„Kiedyś” wcale nie było lepiej
Tylko się o tym głośno nie mówi.
Dziecięcych wspomnień czar
Raz na jakiś czas zasypuje mnie masa obrazków, filmów i ikonografik, pokazująca jak to dzieci z lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych miały cudowne dzieciństwo. Tutaj przykład: Dzieciństwo w latach 80-tych – jak to możliwe, że przeżyliśmy? (warto przeczytać chociaż część przed dalszą lekturą).
To prawda, że mogliśmy pić wodę z kałuży, wyjadać Vibovit z torebki, chodzić z psem bez kagańca i smyczy, a w wieku siedmiu lat zostać w domu i pilnować młodszego rodzeństwa. Opieka społeczna? Przecież siedmiolatek to już prawie dorosły był. Bawiliśmy się na budowach, skakaliśmy po balkonach na wysokości dziesięciu metrów, a jak biliśmy nieposłuszni, to obrywaliśmy pasem. I wszystko było ok, prawda?
Nawet ostatnio Mama Trójki napisała: „Nie przypominam sobie, żebym, jako dziecko w czasie 27-30grudnia chodziła do szkoły, żeby dupę truć komuś na świetlicy. Nie, babcia się nami nie opiekowała, mama była w pracy, a my z kluczem u szyi ganialiśmy z sankami na górkach.”
To było zupełnie normalne w tamtych czasach i ja się z tym całkowicie zgadzam. Jednak te czasy już przeminęły. Czy więc powinniśmy być obecnie wdzięczni za te ówczesne „zasady wychowania” i mimo upływu czasu, dalej z nich korzystać?
Wyobrażenia, a rzeczywistość
W tych wszystkich tęsknych historiach zapominamy o tym, co było naszą szarą, smutną codziennością. Tak już działa nasz mózg. Wymazuje on chwile nieprzyjemne i odpycha je, zostawiając miejsce dla tych radosnych. Ale to nie znaczy, że powinniśmy zapomnieć o tych wszystkich złych momentach. A tak właśnie robimy. Zapominamy zapach alkoholu na ustach rodzica, który nieudolnie sprawdzał nam zadanie domowe. Zapominamy ciągłe krzyki za ścianą i odgłosy płaczących dzieci. Nie pamiętamy podbitego oka kolegi z klasy. Zapomnieliśmy nawet jak wielki był nasz strach przed rodzicielskim gniewem. Jak wiele łez wylaliśmy, bo po przypadkowym stłuczeniu talerza, wiedzieliśmy, że czeka nas lanie. I potem jeszcze pewnie właściwa kara (bo lanie to tak przy okazji). To było życie w ciągłym lęku. To prawda, że dzięki strachowi byliśmy „grzeczni i posłuszni”, ale wspominanie tego uczucia z nostalgią, jest jakąś całkowitą pomyłką!
Zastraszone pokolenie
W tych nostalgicznych wspomnieniach nie wspominamy też o koledze, który został pobity przez rodzica tak dotkliwie, że do dzisiaj walczy z niepełnosprawnością. Nie wspominamy koleżanki, która została zgwałcona przez ojca i która do dzisiaj walczy z depresją. Wszyscy wiedzieli, a nikt nic nie mówił. Wszyscy się bali. Byliśmy pokoleniem strachu. Połowa z nas miała depresję, druga połowa kompleksy, a trzecia połowa niskie poczucie własnej wartości.
To prawda, że między tymi złymi momentami znajdywaliśmy chwilę beztroski, które dzisiaj możemy wspominać, ale to jeszcze nie znaczy, że mieliśmy wspaniałe dzieciństwo. To znaczy po prostu, że człowiek jest w stanie dostosować się do każdych warunków. Nawet tych najgorszych.
Nie wszyscy przeżyli
Miałem dziesięć lat, kiedy zmarł mój kolega. Jego rodzice byli na imprezie, a on w domu z rodzeństwem. Standardowy model. Wszyscy rodzice tak robili. Niestety ten jeden raz, nie był jak wszystkie. Kolega poszedł się wykąpać i już nie wrócił. Zaczadził się. Gdyby rodzice byli w domu, miałby dużą szansę przeżyć.
Dlatego też jak słucham o pięknym, magicznym i nostalgicznym dzieciństwie w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, którego moje dzieci „niestety” nie poznają, to mam ochotę kogoś zdzielić w twarz. Współczuć to można było nam dwadzieścia lat temu! Nie naszym dzieciom obecnie.
Każda bitwa kiedyś się kończy
To prawda, że nam udało się przetrwać. Jednak wielu z naszych kolegów i koleżanek wyszło z tej „bitwy” z bliznami na całe życie. Inni nie wyszli z tej bitwy wcale. Na szczęście te czasy się powoli kończą. Coraz więcej jest świadomych rodziców, którzy nie tylko chcą wychowywać swoje dzieci, ale też starają się to robić mądrze. W końcu mamy też dostęp do wiedzy, dzięki której możemy być w tym coraz lepsi. W końcu nasze dzieci mogą poznać czym jest prawdziwie beztroskie dzieciństwo. Dzieciństwo bez przemocy i bez strachu. Dlatego wykorzystajmy daną nam szansę i przestańmy z nostalgią wspominać czasy, które gdy spojrzymy na nie trzeźwym okiem, niewiele z nostalgią miały wspólnego.
Prawa do zdjęcia należą do thejbird.
Czasem łapie się nad moim „beztroskim” dzieciństwem. .
Nasi rodzice nie mieli takiej wiedzy jak My, nie zdawali sobie z konsekwencji swoich zachowań…
:(
Ja rodziców z tamtych lat nie winię. Bo oni tego nie zrobili świadomie. Oni chcieli jak najlepiej i robili to jak najlepiej potrafili. Po prostu trzeba być świadomym, że czasy się zmieniły i można to zrobić jeszcze lepiej.
Moja mama ostatnio powiedziała, ze gdyby wiedziała te rzeczy, które wie teraz na pewno inaczej by postępowała.
Mnie tez towarzyszy takie przekonanie, ze jednak robili co mogli na swoj owczesny sposob. Sledzac historie wychowywania dzieci (ta prawdziwa, bez okraglych slowek) mozna nawet stwierdzic, ze i tak bylismy wychowywani lepiej niz nasi rodzice, dziadkowie itp.
Nie wierze ze kazde dziecko lat 80 i 90 bylo bite bez powodu i ma traume do konca zycia. Gdyby tak bylo to ci ludzie nie chodziliby teraz do pracy, nie mieli przyjaciol, sami nie byliby rodzicami i nie mieli nawet partnerow. Tylko ktos kto nie rozumie czym jest prawdziwa trauma, mysli ze mozna po prostu to przetrwac i potem samemu byc dobrym rodzicem raptem 20-30 lat pozniej. Ci ludzie ktorzy sa dobrymi rodzicamai teraz i prowadza normalne wlasne zycie towarzyskie i zawodowe nie maja pojecia co to jest trauma, bo mieli normalnych rodzicow i normalne dziecinstwa. Nie kazde dziecko… Czytaj więcej »
Bzdury prawisz! To co jest patologią, dawniej było normą. Ludzie nie opowiadają publicznie o swoich problemach, nie chwalą się wizytami i psychoterapeutów. Nie masz pojęcia jak działa rodzina i jaki wpływ wywierają wzajemnie na siebie jej członkowie. Groo moich kolegów z podstawówki skończyło jako alkoholicy, osoby z depresją, nie radzący sobie z otaczającym światem, stworzyło patologiczne rodziny. Wiele rodzin z tamtych lat to były rodziny dysfunkcyjne co nie oznacza os razu patologii.
Nie tęsknie za dzieciństwem,nigdy nie było beztroskie, bo w latach 70-80tych nie było, aż tak uroczo, jak pamiętamy. przede wszystkim rodzice mieli wpajane od pokoleń, że dziecko ma się słuchać, dobrze, jak się boi, bo większy respekt czuje, dzieckiem nie trzeba się zajmować, ma być cicho itp. kwiatki. Szkoła była placówką szanowaną, a nie przechowalnią, jak zostało się na świetlicy to lekcje były zawsze odrobione, fakt do domu nie było się po co śpieszyć, ale wiele dzieciaków ma tak i teraz. Z radością patrzę na moje dzieci, na to, że one nie muszą jakoś żyć…
Wreszcie ktos prawde powiedzial. Jak mnie to oslabia gdy tysiace ludzi w moim wieku (ok. 40lat) opowiadaja takie bzdury o naszym dziecinstwie jak to cudnie kiedys bywalo. Wszechobecny alkoholizm, przemoc wobec kobiet i dzieci, zla opieka ( bo czym jest puszczanie samopas 7 latka z kluczem na szyji), brak wiedzy z zakresu wychowania dzieci i tepienie/karanie dzieci za to co jest norma dla wieku dziecka. Wspolczuje sobie jako dziecku z owego okresu, i ciesze sie, ze moja corka urodzila sie w innych czasach.
Tak się broniłam by wejść w tego posta, ale jednak. Wychowywałam się w latach 90. Teraz, z biegiem lat miło je wpominam. Choć nie raz dostałam, czy to kablem, pasem czy szmatą. Masz rację, że pamięta się przeważnie te dobre rzeczy (to tak jak z porodem co nie?). Jako 5,5 latka chodziłam z kluczem na szyi do zerówki gdzie po jakimś czasie dostałam nakaz przychodzenia z rodzicem. Odkąd pamiętam zawsze był ten wspomniany klucz na szyi i rodzice w pracy… Czy to dzieciństwo mnie skrzywdziło? Po części tak. Przez ciągłą pogoń za pieniądzem przez rodziców, za czym idzie w jakiś… Czytaj więcej »
Poza tym alkoholizm i papierosy to nie jedyne zlo, ktore moze spotkac dziecko. Prosze poczytac o emotional abuse, emotional neglect, o roznych chorobach psychicznych, na ktore moga cierpiec rodzice, a takze niekochanie i nieszanowanie sie rodzicow i tym podobne moga byc trauma dla dziecka, nawet bez kropelki alkoholu i jednego papierosa w takim domu. Poza tym same problemy jakie ma dziecko: zdrowotne, szkolne, w grupie rowiesniczej. Ciezkie dziecinstwo to nie tylko ojciec alkoholik i matka palaczka. Mozna byc straumatyzowanym z setek roznych powodow. I bynajmniej jesli dziecko ma np. niekochajacych sie rodzicow, jest bite w sytuacji kiedy powinno byc pocieszane,… Czytaj więcej »
hmmm, nie pozostaje mi nic innego jak tylko się zgodzić, sama mam kilka niemiłych wspomnień z dzieciństwa, choć generalnie dobrze było i wyrosłam na porządnego człowieka, tak mi się wydaje ;)
„i wyrosłam na porządnego człowieka”
Jak większość z nas :)
Ja mam wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa w tym okresie. Nie było u mnie w domu problemów alkoholowych i tylko raz byłam uderzona i wiem że było to słuszne,nikt mnie nie zostawiał w nocy samej bo impreza była ważniejsza. Tak wychowano moich rodziców i tak też mnie wychowali. Nie prawdą jest więc Twoje stwierdzenie przykro mi że masz kiepskie wspomnienia ale cieszy mnie fakt ze zmienileś schemat.
to wspaniałe o czym piszesz ale przeczytaj jeszcze raz ten fragment o innych zwlaszcza.
O tym ze dzieci były bite, rodzice pili, a słuchać sie trzeba było bo inaczej przez kolano lub w pysk.
Nie musi cię to dotyczyć ale było tego tak duzo. Pokolenie 80 jest mocno uszkodzone tak myśle mamy problem z miłością.
Ciagle sie staram przytulam, mowię ze kocham to dł mnie trudne bo tego nie zaznalam
Ale ja nieuogólniam. Ja tylko pokazuje przypadki, które w tamtych czasach miały miejsce. Nie wszystkie, a wręcz mała ich część, pochodzi z moich osobistych doświadczeń. I znam też oczywiście przypadki ludzi, którzy mieli wspaniałe dzieciństwo w tamtych czasach. Ale ja nie do końca o tym piszę.
Ja to rozumiem ale środowisko w którym się wychowałam było zgoła inne niż piszesz. Niestety ale to środowisko ma też duży wpływ na wychowanie.Tam gdzie ja mieszkałam większość znanych mi osób ma dobre wspomnienia ba pamiętam nawet dyskusje z naszymi rodzicami na różne tematy nawet te niewygodne.
Mam podobnie. U mnie wsrod znajomych,dzieciakow z osiedla nie spotkalam sie z takimi przykrymi zdarzeniami. Nigdy. A tragedie czy sytuacje teraz nazywane jako patologiczne zdarzaja sie i teraz i to wcale nie rzadko. Mysle ze w tych memach chodzi raczej o inny sen tych czasow. O to ze wtedy wiecej czasu spedzalo sie z drugim czlowiekiem niz z maszyna. Gdzie inne rzeczy byly priorytetem…
Ludzie pamietaja glownie to co jest mile i przyjemne, tak dziala mozg, ze po czasie odrzuca sie nieprzyjemne wspomnienia. jeden z mechanizmow obronnych. Stad wiekszosc taka „zadowolona”.
W poscie powyzej pokazalam, ze pewne problemy nie dotycza tylko jakis okreslonych srodowisk. Pewne problemy moga dotyczyc … wszystkich srodowisk.
Tu nie chodzi o to, ze ktos ma takie czy inne doswiadczenie z wlasnego dziecinstwa, tu chodzi o umiejetnosc spojrzenia na dziecinstwo w danym okresie jako calosc. U mnie tez nie bylo alkoholizmu, ale to nie znaczy, ze tego u innych nie widzialam (pamietam sasiadke nauczycielke po nocy spacerujaca przed blokiem w koszuli nocnej bo jej wydawac by sie moglo przespokojny maz lekarz weterynarii wrocil pijany do domu, pamietam nieustannie pijanego sasiada operatora lokalnej telewizji, pamietam wiecznie podchmielonego – wracajacego z pracy sasiada nauczyciela liceum. Celowo podaje zawody tych ludzi, zeby oswiadomosc, ze problem nei dotyczyl tzw. patologii). Tak bylo,… Czytaj więcej »
A ja przyznam ze nie mam prxykrych wspomnien z dziecinstwa. Wychowywalam sie z koncu lat 80 i poczatku 90 tych i moze mialam szczescie nie wiem ale nie znam ani alkoholizmu u rodzicowmoich ani znajonych ,ani bicia ani nic innego o czym piszesz.rodzice nie zostawiali nas nigdy samych w domu Mam ogromny sentyment do tego okresu i tesknie za tym. I tak zaluje ze moje dziecko nie bedzie mialo takiego dziecinstwa jak ja. Ze nie bedzie spedzal calych wakacji na dzikiej wsi u babci. Bez tv komputera i komorek. Ze nie bedzie znac podworkowych gier i spotkan na trzepaku. Ja… Czytaj więcej »
Bo poczatek lat 90tych to juz kompletnie inna epoka. To mozna rzecz lata swietlne od tego co dzialo sie na przelomie lat 70/80tych. Poczatek lat 90 to juz okres przemian ekonomiczno-spoleczno obyczajowych. Rodzice w tym okresie juz zupelnei inaczej zaczynaja wychowywac swoje dzieci.
No tak ale blog ojciec jest w moim wieku mniej wiecej z tego co wiem. Wiec piszemy o tym samym okresie…
No, nie zgodziłabym się. Urodziłam się w 1995 r, co prawda wychowałam się na wsi, ale moje dzieciństwo wiele się nie różniło od tego opisywanego z lat 70/80. Co do artykułu – piszący go ma dużo racji, ale zauważcie, ze dzieciństwo starszych pokoleń a dzisiejsze wychowanie z psychologami, pedagogami i tabletami to dwie skrajności.
A wszystkie skrajności są niebezpieczne. To też należy zaznaczyć. Jednak i wtedy i dzisiaj dało się znaleźć dobry sposób na wychowanie. I mimo wszystko uważam, że dzisiaj jest to nieco łatwiejsze, bo jednak specjalistyczna wiedza jest dzisiaj niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczy po nią sięgnąć. I spędzać czas z dzieckiem. To powinno wystarczyć, żeby było dobrze :)
racja, moja koleżanka z pracy, rocznik zbliżony do moich rodziców (’52) opowiadała, że już jej rodzice nie stosowali kar fizycznych, i tak samo ona w stosunku do swoich dzieci – choć z pewnością w tamtych czasach to był ewenement ;)
Tez mam takie przekonanie, ze niezaleznie od epoki i zwyczajow w niej panujacych przy odrobinie rozumu oraz zwyklej ludzkiej dobroci, przyzwoistosci i prawdziwej milosci do dziecka mozna bylo go wychowac bez stosowania przemocy i na pewno takie rodziny od zawsze istnialy.
Nie zgadzam się w ogóle z tym wpisem. Pisze Pan jakby dzisiaj nie było rodziców alkoholików, dzieci nie były bite itd. Pana kolega się zaczadził? Dzisiaj też zdarzają się nieszczęśliwe wypadki z udziałem dzieci, spowodowane nieodpowiedzialnym zachowaniem rodziców. Ale fakt, czymś się różnią lata 80/90 od współczesnych: w tamtych czasach syn wraz z dziewczyną nie mordował swoich rodziców w ich własnym domu.
Panie Bartoszu popada pan w przesadyzm. Po pierwsze, nikt nigdzie nie napisal, ze wtedy byli alkoholicy a dzis ich juz nie ma, ze wtedy bito dzieci a dzis juz nie (badania temu przecza, w PL wciaz prawie 80 % popiera klapsy). Chodzi o ilosc. Wowczas (ja pisze o przelomie lat 70/80tych) takie rzeczy jak alkoholizm w rodzinie a przede wszystkim biecie dzieci bylo norma, wlasciwie nalezalo do dobrego tonu, ze niby jak sie dziecko porzadnie pobije paskiem, kablem (czy co tam pod reka) to znaczy, ze sie je dobrze wychowuje. Dzis jesli ktos takie rzeczy robi to ma swiadomosc potepienia… Czytaj więcej »
Jeszcze jakieś 25 lat temu bycie pijanym było okolicznością łagodzącą. Tak podrzucam – pod rozwagę.
Zapadło mi w pamięć, jak moja mama kiedyś, dawno temu, powiedziała z pewnym zdziwieniem: „W tych amerykańskich filmach, to ciągle 'kocham cię’ mówią do dzieci. Całkiem to fajne”. Bo u nas takiego zwyczaju nie było. I jeszcze papierosy – miałam poparzone ręce, bo palenie z dzieckiem na ręku było czymś normalnym, a że dziecko się wierci…
Aaa tak przypomniałaś mi :) Palenie przy dzieciach. Zabawa w niebieskich oparach. Brrr
Zgadzam się z tym, że zazwyczaj pamięta się tylko te jaśniejsze strony lat wcześniejszych. I też drażnią mnie te wszystkie posty na tablicach jak to minęły bezpowrotnie cudowne czasy naszego dzieciństwa. Choć nie do końca zgodzę się z tym, że przemoc dominowała w naszym dziecięcym życiu (tak odczytałam twój post). Było jak było, inne trendy w wychowaniu panowały, ale jakoś cieszę się, że dziecko wychowuję teraz a nie wtedy ;)
Jak chodzi o lata 70-80 te to przemoc wobec dzieci zdecydowanie dominowala. Byla po prostu norma, a norma przeciez dominuje.
Ciekawy jestem co będą pisać blogerzy za kilkanaście lat (zakładając, że będzie jeszcze istnieć blogosfera) i jak oceniać dzisiejsze czasy … Kamil zgadzam się z Tobą, ale nie do końca. Zgadzam się, że „wtedy” było mnóstwo patologii. Takich, które dzisiaj potrafimy nazwać. A jak nazwiemy, zidentyfikujemy to łatwiej nam kroczyć inną ścieżką (choć nie wszystkim, niestety to się udaje). Trochę w myśl zasady, że jak poznasz wroga, to wiesz z kim walczyć. Dzisiaj nie umiemy – tak sobie o tym myślę – dostrzec i właściwie ocenić wielu rzeczy, wielu zjawisk, trendów. Podejrzewam (bo przecież nie mogę być tego pewnym), że… Czytaj więcej »
Ja tez jestem ciekawa co beda pisac blogerzy (albo ich odpowiednicy w innej formie) za 20 lat, ale jeszcze bardziej jestem ciekawa jakie bledy wypomni mi moja corka jak juz bedzie dorosla. Na pewno cos sie znajdzie, bo wiadomo nikt nie jest doskonaly i kazde pokolenie popelnia bledy.
Choc moim zdaniem zawsze mozna trzymac sie jednej zasady i ta nie powinna ulec zmianie tj. zachowywac sie przyzwoicie, nie czynic innym (dzieciom) tego czego nie chcialby sie samemu doswiadczyc.
@Kinga, zgadzam się :) zasada, którą przywołujesz jest jak najbardziej słuszna i do tego mocno uniwersalna, niezależna od przekonań danej osoby. A wracając do moich 'refleksji’ to skupiłem się może mniej na określonych pojedynczych zachowaniach, a bardziej na trendach, modach, zwyczajach. Na przykład co powie nauka (co 'blogerzy’), jakie będą poglądy na: spędzanie czasu przed ekranem tabletu? czy to jest dobre czy nie dobre? spędzanie czasu na graniu w gry komputerowe? Ile godzin powinno dziecko spędzać w szkole? W jakim wieku należy rozpocząć naukę szkolną? Kiedy przedszkole? i tak dalej, i tak dalej, i można tu wymienić całe mnóstwo rzeczy,… Czytaj więcej »
Tak wiem, wiem o co Ci chodzilo. Ja tez duzo bym dala zeby wiedziec jakie beda zasady wychowawcze za lat 20,30, choc z drugiej strony tez nie wiadomo czy beda dobre. Moze dalej pojdziemy jako ludzkosc w kierunku rodzicielstwa milosci i szacunku do swojego dziecka, stwierdziwszy, ze z kochanych dzieci wcale nie wyrastaja bandziory … a moze wrecz przeciwnie, wrocimy do prastarych „zasad”. Co do komputera nei prorokuje wiekszych zmian, dalej bedzie uchodzic za zrodlo uzaleznien, tyle ,ze mam nadzieje bedziemy sie mogli lepiej bronic. Co do nauki szkolnej to wnioskujac z debaty publicznej w Polsce oraz z braku debaty… Czytaj więcej »
W internetach, trafiłam na tekst bardzo młodej osoby, że za komuny to przynajmniej romatycznie było. Wszystko o czym napisaleś znam z własnego doświadczenia, jak również doświadczeń moich znajomych. Nie tęsknię za tamtymi czasami ani za dzieciństwem. Cieszę się, że moje dzieci, nie będą tego doświadczały. Nie było aż tak strasznie bo przeżyłam..ale wielu nie przeżyło.
Ten tekst to mi normalnie „ukradłeś” ;) Jeszcze dzisiaj doszlifowywałam go w głowie. Zgadzam się z tym co napisałeś moje odczucia pokrywają się z Twoimi i jak czytam ten nostalgiczne bzdury o wychowywaniu się na trzepakach to mam ochotę zapytać, czy nie wolałbyś wtedy by ojciec, czy matka z tobą w kosza pod domem pograli. Pamiętam tatę mojej koleżanki , który zabierał nas, czyli całe podwórko, na piesze wycieczki – ile ja bym wtedy oddała żeby to mój tata tak z nami poszedł.
#ZłodziejskieBlongery :)
Wlasnie, to mnie zaskakuje, ze mozna tak bezkrytycznie wspominac cale dnie na trzepaku nie zastanawiajac sie przy tym … a gdzie byli te cale dnie rodzice?
Ja pamiętam dziadka kolegi, który grał z nami w piłkę. Wpadła kiedyś na dość wysokie drzewo…dziadek na nie wszedł. Ale to było wydarzenie. :)
Każdy kto pisze,że kiedyś było gorzej a teraz jest lepiej albo miał wyjątkowo patologiczne srodowisko,albo nie zna prawdziwego oblicza współczesnej „pomocy społecznej” i tzw”pomocy” w ogóle obecnie!! Zastraszanie,donosicielstwo w celu uzyskania korzyści dla siebie,policyjnosć instytucji przy jednoczesnym przymykaniu oczu na prawdziwą i rzeczywistą patologię,kierowanie się chęcią zaoszczędzenia w budżecie gminnym jak największej puli pieniędzy-byle tylko nie pomóc a jeśli Ci brakuje na życie to jesteś np. niezaradny,niewydoolny wychowawczo(szczególnie samotne Matki a jeszcze najlepiej w depresji)-to wtedy zabrać dziecko!!Tam gdzie jest prawdziwa patologia i dzieci wykorzystywane są do zbierania puszek i butelek po śmietnikach i miejscach publicznych nic się z tym… Czytaj więcej »
Ale jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Bo opieka społeczna dawała ciała lata temu, tak jak i daje ciała dzisiaj. I niewydolność naszego Państwa to temat na osobną dyskusję, bo że jego aparaty są niewydolne to ja się całkowicie zgadzam.
Każde czasy mają swoje patologie. Nasi rodzice nas bili, my dzieci nie bijemy, za to walczymy z uzależnieniami w tym od komputerów. Ja latałem po całej okolicy i żeby wpaść pod samochód, to trzeba było się postarać, bo w okolicy ich za dużo nie było. Dziś sam czasami boję się iść po osiedlowych uliczkach. Jedno co pamiętam, to że było świetnie. Miałem sporo znajomych, sporo dobrej zabawy, ale też wszyscy mnie znali, więc nie jako cała okolica nas pilnowała. Nie mieliśmy orlików, ale kawał trawnika wystarczał, żeby grać cały dzień w piłkę. Był jeden podręcznik do każdego przedmiotu, a mimo… Czytaj więcej »
Czy szkola uczyla lepiej to nie wiem, bo nei mam porownania (nie mieszkam w PL), ale w latach 80tych szkola zdecydowanie nie uczyla lepiej. Dzis bedac sama rowniez pedagogiem uwazam, ze owczesna szkola byla pomylka, dzieci nic pozytywnego poza kontaktami z rowiesnikami z niej nie wyniosly. nauczyciele byli niedouczeni, nawet bym powiedziala oceniajac slownictwo jakim sie poslugiwali i to jak odnosili sie do niektorych dzieci byli prostakami. Nie trzeba mi wspolczuc, ja akurat bylam tzw. „wzorowa uczennica”(swoja droga co za pomysl na odgorne dzielenie uczniow na tych lepszych i gorszych) i dla mnie nauczyciele byli ok poraz tym, ze nic… Czytaj więcej »
W takim razie współczuję Wam,że mieliście takich rodziców,bo ja miałem w wieku 8-10 lat wolność,bez komórki,bez nadopiekuńczej mamy.Całe dnie spędzałem na dworze,sam chodziłem na religię do sali katechetycznej na drugim końcu miasta,gdy były przygotowania do KŚ i nie pamiętam oparów alkoholu,przemocy,gwałtów i nagłych zgonów wśród rówieśników.Mieszkałem w ciężkiej dzielnicy,gdzie były budynki socjalne,mniejszość romska,mimo że mieszkałem w domku jednorodzinnym i byłem „burżujem”nikt nigdy nie dał mi odczuć,że nie jestem swój i stamtąd.Moja mama była nauczycielką w szkole i wbrew pozorom nie miałem przez to nieprzyjemności,ale chyba dlatego,że ją lubiano,była ludzka i otwarta na młodzież. Jako rodzic wiem,że najważniejsze jest ,by dzieci… Czytaj więcej »
O jak bardzo się zgadzam z tym wpisem. Pamiętam kiedyś taką rozmowę w mojej rodzinie. Ktoś ze starego pokolenia powiedział nieśmiertelne (a ja bym z chęcią te stwierdzenie ubiła): „a kiedyś to się dzieci woziło bez fotelików i nic im nie było”. Na co moja mama niby też tamte pokolenie powiedziała, że i owszem jej dzieciom nic nie było, ale pamięta wypadek znajomych, niezbyt groźny, gdzie nic specjalnego dorosłym się nie stało, tylko małe dziecko zginęło. I dopóki się takiej jednej historii nie przypomni to można właśnie takie farmazony powtarzać. Ja i tak miałam naprawdę fajne dzieciństwo, bez pasa, bez… Czytaj więcej »
Ja źle wspominam dzieciństwo, nie chcę go wspominać ,staram się pamiętać tylko te dobre chwile ,bo łatwiej, ale nigdy nie powiem ,że było lepiej . Może było ,na swój sposób, prościej ,bo wszyscy żyli podobnie, aut było mało, do prywatnych szkół chodzili nieliczni itd. Jednak teraźniejsze idee dotyczące wychowania często popadają w drugą skrajność, nadopiekuńczości i rozpieszczania. Myślę, że jedyne czego potrzeba dzieciom to zdrowy rozsądek rodziców i sensowne poświęcanie im czasu, nie musimy spędzać z dziećmi całych dni ,czasem lepiej by było to pół godziny ale spędzone na naprawdę fajnej, może twórczej zabawie, niż siedzenie ze sobą cały dzień… Czytaj więcej »
Co było a nie jest nie pisze się w rejestr…tak to chyba leciało. Nie nawidzę jak ktoś mówi a kiedyś to…a teraz to wy się z dziećmi cackacie, słodyczy nie dajecie bla, bla bla- poemat można napisać. Każdy miał swój czas. Teraz jest nasz czas- czas rodziców żyjących w dobie bombardowania wieloma informacjami, nowościami. Chcemy dla dziecka jak najlepiej i sztuką jest wybrać z tych wszystkich przekazywanych rad te, które okażą się słuszne. To, że kiedyś dzieci biegały z kluczem na szyi- tak było. Teraz jest zupełnie inaczej… pędzące z prędkością 80 km/h samochody przejeżdżające obok przedszkola i nieogrodzonego placu… Czytaj więcej »
Kurczę, nie ma tutaj odrobiny przesady? Taaak, dzieci były bardziej samodzielne, ale też nie generalizujmy. Ja nie znam NIKOGO, kto był bity. Moich rodziców też nikt nie bił. Nie pamiętam ani przemocy, ani strachu. Ludzie, których znam też raczej miło wspominają swoje dzieciństwo i to bynajmniej nie dlatego, że są tak straumatyzowani, że wszystko, co złe wymazali. Wypadki zdarzają się zawsze (to trochę na zasadzie – gdyby z rodzicami nie jechał, to by w wypadku nie zginął), okrutnych rodziców chyba teraz też nie mniej, tylko oni raczej w blogosferze się nie udzielają. P.S. Poza tym moi rodzice żadnych książek nie… Czytaj więcej »
Nie, nie ma tu odrobiny przesady. To, ze Ty miales cudowne dziecinstwo i nie widziales w otoczeniu (lub nie byles zainteresowany zeby dostrzec) takich zachowan to nie znaczy ze ich nie bylo.
Trzeba sie tylko cieszyc, ze sie samemu tego nie mialo.
Oczywiscie, ze nie lektura czyni z nas dobrego rodzica, ale bardzo pomaga, zwlaszcza jak sie ma tzw. „niegrzeczne”dziecko. Wtedy lektura np. faz rozwojowych dziecka pomaga odkryc, ze to nie „wredny/wstretny/proszacy o pasek charakter” a … zwykly etap w rozwoju.
Oczywiście, że nie znaczy, że ich nie było! Tak samo, jak nie znaczy, że teraz jest doskonale. Każde czasy mają swoje patologie, ale to jeszcze nie powód, żeby tak generalizować. Nie uważam, żeby istniało coś w stylu „złotego wieku” i na pewno nie były nim lata osiemdziesiąte, ale nie mam również odczucia, że to był najgorszy czas na dzieciństwo, a rodzice byli w znacznej większości pijanymi sadystami, którzy nic o wychowaniu nie wiedzieli.
Nikt tak nie powiedział. Chodziło mi raczej o to, że wtedy dla pijaków i dla bicia dzieci było ogólnospołeczne przyzwolenie, więc naturalnie było tego znacznie więcej, niż obecnie.
Z tak ujętą tezą się zgadzam, chociaż chciałabym wiedzieć, czy podpierasz to danymi statystycznymi. Bo „licentia poetica”, wiem, ale co innego mówić głosem wszystkich w oparciu o takie dane, a co innego w oparciu o własne odczucia i wspomnienia. To chyba najbardziej poruszyło mnie w tekście. Ja naprawdę rozumiem, inna była wówczas „kultura picia” i ludzie traktowali pas jako pomocnik wychowawczy. Ale – i to duga poruszająca rzecz – mamy czasy ekspertów. Nie wszyscy upatrują w tym wielce pozytywnego zjawiska. Oczywiście, sama czytam z zainteresowaniem książki o wychowaniu i macierzyństwie, ale daleka byłabym od sądzenia całego pokolenia, które nie miało… Czytaj więcej »
Jak napisałem w innym komentarzu:
„Ja rodziców z tamtych lat nie winię. Bo oni tego nie zrobili świadomie. Oni chcieli jak najlepiej i robili to jak najlepiej potrafili. Po prostu trzeba być świadomym, że czasy się zmieniły i można to zrobić jeszcze lepiej.”
Więc również jestem daleki od sądzenia całego pokolenia. Tak naprawdę, to daleki jestem od sądzenia kogkolwiek.
Nikt nie napisal, ze teraz jest doskonale, gdzie to wyczytales?
Zdecydowanie lata osiemdziesiate nei byly „zlotym wiekiem”, nie wiem skad ten pomysl. Nie byl to ten najgorszy czas na dziecinstwo. Jak poczytam historie bicia dzieci to dowiesz sie, ze bywalo gorzej. Owczesni rodzicie o wychowaniu wiele nie wiedzieli, nawet ci ktorzy chcieli cos wiedziec i cos czytali. Jak teraz czyta sie owczesne „pedagogiczne” zalecenia to wlos sie jezy na glowie. Wiec sila rzeczy nawet ci najbardziej swiatli duzo o wychowaniu wiedziec nie mogli. Mogli byc po prostu przyzwoitymi ludzmi, ktorzy kochali swoje dzieci i nie robili im krzywdy.
Prawda jest taka, że są dwie strony medalu.
To normalne, że z rozrzewnieniem wspomina się te dobre rzeczy. Dobre dla nas, teraz, z perspektywy czasu, bo umówmy się, że zazwyczaj nie zastanawiamy się jak te nasze wojaże mogły się skończyć.
Ja nie mam aż tak dramatycznych wspomnień z dzieciństwa, ale, ALE tak, bałam się powrotu ojca z wywiadówki, bałam się pasa, o który wtedy, w moim mniemaniu sama się prosiłam. W moim mniemaniu wtedy, podkreślam, ponieważ teraz, patrząc na to z perspektywy rodzica uważam, że to nie miało prawa się zdarzyć.
„Prawda jest taka, że są dwie strony medalu.”
Czy nie zawsze tak jest? :)
Jestem młodszym pokoleniem, więc mnie takie czasy na szczęście ominęły, ale to prawda, że wiele osób idealizuje swoje dzieciństwo – „za moich czasów…” i zwykle wtedy następuje litania przykładów, jak to kiedyś było lepiej. Wszyscy wiedzą, że nie było. Może byli tak zastraszeni, że dziś boją się do tego przyznać?
Btw uderzyło mnie to wyliczenie – „trzecia połowa”? jest coś takiego :) ?
Jestem matematykiem. To taki nasz hermetyczny żart :)
trudno jest przez pryzmat własnego tylko doświadczenia porównywać dwie epoki. wracając do dzieciństwa ocieramy się często o świat oniryczny i dlatego ten świat nie wytrzymuje porównania z obecnym. łatwo przychodzi mi zrozumienie dla poglądów, że kiedyś było lepiej, podobnie jak do poglądu, że było gorzej. trudno jest mi jednak zgodzić się z sądami o 'zastraszonym pokoleniu’ w kontekście metod wychowawczych. zastraszona była duża część społeczeństwa, tak jak pewnie zastraszona jest też teraz np. wizją kredytów hipotecznych. metody wychowawcze się zmieniły, to zapewne fakt, lecz nie jestem pewien czy w skali kraju teraz jest na pewno lepiej, tym bardziej, że wzrasta… Czytaj więcej »
Hmm… A jakieś argumenty? Bo „wiedzieć” to sobie można… Sama spędzałam prawie połowę czasu przed kompem, a resztę na podwórku i nie uważam, że coś straciłam, można pogodzić te dwie rzeczy, tylko trzeba chcieć.
Nie, żadnych.
wyglada na to ze ja nie bardzo pasuje do Was bo jestem babcia 11 letniej pannicy, ale… Wychowywano mnie w latach 50, czasy zamierzchle. W domu babcia i mama, ojciec rozwiedziony. Bylam rozpieszczona jedynaczka, corka lekarza i dziennikarki, wokol rodziny gornicze z 4..5.. dzieci. Czas wyzu demograficznego. Pierwszy telewizor na osiedlu byl naturalnie w moim domu. Czasy Zorro i Dr Kildera…z gromada dzieci w pokoju…byl trzepak i taplanie sie w blocie, jadlam chleb ze smalcem, jak inni, i rzeczywiscie nikt nie umarl. Moje dzieci, pokolenie lat poznych 70…nie bylo babci ale i nie bylo klucza na szyi. Bylo przedszkole i… Czytaj więcej »
Prawda, po stokroć prawda… jak przypomnę sobie opowieści matki z domu rodzinnego, to mi skóra cierpnie. Lanie „za wszystko”, jak u Kononowicza :P I to powszechne przekonanie, że dzieci są z gruntu złe i tylko regularnym biciem uda się je, jak metal, przekuć w tzw. porządnych ludzi. I owszem, niektórzy się „porządni” stali – ale z nerwicą, depresją i zaniżonym poczuciem własnej wartości. Wielu przekazuje ten bagaż dalej i rosną kolejne pokolenia uważające, że dziecku (choćby i rocznemu!) trzeba po prostu przylać, bo inaczej nie posłucha… A co do skuteczności kar – prosty przykład. U mnie nie było bicia, szlabanów… Czytaj więcej »
Dzięki za ten komentarz. Pokazuje, że ludzi, którzy pamiętają jak naprawdę wyglądały te czasy jest więcej i że nie wszyscy patrzą w przeszłość przez kolorowe okulary. A co do skuteczności kar, to zapiszę sobie ten przykład i pewnie wykorzystam go w jakimś przyszłym tekście, bo idealnie oddaje to, co pokazują badania.
Cieszę się, że mogłem pomóc :) osobiście byłem świadkiem sceny, jak kolega przekonująco tłumaczył, że to M. go pobił, a nie on jego, jak wyciągnął na jaw w tym celu stare utarczki z tym kolegą i jak nauczycielka z oburzeniem potępiła faktyczną ofiarę tego zajścia – i jak kolega chwalił się po lekcjach, że zrobił „geszeft” :( A wychowanie mojej babci – tylko „w łeb” – gorsza ocena, urwany guzik, siostra sobie sama włosy obcięła – nieważne. A, i brak rzetelnego dochodzenia, tylko „sprawiedliwość rewolucyjna” :( niestety to już Konfucjusz napisał „bij swoje dziecko codziennie, nawet jak nie wiesz, za… Czytaj więcej »
Tak właśnie będzie. Dzieci za kilka lat „podziękują” rodzicom i albo zrobią im to, co oni robili im przez długie lata albo po prostu zerwą kontakt. Sam nie wiem, które wyjście jest gorsze. Wiem tylko, że nie chciałbym być celem żadnego z nich.
Urodziłem się w pierwszej połowie lat 90. i nie wspominam z nostalgią mojefo dzieciństwa. Wychowanie było oparte na straszeniu, karach i braku miłości (nie przypominam sobie żeby ktokolwiek kiedykolwiek powiedział mi że mnie kocha). Blizny na całe życie. Niby jestem odporny psychicznie, nie okazuję strachu, bronię słabszych, szanuję kobiety itd. Ale co mi po tym? Mam skrajnie niskie poczucie własnej wartości, nigdy niezaspokojone potrzeby uczuciowe, brak mi pewności siebie, nie wyobrażam sobie żeby jakakolwiek kobieta była zainteresowana kimś takim jak ja. Chodzę do psychologa, za kilka spotkań będziemy kończyć, ale do pełni szczęścia, delikatnie mówiąc, trochę brakuje. Mam nadzieję że… Czytaj więcej »
Ja tez nie mam przykrych wspomnien. Wychowalam sie w czeskiej czesci Slaska Gornego i dziecinstwo bylo cudowne. Nigdy nie spotkalam nikogo, kogo rodzice bili, maltretowali. Na odwrot, rodzice wszytkich moich kolegow i nauczyciele byli wspaniali. Nie przypominam tez sobie, by ktokolwiek z moich doroslych znajomych byl alkoholikiem. Swojego tate nigdy nie widzialam pijanego. A o rozwodzie slyszalam tylko raz, rozwiedli sie rodzice mojej szkolnej kolezanki. Ucze w szkole tutaj na Zaolziu i prawie kazdy z moich uczniow wie, co to rozwod rodzicow, i to czasami nie jeden. Szkoda mi dzisiejszych dzieci, bo nikt je nie wychowuje, nie potrafia rozroznic demokracji… Czytaj więcej »
Wychowywalam sie w latach 60 tych. :)
Moim zdaniem lekko przesadzony tekst! Patologia gdzie bito i pito była taka sama jak w dzisiejszych czasach. A co- teraz to już rodzice nie katują własnych dzieci i nie piją na umór a potem „opiekują się” swoimi pociechami? Dawniej tak było- teraz też tak jest! Na to nie ma reguly. Nawet pomimo wyciągania tego przez media, opieke spoleczna, policję liczba pobic dzieci się nie zmniejsza. Wypadki typu zaczadzenie tego kolegi w tych czasach tez sa- bo kierowca siódemki przejechał dziecko, bo dziecko wypadło z okna pomimo iż rodzice byli w mieszkaniu, male dzieci dostają bezdechu i nie udaje się ich… Czytaj więcej »
Jakbym czytała o swoim dziecinstwie. A w dorosłym życiu strach, antydepresanty, zerowe poczucie własnej wartości, nienawisc do samej siebie i dwie proby samobójcze na koncie. A kochani rodzice nadal mówią ze miałam słodkie dzieciństwo bo ojciec pracował i nie przepijał całej wypłaty (tylko cześć razem z matka) i powinnam być im wdzięczna. Wręcz nakazują mi ze mam zostawić swoje życie za granica i wracać do nich na wies gdzie nie ma pracy ani nawet jednego autobusu. Bo jak twierdzą „rodzice to tez obowiązki”
Patrząc na dzisiejsze czasy to teraz jest prawdziwy dramat.Brak stabilizacji, sytuacja w której pracownik fizyczny jest traktowany w pracy gorzej od śmiecia i zmuszany do nadgodzin, wyścig szczurów. Postęp technologiczny który zamiast życie ułatwiać je utrudnia,upadek kultury i sztuki,Debilizm, masy absurdów mam wymieniać dalel??Niewidzie w tym nic dobrego;/
Moje dzieciństwo przypada na lata 70-te i wspominam je z ogromną nostalgią. Wychowałam się w małej , biednej wsi . Rodzice byli prostymi , zapracowanymi ludźmi, ale nie brakowało mi ich miłości i nigdy się ich nie bałam ani nie robiłam niczego ze strachu. Absolutnie nieprawdą jest powyższe stwierdzenie, że byliśmy pokoleniem strachu. Nie chodziliśmy głodni, nadzy i nie zmuszano nas do pracy. Miłość Rodziców wymagała wiele poświęceń, bo nie było łatwo utrzymać kilkuosobową rodzinę z jednej niewysokiej pensji, ale ich zaradność pozwalała nam na beztroskie dzieciństwo. Nikt nie powtarzał ciągle kocham cię i rzadko rodzice mieli czas na przytulanie… Czytaj więcej »
Prawda. Jak wspominam moje dzieciństwo i moich kolegów, gdy pomyślę że na przykład w mojej klasie 90 procent miało rodziców alkoholików, to pytam :”kto wymyślił ze to były takie cudowne dni szczęśliwego dzieciństwa?”. Większość z nas beztroski nie znała, było ogólne przyzwolenie społeczne na alkoholizm, bicie, wykorzystywanie dzieci do ciężkiej pracy. I niech mi nikt nie mówi, że to odosobnione przypadki były. Bo nie były… Tak, zgadzam się z autorem, że to pokazuje ile człowiek jest w stanie przetrwać i jak bardzo dostosować…
Nie nie było tak kiedyś, nikt ze znanych mi ludzi nie miał takich problemów. To sa raczej sprawy jak MO i policja okresla złych ludzi, też brawura i podpuszczenie. Mnie się nie oszuka, bo byłem wszędzie, też wszędzie nad Bałtykiem. I wszędzie bylo pełno ludzi i dzieci zapiekanek, lodów, kurczaków z rożna, Pepsi, dzieci na rowerach na jezdni. Wszystkie trawniki, zarosla, strumyki,place budowy roiły się od dzieci. Spotykałem dzieci wszędzie, najczęściej same, w dużych długich bunkrelach, skaczące z dachu garaży, w ruinach itd. To tego typu wartość dodana do życia że powoduje radość i przyjemność. Plus życzliwość i kontakty. Nic… Czytaj więcej »