Prawdopodobnie najgorsza rodzicielska wymówka dotycząca karmienia dzieci
Pisałem już o Danonkach. Pisałem już o coli. Dzisiaj napiszę o jedzeniu trochę ogólniej.

Pierwsze spotkanie z jedzeniem
Mamy dostęp do Internetu. Mamy dostęp do dietetyków i lekarzy. Jeśli nie wiemy co podawać dziecku, gdy ono dopiero zaczyna swoją przygodę z jedzeniem, wystarczy zapytać kompetentną osobę. I nie, nasza mama nie zawsze jest dość kompetentna. Nasza znajoma również. Zapytajmy kogoś, kto nie opiera swojego życiowego doświadczenia o jedno czy dwójkę dzieci. Zapytajmy kogoś, kto ma zielone pojęcie o tym, jaki wpływ ma jedzenie na zdrowie.
Nie popadajmy też w skrajności. Nie ma potrzeby zwalniać się z pracy i budować całoroczną szklarnię, żeby być „eko”. Gotowe zupki nie są złem ostatecznym i ich skład też bywa już bardzo przyzwoity.
Żadna skrajność nie jest dobra.
Jedna z najsłabszych wymówek jakie słyszałem
„Ale moje dziecko nie chce jeść nic innego!”. Wymówka wypowiadana wtedy, gdy dowiadujemy się, że jakieś dziecko nie je nic poza słodkimi napojami, słodkimi jogurcikami, słodkimi herbatnikami czy smakowymi chrupkami. Oczywiście ta lista produktów jest wygenerowana losowo, ale nie ma co się nad nią rozwodzić – chodzi ogólnie o produkty słodzone. Cukrem, syropem czy jakimś innym cudem typu aspartam.
Najlepsze jest to, że rodzic, który takie zdanie wypowiada, najczęściej jest świadomy tego, że wpycha syf w swoje dziecko. Inaczej by się nie tłumaczył, prawda? Wie, że mu szkodzi, ale i tak to robi, bo jego zdaniem to nic strasznego. Słodki smak jest jednak bardzo uzależniający. Podobnie zresztą jak smaki różnego rodzaju fastfood’ów. One też smakują wielu dzieciom. Zresztą jak mogłoby być inaczej, skoro wydano miliardy dolarów, żeby ta cudowna, wytworzona w laboratorium mieszanka miała smak doskonały? I wcale się nie dziwie maluchom, że jeśli spróbują tak intensywnych smaków, to „nie chcą jeść niczego innego”. Też bym nie chciał. Jestem jednak rodzicem i wiem, że to nie byłoby dobre dla mojego dziecka. Nie wierzycie, że nawyki żywieniowe rocznego dziecka, mogą doprowadzić do tragedii? Obejrzyjcie ten film:
Dlaczego dajemy dzieciom niezdrowe jedzenie?
Bo niezdrowe jedzenie jest smaczne. Czasami jest wręcz przepyszne. A zdarza się nawet, że jest cudownie idealne. Niezdrowe jedzenie, jeśli tylko trafimy na odpowiednie, potrafi zrobić z naszym podniebieniem takie cuda, że chcemy krzyczeć z rozkoszy.
Jako ludzie dorośli wiemy jednak, dokąd prowadzi niezdrowe jedzenie, jeśli wprowadzone jest na stałe do diety. Czy można to samo powiedzieć o dwulatku, który domaga się kolejnej porcji frytek?
Dodatkową zaletą niezdrowego jedzenia dla nas rodziców, jest to, że może służyć jako przekupstwo. Kupujemy hamburgera, czekoladę czy loda (w zależności od preferencji) i dziecko smutne/zdenerwowane/sfrustrowane, zamieniamy w dziecko szczęśliwe. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Czy to jest jednak dobra metoda wychowawcza, niech każdy sobie sam odpowie.
Najważniejsza zasada dotycząca żywienia dzieci
„Zadaniem rodzica, nie jest karmić dziecko, ale je odżywiać” – jak stwierdziła ostatnio jedna z czytelniczek i nie sposób nie przyznać jej racji.
To my jako rodzice, musimy dostarczyć naszemu dziecku odpowiednich substancji odżywczych, aby zapewnić mu zrównoważony rozwój. I jeśli my nie podamy mu niezdrowego jedzenia, to ono go nie pozna (przynajmniej nie przez kilka pierwszych lat). Nie będzie chciało frytek do każdego obiadu, ani podwójnej coli, a takie dobre nawyki żywieniowe wyrobione u dzieci, które dopiero poznają smaki i uczą się czerpać przyjemność z jedzenia, mogą później procentować przez całe ich życie (m. in. zmniejszając ryzyko różnego rodzaju chorób związanych z niewłaściwym odżywianiem się).
Na koniec tylko dodam, że ja osobiście staram się nie przeginać również w drugą stronę. Słodycze są może nienajlepszą podstawą diety, ale życie jest zbyt krótkie, żeby nie zjeść sobie czekolady od czasu do czasu 🙂
Prawa do zdjęcia należą do Joe.
Tak wlasnie jest, ze rodzice wyjscie do Mcdonalda czy innego fast fooda traktuje jako nagrode dla dzieci. WTF?? Dokad ten swiat zmirza, czy ludzie nie maja na tyle rozumu zeby sie zastanowic jak czesto wymienia sie tam olej, badz jakie miesa jest wkladane do tego hamburgera?
Jest cała gałąź przemysłu produkująca wyłącznie „smaki”. Dzięki temu nie ma znaczenia zawartość. Jeśli doda się odpowiedni smak, będzie tak samo „pyszne” jak na całym świecie.
Z drugiej strony, jak człowiek może oprzeć się smakowi shake?
Znów – normalnie, wystarczy ogarnąć, jak robione jest mleko krowie – przypominam – nie dla ludzi. Widok spuchniętych wymion i wyszarpywanych matce cielaków wsadzanych później do ciasnych boksów, gdzie nie mogą się ruszyć skutecznie odwodzi od pomysłu wspierania tych praktyk… Aha – i krowa nie daje mleka całe życie, musi być za każdym razem zgwałcona i urodzić cielaka, żeby szanowni państwo mieli swojego pysznego szejka…
Całe życie mieszkałam na wsi, 3/4 sąsiadów ma krowy i naprawdę, nie słyszałam większych bzdur 😉 Mleko „nie dla ludzi” to siara – przeznaczona dla cielaka – kiedy krowa karmi swoje cielę to jest oddzielana od krów „dojonych” dla ludzi. Gdyby krowa nie dawała mleka całe życie, to nie miałaby takich wielkich wymion 😛 Krowa daje mleko i nie potrzebuje do tego stymulacji hormonalnej, a wydojenie jej co wieczór jest dla niej ulgą. Nie wiem, kto Wam w tych miastach takich pierdół naopowiadał.
Bo w miastach tak się te krowy hoduje. To zę zyjesz na wsi to super, chwałą ci za to, ale widać, że kompletnie się nie znasz…
Wybacz, ale to co piszesz jest dla mnie stekiem kompletnych bzdur. I myślę, że jednak się trochę znam 😉 Naprawdę współczuję ludziom z miast, że dają sobie wcisnąć do głów takie głupoty. Btw. nie wiedziałam, że krowy można hodować w miastach, człowiek to się jednak całe życie uczy 😉
Czytam sobie dyskusję i nie odzywam się, ponieważ jeszcze nie mam dzieci. Wiem, że jak będę je miała to za wszelką cenę będę pilnowała ich zdrowego odżywania. Ale nie o tym chciałam pisać. Ja rozumiem, że każdy ma swój smak, gust i przekonanie i do talerza nikomu nie zaglądam. Każdy je co chce i nawet niech sobie o tym mówi, pod warunkiem, że dysponuje rzetelnymi i prawdziwymi informacjami.
Użytkownik ika_901 ma całkowitą rację. Tak się składa, że też wychowałam się na wsi, więc wiem co nieco o życiu tam. Nie będę już powtarzała co to jest siara, co się dzieje kiedy krowa urodzi cielątko. Ale powtórzę jeszcze raz, że krowa, koza i inne zwierzęta dojne dają mleko i nie potrzebują do tego stymulacji hormonalnej! I dodam jeszcze, że wydojenie krowy każdego wieczora jest nie tylko dla niej ulgą, ale jest obowiązkiem gospodarza. Jeżeli krowy się będzie doiło dostanie ona wtedy zapalenia wymion i wtedy dopiero zwierzę naprawdę cierpi. Jeżeli już chce się podawać jakieś informacje to polecam się dokształcić, najlepiej z jakiej bezstronnej encyklopedii. Ewentualnie pojechać na wieś i porozmawiać z rolnikiem lub zobaczyć wszystko na własne oczy.
Taka „nagroda” to była powszechna 20 lat temu. Teraz może już tylko wśród biednych. Mówię o polskich realiach oczywiście.
Prawda jest taka, że dzieci naśladują rodziców – jak rodzice odżywiają się zdrowo, to dzieci też będą. Więc może najpierw należałoby się przyjrzeć swojej diecie? A z cukrem i solą masz rację – mój synek, jak każde dziecko, lubi słodkie, ale jak dostanie zwykłą czekoladę, to jeden kawałek mu wystarczy. W domu jemy tylko gorzką 🙂 No i nie lubi chipsów, chociaż już kilka razy próbował jak widział inne dzieci objadające się tym…czymś. Nie przekonały go. Po prostu nie jest nauczony jeść niezdrowe przekąski. Bakalie są najlepsze.
A u nas najmłodszy potrafi zjeść miskę musli na równi z miską chipsów. I pod tym względem mamy z nim najwięcej „roboty”. Ale pracujemy już kolejny rok i jest coraz lepiej 🙂
Mój nie jadł za to frytek do trzeciego roku życia 🙂 Ale ostatnio polubił. Na szczęście w domu raczej pieczemy ziemniaki, a okazję, żeby zjeść prawdziwe, niezdrowe frytki ma rzadko.
Co z tego, że my jemy raczej zdrowo, jak moje dzieci nie chcą wziąć surówki do ust? Młodszy zje pomidora jak mu wepchnę, starszy akceptuje pomidory, kiszone ogórki i oliwki. I koniec. Najbardziej mnie wkurza jak nie spróbują, a mówią, że nie lubią. Czasem uda mi się namówić na spróbowanie czegoś i wygląda to tak:
Ja: i co, smakuje?
Synek jeden lub drugi: Mmmm… dobre.
Ja: Chcesz jeszcze?
Synek jeden lub drugi: Nie.
Ręce opadają.
Od kawałka ciasta raz w tygodniu albo frytek raz na dwa raczej nic się nie stanie, jeśli na co dzień dbamy o zdrową dietę i ruch.
Mój Tato nauczył mnie jednej rzeczy, no jednej z wielu: czytaj składy.
I jeśli już kupuję paczkę chrupek, to wiem co jest w środku i jem to świadomie – dlatego zdarza się to jedynie, gdy leci Liga Mistrzów 🙂
Za jeden ze swoich największych sukcesów wychowawczym uważam fakt, że KoCórka zdecydowanie preferuje wodę od innych napojów.
U nas z wodą dalej walczymy, ale wygrywamy 2:1. Zostało nam jeszcze jedno dziecko 🙂 I masz całkowitą rację – jeśli tylko się ruszamy, to nic nam się nawet od tabliczki czekolady nie stanie (no chyba, że jedzonej każdego dnia :).
My z wodą nie mamy najmniejszych problemów. Po prostu jak tylko dzieci zaczęły być dopajane (jak „zeszły z piersi”) to dostały od razu wodę. Soku spróbowały jak miały ok 2 lat (obydwaj). A teraz i tak są soki u nas zakazane bo starszy syn ma cukrzycę i soki służą tylko do podniesienia poziomu cukru w przypadku kryzysu
Własnorecznie robiony sok jest w stanie uleczyć z cukrzycy… Przypominam – węglowodany to duża grupa związków i biały cukier dodawany do sklepowych „soków” to nie to samo, co ten naturalnie występujący w owocach, którego nasz organizm tak bardzo potrzebuje! Jak się kupuje sklepowy szajs, to on może do tej cukrzycy doprowadzić i pogorszyć stan…
U nas też piją wodę… starszy chętnie też wypije herbatę ziołową (rooibos, mięta, rumianek, melisa), czy świeżo wyciśnięty sok). Młodszy niestety ma bardziej ograniczone preferencje: woda albo sok jabłkowy 100% w proporcji woda sok 2:1 😉 ale jest tak nauczony, że jak chce soku to każe dolać i wody. Ale bywa, że z gwinta też soczek pociągnie 😉 sok oczywiście ograniczam, to pytam: herbata czy woda. Odpowiedź: sok jabłkowy z wodą. Ja: Nie ma. Herbata czy woda. Odpowiedź: woda 😉
Ostatnio zrobiłam domowego kubusia. Wycisnęłam sok z pomarańczy i marchewek i to zblenderowałam z bananem i jabłkiem. Starszy wypił, młodszy pogardził. Woli sklepowego, którego mu nie dam hihi
Moi rodzice nieświadomie zrobili mi krzywdę na całe życie. Chcieli dobrze, ale… Urodziłam się bardzo mała i słabo rosłam, więc jakiś „lekarz” wpadł na pomysł, że poza mlekiem mamy powinnam przyjmować odżywki itp. cuda. No i jak miałam 2 lata przypominałam bardziej kulę niż człowieka. Całe dzieciństwo zmagałam się z otyłością, teraz mam 28 lat i wciąż jest to dla mnie duży problem. Mimo wielokrotnych prób zmiany trybu życia, diet pod okiem dietetyków dziecieńcych itd. nigdy nie uporałam się z tym problemem.
W zasadzie nie do końca wina rodziców, tylko lekarza. Gdyby mi lekarz takie coś doradził, dwadzieścia parę lat temu, zrobiłbym pewnie podobnie. I to jest najbardziej przykre, kiedy krzywdzi ktoś, kto powinien pomagać. Ja z otyłością się nie zmagam, ale jestem wręcz uzależniony od słodyczy i tego jak pobudzają mój organizm. I też z tym walczę.
ja 1,5 roku temu urodziłam malutką, niedoważoną dziewczynkę, która nie chciała jeść (a raczej „pić” mleka – ani mamy ani modyfikowanego) rada pediatry: odżywki, odżywki, odżywki, zmieniliśmy pediatrę, teraz mamy 1,5 roczną dziewczynkę „mieszczącą” się w siatce centylowej, bez odżywek, bez soczków, na zdrowych kaszkach orkiszowej i jaglanej, na wodzie itp.
lekarze byli, są i będą różni, świadomość rodziców się zmieniła – na szczęście
Nie mogę zrobić nic, jak tylko pogratulować 🙂
To nie jest takie proste. Od jednego loda czy ciastka dziecko nie umrze i to nie jest tak, że jak się mu da ciastko, to już nie zje nic zdrowego. To jeden z popularnych mitów na temat żywienia dzieci. Tak naprawdę najbardziej na słodycze rzucają się dzieci, które mają na nie całkowity szlaban. A nagle przyjeżdża babcia z tortem.
Dzieci naśladują też rodziców. Jeśli w domu na co dzień je się dużo mącznych potraw typu kluchy, pierogi, naleśniki, wszystko na słodko lub okraszone skwarkami i smalcem, jeśli na śniadanie je się frytki, a między posiłkami parówki – to jak to dziecko ma w ogóle wiedzieć, co to jest zdrowe jedzenie?
Druga rzecz, to przekarmianie. Mamusia wciska jogurcik, wciska słoik, wciska i wciska, bo jej dziecko za_mało_je. Co prawda dziecko wg siatek centylowychwychodzi na zupełnie normalne, ale za_mało_je, więc trzeba mu dać coś do jedzenia. Skoro nie chce zdrowych rzeczy, to się wciska Danonka czy inne gówno. Z czasem dzieciak się przyzwyczaja i je już tylko Danonki.
BTW moje dziecko nie lubi słodkiego. Słodycze się zdarzają w weekendy, przy gościach zwłaszcza, na deser i wszystkiego wolno jej spróbować. Spróbuje, nierzadko wypluje i zażąda pomidora czy ogórka. Także póki co moja teoria na temat tworzenia z zabronionej rzeczy owocu zakazanego, który kusi podwójnie, znajduje potwierdzenie w praktyce.
Moja koleżanka posiadała takowy szlaban na słodycze… Mówi, że przez to teraz nienawidzi czekolady i innyvh specyfików. Niektórym chyba takie coś się sprawdza.
My z mężem też nie jemy dużo słodkiego, można powiedzieć, że prawie wcale. Coś się zje w weekend, jak są goście, czy kawałek gorzkiej czekolady do kawy. Za to moje dzieci, zwłaszcza to młodsze (3,5 roku) jak widzi słodkie to się prawie ślini. Szuka po spiżarni co by tu zjeść. Sama nie daję im nic słodkiego (na wszelki wypadek mam jakieś bezcukrowe ciastka, lizaki czy cukierki z ksylitolem, czekoladę 70%), ale wiadomo, że czasem coś dostaną (mam jeszcze słodkie z Wielkanocy ;)) i to się zbiera. Okresowo wywalam pozostałości słodkiego. Nie mam nic przeciwko ciastku czy czekoladzie raz na 2-3 dni, ale moi to by zjedli całą paczkę jakbym im dała… jak idziemy gdzieś na urodziny to stoją przy stole i jedzą te syfy… ja teraz robię starszemu urodziny i na bank nie postawię żelków i chipsów i syfiastych napojów… mam w planie upiec mleczne bułki i babeczki czekoladowe.
O tak, przekarmianie, czy dokładanie między posiłkami to złooo! Zwłaszcza jak się podaje „zdrowe, owocowe” soczki, typu Kubuś. Owocowe? Owocowe! No to zdrowe! Sama kiedyś to piłam, ale już się opamiętałam. I oczywiście 100% racji, że to od rodziców dzieci się uczą prawidłowych nawyków. Przykład zawsze idzie z góry 🙂
Pamiętam jak gdzieś natrafiłam na historię ponad 30-kilogramowego 4-latka, który został tak „nauczony” przez rodziców, że w przedszkolu opiekunki nie umiały go zachęcić do jedzenia normalnych posiłków i jeszcze zostały ochrzanione przez rodzica, co one jego dziecku wciskają. Dziecko funkcjonowało na słodyczach i fast-foodach, bo przecież „mleczne kanapki” itp. reklamują jako zdrowe dla dzieci, a w hamburgerach jest przecież sałata, pomidor, a frytki robione są z ziemniaków…
To my kształtujemy nawyki żywieniowe dziecka zarówno tym, co mu podajemy, jak i tym, co sami jemy, bo najbardziej docierający do dziecka przekaz, to nasze postępowanie. Jeśli my się będziemy zdrowo odżywiać – nasze dziecko również, jeśli my będziemy aktywni – nasze dziecko także. Staram się być dobrym przykładem, ale nie wycofałam wszystkich mniej lub bardziej niezdrowych rzeczy ze swojego i rodzinnego jadłospisu. Jestem zdania, że od czekolady, ciasta czy nawet pizzy czy hamburgera nikt nie umrze, o ile będą się pojawiały w diecie we właściwych proporcjach do zdrowego jedzenia. Pozwalając na to z głową ma się szansę mieć nad tym jakąś kontrolę, bo nie czyni się z pewnych rzeczy „zakazanego owocu”, który jak wiadomo – kusi. 😉
Jak napisałem na końcu tekstu, całkowita banicja słodyczy też nie jest najlepszym pomysłem. Raz, że zakazany owoc, a dwa że to jednak jest zwyczajnie przyjemne 🙂
Zapraszam serdecznie na nasz blog TYLKO o zdrowym i dobrym jedzeniu dla niemowląt i całej rodziny.
http://alaantkoweblw.blogspot.com/
Słodycze są złe, ale życie jest zbyt krótkie, żeby nie jeść czekolady.- piękne zdanie 😛 Jestem miłośniczką czekolady (z rozsądkiem).
Ja zaczynam od siebie i staram się ograniczać niezdrowe jedzenie, bo skoro ja jem, to dziecko też będzie chciało.
Karmienie maluszka rocznego ” syfem ” – zdecydowanie NIE. Nie przesadzam jednak ze starszymi! Znaja smak wielu ” syfow” : frytki,cola,chipsy,soczki …… Znają rownież slowo NIE. Slodycze rowniez jedza,nie tylko od święta ,ale staramy sie o wlasne smakołyki …..choc popularne ciastka tez lubią. Nasze marzenia o cudownym zdrowym jedzeniu weryfikuje np. szkoła i koledzy… I lepiej jak z nami popróbuje ,bo wtedy jest szansa uswiafomienia czy warto ….. Brak kieszonkowego rowniez nie podziała ,bo inni poczestuja. A wowczas jest szansa,ze nasze dziecko bedzie podjadać za plecami ! Dodam, że moje dzieci maja wagę idealną 🙂 Lubią warzywa i owoce !!!!! Pozdrawiam. P.S. W czasie swiat,gdy chlopaki sa zasypani slodyczami , po prostu dzielimy sie z innymi np. oddajemy do swietlicy srodowiskowej ! P.S. Nie wiem czy wiekszego zła nie robi wpychanie w dzieci jedzenia!
Świetny pomysł z tym oddaniem części słodyczy do świetlicy środowiskowej, gdy dzieci nagle dostają ich na tony. Dzięki!
A co powiecie na 2-latkę, która je tylko chleb z masłem, makaron bez dodatków, pieczonego kurczaka, parówki, jeden jedyny serek waniliowy i pije tylko wodę? Na widok zupy płacze, warzyw i owoców w żadnej postaci nie chce, nawet nie wie jak smakują bo nie chce ich spróbować. Placki, naleśniki, kasza, kotleciki też odpadają. Jak zdrowo żywić takie dziecko? Jakieś wskazówki, rady, pomysły?
Mój syn za podstawę swojej diety uznał kotlet z kurczaka i surówkę z czerownej kapusty („tą fioletową”). I je to niemal codziennie od paru miesięcy. Dopiero teraz jak ma trzy latka, zaczyna też się interesować np. ogórkami czy pomidorami. Dzieci czasami już tak mają, że włącza im się „faza” i nic nie zrobisz. Nie walcz, ale spokojnie kładź przy nim, podczas posiłków też inne produkty, które wolałabyś widzieć w jego diecie. W końcu się nimi zainteresuje.
Ważne, że wśród rzeczy które wymieniłaś jest m. in. kurczak czy woda. Serek można by spróbować „zrobić” z jogurtu, a parówki zamienić na kiełbaski (wygląd podobny, ale zawartość lepsza).
Zawartość nie lepsza – cholesterol ten sam, nawet w większych ilościach… A cierpienie i śmierć to nie jest coś, czym powinno karmić się dzieci…
Mam podobnie z synem, z tym, że on ma 5 lat i z tego nie wyrósł. Je też tylko kilka produktów. Często pomaga terapia integracji sensorycznej, bo może to być spowodowane nadwrażliwoscią na smaki, zapachy, itp. Niestety, nie zawsze to pomaga. Najgorsze, że takie dziecko wogole nie chce nawet spróbować innego jedzenia niż te, które akceptuje.
Moj 2,5 tez tak mial. Jadl 5 rzeczy na krzyz – suchy chleb, suchy makaron, such ryz, nalesniki i owoce. I oczywiście słodycze to mógł jesc non stop, ale nie dostawal. Juz stracilam nadzieje, odpuscilam. Jadl co chcial (poza słodyczami) . Jak poszedl do zlobka, to tam przez pierwsze 2 miesiace jadl tylko suchy chleb i jablka 🙂 i tez nie chcial nic sprobowac. Co innego gdyby sprobowal i powiedział ze nie dobre… nie, wszystko bylo niedobre z zalozenia. Az pewnego dnia dostalam smsa ze zlobka, ze syn poprosil o zupe. Sam poprosil i zjadl. I zaczal jesc tam zupy, taz wiecej raz tylko sprobowal i odstawial. Potem mieso zaczal wcinav, ziemniaki, kukurydze… i zaczal w ogole probowac nowe rzeczy 🙂 uratowal nas spokoj i to, ze znalazl sie wsrod dzieci. Zreszta do tej pory jedzenie idzie mu lepiej tam niz w domu, no chyba ze moze jesc na swiezym powietrzu 🙂 bedzie dobrze, na pewno sie poprawi, trzeba podsuwac, proponowac, ale nie zmuszac.
Ja do tej pory byłam przekonana, że odżywiamy się zdrowo – jednak dopiero gdy u mojego 5 letniego syna zdiagnozowano cukrzycę dziecięcą wiem co to jest zdrowe odżywanie. Teraz muszę zwracać uwagę na cukry i uświadomiłam sobie jak bardzo napakowane są cukrem produkty dla dzieci!
Zgadzam się w stu procentach 😉 studiuję dietetykę i gdybym nie widziała badań, które zaprezentowała nam Pani Doktor, nie uwierzyłabym… Badania dotyczyły żywienia dzieci właśnie… Większość rodziców (szczególnie rodziców otyłych dzieci!) uważa, że dobrze i zdrowo odżywia dzieci… Proszę mi wierzyć- analizy jadłospisów były co najmniej tragiczne. Niestety wielu rodziców nie zwraca uwagi na cukier zawarty w napojach (w tym gazowanych), słodkich deserkach (w tym czekoladowych), bo zdrowe… bo nie słodycze… Myślę, że tekst tego postu jest jak najbardziej trafiony 😉 Pozdrawiam Autora i Czytelników 😉
A ja pozdrawiam komentatorów 🙂
Obecnie trzeba się naszukać, żeby trafić na coś w miarę zjadliwego… wszędzie cukier, a w sumie gorzej, bo syrop glukozowo-fruktozowy. Ostatnio szukałam owocowych jogurtów dla dzieci, żeby im dać do przedszkola i ciężko coś znaleźć bez syropu, w końcu kupiłam activię, bo ze zwykłym cukrem. Często słodziłam np. koktajl fruktozą, a ostatnio się dowiedziałam, że też nie jest zdrowa…
U moich dzieci jako zamiennik słodkiego fajnie sprawdzają się suszone owoce i do tego orzechy… ale w sklepach większość konserwowana, chociaż teraz coraz lepiej z dostępnością dobrych suszonych owoców. Przeważnie kupuję bio w sklepie internetowym, ale ceny są powalające :/
dokładnie cukier w cukrze posłodzony cukrem… a propo’s jogurtu mam propozycję- może jogurt naturalny i owoce? 🙂 akurat jest sezon- świetna okazja, owoce można zmiksować, albo rozgnieść widelcem, bo w sklepach często sama łapię się za głowę w poszukiwaniu jakiś w miarę zjadliwych produktów, z drugiej strony rodzice powinni zdrowo odżywiać dzieci, ale w reklamach trąbią z każdej strony, że każdy batonik, czekoladka i deserek słodszy od ula jest elementem zdrowej, zbilansowanej diety, a nie każdy ma czas i ochotę sprawdzać składy- zdarza się, że i biorę co popadnie (przyznaję się), bo stając przed miasteczkiem jogurtów w sklepie dostaję oczopląsu i moje oczy nie dostrzegają pisanego drobnym drukiem składu 🙁
Też o tym myślałam, nawet kupiłam szczelne kubeczki dzieciom do przedszkola właśnie na jogurt. Wczoraj dostałam świeże truskawki, więc spróbuję. Już robiłam lody ze zmiksowanych truskawek i banana, a drugie czekoladowe 🙂 szkoda, że czasu na to wszystko tak mało, a dzieciaki i tak często moich wymysłów nie chcą jeść 😉
tak, zdarza się, dzieciaki wolą smak bardzo słodki aż mdli, ale może jakieś gofry z płatków owsianych i do tego np jogurt naturalny, albo zmiksowane owoce? (jakieś kiwi, malinki- słodkie <3) albo może wymyślenie ciekawych nazw by poskutkowało? :O np. zielona zupa (krem) może być zupą szreka. Ja bym wtedy w tę stronę zmierzała 🙂 bo myślę, że gotujesz dobrze, a dzieci jak dzieci- usłyszą, że zdrowe… zdrowe= niejadalne 🙂
Jak byłam mała to nienawidziłam pizzy. Moi rodzice znali się z panią z przedszkola i raz, gdy musieli gdzieś pojechać, umówili się, że ona się mną zajmie. I po przedszkolu wzięła mnie na pizzę. Byłam strasznie zestresowana. Niemal wpadłam w panikę, gdy pytała mnie -Chcesz z serkiem? -Z szyneczką? -Z pieczarkami? Naszczęście rodzice przyjechali w porę i mnie uratowali 😀
Można właśnie się spotkać z opiniami, że człowiek ma od małego instynkt. I na przykład wiele osób nie cierpiało w dzieciństwie mleka z supermarketu, które jest przetworzone i zawiera nieciekawe rzeczy jak ropa, hormony pobudzające produkcję mleka, antybiotyki /w masowych hodowlach szaleją zarazki i trzeba je powybijać/ i w dodatku pełno pestycydów z pasz GMO (ja z tych ekooszołomów ;)), a potem się od niego uzależnia /mleko ma substancje powodujące, że cielak będzie miał ochotę je ciągle pić i być blisko matki-krowy, ale na człowieka też one działają.
Sama uważam, że ścisły weganizm powoduje braki pewnych składników i potrzeba niewielkiej ilości dobrej jakości produktów zwięrzęcych w diecie, ale np. na blogach wegańskich często można odnaleźć przydatne informacje, mimo że inne treści mogą wydawać się skrajnie dziwaczne. Zacytuję jeden z takich komentarzy:
„(…) Mój mąż też jest weganinem, ale ostatnio Jaśko zapytał nas o to, czy nie moglibyśmy kupić mu do ugotowania kurczaka, chipsów, coli i galaretki. Spytałam go o to, czy wie, z czego takie coś jest zrobione, galareta na przykład. Powiedział, że tak, ale chce spróbować, czy to tak naprawdę dobrze smakuje, że to ludzie jedzą. Kupiłam mięso i to wszystko pierwszy raz od 18 lat (mam 38, weganką jestem od 13), ale zrobiła mu je moja mama, bo nie wyobrażałam sobie tknąć padliny. Poszliśmy do niej,. Na stole już stał talerzyk z kotlecikiem, obok dwie miseczki – jedna wypełniona chipsami cebulowymi, druga czerwoną galaretką, na dokładkę jeszcze szklanka coca coli. Przekroił mięso, wziął na widelec, powąchał i powiedział, że nie da rady, bo to tak, jakby zjeść kolegów ze szkoły. Wziął miskę z galaretą. Na łyżeczkę nabrał mniej niż 1/4 sztućca i wziął do buzi. Chwilę potrzymał i poprosił o ścierkę i wodę. Wypluł, wypłukał. Powiedział, że smakuje okropnie. Teraz chipsy. Wziął małego i do paszczki. Zjadł. Powiedział, że słone, tłuste, ale jakby się zmusił to by zjadł. Do coli nawet nie podchodził, stwierdził, że przeraża go ten czarny kolor. A więc to my, rodzice, wpajamy naszym owocom nawyki. To my im wmawiamy, że chipsy są pyszne, galaretka słodka , cola orzeźwia a mięsko pysznie chrupie w panierce. Klara tylko raz poprosiła o czekoladę, zjadła kawałek i stwierdziła, że strasznie słodka i było jej po niej niedobrze (a kupiłam specjalnie taką najlepszą za 45 zł tabliczka). (…)” Podam źródło: (http://chooselife.pl/2013/05/14/nie-oklamuj-wlasnych-dzieci-edukuj-poki-masz-szanse-zwierzeta-nie-sa-do-jedzenia/)
Nie chciałabym, aby mój komentarz zabrzmiał jako atak. Wielu ludzi zupełnie nie ma czasu, aby choćby zainteresować się kwestią odżywiania. W sumie, toksyny są wszędzie. W warzywach i owocach także, choć może w mniejszych ilościach niż w pewnych innych produktach. A co dopiero mówić o fastfoodach itp.
Racja, że warto stosować zamienniki. A z czekolady wcale nie trzeba rezygnować ;D Można poczytać, jak zrobić mleko kokosowe (ma milion zdrowotnych właściwości), dorzucić kakao i miód w odpowiedniej proporcji i naprawdę można się zdziwić, jakie to pyszne ;D Lub też zrobić ciasto marchewkowe z wieloma rodzynkami, bez cukru, z odrobiną mąki pełnoziarnistej lub gryczanej (pełno przepisów w necie, można też poprzerabiać jakieś pod siebie). Można pobawić się w robienie sezamków itp. Same owoce też są fajne.
Często się ludziom wydaje, że wszystko jest zdrowo i okej, a tak naprawdę wszędzie glutaminiany, cukry, syropy, tłuszcze transe, polepszacze i te takie. Zresztą, MamaCukiereczka dobrze to określiła.
A to w sumie paradoks, bo wiadomo, że każdy by chciał dla swoich dzieci jak najlepiej, a i tak mnóstwo osób odżywia je kiepsko. Rzeczywiście, niezdrowe jedzenie to prostota w przygotowaniu, ale i prostota w zdobywaniu uczuć dzieci. Te wszystkie babcie, ciocie, wujkowie; te słodycze w prezencie na przywitanie. Jest tyle fajnych rzeczy, które można by zrobić dla przyjemności – poskakać na trampolinie, iść na spacer, basen. Jak się jest małym, to się jest tego spragnionym. Ma się energię i chce się skakać i biegać. A dorośli często nie mają ochoty na takie rzeczy, z kolei na niezdrowe jedzenie często się godzą. I potem ląduje człowiek wciśnięty w kanapę i nie może uwolnić się od śmieciowego jedzenia.
Moje spostrzeżenia mogą być dla kogoś zbyt skrajne i ok, nie mam nic przeciw. Każdy ma swoje granice zdrowego odżywiania i fajnie, że coraz częściej porusza się ten temat na blogach i nie tylko.
Ja na przykład wyleczyłam się dietą z astmy (ale to naprawdę długa opowieść). Są tacy, co z cukrzycy. Nawet z raka. Żarcie to szalenie ważny temat 😀
Wreszcie jakaś rozsądna odpowiedź. W wyjątkiem tego kitu, że weganizm nie jest w stanie zapewnić nam wszystkiego i potrzebujemy czegokolwiek od zwierząt. Nie potrzebujemy, właśnie dlatego weganie żyją (!) i to dłużej i zdrowiej niż zwłokożercy. (Halo, B12 jest produkowana przez bakterie, nie zwierzęta!) Co do czekolady – gorzka jest przecież wegańska, tak samo jak frytki czy popcorn – niczego sobie nie trzeba odmawiać 😉
A masz może strony z takimi przepisami, mam 9 miesięczną córkę dla której chcemy zmienić sposób żywienia.
Ja uważam, że najlepiej z dziecięciem ustalić, że słodycze może jeść nawet cały dzień, co dwa tygodnie. Myślę, że do tragedii by to nie doprowadziło, a słodkiego każdy i tak ma kiedyś dość – tym bardziej tyczy się to osób, które jako niemowlę nie było karmione słodkimi deserkami i soczkami, oraz osób, które słodyczy nie jedzą na co dzień.
U nas tak mamy, że słodkie rzeczy (bo zawsze się takie znajdą, a przecież nie wyrzucę :), jemy w weekendy. I dzieci i dorośli 🙂
Nie mam jeszcze dzieci, ale też mam taki plan, żeby słodycze tylko w weekendy/urodziny różne okazje dawać. Nie da się całkowicie uniknąć, ale chyba damy radę 🙂
Dorzucę swoje trzy grosze do dyskusji. Nadszedł dzień, w którym przestałam słodzić herbatę i pić jakiekolwiek napoje. Została woda, gorzka herbata i soki wyciskane z owoców. I jakie było moje zdziwienie kiedy po roku dostałam szklankę napoju. To było tak słodkie, że po łyku miałam dosyć! A słodyczy sobie nie odmawiałam.
Miałam też zapalenie żołądka – przestałam jeść smażone. I wiecie co? Już nie smakuje mi tłuszcz, choć wcześniej odżywiałam się tragicznie. Mocno tłustego dania po prostu nie zjem, bo to nic przyjemnego.
Generalnie też jestem zdania, że to rodzice powinni narzucać pewne zdrowe nawyki. U mnie młodsze rodzeństwo nadal je frytki, nuggetsy i sztuczne pierożki. Mnie szacunku w stronę jedzenia nauczyła choroba. A co musi się stać w ich życiu…?
Wielu ludzi tłumaczy sobie (i innym), że oni „walczą” ze sobą. Że próbują się zdrowo odżywiać. I mimo wszystko im się nie udaje. Dopiero kiedy przydarzy się nieszczęście i zachorują, są w stanie wywrócić swoje życie do góry nogami. Z dnia na dzień. Dopiero wyrok, który słyszą w lekarskim gabinecie ich uświadamia, że zmiana musi nastąpić dzisiaj, a nie jutro czy za miesiąc.
Oby udało Ci się przekonać rodzeństwo zawczasu, że robią krzywdę samym sobie.
Wielu niestety przejmuje się tylko przez pierwszy tydzień, a inni nie przejmują się wcale :/
Najsmutniej jednak patrzeć na te osoby, które już otrzymały diagnozę, już miały jeden zawał, drugi zawał, koronografię, rehabilitację i wróciły do domu…. i wróciły do złych nawyków.
Ja też się źle czuję po tłustych rzeczach, więc unikam. Ale mój mąż lubi sobie podmaślić 😉
herbaty czarnej nie piję wcale, preferuję zieloną, pu-erh, ziołowe (czystek, rumianek, melisa). Ostatnio kupiłam yerbę, taką oryginalną. Ale chyba nie dorosłam, nie do wypicia 😛
Nawyki z dzieciństwa mają niesamowitą moc. Jako dziecko jadłam gotowane wiejskie mięso, ziemniaki bez sosów, kogel-mogel (surowe jajo z kakao i odrobiną cukru) ogólnie zdrowe polskie jedzenie i jako osoba dorosła czerpie z tego profity. Nie kręcą mnie pizze, kupne słodycze, chipsów do ust nie włożę. Przykładam ogromna wagę do jedzenia w sensie żeby było bez konserwantów i tego wszystkiego o czym mówi autor i mam 40 lat i nigdy w życiu nie miałam kaszlu, kataru, nic, nigdy nie chorowałam, pomijam jakość włosów, paznokci, skóry i morfologia którą co 3 m-ce jako honorowy dawca mam badaną. Siostra ma 6 cio letnia córkę, którą karmi zdrowo, ile się nasłuchała że unieszczęśliwia dziecko bo nie daje słodyczy, chipsów itp. Dziecko przyzwyczaiło sie do smaków zdrowych, ogorki kiszone, kapusta, wołowina, ser i jest bardzo szczęśliwym zdrowym z mega mocnymi zębami dzieckiem, aha. Ważne co matka je w ciąży i jaki smak mają wody płodowe :). Siostra jadła non stop ogórki kiszone :):), ale niestety jak rozmawiam z matkami to słysze :no ale co zrobie jak lubi?; oj to tyle czasu zajmuje (czytanie składników), wszędzie jest chemia. Ot tyle miałam do powiedzenia. serdecznie pozdrawiam i ciesze sie że czytam czyjś artykuł i czuję się jak bym we własnych myślach przebywała :):)
Ciężka sprawa. Mam 3 miesięcznego malucha i już myślę czy dam radę wdrożyć w życie plan o jego zdrowym (w miarę) odżywianiu.
I tu kłania się fakt, że sama wraz z mężem żywię się tragicznie. Dzień bez coli to dzień stracony. Ciasteczka, jogurciki, maślane bułeczki… wszystkie gotowce pochłaniam w swojej diecie. Jak tu siebie zmusić do rzucenia złych nawyków?
Mi się udało dopiero, gdy poczułem się jak ostatni hipokryta, zabraniając dziecku czegoś co sam jadłem. A jedzenie jednak niesamowicie wpływa na dziecięcy rozwój i zachowanie.
Normalnie. Pierwsze dni bywają trudne, ale później uświadamiamy sobie, jak bardzo byliśmy uzależnieni od tych wszystkich ciast, batoników, pizzy (zauważmy, że najczęściej zawierają one produkty odzwierzęce). Sama walczę z uzależnieniem od Coli. Ale apetyt na wszelkie megasłodkie i megatłuste rzeczy z jednej strony mamy w genach – w końcu, aby przetrwać, człowiek miał ochotę na to, co było najbardziej kaloryczne, bo się najbardziej opłacało i dawało sytość na dłużej, oczywiście w dzisiejszych czasach to bardzo utrudnia nam życie. Prawda jest taka, że jeżeli rzeczywiście dostarczymy organizmowi tego, co potrzebuje, apetyt na te rzeczy… przechodzi. Po prostu. Jeśli jesz bardzo dużo (2000kcal to racja głodowa, dobra dla małego dziecka, poczytajcie sobie o tym) i oczywiście zdrowo, twój organizm ci ufa i ani nie potrzebuje już gromadzić tyle tłuszczu, ani nie każe ci tyle, za przeproszeniem, wpierdalać, bo wie, że i tak dostanie 🙂 Polecam kanały na yt, np. Freelee, ona mówi o tym szerzej 🙂
i to nie prawda że zdrowe jedzenie będzie droższe bo jak sie zajdzie do markety to się nie wrzuca już bez sensu wszystkiego do koszyka już nie kuszą pseudo promocje itp … 😀
No właśnie, o ile prostsze zakupy 😉 Wyżej w komentarzach widziałam żal, że ciężko znaleźć zdrowy jogurt z owocami. Dla mnie to jest bardzo proste – biorę pierwszy lepszy jogurt naturalny i pierwsze lepsze owoce 😀
Całe rzędy półek w sklepie omijam teraz szerokim łukiem, bo nie ma na nich NICZEGO zdrowego. A nie jestem jakoś specjalnie restrykcyjna, w zasadzie jedynym moim kryterium zakupowym jest to, że mam rozumieć wszystkie wymienione składniki. Dlatego najchętniej kupuję produkty jednoskładnikowe, nic nie trzeba wtedy sprawdzać 🙂
My mamy cukrzyka w rodzinie, więc coś słodkiego w domu misi być zawsze. I kusi 😛
Nie kupować, a z domu wszystko wywalić 😉 Przestudiować skład, mi się wtedy od razu odechciewa. Ja coli nie pije wcale, żadnych gazowanych napojów. Maślane bułeczki czasem sama piekę, szybko i prosto (ja robiłam z tego przepisu poniżej):
http://www.mojewypieki.com/post/buleczki-maslane-z-rodzynkami
Ja czasem myślę: a kupię sobie coś tam, raz na jakiś czas nie zaszkodzi, ale jak przeczytam skład to odkładam na półkę 😉 pamiętam, że w ciąży nachodziła mnie czasem masakryczna ochota na zupkę chińską (pewnie przez intensywny smak), nie wiem dlaczego, bo nie jem takich rzeczy. Ale przeczytanie składu zawsze mnie skutecznie odstraszało 😉 ale jak byłam młoda i głupia to różne świństwa się jadło niestety
Mój trzylatek wzbudził sensację na urodzinach mojej siostry,gdy 3 razy poprosił o kapustkę (też lubi tę fioletowa). W sklepie pokazuje owoce i warzywa,które są mniam. Owszem danonka od czasu do czasu też zje. Czekoladę,też. Coli i innych napojów nie pije bo ich w domu nie ma. Podstawowym napojem jest woda,kawa zbożową z mlekiem i kompoty lub soczki zrobione w domu. Chipsów nie zna. Babcie maja zabronione kupowanie lizaków.
Nie nie jestem ideałem,do niego mi daleko,ale się staram …
pozdrawiam 🙂
Brawo! Cieszy mnie głos rozsądku każdego rodzica, który dba o to by dziecko odżywiać i bierze odpowiedzialność za to co znajduje się na jego talerzu i co trafia do jego ust. Przez dość długi czas mamy na to wpływ na szczęście i przy odpowiednim poziomie zaangażowania możemy wykształcić w dziecku prawidłowe nawyki żywieniowe, które będą procentowały w przyszłości. Oczywiście nadejdzie moment buntu i chęci jedzenia tego co znajomi ze szkoły, ale na szczęście smaki zostaną w dużej mierze ukształtowane i nie ma raczej ryzyka, że jakaś grupa produktów zostanie mocno znielubiana 🙂
„fastfood’ów” – Powinno być „fast foodów”.
I nie powinno się odmieniać słowa Facebook. I pisać parenting. I zaczyna zdania od „i”.
? Można pisać parenting, można zaczynać zdanie od „i”, można odmieniać słowo facebook, ale NIE MOŻNA nadużywać apostrofów, bo aż mnie skręca, jak to widzę.
Jestem mamą,która wychodzi z założenia, że wszystko jest dla ludzi. Kacper ma 15 miesięcy i zna smak lizaka,czekolady,Kubusia,tortu,cytryny,cebuli… Nie dostaje tych produktów na co dzień,co tydzień czy raz w miesiącu, nigdy nie dostał kostki czekolady do ręki, nie zlizał całego lizaka (…) jednak poznał tę smaki ze względu na naukę co wolno i w jakich ilościach, co jest zdrowe a co nie. Kacper żywiony jest domowymi zupkami, świeżymi owocami i warzywami wg.ich dostępności,piję wodę niegazowaną-nie znoszę zdrowego jedzenia jednak zmieniłam nawyki bo macierzyństwa zobowiązuje. Za pewne w wakacje Kacper pozna smak loda jednak nigdy nie kupię go specjalnie dla niego,nie pozwolę mu na zjedzenie całego i raz w tygodniu. Wszystko wedle wieku. Do wszystkiego potrzebny jest rozsądek jednak nie róbmy z dzieci dzikusow-to je krzywdzi 🙂
Jestem szczęśliwą mamą dziecka, które nie tknie coli ani innego kolorowego napoju, który jest gazowany. Po prostu nie cierpi gazowanego. Słodycze uwielbia, ale staramy się nie trzymać w domu dużych ilości słodyczy. Zresztą dla niej słodyczami są owsiane ciasteczka z miodem robione wspólnie ze mną a deserem jogurt naturalny z truskawkami. Dajemy też zdrowe przekąski, np rodzynki lub żurawinę. Jemy dużo kasz, brązowego ryżu. Myślę, że dużo zależy od tego, co jedzą rodzice i jakie nawyki żywieniowe są w domu. Musi zmienić się myślenie i odżywianie rodziców. Na pewno wyjdzie im to na zdrowie – odkąd mamy dziecko jemy o wiele zdrowsze jedzenie. Oczywiście pozwalamy sobie czasem na gotowe słodycze lub frytki 😉
Więcej o jedzeniu dzieci pisałam jakiś czas temu http://gabistworkowo.blogspot.com/2015/06/jak-nie-wychowalismy-tadka-niejadka.html
Do roku życia moje dzieci nie znały smaku słodyczy. Teraz mają 4. Jedzą absolutnie wszystkie warzywa, owoce, mięso, nawet oliwki i krewetki. Nie pijemy nic gazowanego, nie znają smaku chipsów, nie jemy białego pieczywa. Tylko dlatego, że tych rzeczy po prostu nie ma w domu. Dzieci są chętne próbować nowych smaków, dlatego, że my, rodzice ich do tego zachęcamy. Nie podaję nic z kometarzem „pewnie nie będzie Ci smakowało, dzieci zwykle tego nie lubią” i nie gotuję ciągle tego samego, bo w taki właśnie sposób dzieci przyzwyczajają się do jedzenia na okrągło parówek i pomidorówki. Jemy wszyscy to samo, bo czułabym się królową hipokrytek, gdybym sama jadła fryki, a dzieciom wciskała brukselkę. Przykład idzie z góry. Nie przesadzam, bo dzieciństwo jest krótkie, więc jemy lody, czy słodycze, ale te też wolę zrobić niż kupić. Dziadkowie też zawsze pytają o zgodę i ustalamy, że dzieci mogą np. po kolacji zjeść jednego lizaka. Wszyscy są zadowoleni. Są ustępstwa, dlatego, że nie daję się zwariować. Jeśli dostaniemy zaproszenie na urodziny w McDonald’s pójdziemy na nie.
Prawda jest taka, że dzieci odżywiają się po prostu tak jak ich rodzice. Ciężko jest wytłumaczyć dziecku, że śmieciowe jedzenie jest złe, podczas gdy zagryzasz co drugie słowo czipsem.
myślałam, że w tej kwestii widziałam już wszystko, aż zobaczyłam jak tata karmi, na moje oko 6-7 miesięczną córeczkę frytką z maka
Z tym jedzeniem to masz rację… sama się nie raz łapię na lenistwie, gotując po raz enty parówkę i mówiąc, że nic innego nie zje – ratuje mnie tylko fakt, że do parówki wcina całego pomidora (albo i nie).
Słodzonych napoi, coli itp nie dostaje. Wciąż walczę o to z domownikami. Z serków, zazwyczaj wcina znanego Piątusia.
Każdego dnia walczę nie tylko ze sobą i swoimi nawykami ale również z lokatorami (czyt. teściową), która pomimo próśb i błagań, jak tylko nie widzę, wciska mu słodycze, lizaki, chipsy itp.
Syn ma alergię na kakao i gdy ktoś go częstuje przy niej cukierkiem z kakaem, a ja mówię, że nie może jeść czekolady, to wszyscy pytają „To co to dziecko je?”. Zazwyczaj teściowa odpowiada za mnie, że „nic mu właśnie nie dają” :O
Czasem nie mam już sił…
ps. Rozbawi Cię tekst, który usłyszałam od bliskiej osoby w rodzinie, że jak mu NIE BĘDĘ dawać słodyczy to się dziecko rozchoruje od tego!!
Biedne dziecko, takie będzie chore z braku słodyczy 😀 Normalnie skąd ludzie to biorą?! 🙂
zwrócę uwagę na to, że słodycz słodyczy nie równa. Lizak to sam cukier, a w takim danonku oprócz cukru są jakieś substancje odżywcze. Podobnie w zbożowych ciastkach. Uważam więc, że nigdy nie należy dać dziecku słodyczy, które oprócz słodkości nic w sobie nie mają.
Cukier cukrem – ja mojemu małemu łasuchowi często robię np. owsiane ciasteczka lub babeczki i poza owocami, które są naturalnie słodkie, czasami dosładzam lekko miodem (na szczęście mam dostęp do miodów z lokalnej pasieki). Na moje szczęście uwielbia owoce i niektóre warzywa, ale na słodkie to mu się oczy wywracają go góry nogami i walka bywa niełatwa. Słodkie jada, ale raczej z umiarem. Pracujemy nad tym – zaczęliśmy od samych siebie,
Słodycze przemyca przede wszystkim jedna i druga babcia („Ty to masz dobrze, bo masz babcie w domu i ci się dzieckiem zajmie” – oj zajmie, zajmie 🙂 )
Ale najbardziej nie przeraża mnie chyba ten cukier, ale wszędobylska chemia. Czytam etykiety i jestem przerażona. Staramy się robić wiele rzeczy sami, ale trzeba przyznać, że to czasochłonne i często kosztowne. Myślę, że jemy śmieci, bo tak jest łatwiej. Nie wiemy, co oznacza wiele tajemniczych nazw, które są w składzie. Ręce mi czasem opadają. Ale cieszę się, że świadomość społeczeństwa jest coraz większa. Najważniejsze to być świadomym tego, co jemy.
Moja 15msc Zuza jest totalnym nasladowca mnie I meza. Widzi, ze ppdjadamy warzywka typu seler,to I ona chetnie po niego siega. Jogurty naturalne bez niczego wcina az milo. Warzywa surowe do obiadu ciezko podac, ale wydaje mi sie ze kwestia trudnosci pogryzienia, a nie smaku. Robie za to muffinki z maki ryzowej z mixem warzyw lub placuszki ze szpinakiem, marchewka.itp. polecam ksiazke „Francuskie dzieci jedza wszystko” w ktorej przede wszystkim opisany jest wielokrotny proces podawaniu dziecku potrawy, aby w koncu sie przyzwyczailo 🙂
Aż sobie tej książki poszukam 🙂
Przekonałam swoje dzieci do picia wody, przekonałam do ciemnego pieczywa i makaronów z pełnego ziarna. Cukier ograniczyliśmy 🙂
Małe kroczki w dobrą stronę 🙂
Przyda się 🙂
Wszystko oj,zgadzam się,bo moje pierwsze dziecko chciało jeść. Drugie niestety ma zaburzenia karmienia,nie cierpi jeść i pic,nie lubi żadnego smaku. Ląduje na kroplowkach bo się głodzi choć głodu nie czuje,nieraz je 2razy na dobę,o 6 i 21. Trwa to juz rok. To loteria czy zje czy nie,żadnych reguł odnosnie posiłków,próbujemy wszystkiego, nawet ketchupu i niezdrowych parówek czy słodkich jogurtow mimo alergii na mleko. Raz zjedzony jogurt nie sprawdza się następnego dnia. Jak karmić dziecko,które niczego nie chce? Ono nawet nie grymasi tylko pokazuje ciałem ze nie jest zainteresowane. Podajemy jedzenie co 3h bez podjadania pomiędzy i nic, nie je po 12 h w dzień. Rozwój intelektualny i społeczny niepokoi,ale specjalisci każą czekać,na co,to nie wiem. Wiem tylko,ze mam autystyczne dziecko z cholernymi zaburzeniani karmienia. Autyzm można znieść,ale zaburzenia karmienia są tak silne,ze nijak ich nie wyleczymy,a żaden neurologopeda,psycholog,specjaliści z CZD od niejadkow nie pomogli,bo trafili na niestandardowy przypadek.Obym tylko nie zaglodzila dziecka,i nie było o mnie głośno w tchu. Szukam pomocy wszędzie ale nikt nie pomaga,bo karmienie to problem rodzica. Gdybym mogła zdecydować o sondzie do żołądka to juz dawno w spokoju uczylabym dziecko prawidłowego jedzenia i nie balabym się o odwodnienie i niedozywienie. Ale o tym decydują lekarze,którzy nie zdają sobie sprawy jaki to problem gdy dziecko ma zaburzenia a nie choroby. Bo choroby się leczy a zaburzeń nie.
Ja na przykład nie rozumiem zabraniania dzieciom jedzenia słodyczy, przecież wszystko jest dla ludzi! Jeszcze w dobie zdrowych słodyczy, jak np. lizaki MniamMniam – bezcukrowe, z fińskim ksylolitem zdrowym na zęby… Nie chowajmy dzieci w bańce 🙂
Jak najbardziej staramy się zdrowo odżywiać, czytamy składy produktów, kupujemy mięso najwyższej jakości- cielęcina, wołowina, jeśli kurczak to wolnorosnący bez antybiotyków i gmo, szynki naturalne itp. Nie uznajemy słodzików,syropu glukozowo-fruktozowego,margaryn, tłuszczy utwardzonych, proszku do pieczenia, spulchniaczy itp(jeśli coś sami pieczemy to nie po to aby ładować do środka syf)itd, itp.
Ale nie rozumiem jednej rzeczy! Dlaczego mamy nie jeść i nie dawać dzieciom słodyczy (tych lepszej jakości). Nie mówię o żelkach, lizakach,cipsach, chemicznych ciastkach ale dobra czekolada? nie gorzka- mleczna! (np. kinder czekolada nie ma nic złego w składzie i wiele innych, własne ciasta, kakao, od czasu do czasu lody, gofry, naturalne soczki i wiele innych.
Nie mówię już o odmawianiu przyjemności ale o samym zdrowiu. Wszyscy tak zbzikowali na punkcie cukru, glutenu itp a te rzeczy są wręcz potrzebne dla naszego zdrowia!
Nie wiem czy wiecie (zapytajcie dobrych lekarzy. Ja mam ich w rodzinie sporo i każdy mi pukał w głowę że pilnuję aby dziecko nie jadło cukru)
Cukier jest potrzebny przede wszystkim dla naszego mózgu aby prawidłowo funkcjonował. Nie przesadzajmy z tą ochroną …ze względu na co? na próchnicę? Największa marketingowa głupota…mycie zębów i dbanie , wizyty u stomatologa uwierzcie że wystarczą bez obsesji.
Moi rodzice mimo iż są wielbicielami dobrych rzeczy…i tych słodkich mają rewelacyjne zęby, łądne, oczywiście wszystkie swoje itd, ja również w wieku ponad 30 lat mam niewiele plomb i zero próchnicy, nie wiem co to jest kanałowe itp ale zawsze trzeba było myć zęby i chodzić na kontrolę do stomatologa- lakowanie zębów, fluorowanie itp. :)Nie dajmy się zwariować. To czego powinniśmy się bać to całąchemia, nawozy itd w naszych codziennych produktach…Mowa np. o zbożu (czyli chlebek)…Mało kto wie że rolnicy psikają zboże randapem aby przyspieszyc wyschnięcie zboża i umożliwić szybki zbiów bo kombajn już umówiony. A cała reszta owoców i warzyw pędzona czym się da, a mięsko …wszytsko faszerowane aby jak najszybciej urosło, było zdrowe…wymieniać można bez końca.
Dla mnie najzdrowsze zawsze będą produkty na których wychowali się moi pradziadkowie którzy dożyli razem ponad 90 lat…m .in ziemniaki, masło, jaja, mleko, cukier, chleb- produkty których teraz wszyscy się boją a bo utyje a bo cukrzyca a bo cholesterol…u mnie nikt nie miał nawet nadwagi:) Tyje się od dziadowskiego żarcia, przekąsek itp.
Osobiście bardzo ale to bardzo podziwiam siostrę mego narzeczonego. Mała ma 2 latka i nie lubi słodyczy, ani słodkich napojów (szok, prawda?). Soki pije tylko świeżo wyciśnięte bądź wodę. Ze słodyczy woli owoce i koktajle. Dla chcącego nic trudnego 😉 Tak się cieszę, że nie tylko ja mam taki pogląd 😉 Pozdrawiam! 🙂
A co mam zrobić Jezu moje dziecko mówi że jest głodne widać że chciałoby zjeść ale nie zje bo wszędzie są bakterie. Pani w zerowe tak dzieciom nawciskaly o bateriach i nie je nic, rozmawiałam z paniami twierdził że mówiły tylko o myciu rąk po wyjściu z ubikacji. Niby w ten dzień jak córka wróciła ze szkoły to jadła ale po dwóch dniach znowu zaczął się problem. Juz sama nie wiem jak do niej dotrzeć i jak jej to wytłumaczyć bo wszędzie są bakterie i w zupach czy piciach widzi czarne robaki.
Rodzice sami to robią własnym dzieciom i ja nie mogę tego zrozumieć. Koleżanka matka 4 latki która żywi się wyłącznie makaronem i rosołem oraz danonkami, parówkami, chrupkami oraz oreo. Dziecko je łyżkę rosołu może dwie i za chwile dostaje chrupki. Dziewczynka ma szarą cerę i ciagle choruje na górne drogi oddechowe, a jej mama zastanawia się dlaczego ma taka słaba odporność. Ja nie mam dzieci, ale od lat zwracam uwagę na to co jem i aż mnie skręca żeby na nią potrząsnąć i zapytać dlaczego truje własne dziecko olejem palmowym, cukrem i przetworzoną żywnością. No właśnie czy wypada nam przyjaciołom wtrącać się do karmienia nie naszych dzieci ?
A ja nie wiem co robić. Z ojcem dziecka jesteśmy po rozwodzie ale niestety mieszkamy razem więc wiem co się dzieje. Syn ma nadwagę i wszelkie prośby oraz rozmowy dotyczące zdrowego zywienia nic nie dają. W sytuacjach kiedy mnie nie ma syn dostaje pizze, colę, słodycze itp. Są sytuację że dziecko nie prosi o słodyczea a tatuś sam pyta czy synek nie ma ochoty bo akurat sam coś podjada. Co robić w tej sytuacji wiedząc, że ojciec nie dba o zdrowie własnego dziecka.