„Ciąża to nie choroba!” – dawno nie czytaliście takiego steku bzdur
Czyli jak pewna mama, chciała jedną miarą ocenić wszystkie matki.
Dopiero co się dowiedziałem, że osoby, które dobrze zarabiają nie powinny brać dopłaty 500 zł na dziecko (bo przecież płacą najwięcej podatków przeznaczanych m. in. właśnie na cel tego programu – logiczne), a teraz jeszcze dowiaduję się, że ciąża to nie choroba i jeśli nie ma informacji od lekarza, że trzeba nas trzymać w szpitalu albo że chociaż musimy leżeć, to kobiety powinny pracować tak długo jak się da. Bo inaczej to organizują sobie nieuzasadnione wakacje na koszt reszty społeczeństwa.
Tymczasem ja się cały czas zastanawiam: Kiedy ten absurd bzdurnych twierdzeń, wychodzących z ust ludzi oderwanych od rzeczywistości, się wreszcie skończy?
Oryginalny artykuł na temat urlopu macierzyńskiego można przeczytać tutaj: Ciąża to nie choroba. Nie zwalniam się!
Założenie numer 1: To jest ucieczka przed pracą, której się nie lubi
„Koleżanka od samego początku nie lubiła swojej – ciężko zdobytej zresztą – pracy. Ciążę traktowała jak ucieczkę z biura, należny jej przedłużony urlop.”
„Jeśli wyniki są dobre i miła mama na nic nie narzeka, no cóż… Branie zwolnień tylko po to, żeby nie chodzić do pracy jest po prostu głupie. Zwłaszcza w pierwszym, czy drugim miesiącu. Jestem idealistką? Wręcz przeciwnie.”
A nawet jeśli tak jest, to co z tego? Nie po to płacę podatki, które są jednymi z najwyższych w Europie, żeby później nie korzystać z przysługujących mi świadczeń. Już i tak do dentysty chodzę prywatnie, do ginekologa chodziliśmy prywatnie i w jakichś nagłych przypadkach też zawsze idę do lekarza prywatnie, bo oczekiwanie 2-12 miesięcy przy nagłych sprawach to jakiś żart, a nie opieka medyczna.
Więc droga autorko: odwal się od przysługujących mi i innym ludziom praw. Jak mogą iść na macierzyński, to niech idą – SZCZEGÓLNIE jeśli nie lubią swojej pracy – w końcu w ciąży nie wolno się denerwować 🙂
Założenie numer 2: Taki urlop bierze się kosztem innych kobiet
„Ona [koleżanka – przyp. autora] zorganizowała sobie wakacje – na koszt innych kobiet. „
Bo w założeniu pracodawcy gorzej później patrzą na zatrudnianie młodych kobiet. I tutaj się zgodzę. Czy możemy się jednak dziwić pracodawcom, skoro nie dość, że bardzo często z dnia na dzień tracą pracownika i muszą szukać drugiego na okres tymczasowy (co dodatkowo utrudnia poszukiwania), to jeszcze państwo zmusza tego pracodawcę, aby zapłacić kobiecie w ciąży za pierwszy miesiąc L4 i jeszcze wypłacać zaległy (!) urlop?
Tylko moim zdaniem to nijak nie jest wina pracodawcy, który prowadzi firmę w celu uzyskiwania przychodzi, ani tym bardziej kobiet biorących zwolnienie, które po prostu korzystają ze swoich praw. To jest wina państwa, które tylko udaje państwo opiekuńcze, a w rzeczywistości przerzuca sporą część socjalnego wsparcia na pracodawcę, zmuszając go tym samym, aby ostrożniej podchodził do zatrudniania młodych kobiet.
Założenie numer 3: Przecież pracę da się połączyć z ciążą
„Uwielbiam pisać (to podobno pierwsza oznaka grafomanii), dlatego jeszcze przez parę tygodni [ciąży – przyp. autora] walczyłam. Przyjeżdżałam do redakcji co drugi dzień, częściej brałam wolne, w środku dnia pracy wychodziłam na spacer do parku. Jednak to wszystko na nic. Mój stan może nie był bardzo poważny, ale czułam się naprawdę źle. […] W 7. miesiącu ciąży poszłam na zwolnienie lekarskie.”
No oczywiście, że pracę da się połączyć. W końcu każdy z nas może przychodzić do pracy co drugi dzień, brać sobie częściej wolne i w środku dnia wychodzić na spacer po parku. Tak twardą stąpającej po ziemi matki dawno nie miałem okazji czytać.
Założenie numer 4: W innych krajach mają jeszcze gorzej!
„Może nie uwierzycie, ale nasz system opieki socjalnej jest bardzo łaskawy. Amerykanki wracają do pracy już 6 tygodni po porodzie. […] W porównaniu z tym nasze 52 tygodnie płatnego urlopu macierzyńskiego plus zaległy urlop to bajka.”
No oczywiście, że podany jest przykład USA, gdzie urlopu macierzyńskiego nie ma w ogóle. W końcu Stany Zjednoczone są przecież wzorem do naśladowania, a my to mamy jak pączki w maśle. Tylko myślę, że warto wziąć pod uwagę fakt, że USA jest jednym z trzech krajów NA CAŁYM ŚWIECIE, gdzie urlopu macierzyńskiego nie ma.
W każdym innym kraju (nawet w krajach trzeciego świata) urlopy jednak są i nie ma co się podniecać, że nam one też przysługują.
Nienawidzę, gdy ktoś mierzy wszystkich ludzi swoją miarą
Po prostu nie daję rady. Są kobiety, które dobrze znoszą ciąże i są takie, które rzeczywiście w drugim miesiącu potrzebują zwolnienia lekarskiego. I nie można do wszystkich zastosować jednej miary, oceniając wszystkie kobiet idące na L4, jako leniwe czy uciekające od obowiązków, bo to jest zwyczajnie mocno krzywdzące.
Zastawia mnie jeszcze co zrobiłaby ta matka, gdyby ona lub jakaś koleżanka, słuchająca jej rad, straciłaby ciążę w tym drugim, trzecim czy czwartym miesiącu. Nie mówię, że powodem byłaby wyłącznie praca, ale jaką można mieć pewność, że to nie była składowa? Ta, która przeważyła skalę i spowodowała utratę długo wyczekiwanego dziecka? Co zrobiłaby z tymi niedającymi spokoju wyrzutami sumienia?
Czy dalej byłaby taką zwolenniczką pracy do samego końca ciąży i czy dalej tak krytycznie oceniałaby wszystkie kobiety, które jednak dla dobra swojego i dla dobra swojego dziecka, postanawiają nieco zwolnić tempo swojego życia?
Prawa do zdjęcia należą do Felipe.
może i intencje autorka tego artykułu miała dobre. szczególnie patrząc na to od tej drugiej strony. od strony pracodawcy. no ale skoro jest takie prawo, to nie ma co mieć do kobiet pretensji, że z niego korzystają. i też nie jest tak, że wszystkie kobiety zaraz po założeniu karty ciąży biegną na L4. niektóre tak. inne natomiast rękami i nogami zapierają się, żeby pracować tak długo jak się da. ja bym chyba zwariowała, jakbym miała przez te 8 miesięcy siedzieć w domu.
Intencje może i miała właściwe, ale raczej nikogo tym artykułem nie przekona do tego, aby jednak kobiety dały sobie spokój z L4 i wróciły do pracy. Niestety nie tędy droga. Nie tym wszystkowiedzącym tonem.
A ja jestem właśnie jedną z tych kobiet, które od razu po zobaczeniu dwóch kresek na teście (i jeszcze usg potwierdzającym że małe serduszko bije) uciekła z pracy na zwolnienie. Celowo piszę „uciekła”, bo może moja praca nie jest bardzo ciężka i ją lubię, ale kierownik głośno komentujący moje mdłości (takie życie że w pracy też czasem się ma mdłości) i długie uciążliwe dojazdy do pracy, były jak dla mnie nie do przeskoczenia. Wolałam nie ryzykować i w spokoju przeżyć miesiące oczekiwania na córeczkę. Wybitnie nerwowo reaguję na stwierdzenie, że zrobiłam sobie przedłużone wakacje. To nie były wakacje, tylko świadomy wybór spokoju, zamiast codziennych pretensji że mam się ogarnąć i przestać marnotrawić czas pracy na wymioty.
I w mojej opinii bardzo słuszna decyzja. Nie ma co niepotrzebnie męczyć siebie i innych, kiedy jest alternatywne rozwiązanie. Szczególnie, że przy pierwszej ciąży jest zwykle sporo przygotowań, a przy kolejnych z kolei mamy już inne dzieci, którymi też się trzeba zająć – a sił wcale magicznie nie przybywa.
Oj balsam na moją duszę, że ktoś pisze to co sama bym najchętniej napisała. A już chyba najbardziej Twoje stwierdzenie z postu na fcb – żeby pozwolono w końcu ludziom decydować o sobie samym! Nie wszystkie kobiety pójdą na zwolnienie, ale też nie wszystkie będą pracować do 7 miesiąca. Czasem jest to ucieczka, czasem konieczność, grunt to w danym momencie znać swoje priorytety. A nikt za utraconą ciążę, spowodowaną stresem, odpowiedzialności nie poniesie, tylko matka. Więc napisałabym: wara od! 🙂
Dokładnie. Dobre rady zawsze się słyszy, gdy wszystko jest dobrze, ale gdy coś dzieje nie tak, to nagle nikt nie jest zainteresowany tym, aby wziąć odpowiedzialność.
A jakiegos linka do tego bełkotu można poprosić?
Pod pierwszym akapitem 🙂
Ja jednak nie popieram robienia czegoś tylko dlatego że „można”. Dużo rzeczy robić „można”, tylko co z tego?
To, że „można” jest tylko jednym z wielu argumentów, dlaczego „warto” pójść na zwolnienie.
Pisałem że jestem przeciw zwolnieniom które są brane tylko dlatego że można je brać. Inne argumenty uznaje, bo i nie ma do czego się przyczepić.
Ja w pełni rozumiem takie podejście i w sytuacji, gdy mam uczciwą relację pomiędzy obowiązkami i przywilejami, to tych drugich się nie nadużywa, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Jednak w Polsce nie ma takiej uczciwej relacji i dopóki będziemy musieli płacić takie podatki, jakie musimy płacić, nie dostając często w zamian nic lub bardzo niewiele, to ja się nie dziwię, że ludzie korzystają ze swoich przywilejów kiedy tylko mogą. Przykład idzie z góry, a jak wiadomo ryba psuje się od głowy.
Panie Kamilu,
zadał Pan pytanie kiedy skończy się ten „absurd bzdurnych twierdzeń”..? Otóż mam złe wieści. On się nigdy nie skończy. Jak (podobno) powiedział kiedyś Einstein; „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej”… I tyle w temacie… Pozdrawiam 🙂
Mam jednak nadzieję, że kiedyś chociaż ludzie zaczną się za takie teksty wstydzić i nie będą ich publikować 🙂
Święta prawda..
W obu ciążach pracowałam do 26 tygodnia. Tylko i wyłącznie dlatego ze czułam że wtedy nie „zarastam mchem”. To była taka moja granica gdy dawałam rade wstawać i pracować z przyjemnością. Co ciekawe- wciąż mi zwracano uwagę ze zaszkodzę dziecku i powinnam być w domu. No tak źle i tak nei dobrze. Uważam ze ciąża to trudny czas w życiu kobiety i jeśli ma potrzebę to niech siedzi na L4 od 4 tygodnia. Czemu zwyczajnie ludzie nei mogą się zając swoimi sprawami zamiast pouczać ciężarna.
Pierwszą ciążę straciłam. W drugiej poszłam na zwolnienie w 10 tygodniu (pracowałam w przedszkolu, więc moja zdolność do skakania, tańczenia, noszenia dzieci i asekurowania ich w czasie zabawy była raczej ujemna). Teraz też jestem w ciąży, ale nie dam rady pójść na zwolnienie wcześniej niż za 3 miesiące. I bardzo żałuję, bo gdybym mogła to już siedziałabym w domku z moim synkiem, ogarniając na spokojnie cztery kąty i relaksując się, tak po prostu. Macierzyństwo, to prawdziwe, a nie wyimaginowane, uzmysłowiło mnie, że nawet 5 miesięcy zwolnienia przed porodem nie jest w stanie naładować na zapas energią, która przy małym dziecku gwałtownie się kurczy – potem to tylko zapałki w oczy i w imię ojczyzny. Za nic nie chciałabym pracować do samego końca. W imię czego? Komfort mojej rodziny i mój jest dla mnie najważniejszy, a bezpieczeństwo fasolki to priorytet, który nie podlega dyskusji.
Na zwolnienie poszłam tydzień po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Pracy swojej nienawidziłam, poza tym – 12godzinne zmiany, nocki i weekendy, dźwiganie ciężkich towarów, praca praktycznie non stop na stojąco przed ekranem komputera (pracowałam na stacji paliw, na dodatek na autostradzie, gdzie ruch praktycznie ani na chwilę nie zwalniał). W zasadzie ciężka fizyczna praca była tylko pretekstem, żeby odsapnąć i nie musieć jeździć do pracy, które szczerze nie znosiłam.
Nie żałuję swojej decyzji i gdybym ponownie była w takiej sytuacji nie postąpiłabym inaczej. Nie chcę nawet pomyśleć o tym, co by się mogło stać, gdybym została w pracy i coś stałoby się mnie albo dziecku. Grrr….
Ja myślę, że to się tak dobrze niektórym mówi, bo akurat im nic się nie stało i one się dobrze czuły. Niemniej jak właśnie słyszę o takim systemie pracy, jak Ty opisujesz plus dojazdy, to dość słabo to widzę.
Warto tutaj dodać że Polska jest jednym z nielicznych państw które umożliwiają zwolnienie z powodu ciazy bez komplikacji „aby odpocząć ”
Jestem obecnie w trzeciej ciazy w UK- pracuje w szpitalu i tutaj nawet wśród pracowników służby zdrowia jest normą praca do 36-38tc bo żaden lekarz nie da zwolnienia jeśli nie ma ku temu medycznych podstaw (mdlosci ani senność takowym nie są w ich opinii )a każdej mamie zal tracić cenne dni macierzynskiego aby w ciazy brać je wcześniej niż to konieczne ..wiadomo lepiej spedzic ten czas z dzieckiem.
Jestem obecnie w 26tc i kolejne 10tyg będę pracować -mysle odejść tydzień lub dwa przed planowana cesarka ..
Początki ciąż znoszę tragicznie senność ,osłabienie ,mdlosci ,bóle żołądka -chętnie bym wówczas poszła na zwolnienie i około 17-18tc gdzie powoli wracały mi siły do życia wróciła do pracy no ale jak wspomniałam – mdlosci nie są powodem bo ciazy nie zagrażają wiec pracowałam normalnie (12h dyzury )
Pozdrawiam
A ja jestem jedną z tych mam, które pracowały prawie do końca. Na urlop poszłam na tydzień przed porodem. I nie, nie jestem pracoholiczką czy karierowiczką – pracę lubię umiarkowanie, za to nie lubię mojego szefa 🙂 Ale tutaj w Belgii nie chodzi się na zwolnienia, chyba że wymaga tego stan zdrowia. Miałam to szczęście, że ciąża przebiegała bez problemów. Żadnych. Nawet nie miałam mdłości. Nie oceniam innych mam, ale zgadzam się z autorką tamtego tekstu – niektóre z nas nadużywają zwolnień lekarskich. Ale to nie nasza wina, to system jest „chory” – pewnie gdybym miała ginekologa który zaproponowałby mi zwolnienie od początku a nie na kilka dni przed, to nie odmówiłabym.
Mój ginekolog na pierwszej wizycie powiedział mi, że moja wydajność przed komputerem (pracuję w korpo) i chęci do pracy w pewnym momencie będą równe zero. Jak już osiągnę etap spania na klawiaturze to mogę iść na zwolnienie 😉 Pomijając, że według BHP kobieta w ciąży może siedzieć przy komputerze tylko 4 godziny.
Ja poszłam na zwolnienie od 3 miesiąca ciąży, ciąży która byłaa mój lekarz prowadzący nie prowadzący nie chciał ryzykować. W s
A ja coś czuję że robi się niepotrzebny lincz. Kobita sama pisze o pewnej absurdalności sytuacji gdy przyszła mama dobrze się czuje i nic jej nie dolega ale robi sobie wakacje bo tak. I z taką absurdalnością jestem w stanie się zgodzić, bo to trochę jak np. z ustępowaniem miejsca ciężarnym, niezależnie od okoliczności, ale to nie temat na teraz. Pierwsza sprawa L4 to z założenia urlop chorobowy/niezdolności do pracy który powinien być udzielany z konkretnego powodu. Ciąża jako taka powodem nie jest czy się mylę? Okoliczności towarzyszące – rodzaj pracy, stan zdrowia itp. to już oczywiście inna sprawa. No i co w takim razie z zasadnością kontroli zusowskich skoro każdej powinien się urlop należeć a czy się decyduje to jej sprawą?
I tu się nie zgodzę. Ustąpić miejsca w komunikacji ciężarnej trzeba zwawsze bo stanie zagraża życiu i zdrowiu jej dziecka.
Zgadzam sie ze stwierdzeniem ze ciaza to nie choroba bo nia jest. W zeszlym roku urodzilam 1wsze dziecko w Holandii. Tu mamy w sumie urlopu 16 tygodni, min4 max 6 przed terminem, a potem reszta, czyli dziecko w wieku ok 14t zostaje pod opieka niani, dziadkow czy w zlobie. W ciazy moglam pracowac mniej, robic dodatkowe przerwy. Swoja droga ginekolga to chyba widzialam dopiero w szpitalu po porodzie (jakbym rodzila w domu to bym go w ogole nie ujrzała).
Z opowiesci wiem ze kobiety troche naduzywaja tych urlopow i jest to rzeczywiscie niedobre dla pracodawcy i innych kobiet, zwlaszcza singielek, bezdzietnych (ale podobna dyskusja moze sie toczyc na temat przerw palaczy, ile tak naprawde pracuja w ciagu dnia i jak sie to ma do niepalaczy…).
Czy jakbym mieszkala w Polsce, czy bralabym urlop w czasie ciazy? nie wiem, moze. Na razie wydaje mi sie zebym troche „zarosla mchem” jak to ktos ponizej napisal. Sledzac portale polskie mam wrazenie ze w Polsce troche sie chucha na ciazarne- pomijam przypadki gdy to jest konieczne, bo ciezarna sie zle czuje, sa predyspozycje do leżenia, ciaza zagrozona etc. W Holandii wiekszosc jezdzi na rowerze do samego konca i w ogole sa bardzo aktywne.
Owszem prawo jest jakie jest i podatki Polacy placa, ale troche to jest nasze podejscie, jak daja to biore, a z takim podejsciem nigdy nie ruszymy naprzod. Bo np wg statystyk bedzie ze 80% ciezarnych musi isc na zwolnienie juz w pierwszym trymestrze, wiec nie nalezy niczego zmieniac bo to jest konieczne. Ale ile z tych 80% tak naprawde potrzebuje/ musi isc na urlop? (% podaje bez zadnych zrodel, pierwsza lepsza liczba).
Znam dwa przypadki utraty i polamania płodu w wyniku jazdy na rowerze w ciąży. Ciężarne nie powinny jeździć na rowerze bo grozi to poronieniem, przedwczesnym porodem lub uszkodzeniem dziecka.
Jestem w 13 tygodniu i ciąży i mieszkam w Niemczech, tutaj trudniej niż w PL o L4, wiem, bo pierwszą ciąże odbyłam w PL. I „przesiedziałam” tą pierwszą ciąże w domu, teraz, gdy w drugiej ciąży musze pracować doceniam tamten cudowny czas, gdy jak miałam mdłości szłam spać, a nie do pracy, której zresztą nie cierpie. W Niemczech jestem typową Polką-sprzątaczką i to na umowie śmieciowej, więc L4 mi się nie należy, pani, która mówi o USA może im zazdrości, albo sama dzieci nie ma chyba. Tutaj latając z mopem nikt nie zwraca uwagi na to czy nie dźwigam za ciężko itd, mimo, że wiedzą że nie tak dawno poroniłam wcześniejszą ciąże. Ktoś powie” Nie pracuj jak nie chces” i tak ma rację, tyle że „za granicą” nikt się z Tobą nie patyczkuje i nikogo nie obchodzi czy masz pieniądze na odejście z pracy. Morał jest taki, że cieszcie się z tego co macie, bo nie jest tak źle w PL jak się Polakom wydaje 🙂
Współczuję w takim razie, ale też się dziwię ze tak trafilas. Tez tak jak Ty jedna ciążę i poród miałam w PL a druga w DE. I naprawdę i tu i tu się o mnie troszczono. Musiałaś trafić na bezdusznych ludzi skoro się nie przejmowali. A umowa smieciowa? Przypuszczam że w jakiejś polskiej firmie?
Artykuł tej Pani jest tak bezsensowny, że aż się dziwię, że poświęcił mu Pań tak wiele uwagi 😉 Wg mnie napisany tylko po to, żeby cokolwiek napisać. Nie zajmuje się zagadnieniem korzystania ze zwolnień w czasie ciąży z żadnej sensownej strony, same ogólniki i zero merytorycznego dyskursu. Chyba nikt Ameryki nie odkryje pisząc, że branie L4 z punktu widzenia pracodawcy nie jest korzystne. Tak samo jak fakt, że gdy kobieta czuje się dobrze i lubi swoją pracę to na L4 nie pójdzie. A jak ktoś bez maluszka pod sercem codzień zaciska zęby żeby do pracy pójść, raczej czym prędzej z L4 skorzysta. Szkoda, że Pani nie podjęła tematu np. od strony jak dobrze taką pracę pogodzić (z perspektywy kobiety i pracodawcy). Praca w biurze, jak nie byłaby lubiana przez ciężarną, zgodnie z kodeksem pracy nie powinna przekraczać 4h (przed komputerem). I tu się często robi problem, bo nieraz bez tego komputera obejść się nie da. I co wtedy? Iść do domu i zrobić połowę zadań (to czemu całą pensję?) czy siedzieć mimo, że się nie powinno. To jest dylemat, który ma pracująca przyszła mama i odpowiedzialny pracodawca.
Mam jedno dziecko. Poszłam na L4 w 7tc i to tylko dlatego że wcześniej lekarz nie chciał mi go wypisać nie wierząc, że się naprawdę źle czuję. Dopiero jak wylądowałam na IP odwodniona od wymiotów, mdlejąca i mega osłabiona dostałam zwolnienie. I byłam na nim do końca ciąży choć w ok 4 m-cu dolegliwości nieco ustąpiły. Ale po kolejnych 2 przyszły inne, bóle brzucha, kręgosłupa, skurcze, itp. Nawet przez chwilę się nie zastanawiałam czy robię dobrze czy źle, a może kto co sobie o mnie pomyśli. Pracowałam w handlu i fajnie było. Ale praca 7-21, od poniedziałku do niedzieli łącznie z nockami, dźwiganie, stanie, bieganie, nerwy, stres, wszystko w biegu, szybko i najwięcej za marne grosze nie były warte zdrowia mojego, mojego dziecka i nerwów. Nie po to płacę składki, żeby nie móc z tego korzystać. A w pracy sobie jakoś radzą, świat się nie zawalił. A poza tym, powiem Wam tak, gdyby mi albo mojej córce się coś stało ja bym sobie tego w życiu nigdy nie wybaczyła a po szefowej/kolegach/koleżankach by to spłynęło jak po kaczce, bo na moje miejsce jest dziesięciu. Tyle w temacie. Dziękuję.
Bardzo chciałam pracować aż do ostatnich tygodni ciąży. Ale udało mi się tylko niecałe 3 miesiące ze względu na ciążę zagrożoną. I pomimo tego, że wciąż jestem na L4 i moja aktywność ogranicza się wyłącznie do siedzenia w domu, już miałam niejedną sytuację kryzysową, i gdyby nie szybka interwencja lekarza, prawdopodobnie już urodziłabym wcześniaka. W 25. tygodniu! Zakładając, że moje dziecko w ogóle by przeżyło. Teraz zaczynam 30. tydzień, ale zdaję sobie sprawę, że mogę urodzić w każdej chwili. Jak w takiej sytuacji miałabym dalej pracować?
Pracowałam do końca 6 miesiąca. Ciąża przebiegała ok do czasu. W związku z siedzącą (8h) pracą przed komputerem i dojazdami z codziennym 3 km spacerem, coś zaczęło być nie tak. I to lekarz namawiał mnie na L4. Gdybym mogła, to pracowałabym do końca. Powiem tak. Ostatnie 3 miesiące przypadały latem, w tegoroczne koszmarne upały. Dziękowałam Bogu, że mam zwolnienie i nie muszę siedzieć w pracy na poddaszu bez klimy w ten upał. Chciałam wrócić po 4 miesiącach urlopu macierzyńskiego do pracy. Ale po przeliczeniu zysków i strat stwierdziliśmy, że będzie lepiej, jak zostanę w domu do końca. I myślę, że to jest najlepszy wybór.
Jak ja nie lubie tekstów w stylu „wakacje na koszt społeczeństwa” No sorry, ale przecież ta matka tez płaciła te podatki, więc tak jak piszesz, czemu ma niby nie korzystac z tego co jej sie należy? Ja całą ciążę czułam sie dobrze, więc mogłam pracowac, ale np. moja szwagierka przez całą ciążę była słaba, łatwo łapała infekcje, miała mdłości itd. Próbowała dalej pracowac, ale zwyczajnie nie było takiej opcji. Na szczęście nawet szef zrozumiał i nikt jej tego nie wypominał.
Zgadzam się z Tobą Kamilu, że autorka przegięła. Temat jest złożony i na każdy przypadek trzeba spojrzeć indywidualnie, bo każda ciąża to inna historia i nie można tu generalizować. Cieszę się, że dostrzegasz perspektywę pracodawców i to, jak nasze państwo jest opiekuńcze na ich koszt. Ja sama patrzę na problem z wielu perspektyw, jestem pracodawcą zatrudniającym ponad 20 młodych kobiet i sama jestem matką małego dziecka. W mojej firmie urodziło się w ciągu ostatnich 5lat siedmioro dzieci, nie licząc mojego. Wszystkie mamy wróciły lub niebawem wrócą do pracy, wszystkie korzystały w ciąży z l4. Praca stojąca, zmiany 12 godzinne, przebywanie wśród ludzi 12 godz nonstop w centrum handlowym, gdzie człowiek narażony jest na kontakt z zarazkami, stres i do tego musi jako doradca klienta być zawsze miły i uśmiechnięty, to nie są dobre warunki pracy dla ciężarnej. Ja to rozumiem. Żałuję tylko, że jako pracodawca nie mogę liczyć na wsparcie państwa i ponoszę duże koszty (l4 za pierwszy miesiąc i urlop za czas przebywania na l4 i urlopie w sumie płacę za ok. 3 miesiące nieobecności). W swojej firmie staram się tworzyć takie warunki, żeby moje pracownice mogły godzić po powrocie pracę z macierzyństwem i nie wymagam od nich bohaterstwa w ciąży, bo uważam, że choć ciąża to nie choroba, ale jest to szczególny czas, kiedy kobieta ma prawo to specjalnych przywilejów. Sama pracowałam do dnia porodu, ale jako właściciel firmy miałam możliwość dostosować czas i rytm pracy do swojego samopoczucia, a nie każdy tak ma.
Sam jestem pracodawcą, więc może stąd moje niecodzienne spojrzenie. Inaczej pewnie też bym wojował z wrednymi prywaciarzami 🙂 Tymczasem idea tego, że płaci się na niewykorzystany urlop w trakcie ciąży jest dla mnie tak absurdalna, że naprawdę brakuje mi słów na opisanie tego. Nie wiem kto to wymyślił, ale podejrzewam, że był to raczej błąd w jakiejś ustawie, którego nigdy nie poprawiono, niż celowe działanie.
Ja rowniez mieszkam w Belgii, gdzie kobiety pracuja „do konca” i nikt nie widzi w tym nic dziwnego. Oczywiscie jesli ciaza jest zagrozona to inna sprawa- wowczas mozna otrzymac zwolnienie od lekarza. Moze to tez skrajnosc, ale dzieki temu ciaza nie jest postrzegana jako „problem” przez pracodawce, bo wiadomo, ze kobiety nie bedzie tylko kilka miesiecy. A w Polsce- pamietam, jak stresowalam sie gdy mialam poinformowac swoja szefowa o pierwszej ciazy, bo wiadomo- pierwsza mysl- pracownik zaraz mi zniknie, chociaz ja pracowalam prawie do konca. No i niestety Polki same sa sobie winne. Ciaza to nie choroba, to cudowny stan, choc czesto z wieloma trudnymi momentami. Mysle, iz automatyczne pojscie na zwolnienie to naduzycie. Tym bardziej, iz w zwolnieniu L4 nalezy wpisac przypadlosc na ktora cierpi pacjentka. Jesli wiec pacjentka na nic tak naprawde nie cierpi, to jest to tez duze naciagniecie przepisow- nie ma czegos takiego jak zwolnienie na ciaze…
Pamiętam, jak przed zajściem w ciążę też wkurzało mnie, że kobiety obijają się przez tyle miesięcy, biorą zwolnienie bez potrzeby, itp. Dopóki nie zaszłam w ciążę… Oczywiście obiecałam sobie, że będę pracować do samego końca, a do porodu zawiezie mnie któryś z kolegów (pracuję z samymi mężczyznami). Taa… Po pierwszym miesiącu ciąży i ciągłej walki z sennością (to był jedyny objaw- mimo iż spałam po 8 godzin!) w końcu zasnęłam w pracy… z głową na biurku prezesa… Panowie zgodnym chórem kazali mi iść do domu. Serio- czułam się z tym źle, że już od początku nie idzie z moimi wyobrażeniami (haha, to był dopiero początek). I tak w 14 tc lekarz oznajmił, że zostanę mamą bliźniąt! Kazał mi kategorycznie iść na zwolnienie. Wtedy się ucieszyłam- lekarz mi kazał. Dzięki temu oszczędzaniu, mimo komplikacji doczekaliśmy 36 tygodnia! W drugiej ciąży popełniłam błąd 🙁 1 czerwca wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, a 4 lipca dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Po półtora roku nieobecności znowu w ciąży- całkowita wpadka! Postanowiłam, że nie będę brałam zwolnienia jak najdłużej, mimo iż czułam się fatalnie- zupełnie inaczej niż w pierwszej ciąży. Ale nie mogłam zostawić pracodawcy w szczycie sezonu i to zaraz po powrocie- tak czułam. Nasze maleństwo umarło w 11 tc 🙁 Nie wiem, na ile przyczyniło się do tego moje zachowanie, ale zadra w sercu zostanie do końca życia. Dziś tego błędu bym nie popełniła- źle się czułam, nie byłam pracownikiem na 100%- to do domu. Może wróciłabym w drugim trymestrze i byłoby w porządku. Dziś mogę tylko gdybać…
Moje najszczersze wyrazy współczucia…
Jeśli mogę się włączyć to dyskusji, uważam że autorka krytykowanego tekstu ma sporo racji. Jest to oczywiście kontrowersyjna opinia biorąc pod uwagę ideę państwa opiekuńczego, którym niby jesteśmy (mamy się stać?), a tak naprawdę w Państwie nikt się o nas nie troszczył i troszczyć nie będzie. Kwestia płacenia lub niepłacenia podatków przez przyszłe mamy i ich statusu majątkowego nie ma tutaj znaczenia. W Polsce jest za duża szara strefa i zbyt dużo przedsiębiorców oszukujących na podatkach, starają się więc też oszczędzać na pracownicach w wieku rozrodczym. Więc gdy przyszła mama 'wyczuje sytuację’ (wybaczcie proszę mamy, które nie węszą) i wie, że może wziąć L4 to robi to. Myślę, że w większości przypadków osób, które biorą te zwolnienia na całą ciążę (bo dlaczego nie?) dużą część stanowią takie właśnie mamy, które choć raz chcą skorzystać z dobrodziejstw 'państwa opiekuńczego’, bo nigdy nie miały okazji skorzystać z tego, że płacą podatki, bo wszystko trzeba załatwiać prywatnie (najczęściej te zamożne mamy) lub duża część, która zatrudnia się po to, żeby później w czasie ciąży i macierzyńskiego korzystać ze świadczeń socjalnych (te uboższe mamy). Myślę, że autorka tekstu chciała po prostu zwrócić uwagę na problem w podejściu polskich kobiet i pracodawców. Jest źle i nie będzie lepiej, jeśli bardziej zamożni będą pomijani w funduszach pomocy społecznej, bo niestety, kończy się to obniżaniem dochodów na papierze (Ci którzy mają jak, kombinują) i pozornym ubożeniem społeczeństwa. Kto za to płaci? Uczciwi obywatele. Pomijam zupełnie cześć mam z zagrożoną ciążą, mój komentarz odnosi się do tej drugiej części. Jak odróżnić jedne od drugich? Nie wiem. Podsumowując, drogie Mamy i Ojcowie, przytoczę stare powiedzenie: „Umiesz liczyć, licz na siebie”.
Autorka zauważa słusznie, że jest problem, ale ona za ten problem wini matki, co jest niezwykle krzywdzącym uproszeniem, bo to nie matki są problemem. Pracodawcy tym bardziej, bo dziwne, żeby pracodawcy bardziej zależało na obcej osobie, którą zdarza się dopiero co zatrudnił, niż na utrzymaniu swojej firmy na powierzchni (co z kolei często gwarantuje prace kolejnym dziesiątkom osób).
To z państwem jest problem i to państwo zmusza ludzi do takich działań. To ono wypycha ich do szarej strefy, co rusz zwiększając podatki. Niestety dopóki ono nie zmieni swojej polityki, dopóty ludzie będą starali się wyrwać wszystko co będzie im przysługiwało.
dla mnie ciąża to ciężka choroba przenoszona drogą płciową 🙂 serio. pierwsze 3 miesiące samopoczucie fatalne (wyniki za to doskonałe), bałam się jeździć samochodem, zasypiałam w pracy przed komputerem, miałam straszne migreny (jeszcze raz napiszę że wyniki doskonałe!). Mimo szczerych chęci i zamiarów nie dałam rady – musiałam iść na 2 tyg zwolnienia. Od 6 miesiąca poszłam na zwolnienie (moja praca niestety należy do bardzo stresujących- miałam po prostu dość) od 7 ciąża zagrożona, leżenie, regularne wizyty w szpitalu. No bajka po prostu. Gdyby nie ta „cudowność” ciąży pewnie już zdecydowałabym się na drugie dziecko – na chwilę obecną kolejne 9 błogosławionych miesięcy lekko mnie przeraża.
Wygłaszałam podobne mądrości dopóki sama nie urodziłam dziecka. Przez ciążę bardzo starałam się udowodnić wszystkim, że ciąża to nie choroba. Pracowałam normalnie, brałam zwolnienia lekarskie kiedy na prawdę były mi potrzebne. Dodatkowo miałam lekarza, który wychodził z podobnych założeń i nie wypisywał zwolnień. Bez powodu. Zwłaszcza, że ciąża przebiegała książkowo. Jednakże mój lekarz nie dopatrzył się powodu do L4 nawet kiedy ledwo chodziłam, bo zmiana środka ciężkości spowodowała, że latanie po schodach na stacjach metra było dla mnie mocno problematyczne, a droga do pracy była męką (autobus, metro, autobus). Finał był taki, że dłuższe zwolnienie dostałam od… ortopedy i właśnie na nim (na tym zwolnieniu, nie na ortopedzie;)) urodziłam Zosię. Pawie dwa miesiące za wcześnie. Zakładałam sobie, że właśnie na te ostatnie dwa miesiące wezmę zwolnienie, odpocznę itp. A tu dupa. Teraz żałuję i powtarzam wszystkim, że nie ma sensu robić z siebie bohatera, zwłaszcza, że większość firm i tak tego nie doceni.
Reasumując – owszem ciąża to nie choroba, przynajmniej nie zawsze tak jest, ale nie stawajmy na głowie, żeby udowodnić, że można wtedy wszystko, bo czasem to się uda, a czasem możemy zostać niemiło zaskoczeni.
Kiedyś też tak myślałam, że wina kobiet. Na szczęście ogarnęłam się. Niestety w wielu zawodach ciąża to poważne ograniczenie, prawie każda kobieta ma jakieś dolegliwości. I niestety widać tu coś bardzo dziwnego, a mianowicie to kobieta kobiecie wilkiem. Wydawałoby się, że kobiety powinny mieć więcej zrozumienia, szczególnie te, które są matkami, a najczęściej jest inaczej. To kobiety mają największy problem z tym, że matki odchodzą na urlopy, że karmią w miejscach publicznych, że trzeba im ustąpić miejsca w autobusie. Widać to na przykład w dzisiejszym artykule na papilocie. Osobiście przeraża mnie to. Dziewczyny bądźmy solidarne… Trochę empatii…
A co do porównań do zachodu – na zachodzie jest inaczej, po prostu. Żeby takie porównania miały sens trzeba by zapytać te kobiety, czy to je tak bardzo cieszy że muszą pracować do samego rozwiązania?
Niestety każdą ciążę przechodziłam fatalnie. Zazdroszczę tym, co czują się dobrze. U mnie zawsze były ostre mdłości i zawroty głowy w pierwszych tygodniach. Nie przeskoczysz, bo nawet nie masz jak do pracy dojechać, a co dopiero w niej wysiedzieć 8 godzin!
„Bo my młode to teraz robimy z ciąży chorobę”. Tylko nasze mamy, które to mówią nie widzą, że one są z innego, silniejszego pokolenia. Kiedy nasze babki bolał brzuch, podrapaly się i dalej siekały buraki, a ja wśród swoich znajomych mam kilka par wśród których nie było poronienia, ciąży zagrożonej, albo porodu z komplikacjami. A mężczyźni, albo kobiety, które świetnie przeszły ciąże nie powinny wypowiadać się w imieniu ogółu. Mówię to jako kobieta, która pierwszą ciążę przeszła idealnie, a druga jest już nieco mniej bajkowa.
Dodałabym, że kiedyś było inne tempo pracy. I atmosfera w pracy też raczej inna, bo wszyscy mieli tak samo… Ja pracowałam do 7. miesiąca i nie dałabym rady ani chwili dłużej. Koleżanki krócej i dłużej pracowały, także to kwestia naprawdę indywidualna. Zdarzają się sytuacje, że pracodawcy wyganiają na L4, bo mają klarowną sytuację wtedy.
Każda z nas przechodzi ciążę inaczej. Ja w pierwszej odeszłam dwa miesiące przed porodem, bo momentami w trakcie podróży do pracy robiło niebezpiecznie słabo. Raz prawie zemdlałam w pociągu. Lekarz spytał, czy w obliczu tej sytuacji zamierzam ryzykować i któregoś dnia upaść ze schodów, czy na brzuch. To jeszcze pracodawca zrozumiał. W drugiej ciąży wcześniej pojawiły się inne problemy, ale nie mam obowiązku tłumaczenia pracodawcy mojego stanu zdrowotnego, więc oznajmiłam tylko, że odchodzę. Przed odejściem przy całym zespole powiedział, że wie, że ściemniam i że pewnie za tydzień będę wygrzewać się na plaży w ciepłych krajach. Oczywiście usłyszałam, że ciąża to nie choroba. Znając poziom wcześniejszych wypowiedzi na inne tematu nie wdawałam się w dyskusję. Szkoda było zdrowia, nie tylko mojego 🙂
U takich pracodawców lepiej uciekać jak najwcześniej. I tak nie docenią poświęcenia 😉
„Kiedy nasze babki bolał brzuch, podrapaly się i dalej siekały buraki” Jeśli ma pani możliwość polecam się spytać „babki” ile ciąż straciła. Bo może nie było tak bajkowo. Przynajmniej gdy słuchałem opowiesci rodzinnych dotyczących moich babć.
A ja po obydwu stronach rodziny jestem atakowana historiami kobiet, które „do samego końca były aktywne” A historię o tym jak babcia przed porodem sama sobie przyniosła węgla, żeby umyć włosy słyszałam non stop, dopóki nie przedstawiłam faktów ile moich koleżanek straciło ciąże. Być może dawniej kobiety tez wstydziły się o tym mówić. Może rzeczywiście nie powinnam się wypowiadać na ten ciężki temat w taki sposób.
Pomiędzy współczesnymi matkami, a tymi z wcześniejszych pokoleń jest sporo różnic. Obecnie kobiety znacznie później decydują się na ciążę. Moja mam urodziła mnie w wieku 22 lat. Ja o ciąży zaczęłam myśleć mając 29 lat. Przez wiele lat wcześniej nieprzerwanie stosowałam antykoncepcję hormonalną. Dlaczego? Ponieważ praca i kariera była dla mnie ważniejsza niż zakładanie rodziny. Uważam, że argument o naszych babkach nie jest zbyt trafiony.
Po prostu nie wierzę, że czytam taki artykuł na Blogu Ojcu. Jak można popierać wyłudzanie zwolnień?! Jak można używać słów takich jak „odwal się od przysługujących mi praw” w kwestii – powtórzę to kolejny raz – WYŁUDZANIA. Bo o tym właśnie pisze autorka artykułu. Nie pisze o kobietach w ciążach zagrożonych. Nie pisze o pracujących w miejscu, które wymaga czynności zagrażających ciąży. Nie pisze nawet o tych, które się subiektywnie źle czują, wymiotują, boli je, cokolwiek – pisze o tych, które idą do lekarza, i albo zmyślają sobie chorobę, albo wprost mówią „wie pan co, ja się czuję dobrze, ale wie pan, ciąża i tak dalej, słyszałam, że trzeba odpoczywać, a w ogóle to nie lubię swojej pracy i mam w końcu okazję poleniuchować, stan błogosławiony, blebleble – wystawi pan papierek…?”. Nosz normalnie się we mnie zagotowało, że można bronić tak obrzydliwej postawy. Może jeszcze zaczniemy bronić tych, którzy oszukują, żeby dostać rentę? Albo wyłudzają odszkodowania?! Ich motywów też nie znamy, a oni „korzystają z należnej im pomocy”… Ręce opadają.
Może gdybym dostawał COKOLWIEK w zamian za płacone podatki, to patrzyłbym na to inaczej. Ale w chwili obecnej jestem zdania, że każdy powinien brać to co mu przysługuje, bo to i tak będzie ułamek tego, co nam zabierają. Niestety przykład idzie z góry. I dopóki tam na górze nic się nie zmieni, to na dole też bym na to nie liczył.
Warto też pamiętać, że są przypadki kobiet, które też czuły się dobrze, a z powodu ciągłej pracy, miały w późniejszym okresie komplikacje lub poroniły. Uważam więc, że jeśli jest możliwość, to dobrze jest chuchać na zimne, bo rozchodzi się o życie naszych dzieci.
A więc uważa pan, że nie ma pan CZEGOKOLWIEK z płaconych podatków…
Już tutaj powinnam zaprzestać jakiejkolwiek dyskusji, ale jednak ostatni raz się szargnę. Nie wiem, jak ja to robię, ale ja mam bezpłatną opiekę zdrowotną (od przyszłego roku poza kolejką, wizyty najpóźniej w tym samym tygodniu, w którym wpiszę się na listę). Mam bezpłatne studia, które zapewniają mi większość materiałów. Przez 12 lat rodzice posyłali mnie do darmowej szkoły. Mój partner, kiedy był bezrobotny, dostawał od państwa pieniądze, a potem za pieniądze miasta odbył darmowy kurs, dzięki któremu dostał dobrze płatną pracę, za którą teraz byłby w stanie utrzymać nas oboje.
Państwo nie jest może najlepiej prowadzone, ale to moje państwo. Nie ukrywam, że mi pomaga. Mamy umowę – prawo. Nie łamię tej umowy i nie toleruję jej łamania przez innych. Jako przyszły lekarz obiecuję sobie, że nie będę nigdy popierać cwaniaczków wyłudzających świadczenia, które im nie przysługują, i z przyjemnością uczulę tym pięknym przykładem cwaniactwa moich kolegów z roku.
Żegnam.
Mamy szkolnictwo na poziomie, który marnuje większość talentów. Mamy studia, które w dużej części nie przygotowują do żadnej pracy. Mamy system zdrowia, w którym ludzie umierają, zanim doczekają się terminów. Dentystów, którzy leczą zęby w taki sposób, że po wizycie u nich, ma się dwa razy tyle problemów co przed. Mamy zasiłki dla bezrobotnych i całe urzędy pracy, które znajdują pracę mniej niż 0,8% – 1% ludzi w nich zgłoszonych (w to wliczone są już osoby dostające dofinansowanie na otwarcie własnej działalności, czyli rzeczywisty odsetek będzie poniżej 0,5%). Mamy emerytury, które sporej części emerytów nie pozwalają na samodzielne funkcjonowanie, mimo że przez kilkadziesiąt lat płacili grube pieniądze na ten właśnie cel. Mamy rencistów, którzy dostają renty czasowe, nawet jak nie mają nogi. Mamy policję i straż miejską, której zdarza się bić i zastraszać własnych obywateli. Mamy urzędy, które traktują ludzi jak śmiecia. Mamy autostrady, wybudowane za państwowe pieniądze, które należą do firm prywatnych i są jednymi z najdroższych na świecie. Mamy ZAIKS i inne stowarzyszenia, które zdzierają grube podatki z osób puszczających muzykę, a twórcom tej muzyki płacą grosze. Mamy też niemal zerowe wsparcie nawet dla największych sportowców, światowej wręcz klasy.
Jeszcze kilka rzeczy bym pewnie znalazł, ale to tak mi się pierwsze nasunęło. No i przy tym wszystkim, żadna z wyżej wymienionych instytucji nie ma na sobie grama odpowiedzialności i może zniszczyć każdego człowieka, jeśli tylko miałaby na to ochotę.
Niemniej rozumiem, że skoro tobie państwo robi dobrze, to jest cudowne i należy je szanować. Ciekawe podejście do życia.
Jeździ Pan samochodem? Czy Wie Pan, że drogi są budowane z podatków? I nie, podatki w paliwie nie wystarczają, szczególnie, kiedy kierowcy oczekują jeszcze darmowych miejsc parkingowych, najlepiej pod samymi drzwiami celu swojej podróży. A policja? Studia? Każdy miał wybór, co chce studiować, a i tak wiadomo, że oprócz wiedzy, potrzebne jest doświadczenie, ale to żaden zarzut wobec studiów. Twierdzi Pan, że podatki są wysokie? Nie, one są najwyżej średnie na tle Europy, choć niewłaściwie rozłożone, tzn. faktycznie regresywne – im ktoś biedniejszy, tym płaci w sumie więcej podatków (dochodowych plus VAT). Owszem, Państwo nie działa tak, jakbyśmy chcieli, ale to wina wszystkich tych, którzy narzekają na podatki i państwo, a sami nic od siebie nie dają i jeszcze popierają łamanie prawa. To przykre, że jako trzeci, czy czwarty wpis czytany na tym niezłym blogu, znalazłam taki właśnie tekst. Bardzo Pan nie ma racji.
Podatki w paliwie nie wystarczają? Zaskakujące i to bardzo. Szczególnie patrząc na to, że są one jednymi z najwyższych na świecie i nawet jeśli paliwo byłoby za darmo, to my dalej płacilibyśmy za nie ponad 3 zł za litr? To gdzie się te wszystkie pieniądze rozchodzą? Wydaje mi się, że znam odpowiedź i nie jest ona w najmniejszym stopniu zadowalająca.
Darmowe miejsca parkingowe? W Polsce? W centrum jakiegokolwiek miasta? To jakiś żart? 🙂
I nie, wina nie leży po stronie podatników i nigdy nie będzie tam leżała. Obwinianie obywateli za stan naszego państwa, jest jak obwinianie kobiety za to, że została zgwałcona, a ja osobiście nigdy takiej retoryki popierać nie będę. Ryba zawsze psuje się od głowy – nie w drugą stronę. Dopiero kiedy rząd przestanie trwonić/kraść zdecydowaną większość pieniędzy, którą otrzymuje – dopiero wtedy będziemy mogli mówić o sensownych zmianach w naszym kraju.
A że przykry jest fakt mojego sprzeciwu wobec socjalizmu? No cóż, jeszcze nie było przypadku państwa, w którym przyniósłby on coś dobrego.
Z tego, co wiem, to wcale nie mamy wyższych cen benzyny, niż inne kraje UE, a przecież za ropę wcale nie płacimy mniej. Poza tym mamy do zbudowania całą sieć dróg i ciągle je budujemy.
Tak, w centrach miast są strefy płatnego parkowania, tyle, że od 15 lat ustawa ogranicza ich cenę do 3 zł za godzinę, a potem wszyscy się dziwią, że nie buduje się podziemnych parkingów i miejsce trudno znaleźć. W tym czasie znacznie wzrosły ceny biletów autobusowych, raczej już nie ma takich za mniej niż te 3 zł, szkoda, że ci, których nie stać na samochód, albo nie chcą swoim postępowaniem zanieczyszczać miejskiego powietrza, muszą płacić więcej za wygodę kierowców. Poza tym przestrzeń w centrum miasta jest droga, ciekawa jestem ile by miasto sobie policzyło za dom o powierzchni takiej, jaką zajmuje samochód, zupełnie bezproduktywnie, przez kilka godzin.
Przypomnę, że rząd jest wybierany i niestety jest odzwierciedleniem społeczeństwa. To my ich wybieramy. A jak nie wybieramy, to tym gorzej. Można pojechać do takiej Somalii, tam pewnie nikt nie zabierze tyle podatków. Ja jednak wolę Skandynawię.
Skadynawia niestety jest socjalistycznym mitem, który właśnie upada. Państwo socjalistyczne nie ma prawa funkcjonować sprawnie i problemy krajów Skandynawskich idealnie to pokazują.
Jak upadnie, to uwierzę. Na razie bliżej do państwa upadłego Polsce, niestety i to Polacy jeżdżą tam do pracy, a nie odwrotnie.
Przede wszystkim jak kobieta w ciąży czuje się dobrze to jest większe ryzyko poronienia. Odpowiedni poziom progesteronu wywołuje mdłości. A z mdlosciami to się można porzygać a nie pracować.
Panie Blogerze,
zostałam wychowana tak, że staram się nie mówić do ludzi „odwal się”. Pan tak pisze do autorki tekstu. Słabe.
Również tak, żeby nie oszukiwać. A właśnie oszukiwaniem rozumiem pójcie na zwolnienie w ciąży, jeśli kobieta dobrze się czuję.
O innych Pana tezach (np. o urlopach macierzyńskich w krajach trzeciego świata) ani o tym, że myli Pan zwolnienie lekarskie brane BEZ powodu z urlopem macierzyńskim nie będę pisać.
Z poważaniem, Magda Kilkmowska
redkatorka naczelna Babyonline.pl
Ja zostałem wychowany tak, że jak ktoś z buciorami wchodzi do mojego życia i zaczyna mi mówić co mam robić, to mam pełne prawo go z tego życia wyrzucić. Nawet jeśli tylko metaforycznie.
Proszę mi też wskazać gdzie mylę zwolnienie lekarskie brane bez powodu z urlopem macierzyńskim i w którym miejscu nie mam racji co do urlopów macierzyńskich w krajach trzeciego świata. Z chęcią posłucham.
Jeśli ktoś mi powie, że nie mogę swojemu dzieciakowi strzelić w mordę/nie dać obiadu, bo stłukł wazon i dostał z polskiego 4, a nie 5, też nie dam sobą dyrygować i włazić z buciorami do swojego życia. To moja sprawa, a nie państwa, jak wychowuję dziecko.
A już absolutnie nie dam sobie wmówić, że nie należy mi się portfel i telefon tej nastolatki, którą mijam w ciemnej bramie. Kto ma mi prawo zabraniać robić z życiem, co chcę? Jestem silniejsza, więc mi się należy. Niech państwo (poprzez policję czy inne represje) nie włazi mi w życie z butami.
PS. Zaraz potem pójdę narąbać sobie drzewa do kominka w parku miejskim. No co, płacę podatki, podatki idą na park, to przecież nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Te drzewa są w praktyce moje.
Perfekcyjna logika 🙂
Moje życie, a życie mojego dziecka to są dwie różne sprawy. Komuś to jeszcze trzeba w XXI tłumaczyć? Podobnie ma się sprawa z nastolatką. Niestety porównania nie dość, że wyjątkowo kiepskie, to jeszcze nietrafione. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się drugi człowiek. Naprawdę tak trudno dostrzec tą różnicę?
Natomiast jak ma się wycinka drzew w parku miejskim do L4 branego w ciąży, aby zmniejszyć stres w swoim życiu i zwiększyć szansę na szczęśliwe rozwiązanie, to naprawdę już nie wiem. Zbyt wysoki poziom abstrakcji.
Na to czekałam 🙂
Widzi pan… pracodawca to też człowiek. Człowiek, który ma problemy z tytułu utraty pracownika. Jeśli ta utrata jest uzasadniona, cóż… wszyscy jesteśmy ludźmi, zdarza się. Trzeba zrozumieć chorego i cierpiącego. Natomiast jeśli ktoś tak robi, bo „kto mi zabroni”… to ja mogę przylać słabszemu, bo „kto mi zabroni”. Widzi pan, pan miał w domu ciężarną kobietę, z którą pan sympatyzował. Ja mam wielu kuzynów, wszyscy starsi i nieżonaci. Mają firmy. Mają pracownice, które zatrudniają, by po miesiącu je stracić i oglądać na ich kontach na fejsie wpisy w stylu „L4 and chill”. Są wkurzeni i czują się oszukani. Ktoś ich poszanował? Bo na pewno nie te kobiety.
Kobiety płacą podatki, to mogą? To ich pieniądze? Więc ja też płacę podatki, i mówię: nie, nie mogą. Te pieniądze są dla mnie tak samo jak dla nich, i wolę, by były dla mnie (i dla nich), kiedy będą potrzebne, bo – jak pewnie Pan wie – pieniadze z powietrza się nie biorą. Mam nadzieję, że przykład z parkiem i drzewami wystarczy. Czy czuję, że wyłudzacze wchodzą w moją wolność? Tak. Ja bawię się zgodnie z regulaminem placu zabaw i źle nie mam.
Zasłanianie się kulawym prawem jest bezcelowe. Żadne prawo nie jest idealne. To tak, jakby mówić, że jeśli nie istnieje prawo pozwalające mi mieszkać u sąsiada, to jest winą państwa, że się do niego regularnie włamuję i śpię na wycieraczce. Ale w sumie to problemu nie ma, bo przecież nie wchodzę mu do łóżka i nie wyjadam jedzenia, więc moja wolność nie wchodzi w jego wolność 🙂
Tylko, że pracodawca nie zostaje oszukany przez pracownika, ale przez państwo, które go do oferowania takich warunków pracy zmusza. W efekcie osłabia się pozycję kobiet na rynku pracy. Tylko ani winny temu pracodawca, ani pracownik. Sam jestem pracodawcą i mam mnóstwo znajomych przedsiębiorców – niektórzy z nich zatrudniają ponad 100 kobiet, z czego 5-15% bywa stale na macierzyńskim, więc dość dobrze wiem o czym mówię.
Tylko, że w ostatecznym rozrachunku – jaka to różnica dla pracodawcy czy pracownica pójdzie na L4 po miesiącu czy po pięciu? I tak pracodawca musi jej zapłacić za miesiąc L4. I tak musi znaleźć zastępstwo. I tak musi wyszkolić kogoś nowego. Gdzie jest więc ta wielka strata dla pracodawcy, spowodowana tym, że kobieta idzie wcześniej? Ba, ja wręcz słyszę często historie znajomych, które mówią, że to pracodawca je zachęcał do L4 – im szybciej tym lepiej, bo mógł się zająć od razu szukaniem i szkoleniem kogoś nowego, zamiast „inwestować” w pracownika, który i tak odejdzie na rok, może dwa.
„Te pieniądze są dla mnie tak samo jak dla nich, i wolę, by były dla mnie (i dla nich), kiedy będą potrzebne”
Chciałbym wierzyć, że tak by było. Naprawdę chciałbym. Niestety trochę lat już spędziłem na tym świecie i wiem, że taka sytuacja wydarzy się… nigdy. Państwo Polskie nie dba o swoich obywateli od wielu lat i ile pieniędzy byśmy im nie dali – oni zawsze będą chcieli więcej, a w zamian będą dawać wciąż to samo nic. Wiara w to, że jeśli przestanę brać, to oni przestaną zabierać jest więcej niż naiwna.
Niemniej nie zabraniam ludziom w to wierzyć i działać według tej reguły. Po prostu ja tak robić nie zamierzam, bo uważam, że relacja obywatel – państwo, powinna być relacją równoważną, a nie relacją, w której strona państwowa bez przerwy dyma obywateli. A dopóki ta relacja będzie wyglądała jak wygląda, to nie uważam, że jestem rządowi cokolwiek winny.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Szkoda, że po paru mądrych wpisach trafiłam na coś takiego.
Ad. 1 Jeżeli pracy się nie lubi, to się ją zmienia, albo nie narzeka, ale na pewno nie wyłudza od społeczeństwa zasiłków z tego powodu.
Ad. 2. Czyli znów by Pan obciążył społeczeństwo kosztami takich wakacji, jednocześnie narzekając na wysokość podatków? Nie widzi Pan sprzeczności?
Ad. 3 Zgodnie z prawem jeżeli praca jest zbyt ciężka dla ciężarnej, to pracodawca ma obowiązek przenieść ją na inne stanowisko, a jeżeli nie może, to zwolnić z wykonywania pracy. Tak, wiem, że w wyniku braku zaufania między pracodawcami i pracownikami oraz działań na zasadzie <> w praktyce trudno wyegzekwować takie zwolnienie. Tylko, że należy działać na rzecz egzekwowania prawa, a nie oszukiwać. Zresztą, jestem w stanie zaakceptować branie zwolnień z powodu trudnych warunków pracy, ale nie o tym była mowa. Mowa była o normalniej, nienadmiernie obciążającej pracy i kobietach, które biorą zwolnienie „bo tak”.
Ad. 4 Zostawmy już USA, ale naprawdę, nawet w Wielkiej Brytanii, w której Polki rodzą znacznie więcej dzieci, nie ma rocznego macierzyńskiego, ani możliwości pójścia na L4 jak tylko zobaczy się 2 kreski na teście. Może dlatego oni są bogatsi, że pracują, jak mogą. Żeby nie było wątpliwości – jestem za rocznym macierzyńskim. Sama mimo pierwotnych założeń, w końcu zostaję na cały rok, widzę, że to jest z pożytkiem dla dziecka, ale jeżeli chodzi o ciążę, to naprawdę l4 wynika ze wskazań, a nie widzimisię. Co więcej aktywność w ciąży jest zdrowa i wskazana, sama ćwiczyłam do samego końca i potem miałam lekki poród oraz szybko doszłam do formy.
Ad. 5 Nikt nie mówi o mierzeniu wszystkich swoją miarą. Istnieją konkretne wskazania medyczne do zwolnienia lekarskiego i wtedy nikt nie kwestionuje zwolnień. Sama ciąża nie jest takim wskazaniem. Takim wskazaniem jest oczywiście ciąża zagrożona. Jest też złe samopoczucie w pierwszym trymestrze, uczucie ciężkości w trzecim, ból kręgosłupa, jak również historia wcześniejszych ciąż. Co więcej ustawodawca poszedł ciężarnym bardzo na rękę – dostają 100% pensji na zwolnieniu, żeby się nie bały i brały zwolnienia dla dobra dziecka. Szkoda, że one tego nie szanują. Rzecz w tym, że jeżeli żaden z tych czynników nie wystąpił, to naprawdę nie możemy ewentualnego poronienia składać na karb pracy. W zdecydowanej większości przypadków, szczególnie w pierwszym trymestrze, przyczyną są czynniki genetyczne, na które nie mamy wpływu. Szczególnie się tym interesowałam, chcąc w pewnym stopniu zachować ciągłość trenowania również w ciąży. Są badania, które pokazują, że naprawdę, przy zdrowej ciąży lekki wysiłek jest nawet korzystny.
Ad. 1.
W cudownym i idealnym świecie na pewno zmienia się prace jak rękawiczki. Szkoda, że w takim nie żyjemy. Ciekawi mnie też czy skoro kobiety działające zgodnie z prawem (gdyby było inaczej, nie prowadzilibyśmy tej dyskusji) nazywasz wyłudzającymi pieniądze od państwa, to czy tak samo określiłabyś relację, w której państwo zabiera nam pieniądze na przykład na ZUS, których nigdy nie odzyskamy? Albo na NFZ, z którego nie korzystamy (niektórzy)? Albo na szkolnictwo, z którego nie korzystamy (niektórzy)? Albo na górnictwo czy jakieś inne bezpodstawnie uprzywilejowane zawody? W końcu to jest wyłudzenie oczywiste czarno na białym (w przeciwieństwie do tego, co robią te kobiety, które jak pisałem – mają legalne zwolnienie lekarskie).
Ad. 2.
Kosmicznie wręcz absurdalne jest twierdzenie, że powinienem dobrowolnie zrezygnować z przysługujących mi praw czy przywilejów, w nadziei (bardzo płonnej zresztą) na to, że w przyszłości państwo może się nade mną zlituje i przestanie mi zabierać moje ciężko zarobione pieniądze. To nie w tą stronę powinno działać. Niech państwo przestanie mi zabierać pieniądze, to ja przestanę od niego oczekiwać różnych rzeczy. Dopóki jednak mi zabiera – ja będę starał się odzyskać tak dużą część, jak to tylko możliwe.
Ad. 3.
Tylko skoro lekarz wypisuje bezpodstawne (Twoim zdaniem) L4, to czy powinniśmy się czepiać matek czy może jednak lekarzy? A co jeśli te wszystkie L4 wcale nie są takie bezpodstawne jak się niektórym wydaje i lekarze mimo wszystko wiedzą co robią?
Ad. 4.
Zauważ, że w takiej Anglii jest socjal na dzieci na takim poziomie, że matki nie muszą tam się po porodzie obawiać „co to będzie”. Mają więc święty spokój. W Polsce natomiast jaki jest socjal wszyscy wiemy – nikomu się nie należy, a jak się komuś należy to i tak na nic nie starcza. Państwo opiekuńcze w ustach rządu, to bardzo niesmaczny żart. Nic więc dziwnego, że Polki korzystają z tego dodatkowego czasu przed porodem, aby się do wszystkiego przygotować, zadbać o siebie i o dziecko czy zrobić cokolwiek innego, co większość matek „w zagranicy” może zrobić na spokojnie w pierwszych latach życia dziecka. Bo w Polsce na to szans nie ma i po rocznym macierzyńskim (który i tak jest od niedawna) trzeba wracać do pracy.
Ad. 5.
Jak pisałem wcześniej – nikt nie idzie na zwolnienie, bez wypisanego przez lekarza L4, więc otwartą pozostaje kwestia kogo za tę sytuację obwiniać.
Co do szanowania naszego rządu/ustawodawcy (bo mój kraj kocham bezwarunkowo), to podobnie jak szacunkiem do każdej jednej istoty na tym świecie – aby otrzymać szacunek, trzeba sobie na niego najpierw zasłużyć.
Kobiety nie raz domagają się zwolnienia. Jak nie dostaną, to idą do innego lekarza, często prywatnie, a jak wiadomo, u nas za pieniądze można zrobić wiele. Oczywiście, że jest to zarzut wobec lekarzy, którzy się na to decydują (nie prosiłam mojego o wczesne L4, ale on też parę razy wspomniał, że jak jakaś na widok dwóch kresek żąda L4, to jej nie da). Jest to jednak też zarzut wobec tych kobiet, które uważają, że coś im się od państwa należy.
Co do NFZ, to tylko przypomnę, że dziecko, które ta ciężarna urodzi, ma do 18go roku życia leczenie w Polsce za darmo. Chyba nie muszę mówić, ile kosztują wszystkie szczepionki, wizyty. Tak, wiem, że czasem są kolejki, czasem nawet nie udaje się uzyskać sensownego terminu i trzeba pójść prywatnie, ale nadal to, co dostajemy jest adekwatne do składek które płacimy, a są one jedne z niższych w Europie. Poza tym opieka w ciąży też kosztuje, prywatnie to kilkanaście tys. złotych, ja całą ciążę prowadziłam na NFZ i było ok, choć pewnie chciałoby się mieć więcej usg. Oczywiście młodzi, zdrowi mężczyźni myślą, że tyle płacą, a nic od państwa nie dostają – do czasu. W tym samym roku, w którym ja byłam w ciąży, mój mąż złamał nogę. Został zawieziony karetką do szpitala, tam jeszcze tego samego dnia miał operację, wstawioną śrubę tytanową, dzięki której już po 2 miesiącach wsiadł z powrotem na rower. Owszem, potem się czekało w kolejkach na kontrolę, ale trzeba pamiętać, że wcale tak dużo na służbę zdrowia nie płacimy. Zresztą nawet jak teraz Pan jest dość młody, to przyjdzie taki czas, że do lekarza będzie trzeba chodzić częściej, a nie będzie już pracodawcy, który w pakiecie da prywatną opiekę medyczną, ani własnej firmy, w której koszty wrzuci się taki pakiet.
Powtórzę raz jeszcze. L4 na ciążę nikomu nie przysługuje. Nie można w rubryce „rodzaj choroby” wpisać ciąża. Co innego, jak np. kobieta ma intensywne wymioty, albo ciążę zagrożoną, wtedy jest to podstawa do zwolnienia. Lekarze stosują różne sztuczki. Bóle kręgosłupa trudno jest zakwestionować, ale to nadal jest sztuczka i oszustwo.
No tak, nie starcza państwu na socjal, to my wykorzystamy go tam, gdzie nam się nie należy. Wtedy ci, co naprawdę potrzebują, na pewno się ucieszą.
Co do szacunku, na który państwo ma sobie zasłużyć, odpowiem cytatem „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”.
Pierwsze dziecko poroniłam. Po zabiegu wyszlo podejrzenie zaśniadu, co jest bardzo niebezpieczne i byłam pod stałą opieką lekarską. O depresji już nie wspomnę. Po miesiącu przebywania na L4 usłyszałam od kierowniczki, że zdezorganizowałam pracę działu (dział skladał się z kierowniczki, która przychodziła do pracy jak jej się chciało, zastępcy i mnie). Na wizycie potwierdzającej kolejną ciąże lekarz zapytał czy nie wolałabym odpocząć sobie w domu. Nawet się nie zastanawiałam i wzięlam zwolnienie z pocałowaniem ręki. Cała ciąża była podszyta strachem, że może coś złego się wydarzyć. Zdecydowanie wolałam mieć spokój i nie słuchać wrednych komentarzy i dobrych rad. Aktualnie cieszę się pobytem na macierzyńskim i przymierzam do szukania nowej pracy, bo do tamtej nie chcę wracać. A ze starej firmy nikt do dziś nawet smsa z gratulacjami nie przysłał, a pracowałam tam 7 lat. Oczywiście jak była kontrola i potrzebowali informacji to potrafili kilka razy dziennie dzwonić.
mam dwoje dzieci, podczas obydwu ciąż ginekolog dziwił mi się, że nie chcę zwolnienia 🙂 z tą tylko różnicą, że jestem ubezpieczona w krusie, pracować w gospodarstwie nie musiałam, ciąże były w porządku, ja czułam się dobrze, więc z jakiej racji miałam brać to zwolnienie? znajomi pukali mi się w głowy „aleś Ty głupia toż to darmowe 300zł/mies będziesz mogła kupić coś dla dziecka albo na ginekologa będzie” – niektórzy niestety takie mają podejście…
Ja właśnie zaczynam 37 tydzień, więc praktycznie cała ciąża jest za mną. Pracowałam bez przerwy do 25 tygodnia, a moja ciąża pomimo lekkiej anemii rozwijała się prawidłowo. Miałam to szczęście, że moją pracę da się wykonywać także zdalnie, więc nie zawsze musiałam być na miejscu w biurze. Niemniej nie ograniczało to stresu, częstych wyjazdów do klientów, wielu godzin w wymuszonej pozycji ciała. Na koniec dnia zwyczajnie padałam na twarz i przesypiałam wiele godzin. Wreszcie zmądrzałam i doszłam do wniosku, że nie można wypruwać sobie flaków. Nie ma ludzi niezastąpionych, zwłaszcza w sferze zawodowej, a pracodawca na koniec i tak nie doceni moich starań. Ja już zawsze będę tą osobą, której przez rok z okładem nie było w biurze.
Zdumiewające, że kobiet w ciąży musi bronić facet, a przecież to kobieta kobietę powinna rozumiec najlepiej. Niestety, tak nie jest – a ja nie jestem naiwna 😉 ja raz od pewnego znajomego usłyszałam, że „siedzę sobie na zwolnieniu za jego podatki”. Nie, nie za moje, bo ja pracując długi czas przed zwolnieniem niczemu się przecież nie przysłużyłam i nie nabyłam praw, aby pójść na zwolnienie jeśli tego wymagała moja sytuacja. Ale ponieważ nikomu nie muszę się tłumaczyć to po prostu zakończyłam tą znajomość, tym bardziej, że ów znajomy wiedział z jakimi problemami borykaliśmy się z mężem przy pierwszej ciąży. Cóż, moja sytuacja była skomplikowana, a ponieważ nasza córka przyszła na świat pięć tygodni przed terminem, druga ciąża od początku była uznana za zagrożoną. Miałam stresującą pracę, z której owszem, chciałam uciec i nigdy tego nie ukrywałam. Nie zamierzałam ryzykować zdrowiem swoim ani mojego nienarodzonego dziecka dla wyzyskującego i manipulującego pracodawcy, ani dla nikogo innego. Poszłam na zwolnienie w 3 mcu i bardzo się cieszę, że taką podjełam decyzję, bo może dzięki temu udało mi się donosić syna do 34 tygodnia i uchronić go przed skutkami skrajnego wcześniactwa. W pierwszej ciąży czułam się dobrze do 7 miesiąca, pracowałam prawie 6 miesięcy, ale nigdy nie oceniałam nikogo swoją miarą i nie obchodzi mnie czy jakaś kobieta idzie na l4 od razu po odczytaniu testu ciążowego czy dzień przed terminem porodu. A na bloga tej matki fanatyczki nawet nie zamierzam zaglądać, co by nie nabijać jej licznika czytelników 😉
Btw, bardzo ciekawy blog, natknęłam się na niego niedawno i nadrabiam wpisy wstecz. Pozdrawiam 🙂
Bardzo mi miło 🙂
Bardzo dobry artykuł. Ja przez te wszystkie komentarze czuje się beznadziejnie. Trzeci dzień jestem na zwolnieniu lekarskim bo nie byłam w stanie nosić ciężkich rzeczy i moja szefowa powiedziała, że jak nie jestem w stanie nosić to mam iść na zwolnienie. Zacytowalam to lekarzowi i on te zwolnienie wystawił. Źle się z tym czuję. Martwię się o sytuację finansową (nie mieszkam w Polsce i nie wiem czy nie będzie problemów z chorobowymi swiadczeniami). Źle się czuje jak mój narzeczony wraca z pracy, a ja kurzy nie staram bo się źle czułam. Wcześniej chodziłam do szkoły 8-15, do pracy 16-20/22 i w międzyczasie ciągle mam kurs prawa jazdy. Więc nigdy nie czułam się winna za niewyprane pranie czy nieumyta podłogę. Teraz każde niedopatrzenie w domu jest dla mnie powodem do zmartwień bo czuję się za to odpowiedzialna. Poza tym czuję się bezwartościowa, że po prostu siedzę w domu. ???
To nie jest po prostu siedzenie w domu, tylko opiekowanie się własnym dzieckiem. Stres na pewno w tym nie pomaga, więc dla dobra dziecka polecam odpuścić trochę prac domowych i zająć się bardziej sobą 🙂 W końcu po porodzie takiego czasu już zbyt wiele nie będzie, więc jak nie teraz to kiedy? 🙂
A czemu pranie, mycie podłóg i ścieranie kurzy ma być wyłącznie Twoją domeną? Narzeczony nie ma rąk? Przecież nie pierdzisz w stołek BO TAK, tylko przez bite 9 miesięcy użyczasz własnego ciała na jego dziecko, znosząc wszystkie „przyjemności” związane z tym stanem, to niełatwa i cholernie odpowiedzialna praca 24/7. Nie daj sobie zmówić, że to pikuś i powinnaś jeszcze jechać na szmacie w ramach rekompensaty za „lenienie się”.
Prosze pana, jestem zszokowana pana postawa. Mysli pan pewnie o sobie jako o wielkim sprawiedliwym, obronca uciesnionych matek polek..Jednak czytajac pana poglady odnosi sie wrazenie ze to homus sovieticus w calej okazalosci..Jak pan wogole moze tak doniosle wykrzykiwac ze branie tylko dlatego ze daja jest ok, jak pan moze usprawiedliwiasc oszustwo I kradziez (tak, dla mnie siedzenie w domu, symulujac problemy zdrowotne, pobierajac za to wyagrodzenie calymi miesiacami to zwykla kradziez) kierujac sie logika – nasze panstwo jest nieudolne, zemszcze sie wiec I tez nie bede fair. Nie wiem, oj naparwde nie wiem czy jest to myslenie I logika czlowieka moralnego I na poziomie. Wspomnial pan gdzies w komentarzu ponizej ze w Anglii to kobiety nie 'MUSZA’ krasc (bede swiadomie uzywac tego slowa) poniewaz maja duzy socjal I benefity. Oczywiscie zyl pan w Anglii, mieszkal, rodzily sie panu dzieci I wie pan jakie to sa wspaniale benefit,. Otoz zaskocze pana drogi panie. Anglia ten kraj gdzie ulice zlotem wybrukowane, ma rowniez wiele nieudolnych przepisow, wiele z nich zacheca do naduzyc, poniewaz zycie tu wcale nie jest takie lekkie a surprise surprise pieniedzy nikt nie sypie za nic nikomu z nieba. wspanialy socjal to mit. Ludzie ciezko pracuja na to by cokowliek miec a na dziecko dostaje sie zaledwie 90 kilka funtow miesiecznie. zapewniam pana ze za takie pieniadze nie kupi pan pieluch I jedzenia. Angielki jak I kobiety w innych krajach Europy, na co wskazuja komentarze innych emigrantek musza byc ulepione z 'innej’ gliny, wszystkie ktore kiedykolwiek spotkalam w jakiejkolwiek pracy, pracowaly do konca. TYlko takie zachowanie znam rowniez ze slyszenia. Czytajac o tym co dizeje sie w Polsce mam wrazenie ze opanowala tam ludzi jakas zbiorowa hipochondryczna hysteria. Powiem panu ze tylko Polki w Anglii znane sa z tego typu zachowan. 2 kreski na tescie I juz symulacje, unikania, robienie wszystkiego zeby tylko wykorzystac pracodawde. Czy naparwde mam uwierzyc ze w polsce kazda niby ciaza wymaga lezenia a juz w innych krajach europy niby nie? w polsce wszystkie ciaze zagrozone, kobiety nad wyraz cierpiiace a te ktore obserwuje w anglii od lat maja sie w pzrewazajacej wiekszosci ok? Otoz powiem panu ze trzeba nie miec zadnej moralnosci zeby wykazywac sie tego typu logika. fakt ze komus wystaje portfel z kieszeni I az prosi sie o chwycenie I wlozenie do kieszeni swojej nie oznacza ze powinnam to zrobic. tylko dlatego ze moge. Swietne przyklady podala jedna z kobiet wczesniej. Podatki ida na wspolne dobro nas wszystkich. Warunkiem dzialania tego w jakis logiczny I fajny sprawiedliwy sposob jest to ze nikt nie bedzie tego naduzywac. platne zwolnienia, pomoc w naglych wypadkach, jakiekolwiek zaplecze socjalne sa po to by korzystac z tego w naglych wypadkach a nie rzuacac sie na benefity jak zwierze do zloba kiedy tylko nadarzy sie okazja. wie pan czytalam jakis czas temu o bardzo polskim zjawisku ktory nazywa sie 'amoralny familism’ w skrocie I uproszczeniu to taka dulszczyzna I podwojne standardy. Dokladnie takie ktorych tak broni pan! no bo ja place podatki, jakim prawem mi je zabieraja? powinienem nic nie placic a mimo wszystko miec wiele zreczy za darmo. jak to ja place podatki I nie moge sie nachapac? ale to tak porzadnie zebym czul sie jak na hawajach. nie, darmowej edukacji, leczenia, wielu wielu rzeczy ktore sie w polsce bierze za oczywistosc nie docenie, bede rzadal wiecej a jak nie dadza wezme sobie calymi garsciami jak tylko nadazy sie okazja. a inni? co mnie obchodza inni. bo kradziez jest zla ale juz kradziez dla MOJEGO dziecka zla nie jest. Pani wczesniej podala przyklad drzew w parku, tak wlasnie te przyklady sa idealne – to nasze wspolne pieniadze. nie pana I zlego panstwa ktoremu moze pan czy pana zona wyrwac z gardla kiedy nadazy sie okazja. to sa wspolne pieniadze na ktore sklada sie kazdy podatnik I kiedy wszyscy zaczniemy 'wykorzystywac system’ gdzie popadnie tyllko dlatego ze sa luki, ze mozna to nie miejmy pretensji ze nasz kraj to miejsce w ktorym ciezko zyc… W Anglii kobiety nie wykorzystuja system uciekajac z pracy po zajsciu w ciaze z zadnego innego powodu jak ten ze nie przychodzi im nawet do glowy jak mozna tak zrobic. pytalam wielu, nie rozumieja czemu maja siedziec w domu jesli dobrze sie czuja I mowia ze przecie zto byloby oszustwo. Nie, po porodzie nie ma takiego raju jak w polsce, benefity nie leja sie drzwiami o oknami a macierzynski nie jest tak dlugi jak w Polsce. Wstydzilby sie pan wykrzykujac takie poglady. Dzieki normalizacji tego wstretnego sposobu myslenia – mi sie nalezy a moralnosc zostawie innym, potem mamy sytuacjie kiedy dziwczyny chcace zajsc w ciaze szukaja pracy tylko po to by 'wy**jac’ pracodawce I celowo zachodza w ciaze juz w pierszych tygodniach zatrudnienia. jest tych patologii bardzo wiele a skutek jak zawsze = placz potem I rwanie wlosow bo kobiet w wieku produkcyjnym nikt nie ztrudnia. podziekowac tylko takim jak pan, z tak krotkowzrocznym mysleniem, bez zasad, honour I jakiejkowliek odpowiedzialnosci. No tak, bo pomnie chocby potop.. Chcialam zapytac czy idac za pana tokiem myslenia czy fakt ze ktos mieszka chocby w Somalii czy Burkina faso cierpiac glod I nedze oznacza ze ma prawo okradac innych? bo moze, bo jest czasem pewnie okazja? czy tylko dlatego ze jest sie w stanie 'blogoslawionym’ mozna zachowywac sie niemoralnie I brac garsciami uwazajac ze ciaza I dziecko usparwiedliwi kazde nawet obrzydliwe zachowanie? czy wie pan ze moze te pieniadze ktore ida na zdrowa silna dziwczyne zeby sobie siedziala w domeczku przez 9 miesiecy moga byc zabrane komus kto bedzie tego o wiele bardziej potrzebowal? panstwo bowiem nie ma wlasnych pieniedzy, zeby dac zdrowej silnej panience ktorej nic nie dolega na siedzenie I relaks w domu musi zabrac z naszych wspolnych podatkow a tych naszych wspolnych podatkow po prostu zabraknie na czyjas emeryture lub lekarstwo na raka. No ale matka polka zawsze swieta. chocby po trupach ale zawsze swieta.
Hmmm… mam wrażenie, że trochę miesza Pan pojecie urlopu macierzyńskiego (który faktycznie nam przysługuje) z pójściem na zwolnienie lekarskie w ciąży. Zwolnienie z pracy w czasie ciąży nie przysługuje każdej ciężarnej, powinien je wystawiać lekarz, gdy stwierdzi niezdolność do pracy. Kiedy? Tylko, gdy jest chora, bo ciąża to nie choroba? Ano, zależy. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jak ciąża jest zagrożona, są jakieś poważne komplikacje, to na zwolnienie iść trzeba.
A gdy ciąża przebiega fizjologicznie? Zależy, jaka to praca, na pewno warto o tym z ciężarną pogadać. Będzie praca, którą spokojnie można wykonywać, będąc w ciąży, i taka, której się nie da, bo wiąże się z czynnościami w ciąży niezalecanymi (np. dźwiganie, szkodliwe substancje chemiczne). Teoretycznie pracodawca w tej drugiej sytuacji zapewnić warunki i stanowisko, które zagrożeniem dla ciąży nie będą, ale tu cóż, rozumiem, że czasem teoria i prawo swoją drogą, a życie swoją. Druga strona, to pewne „fizjologiczne” dolegliwości ciężarnej. Jedna będzie ciążę znosić zupełnie bezboleśnie, inna będzie się zmagać z wymiotami. Ja pracowałam przez 8 m-cy, praca nie była zbyt obciążająca fizycznie, a ja byłam z dobrej formie, czułam się dobrze, co się zmieniło w ostatnim miesiącu, kiedy to czułam się jak czołg 😉
Co do argumentów za pójściem na zwolnienie w ciąży fizjologicznej:
1) Żeby odpocząć, bo potem będzie ciężko. Serio da się przez 9 m-cy odpocząć na zapas przed całym macierzyństwem?
2) Dla bezpieczeństwa dziecka – to jest punkt, który wydaje mi się szczególnie ważny. Jeśli coś niedobrego się dzieje, to nie mam wątpliwości, że trzeba z pracy zrezygnować. Ale „na wszelki wypadek”? Za tą radą innych mam, własnej mamy czy babci kryje się pewnie wiele bolesnych historii i nieuzasadnionych wyrzutów sumienia na całe życie. Że dziecku nie było dane się urodzić, bo „za dużo pracowała”, bo „za dużo nosiła”, bo „za bardzo się stresowała”. Tymczasem ogromna większość poronień w I trymestrze ma przyczynę w przypadkowych wadach genetycznych dziecka (najczęstsza przyczyna) lub w niezdiagnozowanych wcześniej zaburzeniach hormonalnych mamy (II w kolejności), czyli pracowanie bądź nie nie miało tu żadnego znaczenia! Nie miało też znaczenia stresowanie się, sport. Generalnie w przypadku wad genetycznych mama nie mogła nic zrobić lepiej. Na matai pojawił się jakiś czas temu warty przeczytania wpis: http://mataja.pl/2016/02/cisza-a-potem-rozmawialismy-o-pogodzie-poronienia-tam-gdzie-tabu-spotyka-ignorancje/
Jestem aktualnie w 4 miesiącu i od 1 dnia 3 miesiąca jestem na zwolnieniu. Tabletki, zastrzyki, operacje, badania, USG 5x w miesiącu… po 5 latach starań pokazały się dwie kreski:) Czuję się dość dobrze, choć przez te wszystkie „tabletki” mam bardzo osłabioną odporność i łapię każde przeziębienie. Na zwolnienie namówił mnie mąż, znajomi i szef. Wszyscy mówili, że powinnam dmuchać na zimne… lekarz poparł to dmuchanie 😉 Ja natomiast nie czuję się komfortowo, mam wrażenie, że nie zasłużyłam na to zwolnienie i skoro czuję się dobrze powinnam chodzić do pracy., Mam wyrzuty sumienia i chciałabym wrócić do pracy, jednak wiem, że jeśli wrócę i coś się stanie, nie wybaczę sobie do końca życia.
„To jest wina państwa, które tylko udaje państwo opiekuńcze, a w rzeczywistości przerzuca sporą część socjalnego wsparcia na pracodawcę,”
Zgadzam się, że to wina państwa. Pańśtwa opiekuńczego, jakie niestety mamy. Jakże inaczej państwo opiekuńcze miałoby sfinansować wsparcie losowych ludzi, jeśłi nie z pieniędzy innej grupy ludzi (w tym wypadku pracodawców)? To właśnie jest państwo opiekuńcze, a nie żadne 'udawanie’. Państwo (opiekuńćze czy też nie) żadnych własnych pieniędzy nie ma, wydaje pieniądze innych ludzi. Zawsze.
„Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.” Margaret Thatcher
Właśnie o tym mówię.
Jestem kobietą i wstyd się przyznać ale ja przez całe lata pracy zawodowej na najwyższych obrotach też wygłaszałam niepochlebne komentarze o koleżankach, które były w ciąży i szybko szły na L4. No i słynne „ciążą to nie choroba”. Nawet jak koleżanka, która poroniła chodząc do pracy i z obawy o stratę kolejnego dziecka szybko poszła na L4 – w dalszym ciągu uważałam, że przesadza. W tym roku po 15 latach pracy i starań o dziecko w końcu zaszłam w ciążę. Założyłam sobie heroicznie, że pokażę babom jak powinien podchodzić do swoich obowiązków odpowiedzialny pracownik – i przez takie jak one – kobiety takie jak ja muszą wysłuchiwać negatywnych i stereotypowych komentarzy o pracownikach swojej płci. W 8 tygodniu zaczęło się moje piekło. Poważna anemia, na skutek krwotoków wewnętrznych. Codzienne tel do pracy, że będę później i zostanę po godzinach, bo nudności i wymiotów nie było końca. W pracy dopadały mnie okropne bóle brzucha. Zasypiałam nad papierami. W toalecie spędzałam masę czasu a potem musiałam nadrabiać pracę po godzinach. Praktycznie przestałam jeść, bo wszystko od razu zwracałam. Całymi dniami piję praktycznie tylko i wyłącznie sok pomarańczowy i zjadam jedno jabłko, bo tylko to przyswajam. Wszystko mi śmierdzi do tego stopnia, że wymiotuję. Jak idę do toalety to chustą muszę zasłaniać twarz i otwieram okna, bo nie mogę znieść zapachu własnego moczu. Choinka stała w domu kilka godzin, bo kazałam ją wyrzucić – nie mogłam znieść smrodu. Śpałam w osobnym pokoju, bo nie mogę znieść zapachu męża. O huśtawkach hormonalnych nie wspomnę. Zawsze uważałam się za twardą i jak widziałam płacząca rozlazłą babę w pracy to szlag mnie trafiał. Teraz płaczę na zawołanie kilka razy dziennie. Dosłownie dostaję histerii i cała się trzęsę. Przedwczoraj kazałam się wyprowadzić na jakiś czas mężowi, bo nie mogę znieść jego obecności – bez powodu. Teraz jestem w 14 tygodniu i od momentu jak zaczęły się moje dolegliwości schudłam 13 kg. Wyglądam jak cień człowieka i przestaję mieć nadzieję, że to kiedyś się skończy. Dzwoniłam wiele razy do koleżanek wypytując o to jak ich ciąża przebiegała. Żadna nie potrafi mi pomóc, bo nie miały takich dolegliwości. Jedna przy drugiej ciąży miała trochę mdłości. Mam wrażenie, że karma do mnie wróciła za to, że wszystkich brałam jedną miarą. Teraz mam ogromny dylemat, bo widzę, że nie daję rady w pracy i boję się, że narobię błędów. Jednocześnie nie chcę, żeby dziewczyna z którą się zastępuje musiała za mnie tyrać. Do tego widzę, że kierownictwo mi nie odpuszcza, bo są przyzwyczajeni, że tyram na najwyższych obrotach i rozpisali mi dyżury weekendowe do końca roku – trochę przykro mi się zrobiło, bo nawet w miesiącu, w którym mam rodzić dostałam jeden dyżur. Pomijam już to, że kobieta w ciąży nie może pracować w nadgodzinach. Jest mi źle, bo marzę o tym, żeby odpocząć tydzień lub dwa a na urlop nie mam co liczyć, bo są braki kadrowe. Jednocześnie nie chcę zawieść współpracowników i pokazać, że jestem obłudna, bo sama nie liczyłam się z kobietami w ciąży.
Kiedy słyszę/czytam słowa „ciąża nie choroba” dostaję czerwonych plam przed oczami. Oczywiście ze złości. Ktoś kto tak myśli i mówi o tym jest wielkim ignorantem albo…. nigdy nie był w ciąży. Ciąża to wielki wysiłek kobiecego organizmu by w zastraszająco szybkim tempie pomóc się rozwinąć i utrzymać drugie życie! To rozłożenie sił życiowych na dwa, organizmu który do tej pory nie miał takiego obciążenia. Dodatkowo, cały układ immunologiczny matki skupia się na obronie obcego białka które rośnie w jej łonie – stąd ogólnie osłabiona odporność i ciągłe infekcje. A najsmutniejsze jest to, że to właśnie kobiety nie potrafią zrozumieć drugiej kobiety i same sobie wytykają zawistnie właśnie takie „ciążowe” przywileje. Zwykła zawiść. I chamstwo.
Na mnie stwierdzenie „ciąża to nie choroba” działa jak płachta na byka, a tego określenia używają tylko ci, którzy nie wiedzą o co w życiu chodzi. W dzisiejszych czasach, gdzie o ciążę naprawdę trzeba czasem dosłownie walczyć takie powiedzenie jest nie na miejscu. Wiem, że w dalszym ciągu jest mnóstwo osób, które nie planują ciąży i w nią zachodzą lub po prostu planują ją z dnia na dzień i zachodzą w nią od razu, ale spójrzmy też na ilość par, które cierpią na niepłodność. Ja osobiście jestem jedną z tych osób i mówię otwarcie, że jak tylko udało nam się zajść w ciążę tak od razu bez wahania poszłam na zwolnienie, po to aby się nie stresować, odpoczywać i przede wszystkim nigdy nie mieć do siebie pretensji, że pracowałam gdyby cokolwiek złego się stało, teraz przynajmniej mam czyste sumienie, bo wiem, że robię wszystko, aby nasze dziecko urodziło się zdrowe.
Witam,
uważam, że okres ciąży jest bardzo indywidualnym okresem i każdy powinien mierzyć swoje siły i sam przebieg ciąży. To powinno determinować decyzję kobiety czy pójść na zwolnienie czy też jednak cały czas pracować.
Pozdrawiam serdecznie
Kobiety, które nigdy nie straciły dziecka, zachodzą w ciążę bez problemów, rodzą po kilka dzieci również bez żadnych komplikacji mogą sobie mówić, że ciąża to nie choroba. Proszę sobie rozmawiać z kobietami które poroniły co one czują. Jak każdego dnia płacze się po kątach z bólu. Jak będąc w kolejnej ciąży każdego dnia kobieta boi się czy wszystko jest dobrze, czy te plamienia to znowu początek końca, czy na kolejnej wizycie serduszko nadal będzie bić…No ale przecież ciąża to nie choroba…
Ja gdy się dowiedziałam o ciąży, poprosiłam pracodawcę o zmianę warunków, gdyż pracuję w sklepie ze zmianami 10-cio godzinnymi, cały dzień na nogach. Same robimy rozładunek towarów, itp Pracodawca powiedział mi, że nie ma takiej możliwości i mam iść na L4… Następnego dnia rozchorowałam się (covid) i niejako problem sam się rozwiązał. Później dostałam zwolnienie przez moje osłabienie po chorobie w połączeniu z dolegliwościami ciążowymi. Niedługo kończy mi się zwolnienie, a od kilku dni czuję się względnie dobrze i nie wiem co mam zrobić. Okłamywać lekarza, że mam dolegliwości, żeby być na L4 ? Toczyć wojnę z pracodawcą i narażać się na stres, który nie jest wskazany w ciąży? Co więcej za 2 miesiące biorę ślub i nie chcę mieć problemów, że niewłaściwie korzystam z L4..