
Jak radzić sobie z dziecięcą wściekłością?
Odpowiedź na to pytanie jest prostsza, niż mogłoby nam się wydawać.
Niespodziewana transformacja
Zdarzyło wam się kiedykolwiek, że wasze kilkuletnie dziecko bez żadnego widocznego powodu wpadło nagle w niespodziewaną wściekłość? A nawet jeśli był jakiś powód, to nie spodziewaliście się, że wywoła on istny dziecięcy Armageddon? Mimo to on nastał. Dr Jackyll zamienił się w mr Hyda, a dr Bruce Banner w Hulka. Nagle zostało wam wykrzyczane, że wasze dziecko nie ma najmniejszego zamiaru jeść tej zupy (i pewnie rzuciło też łyżką, coby dodać nieco dramatyzmu), nie będzie ubierało piżamy, mimo że od godziny powinno spać lub już nigdy (ale to nigdy!) nie pójdzie do przedszkola. „Bo nie!”. A im bardziej naciskaliście, żeby przekonać dziecko do swojego zdania, tym bardziej ono się denerwowało i tym mniejsza była jego chęć do współpracy. Nawet przekupstwo nie pomagało.
Pamiętacie takie chwile? Ja pamiętam. Niestety całą masę. Chwile wściekłości, chwile smutku, chwile całkowitej bezsilności. Pojawiają się one w każdej rodzinie i niemal w każdej są równie trudnymi momentami. Zarówno dla rodzica, jak i dla dziecka. Czy jest zatem jakiś sposób, żeby sobie z nimi poradzić?
Sytuacja konfliktowa
Jeśli dokładnie przeanalizujemy takie sytuacje, to w niemal każdej pojawia się sprzeciw ze strony dziecka wobec jakiegoś naszego polecenia (prośby, żądania, nazwijcie to jak chcecie). My chcemy A, dziecko chce B. My chcemy, żeby szło do przedszkola, ono chce jeszcze chwilę się pobawić. My chcemy dać mu kanapkę, ono chce banana. My chcemy dać mu banana, a ono chce takiego z naklejką (to są prawdziwe problemy). I im bardziej naciskamy na dziecko, aby ugięło się do naszej woli, tym większy sprzeciw to w nim budzi i tym głośniejsze „NIE!” słyszymy.
Z takiej patowej sytuacji, najczęściej są dwa rozwiązania:
Rozwiązanie nr 1
Pierwsze, w której my, rodzice, odpuszczamy i dziecko „wygrywa”. Czasami warto rozważyć to rozwiązanie, jeśli w trakcie argumentacji zrozumiemy, że nasze polecenie było nieracjonalne (gdy na przykład każemy starszemu dziecku sprzątać zabawki młodszego dziecka, tylko dlatego, że jest starszym bratem/siostrą). Jednak jeśli nasze polecenie było racjonalne, to ulegnięcie rodzica i poddanie się woli dziecka, da mu sygnał, że krzykiem można wiele wywalczyć. A nie jest to sygnał, który chcemy wysyłać.
Rozwiązanie nr 2
Drugie rozwiązanie jest wtedy, gdy to dziecko się podda naszej woli, wbrew sobie. Dzieci pragną współpracować z rodzicami, ale wymagają też jednocześnie szacunku dla własnych potrzeb. Jednak jeśli będziemy naciskać wystarczająco długo, dzieci na rzecz współpracy z rodzicami, poświęcą cząstkę siebie. Stwierdzą, że odpowiednim wyborem jest zaspokojenie potrzeb drugiej osoby, nie swoich. Im dłużej ten stan będzie trwał, im więcej takich sytuacji się pojawi, tym bardziej dzieci będą zapominać o sobie i myśleć o innych. Nie mówię, że dobrze jest być całkowitym egoistą, ale zdrowy egoizm się przydaje. Na przykład wtedy, gdy dziecko świadomie odmawia czegoś szkodliwego (papierosów, alkoholu, narkotyków), w ochronie własnego zdrowia. Tymczasem dziecko konformistyczne, nastawione na innych, nie odmówi szkodliwych substancji, w obawie przed społecznym odrzuceniem. Bardziej będzie mu zależało na zadowoleniu kolegów, niż na własnym szczęściu. Niestety.
Rozwiązanie nr 3?
Te dwa powyższe są najczęściej stosowanymi rozwiązaniami. Na szczęście, nie są jedynymi. Jest jeszcze jedno, które odkryłem stosunkowo niedawno. Rozwiązanie owo polega na tym, żeby zamiast prowadzić z dzieckiem pojedynek siłowy pt. „kto kogo nagnie do swej woli”, całkowicie zmienić podejście. Zamiast proponować dziecku coś, na co ono nie ma ochoty, zapytajmy go o coś (cokolwiek!), na co jesteśmy pewni, że odpowie twierdząco, związanego z daną sytuacją. Przykładowo:
„Bardzo Ci jest przykro, że musisz iść do przedszkola?”
„Widzę, że przebieranie się w piżamę bardzo Cię złości. Zgadza się?”
„Widok tej zupy chyba Cię nie ucieszył, prawda?”
Jednym słowem:
Przekonaj dziecko, żeby powiedziało „Tak”
Bo ono w sytuacji, gdy górę nad nim biorą emocje, ponad wszystko potrzebuje rodzicielskiej akceptacji. Potrzebuje zrozumienia dla tych uczuć, których jeszcze samo w pełni nie rozumie. A jeśli my zaakceptujemy jego uczucia w tak trudnej dla niego sytuacji, to damy mu jedną z najważniejszych rzeczy na świecie. I na pewno łatwiej będzie nam się dzięki temu dostać do prawdziwej przyczyny jego wściekłości. Może się wówczas okazać, że cały problem spowodowany był tym, że dziecko chciało przykładowo ubrać inną piżamę od proponowanej. I wyciągnięcie tej innej, załatwi problem w parę sekund. Bez zgrzytów, bez krzyków, bez ofiar.
Gdy po raz pierwszy zastosowałem tę metodę, odkryłem że zamiast kipieć ze wściekłości w całkowitym niezrozumieniu dla małego terrorysty, można spędzić z dzieckiem bardzo wartościowe chwile dla nas obojga. Chwile, w których uczymy dziecko zrozumienia i miłości. Do rodziców, do potrzeb innych ludzi i przede wszystkim, do siebie samego.
Prawa do zdjęcia należą do Christine.
no cos w tym wszystkim jest…….:)
U nas trzecia metoda jest jak najbardziej w zastosowaniu, ale w ciut innej formie – jak Młody się fochuje, drze się „nie, bo nie!” i za nic w świecie nie chce wytłumaczyć, w czym tkwi problem, to się go po prostu pytam, czy chciałby żebym mu jakoś pomogła ;) I jeszcze nie zdarzyło się, żebym usłyszała wtedy „nie” – zawsze pada odpowiedź twierdząca :) I mówię mu dalej, że skoro chciałby, żebym mu pomogła, to musi mi powiedzieć, o co chodzi i pytam, czy faktycznie mi powie – i tu pada druga odpowiedź twierdząca :) W tym oto momencie Młody… Czytaj więcej »
Muszę zastosować Twoją technikę, bo wydaje się świetna, a do tego jest nieco inna, niż ta którą ja opisałem, mimo że założenia pozostają te same. Zawsze to alternatywne podejście, jak to pierwsze przestanie odnosić skutek. Dzięki! :)
To po sprawdzeniu koniecznie daj znać, jakie efekty ;)
True life… zgadzam się w 100% i choć zawsze staram się zastosować metodę numer 3 to jednak są chwile matczynej słabości i zastosowania przykładów 1 i 2. Na przykładnie 6-latki wiem, że dzieci są świetnymi obserwatorami. Wszystkie stosowane przeze mnie metody w szybkim czasie są wykorzystywane przeciwko mnie… :) nie mniej jednak szczera rozmowa i próba dowiedzenia się co jest źródłem histerii zawsze o niebo lepsza od wściekania się na dziecko. „Wiesz, że mama Cię kocha?”, „Czy mogę Ci jakoś pomóc?” To u nas magiczne hasła. A poza tym dostosowanie wymagań do możliwości dziecka… polecenie „posprzątaj pokój” zawsze przerasta moje… Czytaj więcej »
Lepiej zapobiegać, niż leczyć – zdecydowanie :) I zadanie typu posprzątaj pokój czasem przerasta nawet 10 latka, jeśli jest tego zbyt dużo. Jedna rzecz na raz – zdecydowanie ułatwia sytuację :) A już wyrażanie miłości do dziecka jest zdecydowanie dobrą strategią, bo nie ma co się obawiać, że dziecko użyje tego na nas i będzie nam z tym źle ;)
No właśnie wczoraj u siebie opisywałam naszą sytuację powrotu z przedszkola… U nas dochodzą teksty w stylu „Przeprosisz mnie mamo za to, że jestem smutny?” albo „Ja nie chcę być niegrzeczny…” – a czasami jest. Rozmowa podczas ataku wściekłości u dziecka nie ma najmniejszego sensu. Przeczekanie nie zawsze pomaga, bo nakręca się coraz bardziej… aż w końcu zasypia. A potem budzi się i jakby nic się nie stało wraca moje najukochańsze pod słońcem dziecko i mówi „mamo, tak bardzo cię kocham” :) Ja też go kocham – zawsze, nawet kiedy w środku się gotuje a para z uszu i nosa… Czytaj więcej »
Najtrudniej jest kochać jak się w środku gotuje, ale jak już człowiek się tego raz nauczy, to później jest łatwiej :) Znaczy, może nie tyle jest łatwiej, co człowiek robi się w tym coraz lepszy :)
Bardzo mądry tekst, warty wydrukowania i powieszenia w widocznym miejscu ;) Nasuwa mi się myśl, że najprostsze rozwiązania są najczęściej najlepsze. Tylko, że one wydają się proste i oczywiste dopiero po tym, jak ktoś je odkryje… dzięki więc za odkrycie :)
Najbardziej w znalezieniu odpowiedniego rozwiązania, pomaga jego znajomość :)
Myślę, że w wielu przypadkach kluczową kwestią jest danie dziecku do zrozumienia, że jego potrzeby i emocje są dla nas ważne. Jest taka genialna książka Zofii Żuczkowskiej „Dialog zamiast kar”, po której przeczytaniu spojrzenie na rozmowę z dzieckiem w chwilach buntu bardzo się zmienia. Polecam :)
Dopisałem do mojej listy :) Na szczęście powoli, ale jednak się ona zmniejsza :)
Kiedy córka w pada w rykowy szał nauczyłam się, że zamiast się denerwować, podchodzę do niej i próbuje ją zagadać w zależności od okoliczności np.:
„Jesteś smutna, że Tata zabrał ci telefon, tak?”, „Jesteś zła, że brat zamknął Ci drzwi przed nosem, tak?”….córka zaczyna wtedy pochlipywać i kiwa główką, wycierając rękawem nos „Tiaak mamusiu…”…działa cuda…sprawdzone i potwierdzone :)
Dokładnie tak! :)
A co jeżeli prośby, groźby, tłumaczenia, szantaże i błagania nie działają, bo dziecko jest tak cholernie inteligentne, że wie co zrobić żeby wyssać ze mnie energię, i żebym bezsilna odpuściła? :D
Chyba trzeba być dumnym :D
Hehe, ja jestem dumny, bo moja też jest inteligentna. Tylko niestety, umie to wykorzystać w KAŻDEJ sytuacji, nawet tych opisanych we wpisie.
Ja stosuję metody przekupstwa. Jak się ubierze w piżamkę, to jeszcze przez chwilę się pobawimy. Albo jak pójdziesz grzecznie do przedszkola, to dla odmiany zamiast mamy ja cię odbiorę. Niestety to działa tylko raz, w wyjątkowych sytuacjach dwa razy. I kończą mi się już pomysły :(
Osobiście nie mam jeszcze dzieci, ale że ciekawią mnie zagadnienia relacji w rodzinie bardzo spodobał mi się Pana Blog. Myślę, że metoda wyżej opisana może być naprawdę skuteczna, co więcej polecę ją kuzynce, która wciąż zmaga się z problemem oporu swojej córki. Dziękuję za inspirujący wpis, pozdrawiam – Panna Joanna
Niezmiernie mnie cieszy, że są osoby, które interesują się tymi zagadnieniami jeszcze przed tym jak są potrzebne :) Zapraszam na dłużej :)
Kamil zaryzykuję stwierdzenie że jesteś męską wersją mnie – znowu punkt w punkt
Dopisuję Cię do listy moich żeńskich odpowiedników ;)
A co jeśli potrzeby dziecka są sprzeczne z naszymi? Jak już odkryjemy o co chodzi zezłoszczonemu osobnikowi i nie możemy/nie chcemy zrobić tego na co maluch ma ochotę? Odkrycie powodu nie jest problemem, gorzej jeśli przy rozwiązaniu mamy więcej problemu niż na początku :p Przykład: Wracamy ze spaceru, wchodzimy po schodach, młodsze dziecko na rękach, starsze na nóżkach. I nagle: „nie mogę chodzić!”. Rozwiązanie idealne dla dziecka: „weź mnie na ręce!”. Rozwiązanie idealne dla matki: „daj rączkę, pomogę ci wejść”. Efekt: dziecko płacze, kładzie się na schodach i tyle. Czasami wiadomo, można zrobić tak, że jak młodsze już śpi, to… Czytaj więcej »
Moje dzieci, jeśli już wybuchną, to zwykle sytuacja wygląda tak:
„Czyli jesteś zły/smutny itp?”
„Tak!”
Cisza z mojej strony. Mija minuta.
„Ale ja chcę!”
„Ja wiem, że chcesz, ale teraz nie możemy tego zrobić.”
„Ale ja chcę!”
„I bardzo cię złości, że nie możesz?”
„Tak!”
I znowu cisza. Tak dwa, trzy razy i jakoś znajdujemy wspólny grunt do rozmowy.
Tu nie chodzi o to, że ja dziecka nie rozumiem. Bo doskonale wiem o co chodzi. I ono też wie czego chce. Dlatego tak mocno się tego dopomina. Jest świadome swoich potrzeb i zna rozwiązania, mimo swoich 2,5 lat. Bardziej chodzi mi jak przekonać dziecko, żeby zmieniło zdanie i zastosowało inne rozwiązanie.
W powyższym przypadku można moim zdaniem zaproponować, że skoro jest takie zmęczone, to jak wrócimy do domu, to chyba już będzie leżało do wieczora. Albo że nie będzie miało siły się bawić. Jeśli na coś będzie miało siłę, to na zrobienie kilku kroków również. Czasami trzeba trochę poczekać, ale zwykle dziecko jednak się podnosi i idzie z nami. W końcu jakie ma inne wyjście?
No dobra, to teraz ja 😜
Mój chce się bawić, kiedy robię to co on chce, to się drze „ale ja nie chcę”, więc ja się wycofuję to znowu krzyk „ale ja chcę” i tak w kółko.
Jak tylko zrobię to co on chce -podam planszowe lub schowam to i tak awantura bo zrujnowałam mu życie.
Próby rozmowy kończą się tekstem „nie mów do mnie mamo” a mój mąż to już w ogóle stracił prawa obywatelskie w domu.
Ja zawsze próbuję dać inną alternatywę dziecku (a może chcesz jabłko zamiast banana, może czerwoną bluzkę zamiast zielonej) zanim wybuchnie, o ile oczywiście zdąrzę… albo odpuścić, o ile chodzi o pierdołę i o ile zdąrzę… staram się natomiast nie uginać kiedy już wrzeszczy, żeby się nie nauczyła, że krzk jest metodą na osiąganie tego, czego chce. I tu wybrubóję Twoją metodę nr 3, zobaczymy jak się sprawdzi :-)
Czekam na wyniki :)
Pamietamy aż za dobrze ;) Dokładnie 3 godziny temu moja dwulatka wpadła w histerię. Próbowałam na wszystkie sposoby odwrócić jej uwage. Nie mogła się uspokoić. Pierwszy raz miała taki napad. Jak sobie radzicie z histerią?
Próbowałaś powyższego sposobu?
Przegrałam. Nie udało mi się zapobiec histerii i darła się przez kilka minut, szczypała, kopała i to w miejscu publicznym ;) Uspokoiła się dopiero na podwórku, była piękna pogoda, więc zajęła się listkami (ale trzeba było ją ubrać w te wszystkie kurtki i czapki, taką kopiącą)
czytajac komentarze utwierdzam sie w przekonaniu, ze nie ja jedyna mam uparte i awanturujace sie dziecko:) Corka ma dwa latka. U nas poki co najbardziej dziala metoda na przeczekanie. Jak probuje przytulac, zagadywac jest tylko gorzej. Czasem jestem juz tak zdenerwowana i zmeczona sytuacja, ze wychodze z pokoju na 5 minut, pozwalam jej plakac, wracam, mala wtula sie we mnie i uspokaja. Serce mnie boli, ale to jedyne co na nia dziala w takich chwilach. Mysle, ze bedzie latwiej jak zacznie mowic. W tej chwili pewnie tez jest sfrustrowana, bo nie potrafi nam powiedziec co ja meczy.
Ja właśnie stanłam w sytuacji, że moja 3-latka nie chce zacząć chodzić do przedszkola. Akurat punkt nr. 3 był u nas normalnym rozwiązaniem, tylko, że co potem?
Ja: dlaczego nie chcesz iść do przedszkola, czy dlatego że się boisz? Ona: Tak. I bardzo jestem smutna gdy mnie zostawiasz.
Ok. Wiem w czym problem, bo ona umie o tym powiedzieć. Tylko teraz jaki powinien być nasz następny krok? Bo przecież, do przedszkola musi pójść.
Czy udało Ci się rozwiązać ten problem? Z chęcią się dowiem, bo mam ten sam problem
A co robić w przypadku histerii u nastolatka?
Jakby to było takie proste. Owszem próbowałem i czasami nawet działa. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy ten mały człowiek dąży do kompletnej destrukcji, ale nie powie o co mu chodzi, bądź chodziło. Po wszystkim okazuje się najczęściej, że o coś co z punktu widzenia dużego człowieka było kompletnie irracjonalne…
Czasami to bym chciał aby powiedział, że czegoś nie chce albo czegoś chce, zamiast miotać się godzinę czy dwie, zamiast robić demolkę w sklepie czy pokazówkę na środku ulicy. Krótka prosta informacja była by lepszą niż wrzask, płacz, latające pięści, czy nogi…
A co zrobić, gdy moja 2,5 roczna córka wpada ostatnio w histerię o każdą błahostke? Rzuca się, bije, krzyczy, wpada w furie. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że mówi po „chinsku” nie da się nawiązać z nią żadnego dialogu, uzyskać potwierdzenia, że jest jej przykro, bo trzeba wracać do domu. I sama się nakręca, nie da się niczym odwrócić jej uwagi, zachęcić do współpracy. Jestem sfrustrowana, boję się wyjść gdziekolwiek, bo co chwilę wpada w złość.
Najtrudniejsze i najbardziej irytujące są akcje typu total absurd, kiedy mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie dostrzec jakiegokolwiek sensu, powodu zachowania dziecka. Przykład: młody wlamuje mi się do łazienki i histeryzuje, bo…uwaga…sikam. albo nagle napada go szatanski pomysl, ze MUSI wysmarkac sie w moją sukienkę. Jakiekolwiek próby racjonalnego tłumaczenia, moje zgadywanie, o co może naprawdę chodzić, nie mają sensu. Dzieć uparcie dąży do wysmarkania się w rzeczona kiecke, bo MUSI. A że na takie zakusy ofc nie pozwolę, nieuchronnie nadchodzi napad szału, wrzask do zdarcia gardła lub wymiotów, próby uderzenia mnie ect. Niestety. Starszy syn byl taki sam. I… Czytaj więcej »