Sekretny składnik, który sprawia, że niektórych nauczycieli zapamiętujemy na całe życie
Tekst który powinien przeczytać przede wszystkim każdy nauczyciel, ale też każda osoba, która chciałby przekazywać innym swoją wiedzę. Czyli tak, rodzicom to również może się przydać.
Nauczyciel, zawód z misją
Na wstępie chciałbym zacząć od tego, że mam niesamowity szacunek do ludzi, którzy zdecydowali się zostać nauczycielami. Uważam, że jest to jeden z najważniejszych (jak nie najważniejszy) zawodów jakie istnieją i jednocześnie wiem, jak bardzo jest on wymagający, bo sam kiedyś marzyłem, aby nim zostać. Nawet studia skończyłem, ale niestety moja wizja edukacji nie pokrywała się z tym, jak edukacja jest widziana w naszym graniu odgórnie i ostatecznie po kilkudziesięciu lekcjach zrezygnowałem.
Stąd też tym większe ukłony dla tych, którzy odważyli się na ten krok.
Niestety rzeczywistość jest dość przygnębiająca
Statystycznie niemal każdy z nas miał w swoim życiu około 50-100 nauczycieli (szczególnie jeśli doliczymy zastępstwa). Jednak ilu z nich zapamiętaliśmy? Ilu z nich rzeczywiście wpłynęło na nasze życie? Nie nauczyło kolejnej regułki czy kolejnej historycznej daty, ale wpłynęło na to jacy jesteśmy?
Ilu nauczycieli bylibyśmy w stanie nazwać autorytetami? Mentorami?
Ile imion naszych nauczycieli jesteśmy sobie w stanie przypomnieć? I jak myślimy: ilu nauczycieli zapamiętało nasze imiona?
Najczęściej odpowiedź będziemy w stanie zawrzeć na palcach jednej ręki. Bo nie da się ukryć – wyjątkowych nauczycieli było paru i rzeczywiście sam mam paru takich, dzięki którym moje życie wskoczyło na lepsze tory. Szkoda jedynie, że było ich tylko paru.
Dlaczego tak się dzieje?
Gdy kiedyś się nad tym zastanawiałem, to wydawało mi się, że chodzi o autorytet. Że część z nauczycieli, którzy mnie uczyli zakładało, że autorytet należy im się z urzędu i że uczniowie nie mają prawa go kwestionować sugerując na przykład, że jest w błędzie. Dlatego też jeżeli nauczyciel nie był w stanie zaakceptować faktu, że popełnił błąd (albo że np. w podręczniku jest błąd, bo i takie się zdarzały), to tracił z automatu cały autorytet jaki dawała mu jego pozycja. Zresztą wiedza takich nauczycieli często ograniczała się do tego, co było w książce, a to tylko dodatkowo uderzało w ich wiarygodność.
Wtedy byłem przekonany, że najlepszymi nauczycielami są pasjonaci, którzy potrafią zaciekawić tematem swojej lekcji każdego ucznia, niezależnie od tego czy on lubił dany przedmiot czy nie. Ludzie, którzy w temacie, który uwielbiali byliby w stanie opowiadać godzinami, bo było to wręcz ich życiem.
Okazało się jednak, że miałem rację tylko częściowo
Pasja rzeczywiście pomaga w budowaniu autorytetu, a ignorancja szkodzi, ale nie one są kluczowe. To nie sama znajomość tematyki, której uczymy, pełniła w zdobywaniu serc uczniów najważniejszą rolę. Było coś jeszcze. W końcu są nauczyciele, którzy wcale nie są alfą i omegą, a jednak dzieciaki patrzą w nich jak w obrazki i chcą być tacy sami, jak dorosną. To są ci sami nauczyciele, których jak widzimy na ulicy to krzyczymy przez cały ogromny park „DZIEŃ DOBRY!” (kto tak robił, ręka do góry :).
Z drugiej strony pojawiają się też nauczyciele geniusze, których mimo wszystko nie wspominamy z jakimś szczególnym sentymentem. Dlaczego tak jest?
Dopiero niedawno zrozumiałem, gdzie tkwi istota tych rozważań.
Wiecie co tak naprawdę wyróżniało nauczycieli, których lubiłem i od których dużo chętniej się uczyłem?
To, że mnie znali. Nie jako ucznia ze szkoły, w której uczą, ale jako Kamila.
Kamila, który uwielbiał matematykę. Kamila, który czytał fantastykę. Kamila, który lubił sobie pograć. Znali mnie jako dzieciaka, jako człowieka, a nie jako kolejny numer w dzienniku.
I nie mówię tutaj o tym, że spędzaliśmy razem długie godziny na rozmawianiu o życiu i śmierci (bo pewnie ktoś by się tym słusznie zainteresował i nauczyciela by zamknęli ;) – mówię o tym, że taki nauczyciel czasami zamienił ze mną parę zdań w czasie przerwy. Zapytał jak tam ostatnia książka albo jak mi poszedł matematyczny konkurs Kangur.
Mówię o tym, że taki nauczyciel się czasami zwyczajnie zainteresował kim jest dany uczeń i pokazał mu, że on też jest człowiekiem. Mówię o tym, że on czasami też się z nami podzielił jakąś informacją o sobie.
Takie podejście zmienia naprawdę dużo
To właśnie od tego jak traktuje nas nauczyciel, zależy to, jak my go będziemy traktować. Jak ważne będą dla nas jego słowa, jak chętnie będziemy chodzili na jego zajęcia i jak bardzo otwarci będziemy na jego uwagi czy porady i jak bardzo będzie w stanie pozytywnie na nas wpłynąć.
Z ciekawości sprawdziłem też czy są jakieś dane, które potwierdzają to o czym mówię i rzeczywiście takie są (źródło). Okazuje się, że zdrowa relacja z nauczycielem nie tylko pomaga w nauce danego przedmiotu, ale wpływa również pozytywnie na umiejętności społeczne ucznia. Oczywiście sama relacja nie zapewnia lepszych wyników (chyba, że mówimy o sytuacji nie do końca etycznej :) – relacja po prostu wspiera wysiłki ucznia, bo przekłada się na większą chęć do nauk i lepsze wsparcie przez nauczyciela procesu nauczania.
Relacja też jest tym sekretnym składnikiem, który sprawi, że możemy stać się dla dziecka kimś w rodzaju mentora czy autorytetu, a nie tylko kolejnego belfra, który zostanie zapomniany kilka lat po ukończeniu szkoły.
Na koniec polecam film, który zainspirował mnie do tego wpisu
https://www.youtube.com/watch?v=BUQIARSN3ag
Prawa do zdjęcia należą do Department.
Jeśli zgadzacie się z powyższym wpisem, będę zobowiązany za udostępnienie go dalej, bo dzięki temu jest szansa, że takie podejście do uczniów miało szanse się spopularyzować i będzie zataczało coraz szersze kręgi, a będzie to z korzyścią dla uczniów, jak i dla nauczycieli.
Trochę się pogubiłem w pytaniu. Chodzi o sekretny składnik, który powoduje, że nauczyciel zostaje autorytetem, zostaje zapamiętany, czy jest lubiany? „To, że mnie znali.” To ma duże znaczenie, gdy chodzi o zapamiętanie nauczyciela (bo rzadko który się nami interesuje), ale niekoniecznie musi mieć wpływ na to czy ten konkretny nauczyciel będzie autorytetem. Trudno mi stwierdzić co ma na to wpływ, ale na pewno pasja czy umiejętność przyznania się do błędu – zwłaszcza na studiach czy w szkole średniej. W podstawówce myśli się trochę innymi kategoriami. Znajomość ucznia nie musi przekładać się na bycie autorytetem, ale może przyczynić się do lepszego… Czytaj więcej »
Pierwsza na myśl przechodzi mi STACHA (tu powinna pojawić się melodia z horroru :)). Wcale nie dlatego, że była autorytetem. Była postrachem już prawie dorosłych ludzi. Nie krzyczała. Ośmieszała.
Tak, nauczyciel to powinien być zawód z misją. Nie pole gdzie dorośli mogą rozładować swoje emocje.
Bardziej niż 'mnie znali’ to 'traktowali mnie jak człowieka, który ma prawo do bycia nim, traktowali jak partnera, a nie jak uczniaka, który się może mylić’. Ale też nie do końca o to chodzi. Pamiętam bowiem nauczycieli tych, co byli beznadziejni, i ci są nawet częściej przeze mnie wspominani, zwłaszcza jeden pan od angielskiego, przez którego znielubiłam uczyć się tego języka, a nigdy z nauką problemów nie miałam.. Albo pamiętam tych, dzięki którym coś zrozumiałam, a nie miałam żadnej relacji głębszej, natomiast owo zrozumienie wzbudziło jakieś tam pozytywne emocje. Więc.. tym tajemniczym składnikiem, dla którego pamięta się o kimś (a… Czytaj więcej »
Co to za film? Niestety jest już niedostępny
Prawdą jest to, że uczniowie mogą nas zapamiętać zarówno jako dobrych i złych nauczycieli. Powyższe argumenty wydają się trafne, ale czegoś mi brakuje.