||

Monster High – zabawka czy zagrożenie?

Dzisiaj pierwszy wpis prawie sponsorowany. Sponsorowany, bo ktoś poprosił mnie o jego napisanie. Prawie, bo nikt mi nie płaci.

8185637322_5386d24837_o

Już prawie dwa miesiące temu, jedna z czytających mnie mam, poprosiła o zajęcie stanowiska wobec Monster High, czyli zmory wychowawczej części współczesnych rodziców. Jak się okazało, podchodzą one wg niektórych osób za „dzieło szatana”. Nawet w szkole są dyskryminowane: „Ostatnio koleżanka mówiła mi, że właśnie jej córce nauczycielka kazała zmienić piórnik bo na wizerunku były lalki z monster high.” Dzisiaj więc, przyjrzymy się temu bliżej.

Dzieło szatana

Monster High to lalki dla dziewczynek, stylizowane na fantastyczne i potworne kreatury. Mamy wampira, wilkołaka, mumię, ghula, syrenę, upiora, drakulę, zombie i całą masę innych, jeszcze bardziej abstrakcyjnych. Dla kilku i kilkunastolatek (myślę, że około 6-12 lat), są one doskonałe. Z jednej strony są to lalki stworzone specjalnie dla dziewczynek, z zachowaniem wszystkich dziewczeńskich cech, a z drugiej strony nie są już czymś miłym i przyjaznym, jak dotychczasowe pluszowe misie i lalki Barbie. Mają w sobie taki mały element buntu. Nie są czymś co rodzice łatwo zaakceptują. I przyznam, że pierwszy rzut oka na lalki wystarczył, żebym odkrył skąd się bierze sprzeciw rodziców. Znam to doskonale, bo ten sam pierwszy rzut oka, wystarczał dwadzieścia lat temu, żeby oceniać moje pokolenie grające w Mortal Kombat.

Źle ukierunkowany sprzeciw

Spotkaliście się kiedyś z opiniami, że jakaś śmierć, jakaś kradzież lub inny akt przemocy, spowodowany był grami komputerowymi? Grami fabularnymi? Przemocą pokazywaną na co dzień w telewizji? Programami typu Dlaczego Ja i Trudne Sprawy? Jakoś mało kto pokazuje, że to rodzice, koledzy czy nauczyciele mogli być winni (no chyba, że wina jest ewidentna). Wiecie dlaczego? Bo najłatwiej atakuje się tych, którzy nie mogą się bronić. Więc media raz za razem, kiedy tylko mają okazję, atakują te pseudonegatywne wzorce, przy głośnym wtórze środowisk katolickich. W efekcie ludzie boją się paść ofiarą kolejnej nowoczesnej mody, która tak łatwo może owładnąć umysłem ich dziecka.Najpierw bali się gier komputerowych, później telewizji, a  obecnie już nawet zabawek. Całkowicie tego nie rozumiem, bo niby do czego taka zabawka może zachęcać? Do picia krwi? Demolowania cmentarzy? Ożywania ludzi przy pomocy pioruna? Poważnie?

Obawa przed lalką

Skąd jednak bierze się ten strach? Czy jedna gra komputerowa lub jedna zabawka mogą całkiem spaczyć umysł małego człowieka i przemienić go w wyznawcę mrocznych sił? Wątpliwe. Nawet bardzo. Genezy tego strachu szukałbym raczej gdzie indziej.

Ludzie, którzy czują największy strach, są kierowani przede wszystkim niewiedzą. Dla nich każda nowa moda, to terra incognita. Można by oczywiście poznać swojego „wroga”, bo przecież nie żyjemy już w średniowieczu. Po co jednak to robić, skoro ktoś ma władzę, żeby siłą go zakazać? Prohibicja przecież zawsze przynosi najlepsze efekty. Siłowe rozwiązanie (w postaci zakazu) jest spowodowane również strachem, przed błędami rodzicielskimi. Ludzie boją się, że nie poradzą sobie jako rodzice lub już sobie nie poradzili i ratują się na każdy możliwy sposób, aby zachować dziecko od złego. Mają w tym trochę racji, oczywiście. Jednak tylko trochę. Zabawki trzeba dostosowywać do wieku dziecka, to prawda. Jednak sztuczne ograniczanie dostępu do świata zewnętrznego, może być szkodliwe. Zamiast ograniczać na siłę, przekonajmy nasze dziecko, że coś uważamy za nieodpowiednie i uzasadnijmy dlaczego. Zaproponujmy alternatywę. A jeśli nie potrafimy przekonać naszego dziecka, może to oznaczać, że największe zagrożenie znajduje się w naszych głowach i nie jest realne. Pamiętajmy też, że zakazy działają tak długo, jak długo kontrolę ma osoba zakazująca. Kiedy wasze dziecko pójdzie do znajomych, tam bawić się już będzie mogło wszystkim. Nawet mrocznymi lalkami.

Nie bez wad

Oczywiście Monster High, nie jest zabawką idealną. Zauważyłem jedną wadę, w porywach do dwóch. Nie w każdym modelu, ale w niektórych owszem. Chodzi mianowicie o ukazanie nastolatki, jako osoby ubranej bardzo skąpo i w mocnym makijażu. Ostatnio na kilku blogach pojawiła się dyskusja na temat seksualizacji dzieci (tutu) i mimo wielu kłótni, wszyscy zgadzali się co do jednego – należy uważać z przesadnym upodobnianiem się kilkunastoletnich dziewczyn, do kobiet. Te lalki w tym nie pomagają. Nie jest to jednak wada, którą zarzucam wyłącznie Monster High. Barbie jest pod tym względem jeszcze gorsza. Dlatego niezależnie czy wasza córeczka (lub chłopczyk #genderfreeblog), będzie miała słodkie czy mroczne lalki, uważałbym na obraz dziewczyn, jaki one kreują. Zabawka powinna być zabawką, a nie wzorem do naśladowania.

Drugą, nieco mniejszą wadą, bo to już każdy oceni według własnej miary, jest cena. Półtorej stówki za jedną lalkę, to mało nie jest. Nie mam nic przeciwko drogim zabawkom, ale mam też oczekiwania. Nie będę tutaj jednak dobrym sędzią, bo lalki nigdy mnie nie przekonywały – na drukarce wydrukuję cokolwiek, przyczepię do patyczka i mam lalki jak marzenie. Nawet do sklepu iść nie muszę. W związku z tym, że ja w targecie nie jestem i bawić się nimi nie bawiłem, jeśli ktoś ma wyrobioną opinię, to poproszę o kilka słów. Zwłaszcza te pozytywne będą mile widziane, bo chciałbym się zaskoczyć.

Zakazane zabawki

A wy? Macie jakieś zabawki, którymi zakazujecie się bawić dzieciom? Albo takie, do których przekonaliście dzieci, że nie są dla nich odpowiednie?

Prawa do zdjęcia nalezą do A.Raphael.

Podobne wpisy

0 komentarzy

  1. Gdy słyszę o dziele szatana zastanawiam się, kto wymyśla taki argument. To chyba takie wczorajsze: „bo nie”.
    – Kupisz mi lalkę?
    – Nie.
    – Dlaczego?
    – Bo nie!

    Dzisiaj zamiast „bo nie” wrzuca się tekstem „dzieło szatana”. Dzieła szatana dzisiaj to wspaniale przeprowadzone, nastawione na zysk akcje marketingowe skierowane w umysły dzieci i portfele dorosłych. Żaden szatan nie macza w nich palców, no, może taki, który się nazywa „komercja”. Identyczne poruszenie było również w temacie piekielnego kotka „Hello Kity”.

    teendadpl.wordpress.com

  2. Nie miałam nigdy fazy zakazu zabawy pewnymi zabawkami. Gdy monsterki nie były jeszcze popularne wydawały mi się brzydkie, potem nastał szał i sama kupiłam za zbyt duże (jak do jakości )pieniądze. Laki się po prostu rozpadają i trzeba je kleić. Synowi 10 lat temu kupowałam aktion man’y, ze szramami na twarzy oplecionych amunicją, wyciągarkami i milionem gadżetów przydatnych do różnych akcji, obecnie po „odchudzeniu” z amunicji to partnerzy dla monsterek. Nie widzę w nic złego. Córki (obie) bawią się nimi bez dopisywania chorych ideologii.
    Zauważyłam jednak pewną prawidłowość, każdy, kto nie ma nic do powiedzenia i nie jest zainteresowany komentuje negatywnie, najwięcej starsze osoby: „a jak my wychowywaliśmy…, a za naszych czasów…” oraz rodzice niemowląt: „nigdy czegoś takiego dziecku nie kupię, nie pozwolę na to mojemu dziecku”. O ile starym się nie przetłumaczy i należy olać, o tym młodszym można nosa utrzeć, tylko należy być cierpliwym i poczekać, aż oni będą mieli w domu nastolatka, wtedy można z politowaniem powiedzieć: „a całkiem niedawno zarzekałeś się/zarzekałaś się…”.
    pozdrawiam

    1. Byłem tam, widziałem to 🙂

      Po tym jak w towarzystwie kiedyś rzuciliśmy, że Monster High nam nie przeszkadza, otrzymaliśmy zimny prysznic z serii „jak możecie” i „my nigdy”. Minęły dwa miesiące, dzieci poszły do szkół, idziemy na imprezę urodzinową do jednej z córek owych rodziców i co widzimy? Impreza w stylu Monster High 🙂 Nawet komentować nie musiałem (choć „a nie mówiłem” miałem niemal wymalowane na twarzy 🙂

    1. To z Twojego linku, to wytwory tego samego szatana, na pewno 🙂 Grunt to dobrze się bawić z dzieckiem, a czym to sprawa drugorzędna 🙂

  3. Poszukiwalabym tu nieco innego aspektu tych lalek ktorego nalezy sie obawiac… wolalabym zeby moje dziecko przytulalo i bawilo sie lalka stylizowana na aniolka czy wrozke z mila usmiechnieta twarza a nie cos co przypomina upiora i moze obudzic w dzicko zainteresowanie sprawami ktore nie sa wcale dla dzieci …. poza tym uwazam ze cos zlego moze przyczepic sie do niewinnego dziecka poprzez niestety nie-niewinna zabawke- to tak jakby dziecko bawilo sie okultystyczna zabawka, 'wudu’ badz cos podobnego …. nalezy uwazac zeby dzieci nie mialy stycznosci z niczym co ma zwiazek z silami zla jakoklowiek je nazywac bedziemy bez wzgledu na czy ktos w to wierzy czy nie … szatan ma swoje zabawki i moze opetac niewinne dziecko. Wiadomo ze nie w kazdym przypadku jednak cos mrocznego jest w tych zabawkach i na 100 % moje dziekco tego nie bedzie trzymalo w pokoju bo wylecu prosto do smietnika i daleko poza domem. P.S. Nie jestem zadna konserwatywna mama a jedynie wdze zagrozenie ktorego wielu nie zauwazy bo wiem po sobie ze dzieci lubia interesowac sie sprawami ktore sa nieznane, ciemne i tajemnicze a te lalki temu sprzyjaja.

      1. Nikt tunie bawi sie w okultyzm, prosze uwaznie czytac. Bagatelizuje ten co nie zna zagrozenia i nie rozpoznaje go …

    1. To tylko argument dla wierzących. Niewierzących szatan nie opęta, wudu im nie straszne, okultyzm lubią w wersji Lovecrafta, ale dziećmi się z tym tak od razy nie dzielą (Dzieci wprowadzają w temat dzięki Timowi Burtonowi 😉 )

  4. Cieszę się, że ktoś w końcu napisał o super
    „fajnych” laleczkach Monster High. Z pozoru niewinne, nawet słodkie
    lecz o dziwnym zabarwieniu skóry i wyrazie oczu lalki to nic innego jak
    oswajanie dzieci ze śmiercią. Dawniej, a może nie tak całkiem dawno temu, sceny
    rodem z piekła: duchy, straszydła, truposze napawały nas strachem. I to był
    normalny zdrowy odruch moralnie zdrowego
    człowieka. Dziś te same sceny zostały nieco „ustylizowane” i niemalże
    wepchnięte dzieciom w dłonie, jako coś miłego – bo lalka = zabawa, każdemu
    chyba tak się ona kojarzy. Początek całej tej wariacji miał chyba w
    „Rodzince Adamsów”, „Duszku Kacperku”, jeszcze później był
    wielokrotnie nagradzany „Wiedźmin” i tak powoli, po wielu wielu
    innych doczekaliśmy się Monster High. Jak inaczej przygotować dzieci do widoku
    śmierci, przemocy? To mozolne przygotowywanie bezdusznych, jeszcze młodych –
    lecz wkrótce dorosłych ludzi do wojny. Stajemy się coraz bardziej chłodni i
    nieczuli na krzywdę drugiego człowieka. Nie bez powodu naszą cywilizację
    nazywamy CYWILIZACJĄ ŚMIERCI. Tak więc w dzisiejszych czasach świadome
    wychowanie dziecka, to nie pogoń za modą a zdrowy rozsądek i mądrość rodziców.

    1. Polecam obejrzeć jedną z bajek Monster High, a dopiero później stwierdzić, że uczą one bycia nieczułym. Bo jest wręcz przeciwnie. Nie rozumiem też co ma Wiedźmin wspólnego z kulturą śmierci.
      Sama fascynacja śmiercią nie jest też jakimś nowym zjawiskiem – wystarczy spojrzeć na Dance Macabre.

      1. To jedez z argumentów zaraz po „dziele szatana”. Śmierć jest czymś normalnym i dzieci się na różne sposoby z nią oswajają. I szczerze mówiąc nie widzę tu ani zagrożenia ani „obrazy majestatu”. Po prostu fakt.

    2. Moja (za niecały miesiąc) 4letnia córka uwielbia wiersz „dziad i baba” Kraszewskiego napisany w pierwszej połowie 1800roku. Opowiada o parze małżonków po których przychodzi śmierć. Zna go na pamięć, a temat śmierci ją bardzo interesuje (mamy z tego powodu też książkę „gęś, śmierć i tulipan” – swoją drogą polecam bo piękna opowieść z pięknymi ilustracjami 😉 ) jednak nie przejawia absolutnie żadnych objawów znieczulicy o której piszesz – wręcz przeciwnie ponieważ jest niesamowicie wrażliwa na cierpienie i krzywdę wszystkiego co się rusza i oddycha (od ludzi po pająki).
      Śmierć towarzyszy nam od zawsze i od zawsze była czymś normalnym, czymś z czym dzieci mają do czynienia i czego się nie bały. To współczesny wypaczony świat dzieli normalne dziedziny naszego życia na te które można mówić dzieciom a te które trzeba demonizować i ukrywać.
      Swoją drogą MH to jeszcze nie nasz etap. Obejrzała sobie jakiś film (osobiście nie mam pojęcia gdzie się pojawia tam motyw śmierci, okultyzmu itp – już smerfy są nimi nieporównywalnie bardziej naszpikowane bo tutaj mamy po prostu dziwnie wyglądające nastolatki z typowymi nastolatkowymi problemami i równie płytkim światopoglądem) ale właśnie zakończyliśmy etap Peppy i weszliśmy pełną parą w My Little Pony 😉 – wszystko przed nami ale fakt że głównym argumentem przeciw to cena/jakość jeśli chodzi o te markowe laleczki (mają dobrze wyglądać w pudełkach, potem mogą się już rozpadać – najwyżej rodzice będą musieli kupić drugie) – nasze zakazy dotyczą tylko właśnie tej kwestii i otwarcie mówimy że jakiejś zabawki nie kupimy dlatego że „kosztuje dużo pieniążków a za chwile się rozpadnie”, jednocześnie dając jej furtkę że może sama spróbować na to uzbierać lub spróbować wysępić ją od dziadków 😛 (źli ludzie z nas 😛 )

    3. Uważasz, że „Wiedźmin” i „Rodzina Adamsów” to pozycje przeznaczone dla dzieci? :/

    4. Cywilizacja śmierci prof. Maria Ryś – praca dot. ideologii płci społecznej (gender). Cywilizacji jak dotąd nie-polskiej, ale ostatnio ostro w Polsce forsowanej i lobbowanej. A w kwestii lalek, w dużym myślowym skrócie. W wypadku dzieci i dziewczynek – lalka przede wszystkim od zawsze była obiektem troski małej dziewczynki, czymś z gruntu pozytywnym, zarazem podmiotem, któremu mała dziewczynka na wzór matki okazywała uczucia
      troski i miłości. Z drugiej strony lalki od zawsze służyły kształtowaniu społecznej, szerszej świadomości, w sposób pośredni lub bezpośredni. Bezpośrednio choćby w XVIII i XIX w jako wymiana „nowinek modowych”. Dziś nic się nie zmieniło, funkcję kulturotwórczą mają i dzisiejsze lalki, czy akceptujemy to czy nie. A jak MH kształtują świadomość dzisiejszych dzieci? Z całą pewnością pełnią funkcje oswajania, lecz sądzę nie tyle ze śmiercią (bo dzieci bawiące się tymi lalkami w większości nie mają świadomości, że wilkołak czy zobbi są martwe), co z brzydotą, szkaradnością, dziwactwem, dysproporcjonalnością; wszystko to czasem przedstawia się jako wyjątkowość czy indywidualizm. To jedno. Po drugie – zacierają granice pomiędzy dobrem a złem. To co dotychczas było złe, przedstawia się jako neutralne. Słodycz i róż straciły nieco na wyrazie, więc zaczęto sprzedawać zło i brzydotę, ponieważ można na tym nieźle zarobić. To są chyba główne pułapki i niebezpieczeństwa tych lalek: połączenie niewinnej idei lalki z postacią z gruntu złą. W moim przekonaniu to połączenie dewaluuje fundamentalne znacznie, poczucie i rozumienie prawdy. A dlaczego rodzice się im sprzeciwiają? Bo nawet jeśli nie potrafią wyrazić tego słowami, to mają przeczucie, intuicję, które podpowiadają, że coś tu jest nie tak, gdy 6 letnim dzieciom proponuje się zabawę okaleczonym żywym trupem :/

      1. Oswajanie z brzydotą 😀 No tak idealnie piękne laleczki i bobaski to jest realnie piękne życie. Fajnie że moje dzieci mają troszkę więcej akceptacji … dla siebie i innych. Brzydka

    5. Lalki Monster High to i tak pikuś w porównaniu z takich „Archiwum X”, które moje pokolenie masowo* oglądało rodzicom przez ramię. Sam motyw muzyczny wywoływał ciarki. Wątpię, żebyśmy byli dużo starsi iż dziewczynki, które bawią się Monsterkami. To nie jest tak, że ktoś dzieciakom wpycha jakąś „cywilizację śmierci i rozkładu”. One same częto fascynują się nieco mroczniejszymi rzeczami. Nie mam własnych dzieci, dopiero dobiegam dwudziestki i swoje dzieciństwo pamiętam bardzo dobrze. Od podwórka do podwórka i od kolonii do kolonii krążyły mrożące krew w żyłach creepypasty. Lubiliśmy bajki Disneya, ale największe emocje wywoływały dopiero oryginalne wersje baśni. Na zmianę z książkami Astrid Lindgren czytaliśmy „Szkołę przy cmentarzu”. Lubiliśmy oglądać Muminki, ale także „Scooby Doo”, „Gęsią Skórkę” i „Opowieści z krypty”. Gdyby wtedy ktoś puścił nam „Monster High” pewnie uznalibyśmy je za nudne, niewarte uwagi i w ogóle niestraszne.
      Wcale nie uważam, że nasi rodzice dobrze zrobili, pozwalając nam oglądać podobne treści. Całkowicie zgadzam się, że rodzic ma niekwestionowane prawo do wyboru zabawek, jakimi bawi się jego dziecko. Szanuję fakt, że ktoś chce trzymać dziecko z daleka od serii MH. Ale argument, że dzieciaki nigdy nie interesowały się upiorami, demonami i śmiercią jest zabawny. Ale przede wszystkim – nieprawdziwy. Tu nie ma żadnej cywilizacji śmierci, to po prostu odwoływanie się do motywów, które od zawsze są obecne w literaturze i sztuce. Tak, także tej przeznaczonej dla dzieci.

      Do mnie Monster High nie przemawiają (głównie z podanych przez Autora tekstu powodów), ale doszukiwanie się w tym wrogiej ideologii jest śmieszne. Jednak jest całkiem możliwe, że mam spaczony obraz, bo ja się wychowałam na Harrym Potterze – a o tych książkach to dopiero mówiło się potworne rzeczy 😀

      Fantastyczny blog, wsiąkłam na amen, masz fantastyczne podejście i często przypominasz mi moich rodziców. Musisz mi chyba uwierzyć na słowo, ale to duży komplement (jakkolwiek właśnie zaprezentowałam ich jako ludzi, którzy pozwalali dzieciom patrzeć bardzo niedozwolone rzeczy. Cóż, nikt nie jest idealny). Pozdrawiam, będę wpadać częściej.

      * dobra, nie mam statystyk. Mam słowa znajomych urodzonych w latach 90-95. Prawie nie znam ludzi, którzy nie oglądali. Jak nie przez ramię, to u kolegów, gdzieś ukradkiem. Słowem, szał na to był.

      1. Cytuję: „Lalki Monster High to i tak pikuś w porównaniu z takich „Archiwum X”, które moje pokolenie masowo* oglądało rodzicom przez ramię”. Sama więc piszesz, że rodzice nie pozwalali Ci tego oglądać. Czyli miałaś jasny obraz, ciekawiło Cię to ale wiedziałaś, że skoro Ci tego nie wolno, tzn. że to prawdopodobnie jest złe. Ciekawość zwyciężyła i naturalne było Twoje oglądanie „przez ramię”. Tak jest z każdym człowiekiem, instynktownie dążymy do poznania tego, co nieznane i zakazane- ALE… miałaś przedstawioną granicę, Wiedziałaś, kiedy ją przekraczałaś. Wchodziłaś z sacrum w profanum. I właśnie o to chodzi, że teraz tej JASNEJ GRANICY już nie ma. Zaciera się ta przepaść między dobrem a złem, nie ma białego i czarnego. Jest szare. Taki jest współczesny marketing.
        Rozbudzenie poczucia piękna i brzydoty to jedno z najłatwiejszych, niemalże intuicyjnych rodzicielskich zadań. Zresztą, wystarczyłoby wykorzystać tradycyjne baśnie i bajki z czarownicami pokrytymi jak ropuchy brodawkami. Ale wtedy trzeba by usiąść z dzieckiem i poczytać lub poopowiadać, a to wymaga jednak większego wysiłku niż naciśnięcie włącznika… Z MH jest tak, że rodzic kupuje lalkę, daje ubranie z podobizną małych truposzy i nie tłumaczy, a dziecko baranieje. Najgorsze są tłumaczenia rodziców i dziadków, gdy zwrócić im uwagę czy „to” nadaje się dla dzieci. Scenariusz jest zawsze podobny: nie nadaje się (ewentualnie: mnie się to nie podoba), ale co zrobić, kiedy on chce tego, przecież wszyscy to teraz noszą. Jeśli bezmyślność jak była, tak będzie, to kompletne zatracenie instynktu moralnego stanowi jednak novum.
        I jeśli dla Ciebie ” doszukiwanie się w tym wrogiej ideologii jest śmieszne”, to ja gratuluję zaznajomienia z tematem, dojrzałych przemyśleń (czy jakichkolwiek przemyśleń?). Nie masz dzieci i nie myślałaś nad ich przyszłością, nie zastanawiałaś się na jakich ludzi wyrosną.
        Hmm, jeszcze takie pytanko, czy MH to dobry wzorzec dla dziecka? Czy książki poz nazwą: „Upiorna szkoła”, „Upiór z sąsiedztwa” – to dobre lektury dla małych potomków?

        1. Przyznaję, „Archiwum X” to przykład dość skrajny, bo ewidentnie było przeznaczone dla dorosłych. Ale twory typu „Scooby Doo”, „Gęsia Skórka” czy „Szkoły przy cmentarzu” kierowano do dzieci. I dzieci je oglądały/czytały. W Kinderniespodziankach, hicie tamtego okresu, była m.in. seria z wampirkami. Dzieciaki to zbierały. I tak, śmieszne jest dla mnie twierdzenie, że Monster High wprowadza cokolwiek nowego. Doskonale rozumiem argument o brzydocie, bo te lalki są brzydkie jak noc listopadowa. Nie dociera do mnie jednak argument, że brzydka zabawka to atak na rodzinę. Brzydka lalka jest brzydką lalką. Ze swojego dzieciństwa pamiętam choćby lalki „Bratz – usta napompowane, spojrzenie powłóczysty, strój w najlepszym razie wyzywający, rysy trochę podobne do Monsterek. Jeżeli Monster High to oswajanie dziecka ze śmiercią i rozkładem, to tego typu zabawka była oswajaniem dziecka z seksem i wyuzdaniem. Trochę później były lalki Witch i Winx – też kuso odziane, a w dodatku oswajały z magią. I co? I nic. Bardzo wątpię, że zabawa tego tymi lalkami wpłynęła na psychikę moją i moich koleżanek. Na moją na pewno nie. Monsterki to podobna półka jak dla mnie. Klasyczne baśnie są super. Chętnie dam je swoim dzieciom. Ale ponieważ zawsze pragnęłam w swoich potencjalnych potomkach (z Narzeczonym marzymy o czwórce, żeby jak podrosną, było kim obsadzić wszystkie rody w planszówkowej „Grze o Tron” :)) wykształcać zainteresowania literackie, raczej pominę te cukierkowe, słodkie wydania. W klasycznej baśni dobra Śnieżka i książę skazują macochę na taniec w żelaznych butach, siostry Kopciuszka obcinają sobie pięty i palce, a o Śpiącej Królewnie wspominać nie będę, bo to w ogóle hardkor jest. Dobra, stop. Żartowałam, nie dam tego dzieciom. Chciałam tylko uzmysłowić, że szafowanie terminem „klasyczna baśń” nie jest do końca bezpieczne. Czasem Monster High może wypaść blado. Moim zdaniem obok „rozbudzenia w dziecku poczucia piękna i brzydoty” równie ważne jest pokazanie mu, że niepiękny bohater może być dobry i szlachetny, a piękny – niekoniecznie. I tak, uważam, że do tego celu Monster High nadaje się lepiej niż klasyczna baśń, w której brzydkie siostry to złe siostry, brzydki pan Kret będzie złym mężem, a kaczątko odkrywa swoją wartość dopiero wtedy, gdy staje się piękny łabędziem. Mnie się ten przekaz wcale nie podoba. Jasne, że jak dziecko trochę podrośnie, dostanie niepięknych, nieidealnych, ale stojących po stronie dobra bohaterów. Ale jego pierwsze skojarzenia będą osadzone właśnie na tej klasycznej baśni, gdzie piękny = dobry, a brzydki = zły. Ciekawe, jakich przyjaciół będzie sobie instynktownie wybierać, do jakich ludzi podejdzie z większą życzliwością (podświadomie), czy nie wpadnie w rozpacz, gdy odkryje, że wcale nie jest ładne. Jak widać, każdy kij ma dwa końce. Mały potomek to szeroka kategoria wiekowa. Nie mam zielonego pojęcia, czy to odpowiednie książki dla dziecka. Myślę, że mądry rodzic najpierw je przeczyta, a potem oceni, czy jego dziecko przestraszą. Z drugiej strony dzieci są w tej kwestii nieprzewidywalne. Moi rodzice w dobrej wierze dali mi „Serce” Amicisa, a ja z tej książki do dziś pamiętam tylko opis rachitycznych dzieci, które w zakładzie pomocy wyciągają ręce do głównego bohatera i jego matki. A to przecież klasyczna książka, uznana, nikt by nie wpadł na to, że dzieciakowi siądzie na psychice. Te tytuły nie brzmią gorzej niż choćby seria o Koszmarnym Karolku. Choć jak wskazuje wspomniany Amicis karmiono mnie ambitną literaturą dziecięcą, gdzieś tam w międzyczasie przemknął. To były bardzo zabawne, bardzo obrazoburcze książki o naprawdę niegrzecznym chłopcu i jego bracie – grzecznym frajerze. Ubawiłam się przy nich świetnie, ani przez moment nie wzięłam ich na poważnie. Po prostu satyra była tam widoczna nawet dla dzieciaka (trzecia klasa podstawówki tak mniej więcej). Tam nie było magii, ale było dużo różnej ohydy. Przeżyłam. Pewnie nie pokażę swoim dzieciom, bo są dziesiątki książek, które chcę im dać kiedyś do przeczytania – ale jak znajdą, to nie będzie dramatu.
          Zaś co do tego oswajania dzieci ze śmiercią… Prędzej czy później jakaś śmierć im się trafi. Norma. To właśnie dlatego w klasycznych baśniach jest tyle śmierci i mroku. Bo miały uczyć, miały oswajać. Lubię Disneya, ale trzeba pamiętać, że to najczęściej tylko swobodna wariacja na ten temat. Rdzeń jest inny, dużo mroczniejszy. Ad personam to wyjątkowo brzydki chwyt erystyczny. Zwłaszcza jak na kogoś, kto walczy w słusznej sprawie – czyli o świadome wychowywanie dzieci, o interesowanie się tym, co robią, co je fascynuje (a wiedz, że szanuję to, nawet jeśli kompletnie nie zgadzam się z końcowymi przemyśleniami). Wybacz, ale nie siedzisz mi w głowie i nie masz zielonego pojęcia, czy i co myślę o wychowaniu swoich przyszłych dzieci. A nawet jeśli o tym nie myślę, jest to kompletnie nieistotne w dyskusji o kulturowym wpływie lalki i ewolucji baśni. Pozdrawiam.

          1. Ad personam jest wpisane w reguły blogów, które szanowny użytkownik Tindril sam już wcześniej zdążył wykorzystać ;). Ale że należy być elastycznym więc postaram się jak mogę, by tego więcej nie czynić… Wszystkie bajki i książki, o których wyżej wspomniano nie wprowadziły nic nowego, co pojawiło się później w MH, ale nie należy zapominać, iż np. w Scooby Doo żaden z głównych bohaterów nie był martwy za życia, a właśnie walczył z umarlakami i straszydłami. Kopciuszek i inne baśnie pisane były językiem i treścią dostosowanym do ówczesnych czasów. Stanowiły naukę i przestrogę, czyli puentę. Każda przeczytana czy opowiedziana miała za zadanie dać dziecku jakiś mały drogowskaz. Natomiast co daje dziecku Straszyceum? Moim zdaniem jedynie modne nadruki i pomysł na zabicie czasu (pomijając aspekt osobotwórczy). Wracając do kontekstu estetycznego bohaterów bajek/baśni. Jak nam mówi matka nasza psychologia, dziecko pojmuje świat obrazowo. Nie ma w nim mowy o takich zdolnościach rozumienia rzeczywistości jakim posługują się dorośli. Dla dziecka zawsze był i będzie obowiązywał najprostszy schemat brzydki=zły, ładny=dobry. Oczywiście wraz z postępującą socjalizacją maluch dorośnie do tego, że w życiu obowiązują inne reguły niż te bajkowe. Wszystko wymaga pracy i dziecko również do wszystkiego dochodzi małymi kroczkami. Śmierć jest siostrą narodzin i oczywiście, co ma wisieć, nie utonie. Ale ważny jest też sposób w jaki dziecko dowiaduje się o końcu życia. W zależności od wyznawanej religii będzie on inny, ale wątpię, by ktoś tak naiwnie chciał oswajać własne dziecko ze śmiercią, jak pokazywać, że może ono kiedyś należeć do fajnego „wymarłego” liceum. Ale proszę mi wierzyć, firmy produkujące taką nowość nie podchodzą do produktu z punktu widzenia wychowawczego ale liczy się tu jedynie zysk…

            Co do książek dla dzieci, są książki dobre i szerzące dobre wartości i te, w których o szacunku dla drugiego człowieka nie ma za grosz. Weźmy chociażby w/w książkę „Koszmarny Karol”, która jest absolutnie kolejnym chwytem marketingowym. Książeczka bardzo dobrze się czyta, czyli jest dosłownie „łykana” przez dziecko od razu. Wątpię, by rodzic który od świtu do zmierzchu zarabia na utrzymanie rodziny, miał czas alby przeczytać taką pozycję następnie przeanalizować ją i stwierdzić, czy nadaje się dla jego dziecka, czy też nie. Karol psoci, rozrabia i wszystkie wygłupy uchodzą mu płazem. Czcze gadanie dorosłych nie daje nic i malec znowu robi co chce. Ale na wszystko znajdzie się rada :). Alternatywą dla Karola jest francuski „Mikołajek”. Wątek podobny ale Mikołaj wyciąga wnioski i naprawia błędy. Także i na miejsce MH znajdzie się coś na pewno.

            P.S. Nie przypominam sobie, bym pisała, że „brzydka zabawka to atak na rodzinę”. Jednak to, co zobaczymy, przeżyjemy w pierwszych latach życia stanowi taki „efekt motyla”. Nie bez powodu, podczas sesji u psychologa dochodzimy do tego, iż nasze problemy w dorosłym życiu zawdzięczamy nierzadko takim „błahostkom” z dzieciństwa. I żeby nie być gołosłowną podam teraz cytat z artykułu pani Agaty Puścikowskiej: „(…) Ponieważ nie ma jeszcze badań, które mówiłyby o wpływie lalek monster na dzieci, dr Albińska posłużyła się innymi popularnymi lalkami – typu Barbie. – Lalka typu Barbie jest nienaturalnie chuda, ma zaburzone proporcje ciała. Nawet bardzo szczupła kobieta, gdyby wyglądała tak jak Barbie, nie mogłaby chodzić – mówi dr Albińska. – Wiadomo, że coraz więcej małych dzieci wykazuje zaburzenia odżywiania, czy wręcz ma obsesję odchudzania. Nie można wykluczyć, że jest to powodowane również wpływem lalek na dziecięcą psychikę. Bo przecież dzieci chcą upodobniać się do ulubionej postaci: świadomie lub nieświadomie. Ciała Monster High wyglądają jak anorektyczki w ostatniej fazie choroby, z gigantycznymi głowami, dużym biustem i mocną lordozą lędźwiowego odcinka kręgosłupa. W przypadku fascynacji przyjaciółką-potworem dziecko może przyjąć również jej cechy i zachowania.

            – Lalki monster rywalizują w dość prymitywny sposób: będę fajna, gdy nałożę mocny makijaż. Będą mnie lubić, gdy założę modny ciuch lub zdobędę chłopaka. Jeśli dziecko przyjmie taki tok rozumowania: ktoś mnie polubi za coś, grozi mu kryzys tożsamości, braku własnej wartości – twierdzi Albińska. Niepokojące jest też, że małe dzieci, śledząc poczynania swoich bohaterek, poznają szkołę i jej funkcjonowanie w mocno wypaczony sposób: życie ucznia w Straszyceum to głównie dbanie o wygląd, uganianie się za płcią przeciwną, walka o wpływy. (…) Twórcy lalek podkreślają, że zabawki uczą tolerancji i poszanowania dla odmienności. – Jestem nauczycielką, pracuję w świetlicy. Obserwowałam zachowania dziewczynek, które bawiły się lalkami monster: gdy je przynosiły do szkoły, nic innego nie było dla nich interesujące, nie odrabiały lekcji, nie bawiły się między sobą – opowiada Agnieszka Góral z Warszawy. – Gdy słyszę, że nie warto ich zakazywać, bo to zwykła zabawa i nie ma udowodnionej szkodliwości ich oddziaływania, to pytam: musimy czekać lata całe na badania, które pokażą nam to, co widać gołym okiem? To nie są zabawki, które mądrze uczą i bawią. To są zabawki, które szkodzą. Podobnego zdania jest pani Anna z Gdańska: – Nie widzieliśmy w lalkach nic złego. Córka była zachwycona, bo miała to, co wszystkie dziewczynki. Zauważyliśmy jednak, że jest coraz bardziej agresywna, mniej koleżeńska. Gdy w końcu odkryliśmy następującą zabawę: walkę między lalkami, następnie umieranie i układanie lalek do trumienki, „odstawiliśmy” potwory. Po pewnym czasie, zachowanie córki wróciło do normy. (…)”.

          2. Mam nadzieję, że Autor Bloga daruje nam długość komentarzy. No, to do rzeczy.

            Ad personam nie jest wpisane w regułę blogów i nie przypominam sobie, żebym je wykorzystała Może nie powinnam była pisać, że szukanie w tym ideologii jest śmieszne, a po prostu nieco nonsensowne według mnie. Ale to wciąż nie ten kaliber co sugerowanie, że procesy myślowe u mnie nie zachodzą.

            Tak, w „Scoobym” nikt nie był martwy za życia. I tu moja zgoda się kończy. Bo w „Scoobym” niby walczą, ale także się obżerają się bardzo niezdrowym jedzeniem, tchórzą, czasem wykorzystują przyjaciół (Fred zawsze posyła Scooby’ego i Kudłatego w jakieś potworne miejsca. Zauważył to ktoś? Niby nic, ale niezbyt fajny przekaz.Podany w formie komedii.). Humor jest
            raczej prosty, schemat goni schemat. To naprawdę nie miało żadnego waloru
            edukacyjnego, było prostą papką. Od Monster High różniło się tym (na korzyść MH), że naprawdę straszyło. Scooby dostarczył mnóstwo rozrywki, ale absolutnie żadnych wzorców. Żadnych wskazówek. Straszyceum może nie podawać wzorców i służyć tylko do zabijania czasu. To już decyzja rodzica, czy w każdej minucie będzie wpływał na rozwój dziecka czy czasem pozwoli mu „zabić czas”. Ja tego nie oceniam.

            Jasne, że jako matka pewnie
            podtykałabym pod nos zdrowe jedzenie i wartościowe książki, ale jestem
            absolutnie pewna, że pewnego dnia moje dziecko spróbuje fast – fooda albo
            przyniesie ze szkolnej biblioteczki jakieś głupawe, pozbawione wartości
            powieścidło. Zdarza się. Tak długo, jak dzieciaki będą miały dostęp do bardziej
            wartościowych treści nie demonizowałabym ich wpływu. Nawet jeśli MH jest tylko takim fast – foodem, to chyba nie zamierzałabym przed nim na siłę chronić
            dziecka. To nie Stephen King.

            Jestem absolutnie pewna, że znajdą się dzieci, na które MH będzie miało wpływ zły. Na
            mnie zły wpływ miały lalki niemowlęta (nie umiałam się nimi bawić, wkurzały
            mnie, były duże i w mojej opinii brzydkie) oraz najpopularniejsze anime mojego
            pokolenia, czyli „Dragon Ball”. Mnóstwo moich przyjaciół wyciągnęło z
            tej bajki same pozytywne wartości, walkę dobra ze złem, kształtowanie
            charakteru. A ja wyciągałam stamtąd dużo hałasu, rąbanki, rzeczy absolutnie mi
            niepotrzebne (zanim ktoś urodzony w latach 90-95 przyjdzie mnie za tę opinię zamordować, dodam, że po latach DB
            bardzo polubiłam. Naprawdę. Nie bijcie.). Dlatego jestem w stanie uwierzyć, że
            istnieją ludzie, dla których MH absolutnie się nie nada i tacy, którzy
            dostrzegą w nich coś pozytywnego. Na przykład lekcję tolerancji dla odmienności i tych, którzy na pozór wydają się odpychający.

            Całą sprawę nieco rozmydla fakt, że te lalki daje się
            dziewczynkom naprawdę małym, a zamiarem producenta było trafienie do 8-11
            latek. A to jednak spora różnica. Tyle, że jeśli lalkę dostanie za mała
            dziewczynka, to winni są rodzice. Nie producent. Nie lalka.

            Jasne, że baśnie były dostosowane do czasów i zawierały morały, które w dawnych czasach doskonale się sprawdzały. Zdaję sobie sprawę z ich funkcji. Jedną z nich było, dajmy na to, oswajanie ze śmiercią. Jestem pewna, że żaden odcinek Monster High nie wpędziłby mnie w taką apatię jak „Dziewczynka z zapałkami”. Andersena serdecznie nienawidzę aż do dzisiaj.

            Doskonale sobie zdaję sprawę ze zmieniającej się formy baśni. Przez wieki była to forma bardzo mroczna i drastyczna. Skoro ktoś wpadł na pomysł, że Śpiącą Królewnę (zgwałconą przez księcia i rodzącą mu przez sen dwoje dzieci) można przerobić na historię dla dziewczynek w przedziale wiekowym 0-10, to ja się wcale nie dziwię, że ktoś przerabia dla nich Frankensteina. Choć doskonale rozumiem, że każdemu rodzicowi ta forma może się nie podobać.

            Wkładanie lalek do trumienki to może być taka piękna aluzja do Królewny Śnieżki 😀 Dobra, poważnie. Nie podoba mi się taka zabawa, narusza moje subiektywne uczucia estetyczne. Ale, tak szczerze… Pamiętam z własnego dzieciństwa różne dziwne zabawy. Operacje „na otwartym pacjencie”, wojnę, porywanie lalek. Pamiętam, jak po 11-tym września budowało się
            wielką wieżę a potem kłóciło, kto walnie w nią samolocikiem. Ostatnio moje
            kuzynostwo, które z racji przekonań rodziców nie ma kontaktu z MH, poprosiło
            mnie, abyśmy pobawili się w pogrzeb dziadka. Dziadek umarł jakiś czas temu. Zszokowało mnie to. Dzisiaj, po przemyśleniu, pobawiłabym się z nimi, bo pewnie to im jakoś pomaga.

            Poruszyłyśmy
            w tej dyskusji (bardzo ciekawej, ale niesamowicie obszernej) wątek piękna i
            brzydoty w oku dziecka. I tu się właśnie zastanawiam, bo psychologia
            psychologią, ale piękno nie jest oczywistym terminem. Nie mam pojęcia, skąd
            brała się powszechna sympatia dla starego, brzydkiego i złego Gargamela. To
            niemal doświadczenie pokoleniowe :). Tak samo było z Buką. Ja się bałam jak
            czarnej śmierci, ale spora część współczuła. To nie jest tak, że dziecko nie
            może polubić brzydkiego bohatera. A skoro może, to wałkowanie schematu brzydki – zły, dobry – ładny nawet we wczesnym dzieciństwie uważam za niepotrzebne. Można, bo czemu nie, ale kto powiedział, że to jedyna słuszna droga.

            Co do artykułu, to bardzo pokrótce.

            – Dzieci zawsze skazywały na ostracyzm te, które nie miały
            czegoś, co było cool. Jak zakaże się im MH, to na to miejsce znajdzie się coś
            innego. I bardzo często dostawały małpiego rozumu, gdy na horyzoncie pojawiała się bardzo pożądana zabawka. Już Goscinny to zauważył 😀

            – Jeśli lalka miała zły wpływ na dziecko, to dobrze, że
            zniknęła. Jednak przykład tej jednej dziewczynki nijak mnie nie przekonuje, bo
            to za mała próba statystyczna. Na jej zachowanie mogło wpłynąć wiele czynników i nie ma dowodów na to, że akurat posiadanie lalki było tym najważniejszym. Nie wiemy, co się działo w domu, w szkole, mogła mieć słabszy okres albo po prostu gorszy humor. Dopóki ktoś nie opublikuje badań, będę do tego typu rewelacji podchodzić ze sporą ostrożnością.

            – wpływ Barbie na wygląd to temat rzeka. Ja tam wolę wierzyć,
            że jak ktoś dostanie w domu odpowiedni przekaz i wdrukowane poczucie własnej wartości, to choćby do Barbie było mu daleko, jakoś sobie poradzi. Bo można
            chronić małe dziewczynki przed tą propagandą, można chronić przed nią
            nastolatki, ale w końcu przychodzi taki moment, że młoda kobieta musi się z tym zmierzyć. A można przecież od dziecka przedstawiać Barbie jako pewną fikcję, podkreślać, że to zabawka, że kobieta tak nie wygląda. Można. Dzięki, Rodzice.
            Przy czym chciałabym nadmienić, że uwielbiałam moją Barbie z tą jej potworną
            głową i plastikowymi piersiami. Jakby ktoś chciał mi ją urealnić, zagryzłabym
            na śmierć. Mleczkami.

            Chyba nie ma złotego środka, bo prędzej czy później i tak zderzymy się ze światem,
            który promuje ten nierealny ideał piękna.

            Można pokazać koniec życia w sposób dużo gorzej oddziałujący na psychikę niż to elitarne, wymarłe liceum. Jest taka książka, nazywa się „Tajemnica Drabiny Jakubowej”. Uchodzi za dobrą. Leży w dziale dziecięcym większości
            bibliotek, jakie znam. Wizja tamtego życia-po-życiu prześladuje mnie do
            dzisiaj. Może dlatego ten MH tak mnie nie rusza.

            Ostatnie słowo o książkach. Akurat zapoznanie się z Karolkiem to parę minut, bo jedno opowiadanie daje obraz całości. Nie sądzę jednak, żeby była potrzebna alternatywa dla Karolka. Moje dzieciństwo było naprawdę fajne i z Karolkiem, i z Mikołajkiem.

            Ale alternatywy to fajny temat. Zaczęłam się zastanowić, czym zastąpić Monster High.

            No i wyszło mi, że jest książka, która w delikatny sposób
            oswaja z tematyką śmierci, przełamuje stereotypy, uczy o wartościach. Pokazuje szkolne życie ze wszystkimi jego blaskami i cieniami, także koniecznością wytężonej pracy. Książka z bohaterami, którzy nie są idealni (Henryku z „Serca” – nie pozdrawiam Cię. Umrzyj.), ale dobrzy i dzięki temu czytelnikowi łatwo się z nimi zidentyfikować. Książki napisanej w sposób zrozumiały, ale zarazem całkiem niezły. No i wyszło.

            Jest wielu lepszych pisarzy na świecie, ale J.K.Rowling jest
            tylko jedna. I Bogu za nią dziękować.

          3. Mam wrażenie, że w tej naszej swobodnej wymianie myśli Tindril czujesz się atakowana. Stwierdzenie: „Ale to wciąż nie ten kaliber co sugerowanie, że procesy myślowe u mnie nie zachodzą.” wydaje mi się zbyt daleko posunięte. I z całym szacunkiem, gdybym uważała Cię za osobę o zbyt niskim poziomie inteligencji, nasza dyskusja nie zaszłaby tak daleko… ;).

            Wracając do tematu. Niechęć do lalek bobasów, to nie ich zły wpływ na daną osobę a subiektywne zainteresowania i upodobania. Ja swojego zdania co do MH nie zmienię i mogłabym ponownie powtórzyć wszystkie argumenty przeciw tym lalkom ale nie o to tutaj chodzi.

            Co do fast foodów, to oczywiście nie uchronimy dzieci przed całym złem tego świata. Ale możemy pokazać im co jest dobre a co złe niekoniecznie idąc drogą mody a raczej podążając za tym, co moralnie dobre. Kiedy nasze pociechy zainteresują się MH, czy na wcześniej przez nas obie wymieniane bajki, książki itp., i jeśli to jeszcze możliwe, naszym obowiązkiem jest ostrzeżenie dziecka przed tym, co złe. To jest właśnie świadome rodzicielstwo. Gorzej, kiedy rodzic z braku czasu czy ochoty bagatelizuje sprawy budujące światopogląd młodego człowieka.
            W stosunku do „wałkowanie schematu brzydki – zły, dobry – ładny nawet we wczesnym dzieciństwie” to nie jedyny aspekt, który świadomy rodzic MUSI przepracować z dzieckiem, to tylko jeden z wielu. A dzieci najlepiej uczą się przez naśladownictwo.

            Wracając do prób statystycznych MH, będziemy mogły do tego wrócić za kilka jak nie kilkanaście lat, kiedy dziewczynki bawiące się teraz MH dorosną i dojrzeją ich problemy natury emocjonalnej.

            Pisząc o MH ciągle piszesz o własnych przeżyciach, własnych odczuciach i własnych potrzebach. Myślę, że dobro dzieci całego świata to nie tylko Twoje osobiste odczucia po zetknięciu się z literaturą i anime w przeszłości. Nie każde dziecko ma tak mądrych rodziców jak Ty, którzy pomogą zmierzyć się z problemami i pomogą zrozumieć sens umarłej lalki. I możemy zahaczać o „Tajemnice Drabiny Jakubowej” i wiele wiele innych ale to nie ma sensu, bo mówimy o MH, które AKTUALNIE wypaczają obraz rzeczywistości dziecka. Ale powtarzam raz jeszcze, MH to tylko kropla w morzu niedoskonałości wytworów ludzkiej inspiracji.
            Odnośnie alternatywy Straszyceum, to poleciłabym raczej „Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgren bądź „Dwa skrzydła anioła” Wojciecha Widłaka- byle nie tak modna teraz antyksiążka dla dzieci „Gęś, śmierć i tulipan”.

  5. Spodobał mi się fragment z drukarką i patyczkiem :). U nas mamy podobnie, choć zamiast drukarki zwykle są to odręczne naszkicowane, namalowane postacie i potem wycięte.

    A tak wracając do tematu to nie mieliśmy i mam nadzieję, że nie będziemy u nas mieli tych lalek.
    Aaa barbie też nie za bardzo lubię 🙂

  6. Kilka miesięcy temu była to bardzo istotna kwestia w moim domu. Sześcioletnia córka marzyła o Monster High, a ja byłam bardzo przeciwna. Doszło do tego, o czym piszesz: poza domem, u koleżanek bawiła się lub dostawała gadżety z MH, o czym informowała mnie kończąc wypowiedź wyzywającym spojrzeniem i słowami: i co?.
    Gdy poszła do szkoły, w której motyw Monster High zalewał niemal wszystko, co koleżanki miały na sobie lub ze sobą, poziom napięcia w domu był taki, że musiałam coś zrobić. Po kilku dyskusjach z innymi mamami zdałam sobie sprawę z bardzo prostego faktu: tak, mam jeszcze nad nią taką „władzę”, że mogę jej udaremnić posiadanie rzeczy z MH, ale już za kilka lat przestanę ja mieć, a Amelka na pewno nie raz jeszcze będzie interesowała się rzeczami, które nie będą mi odpowiadać. Tylko wtedy będzie już na tyle duża, że będzie wiedziała jak mnie oszukiwać. A tego nie chcę. Więc nie w zakazach metoda. I kupiłam jej blok rysunkowy z obrazkiem tych lal. I to był taki wentyl bezpieczeństwa, przez który całe napięcie znikło i już nie było problemu. A potem obejrzałam kilka odcinków bajki i musiałam przyznać, że to takie My Little Pony, tylko z innymi postaciami 😉
    Teraz córcia ma dwie lalki, jakieś drobne gadżety z Monster High i są one traktowane tak samo, jak pozostałe zabawki.
    Moje główne zarzuty opierały się na tym, że to odrażający pomysł, aby moje dziecko bawiło się mumią lub zombie, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że to moje dziecko nie ma w ogóle pojęcia, że istnieje coś takiego jak mumia i zombie. Dla niej to tylko lalki.
    Pozdrawiam 🙂

    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz 🙂 Lubię czytać historie, w których dokonują się pozytywne zmiany 🙂 U nas dokładnie ten sam zeszyt był początkiem HM. Na lalki się jednak na razie nie zapowiada, bo córka zbiera obecnie na podróż dookoła świata i nie wydaje swojego kieszonkowego na nic innego 🙂

  7. Moja Tola swego czasu także przechodziła etap zachwytów nad MH. Kompromisem nad moim kategorycznym „nie” a jej „plissssssss mamo” były puzzle MH, które razem układałyśmy i torebka z motywem MH. Takich zachwytów miałyśmy jużw swoim czasie wiele, więc wiedziałam – że to „szał chwili”. Kilka lat temu zbierałyśmy zwierzątka Little Pet Shop – i muszę powiedzieć na in plus – że to nauczyło Tolę systematyczości. Do teraz w pożyczonej od Taty skrzyneczce narzędziowej – trzyma swoją kolekcję i wszystkie akcesoria. Myślę więc,że zakazywanie odniosłoby odwrotny skutek i niezdrową fascynację. Jeden zakaz, którego się trzymamy OBIE – to oglądanie w TV różnych ogłupiających seriali i filmów ” dla dzieci i młodzieży”

    1. To ostatnie zdanie brzmi raczej jak zakaz, który każda z was dała sama sobie, żeby się nie ogłupiać 🙂 Ja też dałem sobie taki zakaz, chociaż u mnie dotyczy on całej telewizji 🙂

      A co „faz” dziecka, to trzeba właśnie wypracować rozsądny kompromis i zaspokoić tą pierwszą ekscytację dziecka.

      1. trochę racji masz 🙂 TV zalewa nas fala „odmóżdzających” programów i super produkcji, które nic nie wnoszą – a wręcz przeciwnie. Uczą raczej destrukcyjnych zachowań. Dlatego staram się, aby moje dzieci oglądały nie wszystko „jak leci” – bo to bolączka naszych czasów. Posadzić dziecko przed TV – niech ogląda.
        Od najmłodszych lat starałam się przekonać Tolę do książek i prac ręcznych – razem uczyłyśmy się Origami, razem układałyśmy puzzle, co jakiś czas podrzucałam jej jakieś ksiażeczki „zrób to sam” itd…Teraz – gdy jest z nami Kubek – musiałyśmy trochę zmienić plan czasu jaki spędzamy razem – zresztą Tola ma już 11 lat – więc trochę inne zainteresowania – ale czasem jak wchodzę do jej pokoju – widzę jak siedzi i wymyśla – a to torebkę a to coś innego. Dzieciom trzeba pokazywać świat i uczyć ciekawości otaczającej nas rzeczywistości…

        1. U nas ostatnio jak jeden wieczór mnie nie było, córka wzięła książkę którą razem czytamy i wchłonęła od razu dwa rozdziały. Musiałem później nadrabiać 🙂 Więc zdecydowanie się zgadzam 🙂

  8. My nie oglądamy reklam, bajki sami wybieramy. Co zauważam? Moja prawie 5 letnia córka, kiedy po raz pierwszy zobaczyła te lalki, podeszła do mnie i zapytała czy te lalki są do straszenia dzieci. To było jakiś czas temu. Ostatnio będąc w Smyku weszła na dział z tymi lalkami i powiedziała: Mamo zobacz ile tu tych okropnych lalek, ciekawe kto to kupi i tyle w temacie:) Myślę, że to reklamy tak nakręcają.

    1. Niekoniecznie. U nas córka zanim nie poszła do szkoły, w ogóle nie wiedziała o istnieniu MH. W szkole jednak się dowiedziała. Nie tyle więc reklamy (których też nie oglądamy) to nakręcają, ale koleżanki (i koledzy #genderfreeblog :).

      1. Pewnie masz rację, (choć wolałabym żebyś się mylił:) dzieci mają ogromny wpływ na siebie, szkoła jeszcze przed nami. Jednak siły reklam też bym nie bagatelizowała.

  9. Przyznam szczerze, że trochę się obawiam przed tym co będzie w modzie za kilka lat, gdy mój synek będzie już w przedszkolu/szkole. Niestety trzeba też wziąć pod uwagę, że jeżeli zabraniamy dziecku czegoś co jest „modne” wśród jego rówieśników skazujemy go przez to na nieprzyjemności z ich strony. Aczkolwiek MH mi nie przeszkadzają. Bardziej denerwują mnie niektóre dzisiejsze bajki dla dzieci.

    1. Dzisiejsze wcale nie są takie złe. Ja się bardziej boje tych wszystkich Batmanów, Spidermenów i im podobnych, które puszcza się już trzy i czterolatkom, a które opierają się wyłącznie na tym, kto komu spuści większy łomot.

      1. „Spiderman” w oryginale nie jest historią „spuszczania łomotu”, lecz brania na siebie odpowiedzialności. „X-man” mówi o tolerancji, radzeniu sobie z innością, odrzuceniem, o zagrożeniach, jakie wynikają z nienawiści, ze strachu przed odmiennością. Wiele komiksowych historii w obrzydliwy sposób została skomercjalizowana (oczywiście nikt nie tworzy komiksów całkowicie bezinteresownie, ale też zawsze jest to pewna forma sztuki) żeby ciągnąć zyski ze sprzedaży nieskończonej ilości gadżetów, a dzieciom serwuje się spłycone, rzekomo „dostosowane do odbiorcy” ich wersje. Oczywiście w oryginale przeznaczone są dla dużo starszego odbiorcy… Dobrze, że nikt nie wpadł na to, żeby zrobić serial animowany na postawie „Obcego” albo „Terminatora”… 🙁 „Batman” dla dzieci to już zupełna porażka, gdyż osią tego tytułu jest… szaleństwo – szaleni są przeciwnicy Batmana, na krawędzi szaleństwa (albo i poza nią) porusza się on sam… Jako nastolatka oglądałam animowany serial o Batmanie i żadnemu dziecku nie puściłabym takiej „bajeczki”. To, co serwuje się dziś dzieciakom pod znanymi tytułami to – jak piszesz – historie o spuszczaniu łomotu ubrane w znane z komiksów dekoracje. Nic więcej… 🙁

        1. Ja tak naprawdę nie mam nic przeciwko tym bajkom, bo one są nieraz wartościowe (jak na przykład Dragon Ball :). Jedyne na czym mi zależy, to niech one trafiają do widzów w odpowiednim wieku, a nie pięciolatków. A niestety często rodzice mówią „my oglądaliśmy, to oni też mogą”. To droga do nikąd.

  10. Gdy pierwszy raz zobaczyłam MH moja pierwsza myśl była: one są inne. Nie straszne, nie przerażające, nie niepokojące, nie są też „śliczne” jak Barbie. Moim zdaniem uczą dziecko tolerancji. Nie wyglądamy idealnie jak Barbie, różnimy się wyglądem, wzrostem, kolorem skóry, sposobem ubierania się itd.

    1. Podobno bajki przekazują to samo. Nie ma znaczenia jak wyglądasz – liczy się to co masz w środku. I jeśli tak jest, to MH zamiast być neutralne, zaczyna być pozytywne.

    2. otóż to, mam takie samo zdanie, dla nas lalka była prowokacją o rozmowach o inności, były tatuaże, otyłość, chudość, kolory włosów, skóry itd

  11. Moja córka ma podróbkę tej lalki, ale traktuje ją inaczej, niż inne Barbie, mówi „mam zieloną skórę bo jem żaby”. „wyglądam okropnie, ale nie jestem zła, dlaczego się ze mną nie bawicie” i potem to inne ładne lale się przekonują i rozmawiają z tą zieloną, ostatnio MH została… nianią małych Barbie 😉

  12. Moja córka dostała pierwszą MH kiedy miała niewiele ponad 3 lata – swój imienniczkę Draculaurę. Do tej pory (ma 6 lat) uzbierała pokaźną kolekcję wartą małą fortunę 😉 Były też 5-te urodziny w stylu MH, różne gadżety i ubrania. Nie zabraniałam, nie straszyłam, razem się bawiłyśmy. Lalki mają bardzo ładne twarze – trzeba się przyjrzeć. Córka od razu wiedziała, że to postacie fikcyjne a potwory nie istnieją, są tylko w bajkach. Razem oglądałyśmy też filmy, które poruszają ważne tematy: przyjaźni, tolerancji, pomocy innym.
    Był to jeden z bzików dziecka, na równi z Barbie i kucykami Pony. Teraz szaleństwo już minęło, ale dalej śledzimy nowości.

    1. Bo wystarczy, oprócz zabawki, dać też swoją obecność. I nagle „straszne i potworne” zabawki, zamieniają się po prostu w kolejne zabawki. Bo jest obok rodzic, który opowie i wytłumaczy.

  13. Nie widze nic „szatańskiego” w tych zabawkach, no może po za ceną 😉 jednak mam nadzieje ze zanim moja dwulatka bedzie je chciala mieć one wyjdą z mody. A to dlatego ze poprostu nie współgrają z moim poczuciem estetyki, wszytskue plastikowe okropne lale sa w moim przekonaniu brzydkie. Niestety nie jestesmy się w stanie ustrzec takich zabawek w domu, gdyz dzieci dostaja prezenty, nie koniecznie ładne. Dla mnie jednym z bardzo waznych aspektów wychowania dzieci jest zwrocenie uwagi na piekno, na sztuke, muzyke, piekne ilustrowane książki. Czasem w wychowaniu dzieci zapomina się o tym ze człowiek ma potrzebę doświadczania piekna, a szkoda zeby wzorzec piękna byl wyznaczony przez tandetne (a dotego kosmiczne drogie) zabawki reklamowane w telewizji.
    P. S. Dopiero niedawno trafilam na Pana blog i jestem zachwycona 🙂 świetnie teksty, gratuluję, i z niecierpliwością czytam kazdy kokejny wpis.

    1. Ja tam za lalkami raczej nie przepadam z tego względu, że one wydają mi się mało praktyczne. No bo co z taką lalką można zrobić? Niewiele więcej niż można zrobić z pacynkami, tylko że za 150zł (koszt jednej lalki), to ja mogę zrobić cały teatrzyk dla pacynek 🙂

      PS. Bardzo się w takim razie cieszę, że tu Pani trafiła 🙂

  14. Osobiście nie jestem zaskoczona obawami rodziców, wobec tych „wyjątkowych” zabawek. Są przerażające, nie chcę żeby moje dziecko bawiło się wampirem, wilkołakiem, mityczną meduzą czy jakimkolwiek innym potworem, w ogóle nie nazwała bym tego zabawką. Ukazują pół nagie nastolatki, z super mocnym makijażem, kolczykami tu i tam, kolorowymi włosami, uganiającymi się za chłopakami. Nie takie zabawili chciałabym podarować moim dzieciom i nie takie bajki chciałabym aby oglądały. Nie mają, żadnych moralnych zasad, nawet pani dyrektor jest pokazana jako bezsilna wobec decyzji podejmowanych przez jej uczniów. Bajki te ukazują brak jakiegokolwiek respektu do zasad.

  15. Naprawdę chcecie wpychać swoje dzieci w to bagno okultyzmu za cenę spokoju.
    Nie widzicie w tym nic złego, że dziecko bawi się lalką truposzkiem.
    Ten syf i wiele innych jest niedopuszczalny ani od strony wiary ani z punktu widzenia psychologii człowieka.
    Rodzice asertywni kupujący gadżety swoim dzieciom, bo inne takie mają.
    Rodzice chcący wszystkiego co najlepsze dla swoich dzieci, to może dajmy taka lalka truposzeka bo inne to już nie modne są, a my chcemy być postępowi.
    Puknijcie się w głowę i przestańcie szukać pozytywów w rzeczach, które ich nie mają. NIE OSZUKUJCIE SIĘ !!!

  16. Jak zobaczyłam po raz pierwszy te lalki myślałam że padne… Co oni jeszcze wymyślą??? Po co to komu. Trupie lalki, trumny itd. Obiecałam sobie ze ja nigdy nie kupię… Moja córka ma 4 lata i na Boże Narodzenie dostała 2 mh… Dlaczego? Bo uwielbia ta bajkę i zaczęliśmy oglądać je razem. Są naprawdę świetne i w pewnym sensie uczą ze rasizm, mobbing itp są złe.

  17. Witam,
    Bardzo duzo pozytywnych komentarzy ,wiec ja bede protestowala, dlatego ,ze to co dziecko oglada,czym sie bawi ma niesamowity wplyw na rozwoj dziecka a takze na dalsze w zyciu zainteresowania. Chcialam zapytac Pana czy juz sama nazwa nie wskazuje na to ze jest to jakie? straszne? czaszki.umarlaki..zombiaki..niby slodkie bo na rozowym tle..no tak i ta krew,i promowanie brzydoty, dziecko przyzwyczja sie do tego strasznego wizerunku,uwazam ze cale logo SMH jest straszne, my z domu pozbvylismy sie wszystkiego co bylo z tym logiem.
    Pozdrawiam

    1. Na pierwszy rzut oka jest taki wizerunek jak Pani opisuje. Jednak wystarczy obejrzeć bajkę, aby zobaczyć, że nie do końca tak jest. To jest raczej promowanie tego, że inność jest fajna i akceptowalna. Moim zdaniem – bardzo dobrze.

      A co do tego, że czaszki i umarlaki wpłyną na dalsze zainteresowania w życiu – przez lata ludzie wychowali się na Władcy Pierścieni czy Harry Potterze i obecnie mają się całkiem dobrze 😉

  18. Tak co prawda nie ocenia się po okładce ale te lalki są złe np.to potwory,wyrywa się im ręce !Nigdy nie słyszeliście o tym że pewien człowiek nie muł mieć córki i założył „pakt z diabłem”??? Powiedział że stworzy lalki które będą kusić dzieci jak da mu córkę tak samo ja hello kitty nie ma ust nie widzicie co robicie dziecią?A ludzie myśląc ze dzieci to lubia przekazywali okolenie!

    1. Nie wiele zrozumiałam z Twojego komentarza. Prawdopodobnie przez ortografię…
      Nie ważne, nie było żadnego paktu z diabłem. Kto Ci takich bzdur nagadał?
      A co do Hello Kitty, to że nie ma ust, to znaczy że od razu jest jakimś „dziełem szatana”?
      Muminki też nie mają ust, a jakoś nic nie piszą o tym. Ciekawa teoria, tak bezsensowna że aż śmiać mi się chcę.

  19. Zabraniał mojej córce bawić się tym czymś. To jest straszne. To tak jak bym, przepraszam za słowa ale ją tak myślę, dałbym jej równo do zabawy i powiedziała może twoje lalki je polubia a ty baw się tym bo wszyscy tym się bawią i jest modne. Nie jest to naturalne. Można dac dziecku głowę świni to nic że to jest straszne, możeporadzi sobie z emocjami,a może te emocje zostaną w pamięci i zaowocuja w przyszłości. Moim zdaniem to zło wnikajace w małe umysły, niczego nie uczy, nie rozwija. To jakbym zaoferowała 5 latce dopalacze bo jest trend wśród młodzieży. Czy jest to od szatana? Wszystko co wygląda szatanistycznie pochodzi od niego. Nie rozumiem. Czy wy rodzice zamiast uczyć dzieci kłaść majeczki do lozeczka, co uczy napewno miłości i rodzicielskie,kazecie kłaść potwory do trumien? Wszystko jest ok? Naprawdę? Wyobraź sobie drogi tato że idziesz na kolację do znajomych że swoją żoną, a ona ubiera się w czarne monstrualne ubranie i robi ubiory makijaż. Jej się to podoba, bo bawiła się takimi lalkami, bo to jest jej wzorzec, bo to są jej marzenia z dzieciństwa. Podoba ci się to? Pozwala swemu dziecku na świadome wejście w świat monster. Co dostaniesz za kilka lat? Pamiętaj o tym. Pozdrawiam i przepraszam za błędy.

  20. Ludzie, gdzie macie oczy i rozum? Dostaliście kiedyś ulotkę agencji towarzyskiej za wycieraczkę auta? Lalka MH to taka mała prostytuteczka, laleczka dla przyszłej pseudowyzwolonej idiotki (bo maksymalnie zniewolonej). Oferta/wygląd Monster High niczym nie różni się od kostiumów kupowanych w sex-shopach, ja nie mam nic przeciwko takim kwestiom (moja zgrabna żona wspaniale wygląda w takich strojach:), ale żeby nabijać tym głowę 5 letniej dziewczynki??? Czy wy jesteście degeneratami czy idiotami panie Kamilu i jemu przytakujący?
    P.S Ktoś tu przyrównał MH do My little pony.. kolejna super pozycja dla przyszłych niewolnic i kredytobiorców. Obejrzałem z córeczką aż 3 odcinki My little pony i oprócz pisków, kłótni, przekomarzań, rywalizacji o jakieś bzdury, przygłupich śmiechów, mrugania oczkami i kręcenia zadkami, żadnych większych wartości tam nie znalazłem. (ale i tak jest to klasa wyżej od MH). No a potem, po kilku rozmowach, bez większych zakazów i ceregieli, córka zrezygnowała z oglądania tej bajki (a nawet wyrobiła w sobie delikatne poczucie elitarności, że nie ogląda tego co wszyscy)

  21. Niestety nie zgadzam się z Panem. Jestem nauczycielką w przedszkolu ( uczciwie zaznaczam, że własnych pociech nie posiadam) i na codzien spotykam sie z nowinkami ze swiata zabawek. Monster high jest po prostu okropne i naprawde dziwie sie rodzicom, którzy takie zabawki kupują swoim maluchom. Twierdzi Pan, że, cytuje ” niby do czego taka zabawka może zachęcać? Do picia krwi? Demolowania cmentarzy? Ożywania ludzi przy pomocy pioruna? Poważnie?”, ok może nie przyjdzie jednej czy drugiej 4 latce do głowy zdemolowanie cmentarza, ale nie od dzisiaj wiadomo, że dzieci uczą się właśnie poprzez zabawę. I czy nie lepiej 4latce kupić lalkę z serii „bobas”, dzięki której może uczyć się empatii, opieki nad młodszymi i bezbronnymi? Sam Pan napisał, że wadą tej lalki jest jej koszt, wiec czy nie rozsądniej jest kupic tańszą, „ładniejszą” lalkę i cieszyc się tym, że nie tyle posłuży ona w zabawie ale i nauczy czegoś, co może pozytywnie wpłynąć na życie naszych latorośli?

  22. Naprawdę miło jest w końcu przeczytać coś o Monster High, co nie miesza serii z błotem i nie wyzywa od szatana, tylko naprawdę trzeźwo napisaną wypowiedź, dziękuję za dużą inspirację 🙂

  23. Hej ! Jestem Zuza. Aktualnie mam 21 lat i jestem kolekcjonerką lalek Monster High oraz Ever After High. Zdaję sobie sprawę z tego, że te lalki zostały stworzone z zamysłem dla młodszych dziewczynek, aczkolwiek moim zdaniem kupowanie dzieciom tak dobrze wykonanych lalek to morderstwo dla producenta. 🙁 Strasznie mi szkoda gdy widzę jak lalki mają rozwalone włosy, są brudne i zmasakrowane. Dzieci nie mam, ale jak bym miała córcię, to od małości uczyłabym ją dbania o lalki, bo to takie małe cudeńka 🙂 (Tak, jak byłam mniejsza to dbałam o lalki i zostało mi to do teraz) 😀 Co do mówienia że są „SZATAŃSKIE” to jest jakaś paranoja. Wiecie jak to jest, ktoś zobaczy lalkę a nie jest w temacie bajki to może tak stwierdzić, ale jeśli popatrzeć na seriale i filmy, to uczą one akceptacji i tolerancji, bo nie ważne jak wyglądamy, ważne jacy jesteśmy w środku 🙂

  24. Post z przed 6 lat i nawet nie wiem czy blog nadal działa. Chce to napisać, bo w 2017 roku Mattel wypuściło „unowocześnione” monsterki, które według mnie okazały się klapą, ale do tego później. Kiedy lalki wchodziły do sprzedaży miałam może 7 lat i odrazu mi przypadły do gustu. Nudziły mnie już barbie, które miały jedną i tą samą twarz, a jedyne co było inne to ubranka i kolor oczu. Odrazu poprosiłam rodziców o monsterki, a oni… ZGODZILI SIE! No i super, bo 2 lalkach przecież nie ma nic złego. Moja przyjaciółka jednak żyła w bardzo katolickim domu i nie było tam nawet mowy o prezencie w postaci takiej lalki. Pogadajmy teraz o ich cenie i tym, że są tej ceny warte. Jedna oryginalna Lalka z serii casual, to znaczy lalki wyglądały tak jak na codzien w serialu, kosztuje 100-150zl. W zestawie dostajemy zwierzaka, torebkę, stojak, szczotkę, dziennik i jakieś inne pierdoły, a i oczywiście samą lalkę. Lalkę, która ma gęste włosy dobrej jakości, świetnie wykonane ubranka, posiadające wiele detali i oczywiście artykulacja, czyli ruchome ręce i nogi. Trzeba wspomnieć też o tym, że każda lalka ma oryginalny kształt twarzy, a niektóre z nich mają np ogony, albo skrzydła, nie wspominając już o lalce centaurze (avea trotter). To wszystko kosztuje i jestem pewna, że gdyby Mattel wypuściło w pełni artykulowaną barbie z ubrankami posiadającymi szczegóły i detale dorównujące mh, lalka kosztowałaby w okolicach 200zl. Teraz czas na ten fatalny reboot, lalki z 2017 roku. Większość lalek z tego roku nie posiada już artykulacji, ubranka to często zwykła krótka sukienka, twarze są bardziej „przyjazne dzieciom” (chociaż moim zdaniem są potworne), a włosy nie są już tak dobrej jakości jak kiedyś. Ma to oczywiście swoje odzwierciedlenie w cenie. Taka minimalistyczna lalka kosztuje 30-70zl. Możecie zobaczyć w internecie zdjęcia tych lalek. Wpiszcie tylko w Googla „monster high reboot” I zobaczcie do czego doprowadziły Karen mówiąc że monster high szkodzi dzieciom.
    Edit: zapomniałam wspomnieć o tym, że lalki gubiły ręce i części ubranek. To był niestety realny problem, trzeba to przyznać, ale jeżeli dziecko o lalkę dbało i nie urywało jej bez powodu rączek, nie było powodu do obaw, w końcu nie odpadały same z siebie. Lalki były też tworzone z myślą o kolekcjonerach, co za tym idzie miały tylko stać na półce i ładnie wygladac.

  25. Wszystko spoko, ale nie zgadzam się z tą sexualizacją dzieci. Wina zawsze jest w zabawkach, grach itd. a rodzice nigdy nie zauważają tego problemu w szkołach. Nie raz słyszy się, że dziewczynki nie mogą nosić bluzek na ramiączkach, spódnic ponad kolana itp, ponieważ „rozprasza to chłopców” argument ten jest jak dla mnie absurdalny, a tym bardziej przeraża mnie to w jaki sposób patrzą na dzieci nauczyciele, żeby tak powiedzieć, bo wątpie żeby jakiś chłopiec rzeczywiście miał problem z powstrzymaniem się przez to, że dziewczynka ma pomalowane paznokcie. Problem ten jest bardzo poważny, trzeba patrzeć troche szerzej

  26. Mnie filmy i lalki pomogły ukrztałtować jako człowieka tolerancyjnego. Pomyślmy- jedna z głównych bohaterek ma skłonności autystyczne, inna ma jedno oko, jednak chodzą do tej samej szkoły i mają wiele przyjaciół. Uwielbiałam oglądać monster high. Nie ma w nim nic złego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *