Kocham mój kraj. Ale jest to trudna miłość.

Czyli o niewłaściwie rozumianym patriotyzmie słów kilka.

poland

Czym jest patriotyzm?

Zastanawialiście się kiedyś na tym? Nie chodzi mi o słownikowe definicje. Czy wystarczy płacić podatki i być gotowym walczyć z wrogiem, gdy ten wkroczy do naszego Państwa, żeby móc się nazywać patriotą? Czy może trzeba bezgranicznie wręcz kochać swój kraj? Czy patriotyzm powinien być ślepym oddaniem? A co jeśli nie płacimy podatków, bo praca na czarno jest naszą jedyną możliwością na godne życie? Czy to oznacza, że sprzedaliśmy swój patriotyzm za „kilka groszy”? A co jeśli po tym jak wypowiedziano nam wojnę, my zamiast myśleć o obronie naszych granic, myślimy przede wszystkim o tym, jak uchronić naszą rodzinę? Myślimy gdzie się schować? Bo to przecież „nie jest nasza wojna”?

Państwo jest jak rodzina

Czym jest patriotyzm? Moim zdaniem patriotyzm jest szacunkiem. I podobnie jak w rodzinnym modelu, na szacunek trzeba sobie zapracować. „Szanuj ojca swego i matkę swoją” już na szczęście przestaje być aktualnym przesłaniem i ludzie, którzy nie zasługują na szacunek, coraz częściej go nie dostają. Nawet sam papież musi na szacunek zapracować, dlaczego więc ktokolwiek inny miałby go otrzymać bez wysiłku? Wielu ludzi mówi, że patriotyczne jest płacenie podatków. Naprawdę? Znaczy jeśli w zamian otrzymujemy odpowiednie świadczenia to naturalnie takie jest. Podobnie jest z miłością dziecka do rodziców. Jeśli jest ona odwzajemniona to wszystko jest w porządku. Problem się pojawia, gdy my płacimy podatki (kochamy rodziców), a nasze wysiłki idą na marne i nie dostajemy nic w zamian. Wtedy własnie pojawia się problem. Wtedy zaczynamy się zastanawiać czy to, co robimy ma sens. Czy warto inwestować jeszcze więcej pieniędzy (uczuć), w związek, który najwidoczniej nie ma przyszłości?

Stawianie wymagań

Zawsze mnie śmieszyła (ale w ten smutny sposób) sytuacja, w której rodzice idą do sądu po alimenty od dzieci. I zawsze się wtedy zastanawiam czy da się aż tak spierdolić rodzicielstwo, żeby musieć cokolwiek od dzieci egzekwować za pomocą sądu? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to tym bardziej owi rodzice nie zasługują na złamany grosz. Bo przecież jeśli rodzice wykonali dobrą robotę, to dzieci chętnie im pomogą w potrzebie. A może się mylę? Ja wiem, że ja bym pomógł bez zawahania. Ale wiem jednocześnie, że gdybym trafił na takich rodziców, którzy żądaliby ode mnie tych pieniędzy, to upewniłbym się, że nic nie dostaną.

Podobnie jest z państwem. Jeśli płacę podatki i w zamian otrzymuję wszystkie niezbędne świadczenia, to nie mam z tym problemu. Jeśli widzę, że edukacja jest na wysokim poziomie, służba zdrowia o mnie dba, a policja łapie prawdziwych bandytów, to ja z chęcią się do tego dokładam. I gdyby takie państwo poprosiło mnie o więcej pieniędzy, to bym je dał (co widać było m.in. na przykładzie Szwecji, przeciwnej obniżkom podatków). Bo czułbym taką potrzebę.

Czy czuję taką potrzebę obecnie? Chyba nie muszę odpowiadać.

Niemniej kocham mój kraj

Zresztą wyrazem tego był mój tekst: Urodziłeś się w najlepszym kraju na świecie. Ale jest to trudna miłość. To jest taka miłość, jaką kocha się patologicznych rodziców, którzy nigdy nie mieli oporów przed tym, żeby schlać się do nieprzytomności czy strzelić swojemu dziecku w twarz, gdy się odezwało w złym momencie. Kochamy ich, bo pamiętamy te chwile w których byli dla nas mili, bawili się z nami i zabierali nas na wycieczki do zoo, ale w głębi serca wiemy jaka jest prawda.

Wobec naszego kraju czuję ten rodzaj wdzięczności, jaki czuje człowiek, który w wieku 10 lat musiał iść do pracy, żeby miał co zjeść. Wie, że miał ciężko, ale wie też, że dzięki temu jest dzisiaj silniejszy. Polska zapewniła mi „trudne dzieciństwo” i dzięki temu potrafię sobie dzisiaj poradzić. I za to jej dziękuję. Ale tak jak w pewnym momencie wyprowadziłem się z domu moich rodziców, bo chciałem założyć własną rodzinę, tak samo istnieje szansa, że kiedyś wyjadę z naszego kraju. Bo emigracja nie jest ucieczką, jak wielu manipulantów próbuje nam wmówić.

Emigracja może być oznaką dojrzałości

Jesteśmy obywatelami świata. Żyjemy w czasach, w których możemy wybrać niemal dowolny kraj i właśnie w nim zamieszkać. Oczywiście jeśli ktoś na ślepo wyjeżdża do Anglii lub do Niemiec, żeby robić tam karierę zmywarki do naczyń, to ucieczka jest odpowiednim określeniem. Bo on ucieka „od” czegoś. Ale jeśli znajdziemy kraj, który odpowiada nam zdecydowanie bardziej niż polska, czy to pod względem kultury, wyznania, panującego tam prawa czy chociażby klimatu, to my nie uciekamy. My podróżujemy „do”. Dorastamy. Rozwijamy się.

W końcu każdy z nas jest inny. Każdy ma inne wymagania, inne przyzwyczajenia i inne predyspozycje. Jedni wolą jak jest zimno, inni wolą gdy jest ciepło. Jedni wolą Państwo opiekuńcze, inni wolą całkowitą niezależność od państwa. I nie ma w tym absolutnie nic złego. Ale jednocześnie jako ludzie lubimy przebywać w towarzystwie osób, które myślą podobnie jak my. Dlaczego więc mielibyśmy nie zrobić kroku w tą stronę? Dlaczego mielibyśmy się nie przeprowadzać do lokalizacji, która będzie nam odpowiadać? Dlaczego nie emigrować? Dlaczego mamy na siłę tkwić w jednym miejscu? Czy mamy jakieś zobowiązania wobec danego państwa tylko dlatego, że się w nim urodziliśmy?

Co jestem winny mojemu krajowi?

Od paru dni mówi się o tym, czym jest patriotyzm. Od paru dni telewizyjne postacie, próbują nam powiedzieć co powinniśmy robić jak Polacy, a czego nie powinniśmy. I ja się zacząłem tak zastanawiać, co ja powinienem jako Polak. Na początku zapytałem się czy jestem coś winny Polsce? Czy emigracja mogłaby zostać potraktowana jako zdrada wobec mojego kraju? W końcu ktoś inny zacząłbym pobierać ode mnie podatki. Ktoś inny czerpałby korzyści z mojej pracy. Jednak z drugiej strony – przecież mam taką możliwość. Dlaczego miałbym się więc czuć winny? Przecież po to właśnie zostały zniesione granice. Żeby ludzie mogli bez problemów podróżować i wybierać swoją narodowość. I wtedy uświadomiłem sobie, że to nie jest mój obowiązek zostać w kraju. To obowiązkiem mojego kraju, jest mnie przekonać, abym w nim pozostał. Wtedy też natknąłem się na ten cytat:

„W nosie mam boga, honor i ojczyznę. WOLĘ EMIGRACJĘ!”

Nie zawsze zgadzam się z Anią Muchą, ale w tym przypadku muszę zgodzić się z nią całkowicie. Dobro mojej rodziny będzie zawsze na pierwszym miejscu. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonany, że nawet gdyby doszło do wojny, to nawet wtedy moja miłość do ojczyzny nie byłaby silniejsza od miłości do mojej rodziny. I jeśli jedynym powodem wojny, miałoby być dobre samopoczucie i zwiększenie ego przywódcy narodu (a nie na przykład groźba całkowitej anihilacji), to nie mógłby on na mnie liczyć. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam problemu walczyć, jeśli wiem za co walczę. Jeśli wierzę w to, co robię. Ale jeśli casus beli nie będzie dla mnie na tyle przekonujący, żeby postawić na szali własne życie, to tego nie zrobię. Bo to nie ma nic wspólnego z patriotyzmem. Jest to zresztą bardzo podobne do sytuacji rodziców żądających alimentów, o których pisałem wcześniej – jeśli państwo tak bardzo spierdoliło swoje rządy, że ludzie nie czują obowiązku, aby go bronić, to samo jest sobie winne. I to przestaje być mój obowiązek. Moim obowiązkiem jest ochrona mojej rodziny, moich dzieci i moich bliskich. Bo na nich mi zależy. A jeśli mój „przywódca” będzie coś chciał komuś udowodnić, to niech zrobi to osobiście.

Prawa do zdjęcia należą do Dennis.

10
Dodaj komentarz

avatar
4 Comment threads
6 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
7 Comment authors
AnnaSLeszek CiborSposobyNaDzieciminimalivBlog Ojciec Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Ojciec M.
Gość
Ojciec M.

Podatki w państwie i miłość w związku często mają w sobie zalążki patologii, a wtedy
mierzenie „miłości” mija się z celem. Wojna poraża mnie w swojej
prostocie. Często dorabiamy ideologię, ale przez chwilę zastanówmy się jak
myśli człowiek okupowanego kraju podczas wojny? Ucieczka – no można, ale jak przewieźć przez granice 5 osób? Nie da się, bo Schengen nie obowiązuje. Możemy wybierać – ktoś przyjdzie i zniszczy naszą rodzinę, albo będziemy walczyć. Tak. Podczas wojny paradoksalnie dużo łatwiej o patriotyzm. Dziś to słowo jest w zasadzie
pustym sloganem, często nadużywanym.

Blog Ojciec
Gość

Ja tam może jestem prosty, ale czasami czuję, że tak jak pańszczyźniany chłop, który nie przejmował się kto siedzi na tronie i komu się płaci podatki, tak długo, jak da się godnie żyć.

Kinga
Gość
Kinga

Kiedys slyszalam, ze zbadano, ze chlop anszczyzniany placil mniej podatkow (panszczyzny) niz wspolczesny Polak. Dzien wolnosci podatkowej (panszczyznianej) konczyl sie chlopu nieco wczesniej niz obecnie. Nie pamietam tylko jaka to byla roznica, choc wydaje mi sie, ze nie jakas znaczna.

Blog Ojciec
Gość

Chłop z liczną rodziną pracował na swojego Pana niecałe dwa miesiące. My pracujemy sześć :)

minimaliv
Gość
minimaliv

Rozmawiałam o tym ostatnio ze swoją znajomą. Mam takie samo zdanie jak Ty. Była w szoku, jak mogłabym uciekać z kraju i nie pomóc Polsce. Ona pierwsza by walczyła za nasz kraj. Ano mogłabym. Bo kocham Polskę, ale ta miłość jest faktycznie trudna. Chyba, gdy masz dziecko, zaczynasz być egoistą. Myśleć o sobie i rodzinie, a nie o wyższych wartościach. Poza tym przykład idzie z góry – myślę, że gdyby coś się stało, oni pierwsi uciekliby z kraju i ulokowali swoje rodziny w ciepłych krajach. Tacy z nich patryjoci… Uciekałabym – czyż nie tak nas wychowali? :)

Blog Ojciec
Gość

Jak to napisałem wczoraj komuś: Jeśli miałbym pewność, że moja walka w obronie ojczyzny dałaby moim dzieciom szanse, której inaczej by nie miały – wtedy nie zawahałbym się iść na front. Ale w pozostałych przypadkach…

minimaliv
Gość
minimaliv

Otóż to…

AnnaS
Gość
AnnaS

Takiej pewności nigdy nie ma. Wojna jest chaosem bez gwarancji. proszę wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz – nasi ojcowie/dziadkowie/pradziadkowie (mówię o pokoleniu, nie płci) nigdy nie mieli okazji zobaczyć czym w rzeczywistości jest walka zanim pierwszy raz mieli się z tym zmierzyć. My – ludzie po 2 wojnie – dzięki mediom/relacjom/filmom mamy niemal naturalistyczny wgląd jak to jest… To bardzo źle działa na morale – przynajmniej moje. Ja wcale nie jestem pewna co bym zrobiła w sytuacji zagrożenia. Nie deklaruję, że wzięłabym co pod ręką i poszła tłuc wrogów (wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono – W.… Czytaj więcej »

SposobyNaDzieci
Gość

Mam dokładnie tak, samo najważniejsze byłoby zapewnienie bezpieczeństwa mojej rodzinie. Jednak często zastanawiam się, czy takie podejście młodych ludzi nie czyni z nas uboższymi od naszych przodków? Gdzieś po drodze, ze swojej winy, czy nie ze swojej, zatraciliśmy wartości. Rodzina bez wątpienia jest tą nadrzędną, ale czy właśnie ojczyzna nie powinna stać na równi. Kimże bylibyśmy bez ojczyzny? Kimże bylibyśmy gdyby nasi pradziadowie nie walczyli? Oni również mieli rodziny, a jednak…

Pewnie masz rację, że Polska i rządzący nią sami sobie na to zapracowali, ale mi jest jednak czasami z tym źle. Chciałabym mieć poczucie tego, że walczyłabym za swoją ojczyznę.

Leszek Cibor
Gość

Ja bym do tego nieco filozoficznie dopisał, że patriotyzm sobie objaśniliśmy, ale patriotyzm do czego? Do granic, które są tylko liniami na mapie (całe szczęście zamazywanymi przez umowy międzynarodowe)? Do idei jaka idzie za Polską (koncepcją/wartościami?)? A jaka idea idzie za Polską tak naprawdę? Fakt, że w wirtualnych geograficznych granicach spora grupa ludzi mówi tym samym językiem, miała tych samych władców nad głową i przetrwała 1000 lat? Nie dziękuję. Nie przemawia to do mnie, tak samo jak romantyczna i krwawa wizja historycznej tożsamości tego regionu. To nie są dobre powody, by popełniać te same błędy dziadów i pradziadów umierający za… Czytaj więcej »