść je nawet przez rok.
Ja przy wybrzydzaniu przy stole wysyłam do pokoju:) ze słodyczami bywa różnie…uważam to za swoją największą porażkę, bo zanim miałam dzieci twierdziłam, że moje nie dostaną słodkości do 5 rż, a teraz…czasem są nadużywane…ehhh, rzeczywistość bardzo mocno weryfikuje to co w głowie siedzi:) walczymy z tym mimo wszystko
Po 5 latach ciekawe czy ktoś odczyta;) Płatki kupuje eko 99.9 % kukurydzy na allegro i się przyzwyczaili. Słodycze jedzą od święta dlatego jak spróbują to nie dają rady więcej niż np kostkę czekolady. Ale lodów w lecie nie potrafię odmówić. Córka 4l nie je prawie nic, synek 2l wpierdzieli wszystko. Choć ma zajawki na odganianie od siostry i mówienie bleeeee
Jajko może dla mnie jest złym motywem do testów bo panicznie boje się salmonelli (efekt tego że za szczyla jedna bliska mi osoba na to zachorowała, wspomnienie jej podczas choroby do tej pory wywołuje u mnie dreszcze mimo że już jest zdrowa a cała sytuacja działa się ponad 20 lat temu) do tego stopnia że nawet boje się pudełek po jajkach. Ale już mikstury z cukru pudru, mąki, mleka i farbek były – część na ścianie, w butach itp. Chociaż uczciwie informuje mojego potomka że jeśli zniszczy jakąś swoją zabawkę – nawet w celach edukacyjnych – to drugiej nie dostanie,… Czytaj więcej »
Ja do takich wrażliwych znajomych jadę sam, bez dzieci :) Zwyczajnie nie lubię męczyć ani siebie, ani moich dzieci, a tak to zwykle się kończy. Zwłaszcza u pasjonatów wszelakich małych figurek i otwartych szafek (brrr…).
Z tym niszczeniem zabawek i otoczenia to oczywiście nie pozwalam dziecku rysować gwoździem po telewizorze, bo „to tylko przedmiot materialny” :) A jak coś zniszczą, to czasem jestem na tyle okrutny, że każę im to wyrzucić osobiście. Zdarzyło się jednak kilka razy i od tego czasu wystarczy przypomnieć (bo zapomina im się, a jak), co się stanie, gdy zabawka się zniszczy. Działa jak zaklęcie.
Parówki, musztarda – full wypas. Mi dzieci tylko kanapkę z nutellą zrobią w sobotę :) Pewnie za często krzyczę „olaboga” :)
Ja akurat na kanapki z nutellą nie mam co liczyć. Gdybym dał im słoik, z pewnością zawartość by wyparowała, zanim by trafiła na pieczywo :)
Oo , cudne ” a rączki kto umyje”. Lubię tu zaglądać w poszukiwaniu ciepłego i wyrozumiałego przykładu rodzicielstwa.
Test z jajkami przeprowadzamy Panią w osiedlowy za każdym razem kiedy to nasza 2 i 4 latka robią zakupy i niosą jajka do kasy. Jest zabawnie, dziewczyny bardzo sprawnie to robią ale zawsze (serio) znajdzie się jakaś ochotnicza która biegnie na pomoc „jessuniu przecież to jajka ” fundujemy im niezły stres zupełnie nie świadomie. Porostu dziewczyny kupuja jajka, pomidor też może im spaść a z odsiecza nie idą :)
„jessuniu przecież to jajka” hahaha <3 :D
Moja dwulatka kula najlepsze mielone pod słońcem, później wspólnie zastanawiamy się jakie zwierzęta przypominają ;) Oczywiście takie „eksperymenty” robimy z dala od wzroku dziadków, którzy nerwowo nie dają rady:)
Tu zdecydowanie się zgadzam, chociaż wszystko zależy od samych dziadków :) Znam takich, którzy bywają bardziej wyluzowani niż rodzice :)
Dzieki takim ludziom jak pan czlowiek zdaje sobie sprawe jak wiele bledow popelnia i jak czesto zapomina ze dziecko to tylko dziecko i nie mozna wymagac od niego idealnego zachowania :)
To ja jestem tą, która panikuje przy jajku. Mój mąż wręcz odwrotnie.. jeszcze muszę się wiele nauczyć. Świetny tekst!
tak trochę brakuje mi tutaj środka. Jako ojciec trójki dzieci powiem, że można przypilnować aby dzieci nie wkładały skarpetek do szklanki, papieru do pralki jednocześnie nie zabijając ich chęci poznawania. Jeśli przekonujesz że się nie da, to słabo. Test jajka fajny ale ja proponuję test gniazdka elektrycznego. Widzisz, że dziecko chce tam włożyć łapki (jesteś u znajomych, którzy nie mają zaślepek) i co robisz? Czy naprawdę widzisz tylko dwa wyjścia? Nakrzyczeć albo dać dziecku poznać? Granica wolności jednego kończy się tam gdzie zaczyna drugiego. Co zrobisz kiedy będziesz u znajomych, których nie będzie to bawiło? To jest prawdziwe wyzwanie. A… Czytaj więcej »
Masz rację, tylko że nie do końca tego dotyczył ten tekst. Specjalnie wybrałem przykłady, które były adekwatne do testu jajka, czyli w zasadzie nieszkodliwe. Przykłady, w których przesadzona reakcja naprawdę byłaby zbędna – tym bardziej, jeśli wydarzenia mają miejsce w domu czy u wyrozumiałych znajomych.
moim zdaniem dziwne porównanie. przecież wiadomo, że wkładanie palców do gniazdka jest niebezpieczne. czego nie można powiedzieć o zgnieceniu jajka. zresztą, ja wychodzę z założenia, że papier w pralce (tudzież, jak w naszym wypadku, gąbki w lodówce :D) nikomu nie zaszkodzi, a ode mnie nie wymaga 4-godzinnego sprzątania. wiadomo, że dziecko musi znać granice, ale nie warto stawiać ich tam, gdzie jest to zbędne. papier w pralce jest OK, keczup na kocie niekoniecznie (;
trochę się głupio czuję wypowiadając, bo córka roku nawet nie ma. ale już teraz upilnować trudno.
nie chcę jej ograniczać, bo jak napisałeś, jakoś trzeba poznać świat. do tej pory u mnie się sprawdza, że jeżeli coś nie zagraża życiu i zdrowiu i nie jest bardzo drogie, to można :)
Ostatnio syn kamykiem zaczął rysować coś po drzwiach naszego auta. Zorientowaliśmy się dopiero po chwili. Udało się zastosować scenariusz nr 2 ale łatwo nie było :)
O rany :D Mnie zawsze bawi to zdjęcie:
Świetny lekki tekst, który przypomina nam jak funkcjonuje dziecko. Zamiast lamentować trzeba się cieszyć,ze dziecko jest ciekawe świata, ze rozwija się. Myślę, ze lamentowanie często wynika z lenistwa rodziców. Bo po co zadawać sobie trud ”nauczania” dzieci o świecie, skoro można powiedzieć NIE i podciąć dziecku skrzydła. Niestety czasami sama się na tym łapié. Dlatego dziekuje, za rzypomnienienie, zebym wrocila po rozum do glowy.
Pozdrawiam.
z moim dwulatkiem kiedyś zrobiliśmy test z całą wytłaczanką (10 szt.) trochę po tym było sprzątania i trzeba było myć całą podłogę oraz szafki w kuchni, ale maluch teraz wie że jak coś leci z wysokości to może się rozbić, połamać i nie da się tego czasem skleić :) doświadczenie bezcenne i dla mnie i dla dziecka.
Ostatnio przeczytałam gdzieś że bycie rodzicem to ciągłe wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Tutaj pasuje to idealnie :) Bo żeby powstrzymać „olabogowanie” trzeba zrobić porządny krok do tyłu i wejść w tą sytuację jeszcze raz, tym razem z otwartym jak dziecko umysłem :)
jak ktoś spędza 90% życia na strofowaniu swojego dziecka, to znaczy, że powinien był zdecydować się na kota (; od razu mi się przypominają te nieszczęsne maluchy na placu zabaw w wyjściowych ubrankach, które słyszą co 5 minut „nie rusz, bo się pobrudzisz”.
No, ale przecież na plac zabaw niektórzy idą się pochwalić dzieckiem, a nie żeby dziecko się bawiło :)
Bardzo mi się podoba druga opcja jajka. Na szczęście moje dziecko jeszcze nie wpadło na pomysł wspinania się po półkach od lodówki, a jajka są najwyżej ;)