Czasami
Czasami.
Czasami się wściekamy na nasze dzieci. Gdy kolejny poranek w naszym domu zamiast postępowania wg jakiegoś sensownego planu, przypomina raczej konkurs na to, ile razy tym razem uda nam się powiedzieć „szybciej, bo się spóźnimy” oraz „teraz nie czas na to” i to pomimo tego, że wstaliśmy 30 minut wcześniej!
Spóźnienia nie są czymś, co świadczy o nas dobrze. Spóźniając się okazujemy brak szacunku drugiej stronie, dlatego nie jest niczym wyjątkowym, że myśl o spóźnieniu budzi w nas zdenerwowanie. Szczególnie, gdy wszystko mieliśmy zaplanowane i nagle okazuje się, że jedno dziecko nie może znaleźć plecaka, drugie butów, a trzecie postanowiło akurat dzisiaj w ogóle wszystko olać i dalej siedzi w piżamie układając klocki.
Czasami na nie krzykniemy. Gdy potrzebujemy chwili dla siebie, więc zapobiegawczo spędzamy z każdym z naszych dzieci chwilę czasu jeden na jeden, aby nie miały potrzeby walczenia o naszą uwagę – aby miały świadomość tego, że są dla nas ważne – a one właśnie po takim czasie, dosłownie w pierwszej minucie czasu spędzanego bez nas, rozpoczynają trzecią wojnę światową i już nawet zdążyły postawić dwudziestometrowe mury, podnieść bramy, zalać fosę i wypełnić ją krokodylami, a na koniec wystrzelić w kierunku wrogich fortec po kilka pocisków nuklearnych. W ciągu jednej cholernej minuty.
Czasami mamy po prostu ochotę wyjść i iść przed siebie tak długo, aż mózg znowu zacznie nam pracować na jakichkolwiek sensownych obrotach, które nie zawierają w sobie chęci eksterminacji całej ludzkiej rasy. Szczególnie gdy już padamy ze zmęczenia po całym dniu spędzonym wspólnie, a dzieci konsekwentnie, krok po kroku, realizują wszystkie pomysły z książki „1001 pomysłów na to co jeszcze można zrobić przed spaniem, aby odwlec ten proces w nieskończoność”, która na okładce ma dopisek „deprywacja snu rodziców gwarantowana albo zwracamy pieniądze”.
Nie jesteśmy idealni.
Bywamy zabiegani.
Bywamy zmęczeni.
Bywamy zestresowani.
Dokładnie tak samo jak nasze dzieci, mamy też czasami po prostu gorsze dni.
Ale pomimo tego wszystkiego, gdy tylko nasze dziecko nagle krzyknie przez sen, bądź obudzi się z płaczem w środku nocy, to my pędzimy do niego na złamanie karku, aby jak najszybciej je objąć, przytulić i uspokoić, obiecując sobie jednocześnie, że nie ruszymy się od niego o krok, dopóki znowu nie zaśnie spokojnym snem.
W tym właśnie momencie, gdy sami lekko przytomni, trzymamy nasze dziecko w ramionach chcąc je ochronić przed całym złem tego świata, dając mu poczucie, że znowu jest bezpieczne, obdarci z wszystkich warstw i masek codzienności, jesteśmy najprawdziwszymi rodzicami jakimi mogliśmy być. Rodzicami, którzy może i bywają niedoskonali przez wciągnięcie w codzienność, ale którzy pomimo swoich uchybień są na właściwym miejscu, gdy nasze dzieci tego potrzebują.
Prawa do zdjęcia należą do Torsten.
Uśmiech dziecka – najdroższa waluta świata, nic jej nigdy nie przebije.. Dziecko może mnie budzić kiedy chce, może pomalować wszystkie ściany, wgnieść maskę, zbić okulary… ale jak się do mnie uśmiechnie, szczerząc te swoje małe ząbki – nic mi więcej nie trzeba.. nawet błękitnego nieba ;D
I jeszcze przytuli :) Nic nie zastąpi tej dziecięcej szczerości i takiego pełnego zaufania, jakie ono wtedy przekazuje :)
Mega. Wiesz o czym myśle
Yep :)
Bardzo takich słów dziś potrzebowałam
Ojjjj ja też… Dziękuję blogojciec
Taki drobiazg, podejrzewam, że chodziło o „deprywację snu”.
Blog świetny, przeczytałam już w większość starych wpisów.
Poprawione :)
Trafione w samo sedno.
Dziś ciężki dzień…..
A wczoraj było tak dobrze……
Po tym wpisie mam nadzieję na lepsze jutro ☺
Dzięki!!!
Świetny post, świetny tekst.. trafione w dziesiatkę.
A czy zapoznałeś się już z książką „Zatrzymać dzień” ?
Mam na liście, ale przed nią czeka jeszcze kilkanaście innych pozycji :)
#prawiesiepoplakalam