
Czym się różni mózg kobiety od mózgu mężczyzny?
I w jaki sposób ta wiedza, może nam pomóc w roli rodzica?
Różnice
Jakiś czas temu jeden z czytelników podrzucił mi świetny filmik, pokazujący różnice między działaniem męskiego i żeńskiego mózgu. Trwa on dziesięć minut, ale jest to dziesięć minut, które naprawdę nie zostaną zmarnowane:
Sprawy męsko-damskie
Kiedy żona przychodzi do męża i mówi, że miała sprzeczkę z koleżanką w pracy, to mężczyzna automatycznie włącza swój analityczny umysł i szuka rozwiązania. Wyjścia z sytuacji. Szuka sposobu, żeby pomóc żonie, bo przecież on dokładnie tego by oczekiwał przychodząc do niej. Porady. Gotowej odpowiedzi. Jednocześnie, jest to ostatnia (!) rzecz, jakiej kobieta oczekuje. Ona przychodząc do męża oczekuje zrozumienia, akceptacji i miłości. Wsparcia. Usłyszenia, że ma kogoś po swojej stronie barykady. Jednocześnie jakiekolwiek porady są już dawno nieaktualne. Ona już wie co zrobi i wierzcie mi, że nie rzucam słów na wiatr. Ona już w drodze do domu opracowała taki plan zemsty, że zawstydziłaby nawet samego Aleksandra Fredrę.
Tymczasem w przypadku mężczyzn, jest zupełnie odwrotnie. Oni nie potrzebują zrozumienia, akceptacji i miłości, tylko rozwiązania. Gotowego rozwiązania. Dlatego też się różnimy. Dlatego też niektóre małżeństwa nie potrafią się dogadać. I dlatego też ta wiedza, może pomóc zrozumieć nam, naszą drugą połówkę.
Co jednak to ma wspólnego z rodzicielstwem?
Wiele. Bardzo wiele. Otóż sytuację, w której dziecko przychodzi do rodzica z problemem, można bardzo często porównać do sytuacji, w której kobieta przychodzi z problemem do męża.
„- A on mi zabrał zabawkę!
– Pokłóciliście się o zabawkę? Przecież macie pełno innych zabawek.”
„- Aaaaaaa!
– Uderzyłeś się?! A mówiliśmy Ci tyle razy, żebyś nie skakał.”
„- A ona mi powiedziała, że jestem głupia!
– A próbowałaś już…?”
Im dłużej analizowałem sytuacje w moim otoczeniu, których ostatnio byłem świadkiem, tym bardziej byłem przekonany, że zdecydowana większość rodziców, kiedy tylko przychodzi do nich z problemem dziecko, zaczynają zachowywać się jak typowe samce. Tak, kobiety również.
Dajemy gotowe odpowiedzi. Doradzamy. Znajdujemy rozwiązanie. Bo przecież je znamy. Przecież byliśmy w tej samej sytuacji jako dzieci. Dlaczego więc nie mielibyśmy mu pomóc? Zresztą jeśli już przychodzi z problemem to chyba oczekuje pomocy, prawda?
Nieprawda
Podobnie jak w przypadku kobiet, ostatnią rzeczą jakiej nasze dzieci potrzebują, są gotowe rozwiązania. One nawet mogą powiedzieć, że chcą gotowego rozwiązania, ale to jeszcze nie znaczy, że jest ono tym czego potrzebują. Jeśli dziecko przychodzi do rodzica z problemem, to ono oczekuje nic ponad to, czego oczekuje żona od męża w podobnej sytuacji. Czyli zrozumienia, akceptacji i bezwarunkowej miłości. Świadomości, że jego rodzice zawsze są obok i zawsze będą je wspierać. Że niezależnie od wszystkiego, w ich sercach nigdy nie będzie oceniane i zawsze będzie kochane. Tylko w takim otoczeniu, dziecko może samo odkryć właściwe sposoby, na poradzenie sobie ze swoimi dziecięcymi problemami. I nawet jeśli okażą się one niewłaściwe, to nie będzie się ono bało spróbować kolejny raz. I kolejny. I kolejny.
W takim razie, czy jest coś co możemy zrobić?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Przede wszystkim muszę napisać, że jeśli oferujecie swoim dzieciom, to co opisałem w poprzednim akapicie, to wiedzcie, że dajecie im już niesamowicie wiele. Poważnie. Środowisko, w którym jesteśmy bezwarunkowo kochani, to coś, o czym miliony ludzi na całym świecie marzą.
Czasami możemy też pomóc dziecku, poprzez nakierowywanie go. Nie wskazywanie odpowiedzi palcem, lecz pokazywanie mu, w którą stronę powinien spojrzeć, jeśli chce znaleźć odpowiedź. Bardzo często właściwym kierunkiem będzie samo dziecko. Niech spojrzy w siebie. Niech zastanowi się co ono czuje. Co ono myśli o danej sytuacji. I jaki ono ma pomysł na rozwiązanie swojego problemu. Uwierzcie mi. Niektóre pomysły pozytywnie was zaskoczą.
Prawa do zdjęcia należą do Personal Creations.
Chyba się uciął post…
Chyba na pewno. Poprawione, dzięki :)
Nie ma sprawy – chciałam doczytać do końca :)
Z całym tekstem się zgadzam. Choć sama mam problem z udzielaniem gotowych instrukcji.
Proste niby ale w praktyce łatwo zapomnieć i odruchowo podsuwac rozwiązania. Dzieki, a skecz boski ;)
Nothing box mnie rozwaliło na łopatki :)
Niby wszystko takie oczywiste, a jednak w praktyce często o tym zapominamy. Artykuł muszę podesłać mężowi… niech zapamięta, że jak marudzę na koleżankę, to nie szukam propozycji rozwiązania problemu tylko chcę żeby mi przytakiwał i pomarudził razem ze mną!! :) Przy dzieciach też się sprawdza, moja córka gdy wraca ze szkoły i opowiada o tym jak kolega brzydko się zachował nie chce żebym dawała jej gotowe rozwiązanie… chce być wysłuchana, poklepana po ramieniu i dowartościowana, a z kolega i tak sobie poradzi z moimi radami czy bez nich. Jeśli odruchowo ciągle tylko doradzamy dajemy dziecku sygnał, że bez naszych pomysłów… Czytaj więcej »
Ja z rad skorzystałem, więc małżonek na pewno też będzie zadowolony :) Zresztą wiedza o Nothing Box też się podobno kobietom przydaje ;)
Moje ulubione ostatnio do Syna, gdy przychodzi z problemem „domyślam się co czujesz…a jak myślisz?”…
empatia i unikanie podpowiedzi…czasem mi się udaje :)
Brzmi świetnie :)
Tak, pytanie ‚A jak myślisz’ zadaję mojej 4-letniej dziś córce w wielu różnych sytuacjach, często w odpowiedzi na jej pytania z serii ‚dlaczego’ – i jak ona potrafi mnie zaskoczyć swoimi przemyśleniami. Cudowne to jest! Dziś ma już też taki nawyk, że zadając mi pytanie od razu sama na nie odpowiada przypatrując się mi uważnie w celu odczytania mojej reakcji. Dzieci to wielka bańka potencjału. My dorośli możemy go wspierać lub niestety marnować… Pozdrawiam ciepło!
Wyobraziłem sobie właśnie córkę, która pyta i od razu odpowiada na zadane przez siebie pytanie :)
Przykład: A dlaczego ja umiem składać to (czyt. kolejkę drewnianą), bo jestem już duża i mądra?
Idylla, prawda? :D
O tym podziale na mózg męski i damski czytałam już jakiś czas temu. Ale do głowy nie przyszłoby mi, żeby traktować dziecko jak kobietę. Tylko tak się zastanawiam w takim razie – to kiedy mózg małego chłopca przestawia się na szukanie rozwiązań i dlaczego?
Bardzo dobre pytanie! I chyba znam jednego blogera, któremu mogę je zadać :)
To jakby odpowiedź się znalazła, to ja chętnie ją poznam:)
A mnie jakoś nie bawi ten film. Nooo… To śmieszne niby jest, ale nie oczekuję od męża zrozumienia, akceptacji i czego tam jeszcze, tylko… rozwiązania! Chcę usłyszeć jego opinię, a nie zobaczyć, jak się zachowuje, bo „kobiety takie są”. Co mi przyjdzie z jakiś sztucznych póz?
Oczywiście to jest normalne i wiele kobiet ma podobnie. Tak jak są również mężczyźni, którzy nie szukają rozwiązań. Całość opiera się na stereotypach oczywiście i dotyczy większości, a nie wszystkich – a rozwiązania stosować takie, które nam najbardziej odpowiadają :)
Oduczyłam się pytania „co się stało?” kiedy dziecko płacze. Bo przez to pytanie ono cała bolesną dla niego sytuacje przeżywa od nowa, a w większości przypadków nie przynosi to żadnych korzyści, ba, może nawet pogorszyć sprawę, kiedy rodzic powie „tylko tyle? przecież nic się nie stało”. Jak nie jak tak. Zamiast tego przytulam i głaszczę po plecach, czasem delikatnie kołyszę i nic nie mówię. Czasem dziecko, kiedy już przestanie mi smarkać w rękaw, powie, co się stało. Częściej do tego momentu cały problem straci znaczenie.
Czasami milczenie lub ciche potwierdzenie „mhm” to wszystko, czego dziecko od nas potrzebuje. Masz rację.
zapomniał wół, jak cielęciem był :-) tak bym to ujęła, w kwestii podsuwania gotowych rozwiązań i dobrych rad. Owszem, może nam się wydawać, że lepiej żeby dziecko nie popełniało błędu, ale z drugiej strony, błędy mają swój niepowtarzalny smak, i wiele uczą, i kształtują charakter. I naturalne dochodzenie do tego że istnieje prawo przyczyny i skutku jest bardzo pozytywne, bo uczą myślenia, a nie tego, co „należy” myśleć.