Największy nowotwór, który trawi nasz współczesny świat

Kiedy w końcu coś z nim zrobimy?

Upadek starych mediów?

Ostatnią gazetę kupowałem regularnie jakieś dziesięć lat temu (PSX Extreme, gdyby ktoś się zastanawiał). Telewizji nie oglądam od lat kilku. Radia od kilku miesięcy (miałem do niego wrócić po wyborach, ale niestety się nie da).

Zresztą dokładnie taki sam los czekałby Internet i media społecznościowe, gdyby nie fakt, że tutaj mam wpływ na to co czytam, co oglądam i z kim się „spotykam”. Niektórzy nazwą to tworzeniem „bańki rzeczywistości”, ale ja inaczej nie potrafię i zwyczajnie nie chcę się otaczać ludźmi, którzy nie wnoszą do świata niczego wartościowego.

Niestety z każdym kolejnym rokiem, wręcz z każdym kolejnym miesiącem stare media upad(l)ają coraz bardziej, a spora część społeczeństwa podążą ślepo za nimi. Może nie wyznają oni tych samych poglądów, ale łączy ich coś innego.

Łączy ich największy współczesny nowotwór

Nowotwór, który potrafi strawić każdego bez względu na to gdzie się urodził, gdzie się wychował, jakie ma wykształcenie czy jaki jest stan jego konta. Nowotwór, który wypromowany został przez stare media i który od tego czasu rozpasał się po niemal wszystkich strefach naszego życia. Nowotwór, który sprawia, że z niektórymi ludźmi dyskusja nawet o pogodzie jest niemożliwa.

Tym nowotworem jest przerost formy nad treścią. Tym nowotworem jest sytuacja, w której nie mamy nic do powiedzenia, ale mimo wszystko nie przestajemy mówić. Tym nowotworem jest coraz bardziej popularna myśl, że każdy ma prawo do głośnego wyrażania własnej opinii, nawet jeśli nie pojęcia o czym mówi.

W rzeczywistości jest to bardzo ubogie myślenie

Cytowałem ten fragment już w tekście „Nie, nie zawsze mamy prawo do własnej opinii” i pozwolę sobie go przypomnieć:

„Jeśli zdanie „każdy ma prawo do swojej opinii” oznacza, że nikt nie może powstrzymać ludzi od myślenia i mówienia tego, na co tylko mają ochotę, wówczas to zdanie jest prawdziwe, choć bardzo trywialne.

Jeśli jednak zdanie „każdy ma prawo do swojej opinii” oznacza, że każdy ma prawo, do tego, aby traktować jego zdanie jako poważnego kandydata do bycia prawdziwym, to oczywistym jest, że jest ono fałszywe.”

Tak więc oczywiście możemy mieć prawo do opinii na temat smaku zupy, koloru ścian czy na przykład naszych odczuć wobec jakiejś osoby. Jeśli jednak chcemy mieć prawo do wypowiadania znaczącej w oczach innych ludzi opinii na temat polityki, wychowania dzieci czy chociażby globalnego ocieplenia, to dobrze by było, żebyśmy wiedzieli o czym mówimy. Szczególnie, jeśli to jest radykalna opinia, a teraz takich jest w zasadzie najwięcej. W przeciwnym wypadku równie dobrze moglibyśmy argumentować, że w naszej opinii 1+1=173 i nazwać wszystkich ludzi uważających inaczej za skończonych kretynów (niestety zbyt często słyszę tego rodzaju argumenty w ostatnich czasach).

I tak, ta zasada dotyczy również (a wręcz przede wszystkim) dziennikarzy.

Dlaczego ten nowotwór jest groźny? A wręcz złośliwy?

Wystarczy włączyć telewizję, żeby się przekonać czym ten pozbawiony wątpliwości (i najczęściej potwierdzonych informacji) radykalizm grozi. Najlepiej na jakiś kanał związany z polityką. Nie dostaniemy tam obiektywnie przedstawionych faktów, podanych tak, aby każdy z nas mógł samodzielnie zdecydować co chce o danej sprawie myśleć. Możemy o tym zapomnieć. Zamiast tego dostaniemy materiały pełne skrajnych stanowisk i pełne emocji, które nic nie wyjaśniają, tylko dolewają oliwy do ognia.

Wszystko tylko po to, żeby była większa oglądalność, żeby była większa klikalność, żeby było więcej kasy.

Etyka zawodowa? Na co to komu?

Wiecie kiedy ponownie uruchomiłbym telewizję?

Gdybym miał szansę obejrzeć program, w którym dyskutowaliby prawdziwi eksperci, odwołujący się do konkretnych, rzetelnych badań, gdzie moderator byłby w pełni obiektywny i gdzie zakazane byłoby używanie erystyki (argumentów personalnych i im podobnych, które w rzeczywistości są zawoalowaną manipulacją). Program, w którym analizowałoby się sytuacje danego problemu (dotyczącego przykładowo szkolnictwa, więziennictwa czy służby zdrowia) w różnych społeczeństwach, w różnych krajach, z uwzględnieniem ich historii, położenia i jeszcze innych czynników mogących mieć wpływ na ostateczną ocenę.

Sensowny, rzetelny program, z którego mógłbym się wiele dowiedzieć.

Oglądałbym z wielką przyjemnością.

Wydaje się jednak, że nie ma na to w najbliższym czasie szans (chyba, że na Youtube)

Na nasze nieszczęście, w chwili obecnej ten brak zrozumienia podstawowych zasad dyskusji wręcz wylewa się z ekranu i przelewa dalej na widzów, bo przecież skoro w poważnych mediach się tak robi, to znaczy, że to jest normalne i my też możemy.

Spójrzmy przykładowo na te nieszczęsne szczepionki, o których niedawno pisałem (klik). Gdyby „szczepionkowi sceptycy” byli poważnymi ludźmi, to rozmowa z nimi wyglądałaby zupełnie inaczej. Gdyby przykładowo stwierdzili, że rozumieją sens szczepień, ale ze względu na to, że mimo wszystko (bardzo rzadko, ale jednak) pojawiają się NOPy (niepożądane odczyny poszczepienne) i ich zdaniem należy stworzyć osobny fundusz odszkodowawczy wspierający takie przypadki, to przecież każdy by ich poparł (ja na pewno).

Bo to ma sens. Szczególnie, że przecież tych przypadków nie jest dużo, więc i wydatki na ten cel nie byłyby duże.

Niestety takich ludzi wśród nich nie ma

Obecni „szczepionkowi sceptycy”, bazują nie na sensownych argumentach, ale na emocjach. Biorą przypadek jednego czy dwójki źle zaszczepionych dzieci sprzed 1478 lat i opisują go tak, że łzy wyciska, po czym argumentują, że to może się zdarzyć wszystkim dzieciom, więc szczepienia są groźne. Dodatkowo bacznie przyglądają się lekarzom i naukowcom, ostro atakując nawet najmniejsze potknięcie, a jednocześnie bezgranicznie wierzą szamanom, vodoo i bioenergoterapeutom, którzy leczą rękami lub pestkami z dyni, przy czym na potwierdzenie swoich metod nie mają żadnych (słownie: żadnych) dowodów.

Innymi słowy – niektóre z ich postulatów są warte przeanalizowania i wprowadzenia, ale prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie, ze względu na to, że ich „przywódcy” nie potrafią w zdrowy sposób zbudować swojej sprawy. W efekcie ich działania nie tylko nie pomagają nikomu, ale wręcz krzywdzą wszystkie te osoby, którym przykładowo taki fundusz odszkodowawczy związany z NOP, bardzo by się przydał.

Wychowanie dzieci też tego nowotworu się doczekało

Tym nowotworem jest oczywiście wiara w tradycyjne wychowanie z udziałem kar cielesnych i podejście, że skoro mnie bili i wyrosłem na porządnego człowieka, to ja swoje dziecko też zamierzam bić (bo to samo dobro). Jak jednak napisałem dzisiaj na Facebooku:

„Obawiam się świata rządzonego przez osoby ignorujące dekady badań nad dziecięcym rozwojem tylko dlatego, że jak sami twierdzą „przecież oni wyrośli na porządnych ludzi”.”

I naprawdę się tego obawiam.

Zresztą jak miałaby wyglądać chociażby dyskusja z takim człowiekiem? My używamy argumentów opartych o dziesięciolecia badań przeprowadzonych na setkach tysięcy dzieci, a z drugiej strony dostajemy informację o tym jednym człowieku, który nie jest nawet w stanie sam w pełni obiektywnie ocenić czy naprawdę jest tak porządny jak mu się wydaje.

Bo tak. Po co nam logika?

I tak jest wszędzie

Gdzie byśmy nie spojrzeli, tam ten nowotwór się przedostaje. Każdy temat. Polityka, szczepienia, wychowanie dzieci, piłka nożna, karmienie piersią, mastektomia hollywodzkich gwiazd, a nawet tworzenie logotypów dla wszystkich dużych firm.

Jakiego tematu byśmy nie poruszyli, to nagle znajdziemy kilka dobrych milionów specjalistów. Wszystkich bardzo przekonanych o swojej nieomylności i prawdopodobnie zupełnie nieświadomych trawiącego ich nowotworu.

Na szczęście jest sposób na to, aby go pokonać. Aby go wyleczyć. Może nie zadziała na całe społeczeństwo, ale na pewno zadziała na nas samych, a to jest właśnie w tym punkcie powinna zaczynać się każda zmiana, którą chcemy zobaczyć w świecie.

Lekarstwo na ten nietypowy nowotwór

Lekarstwo nie jest wcale czymś skomplikowanym. Lekarstwem jest zwyczajne i jak najbardziej ludzkie posiadanie wątpliwości. Lekarstwem jest chęć zasięgnięcia drugiej opinii, gdy słyszymy jakąś bardzo radykalną tezę. Lekarstwem jest nie dawanie wiary każdemu słowu wypowiedzianemu przez znaną osobę, tylko dlatego, że jest znana. Bycie znanym nie daje nikomu monopolu na posiadanie racji w każdym temacie.

Lekarstwem jest również to, aby zawsze gdzieś tam z tyłu głowy mieć przeświadczenie, że jednak możemy nie mieć racji – nawet jeśli w chwili obecnej wszystko wskazuje na to, że ją mamy.

Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć jeden z cytatów, który towarzyszy mi od kilkunastu lat i jest chyba jednym z najważniejszych w moim życiu:

„Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.” Budda.

 

Kolejnym lekarstwem jest również umiejętność przyznania się do błędu. 

Sam robiłem to wielokrotnie (ot, chociażby tutaj) i jeśli okaże się, że któryś z napisanych przeze mnie artykułów za kilka, kilkanaście lat się zdezaktualizuje, to zrobię to ponownie. Na tym polega życie. Na tym, aby się rozwijać, aby się dowiadywać nowych rzeczy i aby stare myśli aktualizować. W końcu tylko świnia nie zmienia poglądów.

I naprawdę chciałbym, aby to lekarstwo dało się zaaplikować wszystkim ludziom

Bo to odbyłoby się z korzyścią dla wszystkich. Może należałoby położyć większy nacisk na naukę sztuki polemiki w szkołach, aby edukować kolejne pokolenia? A może powinniśmy się skupić na tym, aby ściślej kontrolować media i metody przez nich używane, poprzez tworzenie lepszego prawa? Nie wiem i wydaje mi się, że nie jestem odpowiednią osobą, aby na te pytania odpowiadać. Tym bardziej, że żadna z tych możliwości nie jest na wyciągnięcie ręki.

Jedyna łatwo dostępna metoda, która jest mi znana, polega na dokładnie tym samym, na czym polega wychowanie dzieci. Na rozpoczynaniu każdej zmiany jaką chcemy zobaczyć w naszych dzieciach, od zmiany nas samych. Na modelowaniu swoją osobą właściwego zachowania. Na pokazywaniu, że posiadanie wątpliwości czy przyznawaniu się do błędów, to jest dobra droga. Że to jest wartościowe zachowanie, które powinno cechować nas wszystkich.

I jeśli wszystko pójdzie dobrze, to znajdą się ludzie, którzy również stwierdzą, że to jest dobra droga.

Na to też liczę.

Prawa do zdjęcia należą do David.

9
Dodaj komentarz

avatar
5 Comment threads
4 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
6 Comment authors
Kamil NowakArtur SobkoKuba OsińskiKarolaDominik z Rodzinne porachunki Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Konrad Norowski
Gość
Konrad Norowski

Tym tekstem przypomniałeś mi wiele mówiący fragment wywiadu z psychologiem, który przeczytałem jakiś czas temu a zostanie mi w pamięci na długo. -Skąd mózg wie co jest ważne a co nie? -Ważne informacje to takie, które wzmacniają nasze ego, poczucie własnej wartości. Nawet kosztem bezwzględnej prawdy. Cała psyche jest nastawiona na obronę samooceny. W zasadzie to jedno zdanie zgrabnie tłumaczy cały ten bałagan jaki panuje w mediach- nawet biorąc pod uwagę to że to zdanie to zapewne jakieś uproszczenie. Ludzi często najzwyczajniej w świecie nie interesuje prawda tylko możliwość potwierdzenia swoich poglądów/urojeń, bo identyfikują swoją opinię z samymi sobą. Jeśli… Czytaj więcej »

Dominik z Rodzinne porachunki
Gość

Jestem fanem debat politycznych i często je oglądam. Lubię obserwować jak politycy bronią swoich racji nawet z użyciem niedozwolonych czy nietrafionych argumentów (choć forma nie zawsze przypada mi do gustu). Darzę sympatią kilku polityków, ale nie ze względu na ich poglądy, ale raczej ze względu na sztukę posługiwania się słowem, gestykulacją itp. Jest jedna rzecz, której nauczyłem się od polityków. Kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą.
Politycy to mistrzowie przypinania łatek. Wystarczy kilkadziesiąt razy powtórzyć taką łatkę, by przylgnęła ona na długo. Smutne, ale prawdziwe.

Kamil Nowak
Gość

Znaczy z takim podejściem to ja jestem za. Paru ludzi, którzy mają pojęcie o tym jakich sztuczek manipulacyjnych używają politycy i żywe komentarze – mógłbym się w coś takiego „pobawić” :)

Karola
Gość
Karola

Ciekawy tekst i pobudzający do myślenia, czyli coś, co lubię. Zgadzam się i także bym sobie życzyła, żeby przenieść praktykę akademicką (tzn. maksymalnie szerokie badanie poszczególnych zagadnień, najlepiej przy pomocy rzetelnych informacji i ich krytycznej analizy z analizą porównawczą na czele). Natomiast równocześnie, niestety, trzeby zauważyć, że podobne dyskusje – jak zresztą piszesz – nie mogą mieć obecnie miejsca. Zauważ, że przykład przez Ciebie podany (przebieg idealnego programu telewizyjnego) jest o tyle w tym momencie niemożliwy do zrealizowania – wg mnie -, że ze wszystkich stron umniejsza się od jakiegoś czasu rolę podejścia humanistycznego. A to przecież właśnie humanistyka daje… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

U nas chyba nie odbiera Radio Drugie, ale właśnie po tym wpisie okazuje się, że jednak takich radiostacji jest trochę i wcale nie trzeba od razu wyrzucać wszystkich radioodbiorników ;)

Kuba Osiński
Gość

Ja mam taką obserwację dotyczącą tego, co widzę, słyszę lub czytam w „starych” mediach. Zauważyłem postępujący upadek poziomu dyskusji. Jedyne argumenty brzmią, że to nie my to wy i odwrotnie. Podział w narodzie jaki się wytworzył jest przerażający i nie wiem dlaczego się pojawił i kiedy. Trochę to smutne, bo stwarzamy swoim dzieciom nie ciekawe perspektywy.

Kamil Nowak
Gość

Moim zdaniem najgorsze jest to, że w rozmowie ze starymi mediami słychać jedynie, że oni się jedynie dostosowują do poziomu swoich widzów i robią to, czego chcą ludzie przed telewizorami. A ja uważam to za wierutną bzdurę.

Artur Sobko
Gość
Artur Sobko

Napisałeś Kamilu ze „Tym nowotworem jest coraz bardziej popularna myśl, że każdy ma prawo do głośnego wyrażania własnej opinii, nawet jeśli nie pojęcia o czym mówi.” Zgadzam się w 100%. Jeżeli jednak zastąpimy słowo „każdy”, słowiem „dziecko” do czego mamy prawo gdyż dziecko mieści się w zbiorze „każdych” otrzymamy pewną sprzeczność z innymi Twoimi postami. Kilku- a nawet kilkunasto latek ze wzlędu na rozwijające się dopiero zdolności umysłowe, a także brakie możliwości zdobywania oraz krytycznego oceniania szerokorozumianej wiedzy nie ma pojęcia o dużej części poruszanych tematów. Lepiej jest więc bezkrytycznie pozwalać na budowanie tego „nowotworu” w naszej rodzinie- jednocześnie pozwalając… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Interesujące spostrzeżenie. Jednak sam fakt, że nasze dziecko ma prawo do wypowiadania jakichś myśli, nie zwalnia nas z obowiązku tłumaczenia mu, gdy mówi coś szkodliwego czy niezgodnego z prawdą. W końcu jeśli dziecko przyjdzie do domu i powie, że w koty należy rzucać kamieniami, to nie powinniśmy przejść obok tego obojętnie.