Systematycznie pozbawiamy nasze dzieci tego, co było naszym największym darem

Pozbawiamy je tego, co sami wspominamy jako najważniejszą i najprzyjemniejszą cechę naszego dzieciństwa.

Nasze dzieciństwo

Pamiętacie nasze dzieciństwo? Jak wiecie, nie jestem wielkim zwolennikiem chwalenia tego, jak to kiedyś było cudownie, bo nie wszystko cudowne było i jestem realistą w tym względzie, ale jednak jest jedna rzecz, która była właśnie taka – cudowna. Znajdowała się ona w planie dnia niemal każdego dziecka, który zresztą u większości wyglądał bardzo podobnie:

Pobudka -> Szkoła -> Dom/Obiad/Zadanie domowe -> Wolna i beztroska zabawa -> Sen.

Czyli najpierw obowiązki, a później zabawa. Zabawa wolna od obecności dorosłych. Jak jakiemuś dorosłemu przeszkadzało nasze zachowanie to albo my się przenosiliśmy gdzie indziej albo on. I po chwili dalej mogliśmy krzyczeć, przechodzić przez płoty, biegać po drzewach, a nawet leżeć na mało ruchliwej ulicy podczas przelotnego deszczu, żeby zobaczyć jakie ślady zostaną na drodze. A teraz?

Współczesne dzieciństwo

Zabawa oczywiście jest dalej, ale daleko jej do beztroskiej. Dzisiejsi rodzice lubią mieć dzieci na oku. Lubią czuć, że ich dzieci są bezpieczne. Mają oczywiście świadomość tego jak ważna dla dzieci jest zabawa, więc ją zapewniają, ale wszystko musi być wcześniej zatwierdzone (i bardzo często też przygotowane) przez rodziców. Plac zabaw bez atestów? Nie wygłupiajmy się!

Dzieci więc zamiast samodzielnie tworzyć zabawy z dostępnych im patyków, kamieni czy starych opon i korzystać ze wspaniałego daru wyobraźni, dostają gotowe do wykorzystania zjeżdżalnie i huśtawki, mające tylko jedno, ustalone z góry przeznaczenie. Jak nie wierzycie, że zjeżdżalnia ma tylko jeden właściwy sposób użytkowania, to spróbujcie kiedyś namówić dziecko, żeby weszło na nią z drugiej strony – zaraz znajdzie się jakiś dorosły, który głośno skomentuje, że to nie tak się powinno robić. MASAKRA.

W efekcie dzieci nie tylko tracą chęć do kreatywnego tworzenia (po co miałby coś tworzyć, skoro i tak nic im nie wolno poza tym, co napisano w „instrukcji”?), ale też jednocześnie nie poznają chociażby namiastki tej wolności, z której my tak chętnie i tak często korzystaliśmy.

I to jest właśnie ten dar, który my mieliśmy i który nieświadomie odebraliśmy naszym dzieciom. W końcu zabawa to zabawa, prawda?

No właśnie okazuje się, że niekoniecznie.

Utracona wolność

Wolność jest zresztą utracona nie tylko przy zabawie na zewnątrz. Obecnie czasem wystarczy, że dziecko powie „dupa” albo „siku” i zareaguje gromkim śmiechem (jak wszystkie dzieci w pewnym wieku, co jest zupełnie normalnym zachowaniem), a już idzie rodzic i daje dziecku wykład na temat słownictwa. Czasami wystarczy, że dziecko zedrze kolana, gdy się przewróci przy zabawie i już się nasłucha o tym, że jest ciamajda, że „przecież ci mówiliśmy, żebyś uważał” albo „czy ty wiesz ile te spodnie kosztowały”.

Nawet gdy dziecko ma jakiś swój pomysł na zabawę, to rodzic zaraz bierze się do realizacji tego pomysłu, usprawnia go i na koniec dziecko już nawet nie pamięta, że miało w tym swój udział.

Wyobrażacie sobie tak żyć? Mając kogoś, kto nie tylko jest świadkiem wszystkich naszych zachowań (co już samo w sobie byłoby okropne), ale który jeszcze co chwila coś komentuje? Albo nam docina? Albo nas wyręcza? Ja bym chyba zwariował.

Co zatem możemy z tym zrobić?

Musimy zdać sobie sprawę, że jeśli przez pewną ilość czasu oczekujemy od dzieci, że będą ciche, spokojne i ogólnie rzecz biorąc „grzeczne”, to musimy im później zapewnić równie dużą ilość czasu, w której będą mogły być szalone, zwariowane i ogólnie rzecz biorąc wolne. Kiedy będą dziećmi. One tego właśnie potrzebują. Równowagi. Czasu, w którym będą rozmawiały na poważne tematy i czasu, w którym będą mogły krzyknąć „dupa” i śmiać się wniebogłosy. Czasu, w którym będą grzecznie szły z nami za rękę i czasu, w którym będą skakać po kałużach i zdzierać kolana. Czasu, w którym będą odrabiać zadania i czasu, w którym będą wymyślały, jak wybudować domek na drzewie.

Nie możemy wymagać od nich jednego, nie zapewniając jednocześnie drugiego. Każda skrajność jest w tym wypadku szkodliwa (ta z nadmiarem szaleństw również).

Nie mówię też, że my w czasie tej beztroskiej zabawy nie możemy być w pobliżu. Oczywiście, że możemy. Po prostu wrzućmy wtedy na luz i pozwólmy dzieciom się wyszaleć i rozładować trochę akumulatory, zamiast co chwila zwracać im uwagę. Takie „wyładowane akumulatory” pomagają później dzieciom zachować spokój w sytuacjach, w których jest on wymagany, a nam pomogą uratować te resztki nerwów, które jeszcze się nam uchowały ;)

Prawa do zdjęcia należą do Nathan.

47
Dodaj komentarz

avatar
23 Comment threads
24 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
31 Comment authors
Ela ŁabajAngelina GórkaMilena Pietrzykowskakarolinat123Eve S Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Kreską Asi
Gość

Bardzo dziękuję za przypomnienie, bo już moją Dwulatke strofuje nagminnie… Ale z pomocą przyszło nieśmiertelne hasło ” dupa ” i od razu mi , jak moja mama, jak chciała szybko wrzucić na luz, rzucała hasło ” dupa Jasiu ” co znaczyło dzisiejsze: take it easy ;-)
Tak wiec postanawiam poprawę – niech prym wiedzie u nas Beztroska :-)

Pozdrawiam i zapraszam do mnie :
Kreskaasi.blogspot.com

KaKuMon Misako
Gość

zgadzam się, poza tą „dupą” może mojej 2latce wykładu nie zrobię, ale nie pozwolę aby takiego słownictwa używała, podobnie jak „nienawidzę” „zabije cię” ect. Uważam, że od początku należy wskazywać, że pewnych rzeczy się nie mówi albo nie mówi w pewnych okolicznościach. Jestem za obcieraniem kolan, bieganiem na golasa, szukaniem początku tęczy i łapaniem krople deszczu na język.
Bardzo fajnie to pisała (wg mnie) książka o francuskim wychowaniu. Tworzymy cadre (ramę) i w jej granicach pozwalamy dziecku być dzieckiem. Ingerujemy jak próbują ramę przekroczyć.

Kamil Nowak
Gość

Wychodzisz ze słusznego założenia, ale wiem, że „nie pozwalanie” małemu dziecku na mówienie „dupa” jest jak próba zatrzymania rzeki kijem :) Więc z całego serca życzę powodzenia :)

PS. Na szczęście, przy odpowiednim przewodnictwie, z wiekiem to przechodzi :)

Mamapediatra.blog.pl
Gość
Mamapediatra.blog.pl

Taaaa.i ja zbyt często odbieram dzieciom wolność… Kiedy ja się nauczę wyluzować?

Kant
Gość

„Wyobrażacie sobie tak żyć? Mając kogoś, kto nie tylko jest świadkiem wszystkich naszych zachowań (co już samo w sobie byłoby okropne), ale który jeszcze co chwila coś komentuje? Albo nam docina? Albo nas wyręcza? Ja bym chyba zwariował.”

No to już wiem dlaczego tak bardzo kocham teściową :)

Nieidealna Anna
Gość

Haha a wiesz co ja mam? Moja mama nie żyje od lat, za teściowa próbuje nam matkowac za dwie…

Wkrótce chyba wystrzele, któraś nas w kosmos. :-)

barrtekk
Gość
barrtekk

Jestem tu nowym czytelnikiem i już wiem, że zostanę na dłużej. Niby wszyscy to wszystko wiemy, ale warto sobie przypomnieć.

Jeżeli jest jeszcze ktoś kto nie czytał to bardzo polecam tekst „The Overprotected Kid” – http://www.theatlantic.com/magazine/archive/2014/04/hey-parents-leave-those-kids-alone/358631/

Lukasz
Gość

Też kocham te wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wychodziliśmy na podwórko bez rodziców na całe godziny i wracaliśmy tylko na obiad. Ale w sumie jakbym ja był rodzicem to chyba nie umiałbym tak dziecka zostawić sobie samemu z innymi na podwórku. Chociaż wtedy na osiedlu wszyscy się znali, więc zawsze jakiś dorosły miał na dzieci oko.

Kamil Nowak
Gość

Znam takie miejsca, gdzie dalej jest dokładnie tak jak piszesz. Czyli wszyscy się znają i jak dziecko pójdzie do kolegi na obiad, bo akurat było w pobliżu i razem się bawili, to nic się nie dzieje ;)

Urszula
Gość
Urszula

U mnie własnie się zaczął ten etap i jestem przeszczęśliwa, mieszkam w wieżowcu, na osiedlu, pod domem nowy plac zabaw, obok park. Moja córa chodzi do pierwszej klasy, znalazła koleżanki z tej samej szkoły w bloku, koleżanka z klasy dwa bloki dalej, i już wszystkie biegają między piętrami, między blokami, wpadają do domu po picie albo pieniążka na lody i lecą dalej. Mój balkon wychodzi na plac zabaw pod blokiem, więc raz na jakiś czas spojrzę, ale i tak większość słychać, bo ciche te dzieci nie są ;) I tak, jak piszecie, jedzą u siebie obiady, często nocują i jest… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Nie dziwię się zazdrości koleżanki :) Rówieśnicy to jednak jest jedna z najważniejszych cech dzieciństwa i jeśli się ich w ogóle nie ma w pobliżu, to jednak może być ciężej. I dla rodzica i dla dziecka.

Krystian Fiedoruk
Gość

Dobry tekst! Dzięki za przypomnienie, co jest najważniejsze w tym wszystkim…

Patrycja
Gość
Patrycja

Właśnie w tym momencie mój dwulatek zrobił sobie piaskownicę z kałuży pod domem. Upaprany, ale szczęśliwy. A mama ma chwilę dla siebie i kontrolę, której on nie dostrzega :)

Kamil Nowak
Gość

Taka kontrola jest najlepsza dla każdej ze stron :)

Martyna
Gość
Martyna

o jaa przypomniało mi się „robienie mielonych” z błota :DDD

Angelina Górka
Gość
Angelina Górka

i sałatek z listków/trawy :)

AfterKorpo
Gość
AfterKorpo

Ej, nie dodałeś, że jeszcze mają ZAWSZE mówić proszę, dziękuję i dzień dobry, Tak robią dzieci z dobrych domów. Byłam świadkiem jak matka szarpnęła dzieckiem, bo nie odpowiedziało mi dzień dobry, od tego czasu jak się spotykamy mówię mu siema, bo takiej odpowiedzi na pewno od niego nie oczekuje :P.

Kamil Nowak
Gość

Jeszcze się okażę, że mama jest przeciwniczką WOŚP i w ogóle będzie zadyma za to „siema” :D

yo!
Gość
yo!

Akurat mówić proszę, dziękuję i dzień dobry to dzieci mogłyby zawsze.
Tak samo jak dorośli.

AfterKorpo
Gość
AfterKorpo

Zgadzam się, ale pod warunkiem, że nauczyły się tego w domu od rodziców w toku codziennego życia, a nie kiedy są do tego zmuszane. Ostatnio na imprezce rodzinnej moja młoda nie podziękowała za prezent, poprosiłam ją po cichu, żeby to zrobiła, ale wszyscy na nią patrzyli i bardzo się zawstydziła, więc jej nie zmuszałam i nie uważam, że w wieku 2,5 lat to jakiś wstyd. Kiedy zjadła ciastko i odnosiła talerzyk podziękowała sama. Dlatego powyżej wyszczególniłam zawsze :-)

Magda Dwa Plus Dwa
Gość

Łatwo powiedzieć ‚wrzućmy na luz’ jeśli się wraca do domu po pracy i marzy o odrobinie spokoju. Przedszkolak wyładowujący akumulatory po przedszkolu, to na pewno nie to o czym marzy rodzic. Mi się problem sam rozwiązał, bo moje dziecko w domu się oszczędza, preferując spokojne zabawy, ale w przedszkolu nadmiar energii ‚wyładowuje’, bo ‚lubi powariować z innymi dziećmi’ jak to pani wzywając mnie na dywanik ładnie określiła. Tak czy inaczej balans jest ;)

Anna Niewolik
Gość
Anna Niewolik

Beztroska zabawa? Ja nawet nie pamietam kiedy moja corka miala na to czas….jest w szostej klasie,ciagle tylko sprawdziany,kartkowki,mnostwo zadania domowego…przychodzi ze szkoly ok 15,je obiad,odrabia lekcje,jeszcze jakies korepetycje w miedzyczasie…..konczy wieczorem…kolacja ,kapiel i sen.i tak w kolko.nawet w weekend musi sie uczyc,bo w poniedzialki maja sprawdziany i multum zadania domowego. Jesli czasem wygospodaruje godzinke na zabawe to jest dobrze.Wcale jej sie nie dziwie,ze jest ciagle zla,naburmuszona….jest po prostu przemeczona…. My mielismy szczesliwe dziecinstwo…mniej nauki…wiecej spotkan z kolezankami,kolegami…..mniej presji. A teraz? Na godzine to sie nawet nie oplaca wychodzic,lepiej posiedziec przy tv albo laptopie….. Takich doczekalismy sie czasow. Szkola szkola i… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

U nas tak było w pierwszej klasie… później jakoś udało się z tego wyrwać i jakoś tę naukę tak porozkładać, aby jednak czas na zabawę się znalazł. Zobaczymy co będzie znowu w czwartej klasie…

Anna Niewolik
Gość
Anna Niewolik

W czwartej klasie nie jest jeszcze najgorzej….myslalam,ze juz piata to tragedia,ale w szostej jest jeszcze gorzej…. a wszystko przez to,ze nauczyciele chca przygotować dobrze dzieci do egzaminu szostoklasisty.Dobrze,ze ma on zostac zniesiony-dzieci odetchną troche….a rodzice wraz z nimi….

mono
Gość
mono

Doskonale to rozumiem. Jestem korepetytorem j. angielskiego. Jeszcze jakiś czas temu korepetycji udzielało się dzieciakom, które nie dawały sobie rady, zalegały z czymś. Teraz korki bierze każdy z każdego przedmiotu, żeby być najlepszym. Żal mi tych dzieciaków, są przeciążone – często pracują ciężej niż dorośli, a przecież nie są do tego dostosowane. Wszystkie dzieci, które uczę, mają lekcje do 15, często jak przychodzę to jedną ręką kończą obiad, drugą pracę domową, a jak wychodzę – po dość intensywnej godzinie lekcji – słyszę w drzwiach „no już, już, hop, praca domowa czeka”. Serce się łamie.

Taty creme de la creme
Gość
Taty creme de la creme

Bardzo ciekawy temat. Dlaczego ograniczamy dzieciom wolność? Może sami nie jesteśmy wolni? Lubimy jak wszystko jest poukładane, zaplanowane i „zapięte na ostatni guzik”. Trudniej wtedy o wolność.

Martyna
Gość
Martyna

Dobra uwaga, pewnie potajemnie zazdrościmy im tej wolności!

Taty creme de la creme
Gość
Taty creme de la creme

Często, mam takie wrażenie :)

Nudy nie ma
Gość

Zgadzam się z Tobą w 100%. Ja staram się nie ingerować w zabawy moich córek, chociaż teraz siłą rzeczy dużo więcej czasu spędzają w domu, a nie w ogrodzie, więc interwencja ze względów bezpieczeństwa czasem jest konieczna ;-)

Interesuje mnie natomiast, jak i czy w ogóle reagować na te „dupy”, „kupy” i „siku”? Bo moje dziewczyny właśnie przeżywają okres fascynacji tymi słowami i nie wiem, czy zwracać im z tego powodu uwagę, czy też zignorować?

Kamil Nowak
Gość

Lawrence Cohen doradza, aby spróbować zabawić się z dziećmi w grę pod tytułem „Dobra, możesz mówić kupa, ale nie wolno ci powiedzieć sznitzel (albo jakiegoś innego, wymyślonego słowa)”. Przez co dzieci oczywiście zaraz mówią to nowo zakazane słowo, a my wymyślamy kolejne. My się bawimy, dzieci się bawią, a o początkowych słowach już dawno nikt nie pamięta.

U nas testuje od paru tygodni i rzeczywiście ilość tych „brzydkich” słów stopniowo maleje :)

Nudy nie ma
Gość

Ha! Dobre! Wypróbuję – dzięki! :-)

Katarzyna Trudnos
Gość
Katarzyna Trudnos

Haha zabawa z moim dwulatkiem. – w co chcesz sie bawic? – mama kjedki daj jisyjeeeemy! rozradowany siada do stolu. Wyrzuca wszelkie kredki. -to co rysujemy? -mamo narysujesz kffjatek? rysuje kwiatka. Chwila ciszy .spogląda na mnie . -lKololujemy? oczywiście miał na myśli kontur tego kwiatka – możesz z nim zrobić co chcesz przeciez dla ciebie narysowałam kwiatka. To twój kwiatek kochanie. bierze 1kredke chwilkę probuje kolorować. Po sekundzie . Kreśli po calej kartce rozradowany z dzikim śmiechem. -co rysujesz słonko? – kjeseczki mamoo! Kjeseczki! Zioobacz ! aż skacze z radości. Zmienia kredki co chwila. Po czym z niczgo gniecie karke… Czytaj więcej »

trackback

[…] teraz z bloga Ojca o błędzie, który popełniają wszyscy rodzice. Który i ja sama popełniam. Mam wrażenie, że bierze się on jednak z tego, że tak bardzo […]

Aneta
Gość
Aneta

Ja mysle, ze daje mojej corce duzo swobody i sama ją gonie zeby sie bawila sama, cos wymyslila, byla kreatywna, a co do slowa „dupa” to moja corka jak ktos to powie to mowi, ze to nieladnie, i w ogole gdy ktos uzyje brzydkiego slowa/przeklnie to zwraca uwage, ze sie takich słow nie uzywa :) Jak zedrze kolana to sama mowi, ze sie zagoi hehe. Zazwyczaj staram sie jej tlumaczyc wszystko jak to asie mowi jak krowie na granicy. Teraz jako 4latka naprawde mozna z nia fajnie pogadac :)

Kamil Nowak
Gość

Cztery latka to już taki fajny wiek :) Już można porozmawiać, o coś zapytać, coś wyjaśnić – a czasem jak człowiek dostanie pytanie, to się potrafi mocno zdziwić ;)

Aneta
Gość
Aneta

Mojej corki ulubione pytanie to „dlaczego” ☺ staram sie tak rozmawiac z corka zeby nie narzucic jej swojego zdania a zeby sama myslala i miala swoje zdanie. Niech sie uczy od malego.

Liliana
Gość
Liliana

Byłam ostatnio świadkiem sytuacji kiedy chłopiec 5-letni wrzucał patyki do ogniska, bawił się tlącym się patykiem, machał nim, chodził z nim dookoła. Jego mama siedziała przy stole i owszem obserwowała go, ale pozwalała mu na tą zabawę. Z jednej strony mi się to podobało, bo dawała mu wolność i pozwalała, żeby się sam nauczył, że może się poparzyć, ale z drugiej strony musiałam powstrzymywać odruch, żeby wstać i mu ten patyk zabrać ;) bo to przecież ogień, niebezpieczne. Co sądzisz o tej sytuacji – pozwoliłbyś swoim dzieciom bawić się ogniem? Nie mam dzieci i w najbliższym czasie nie będę miała,… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Wiele zależy od tego, jak konkretnie by się z tym patykiem zachowywał. Ostatnio miałem taką sytuację i jednego wieczoru chwyciłem za patyk, porozmawialiśmy o bezpieczeństwie jego używania i drugiego wieczoru widziałem już, że dalej się nim bawi, ale już znacznie bezpieczniej i nie w pobliżu innych osób.

Beata Chmiel
Gość
Beata Chmiel

U mojego syna skonczylo sie poparzeniami drugiego stopnia i szpitalem:(wychowanie dzieci to nie jest proste zajecie bo nikt nam nie podaje recepty,dla mnie to co najwazniejsze to zeby czuly sie kochane i wazne:)dzis mam tego rezultaty i czuje dume i spelnienie patrzac jak pieknie wychowuja swoje dzieci:)Twoj blog tylko utwierdza mnie w przekonaniu, ze za mna kaaaawal dobrej roboty choc nadal mnie potrzebuja, nie tylko do pomocy, nadal kochamy nasz wspolny czas.Doceniajmy czas, kazda chwile bo:nic dwa razy sie nie zdarzy…

Izabella Kaszuba - Lipska
Gość
Izabella Kaszuba - Lipska

Mój synek na zjeżdżalnię wchodzi tylko i wyłącznie pod prąd z dołu do góry po niej samej, po czym schodzi schodkami. Fakt… Poczatkowo mnie to denerwowało… No bo przeciez niszczy zjezdzalnie, ale z nim się i tak nie wygra więc tak juz zostało i tak ze wszystkim :)

Izabella Kaszuba - Lipska
Gość
Izabella Kaszuba - Lipska

I mam mega dylemat, bo tak jest dosłownie ze wszystkim… Powiem mu usiądź na pupie bo płukamy włoski to łaskawie po 5 minutach polozy sie na brzuchu. W przedszkolu maja za zadanie pomalowac sweter to zamaluje cala kartke, maja za zadanie pomalowac choinke to on pomaluje tylko tło. Taki charakter… Szkoda go zabijac, bo w przyszlosci mu sie przyda, ale z drugiej strony w szkole i pozniej w spoleczenstwie trzeba sie dostosowywac…

Ela Łabaj
Gość
Ela Łabaj

brzmi prawie jak ja, tylko ja już jestem „dorosła” :D

Karolina
Gość
Karolina

Uwielbiam Twoje teksty i czytam namiętnie, dziękuję. Ja sama o sobie mówię „matka wariatka” moj syn, obecnie lat 9 z małym haczykiem, od czwartego roku życia sam biega po podwórku. Fakt, ze mieszkamy na osiedlu gdzie wszyscy się znają, połowa osiedla to przyszywane „ciocie”, zawsze w którymś ogródku (przy mieszkaniach parterowych są ogródki) siedzi któraś mama i patrzy na wszystkie dzieci. Od małego jeździmy w góry do chatki na Adamach – to nasz drugi dom. Pamiętam osłupienie turystów jak mój syn w wieku lat ok 5 wraz ze swoją sąsiadką poszli „w góry”. Dostali telefon, plecaczki, kanapeczki i poszli szlakiem… Czytaj więcej »

Sebastian Popowski
Gość
Sebastian Popowski

Moim zdaniem, jako rodzice bardziej zainteresowani wychowaniem i dogladaniem dzieci niż poprzednie pokolenie (a przynajmniej ojcowie) staramy się automatycznie „uchronić” przed możliwymi zdarzeniami, bo się tym po prostu interesujemy. Jak już kiedyś podałeś przykład koła, z którego wszyscy już po jego wymyśleniu korzystamy, tak teraz chcemy korzystać z naszych doświadczeń i je dalej przekazywać – tak to rozumiem. Z drugiej strony jestem także za tym aby, dzieci poznawały świat tak jak my w swoim czasie – jest to jednak kolejne duże wyzwanie, bo czasy, ludzie i okoliczności też się zmieniły.

Eve S
Gość
Eve S

Oj tak, nadopiekuńczy rodzice wiecznie nad dzieckiem… Zresztą ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która nie chciała puścić 6-letniej córki na plac zabaw przed domem, na ogrodzonym prywatnym osiedlu ze strażnikiem na bramie. Zasłaniała się przepisami, że polskie prawo nie dopuszcza takiego zachowania do 7 roku życia.

karolinat123
Gość
karolinat123

Mam chłopców w wieku 7 i 5 lat. Teoretycznie mogłabym ich wypuścić samych na podwórko, ale obok płynie rzeka. Ja sama swobodnie wychowywałam się na osiedlowym podwórku, ale bliskość rzeki jednak taki absolutny brak kontroli rodzica raczej wyklucza..

Milena Pietrzykowska
Gość
Milena Pietrzykowska

W tym temacie przeczytałam ostatnio książkę „Ostatnie dziecko lasu” – o tym, jak zmniejsza się w ostatnich latach wolność i kontakt dziecka z przyrodą i jakie to ma skutki. Co prawda odnosi się do amerykańskich dzieci/statystyk, ale wiele można przełożyć na polskie realia. Polecam w wolnym czasie :)