Największa bzdura jaką można powiedzieć o rodzicielstwie bliskości
Która przebija wszystkie inne.
Często od różnych osób, które wierzą w „tradycyjne” podejście do wychowania dzieci słyszę, że rodzicielstwo bliskości to tylko moda i że niedługo pojawi się kolejna, więc nie ma co sobie nią zawracać głowy. W końcu nas wychowano twardą ręką, znaliśmy swoje miejsce i mieliśmy szacunek do wszystkiego co się rusza (jak się okazuje spora część z nas ma też niezwykle krótką pamięć i dużą wyobraźnię, bo nie dość, że nie pamiętamy jak było naprawdę, to jeszcze na siłę te czasy koloryzujemy).
A że 8 milionów dorosłych Polaków (niemal co trzeci) ma problemy natury psychicznej (źródło), to tylko zwykły zbieg okoliczności i w ogóle nieprawda, bo przecież „wyrośliśmy na porządnych ludzi”. Oczywiście, że tak. Każdy ma w końcu prawo do samookłamywania się i ja mu tego prawa nie zabieram.
Jest jednak jeden tekst dotyczący rodzicielstwa bliskości, który swoją głupotą i zupełnym niezrozumieniem tematu przebija wszystkie inne i którego szerzenie uważam za zwyczajnie złe. Oto on:
Uwaga: nazwy są oczywiście nadane poszczególnym rodzajom rodzicielstwa tylko na potrzeby tego wpisu i mam nadzieję, że są dość zrozumiałe. Nie uważam jednocześnie, że konieczne jest nadawanie łatek wszystkiemu co robimy i stosuję takie uproszczenia tylko na potrzeby wpisu.
„Rodzicielstwo bliskości to bezstresowe wychowanie”
Ależ jasne. Bo przecież brak kar i brak bicia własnego dziecka jest równoznaczny z kompletnie uległym podejściem wychowania dzieci, nie ustalaniem żadnych granic i pozwalaniem dzieciom na wszystko.
Nie będę ukrywał, że to jest chyba największa bzdura jaka powstała i która jest bezmyślnie powtarzana przez wielu (zbyt wielu) rodziców na siłę próbujących uargumentować, że ich metody, czyli bicie i/lub kary są jedynym możliwym i słusznym rozwiązaniem.
Pozwólcie, że posłużę się przykładem:
Wyobraźmy sobie sytuację, że dziecko wbiega na ulicę i rodzic w ostatnim momencie je łapie
Oto jak postępują konkretni rodzice:
1. Tradycyjne wychowanie: rodzic czuje się zły na samego siebie za to, że nie upilnował własnego dziecka, lecz jak to większość ludzi – szuka kogoś, kogo mógłby za własny błąd obwinić. Oczywiście go znajduje, bo ma go pod ręką, więc jeśli jest bardzo „tradycyjnym” rodzicem, to spuszcza mu (czyt. dziecku) łomot jeszcze na miejscu, a jeśli jest mniej „tradycyjny”, to dziecko słyszy iż za karę nie będzie mogło się jeść słodyczy, oglądać bajki czy nawet bawić się z rodzicem (tak, są rodzice, którzy za karę odbierają dziecku możliwość spędzenia z nimi czasu – brawo wy). Ostatecznie rodzic czuje się dumny, bo zastraszył dziecko i liczy, że od tego czasu będzie się ono go słuchało (i częściowo ma rację, bo gdy rodzic będzie obok, to dziecko prawdopodobnie będzie słuchało – gdy jednak rodzica nie będzie, to dziecko będzie robiło to, na co ma ochotę).
2. Bezstresowe wychowanie: rodzic nie robi nic. Łapie dziecko, chroni je i nie robi nic więcej, zakładając, że i tak nie ma sensu tłumaczyć czegokolwiek, bo ono przecież nie zrozumie. Sytuacja więc będzie się niestety powtarzała.
3. Rodzicielstwo bliskości: rodzic orientuje się, że jego dziecko nie zna zasad bezpiecznego poruszania się przy drodze lub nie rozumie dlaczego one są ważne i postanawia coś z tym zrobić. W danej chwili przede wszystkim upewnia się, że dziecku nic nie jest i uspakaja je, bo prawdopodobnie jest dość przerażone tym co zrobiło lub gwałtowną reakcją rodzica. W kolejnych dniach rodzic rozmawia z dzieckiem przed każdym wyjściem na temat bezpieczeństwa i przypomina najważniejsze zasady. Dzięki temu zapobiega w przyszłości takim sytuacjom i chroni swoje dziecko do momentu, w którym zauważa, że dziecku już nie trzeba więcej o tym przypominać.
Wydaje mi się, że różnica jest dość widoczna
We wszystkich tych trzech przypadkach rodzic zawalił i po pierwsze: nie pilnował dziecka wystarczająco (zakładam, że raczej tylko małe dzieci mają takie pomysły, a małych dzieci powinniśmy pilnować), a po drugie: nie nauczył go odpowiednich zasad bezpieczeństwa przy drodze. To są fakty. Jednak spojrzenie na tę sytuację (i później zachowanie) zależy już od naszego podejścia.
1. Tradycyjne wychowanie mówi: to wcale nie ty, dorosły i odpowiedzialny człowiek, zawaliłeś, ale to wszystko wina twojego dwu, trzyletniego dziecka. Tak dokładnie. To ono jest winne tej całej sytuacji. Małe dziecko, którego mózg w pełni wykształci się za jakieś dwadzieścia lat, a obecnie nie jest nawet pewne co zrobiło źle, jest wszystkiemu winne. Dlatego ukarz je tak mocno jak tylko jest to konieczne, aby nigdy więcej nie dopuściło do takiej sytuacji (bo to przecież ono do niej dopuściło, a nie ty rodzicu – ty jesteś najlepszym i najwspanialszym rodzicem na świecie i nic ci zarzucić nie można).
2. Bezstresowe wychowanie mówi: nie rób nic, bo to i tak bez znaczenia. Jak dorośnie, to samo się wszystkiego nauczy.
3. Rodzicielstwo bliskości mówi: słuchaj rodzicu, twoje dziecko jest jeszcze małe i nie do końca rozumie co zrobiło źle. Ono po prostu jest ciekawe świata i ma umysł badacza – widzi coś nowego i chce to zobaczyć, chce zobaczyć jak to działa i jak wygląda z bliska. Jeśli więc zależy ci na tym, aby mu pomóc, to zadbaj o to, aby mogło odkrywać świat w bezpieczny sposób. Pilnuj go uważniej, jeśli trzeba i naucz go najważniejszych zasad bezpieczeństwa – to się opłaci w przyszłości, bo nie będzie dbało o bezpieczeństwo tylko wtedy, gdy jesteś obok, ale też wtedy, gdy będzie samo, bo będzie wiedziało dlaczego to jest ważne.
To czego „tradycyjni” rodzice nie rozumieją o rodzicielstwie bliskości (lub zrozumieć nie chcą), czyli istnienie granic
Jeśli tak się zdarzy w rodzicielstwie bliskości, że twoje dziecko nie będzie chciało się zastosować do ustalonych zasad bezpieczeństwa przy drodze, to przekaż mu prostu nie będzie miało możliwości pójścia na spacer w danym kierunku. Nawet jeśli będzie z tego powodu się złościło lub płakało. Wyraź zrozumienie dla tych uczuć, ale nie zmieniaj swojej decyzji i powiedz, że spacer będzie możliwy dopiero wtedy, gdy zasady bezpieczeństwa będą szanowane.
Utrzymywanie granic jest ważne, bo dzięki granicom dzieci czują się bezpieczniej i ja tych granic pilnuję.
Dlatego też jeśli ktokolwiek napisze, że moje podejście do wychowania jest beznadziejne, bo moje dzieci nie znają granic i na wszystko im pozwalam, to jego komentarz usunę, a jego całą rodzinę zbanuję do siedmiu pokoleń wstecz i wprzód. Jestem dobrą osobą, ale niestety mam czasem gorsze chwile :)
Rodzicielstwo bliskości nie jest też chwilową modą
To po prostu ewolucja. Rozwój. Dorastanie. Dojrzewanie. Nazwijcie to jak chcecie, ale chodzi o to, że rodzicielstwo bliskości jest kolejnym etapem wychowania dzieci i określając je chwilową modą, równie dobrze moglibyśmy tak określić jeżdżenie samochodem. Albo korzystanie z komputera. Albo posiadanie w domu wody, prądu czy ogrzewania. Albo korzystanie z jakichkolwiek innych rozwiązań współczesnej nauki.
Dlatego też, jeśli ktoś uważa, że modele wychowania dzieci oparte o najnowsze badania prowadzone przez pedagogów i neurobiologów na temat procesów poznawczych dziecięcego mózgu, są „tylko chwilową modą, bo kiedyś robiliśmy inaczej i było lepiej”, to proponuję tym ludziom wrócić do jaskiń. Tam to w ogóle jest tradycyjnie i najlepiej. I tam też można się poczuć najbardziej porządnym człowiekiem na świecie, bo będzie się żyło w pełni zgodnie z tym, co ludzie robili kiedyś i na spokojnie narzekać na te wszystkie obecne „chwilowe mody”.
Już na samą myśl zaczynam tym ludziom prawie zazdrościć.
Szkoda tylko, że nie będą mieli w tych jaskiniach Internetu i pewnie nikt tych narzekań nie usłyszy. Ech, no trudno, jakoś przeżyję.
Na koniec mam też jeszcze jedną wielką prośbę do nas wszystkich
Przestańmy mówić, że wyrośliśmy na porządnych ludzi pomimo tego, że byliśmy bici, karani czy w inny sposób krzywdzeni i zacznijmy wreszcie zadawać znacznie ważniejsze pytanie:
„Kim moglibyśmy się stać?”
Prawa do zdjęć należą do sarah.
Czasem mi się wydaje, że choćbyśmy zalali internet wyjaśniającymi tekstami, to ludzie i tak nie będą chcieli zrozumieć. Tkwienie w swojej najlepszej wiedzy jest dla nich zwyczajnie wygodne, a NOWE wymaga może jakiegoś czytania? Fuj! Jakiś rozmów? Fuuj! A może, nie daj Boże, jakiegoś krytycznego spojrzenia na siebie i swoje idealne metody? Fuuuj!!! Zwyczajnie nie chce się ludziom myśleć i starać, ot co!
Ja tam sobie uparcie wierzę, że jak taki tekst dotrze do jednej osoby, to było warto go pisać ;) Ale masz rację – to stare było znacznie łatwiejszym rozwiązaniem.
Myślę, że do tych osób, które są otwarte ten tekst dotrze. Problem jest w tym, że wiele osób nie potrafi na siebie spojrzeć krytycznie i poddać w wątpliwość swoje zachowanie, a co gorsza swoje motywacje. Martwi mnie też bardzo trend na „francuskie dzieci nie płaczą” i „wygodne” wychowywanie dzieciaków, dostosowane do potrzeb rodzica. Niby dbają, chuchają, Wszystko, co najlepsze zapewniają, ale brak w tym wszystkim ciepła, kontaktu… I te teorie „moje dziecko od urodzenia się nie lubiło przytulać, naprawdę! Nie mogę się napatrzeć, że twoje tak to lubi i jest takie spokojne u ciebie”. Kochanieńka, a swoje przytulałaś od urodzenia?… Czytaj więcej »
Z otwartymi ludźmi nie ma problemu. Oni sami znajdą drogę do światła ;) ale mnie chodzi właśnie o tych „wygodnickich” zdziwionych po fakcie, że moje czy Twoje dzieci to takie spokojne i grzeczne i miłe i się przytulają itd.. Do nich nic nie dociera, bo nawet kiedy widzą takie różnice, mówią, że ich dzieci były takie czy siakie od urodzenia i, że Ty czy ja to mamy dobrze, że mamy takie dzieci. I dalej robią swoje :(
Dokładnie tak jest… Szkoda mi tylko szkrabów skazanych na taki „zimny chów”. O „dyscyplinie” przez klapsa już nawet nie wspomnę… Każdy ma gorsze i lepsze chwile, ale klaps to nie jest wyjście. Ja dostałam raz klapsa i bardzo dobrze to pamiętam po 25 latach!
Ależ święte słowa! Choćby dotarło do jednej osoby – warto :)
o tak, cała prawda, a są też tacy którzy po prostu wiedzą najlepiej… brat mojego męża (btw nie posiadający dzieci) kiedyś nas skomentował, że córa nie dostała klapsa po jakimśtam dla nas błahym przewinieniu, dość groźnym tonem próbuje ją ustawiać (w naszym domu!) żeby zbierała po sobie zabawki, otwarcie nam powiedział, że nie widzi nic złego w biciu dzieci, że to pomaga wyjść na ludzi… :( pomyślałam „omg jeśli na takich ludzi jak Ty – to ja dziękuję”… a komentowanie mnie pomagającej dziecku zbierać zabawki, że wychowuję nieroba to w ogóle jakiś kosmos, jak rozmawiać z takimi ludźmi? nie zawsze… Czytaj więcej »
niestety…ja mam zwyczaj mówienia prawdy ludziom w oczy i mimo że się hamuję to czasem nie wytrzymam…niestety moje doświadczenie jest takie że ci najbardziej zapatrzeni w swoja „tradycyjność” dalej nie rozumieją
Brawo!
Czasem może lepiej wyjaśnić to łopatologicznie, może ktoś zrozumie. Zawsze mnie dziwi, że nie krzyczenie i nie bicie jest utożsamiane z brakiem jakichkolwiek zasad wychowawczych. Zresztą.. jak popatrzeć na skalę hejtu i nietolerancji wśród dorosłych Polaków, to można się zastanowić czy ta musztra w dzieciństwie kilkadziesiąt lat temu faktycznie dała takie super -porządne efekty :) Śmiem wątpić.
Otóż to :) Z lubością lubimy się przyglądać innym ludziom i ich dzieciom oraz pouczać ich co robią źle, ale już spojrzenie krytyczne na własną osobę i przyjrzenie się własnym błędom (będących często następstwem właśnie kar czy bicia), to już jest niemal niewykonalne.
Opisujesz wszystko w taki zrozumiały sposób,brawo! czytam Ciebie nałogowo. Mój syn ma dwa lata, więc dobrze wiem, że siła spokoju to wielka moc:-). Wciąż tłumaczę i widzę, że taki berbeć już wie, że piekarnika nie dotykamy ;-), czyli to działa, naprawdę działa. Pracuję w szkole i wiele razy dziennie tłumaczę, że przemoc to oznaka słabości; nie wiem, co zrobić, więc biję, a to nic nie załatwia, nie poprawia, a tylko robi krzywdę. W pełni popieram stwierdzenie, że wyrośliśmy „na ludzi” mimo bicia, a nie dzięki niemu. Ja całkiem niedawno odzyskałam wiarę w siebie zdeptaną latami przemocy psychicznej.
Super ! Bardzo fajnie to wytłumaczyłeś, tylko czy to do tych porządnych dotrze :) jakby to była prawda, że na porządnych ludzie wyrośli to nie potrzeba byłoby nam policji, prokuraturatury i sądów szpitale psychiatryczne byłyby puste, niebyłoby hipohondryków,
psychoterapeuci i psychiatrzy byliby bezrobotni, politycy byliby uczciwi :) i nie czytalibyśmy w internecie wulgarnych i agresywnych komentarzy,
Sama prawda :)
Swietnie to przedatwiles! Jak urodzil sie moj syn (4i pol) nie slyszalam o tym, ale jakos podswiadomie stosowalam sie do zasad wychowania bliskosci. Przytulanie, mowienie kocham cie, proba zrozumienia uczuc to cos co przychodzi mi z latwoscia natomiast nie bylo tak w przypadku moich rodzicow. Ale trudno sie zastanawiac kim by sie bylo gdyby rodzice inaczej wychowywali jesli sie ich kocha i szanuje. Natomiast wzgledem bezstresowego wychowania zawsze jestem na nie, dziecko musi umiec radzic sobie ze stresem. A bicia i przemocy psychicznej to juz w ogole nie rozumiem. Zawsze sobie mysle ze przeciez dorosli, cywilizowani ludzie nie zastraszaja sie… Czytaj więcej »
Łapię się na tym, że czasem wymagam od swojej 6 latki bycia „dorosłą” a potem mi przechodzi, i dociera, że to ja jestem matką nie ona, ona nie wie, i zaczynam jej tłumaczyć. :)
Wielu rodziców oczekuje od własnych dzieci by były dorosłe, a one są przecież małe tylko przez chwile – cieszmy się tym :)
kim mogłabym byc i czego dokonać, gdybym zamiast tych wszystkich wmuszanych lekcji religii i mszy miała zajęcia muzyczne, taneczne, matematyczne, każde inne bardziej rozwijające a nie indoktrynujące? taka refleksja odnośnie tradycyjnego wychowania.
Co by było, gdyby nauczono nas w szkole tylko czytania, pisania i liczenia, a pozostałe przedmioty pozwolono nam odkrywać na podstawie naszych własnych potrzeb i predyspozycji?
Ja do dziś pamiętam upokorzenie jak wbiegłam na ulice, a mama tak się zestresowała, że mną szarpała, a ja sama się przestraszyłam, nie potrzebowałam jeszcze tego. Raz młoda odepchnęła się na krzesełku od stolika i spadła do tyłu, nic sobie nie zrobiła, ale w takich sytuacjach wpada w histerię i ciężko ją uspokoić, akurat u Ciebie czytałam tego dnia, żeby nazywać emocje u dziecka, przytuliłam i spytałam, czy płacze, bo się przestraszyła – odpowiedziała, źe tak i koniec płaczu, dzięki tak btw :-)
Do usług :)
W pełni popieram! Starajmy się chronić nasze pociechy!! Ale w mądry sposób
„tradycyjni” rodzice i tak nie skumają, że to co robią czy robili było nie odpowiednie. Nadzieja na przyszłość między innymi w tym blogu.
Czytając ten artykuł utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że jednak obrałam dobrą drogę. Ja rozdarciuch na początku mojej drogi matczynej uważałam że na dziecko trzeba krzyknąć, czy dać klapsa bo przecież nas tak wychowywali i na złe nam to nie wyszło !!! Do momentu…Gdy zobaczyłam że po każdej awanturze, moich krzykach syn dostaje histerii , płacze, i ma przeświadczenie że dzieje mu się krzywda…bo nie rozumiał, a jak dwuletnie dziecko ma coś zrozumieć skoro nikt mu tego nie wytłumaczył! Lgnął do mnie byleby tylko mnie przytulić bo widział, że coś się dzieje źle, po prostu się bał… a ja myślałam… Czytaj więcej »
Ja też niestety wychodziłem z takiego założenia i też na szczęście dałem się posłuchać moim własnym dzieciom, które niewerbalnie dały mi do zrozumienia, że to co robię jest czymś złym.
A może już czas przestać mówić o rodzicielstwie bliskości, tylko zacząć o rodzicielstwie opartym o zdrowy rozsądek? Szczerze mówiąc odkąd czytam Twojego bloga Kamil, dokładnie tak o Twoim podejściu do wychowania dzieci myślę. Ale zanim postawimy znak równości, przypomnę niedawny filmik viralowy „mam tę moc, będę karmić całą noc”. Wyniszczenie własnego organizmu przez całonocne sesje nie jest dobre ani dla dziecka, ani dla rodzica. Może wiele osób podążających za rodzicielstwem bliskości się tym zachwyca, ale trudno mi dostrzec w takim podejściu zdrowy rozsądek. W końcu rozwiązań problemów dziecka może być wiele. PS. Nie wszystko podlega prawom mody. Czasem mamy do… Czytaj więcej »
Właśnie szykuję jeden tekst, który odniesie się do podejścia o którym mówisz, z tym całonocnym karmieniem, bo całkowicie się zgadzam, że poświęcanie własnego życia dla dzieci, to nie jest najlepszy pomysł (ani nawet dobry).
Swoją wiedzę o rodzicielstwie bliskości czerpałam z książek Searsów. Podają 7 filarów rb, jednym z nich jest równowaga i wyznaczanie granic. Ważne są potrzeby wszystkich członków rodziny, nie tylko dziecka. Każdy maluch potrzebuje granic. Poza tym nie ma nic gorszego niż rodzic z syndromem wypalenia… Tak naprawdę Searsowie nie wymyślili nic nowego, po prostu wrócili do korzeni. I chwała im za to! Dla mnie nawet wypaczone rb jest lepsze niż rodzicielstwo oparte na przemocy.
uważam, że karmienie w nocy nie jest poświęcaniem zaraz życia całego. karmi się góra 2-3 lata w Polsce, a w nocy raczej do roku, kiedy jeszcze mama nie musi wrócić do pracy. nie przesadzajmy że to tak długo, a karmienie nocne akurat jest bardzo korzystne dla dziecka.
Hej, bez przesady z tym wyniszczeniem. Panowie weźcie pod uwagę pewną dozę humoru w tym filmiku i celowe przerysowanie sytuacji przez autorkę. Gdyby nocne karmienie było takie wyniszczające, to zapewniam Was, że dawno by z niego zrezygnowała. Filmik adresowany jest raczej do kobiet w podobnej sytuacji, niejako rozładowujący napięcie i wyrażający współtowarzyszenie w niedoli ;). Można karmić nocą i się wysypiać, to kwestia odpowiednich udogodnień – piszę to z własnego doświadczenia. No i punkt widzenia mężczyzny jest jednak inny – dla matki poświęceniem jest/może być co innego niż dla ojca. Wiele rzeczy nie jest dla niej poświęceniem, którego nie byłaby… Czytaj więcej »
po Twoim poście widać, że nie zrozumiałeś intencji filmiku :)
A ja mam wrażenie, że tak zwane 'rodzicielstwo bliskości’ podciągnęło pod swą nazwę wiele z tego, co świadomi rodzice od zawsze wyznawali. Ja nie powiem nigdy, że wychowuję w duchu rodzicielstwa bliskości, jak i w duchu żadnej innej filozofii wychowania. Taki podział na rodzicielstwo tradycyjne, bezstresowe i to 'bliskości’ jest takie stereotypowe. Ja nie jestem rodzicem bliskości, bo nie uznaję spania z dzieckiem w jednym łóżku, czy jak najdłuższego karmienia piersią. Nie jestem rodzicem w twoim podejściu tradycyjnym, bo nie wyżywam się na dziecku, że go nie dopilnowałam i moje dzieci mają mnóstwo granic i konsekwencji, jeśli zaczynają rozrabiać. Szkoda,… Czytaj więcej »
Zawsze się prędzej czy później wpada do jakiejś szufladki i dostaje na czoło jakąś etykietkę. Taki już ludzki ród :)
[…] Największa bzdura jaką można powiedzieć o rodzicielstwie bliskości – Blog Ojciec – Różnice pomiędzy wychowaniem tradycyjnym, bezstresowym i rodzicielstwem bliskości. […]
Super artykuł! A co do „chwilowej mody” -ileż to rzeczy będących dziś standardem było kiedyś wybrykiem i właśnie „chwilową modą”…
Chyba wszystkie duże zmiany kulturowe zaczynały się jako „chwilowa moda” :)
Ja z drugiej strony jestem trochę w stanie zrozumieć ludzi, którzy traktują RB jak bezstresowe wychowanie, chwilową modę itd. W końcu ci ludzie zazwyczaj byli wychowywani twardą ręką. Nawet jeśli w domu nie było karania fizycznego to dziecko nie miało prawa głosu.Musiało być we wszystkim posłuszne itd.I kiedy patrzą na RB ich świat według ich poglądów przewrócił się. Nie widzą całości RB tylko jej wycinki a nie oszukujmy jak nie widzimy całości to dochodzimy do mylnych wniosków.I tak pewnie jest z tymi ludźmi. Ja staram się nie narzucać swoich metod innym. Są dziedziny gdzie kompletnie się nie zgadzam czyli klaps… Czytaj więcej »
[…] na deser w tym temacie – przynajmniej te dwa teksty [klik], [klik] i ten cały blog […]
Przykład z ulicą przypomina mi, że świetnym tłumaczeniem „attachment parenting” jest „rodzicielstwo towarzyszące” – w życiu codziennym, w emocjach…
A pytanie z samego końca huczy mi od kilku tygodni w głowie, gdy czytam książki np. Juula i rozliczam mimowolnie moich rodziców (zamiast skupiać się na swoich dzieciach), ech…
Nie rodziców trzeba rozliczać, mimo tego, że bardzo by się chciało (coś o tym wiem), lecz zauważyć z czym mamy przez to problem i popracować nad tym :) Polecam pójście w tę stronę :)
pięknie to napisałeś! Jestem za! I wcale nie tacy z nas porządni ludzie, bo często przy wychowaniu dzieci jesteśmy bezsilni i najłatwiej jest karać czy bić dziecko wtedy, ale to droga na skróty do gorszego życia tak naprawdę. Trzeba przestawić tok myślenia, i zmienić siebie.
Nie mówiąc już o tym, że przecież kolejne pokolenie, wychowywane właśnie przez nas, też nie jest takie doskonałe, jakie być powinno, jeśli bylibyśmy tacy porządni, za jakich się uważamy.
A może jakiś tekst, wskazówka, komentarz odnośnie tego, jak wg RB należy zachowywać się względem upartych dzieci? Takich bardzo, bardzo upartych, którym możesz powtarzać coś kilka i kilkanaście razy, prosić, zaklinać, a one i tak będą robić swoje. Tak jakby nie słyszały, co do nich mówisz. Taka właśnie jest moja córka (27 msc) i mam z tym duży problem.
Będę wdzięczna.
Taki też jest mój syn. 6 lat. I taki sam był, gdy miał 27 miesięcy. Myślę, że tutaj jest chociaż w części lista skierowana do takiego uparciucha właśnie: https://www.blogojciec.pl/dzieci/nie-probuj-kolejnej-techniki-dyscyplinujacej-dopoki-tego-nie-przeczytasz/.
[…] Blog Ojciec – Największa bzdura jaką można powiedzieć o rodzicielstwie bliskości […]
A ja tak połowiczne się tylko zgadzam. I tu chciałbym nawiązać do tych wszystkich, co pisali, że otwarci ludzie tekst przyjmą – czy sami jesteście dość otwarci, żeby przemyśleć inne zdanie? Rozumiem wszystko to co jest za rodzicielstwem bliskości i stosuję – tłumaczę, przytulam, wyjaśniam… Ale bardzo mi się nie podoba krzywy obraz wychowania tradycyjnego przedstawiony w tym artykule – to opisane to nie jest wychowanie tradycyjne a chaotyczne. Zastosowanie kar i nagród, również kar fizycznych nie oznacza automatycznie wyżywania się na dziecku i pokrywania własnej frustracji. Nie wyklucza też tłumaczenia, wyjaśniania, przytulania itd. A kary wchodzą dopiero, kiedy tłumaczenie… Czytaj więcej »
Od napisania tego artykułu pojawiły się pewne badania, które przeczą temu co napisałem. Otóż kary fizyczne nie prowadzą do poprawy zachowania tylko i wyłącznie w towarzystwie rodzica/opiekuna. One w ogóle nie prowadzą do poprawy zachowania, nawet w krótkim okresie czasu. Nawet w małym stopniu.
Przynajmniej tak twierdzą naukowcy, którzy przeprowadzili to badanie na ponad 160.000 dzieci, w okresie 50 lat. Jest natomiast mnóstwo rzeczy negatywnych z nimi związanych. Polecam lekturę: https://www.sciencedaily.com/releases/2016/04/160425143106.htm
Panie Kamilu, link mi niestety nie działa, a szkoda, bo chętnie bym się doedukował. Proszę o poprawny link. Ale dalej nie to chciałem wyrazić w swoim komentarzu – chodziło głównie o to, że takie przedstawienie wychowania tradycyjnego jest krzywdzące dla wielu rodziców, którzy nie karzą swoich dzieci w złości czy frustracji przerzucając na nich odpowiedzialność i zrzucając ją w ten sposób z siebie. Wielu rodziców stosowało i stosuje ją w sposób przemyślany i sprawiedliwy, dla wzmocnienia i motywacji innych metod wychowawczych. Zupełnie nie tak chaotycznie jak to przedstawiono. Nawet jeśli metoda stosowana od wielu tysięcy lat jest zupełnie nieskuteczna (aż… Czytaj więcej »
Sprawdziłem – u mnie link działa. Za kilka dni (prawdopodobnie w poniedziałek), będzie o tym osobny tekst, więc zapraszam jeszcze wtedy. Co do reszty wypowiedzi – zgadzam się, są tacy rodzice, o których Pan pisze. Ja sam takim byłem jeszcze kilka lat temu. I to racja, że mój opis ich nie objął – rodziców, którzy święcie wierzą, że klaps jest potrzebny i wydzielają go zupełnie bez emocji czy złości. Mój błąd. Co do nieskutecznych metod, które mają długoletnią tradycję – jeszcze kilkadziesiąt lat temu uważano, że nie da się wychować dziecka bez butelki spirytusu albo maku do ssania, bo jak… Czytaj więcej »
[…] na deser w tym temacie – przynajmniej te dwa teksty [klik], [klik] i ten cały blog […]
Ile ludzi tyle różnych zdań i metod wychowania. Każde dziecko jest inne ale wszystkie potrzebują miłości, wsparcia i opieki dorosłych. Nie ma idealnego „przepisu” na rodzicielstwo.
A może jest inna opcja na bycie dobrym rodzicem poza RB? Np.pozytywna dyscyplina.Moze rodzic który nie stosuje RB nie znęca się nad nim i może być dobrym rodzicem stosując różne podejścia dostosowane do potrzeb jego dziecka i rodziny?