A co, gdyby ktoś wam podmienił dzieci, przy narodzinach?
Czy potrafilibyście się z nimi pożegnać? Na zawsze? W zamian za „wasze” biologiczne dziecko?
Geny
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby jutro zapukał do waszego domu człowiek, informując, że wasze dwu, trzy, pięcio czy dziesięcioletnie dziecko, w istocie nie jest wasze? Że tak naprawdę, zostało przez pomyłkę podmienione w szpitalu i wasze dziecko było cały czas wychowywane przez obce wam osoby? A wy wychowywaliście ich dziecko? I teraz musicie się zamienić? Musicie oddać wasze dziecko, które pokochaliście najsilniejszą miłością jaką znacie, bo jego geny nie zgadzają się z waszymi. I nie ma żadnego znaczenia czas spędzony razem, nie ma znaczenia wasza więź, wasza miłość. Mają znaczenie geny. Czy to wg was ma sens?
To niestety nie jest fikcja
Taka sytuacja naprawdę miała miejsce (źródło). O ile w większości takich przypadków, dzieci zostają w rodzinach, w których były wychowywane, to jednak nie zawsze. W jednym co najmniej znanym przypadku, jedna z rodzin nie akceptowała swojego syna, bo był według nich inny. Cały czas szukali powodu takiego stanu rzeczy. Więc gdy szpitalna pomyłka wyszła na światło dziennie, wystąpili na drogę sądową i po niedługim czasie, udało im się odzyskać swojego „prawdziwego” syna.
Niestety druga z rodzin była tym faktem zrozpaczona. Bo oni kochali swoje dziecko i nie wyobrażali sobie, że mogliby przelać swoje uczucia i swoją miłość do syna, na kogoś innego. Dla nich jakiekolwiek geny nie miały znaczenia. Dla nich znaczenie miał tylko ich syn.
Nie potrafię sobie wyobrazić ich cierpienia.
Geny nie mają znaczenia
Nie tak naprawdę. Biologicznie oczywiście mają wielkie znaczenie, a już szczególnie w przypadku jakichś rzadkich rodzinnych chorób. Będą też na pewno miały wpływ na wygląd, na zachowanie czy nawet na inteligencję. Jednak, gdy mówimy o miłości do własnego dziecka, to chyba wszyscy się ze mną zgodzicie, że to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy nasze dziecko będzie miało brązowe oczy czy niebieskie? Albo czy będzie bardziej zainteresowane sportem czy może jednak będzie miało duszę artysty? Oczywiście możliwe, że będzie nam nieco przyjemniej, gdy nasze dziecko będzie miało podobne pasje do naszych, ale czy to byłaby cecha definiująca naszą miłość? Czy dziecko niepodobne do nas genetycznie, byłoby mniej godne naszej miłości?
Dzieci są tym kim są
Są dziećmi, są ludźmi, są odrębnymi jednostkami. I tak bardzo, jak byśmy czasem chcieli, żeby były naszymi małymi kopiami, tak bardzo musimy im pozwolić być sobą. Niezależnie od naszych pragnień. Musimy im pozwolić być kimś innym. Musimy im pozwolić być sobą. Niech będą od nas różne, niech będą miały własne poglądy i własne marzenia. O to właśnie w tym chodzi! Gdyby wszyscy ludzie, byli tacy sami, świat byłby niesamowicie nudnym miejscem. I kiedy spojrzymy na to w ten sposób, geny przestają się liczyć całkowicie.
Naszym zadaniem nie jest wychowanie najlepszego dziecka na świecie, ani też dziecka najbardziej podobnego do nas samych. Naszym zadaniem jest wsparcie naszego dziecka, w staniu się najlepszą wersją samego siebie, jaką mogłoby się stać. A możemy tego dokonać, nawet wtedy, gdy nie mamy podobnego genomu.
Dalej nie rozumiem…
Na koniec muszę dodać, że naprawdę nie wiem, co stało się rodzinie, która postanowiła sądownie zmusić inną rodzinę do zamiany dzieci. Wiem natomiast, że niesamowicie współczuję tej drugiej rodzinie. Bo mimo tego, że ich dziecko nie umarło w sensie fizycznym, to jednak dla nich umarło. Na zawsze. Niby dostali drugie w zamian, ale przecież wszyscy wiemy, że to tak nie działa. Że to niczego nie rozwiązuje. Poczucie straty dziecka, które pokochaliśmy, jest tak samo silne. Żaden rodzic nie powinien nigdy doświadczyć takiej straty. Biologiczny czy nie.
Bardzo chciałbym znaleźć w sobie zrozumienie dla tej pierwszej rodziny, ale przychodzi mi z ogromnym trudem i cały czas myślę o tym, jako niedojrzałości i niejakim „zwrocie towaru”, który nie spełnił ich wymagań. Przykre jest, że niektórzy ludzie zapominają, że dzieci nie są od tego, żeby spełniać czyjekolwiek wymagania i że nie są towarem, który można sobie „od tak zwrócić”, gdy się nam nie spodoba.
Prawa do zdjęcia należą do eBomb716.
rodzice rodzicami, ale jaka to trauma dla dzieci!! jak im wytłumaczyć że od dziś mają inną mamusię i innego tatusia? koszmar :(
Dokładnie. Dzieci muszą to przeżywać dziesięciokrotnie silniej, niż rodzice, a to co przeżywają rodzice, jest przecież niesamowicie ciężkie…
Nie mam pojęcia co zrobiłabym w takiej sytuacji, nie wiem nawet co bym czuła. Myślę, że egoistycznie chciałabym zarówno zatrzymać wychowywane dziecko jak i odzyskać to, które urodziłam. Ale tu chodzi o dziecko, nie o rzecz, i o tych drugich rodziców, nie tylko o mnie. Sprawa nie jest czarno biała.
Ale temat poruszyłeś!
A teraz wyobraź sobie, co musi czuć to dziecko, którego rodzice w sumie chcieli się pozbyć. Po pierwsze jego rodzice (tych, których znał), go nie chcą a po drugie trafia do rodziny, w której rodzice tęsknią za tym drugim. Gdybym się znalazła w takiej sytuacji, zostawiłabym tak jak jest i utrzymywała kontakty z drugą rodziną. Tylko skąd można wiedzieć, że ci drudzy byliby równie rozsądni?
Chyba nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji tego dziecka. Najgorsze w tym jest też to, że Państwo najczęściej przez długie lata umywa ręce i nie zapewnia nawet podstawowej opieki psychologa.
Nawet nie chcę sobie takiej sytuacji wyobrażać. Jak dla mnie sprawa nie ma dobrego rozwiązania. Ja to bym się starał za wszelką cenę zaprzyjaźnić z rodziną wychowującą moje biologiczne dzieci i spędzać z nimi jak najwięcej czasu… brrr
Tak samo jest jeśli chodzi o dzieci adoptowane. Niby geny się „nie zgadzają”, ale miłość jest czasami nawet większa ;)
Dokładnie tak. W rodzinach adopcyjnych lub w rodzinach zastępczych, miłość potrafi pokonać biologiczne różnice.
Ja jak zwykle zupełnie nie na temat, ale odnośnie jednego z przykładów znajdujących się w opisywanym przez Ciebie artykule. Chodzi o odwrócenie się od rodziców, po wyjściu na jaw prawdy, że nie są nimi biologicznie. Nosz kurde! Nienawidzę tego motywu we wszelkich filmach, serialach, artykułach, bo ujawnienie prawdy zawsze skutkuje buntem dziecka i nerwami pod tytułem „jak mogliście mi nie powiedzieć wcześniej, wychodzę z domu szukać moich PRAWDZIWYCH rodziców”. No nie są to zazwyczaj filmy/opowiadania wysokich lotów przyznam, ale taka szmira jest najpowszechniejsza i kto wie czy dzieci oglądając takie bzdety nie utrwalają sobie durnego myślenia, że rodzice adopcyjni są… Czytaj więcej »
Na potrzeby filmów się najróżniejsze cuda wymyśli. Tak jak na przykład to, że jakiś tam ojciec po dziesięciu latach zaczyna się ubiegać o prawa do dziecka, od którego uciekł dawno temu i żadnych praw nie miał – w rzeczywistości nie miałby na to szans. Biologiczny czy nie.
Jednak masz rację, że taki skrzywiony obraz z „amerykańskich filmów”, może namieszać w głowie współczesnym nastolatkom. A fragment o pieczeniu ciasta wymiata :)
Ja nie jestem pewna, czy to do końca tylko wymysł z amerykańskich filmów. Bo znam osobę, która była adoptowana. I to pytanie o biologicznych rodziców, o przyczyny, o swoje korzenie, w końcu – o prawdę, jaka by nie była – ono jest jednak naturalne, wspólne wszystkim. W biologicznej rodzinie naturalne są pytania o dziadków, pradziadków, o historię rodziny, naturalne są porównania: Aha, mam to po tacie, po mamie… Czemu ktoś, kto dowiaduje się, że jest adoptowany, miałby nagle zaniechać tych pytań, pragnień, w stosunku do swoich biologicznych krewnych? To oczywiście nie oznacza trzaskania drzwiami i pretensji do adoptowanych rodziców, to… Czytaj więcej »
Też tego nie ogarniam… Taka osoba powinna jednak wyjść z domu, ale nie na poszukiwania biologicznych rodziców tylko na wizytę u psychologa :P
Bardzo Ci dziękuję za ten wpis i za słowa końcowe o tym, że dziecko nie jest towarem. No cholera, przecież to niby oczywiste. A tymczasem mam wrażenie, że co prawda dzieci przestały być, na szczęście, „gorszymi dorosłymi”, ale stały się za to „projektami”, które mają na celu zaspokajać ambicje rodziców i ich potrzebę bycia szczęśliwym. Zawsze o tym myślałam tak, że to nie ja mam prawo mieć dziecko, tylko dziecko ma prawo mieć mnie – rodzica. I np. adopcje nie są po to, żeby dorosłych uszczęśliwiać dziećmi (to taki pozytywny skutek uboczny :) ), ale po to, aby dzieci uszczęśliwiać… Czytaj więcej »
Też słyszałem o takich przypadkach „zwracania towaru” do domu dziecka. Jednak trochę ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat, bo takie 7-12 latki mogą już mieć zakodowane jakieś niewłaściwe wzorce wychowania i praca przy nich będzie po prostu znacznie trudniejsza, niż mogłoby nam się wydawać.
Nie wiem. Nigdy w takiej sytuacji nie byłem i nikogo osobiście nie spotkałem z takich rodzin, więc nie chciałbym oceniać.
Czytam ten 8 letni post i się nie zgadzam, bo mam podejrzenia że mnie podmienili. Wyobraźcie, że żyjecie w rodzinie, która nie ma nic wspólnego z wami, ani poglądów, ani talentów, w dzieciństwie czarna owca jak coś źle to zganianie na to inne dziecko, brak czułości, faworyzowanie tylko inne rodzństwo. Inna budowa ciała, tutaj myślałam że jestem młoda więc jeszcze ich doścignę i zmieni mi sie waga itp, a tu na karku 30 rok życia i spotykam rówieśników z rodzicami, a oni podobni toczka w toczke i uświadamiam sobie, że to jest już wiek gdzie się jest podobnym do rodziny.… Czytaj więcej »