
Wykrzycz swoje emocje
Ale zrób to z głową.
Krzyk jest zły. Krzyk krzywdzi. Bardzo często się o tym mówi i ja też często to powtarzam. A jednak. Dzisiaj zrozumiałem, że są różne rodzaje krzyku. Jest krzyk, który dzieli ludzi i jest taki, który może zbliżyć ludzi do siebie. Bo krzyk jest wyrazem wewnętrznego bólu. Jest wyrazem emocji, które nie mieszczą się już w środku i musimy je uwolnić. Czasami już tak jest i nic na to nie poradzimy. Wstrzymywanie tego mogłoby nam tylko jeszcze bardziej zaszkodzić. Dlatego uważam, że problem, który tak często jest poruszany, nie tkwi w samym krzyku. On tkwi w tym, co komunikujemy za jego pomocą.
Ty!
„Jesteś nieodpowiedzialny! Jak mogłeś to zrobić!? Nie widzisz ile mam teraz przez Ciebie pracy!? Zrobiłeś to specjalnie! Jesteś najgorszy!”
Wszystkie te wykrzyczane powyżej słowa, mają jeden element wspólny. Odnoszą się do drugiej osoby. Odnoszą się do jej zachowania i są to określenia mocno negatywne. Do tego stopnia, że druga osoba (nieważne czy dziecko czy dorosły), nawet jeśli chciałaby nawiązać dialog, to przejmuje te negatywne uczucia i odpowiada tym samym co dostała. A gdy ogień zwalcza się ogniem, wszyscy możemy się poparzyć. I każdy z uczestników, może dorobić się paru, naprawdę nieprzyjemnych blizn. Blizn, które będą nam towarzyszyć do końca życia. Chyba, że…
Ja?
Ostatnio dzieci wyprowadziły mnie z równowagi. Od rana przeprowadziłem z nimi chyba z pięć „poważnych” rozmów i nie było widać żadnej poprawy. Nawet minuty nie potrafili ze sobą wytrzymać. Więc, gdy po raz kolejny usłyszałem, że któryś płacze, to się wściekłem. „Dopiero co mi obiecali, a dalej to robią!”. Idąc do ich pokoju, niosłem w ręce zabawkę i jedyne o czym myślałem, to że wejdę do pokoju i rozbije ją o ziemię, żeby pokazać im jak bardzo mnie zdenerwowali. Nosiło mnie. Chciałem im pokazać, że to koniec dobrego tatusia, który tylko słucha i upomina, bo najwidoczniej to nie działa. Normalnie, aż mi głupio o tym pisać, ale tak właśnie było. Jednak gdy przekroczyłem próg pokoju i spojrzałem na nich, zamiast rzucić zabawką, zacząłem krzyczeć. Jednak ten krzyk był inny niż do tej pory.
Ja!
„Jestem wściekły! Jestem tak wściekły, że mam ochotę rzucić tą zabawką o ziemie, żeby się rozbiła! Prosiłem was tylko o chwilę spokoju! Mam ochotę krzyczeć i mam ochotę coś rozwalić. Dawno już nie byłem tak zdenerwowany, jak jestem teraz. Jest mi też bardzo przykro, że się pokłóciliście i znowu musiałem tu przyjść.”
Tak naprawdę, to wykrzyczałem tylko pierwsze słowo. Każde kolejne, które wychodziło z moich ust, było wypowiadane tonem coraz spokojniejszym. Z każdym kolejnym słowem miałem coraz większą pewność, że z wszystkich dostępnych rozwiązań, wybrałem najlepsze. Nikt nie ucierpiał. Niczego nie zniszczyłem. Nawet nikt nie zapłakał. Twarze moich dzieci zamiast strachu, wyrażały… zatroskanie. Mimo mojego podniesionego tonu, przyjęły to wszystko spokojnie. I może mi się tylko wydawało, ale widziałem w ich oczach coś na kształt zrozumienia. Widziały, z jak wielkimi emocjami sobie w tamtej chwili próbowałem poradzić. I po wszystkim mnie po prostu przytuliły (młodszy też na wszelki wypadek zabrał mi trzymaną w ręku zabawkę, gdybym jednak zmienił zdanie :). Pierwszy raz poczułem, że krzyk nas nie rozdzielił, lecz zbliżył. I to było coś, czego się zupełnie nie spodziewałem.
Dlatego też zgadzam się, że krzyk jest zły. Ale jeśli już zdarzą się w naszym życiu takie momenty, że będziemy musieli krzyknąć (a zdarzą się, możecie być tego pewni), to zamiast rzucać oskarżeniami, jak to najczęściej bywa, wykrzyczmy swoje emocje. Ta wydawałoby się drobna zmiana, potrafi zmienić wszystko.
Prawa do zdjęcia należą do Masayuki.
Często bardziej niż złość i krzyk oddziaływuje na dzieci milczenie i spokój. ja tak miałam z moją mamą – bardziej niż jej krzyku , bałam się tego , że nie mówi nic.
Ja jestem zdania, że dzieci powinny poznawać różne emocje. Złość też.
Jasne, że bez skrajności, ale jednak.
Złoszczę się przy córce, płaczę przy niej, śmieję się, krzyczę z radości.
Wierzę w to, że wyrażanie emocji jest potrzebne każdemu. I ktoś musi tego nauczyć.
Dlatego się tego nie boję.
Mi ostatnio przydałyby sie lekcje z wyrażania emocji… wszelkich.
Ja chodzę na takie lekcje, odkąd urodziło mi się pierwsze dziecko. I dopiero od niedawna widzę efekty, więc nie ma co się załamywać.
To moze jest i dla mnie jakas nadzieja. Ale to uczucie, że krzywdze własne dziecko, jak analizuje codziennie wieczorem przebieg dnia psuje mi nastrój ;-(
Chyba wpadnę w kompleks rodzica ;) brawo :)
Thx :)
Dzieci wbrew pozorom dobrze znają emocje. Potrafią je też wykorzystać. Krzyk działa na rodzica, wie o tym każde dziecko. To nie znaczy, że nie należy uczyć dzieci emocji. Krzyk może i działa, ale na krótką metę i w końcu może przynieść skutek odwrotny.
jak ruszysz z BlogOjcowymi warsztatami to ja się od razu na nie zaocznie zapisuję :-)
Dzięki :) Tym bardziej dzięki, że widzę jak narzekasz na pseudopsychologię na blogach i zawsze się trochę boję, że to też o mnie chodzi :)
Kamil, ale ja już tyle razy Cie polecałam, że musiałabym być mega obłudną bestią, żeby co innego robić a co innego myśleć :-)
No wiem, wiem :)
A kto powiedział, że rodzice to święci? Ja co prawda bardzo rzadko krzyczę, bo to po prostu nie leży w mojej naturze (nigdy nie krzyczałam), ale jak odwracam się do dzieci tyłem i zaczynam lodowatym tonem liczyć do dziesięciu, to już popłoch straszny ;)
Taki rodzic to jak bomba, w której nagle włączyło się odliczanie i dzieci muszą szybko znaleźć sposób na przecięcie kabelka albo będzie kiepsko :)
Niestety jestem bardzo wybuchowa. Krzyczę, to fakt, ale nigdy nie obrażam wtedy drugiej osoby. Za to synek zdaje się nie przejmować moją złością i zwyczajnie się wtedy śmieje… Dlatego już nie krzyczę. Przenoszę dziecko po prostu w inne miejsce.
Też się z tym spotykam. Że są dzieci, które na krzyk reagują podejściem „aha, czyli wygrałem. No dawaj, dawaj. Wyrzuć to z siebie. I tak mam to w nosie.” I to jest dopiero przerażające. Wtedy zdecydowanie trzeba zmienić metodę.
Przy tym mój synek nie jest typem urwisa, co ciągle coś psoci. On raczej jest z tych upartych, co jak sobie coś ubzdura to nie popuści. Metoda przeniesienia jako jedyna skutkuje. Oczywiście jest histeria, ale szybko mu przechodzi.
Dwie rzeczy chciałabym dodać. Albo trzy. Czym innym jest krzyk spowodowany koniecznością wyładowania emocji. Wtedy wiadomo – lepiej krzyknąć niż zrobić komuś lub czemuś fizyczna krzywdę. Chyba. Ale jeśli liczymy na to, że krzykiem rozwiążemy sytuację, to trzeba pamiętać, że i owszem, na początku to może działać, z zaskoczenia. Ale im częściej stosujemy ten „sposób” tym mniejsze wrażenie on robi na dzieciach. Poza tym, jeśli w ten sposób wyrażamy emocje, musimy się też liczyć z tym, że nasze dzieci też w ten sposób będą je wyrażać. I to z dużo bardziej, naszym zdaniem, bagatelnych powodów. Musimy być gotowi na to,… Czytaj więcej »
świetny tekst ! :)