
Jedna miłość, którą chciałbym zaszczepić moim dzieciom
Moja mała miłość
Jest wiele rzeczy, które lubię robić. Wiele rzeczy, które sprawiają mi przyjemność i które sobie cenię w życiu. Jednocześnie nigdy nie zamierzałem przekonywać moich dzieci do mojego stylu życia, przekonywać ich, że moja droga, to jedyna słuszna droga i że moje wybory to najlepsze wybory. Jestem świadomy tego, że moje dzieci mogą mieć inne potrzeby, inne zainteresowania i w efekcie: również inne pasje.
Jeśli jednak miałbym wybrać jedną pasję, która siedzi we mnie i którą chciałbym, aby miały też moje dzieci, to byłaby nią miłość do natury. Tej najprostszej, najbardziej pierwotnej i jednocześnie najpiękniejszej cesze naszej planety.
Wycieczka w „dzicz”
Jak niektórzy już wiedzą, jakiś czas temu miałem dostępnego do testów nowego Forda C-MAX’a, w związku z czym zaplanowałem sobie kilka rodzinnych wycieczek. Jednak dopiero po dłuższej chwili się zorientowałem, że wszystkie miejsca, które postanowiłem odwiedzić, to jest jedna wielka „dzicz”. Mamy góry (i od razu duży plus dla Forda, w którym nie trzeba zaciągać ręcznego, gdy ruszamy „pod górę” – on ma jakiś automatyczny system od tego i sam przytrzymuje auto, aby nam nie uciekało do tyłu), mamy lasy, są jeziora, a żeby tak całkiem z cywilizacją nie być na bakier, to na liście znalazły się też ruiny zamku (no co? Może i średniowieczna, ale też cywilizacja ;).
Nietypowe właściwości?
Sam nie wiem na czym polega magia tych miejsc, że tak mnie ciągną ale na łonie natury odpoczywam dwa razy lepiej i dwa razy bardziej intensywnie. To tam znajduję równowagę, którą czasem traci się w dzisiejszym szybkim świecie. Tam, w ciszy, która doskonale koi przepracowany umysł. Nawet jeśli wiem, że odgłosy natury są w rzeczywistości bardzo odległe od ciszy.
Zresztą każdy kto tego doświadczył wie, że niewiele dźwięków jest równie magicznych, jak odgłos padającego deszczu, gdy właśnie siedzimy w namiocie. A już wyjście z owego namiotu czy góralskiej chatki zaraz po deszczu jest tak magiczne, jak przejście przez szafę do Narnii.
W dziczy nawet dzieci nie mają wielkich potrzeb
Nie wiem czy inni też tak mają, ale ile razy pojedziemy z dziećmi do lasu czy nad jezioro, to nagle, te same dzieci, które w domu generowały setki nagłych potrzeb, stają się oazami spokoju, którym do życia wystarcza woda, jakiś owoc i dobra kanapka, ewentualnie kabanos lub kotlet. Zabawki? A po co komu zabawki, kiedy dookoła pełno kamieni, patyków i drzew, a czasem jeszcze wodę po ręką. O tym, że czasem zauważymy jakąś sarnę, wiewiórkę czy jaszczurkę, już nawet nie mówię.
„Żadna sala zabaw; nie zastąpi szczerego pola, na którym są piasek, kamienie i kilka patyków.”
Ludzie z takich okolic są wspaniali
I to jest chyba ostateczny argument, który mnie ciągnie do takich miejsc. Nie chcę teraz uogólniać, bo nie poznałem oczywiście wszystkich ludzi tak żyjących, ale jednak coś w tym jest, że jeśli trafimy do chatki w górach, to trafimy też na ludzi, którzy są… inni. Inni, niż ci, których spotykamy na co dzień. Ludzi, którzy żyją nieco wolniej. Ludzi, którzy żyją w większej symbiozie ze sobą (i z naturą). Ludzi, którzy swoje życie oparli nie o konkurowanie z innym, ale o współpracę z innymi. Jeden rąbie drwa, inny sprząta, a jeszcze ktoś inny gotuje. Nikt się nie spieszy, nikogo nie gonią terminy. Wszyscy mają dla siebie i dla innych dość czasu i mimo tego, że najczęściej nie ma tam wielu ludzi – nikt nie czuje się samotnie.
Natura niesie ze sobą bardzo cenne wartości
Dlatego też jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, którą moje dzieci miałyby po mnie „odziedziczyć”, to było to właśnie to. Docenianie roli natury w naszym życiu. Nie chodzi mi o to, aby stały się fanatycznymi miłośnikami drzew, ale raczej o to, aby pamiętały o tych wartościach, które tak bardzo się uwidoczniają, gdy wyjedziemy poza cywilizację. O tym, że ludzie najlepiej sobie radzą, gdy ze sobą współpracują. O tym, że towarzystwo innych, bliskich nam ludzi, bywa najważniejszą rzeczą jaka może nam się w życiu przytrafić. O tym, że czasami wystarczą nam do małe rzeczy, typu wspomniane wcześniej kamienie i patyki, aby przeżyć najszczęśliwsze chwile w naszym życiu.
To wszystko są lekcje, których się nie zapomina i naprawdę chciałbym, aby moje dzieci wracały do nich jak najczęściej.
Wpis powstał w wyniku współpracy z marką Ford, która nieintencjonalnie (ale niemniej im jestem za to wdzięczny) przypomniała mi o tym, o czym dzisiaj przeczytaliście. Jak tylko więc znajdziemy jakiś wolny weekend, to prawdopodobnie „zaatakujemy” jakąś góralską chatkę :)
Prawa do zdjęcia należą do Lucie.
Zachód słońca, spadające gwiazdy i żadne internety, z takiej dziczy, nie byłoby w stanie mnie wyrwać.
Właśnie siedzimy w Beskidzie Niskim. Pierwsze co mała zrobiła to naniosla kamyków na werandę. A patyk to miecz, różdżka czarodziejki, berlo księżniczki itd…
Aż się boję do czego kamienie posłużą :) Chociaż w zasadzie nawet kolekcje kamieni, jak pamiętam, były wystarczającym argumentem do ich zbierania :)
Rozumiem Cię w 100 proc., mam tak samo – ciągam te swoje dzieciaki po lasach, łąkach i świetnie tam się bawimy! A ja tylko w takich miejscach odpoczywam. Latem tylko puste, dzikie plaże i miejsca, gdzie nie ma turystów tylko fajni ludzie, żyjący tu na co dzień. Teraz wybudowaliśmy fantastyczny szałas i spędzamy przy nim długie godziny, a place zabaw jakoś mniej ciągną…
Place zabaw są stworzone przez dorosłych. I mimo całej radości jaką dają, brakuje tam trochę miejsca na dziecięcą kreatywność i możliwość tworzenia. Mogą robić wiele, ale wszystko zostało już za nich pomyślane. Natomiast w dziczy, mogą robić co zechcą :)
Ale piękny post. Zgadzam się w 100%. Trawa, błoto i kałuże – to są wakacje :D
Potwierdzam. Odpoczynek na wsi czy górach jest tym czego potrzeba do szybkiego naładowania baterii i uspokojenia głowy. A dzieci? Już prawie mieszkam na wsi, często tam jesteśmy, a MyLittleAnt sama wynajduje sobie zabawy, najczęściej wystarczy wiaderko trochę wody i kawałek ziemi czy piachu i dziecko ma zajęcie na długie godziny :)
Lepiej powiedz jak ten C-Max dal rade ;) Czy to prawda, ze samochod uzyczony przez salon podjezdza pod wieksze krawezniki niz samochod firmowy? :P Podobno 21cm w firmowkach to standard heh
Zdecydowanie dał radę :) I już za nim tęsknie ;) Zresztą ja ogólnie dużo bardziej lubię samochody użyczane przez salony i firmowe, niż moje prywatne, jeśli wiesz co mam na myśli :)
A relacja z testów powinna być na dniach :)
Kocham góry i ten spokój. Ford mnie niestety nie przekonuje, nawet w Twoim wydaniu, zraziłam się po Focusie i Mondeo – totalne porażki.
Ja prywatnie mam Mondeo i na razie bardzo sobie chwalę :)
Good for you!! :)
Mam bardzo podobne ambicje i doświadczenia. Do tej pory udaje mi się zaszczepić w moich synach (4 i 6 lat) zamiłowanie do ciszy, spokoju i dzikiej przyrody. Nie chcą zwiedzać miast, chodzić po sklepach, zawsze wybierają las. Aż się obawiam czy w niedalekiej przyszłości się to nie odmieni, na zasadzie buntu przeciwko rodzicom. Ale mam nadzieję, że coś tam jednak w nich zostanie.
Kamilu, mam identyczne odczucia. Polecam Ci bardzo książkę ” ostatnie dziecko lasu” – recenzja na moim blogu, jeśli jesteś zainteresowany. „od wózeczka” zaszczepiam w moim dziecku miłość do przyrody I serce mi się rozczula jak widzę moją córkę, która mówi do sroki z czułością” cześć sroczko, jak Ci minął dzień, jadłaś śniadanko?” :-) Moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to te spędzone na wsi.
Tym bardziej cieszę się, że nie mieszkamy w mieście, tylko mimo wszystko na wsi. Nie jest taka zabita dechami wieś, ale i mamy blisko do różnych zwierzątek i do lasu… bardzo mi na tym zależało :)
zazdroszczę!
Zacząłem czytać Twój artykuł i po chwili zrezygnowałem. Ja rozumiem że sponsorzy płacą za takie sponsorowane artykuły ale tu wplotłeś to w bardzo ordynarny sposób który aż wali po oczach. Sorry. Straciłeś kilku czytelników.