|

„Szczerze Cię nienawidzę” – bolesny list dorosłego już człowieka, do własnego ojca

List, który niestety napisało samo życie i którego publikacja mam nadzieję przyczyni się do tego, że chociaż jedna osoba w przyszłości nie będzie musiała go ponownie napisać.

Dostałem ten list w skrzynce mailowej kilka dni temu, z prośbą o anonimowość. Autor opisuje w nim swoją relację z ojcem, który wychowywał go zgodnie z tym, co kiedyś uznawano za „dobre wychowanie” (niestety u niektórych dalej się to nie zmieniło). List publikuję jedynie z poprawkami kosmetycznymi, aby jak najwierniej zachować pierwotną formę i przekaz.

Wierzę, że jeśli dotrze on do dość szerokiego grona, to pozwoli otworzyć oczy tym, których w inny sposób nie da się przekonać do tego, aby traktowali swoje dzieci z szacunkiem.

Publikuję go też dlatego, że chociaż może to wyglądać na pojedynczy, bądź wręcz przekolorowany przypadek – ja sam osobiście znam conajmniej kilkanaście osób, które mogłyby się pod tym listem podpisać. Dla jednych może i jest to niewyobrażalne piekło, bądź wręcz abstrakcja czy fikcja literacka. Niestety dla wielu innych to była (i w niektórych przypadkach dalej jest) codzienność.

List

„Wiele niewyjaśnionych spraw ciągła niepewność, strach, brak wiary w siebie, poczucie beznadziei, nienawiść i imitacja rodziny…

Jestem tu, bo jest to mój pierwszy protest, pierwsze słowa, które chciałbym Tobie powiedzieć, jako osoba równa tobie. Nie gorsza, nie mniejsza, nie zastraszona, nie poniżona , nieodarta z godności, ale równa tobie.

„Generalnie dzieci się nie bije, ale lepsze bite niż śmierdzące…”

W zasadzie w tych słowach można zawrzeć wszystko to, czego nienawidzę w tobie, dlaczego Cię nienawidzę, dlaczego nie mogę czasami na Ciebie patrzeć, dlaczego mam odruch wymiotny, gdy na wigilii mówisz, że mnie kochasz, a wątroba mi się przewraca, gdy to słyszę…

Chodzę na terapię do psychoterapeuty, bo postanowiłem zrozumieć, to wszystko, dlaczego nie potrafię przebić szklanego sufitu, dlaczego moje zachowania były czasami nieracjonalne i co tak naprawdę się ze mną dzieje, ponieważ doszedłem do ściany i moje życie było na zakręcie…

Okazało się, że byłem i jestem nieszczęśliwym człowiekiem, bo nikt nigdy mnie nie pokochał, tak jak się powinno kochać dziecko.

Wypierałem to wszystko przez lata, ale to wszystko, co się wydarzyło w przeszłości miało i ma wpływ na to jakim człowiekiem jestem i jak się zachowuje. Biłeś mnie pasem, sznurem, szmatą i czym tam pod ręką dało się skarcić. Mnie i moje rodzeństwo… Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego ze sobą tak walczyliśmy? Dlaczego nie potrafiliśmy się porozumieć? Dlaczego wykorzystywaliśmy się nawzajem, przezywaliśmy? Poniżaliśmy? Szantażowaliśmy?

Ty debilu! Ty pętaku! Ty gnoju! Ja w waszym wieku robiłem już tyle, że wstyd, że tego nie potraficie! Lepsze byłyby dzieci z domu dziecka niż wy, bo potrafiłyby docenić to co mają! Wojska wam brak! Inni się uczą a wy tylko przed telewizorem! Nie uczycie się! Jazda mi zrób to! Z wyra do roboty! Zatyraliście matkę (osobiście tego najbardziej nienawidzę)!

O wszystko opierdziel, pretensje i wyżywanie się na nas za gorszy dzień moment, ale najgorsze było to błaganie

„Tato nie bij, już będę grzeczny, proszę nie bij…”

Ten pas trzymany w ręku i Ty jak Capo, który mógł zdecydować, czy dostanę na goły tyłek, czy tym razem zostanę ułaskawiony, bo wystarczająco błagałem o litość, odzierając się po raz kolejny z godności i jak ten śmieć rzucony na ziemię znów dotknąłem dna. Marzyłem o tym, aby nie czuć tego bólu, poniżenia i bezsilności wobec ciebie… Silniejszego, większego, który wymagał posłuchu i dyscypliny…

Nie potrafiłeś z nami rozmawiać

Nigdy nie rozmawiałeś, tylko komunikowałeś a każda próba rozmowy i różnicy zdań kończyła się kłótnią, bo Ty teraz jesteś w okresie dojrzewania i dlatego jesteś taki! Każda sprawa powierzona Tobie, była później wykorzystana tak, że odechciewało się wszystkiego i zasłona milczenia rosła…

Wszystkie problemy, niepewności rozczarowania dusiłem w sobie, bo nie zawsze byli koledzy, z którymi mogłem porozmawiać, bo czym tu się chwalić, że ma się przesrane życie, brak wakacji, brak własnych planów i wieczną niepewność… Bo wracając ze szkoły do domu nigdy nie wiedziałem, czy dziś będę mógł odrobić lekcję, pójść z kolegami na piłkę, czy będę musiał pracować, bo akurat sobie przypomniałeś, że musimy coś zrobić.

Nawet później się do tego przyzwyczaiłem zawalając szkołę, marzenia i plany, bo jakie plany może mieć młody chłopak, który pracuje jak dorosły bardzo często, potrafi tak wiele,  ale jest debilem, który nic nie potrafi, nie uczy się i zatyrał własną matkę? Tylko debil mógłby mieć marzenia w takiej sytuacji…

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego jestem, byłem taki rozkojarzony? Dlaczego nie potrafiłem się skupić? Dlaczego bujałem w obłokach? Bo w głębi serca ciągłe marzyłem o byciu sobą. O dzieciństwie, jakie miały inne dzieci obok, o spokoju, którego nigdy nie miałem, bo żyłem w wiecznym strachu, niepewności i obawie. Obawie, że dziś znów wykorzystasz moją słabość i powiesz, że mam coś zrobić, a ja posłusznie wykonam to, bo przecież najłatwiej siąść przed telewizorem i powiedzieć jazda mi to zrobić. Albo majstersztyk manipulacji „niech ktoś mi to zrobi..” i się zaczynała walka na wyzwiska, poniżanie i kto kogo pierwszy załatwi i przegra batalię o zleconą pracę…

Często mama tłumaczyła, że to budowa domu i musimy ciężko pracować, jeśli chcemy mieć własny pokój, do którego zaproszę kolegów. Żeby mieć łazienkę, abym nie wstydził się zaprosić kogokolwiek… zaciskałem zęby i wiedziałem, że muszę pracować, ale dlaczego spierdoliłeś nam dzieciństwo traktując nas jak swoich parobków, jak pomiotła, jak roboli, którzy musieli stać się dorosłymi ludźmi w tak młodym wieku? Wyjałowieni z emocji, uczuć i hodowani w zimnym chowie?…

Do tego stopnia spierdoliłeś naszą relację, że każda próba komplementu z Twojej strony kończyła się odrzuceniem, odpychaniem, bo przecież to nie ja… Wszystkie dzieci zawsze były lepsze, mądrzejsze, lepiej się uczyły, a my ciągle nie mogliśmy dorównać Twoim oczekiwaniom, bo próbowaliśmy mieć swoje zdanie.

Chcieliśmy mieć swój czas. Mieliśmy marzenia, których nie pozwoliłeś nam realizować.

Zastanawiam się, jak bardzo byłoby inaczej, gdyby w tej biedzie była odrobina miłości z Twojej strony. Poświęcony czas nam i spędzony wspólnie z rodziną. Pamiętam tylko raz, gdy zabrałeś mnie nad wodę i byłeś ze mną, a poza tym czarna dziura… z jednej strony nie dziwię się sobie, że się buntowałem i uciekałem od kontaktu z tobą, bo jak można mieć dobry kontakt z kimś, kto traktował mnie jak śmiecia? Jak chłopca do bicia, bo tak leczył własne kompleksy małego człowieka, który bije, bo wtedy się mści, ma władzę i rządzi…

Nigdy nie pamiętałeś o moich urodzinach, nigdy ich nie obchodziliśmy, nie celebrowaliśmy wspólnie nie robiliśmy niczego z przyjemnością, tylko traktowaliśmy wykonywanie obowiązków jako karę, bo do tego nasz przyzwyczaiłeś… Nigdy nie potrafiłeś rozróżnić pracy od odpoczynku i nigdy nas tego nie nauczyłeś.

Zmarnowaliście sobotę! Przeleżeliście cały Boży dzień! I ta pierdolona niepewność, czy dziś przyjdziesz i będziesz biadolił, że znów nic nie zrobione! Przyzwyczaiłeś się, że rozdzielałeś obowiązki na nas, a jak my się zaczęliśmy buntować, to manipulowałeś lub jątrzyłeś przy mamie, że nic nie zrobione, bo ona też jest wciągnięta w Twoją grę i podświadomie też nie potrafiła oddzielić pracy od odpoczynku i nakręcałeś ją, aby nam robiła awantury! Kurwa nienawidzę Cię za to.

Szczerze Cię nienawidzę!

Nie dałeś mi żadnego przykładu bycia mężczyzną, wręcz mam ogromną urazę do ciebie, bo przez Ciebie mama nie była na urlopie 30 lat! W kinie 30 lat! Kiedy ostatnio ją gdzieś zabrałeś? Zrobiłeś przyjemność? Kupiłeś prezent? Cokolwiek?! Tylko żono uśmiechnij się no uśmiechnij proszę!….I ona przez zaciśnięte zęby i nieszczęśliwe oczy się uśmiecha dla świętego spokoju!

Zamiast gadać, wziąłbyś się uśmiechnął i zrobił coś, aby miała powód do tego uśmiechu. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby się śmiała, żeby była szczęśliwa lub żeby planowała cokolwiek poza pracą w domu i w gospodarstwie. No bo Ty, Pan i Władca, przecież nigdy nic nie potrafisz dopilnować, zaplanować, zawsze na ostatnią chwilę, zawsze spóźniony…Weź no mi leć to kup! Wypastuj mi buty raz dwa! Robisz z siebie ciotę, idiotę i miękką faję!

Dziś już przekonany jestem, że to nie było nieprzemyślane głupstwo, lecz wyrafinowane skurwysyństwo!

Mama ogarniała wszystko w tym domu i za wszystko praktycznie była odpowiedzialna! Zrobiłeś z nas cioty, które nie pomagały, nie sprzątały, nie przygotowywały nic wspólnie, ale my zaczynamy to rozumieć, ze tak dalej się nie da i mama dłużej tak nie wytrzyma! Zrozumieliśmy też, że to nie w nas jest problem tylko w Tobie i w Twoim pieprzonym światopoglądzie! Może zrobiłbyś coś, aby mama nie miała tego na głowie? Zaszalej i niech mama zapomni, że znowu musi za Ciebie coś zrobić (podkreślam za Ciebie), bo po raz kolejny nie ogarnąłeś!

Zaskocz wszystkich i ogarnij się!

Zrobiłeś z nas cioty, które przeniosły te wszystkie zachowania do pracy, będąc uległymi, nie potrafiącymi wypowiadać swojego zdania i jak myślisz jakie to miało skutki? Jak myślisz, dlaczego nie radziłem sobie ostatnio w pracy? Dlaczego ktoś wyczuł moją słabość i to skrzętnie wykorzystał? Jak myślisz jak się mogłem czuć ? Gdy czułem, ze ktoś trzyma pas nade mną i uderza, a ja znów byłem śmieciem nic nie wartym…

Nadal uważasz, ze lepsze bite niż śmierdzące?

Zastanawiałeś się, dlaczego się nie wyprowadzaliśmy tak długo? Pewnie było Ci to na rękę, bo miałeś kim tyrać. Miałeś kogoś, kto zrobi wszystko za Ciebie, bo Ty jak zawsze jesteś zbyt leniwy, by się ogarnąć…

Jak myślisz mamy skrzydła, aby zacząć latać? Czy upierdalałeś je za każdym razem, gdy tylko próbowały rosnąć? A może wyginałeś je pod swoje podobieństwo?

Wyprowadzka była najlepszą decyzją, jaką podjąłem w ostatnim czasie, bo z tej perspektywy jeszcze bardziej zobaczyłem, jak bardzo nas skrzywdziłeś i jak spierdoliłeś to wszystko. Te przepłakane noce, myśli samobójcze. Tyle razy zasypiałem z myślą, ze jutro nie chcę się obudzić…

I to szukanie akceptacji poza domem, bo przecież nikt mi nie powiedział, że ja jestem ważny, mądry i jestem jaki jestem, bo przecież nie pasowało to do Twojego światopoglądu.

Nie dawałeś mi przykładu, tylko mówiłeś, jak mamy żyć, co robić i nie rozumiałeś, że czegoś nie chcę. Wyśmiewałeś to później przy pozostałych członkach rodziny, dlatego nigdy nie byłeś kimś do rozmowy, do spędzania razem czasu, bo traktowałeś nas jak swoich podwładnych, bo wojsko ci się marzyło… Teraz przypomnij sobie dziadka, który był twoim ojcem… po raz kolejny powtarzam ci, ze cieszę się, że go nie pamiętam, a Ty teraz spójrz na swoją rodzinę, rodzeństwo i spójrz w lustro i zastanów się kogo widzisz i jak się z tym czujesz?

Ja się czuję jak, ktoś kogo obdarto z marzeń, miłości, dzieciństwa i najgorsze jest to, że już tego się nie da cofnąć, bo to już jest stracone i nie mogę tego odzyskać… Mam ogromne poczucie straconego czasu. Podejrzewam, że miałem depresję, choć obecnie jest już lepiej. Dalej nad sobą jednak pracuję, bo jeszcze wiele jest do zrobienia. Wykształciłem się na tyle ile potrafiłem. Pracuję ciężko codziennie, choć mam wiele braków i boję się czasami, że ktoś mnie wykorzysta lub znów będę tym chłopcem, który się nie obroni przed kimś większym, mądrzejszym i czy znów się nie zamknę w sobie, bo nie dałeś mi poczucia własnej wartości i poczucia bezpieczeństwa. Bo nie pozwoliłeś mi być dzieckiem…”

Prawa do zdjęcia należą do Claudia.

Autor listu poprosił mnie o jego publikację, bo ma nadzieję: „że to pomoże uświadomić ludzi, jak ważne jest wychowanie i kochanie swoich dzieci”. Ja też mam taką nadzieję i jeśli was również poruszył, będę wdzięczny za jego udostępnienie, bo dzięki temu ma on szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców i w efekcie również do tych, którzy naprawdę potrzebują go przeczytać.

Podobne wpisy

261 komentarzy

  1. Rozdzierające serce historie Dorosłych, których rodzice popełnili kardynalne błędy 🙁 Cóź pozostaje – zapewnienie sobie samemu np. we wsparciu psychoterapeutycznym potrzeb, które powinny były być zaspokojone w dzieciństwie przez dysfunkcyjnych rodziców – http://www.jakzarzadzacpoludzku.pl/jakie-potrzeby-musisz-zaspokoic-dziecku-zeby-wyroslo-na-zdrowego-czlowieka/ i próba rozliczenia się z przeszłością, tak by móc ruszyć do przodu – http://www.jakzarzadzacpoludzku.pl/kursik-jak-rozliczyc-sie-z-przeszloscia/. Dla osób, których rodzic miał narcystyczne zaburzenie osobowości, a którzy wymagają dodatkowej ochrony przed nim (tak, nawet jeśli ten rodzic już nie żyje…), polecam lekturę całego bloga – http://narcystycznirodzice.blogspot.com/

  2. Od pięciu minut wpatruje się w napis rozpocznij dyskusję, w okienku do komentowania. Chcę się wypowiedzieć, mam taką potrzebę, ale czuję rozpacz. Jej, to jest naprawdę smutne, straszne, nie potrafię nazwać emocji jakie we mnie wzbudził ten tekst, list. Czytając to miałem przed oczami bohatera filmu „Chłopiec w pasiastej piżamie”, naprawdę. Obdarty z godności, z własnych marzeń, radości życia… Jest mi smutno… Najstraszniejsze w tym tekście jest to, że to prawda, że są na świecie dzieci które cierpią męki w domu rodzinnym.

    1. Bicie nie bylo najgorsze dla mnie gorsze bylo ponizanie raz kiedys ciagna mnie do pniaka chyba chcial mnie pszestraszyc siekiera dzis mam 40 lat nie uwam ludziom mowil do mnie benkart a w lustrze widze jego twarz

    1. A ja czuję złość. Ludzie którzy mieli problemy sami ze sobą wyżywali się na dzieciach !!!! Wychowuję moja córkę bez przemocy, rozmawiamy. Zostałam oceniona oczywiście przez mojego Super Ojca że dziecko mną rządzi. Z tym że rożnica jest taka że córka przychodzi do mnie ze wszystkim, porozmawiać a ja do mojego Ojca nigdy nie mialam takiego zaufania i nie będę go mieć. Ale On juz tego nie zrozumie. Pozdrawiam i życzę siły.

      1. To prawda. Zdarza się, że tacy rodzice jeszcze mają czelność pouczać nas o tym jak podchodzimy do naszych dzieci, bo przecież ich metody były takie „wspaniałe” :/ Ręce opadają…

      2. I super z dziećmi trzeba rozmawiać miałam podobne dzieciństwo jak tu opisane od małego poniżana bita itd… nie ukrywam że czasami jestem za bardzo nerwowa ale staram się nie wyżyć na córce bo ona na to nie zasługuje na razie ma 2 lata ale jest za mną strasznie dostaje miłość której ja nigdy nie dostałam i dostaje ta miłość także od niej

      3. Nie przejmuj się on po prostu nic nie rozumie ale wtrącać mu się nie pozwalaj wysłuchaj porozmawiaj jeśli się da ale zakomunikuj mu jasno że to nie jest jego sprawa

        1. „Wujek dobra rada”, nim w przyszłości wyslesz wiadomość, do czlowieka, ktory piekła doświadczył, wyobraz sobie, jak Ty bys sie czul na jego miejscu. Istnieje cos takiego, jak wspolodczuwanie, ale istnieja ludzie, ktorzy nie maja pojecia, co te slowa znacza w realnym zyciu. Teksty typu: nie przejmuj sie, mysl pozytywnie, bedzie dobrze, trzeba miec nadzieje itp. tzw.”Zlote rady” powinny byc zakazane tym wszystkim, ktrozy wlasnie wspolodczuwania sa pozbawieni.

  3. Tak….niby mnie nie bił….ale było na flaszjkę a na chleb czasem brakowało…i wstyd jak dzieciaki mówiły” a Twój tata znów lezał pijany pod płotem”….wstyd…wieczny wstyd…a teraz? Gdy organizm mu wysiadł-wątroba i zwłaszcza głowa nie działa-to my ” musimy i mamy obowiązek zająć się ojcem” i jeszcze ” to Wasza wina, zaniedbałyście ojca a teraz chcecie sie pozbyć go”….i motanie się pomiędzy szpitalami urzędami. I coraz więcej rachunków- bo jemu komornik wszedł na emeryturę i musimy dokładać coraz więcej do ośrodka…płacić jego podatki. Już sobie nic nie kupuję bo nie mam sumienia obciążać rodziny tym, że muszę płacić na jego ośrodek…bo nie dam rady wziąć go do siebie sama mając niepełnosprawne dziecko….a kto nam pomógł gdy byliśmy dziećmi-gdzie były instytucje? A ja muszę??

    1. To są chyba najgorsze historie. Dziecko nic nie zawdzięcza takiemu rodzicowi, ale nie dość, że jest zmuszone go utrzymywać, to jeszcze je obarcza się winą za całą sytuację. Normalnie wściekłość mnie bierze za każdym razem, gdy słucham takich historii, a osoby, które zrzucają winę na dziecko to normalnie bym lał i patrzył czy równo puchnie :/

      1. Właściwie nikomu o tym nie mówiłem. Znajomi pewnie wiedzieli. teraz staram się o tym nie myśleć. Nie tłumaczyć sobie, to bylo tego się nie zmieni, nie chce sobie przypominać. Jednak skoro juz tutaj jestem przyznaję, u mnie było podobnie. Przepijał wyplaty, robił awantury, zataczał się pijany w sztok po ulicy, spał napity w korytarzu na podłodze, zdażał się wpierdol, ta niepewność i strach gdy w nocy wracal czy będzie awantura itp gdyby nie mama pewnie z 3 braci trafilibyśmy do ośrodka. Minęło kilkadziesiąt lat. Poczucie winy, wstydu, niska samoocena, słabe panowanie nad emocjam, trudność w podejmowaniu decyzji, słaba asertywność. Ciężko być mężem i ojcem, funkcjonować kiedy nie było wzorca. Dzięki niemu wiem czego nie robić. Co i jak robić cały czas się uczę. Mam nadzieję, że dla swoich dzieci będę lepszym wzorem. Ich dziadek zmarnował znaczną część życia, zdrowia oraz dorobił się komorników. Obawiam się czy za niedlugi czas i nam nie przyjdzie dopłacać za utrzymanie i leczenie ojca na starość…

    2. Nie musisz. Chyba, że sąd Ci kazał. Masz zasądzone alimenty na rzecz ojca? Jeśli nie, to NIC nie musisz dziewczyno. Zajmij sie sobą i swoim dzieckiem.

    3. Ja miałam podobnie z moja babcia. Babcia większości kojarzy się z ostoja, mądrością, ciepłem, a ja nigdy tego nie doświadczyłam. Słyszałam, ze my to obce, sama na naszych oczach zajadała się i zapijala herbatami, a nam nic nie dała, chyba ze wchodził jej syn, czyli nasz tata po pracy, to wtedy latała za nami i wygadywała, ze nic jesc nie chciałyśmy, a ona stała nad garami, ze rozkapryszone. ze tylko ja odwiedzany po wypłacie, co oczywiście prawda nie było, tylko jej wyimaginowanym przeświadczeniem, ze nie ma dla nas pieniędzy, bo rozdała innym, lepszym wnukom. Bo mu jesteśmy najzwyklejszymi k***mi i nimi będziemy zawsze (to jest autentyczne określenie mojej „babci” w stosunku do 8 i 10latki). Jak przyjeżdżała do nas to z siostra czułyśmy się zalęknione we własnym domu, ale dobrze ze mama w końcu to zauważyła i w moim wieku mniej więcej 12 lat to ukróciła. Najbardziej wkurza mnie to, ze z babcia nie mam z wiadomych przyczyn żadnego kontaktu, chyba ze spotkam ja na jakiejś imprezie typowo rodzinnej, ale ona sama na mój widok płacze, ze jestem taka okropna i bym do niej zajrzała, a wszyscy w rodzinie roszczenia, ze my tez jesteśmy wnuczkami i może byśmy się babcia trochę zainteresowały, ze potrzebuje opieki, a ja nie czuje się kompletnie w obowiązku, bo nie czuje z nią żadnej więzi. Wręcz jakieś obrzydzenie. To jest dla mnie po prostu mama mojego taty. Nigdy nie będzie kimś więcej. Drugiej babci nigdy nie miałam, bo zmarła jak moja mama miała 9 lat. Teraz mając dzieci nigdy nie pozwoliłabym żadnej babci tak ich traktować.

      1. To jak bym słyszał od swojej Babci, rodzice rozstali się kiedy miałem dwa lata, wychowywała mnie mama z babcią, mama wiecznie była w pracy, ojciec się nami za bardzo nie interesował zresztą lubił wypić, za to zostawała babcia, od której non stop słyszałem że nic nie umiem robić, że inne dzieci to są jakieś ciekawsze, biorą się za robotę, że jestem leniem śmierdzącym, gnojem, że nic ze mnie nie będzie, że jestem taki jak ojciec i będę niczym, że ona całą emeryturę matce oddaje i że sama sobie nic nie może kupić (nie była do prawda ) że nikt mnie nigdy nie będzie chciał bo na co komu taki „gnojarz” zawsze jak coś się robiło przy domu to zawsze było mało, ciągle źle, ciągle złość ciągle nic nie robimy, tylko ona wszystko musi za nas, a my nic nie potrafimy.Dzisiaj mając 28 lat błąkam się po psychoterapiach, jestem raczej bierną osobą pełną wewnętrznego gniewu, mającą tendencje do nałogów, o niskim poczuci wartości nie potrafiącą tworzyć relacj, nie mogąc znaleść wewnętrznej równowagi i szczęścia

    4. Nic nie musisz… uswiadom to sobie a bedziesz wolna. Skoncz z syndromem „dziecka bohatera” … ja dalem rade Tobie tez sie uda

  4. Serce mi pęka. Ale gratki dla faceta, bo też przyznać to wszystko i zrobić coś, żeby sobie pomóc wymaga naprawdę wielkiej odwagi i siły, a nie każdemu się chce, bo łatwiej żyć w poczuciu krzywdy.

    To smutne, że ogromna liczba osób zapewne w jakimś stopniu może identyfikować się z autorem listu. Że nie jest to wyjątek od reguły, a część społeczeństwa, skrzętnie ukrywana za pomocą strachu, gróźb, manipulacji i powiedzonek, „nie pierz brudów publicznie”. I choć skala się różni, to emocje są takie same i późniejsze problemy takie same.

    Im więcej takich świadectw i ludzi mówiących otwarcie o tym, jak bardzo im to spieprzyło życie, tym może szybciej dotrze to do tych, do których powinno dotrzeć.

    1. Latwiej zyc w poczuciu krzywdy7??? Bardzo trudno. A pomoc sobie to trzeba wiedziec jak.Jezeli bylo sie u wielu psychiatrow, psychologow, wielokrotne bezskuteczne blaganie Boga o pomoc… To gdzie sie udac…?

      1. Mam za sobą podobnie trudne dzieciństwo. Jestem już babcią. Wiele myślałam o swoich rodzicach. Tata już nie żyje, mama dochodzi swoich dni. Oboje byli surowi, bili, nie przytulali itd.
        Oczywiście rady w rodzaju „trzymaj się” są słabe.
        Więc może inaczej. Odkąd jesteśmy dorośli, dojrzali – mamy obowiązek wobec siebie – szanować siebie samego, przepracować czasem z wielkim trudem różne traumy z dzieciństwa – wszystko dla samego siebie. Jak nadchodzą żale to trochę popłakać w cudzy rękaw, ale w końcu lepiej jest posprzątać w jakiejś szafce lub zrobić cokolwiek pożytecznego niż stale wracać do tych dziecięcych krzywd. Trzeba zmierzyć się ze swoim życiem, zastanowić się jak przepracować nieśmiałość, brak wiary w siebie itp. Można zacząć od czegoś prostego. Tylko trzeba zamknąć stary rozdział. Moja mama czy tata już nic nie może mi złego zrobić. Moja własna mama jest ode mnie zależna i nagle mi mówi po 60 latach, że mnie kocha. Doczekałam się.
        Ale czy ona nie kochała, nie mówiąc tego w dzieciństwie? Nie wiem.
        Po prostu biła, bo była nerwowa, bo źle ją wychowano, bo doznała wielu krzywd, także wojennych, a mój tata jako dziecko był świadkiem strasznych zbrodni wojennych i wg mnie myślał, że dzieci trzeba wychowywać bardzo surowo. Niektórzy są dziećmi alkoholików i też jest im ciężko. Jednak warto pamiętać – alkoholizm to choroba bardzo ciężka. Oczywiście dziecko nic nie jest winne, a jednak taki chory alkoholik też miał jakieś powody, z jakimi nie umiał sobie dać rady bez alkoholu. Zapewne każdego bym usprawiedliwła – powiecie.
        Czyli – pracować nad sobą, może udać się po poradę do psychologa, grać w jakąś grę, np. szachy, planszówki, układać puzzle, cieszyć się wszystkim co jest warte radości, pilnie wykonywać swoje obowiązki i postarać się nie nienawidzieć, tylko coś z siebie dawać innymi i nie rozdrapywać ran nade wszystko, bo to można, ale nie za długo.
        Modlitwa tym co wierzą – jest godna polecenia.

        1. Pani Danuto, bardzo konkretne zalecenia. Być może najlepsze po podobnych doświadczeniach. Jeżeli można w takiej trudnej sytuacji zapewnić kotu, albo psu dach nad głową, miskę (ale też weterynarza), to pochodzić do schroniska. Może zaprzyjaźnić się z którymś zwierzakiem i wziąć ze sobą. Warunek – trzeba mieć trochę pieniążków, aby nie martwić się o koszta. Zwierzak, zwłaszcza taki uratowany ze schroniska kocha jak nie wiem co. Jest się do kogo przytulic, poczuć ciepło bijacego serducha, jest z kim wyjść na spacer i pobiegać. Można w końcu bez strachu – pokochać i dostać tę miłość, poczuć jak jest, kiedy się jest kochanym. Tak na początek. Chociaż widzę, że list został zamieszczony kilka lat temu, może Pan, który go napisał już jest życiowo w innym, lepszym miejscu. Szczerze tego życzę.
          P.S. doświadczyłam jak to jest, kiedy ktoś silniejszy i większy…

        2. Skoro przeżyli coś strasznego to dlaczego płodzili dzieci wiedząc, jaki ten świat jest przerażający?
          Jeśli ktoś miał bardzo złe dzieciństwo, popadł w alkoholizm to dlaczego nie wpadł na pomysł, by nie zakładać rodziny i nie przedłużać tej patologii?

  5. Tia.. podpisuję się pod tym.. i mimo, że dom opuściłam w wieku 20 lat, do dzisiaj (a mam powyżej 40) często zauważam wpływ ojca na moje obecne zachowania, wybory, postrzeganie świata.. Najchętniej poddałabym totalnemu wyczyszczeniu moje DNA, bo mam wrażenie, że ojciec takim a nie innym zachowaniem zmutował je, czy jak.. Ciężko żyje się dorosłemu po takim dzieciństwie.. 🙁

    1. Mam to samo, jestem 28 letnia kobieta. I jeszcze ” tylko nie mow nikomu co sie dzieje w domu”

  6. Mógłbym napisac to samo – tylko nie o przemocy fizycznej ale psychicznej. O nic nierobieniu, o ciągłym ” ja to w polu zapierdalałem w waszym wieku” – brak czułości, empatii. Rozmowa? Jaka rozmowa – o czym, po co? Łzy się w oku kręcą – napiszę kiedyś taki list ale nigdy go do niego nie wyślę – dlaczego? Bo to nic nie zmieni, on nic się nie nauczył, nic kurwa, nic. Najważniejsze to przyjście po pracy i włączenie telewizora. I tak przez cały tydzień. I tak było zawsze. Kiedyś jak byłem 11-12latkiem to był parę razy ze mną pograć w tenisa. To wszystko. Moje młodsze rodzeństwo już nie miało tyle szczęścia. Po prostu jak go widzę i słysze to mi się rzygać chce. Wszystkiego nauczyłem się sam i przy pomocy ukochanego dziadka. A wiecie co jest najgorsze? Że ja część tych złych cech mam po nim. Zdaję sobie z tego sprawę i walczę z tym. Ale to chyba dostaje się w genach…. mam 43lata i ciągle to we mnie tkwi. To jest mój życiowy dramat.

    1. Ja mam to samo. Ten sam charakter co mój Ojciec, ale najważniejsze to przed jakąkolwiek złą reakcją zdać sobie sprawę że kiedyś takiego zachowania nie nawidzieliśmy i baliśmy się, a daję słowo że zatrzymasz się i pomyślisz że chcesz jednak być inny. Małymi krokami ale do przodu…. Pozdrawiam

      1. Kiedyś, w książce po której bym się tego nie spodziewał (kryminał), przeczytałem jedno banalne zdanie, które zupełnie odmieniło moje myślenie: Nie musimy być kopiami swoich ojców. Wystarczy, że będziemy ich lepszymi wersjami. Niby banał, ale to sprawiło, że przestałem tak bardzo się wkurzać na cechy mojego ojca, które widziałem u siebie. Zniknęło myślenie „może niezależnie od tego czego nie zrobię to i tak będę taki jak on?”. Teraz gdy sam jestem tatą, a mojego ojca od kilku lat już nie ma, patrzę na to wszystko trochę inaczej (a przed narodzinami młodego nie byłem pewien czy będę potrafił być dobrym tatą dla syna, bo nikt mi nigdy nie pokazał jak nim być). Teraz jest mi go żal – tego, że nie potrafił kochać mnie tak jak ja kocham mojego syna. A może kochał, ale nie potrafił tego okazać ? Może to wszystko to był jakiś pokrętny sposób na okazanie miłości ? Jeśli tak, to tym bardziej jest mi go żal, bo musiał być cholernie nieszczęśliwym i niezrozumianym człowiekiem. Nauczyło mnie to tego, że jeśli się kogoś kocha to trzeba to pokazywać. Bo być może mój syn nie domyśli się, że to, że mu na coś nie pozwalam to wyraz miłości. Albo to, że na niego krzyczę. Albo, że powiem „ja nie miałem, Ty też nie będziesz miał”. Albo, że mnie nie ma bo pracuję. Albo, że jestem zmęczony po pracy. Albo, że się na niego obraziłem bo coś zrobił nie tak jak chciałem. Albo – co ledwo przechodzi mi przez usta – dam mu lanie. Co jak on nie zrozumie, że to wszystko z miłości ?
        Pamiętam, dokładnie dzień w którym wybaczyłem wszystko swojemu ojcu. Pół roku po zawale. Po nim żył przez 5 lat – praktycznie bez logicznego kontaktu. Przez te 5 lat byłem przy nim i się nim opiekowałem. Innych chętnych nie było. Mimo, że wcześniej relacji praktycznie nie mieliśmy. Zmarł z zeszłym roku, niecałe pół roku po narodzinach mojego syna. Przez to wszystko wiem, że miłość dziecka do rodzica jest tak wielka i bezinteresowna, że naprawdę trzeba być strasznym człowiekiem, żeby to zniszczyć. Drugą rzeczą natomiast jest relacja z dzieckiem – i ta sama się nie zbuduję, natomiast można ją epicko spierdolić. I ja nie chcę, żeby mój syn dopiero po tym jak mnie zabraknie, zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem to, że byłem taki zimny i surowy to nie była właśnie miłość.

        1. Dokładnie tak. Zgadzam się w 100%. Nie robić z siebie ofiary, tylko pracować nad sobą. Bo inaczej będzie się dokładnie taką samą osobą…

    2. Arkic, nic nie jest w genach. To Twoje myślotoki, przekonania, leki, brak poczucia wlasnej wartosci ….. Jesli jestes swiadomy swoich cieni, to dasz rade. Tylko metoda, narzedzia I organiczna praca. Krok po kroku. Bedzie ciezko, nielatwo ale da sie. To czego masz swiadomosc, mozesz kontrolowac. Czego nie masz swiadomosci, kontroluje ciebie, rzadzi toba.

      1. Myślę, że zdziwiłbyś się jak wiele naszych cech zawartych jest w genach (ja się mocno zdziwiłem), a nie w wychowaniu. Nie mówię już nawet o odruchach, ale o umiejętnościach matematycznych, wyobraźni, pasjach, sposobie bycia… mnóstwo tego jest. Oczywiście nad niemal wszystkim jesteśmy w stanie pracować, ale niektóre rzeczy naturalnie będą nam przychodzić łatwiej, niż inne, bo tacy się urodziliśmy. Polecam książkę: Geny i edukacja, w której dokładnie jest wytłumaczone w jaki sposób się to bada i które cechy to np. w 60% geny, 20% wychowanie i 20% społeczeństwo/czynniki zewnętrzne 🙂

        1. Genami się wszystkiego nie da wytłumaczyć. Obawiam się, że proporcje się są inne. 20% to geny. Reszta to zwyczajnie nauka wynikająca z obserwacji tego jak nasi rodzice się zachowywali i kopiowanie tychże zachowań. Za to odpowiedzialne są zaś neurony lustrzane. Dlaczego wychowanie stanowi tylko 20% w Twojej ocenie? Bo dziecko naśladuje zachowania a nie uczy się z tego co się mówi. Dobrze jest mieć tego świadomość, bo aż 70% to komunikacja niewerbalna… Rodzice się później dziwią, że dziecko nie chce wyjść na dwór, tylko woli siedzieć przy komputerze, podczas gdy co robią rodzicie? Siedzą przy komputerze i nie wychodzą na dwór. Tak samo ze słodyczami – jeśli rodzice nie jadają słodyczy, to i dziecko nie będzie tak bardzo do tego ciągnęło. Przy czym ograniczanie i całkowite odmawianie rodzi niezdrowe zachowania.
          Jesper Juul bardzo fajnie opowiedział jak to funkcjonuje. Warto się z nim zapoznać.

      2. Wiesz do niedawna tak myslałem. Z powodu ważnej zmiany w moim życiu / rozwód na horyzoncie/ patrze na wiele rzeczy z innej perspektywy. Dociekam jak, dlaczego, dlaczego rozpadł sie mój związek z kobietą, z którą byłem 14lat i mam 2 dzieci. Widzę , ze właśnie ta część która jest od niego miała na to duży wpływ. Tak, zgodze się że można to przepracować i jest to strasznie trudne. Chcę zaczać terapię żeby móc jeszcze kiedyś spotkać kobietę, którą pokocham całym sercem i ona pokocha mnie takiego jakim jestem. Szkoda, że tak późno do tego dojrzałem ale z 2 strony lepiej późno niz wcale. Mam nadzieję, że mi sie uda.

        1. Chcesz zacząć terapię, by móc spotkać kobietę i pokochać ją, a ona będzie kochać ciebie. Chłopie weź zejdź na ziemię. Jak widzisz, że masz problem to idź na terapię, a nie że kiedyś zaczniesz. Dziwię się, że nie widzisz w tym wszystkim dzieci, które są w dość trudnym wieku nastu lat. Masz kobietę jeszcze do której możesz wrócić, chyba cię kochała jednak skoro ma dwójkę dzieci z tobą. Strasznym narcyzem jesteś i egoistą. Przemyśl to.

    3. Napisanie czegoś takiego to dobry pomysł, ale przekazanie tej osobie, która skrzywdziła może nie mieć sensu. Z własnego doświadczenia wiem, że to może tylko pogorszyć sytuację. Dwa razy odważyłam się powiedzieć mu co czuję i myślę i już nigdy więcej tego nie zrobię. Przynajmniej na razie póki jestem zmuszona z nim mieszkać. Nawet nie potrafię nazwać go ojcem. Dla mnie od dawna jest nikim. Jeszcze w podstawówce liczyłam na to, że się zmieni, że jak mu powiem o tym co mnie boli to zrozumie i chociaż się postara. Co wtedy zrobił? Lepiej nie opowiadać. Ja jednak nie poddałam się, chciałam walczyć o poprawę naszej relacji. Skoro szczerość nic nie dała to stwierdziłam, że spróbuje z szantażem emocjonalnym. Tylko jako 11-latka jedyne co mogłam zrobić to powiedzieć, że go nie kocham (trudno było to przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed nim). Spodziewałam się wszystkiego (np. reakcji jak za pierwszym razem) ale nie tak obojętnego: „mam to w dupie”. Od tamtej pory jego bicie, wyzwiska, zakazy nie robią na mnie żadnego wrażenia. Tam gdzie kiedyś był żal i desperacka próba poprawy sytuacji, teraz jest totalna obojętność. Owszem czasem są gorsze chwile i wzruszenia, ale zazwyczaj wtedy gdy nikt tego nie widzi. Na razie pragnę tylko tego by utrzymać stypendium w tajemnicy przed nim, za dwa lata zdać dobrze maturę, a potem dostać się na studia.

      1. Cześć minęły 3lata co u Ciebie?tez miałam takiego ojca-gada-kata-pisze miałam bo nie rozmawiam z nim ,bo i po co skoro mnie ignoruje, córka mówi że to przeszłość i powinnam to zostawić , ale od środka coś mi nie pozwala do niego jeździć,jakiw to wszytko trudne , pozdrawiam

      2. Dlaczego milczymy i pozwalamy się krzywdzić…. Takie skurwysyństwo powinno być surowo karane, może wtedy jeden z drugim zanim rzuciłby wyzwiska czy podniósł rękę, może by się zawahał, zastanowił, że za to można po prostu siedzieć w więzieniu długie lata i jeszcze płacić dziecku odszkodowanie….
        Takich rodziców powinniśmy pozywać do sądu z żądaniem odszkodowania….

    4. Ja wszystkiego nauczyłem się sam. Przemoc psychiczna brak czułości miłości i ciągły strach ze wszystko co robię to i tak źle robię. Ojciec nigdy mnie nie zbil ale psychicznie wykończył. Nawet teraz mając 43 lata w Żartach niby potrafi powiedzieć że” Piotrek (ja) to nawet wodę w czajniku potrafił przypalić” Nie pamiętam żeby kiedyś się ze mną bawił za coś pochwalił . Mój młodszy brat był wybrancem tatusia . Na urodziny nigdy nic mi nie kupił bo nigdy nie miał pieniędzy – ” w przyszłym miesiącu coś Ci kupię bo teraz nie mam” na 18 urodziny dostałem od niego czekoladę i ten sam tekst ” jak będę miał za miesiąc jakieś pieniądze to coś Ci kupię” mama w 18 moje urodziny wzięła pożyczkę żeby kupić mi radiomagnetofon. Ojciec był wojskowym po nim mam obsesję na punkcie porządków i punktualność i dużo złych cech charakteru z którymi również walczę wychowujac swoje dzieci Tak by czuły się kochane. Mam 2 synów 3,5 roku i 9 lat. Każdego dnia ich przytulam i kilkanaście razy dziennie mówię że ich kocham. Ja tego nie doświadczyłem przytulania i słowa kocham Cię. Mimo że nie byłem nigdy bity czasami zastanawiam się czy nie wolałbym wtedy jak byłem mały dostać porządny wpierd… niż mieć tak zryty beret. W głębi serca czuje gdzieś ze kocham mojego ojca bo był przecież moim ojcem ale nienawidzę go za to że nigdy nie okazał mi miłości nigdy nie przytulił nie powiedział kocham Cię synku. Zawsze byłem tym gorszym zawsze wszystko było moja wina. ..

      1. A może przytulasz swoje dzieci, bo tak naprawdę Ty tego potrzebujesz? Robienie dokładnie na odwrót wcale nie musi sprawić że się będzie lepszym rodzicem. Jeśli intencja jaka za tym stoi jest taka, że 'przytulam Cię, ponieważ ja nie byłem przytulany a wiem, że to ważne bo mnie tego brakowało’ i de facto to nie wynika z miłości do synów, tylko żeby 'nie być wersją swojego ojca’ to to nie zda egzaminu, bo dzieci to odbiorą jako coś co robisz na siłę. Oczywiście – Ty wiesz jaka jest faktyczna intencja tego przytulania.
        Natomiast jest kolejna sprawa – jeśli nie szanujesz swojego ojca.. to czego uczysz swoje dzieci? Jak myślisz? jakie będą oni mieli nastawienie do Ciebie jak już będą starsi? Historia lubi się powtarzać… i pokazuje nam wszystkie nasze błędy..

        1. Na szacunek trzeba sobie zaslużyć. Dzieci oddadzą nam to, co dostały od nas, a nie to co dajemy rodzicom. Wcale od siebie nie wymagam okazywania szacunku czlowiekowi ( ojcu), który mi tego szacunku cale życie nie okazywał. Natomiast synowi okazuje szacunek od urodzenia, przytulam i często mówię, że go kocham. Nie dlatego, żeby się różnić od mojego ojca, ale dlatego że tak czuję. Od jego urodzenia bardzo pracuję nad swoimi negatywnymi cecham niemal żywcem wziętymi od ojca. W momentach kiedy zdaję sobie sprawę, że pokusa zachowania się podobnie do ojca jest bardzo silna, hamuję się. I wygrywam z tą pokusą. Przez lata coraz częściej. Już bardzo rzadko zdarza mi się nie wyhamować, więc można i trzeba nad tym pracować. Co do ojca, to cale życie się za niego wstydziłam, za chlanie i burdy, za wybuchy agresji również na trzeźwo, nieadekwatnie do sytuacji. Powiem szczerze, że czekam na moment, aż zakończy żywot. Wreszcie poczuję ulgę i poczuję się wolna. I ja i moja mama i brat. Bo mimo, że nie mamy z nim na codzień kontaktu, to nadal potrafi dokuczyć i próbuje jątrzyć. Ochydny, mały zakompleksiony czlowiek, który musi zmyślać kłamstwa o nas, żeby poczuć się lepiej, bo nie radzi sobie z własnymi emocjami, kiedy nie jest górą. Nawet mi go nie żal, czuję tylko odrazę.

      2. Ważne że robisz inaczej niż Twój ojciec, pokazujesz wzór dobrego taty, tak trzymaj 🙂

    5. Miałam to samo. Teraz mam 31 lat, wspaniałego i kochającego męża oraz dwie cudowne córeczki -5 lat i rok. Mój tato… ciagle powtarzał od czego kowal ma szczypce. Moja młodsza siostra, mama i ja robiłyśmy za niego wszystko. Nawet włączalysmy jemu tv i podawalysmy pilota. Nawet na to był zbyt leniwy. Młodsza siostra była chora, a mama ciężko pracowała, ciagle nie było jej w domu, a gdy była, to mu usługiwała, żeby nie denerwował się. Mój ojciec nigdy nie pił. Bił mnie tym, co miał po ręka- kablem, kijem od miotły, pasem. Kazał mi ściągać spodnie i majtki, pochylać się i nie płakać. Mówił, ze jeśli chociaż raz zapłaczę, albo powiem, ze boli, dostanę 10 razów więcej. I tak było. Z czasem nauczyłam się w milczeniu znosić ten ból. Dostawałam 3-4 razy w tygodniu. Mój siostra i mama nie, tylko ja. I to wtedy, gdy mamy nie było. Wyzywał mnie przy tym od debili, kretynek, nierobów. Powodem do tego było zbyt długa kąpiel w łazience- za dużo wody zuzylam, za wolno robiłam mu kolację i był bardzo głodny, brudna podłoga w kuchni-jestem leniem i nie chce się mi sprzątać itp. A czasami po prostu wracał wściekły z pracy, po wejściu do domu pytał- obiad gotowy? Bo jak nie, to dostaniesz na gola dupę. Jeśli ziemniaki nie były jeszcze ugotowane, to dostawałam. Najbardziej upokarzające było to, ze sama musiałam zdjąć sobie spodnie, majtki i położyć się na fotelu, a on mnie lal. Miałam takie siniaki na ciele, ze wstydziłam się latem zakładać sukienki, krotkie spodenki, przebierać się na lekcje wfu przy moich koleżankach. A gdy moje koleżanki przychodziły- ochy i achy nie miały końca. Koleżanki były zachwycone moim ojcem, każdy ze szkoły, z podwórka zazdrościł mi taty. Nie pił, był tak zabawny, opowiadał dowcipy. Kiedyś, miałam wtedy 14 lat, odwiedziła mnie moja koleżanka i została na noc. Myjąc się zachlapala bok pralki. Po jej wyjściu z łazienki mój ojciec wszedł tam, nie zdążyłam tego sprzątnąć. Powiedział mi, ze jak tylko Ola pojedzie jutro do domu, to czeka mnie kara za to, ze nie posprzątałam łazienki-nauczysz się flejo porządku. Na drugi dzień babcia nas dowiedziała, została na 3 dni. Cieszyłam się, ze upiekło się mi. Nie, pamiętał. Bardzo dobrze pamiętał. Wrócił z pracy, po wyjeździe babci, zjadł obiad i kazał mi zdjąć spodnie i majtki, żeby nauczyć się porzadku. Mój ojciec to potwór. Po maturze wyprowadziłam się z domu i już tam nie wróciłam. Skończyłam studia. jestem bystra i inteligentna osoba, z reszta, bardzo ładna kobieta, przez pewien czas dorabiałam jako modelka. Rzadko uczyłam się, a zawsze miałam bardzo dobre oceny. Czasami staje przed lustrem i zastanawiam się- dlaczego pozwoliłam na to? Dlaczego pozwoliłam , żeby mężczyzna, który powinien kochać mnie najbardziej na świecie, tak mnie upokarzał. Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałam? Nie nawidze go. Jestem dobrze wykształcona i dobrze zarabiająca kobieta. A miałam duże trudności z nawiązaniem relacji z mężczyznami. Ciagle byłam uległa. Nie miałam swojego zdania. Wszystkie moje związki rozpadały się, zapewne z mojej winy. Mój mąż jest jedyna osoba, której opowiedziałam o moim ojcu. Może dlatego udało nam się stworzyć stały i silny związek. Dzięki niemu wiem, co to znaczy kochać i buc kochanym. Mąż i dzieci są dla mnie całym moim światem obie wyobrażam sobie, żeby którekolwiek z nich skrzywdzić. zastanawiam się, jak można chcieć tak krzywdzić własne dzieci. Jak można sprawiać im taki ból i tak je upokarzać. Nie wiem, jakim cudem poradziłam sobie z tym wszystkim, naprawdę nie wiem. Ale robię wszystko, aby moje dzieci były kochane i czuły, ze są kochane.
      Przepraszam, za literówki, ale nie chcę tego czytać i poprawiać przed wysłaniem. Życzę powodzenia wszystkim, którzy zmagają się z podobnymi problemami.

    6. Ja tez jestem rocznik 74′ i moj ojciec tez pochodzi ze wsi. Slyszalem te same teksty co Ty…

  7. Ciezko zostawic jakikolwiek komentarz przechodzac jeszcze gorsze sytuacje z tyranem pod dachem. Po dzis dzien mame szykanuje;( ale pocieszam sie tym ze mam synka i daje mu tyle milosci ile nie dostalem ja. To jest moj pay back. Dawajac mu ogrom milosci ktorego nie dostalem ja;)
    Badzmy super rodzicami

      1. Tak Kamilu. Mamy wybor. Isc w strone swoatla albo powielac bledy ojca. Jak patrze na ta niewinna istote jak placze ryczy beczy tylko dlatego bo rosna zabki to nie wyobrazam sobie go bic bo go boli a moj ojciec wlasnie tak robil. Spowodowal ze placze i uciszajac placz lal jak zyto. I to byla lekcja dla mnie ze przemoca nienawosci nie zwalczysz. Super blog i chetnoe czytam posty. Dziekuje ze jestes/ jestescie

    1. Super rodzic aby był super rodzicem, musi też umieć postawić granice. Dając ogrom miłości można się stać jeszcze gorszym rodzicem, bo dziecko zostanie uwiązane tym ogromem miłości jak smyczą. Później będą teksty 'to ja Ci dałem tyle miłości, a Ty tego nie doceniasz, bachorze?!?!’. Dziecku trzeba dać NORMALNOŚĆ. A nie to, czego się samo nie miało. Jest subtelna różnica, ale ona determinuje, co będzie na końcu – czy będzie normalność, czy jednak przegnie się w drugą stronę…?
      To tak jak z rodzinami, w których nie było pieniędzy. Nie było w związku z tym zabawek, etc. Więc tacy rodzice co chcą? dać wszystko to czego sami nie mieli.. Czym się to kończy? Dość szybko można zauważyć jak bardzo materialistyczne stają się takie dzieci. I one tego nie doceniają, bo traktują jako stan normalny, że wszystko dostają, najlepiej od razu.. A tak naprawdę te wszystkie zabawki, które kupujemy dzieciom to są zabawki dla nas, żeby zaspokoić niezaspokojone nasze potrzeby z dzieciństwa. Ja taki błąd popełniłam wraz z mężem. Obecnie zmieniam to, bo efekty tego były:
      – szybkie nudzenie się zabawką i potrzeba kupienia następnej
      – kiedy odmawia się kupna kolejnej zabawki – była awantura i był tekst, że jest się złym rodzicem (nomen omen – chociaż się staram, to i tak wychodzę na złego rodzica, kiedy nie daję tego co dziecko chce dostać tu i teraz)
      – zero kreatywności i najlepiej jakby to były zabawki, które się same sobą pobawią.. gotowe scenariusze, zero inwencji własnej
      – brak wdzięczności za to, co dziecko miało
      – dziecko nie dbało o to co ma, bo po co, skoro mama czy tata kupią nowe?
      – pomimo iż wszystkim się nie bawiło od dawna (czasem i 2-3 lata) albo zabawka była zepsuta – to i tak nie chciało się pozbywać rzeczy.. bo to 'jego’ zabawki..
      – 'mamo, a bo ona ma to co jest nowsze niż to co ja mam’ – i tworzy się nieświadomego konsumenta, zaś koncerny zacierają z zadowolenia ręce sięgając do naszych kieszeni…

      Z perspektywy czasu widzę, że to, iż nie miałam zabawek sprawiło, że dzięki temu poszukiwałam sposobów na różne rozwiązania. Nie miałam gotowych schematów. Wyobraźnia pracowała, a ja się rozwijałam, musiałam robić wiele rzeczy manualnie, sama. Okazuje się ostatecznie, że to dobrze, że rodzice nie mieli pieniędzy…

  8. Ja miałam podobnie lecz przykrości, przytyki itd szło zarówno ze strony ojca, jak i matki. Zrobili ze mnie „niemowę, która miała zakaz rozmawiania z dorosłymi, którzy przychodzili do naszego domu”, zrobili ze mnie zakompleksione dziecko, a potem dorosłą – do dziś słyszę, że inni są i byli lepsi ode mnie. Dużo pracy nad sobą zajęło mi pozbycie się czerwienienia na twarzy z byle powodu. Nie wspomnę już, że ciągle jeszcze (mam ponad 40 lat) nie spełniam oczekiwań i nie robię tego, co wszechwiedzący rodzice mi mówią. Zabraniano mi buntowania się, jak coś było nie dla mnie, musiałam się na wszystko zgadzać, nie mogłam się sprzeciwiać i mieć własnego zdania, bo przecież jestem dzieckiem, a oni dorosłymi i wiedzą lepiej co mi potrzeba. Czasu relaksu nie przypominam sobie, na wakacje czy inne wolne dni byłam wywożona do babci na wieś i tyle. Rozmów ze mną, jak z istotą rozumną właściwie nie było, pochwał czy wsparcia też sobie nie przypominam, ale za to były nakazy, zakazy i rozkazy. Bicie też się zdarzało. Nauczyłam się żyć z nimi ze względnym spokojem, ale miałam go wtedy gdy o sobie nic nie mówiłam. W dorosłym życiu na studiach nie mogłam się pochwalić, że mam stypendium naukowe, bo nie dostałabym z domu (od matki) nic na życie, a mieszkałam w akademiku. Wygrałam kiedyś 5-tkę w lotto – też nie mogłam się pochwalić, bo bym już miała rozdysponowane na co mam przeznaczyć pieniądze. Jak dotarło do mnie, w dorosłym już życiu, że tak naprawdę dzieciństwo miałam takie bez czułości, miłości i szacunku do mojej osoby, to zrobiło mi się niesamowicie przykro, ale staram się jak tylko to możliwe doceniać, wspierać i przede wszystkim kochać moje dzieci. Choć ja sama czuję na sobie, że dzięki pracy nad sobą nie powielam wzorców wychowawczo-trenerskich moich rodziców, że dzięki pracy nad sobą już tak się nie czerwienię, jak mam coś powiedzieć publicznie, choć jeszcze są rzeczy, które nie łatwo mi przeskoczyć i wiem, że to są żniwa tego, jakie miałam dzieciństwo. Natomiast apodyktyczność moich rodziców, głównie matki nie zakończyła się i trwa nadal. Rozmowa z nią nic nie wnosi, bo na wszelką krytykę – reaguje obrażaniem się (szantaż emocjonalny), no i jej zostało wychwalanie innych, a ja jakaś „niedorobiona czy co, bo nie ma mnie za co chwalić”. Smutno mi i łzy mi się cisną na wspomnienia z dzieciństwa, choć teraz też potrafi „dopiec”. Pozdrawiam

    1. Jakbym o sobie czytala, moze w mniejszym stopniu to wszystko ale jednak. Tyle ze u mnie glownym tyranem byla i jest matka. Tata byl dobry, czasem tylko z jej dyktanda sie nade mna pastwil. A ona do dzis dzien probuje nami manipulowac choc juz teraz w malym stopniu bo widzi ze nic nie ugra. No coz a ja zostalam z niska samoocena, z brakiem wiary w siebie i z czescia cech i zachowan skopiowanych z niej. Staram sie to zwalaczac ale widze ze nie do konca sobie z tym radze. Jestem nerwowa i szybko trace cierpliwosc, to mi nie pomaga. Muszę przyznac ze spotkalam tez na drodze ludzi ktorzy troche probowali naprawic moja psychike, podniesli samoocene, ludzie od ktorych uslyszalam ze moge, ze potrafie, ze trzeba probowac.
      Teraz mam wlasne dzieci i bardzo ale to bardzo nie chcialabym popelniac bledow mojej matki ale niestety widze ze nie całkiem mi sie to udaje.

      1. Pracuj nad sobą, z czasem będzie coraz łatwiej. Też mam problem z nerwami i wybuchowym charakterem. Jest taki moment, taka sekunda zanim wybuchniesz, kiedy możesz sobie przypomnieć, że to nie Ty, że nie chcesz taka być. I zatrzymać się. Ochłonąć i postąpić inaczej. Z czasem coraz łatwiej ten moment zauważyć i zatrzymać. Na początku jest trudno, bo mimo świadomosci, że stosz na rozstaju dróg i tylko od Ciebie zależy jak postąpisz, jest ogromna pokusa, żeby iść utartym schematem i wybuchnąć. Ulżyć sobie, bo to jest łatwiejsze. Ale z każdym kolejnym razem jest łatwiej. Efekty po kilku latach są niesamowite!

  9. Z całego serca życzę autorowi tego listu miłości. Szczerej, płynącej prosto z serca miłości od osób mu bliskich i nie mam tu na myśli tylko rodziny, ale także przyjaciół, oraz ukochaną osobę z którą idzie przez życie. Życzę szacunku i docenienia, ciepła, spokoju ducha i wiary w siebie. Bo nie jest słaby. Nie jest. Już sama zgoda na publikacje swoich skrytych myśli, tłumionych odczuć i bólów przeszłości to akt wielkiej odwagi. I za to go szanuję. I za siłę, która bije z tekstu. Nie jest małym i bezbronnym człowiekiem, jest skrzywdzony, ale nie bezsilny, działa w dobrym kierunku. Wszystkiego dobrego!

  10. Przypominają m i się „Pręgi” z Michałem Żebrowskim. Współczuję takiego tyrana i wampira energetycznego. Wszystkiego dobrego, powodzenia w odzyskiwaniu siebie!

  11. A ja sie zastanawiam nad matka tych ludzi. Bo zawsze sie slyszy „a co ona moze/mogla” no wlasnie mogla, ale tego nie zrobila….Tez jestem z pokolenia „bitych” i „tresowanych” i tez mialam tatusia, ktory uwazal ze sila wybije mi wszystkie „glupoty” z glowy…ale byla jeszcze mamusia, ktora nie zrobila nic zeby to zmienic…nawet jedno slowo, jeden palec, jeden wykrzyknik znaczylyby wiecej niz NIC….no przepraszam…zawsze mozna poplakac w rogu lub w innym pokoju nad SWOIM biednym losem…..nie wiem….mowie moze tutaj tylko za siebie, ale mnie osobiscie wkurwiaja takie „mamusie”…bo na takich tatusiow po prostu brak slow i nie sa nawet spluniecia warci….a Ty sie chlopie trzymaj i zycze Tobie prawdziwej milosci, bo to najlepsza terapia!

    1. Pamiętaj, że mówimy o kobietach wychowywanych w czasach, w których kobiety miały się słuchać mężczyzn i przełamanie takiego podejścia nie dla wszystkich jest łatwe. Nie żebym je bronił – po prostu kiedyś starałem się to zrozumieć.

      1. Tu masz racje, ja tez to tak sobie „opracowalam”, bo tez musialam to zrozumiec….musialam dla siebie, ale dzisiaj TAKIE kobiety nadal sa i nadal nic nie robia….

        1. Bo to nie tylko kwestia czasów. Przemoc, alkohol w rodzinie uzależnia wszystkich, w końcu nie od czapy mówi się o „współuzależnieniu” i na terapie powinni chodzić wszyscy członkowie rodziny… Bite dzieci i matki przyjmują rolę ofiary (to się chyba nazywa wiktymizacja), natomiast jeśli rodzicielki nie są bite również w tym współuzależnieniu mogą zacząć się identyfikować z agresorem i samym się nim stać.

      2. Wiesz, pewnie i tak bylo, ale z drugiej strony, patrzac na sytuacje w mojej rodzinie to mamie bylo to na reke. Wszystko co zle szlo na ojca – bil, pil, wszczynal awantury, wyrzucil moja siostre z domu… a mama pochodzaca z patologicznej rodziny dzieki temu czula sie bardziej kochana przez nas-swoje dzieci, bo w pozniejszym czasie bylismy „po jej stronie”, choc sama jest narcyzem i krytyka byla na porzadku dziennym. Dopiero na terapii to do mnie dotarlo, to byla taka manipulacja e bialych rekawiczkach i choc z ojcem bylo ciezko, to duzo trudniej mi pracowac nad relacjami z mama. Jeszcze nie umiem sie z tego wygrzebac.

    2. Ja jestem tą mamą,która postawiła na szczęście i bezpieczeństwo swojego dziecka oraz swoje. Nie pozwoliłam na takie traktowanie swojego syna,wieczne obelgi,podszczypywanie tak,żeby nikt się nie domyślił,a żeby synek poczuł, że jest nikim. W chwili obecnej jest mi cholernie ciężko,wieczorami łzy płyną po policzkach z bezsilności,braku siły… Ale kiedy tylko spojrzę na moje śpiące spokojnie śpiące i uśmiechające się przez sen dziecko wiem,że warto. Drogie mamy,nie pozwólcie na złe traktowanie swoich skarbów. Walczcie i nie poddawajcie się!!!!

  12. Mój Tato mógłby podpisać się pod wieloma słowami, które padły w tym liście. Dziadek sk#@€%yn, który kazał się rozbierać do bicia, zamykał w komórce za karę. Babka nie wiem gdzie wtedy była, chyba nie była lepsza. Rodzeństwo Taty do dzisiaj skłócone, nie potrafi rozmawiać. Tato nie spotyka się ze swoimi rodzicami, którzy zrobili z niego „tego złego”, choć on nic nie zrobił. Dla nas Tato starał się jak mógł, walczył z chorobą alkoholową i chociaż jest naznaczony tym „wychowaniem”, to i tak zrobił postęp, miałam normalne dzieciństwo, choć zdarzyło się dostać w dupę. Kiedyś Tato mi jednak powiedział, że zdarzało się, że jak nas (mnie i rodzeństwo) nabił, to potem sam płakał nad tym co zrobił. Niestety, gdyby w jego czasach były poradniki, gdyby poszedł jeszcze na terapię… A tak, do dzisiaj nie potrafię rozmawiać z rodzicami o uczuciach i chociaż wrażliwa, to zamykam się przed nimi. No i się poryczałam.

    1. Na szczęście są rodzice tacy jak Twój ojciec, którzy sprzeciwiają się temu w czym sami zostali wychowania i chociaż powielają wiele błędów, to są lepsi dla swoich dzieci, niż ich rodzice byli dla nich. Dlatego każdy taki postęp, niezależnie od błędów popełnianych mimo wszystko, należy doceniać i zauważać.

    2. Pozwolę sobie przypomnieć, że w Polsce przed tymi czasami już były książki Korczaka tylko hitlerowcy i komuchy wytłukli jak bardziej inteligentną część społeczeństwa a zostawili analfabetów, którzy do lat 60 nie umieli się nawet podpisać. Dyktatura proletariatu trwa.

  13. Oj jak bardzo wiem z czym zmaga się autor. Tylko ja już wybaczyłam i poszłam dalej 🙂

  14. Warto podkreślić, że przemoc słowna jest równie krzywdząca co fizyczna.
    Najgorszy był brak poczucia bezpieczeństwa. Dom rodzinny zamiast schronieniem był polem minowym: będzie dziś awantura czy nie? jaka pierdoła dziś będzie zaczynem do awantury?

    1. Czy ta ocena będzie wystarczająca? Czy ojciec znowu przyjdzie wypity? Czy znowu się pokłócą o jakąś pierdołę? Oby jak najmniej dzieciaków musiało sobie zadawać te pytania…

  15. W imieniu swoim i swoich pacjentów bardzo dziękuję Autorowi listu za odwagę i Panu za publikację.
    Maja Stańko-Kaczmarek, Pracownia Psychoterapii i Twórczego Rozwoju

  16. Takie rzeczy często idą pokoleniami. Mój dziadek był tyranem, a tata poszedł w jego ślady. Jedno krzywdzone dziecko, jako dorosły skrzywdziło kilka kolejnych. Mnie udało się skończyć z biciem (może dlatego że byłam „niewidzialna” i najmniej obrywałam), ale do ideału nadal mi bardzo daleko. A reszta rodzeństwa… albo wcale nie mają dzieci, albo stosują „bezstresowe wychowanie” w postaci braku jakiegokolwiek wychowania. Wyrośliśmy na bardzo nieszczęśliwych ludzi. Ale wybaczyłam tacie. On też był nieszczęśliwy i nie miał nikogo kto mógłby mu pokazać że można inaczej.

  17. Po przeczytaniu listu na nowo złość we mnie wzburzyla.
    Ja też byłam bita, oprócz tego poniżana, nazywana gównem, przez ojca. Matka nic nie mówiła, oprócz: poczekaj, aż ojciec wróci.
    Bylo tak od kiedy sięgam pamięcią.
    Cały dzień wtedy wisiała nademną chmura gradowa.
    To tylko ułamek tego, czym mnie uraczyli moi rodzice. Najgorsze było błaganie, aby przestali bić.
    Zafundowali mi walkę ze sobą pewnie do końca życia.

  18. no tak, też byłam „głupią kozą”, „sprzątać trzeba”, „ty to sobie mozesz chcieć”, co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie, bicie, nie mogłam się interesować sprawami dorosłych czyli np nie mogłam się interesować czy ktoś pójdzie na moją wywaidówkę czy nie. Rosłam w totalnej beznadzieji życia – w liceum nosiłam ze sobą taką karteczkę z cytatem chyba z Mrożka – mniej wiecej takim: „najbardziej boję się tego, że cokolwiek bym nie zrobił, jak bardzo bym się nie starał to nie wydaży się nic – nic się nie zmieni”. To bardzo odzwierciedlało moje strachy i stresy z tamtego okresu. Tak bardzo chciałm uciec z tego życia.
    No i uciekłam – w sensie fizycznym bo wyjechałam na wyspy i emocjonalnym (ograniczony kontakt tel z mamą) bo zaczełam czytać o emocjach, zrozumieniu siebie, zrozumieniu swoich emocji, uświadomieniu sobie, że jestem człowiekiem i mam emocje i mam prawo do przeżywania tych emocji w takiej postaci jak one się pojawiają. Dziwiłam się wtedy, że ludzie mnie szanują, widzą wogóle i rozmawiają ze mną (wcześniej byłam niewidzialna – nikomu nie mogłam przeszkadzać, bo „w życiu dziecka chodzi o to, żeby się uczyć i sprzątać”). Okazało się, że ja istnieję, że coś robię i to przynosi jakieś skutki. I wtedy zaczęły mi rosnąć skrzydła ! 😉
    Teraz jako matka, żona kochającego męża i przedsiębiorczyni (kolejność nieprzypadkowa 😉 bardzo się cieszę, że odkryłam życie. Chyba udało mi się im wybaczyć i to najbardziej mi pomogło. Starałam się ich zrozumieć. Oni też byli tak albo w zasadzie gorzej traktowani przez swoich rodziców. Nasi dziadkowie z kolei dzieciństwa nie mieli bo to były czasy wojny, głodu a głównym zajęciem dzieci była praca w polu i pomoc w gospodarstwie rodziców albo Bogacza jakiegoś okolicznego (tak mi to babcia opowiadała). O zacofaniu i braku edukacji już nie będę się rozpisywać. Nasi rodzice nie mieli poradników o wychowaniu a jak były jakieś to głupie dosyć (np, żeby nie karmić dziecka za długo piersią bo to bezwartościowy pokarm … sic ;). Oni albo wprost powielali błędy wychowawcze swoich rodziców albo starali się ich unikać i popadali w inne skrajonosci. Historia każdej rodziny pewnie by tu jakieś inne zależności wskazała. Nie chcę tu tłumaczyć bicia dzieci czy ich złego traktowania. Nic tego nie wytłumaczy.
    Ja czuję, że WYBACZENIE TO TYLKO MOJE EMOCJE, W MOJEJ GŁOWIE. A moje emocje są dla mnie najważniejsze. Gdy żyłam z urazą do rodziców to męczyło to MNIE – nie ich. Oni o tym nie wiedzieli i nawet jak bym próbowała im to wytłumaczyć to znowu by było, że „głupia jestem i znowu cuduję”. Ja poczułam , że wybaczenie dało MI spokój. Przy czym to WYBACZENIE POLEGAŁO NA ZAAKCEPTOWANIU W MOICH MYŚLACH tych rodziców takich jacy byli i jakie dzieciństwo mi stworzyli i …. zamknięciu tego rozdziału w życiu z pełnym poszanowaniem moich emocji jakie pojawiały się i cały czas pojawiają się w kontaktach z nimi. Teraz jest tak, że potrafię pojechać do taty i z nim coś tam trochę pogadać (zdrowie , pogoda i inne pierdoły). Chcę, zeby moje dzieci miały kontakt ze swoim dziadkiem takim jaki on jest bo to jest ich historia i mają prawo znać swoich przodków. Nie pozwalam jednak wejść sobie na głowę i przyznaję, że słuchanie od niego o moich głupich metodach wychowawczych (i nie tylko) powoduje, że wizyty czasem dość szybko się kończą 😉 Powoli zbliża się okres, że on będzie wymagał opieki 24h jednak nie mam chęci do tego, by w ten sposób się nim zająć więc tego nie zrobię. Napewno od rodziny usłyszę, że pieniądze mam, a ojcem się zając nie chcę (łatwy schemacik, co nie? – „pieniadze uderzyły jej do głowy” ;). No ale tak to odczuwam: nie chcę i nie będę się zmuszać. Jest moim rodzicem, w jakimś stopniu mnie wychował więc nie zostawię go samego. Pewnie jakiś ośrodek zorganizuje. I już. Najważniejsze to żyć w zgodzie ze swoimi emocjami, a nie schematami narzucanymi przez rodzinę, kościół czy społeczeństwo.
    Dużo zrozumiałam, gdy moja mama odchodziła na raka. Jej katolickie wychowanie nie pozwalało jej na zostawienie wymagającego męża (mało ogarniętego lenia) więc jej organizm sam postanowił odejść. Skutecznie bardzo. Walczyłam o jej zdrowie, próbowałam wtedy nawiązać z nią jakąś relację bliższą ale nie byłam dla niej wystarczajacym partnerem (chyba) albo .. ona nie potrafiła się wyrazić boo tak została wychowana. Kiedyś kobiety wychowywano do posługiwania i słuchania mężczyzn (mężów) i to bardzo wpływało na relację dzieci – rodzice.
    Cały czas pracuję nad moimi myślami i ograniczeniami. Bywa, że i tak ląduję u terapeutki Joanny, żeby mnie trochę wyprostowała;) Czasem z tyłu głowy oddzywa się ta czarna dziura i krzyczy „gówniarz jesteś i nic Ci się nie uda”. Całe szczęście rodzicielstwo nie pozostawia zbyt wiele czasu na takie myśli … 😉 😉
    Jaki to ma wpływ na wychowanie moich synów (bo o tym jest ten blog;) – uczę szacunku do siebie samego, słuchania swoich emocji, posiadania własnego zdania i jego egzekwowania (ciężko tu wyznaczać granice między zdaniem rodziców a chceniem dzieciaka – tego cały czas się uczymy:). Oczywiście uczę też zrozumienia potrzeb drugiego stworzenia (nie tylko człowieka) i empatii. Uczę odpowiedzialności na każdym kroku – „wszedłeś na drabinę za kotem to teraz musisz z niej zejść – będę Cię asekurować ale zejść musisz sam”. Chcę, żeby wyrośli na samodzielnie myślącego człowieka – nie podatnego na chorobliwe nurty społeczne. Chcę, żeby mieli skrzydła i kochali życie. Tak bym chciała i do tego z mężem dążymy.
    I życzę wszystkim rodzicom, żeby kochali swoje dzieci najbardziej na świecie i żeby kochali też siebie 😉 Moje skromne przemyślenia wskazują, że jak siebie w zdrowy sposób nie pokochasz to drugiej osoby też nie będziesz w stanie pokochać.

    1. Dokładnie. W zasadzie wiele z tego co napisałaś – również napisałam, nie czytając Twojego posta.. Dokładnie tak samo to widzę.
      Najgorzej to pozostać mentalnie ofiarą w swoim postrzeganiu siebie i odbierać sobie prawo decydowaniu o tym, jakie emocje chcę czuć i czy mam się im poddać czy nie.
      I dokładnie – wymaga to pracy nad sobą, a nie tylko pozwolenie na użalanie się, bez żadnego wysiłku z własnej strony. To co robią terapeuci źle to to, że pozwalają gdzieś umieścić tę odpowiedzialność za siebie poza nami. Ale to też wina szkoły. 'Szkoła uczy, rodzice wychowują’. Ano nie – jak ktoś nie chce to szkoła nie nauczy niczego, a rodzice nie wychowają kogoś, kto nie chce się dać wychować wg narzuconego przez nich schematu.
      Oczekiwania rodzą frustrację – dorosłe dziecko oczekuje, że rodzic się zmieni, ale samo nie chce się zmienić.. kiedy oczekiwał tego rodzic. Taka tam hipokryzja i brak zrozumienia.
      Musimy znaleźć miłość w nas do siebie samych. Dopóki tego nie zrobimy – nic się nie zmieni.

  19. Niestety miałam dokładnie to samo. Obecnie mam 27 lat i przechodzę już 3 terapię. Codziennie moim życie rządzi lęk. Boję się ludzi, pracy, oceniania, dosłownie wszystkiego. Z ojcem widuję się już tylko w sądzie. Ma zarzuty o przemoc i znęcanie się. On kłamie i mówi, że to wszystko moja wina. Wiecie co czuję, kiedy patrzę na niego w sądzie i on przed wszystkimi tymi ludźmi mówi, że to ja jestem wszystkiemu winna i że on mnie nie bił, nie wyzywał, że to wszystko wymyśliłam?! 27 lat lat takiego życia, a on mi mówi, że to wymyślone, że to moja wina… Moja wina, że byłam dzieckiem które pragnęło być bezpieczne i kochane? Zawsze byłam najgorsza, najmniej lubiana, byłam głupkiem, ścierwem, dziwką… To słowa ojca do własnego dziecka. Od 4 lat mieszkam osobno ale te słowa tkwią w głowie. Ale on przecież to robił dla mojego dobra… Nienawidzę go z całego serca i nigdy nie wybaczę!

    1. Nie wyobrażam sobie przez co musisz przechodzisz. Niestety nie jest to pierwszy raz kiedy spotykam się z takim skurwysyństwem (szukałem innego słowa, ale nie znalazłem) ze strony własnego rodzica. Najpierw gnębi i maltretuje, a jak pojawia się policja to robi z siebie ofiarę… nie wiem co musi się w człowieku złamać, żeby upaść taki nisko…

  20. Nie wiem czy autor listu jest osobą wierzącą, ale jesli tak to polecam modlitwę o uzdrowienie, uzdrowienie wspomnień (oczywiście oprócz psychoterapii). Ten list to pierwszy krok do takiego uzdrowienia…

  21. Pamiętam ile goryczy, a czasem i wściekłości, zła, zawiedzionych nadziei i oczekiwań nosiłam w sobie wobec moich rodziców. Aż przyszedł moment, kiedy dotarło do mnie, jaka ja jestem jako matka. I wtedy zadałam sobie pytanie: na kogo patrzyli moi rodzice, kiedy byli małymi dziećmi? W jakich domach wyrośli? Jakie mieli wzorce zachowań? Czy na ich drodze do dorosłości i bycia rodzicami znalazł się ktoś, kto podał im rękę? Do czego zostali przyzwyczajeni i co im wpojono jako normę? Co na tyle głęboko zostało im wtłoczone do głowy, że mogli powiedzieć „nie wiedzieliśmy, że można inaczej”? Ale i to jak reagowali, kiedy oni poczuli złość, może bunt? Nie było mowy o przemocy. Nie było mowy o znęcaniu się. To zupełnie inna historia. Ale ja też napisałam list. Dla siebie i dla mojego dziecka. A napisać go mogłam dopiero wtedy, kiedy to wszystko zrozumiałam. Od tamtej pory z nimi o tym rozmawiam. I nie muszę już pisać kolejnych.

    1. To prawda, że takie spojrzenie w przeszłość dużo mówi nam o tym skąd się wzięły konkretne zachowania. Tak u nas, jak i u naszych rodziców i pewnie jeszcze dalej. W rzeczywistości najczęściej większość błędów popełnianych przez rodziców, to jest jedynie ułamek tego, czego oni sami doświadczyli. Warto więc podejść do tego z takiej perspektywy.

  22. Znam osobę, która dwu czy trzem tak spierdoliła życie i samoocenę, którzy mają za sobą próby, zjazdy, ćpanie itd. Na święta oczywiście – wszystkiego najlepszego. Tak, najlepszego, skyrwysynu, udław się tą rybą, a wszyscy skoczą do pomocy jak Beria Stalinowi. Sam mam ochotę strzelić mu w ryja, bo jest dokładnie taką osobą, jak powyżej. Żyjąc w swojej rodzinie zdarzały się przypadki z pasem czy ogólne nieakceptowanie, ale nie patologia! Na litość, na takich ludzi powinni nachodzić zbóje.

    1. Niestety całe pokolenie musi przeminąć, bo nie tylko pełno jest ludzi tak postępujących, ale i jest ogrom społeczeństwa, które nie tylko akceptuje takie zachowanie, ale wręcz gloryfikuje i do niego zachęca. Oczywiście trzeba z tym walczyć, ale chyba niektórzy muszą zwyczajnie odejść, aby to się zmieniło…

      1. Niestety nie całe pokolenie, a wiele pokoleń, pod warunkiem, że będą świadome tego co robią.. Na razie jednak nie widać aż takiej świadomości, jaką powinni uzyskać. Przez to wcale nie jest lepiej. Bo jest w chus ludzi, którzy użalają się nad sobą i obwiniają tylko rodziców, a nie robią nic w kierunku faktycznej zmiany. Niestety oni również bez owej świadomości wychowują pokolenie nieudolnych życiowo dorosłych..

  23. Pracuję z młodzieżą i miałam styczność z takim Dzieckiem. Środowisko takie, że trudno powiedzieć coś złego o rodzinie bo „co ludzie powiedzą”, Dziecko samo z problemem, dalsza rodzina niby widzi ale nic nie robi. Za moją reakcją sprawa poszła do prokuratury, Dziecko do psychologa. A ja raz, jeden jedyny raz miałam refleksję, czy dobrze zrobiłam, czy nie za ostro weszłam z butami w życie tej rodziny. Psycholog mi powiedział „a może uratowałaś im życie?” i ten list mi pokazuje, że tak właśnie było. Bo moja reakcja przynajmniej w pewnym stopniu oddała wtedy Dzieciom godność, bo pokazała, że to ojca zachowanie jest złe. Jakie to bardzo ważne, pokazać takiemu Dziecku, że racja jest po jego stronie.

    1. Dobrze zrobilas… Cale dziecinstwo zastanawialo mnie (i po prostu bolało), ze nikt z calej mojej wielkiej rodziny nigdy nie pomógł, nie zrobił czegos, czegokolwiek. Wtedy myslalam nawet, ze to moze dlatego ze jestesmy zlymi dziecmi i nam sie nalezy to zło… Boze, dopiero teraz rozumie ich, ale to nie sprawia, ze jest mi łatwiej z tym zyc.

      Pamietajcie, „nie sztuką jest przezyc trudne dziecinstwo, sztuka dopiero jest z niego wyrosnąć”… Powodzeniam Nam Wszystkim.

  24. Życie…
    Moja matka znęcała się psychicznie nade mną – a nie dawałam jej powodów.

  25. Niedoczytałem listu. Zwyczajnie nie mogę. Tak samo, jak nie mogę wyleczyć się z tamtych lat. Miesiąc temy wyszedłem ze szpitala psychiatrycznego. Silna depresja. Mysli samobojcze. Typowa w takich przypadkach dwubiegunowość. Trzeba bylo stwirzyc sobie swój wlasny wewnetrzny świat, zeby to przetrwać. Na szczęście on umarł 2 lata temu. Na nieszczęście nie miałem siły powiedzieć mu w oczy, co o nim myślę, i jak mi i mamie zniszczył życie. Ojcowie mogą być najgorszymi potworami. Gardze swoim ojcem. Terapie psychiatryczne pomogły na tyle, ze mam odwagę w końcu to wykrzyczeć, nawet napisać. I nie wstydzę się tego.Martwi mnie jednak fakt, że nie mogę pozbyć się konsekwencji wychowania w takim domu. Gdybym wiedział w wieku 16 lat, jakie będą konsekwencje w przyszłości, to bym go zwyczajnie zabił. Tak strasznie to brzmi. Chciałem pamiętam to zrobić. Strach przed powrotem do domu był tak silny, że kara za zabójstwo była mi obojętna. Oby tylko jego nie było. Z nikąd nie było pomocy. Wszyscy widzieli, każdy milczał. Ja wiecznie się bałem i płakałem. I dzisiaj nie wstydzę się tego co pisze. Jestem facetem po 40-ce. Ktoś napisze slabeusz. Jeżeli tak, to napisze to ktoś, kto nie wie o czym pisze. Dzisiaj już jego nie ma. Niby koniec. Ale jest mama. Zniszczona przez tego potwora. Bezbronna, znerwicowana i pijąca alkohol. Patrząc na nią, widzę jego. Widzę co zrobił. Mimo tego że go fizycznie nie ma, w psychice niszczy nadal.

    1. Najgorsze jest chyba to poczucie bezradności, bo często nie ma nikogo, kto mógłby w takiej sytuacji pomóc. Słabeusz? Bynajmniej. Trzeba być niezwykle silnym, aby się tak otworzyć i być gotowym na takie wyznanie. Żeby być szczerym z samym sobą. Z tego co wiem, kiedy taka osoba umiera, a mieliśmy z nią niewyjaśnione sprawy, można spróbować wykorzystać kogoś innego (dobrego psychoterapeutę najlepiej) jako chwilowe wcielenie tej osoby, aby powiedzieć jej wszystko co chcieliśmy jej powiedzieć. Nie aby jej wybaczyć, ale by sobie wybaczyć wszystko co potrzebujemy i abyśmy mogli ruszyć dalej. Nie dla niej. Dla siebie.

      Tak czy inaczej, wielki szacunek za to, że się odezwałeś. Takie historie powinny wychodzić na światło dzienne, bo może dzięki temu będzie ich coraz mniej.

  26. Smutny list i taki prawdziwy. Jestem po 30, kontakty z ojcem ograniczyłam do minimum, boli mnie tylko fakt, że moja matka z nim żyje. Ojciec – typ wojskowego starej daty, dyrygenta w domu, starszy od matki o prawie 20 lat. Skonfliktowany z całą rodziną. Wewnętrznie stary, zdziadziały i skąpy. Kiedy dorastałam zawsze kupował mi buty i ubrania „na wyrost”, żeby było na min. 5 lat. Wyglądałam zawsze jak kaczka w za dużych butach, byłam pośmiewiskiem w szkole. Przyjaźniłam się z tylko jedną osobą, bo wstyd było zadawać się z taką „wsiurą” w przetartych starych spodniach, jak ze starszego brata. Mamie raz na 10 lat potrafił kupić tulipana z przeceny i jeszcze był w szoku, że taki drogi. Wszystko za to „miało być zawsze zrobione”. Wiem, że życie z nim to decyzja mojej mamy, jej życie, nie mogę czuć się winna i odpowiedzialna, ale jednak jest mi jej żal. Mam wrażenie, że ona nie odnalazłaby się w innym życiu. Pomimo, że odnoszę sukcesy, jestem doceniana, od roku prowadzę firmę, ojciec nawet nie wie czym się zajmuję. Nabija się ze mnie i pyta „czy coś w ogóle zarabiam?” Przypomina mi matkę Miauczyńskiego z Dnia Świra. Każda rozmowa zawsze kończyła się echem, nigdy nie miałam prawa decyzyjności w domu, dzieci i ryby głosu nie mają. Czasem wolałam, żeby mnie tłukł, byłoby to przynajmniej oczyszczające niż ta wieczna zmarzlina w domu. Szybciej mogłabym go znienawidzić. W domu miał na wszystko wygrzane, chodził w dziurawych kalesonach i kazał sobie usługiwać „bo od tego są kobiety”. Nie wolno mi było przynieść oceny poniżej 5. Nienawidziłam wszelkich zjazdów rodzinnych, ponieważ zawsze wtedy wiedziałam, że pojawi się wódka. On nie był alkoholikiem, ale kiedy coś było na stole, to trzeba było wypić do końca. I nawet jak goście się rozeszli, potrafił tępo siedzieć prawie do rana przy stole i spijać resztki, a później zmuszał moją mamę do współżycia. Czasem o to się kłócili. Snuł się później zawsze po mieszkaniu, kiedy wszyscy spali. Do dzisiaj nienawidzę zapachu wódki zmieszanego z ogórkami i warzywną sałatką z majonezem. Na zewnątrz nienaganny. Pomimo, że staram się żyć normalnie, nie panuję nad swoimi emocjami i jest mi zwyczajnie ciężko. Nienawidzę świąt, nie jestem w stanie wytrzymać w spokoju więcej niż jednego dnia w jego towarzystwie.
    Zawsze musi mnie skrytykować albo podważyć moje zdanie. Odkąd pamiętam usilnie robię wszystko, aby nie powielać schematów, udało mi się znaleźć mężczyznę, który jest całkowitym przeciwieństwem mojego ojca i jestem szczęśliwa. Codziennie walczę ze sobą i staram się zabić w sobie wszelkie przejawy podobieństwa do niego, które dostrzegam w sobie.
    Nienawidzę w sobie każdej jego cząstki, cech fizycznych i psychicznych, boli mnie, kiedy ludzie mówią, że w czymś go przypominam.

    1. I dlatego, że nie rozumiesz dlaczego on tak się zachowywał i dlatego, że nie chcesz być taka jak on, to będziesz miała to co masz – czyli cały czas problem..
      Tak to już jest – to z czym WALCZYMY usilnie i za wszelką cenę – ujawnia się w nas najbardziej. A że nie chcemy się zmienić.. ba.. nawet nie próbujemy, i próbujemy wciąż od nowa przebić głową mur, choć to nieskuteczna metoda, to w zasadzie niewiele się różnimy od tych naszych rodziców, których tak bardzo nienawidzimy..

  27. Podpisuję się obiema rękoma. Właśnie nie śpię, znów cierpiąc nad wspomnieniami…
    Oby autor listu poczuł jeszcze się kochany i oby jego rany choć przyschły.
    To samo dla każdego z komentujących, którzy też mają takie doświadczenia.
    I jeszcze coś: widzę, że wiele osób tutaj jest powyżej 30/40 i nadal ich to wszystko boli. Czy to oznacza doświadczenie całego pokolenia? …w maju skończę 40 lat. I tak, ja też…boli 🙁

  28. A ja w ogóle nie miałam ojca. Ani brata. To dość trudne dla dorastającej dziewczyny. Dałabym wszystko żeby mieć ojca. Nawet alkoholika. Nawet bijącego.

    1. Bez przesady, bijącego alkoholika, nie wiesz co piszesz dziewczyno To lepiej nie mieć wcale

    2. Nie wiesz o czy mówisz… Na miano ojca trzeba zasłużyć. Mój jest dla mnie co najwyżej mężem matki. Wolałabym mieszkać w domu dziecka niż z ojcem alkoholikiem, przez którego czułam się nikim. Jak się nie ma ojca to można sobie wyobrażać, że by kochał, że spędzałby czas…

    3. Nie minusujcie Basi. Brak ojca tez moze spowodowac mase konsekwencji, po prostu INNYCH. Tych dwoch sytuacji nie ma co porownywav.

  29. Nie zrozum mnie źle, ale miałeś „szczęście” że tylko jedno z rodziców okazało się psychopatą. Mnie wychowała dwójka takich…osobników.
    Kiedy patrzę wstecz i widzę siebie jako wystraszonego, płaczącego w kącie chłopca zatykającego uszy by nie słyszeć wyzwisk i wzajemnego uzasadniania ich sobie przez moich oprawców i ten ryk…
    Ech.
    Nie ma żadnego Boga.
    Modliłem się wiele razy przez łzy ukryty w łazience żeby mnie zabrał z tego piekła,żeby ktoś przyszedł i mnie zabrał, żebym umarł,cokolwiek.
    Nikt się nie zjawił,nikt nie pomógł,nikt nic nie zrobił.
    Każdy kto słyszy płacz dziecka, lub widzi jego cierpienie i nie reaguje jest współwinny tej tragedii.

    1. witam wszystkich powiem tylko jedno mam ochote zabic mojego ojca mimo ze jest teraz w dpsie i umiera na raka niestety to jest bandyckie ale k,,,,,, prawdziwe sorry za to okreslenie ale brak mi słow nie nie był alkocholikem ale psychopatą który zawsze ustawiał innych i gnębił matke jedyne co po nim pozostanie to długi które trzeba bedzie spłacac i rozpieprzone mieszkanie jedne czego żałuje że za bardzo byłem w niego wpatrzony z perspektywy czasu widze swój błąd bład że ufałem teraz płace za to cene doskonale rozumiem co tu ludzie piszą nie dajcie sie gnoic i kontrolujcie swoich starych zwłaszcza jak na stare lata im odwali bo ja wiem to z autopsji brak kontroli doprowadzi do gnoju na niemalże każdym kroku

      1. ’kontrolujcie swoich starych’.. to brzmi jak 'kontrolujcie swoje dzieci’ – czyli de facto to, co robił Twój ojciec. Niestety pod tym względem nie różnisz się niczym, bo cały czas dajesz się ponieść negatywnym emocjom. A to nie tędy droga.. Musisz wyjść poza ten niedziałający schemat. Inaczej się nic nie zmieni. Zacznij żyć tym co masz tu i teraz, odrywając się od przeszłości, której się zmienić nie da, i buduj wszystko od nowa, a życie zacznie być inne.

  30. Ja mam trochę inne spojrzenie na te kwestie. Tak jak dzieci sobie nie wybierają rodziców, tak rodzice sobie nie wybierają dzieci. Mają dzieci, ale nie wybierają sobie jaki mają dzieci mieć charakter. Problem polega również na tym, że rodzice ci… sami kiedyś byli dziećmi, którym nie dano tego, co powinny dostać, by zostać dobrymi rodzicami. Oni również nie wybierali swoich rodziców, a naszych dziadków, a ci dziadkowie również mieli swoich rodziców, którzy nie nauczyli ich jak być dobrymi rodzicami, bo nie zaspokoili ich potrzeb, etc. Kogo więc obwiniać tak naprawdę o to, co nas dotyka? I tak zastanawiam się, czy to, że autor owego listu tak objechał swojego ojca, oznacza, że stanie się lepszym ojcem? Czy psychoterapia cokolwiek zmieniła w jego spojrzeniu na świat, poza tym, że wydobyła na światło dziennie ukryty ból, który teraz zalał potokiem serce, duszę i umysł autora? I czy to, że będzie nienawidził swojego ojca sprawi, że stanie się lepszym człowiekiem? Wg mnie nie. Bo to co od siebie odpychamy, dopada nas ze zdwojoną siłą i nagle odkrywamy, że nie różnimy się dokładnie niczym od naszych rodziców i choć przyrzekliśmy sobie, że nie będziemy tacy sami – to zaczynamy pod pewnymi względami dokładnie tak samo postępować. Jeśli autor pisze, że spogląda teraz na swojego ojca jak na równego sobie, to znaczy tak naprawdę, że wciąż mentalnie jest dzieckiem, które tylko ma więcej lat. Dziecko nie rozumie, dlatego się złości, bo działa pod wpływem emocji. Cechą dorosłego jest umieć spojrzeć na zdarzenia w szerszym kontekście bez poddawania się emocjom i złości. Oczywiście negatywne emocje były, są i będą i wręcz powiedziałabym, że nie należy ich wypierać, ale wyrzucenie z siebie całego tego bałaganu na wierzch nie sprawi, że prawdziwa ich przyczyna zostanie zaspokojona.

    Autor wygarnął ojcu, ale… skoro wygarnął.. to robi to samo, to robił jego ojciec de facto. W niczym nie jest lepszy. Tu nie ma niczyjej winy, tu potrzebne jest zrozumienie i zmiana nawyku. Pielęgnacja urazy, którą tutaj się da odczuć nie prowadzi absolutnie do niczego dobrego. Najłatwiej jest zwalić winę na rodziców, zamiast poszukać możliwości własnego rozwoju i wziąć, jak na dorosłego przystało, pełną odpowiedzialność za siebie i swoje emocje.

    Szczególnie smutne jest to zdanie:
    „a się czuję jak, ktoś kogo obdarto z marzeń, miłości, dzieciństwa i najgorsze jest to, że już tego się nie da cofnąć, bo to już jest stracone i nie mogę tego odzyskać…”

    Cofnąć się nie da, ale można to zmienić – można zmienić swój stosunek do przeszłości. Jeśli pozwoli się sobie na empatię względem swojego rodzica i zrozumienie, że on też był kiedyś dzieckiem i że nie nauczono go jak można kochać inaczej. Można by powiedzieć, że za taki stan rzeczy odpowiedzialny jest też system, który aprobował taki rodzaj wychowania. Wystarczy popatrzeć jak dzieci w szkole były traktowane – bicie dziennikiem po głowie, albo linijką po ręką, albo stawianie w kącie, etc. Rodzice też mieli swoje problemy, z którymi nie radzili sobie, terapii nie było, a pójście do psychiatry było piętnowane. Nie było też takiego zrozumienia psychiki dzieci i dorosłych, jakie jest teraz, więc nie było skąd czerpać wzorów. Więc cierpieli wszyscy.

    Mój ojciec też mnie bił pasem (mnie bardzo mało, bo posłuszna byłam.. co ma swoje konsekwencje również, ale mój brat dostawał konkretne wciry), ale nie czuję się ofiarą losu. Wiem, że chciał dobrze. Ale nie wiedział jak inaczej można to powiedzieć, żebym była grzeczna, lepsza, albo unikała zagrożeń. Mając swoje dziecko zupełnie inaczej patrzę teraz na pewne kwestie. Zaczynam rozumieć DLACZEGO tak robił. A przecież mogłabym tylko narzekać jakiego to złego miałam rodzica.. Ale robił też wiele wiele dobrego, od niego się nauczyłam wielu rzeczy, których nie nauczyłabym się od nikogo innego i on zaraził mnie pasją do nauki w szczególności tej części 'ścisłej’. Nawet jeśli nie miał zbyt dużo cierpliwości i czasu (nie było go czasem 24h w domu, po czym wracał żeby spać i wracał na noc do pracy – taki los policjanta). A poza tym połowa jego jest we mnie. I jest potrzebna by być całością z psychologicznego punktu widzenia.

    Każdy radzi sobie z życiem jak potrafi – ja wybrałam ścieżkę przyjęcia przeszłości takiej jaka była, by dzięki temu nie żałować przeszłości i mieć ją za sobą. Wyciągam wnioski i idę dalej, ucząc się na błędach.
    Ciekawa jestem czy autor jest 'szczęśliwszy’ i ma lepsze życie po tym jak się tak uzewnętrznił, czy może jednak nadal stoi po kolana, albo i wyżej, w mentalnym g**nie, z którym nie daje sobie rady, bo zwyczajnie nie widzi ile błędów sam popełnia, skupiając się jedynie na szukaniu przyczyny swoich niepowodzeń poza sobą..?

    PS. Sorry, że się tak rozpisałam;)

    1. Trochę pani przesadza. To prawda, że sami później kształtujemy swoje życie. No właśnie… później…ze wszystkimi ranami wyniesionymi z dzieciństwa.

      Można się starać zrozumieć powody, dla których coś się dzieje, ale nie oznacza to, że dzieci przemocowych rodziców muszą wszystko zrozumieć.

      Wybaczenie jest sprawą indywidualną.

      Trzeba nad sobą pracować, ale nie musimy uczyć się na błędach naszych rodziców. Wystarczy, że uczymy się na swoich.

      Każdy ma swoją rolę w rodzinie i to dorosły, który ZAWSZE jest silniejszy od dziecka fizycznie i psychicznie ponosi całkowitą odpowiedzialność za swoje czyny.

      To, że stajemy się dorosłymi ludźmi nie zobowiązuje nas, by stać się rodzicem własnego rodzica.

      Bicie jest przemocą i agresją, której nic nie usprawiedliwia. Szokuje mnie, że pani pisze, że rozumie, dlaczego ojciec bił.

      Krytykuje pani ludzi, że nie pracują nad sobą jednocześnie zapominając o tym, że są ofiarami przemocy w rodzinie często fizycznej; choć takiej zawsze towarzyszy najpierw przemoc psychiczna.

      Nie wychowywanie, tłumaczenie, rozmowy, miłość i szacunek tylko poniżanie i agresja. Część osób jest w stanie z tego wyjść w dorosłym życiu a część niesie to cierpienie, którego nie tak łatwo się pozbyć.

      Ta praca nad sobą jest wciąż „obowiązkiem” ofiary, a nie agresora, który najczęściej nie ma zamiaru niczego zmienić ani za nic nie przeprasza.

      Przekroczyłam 60. rok życia, nie torturuję się wspomnieniami, daję radę ze wszystkim i na nic się nie skarżę. Mam bardzo kochającego i wspaniałego syna, którego nie trzeba było bić, choć w wieku dorastania nie było łatwo wytrzymać pewnych rzeczy.

      Pozdrawiam i życzę więcej łagodności dla ofiar niedojrzałych i agresywnych rodziców.

  31. Wie Pan co? Przechodzę przez pewne stadia „braku wsparcia” w swoim domu. Były słowa, że to ja zepsułem święta bo jako dziecko nie chciało mi się pomóc ubrać choinki, były i są teksty „żyjesz we własnym świecie”, „źle mnie zrozumiałeś”, „nie potrafisz żyć”. Ale nigdy dotąd nie chciałem popełnić samobójstwa, nawet mi to do głowy jak na razie nie przyszło. Wydaje mi się, że samobójstwo to gest osoby nie walczącej, nie próbującej samodzielnie rozwiązać problemu, nie korzystającej ze swojego mózgu tylko zaciągającej się smutkiem.
    Mieszkam z rodzicami i Babcią, to Ona mnie głównie wychowywała. Ojciec ciągle w delegacji, żadnego wzoru do naśladowania, nadopiekuńcza Babcia, całe dnie przed komputerem, kompletny brak wiedzy o „życiu”.
    A jednak chodząc do szkoły, przez całe życie zasypiając o 22, nie chodząc na imprezy, tylko komputer i szkoła, dało się osiągnąć swoje dotychczasowe cele i chęć do życia. Ja całym sobą emanuję na każdym kroku oporem wobec swojej rzeczywistości, robię tylko to co muszę i daję z siebie tyle ile mogę za każdym razem. Argumentuję każdą swoją kolejną decyzję tak, że jak ktoś mi chce coś wmówić jakimś pedalskim głosikiem, to krok po kroku mu wykładam skąd się wzięło moje zachowanie i dlaczego uważam jego podejście za właściwe bądź nie.
    Nie wyjaśnię swojej sytuacji tak, żeby mnie to usatysfakcjonowało, ale czuję przez cały czas jakby moi najbliżsi dobrze wiedzieli co myślę, co mogę, co chcę i tylko czekają na moją słabość, żeby mi wbić kolejny szpikulec. Po co? Nie wiem.
    Proponuję im, że będę płacić za swoją cześć wykorzystania domu – nie, mówię o wyprowadzce, o pomieszkaniu u kogoś z rodziny – wszyscy nie ale nie takie „nie i koniec”, tylko idź i sobie poradź, taka cisza pachnąca wydaleniem z rodziny.
    Babcia mnie wychowała, pieniądze mam ze stypendium naukowego, ale i tak wszyscy próbują mi podstawiać nadal jedzenie pod nos i wycierać nosek.
    Niech Pan sobie wyobrazi, że ktoś jednego dnia mówi Ci, że nie umiesz żyć, że masz nie równo pod sufitem, a następnego daje Ci 600 zł na tenisa, 200 zł na paliwo, obiad, sprząta Ci pokój i przytula na pożegnanie.
    Są trudniejsze/bardziej złożone sytuacje od wychowania syna paskiem. Nie wiem jak się skończy moja historia, nie chcę wiedzieć, ale nie wyobraża Pan sobie jak można ładnie obrać dziecko ze „skórki”.
    Liczę tylko na to, że intelekt moich rodziców nie spadł przez lata do tego poziomu, żeby swoim zachowaniem zepsuli mi geny (w sensie psychologicznym wpływ mój na przyszłe pokolenia i fizycznym – przeciążenie umysłu prawie ciągłe). Bo ja to mam ich teraz za element trudnego krajobrazu, ale to co dla mnie ważne nie zostanie odebrane mi „tanio”.
    Pozdrawiam

  32. Witajcie.. przeczytalam wszystkie wpisy, wszystkie historie. Mialam sie nie odzywac, ale jednak napisze, bo klebia mi sie mysli po tych wszystkich wpisach. Bedzie lepiej, jak przeloze na ekran..
    Mam 40 lat. Dobrze jest wiedziec, ze wiele osob z mojego pokolenia (wyz demograficzny w Polsce), zmaga sie z tym. Dobrze jest tez zrozumiec, co to bylo, co sie stalo. I wspaniale byloby odnalezc antidotum. Wyjsc z tego jednak obronna reka, nie zmarnowac zycia. Wierze poza tym w przeznaczenie, „karme” i to ze jest sens w trudnych doswiadczeniach, jakie zycie niesie…
    Rodzina dysfunkcyjna… w takiej sie wychowalam, choc nic by na to nie wskazywalo. ROdzina pelna – rodzice od 45lat razem. Temat alkoholu nie istnial. Kiedy mialam jakies 10lat, rodzice ustawili sie zawodowo – kazde po swojemu – i byl umiarkowany dobrobyt. W miare lat przybywalo pieniedzy, majatek rodzicow wzrastal. Rodzice wyksztalceni. Mama po studiach – wybitna specjalistka w swojej branzy zawodowej. Ojciec zalozyl firme, ktora do dzis swietnie prosperuje, sporo zarabia. On, ojciec, bardzo zaradny na zewnatrz, bardzo sprytny, elokwentny, potrafi sie doskonale ubrac i zachowac w towarzystwie, ma swietny humor, dowcip… i tam gdzie chce – jest sympatyczny i go lubia… Fajni ludzie, na poziomie??
    Maja dwojke dzieci, ja starsza, brat 6 lat mlodszy.. Czyli ciagle jeszcze fajna norma.
    Cala dysfunkcja tej rodziny, rozgrywa sie jakby „pod przykryciem”..
    Ja, z mojej perspektywy dziecka, oczywiscie nie mialam pojecia, ze cos jest nie tak. I tu pierwszy dramat i problem dzieci: nie maja pojecia, ze zle sie dzieje. Ze dzieje im sie krzywda..
    Fizycznego bicia bylo raczej malo, sporadycznie… wiec z pozoru, nie bylo patologii. Przez jakiej 20 lat zycia: bylo codzinnie znecanie sie psychiczne nad dziecmi, a ja uwazalam, ze tak jest w kazdej rodzinie, ze to normalne.
    Z jednej strony – znecanie sie psychiczne.. na kazdnym kroku negatywne ocenianie i ostra krytyka ze strony ojca. Polaczona z jego wyjatkowo ostrym i cietym jezykiem. Czesto polaczone to z pseudo-elokwencja.. To budowalo w oczach dzieci permanentnie silny autorytet… Wyzwiska moze tez byly, ale mocno wysublimowane, niestandardowe, co rowniez doskonale usypialo moja czujnosc, juz jako nastolatki. Wciaz nie uwazalam, ze dzieje mi sie krzywda, ze cos jest nie tak w zachowaniu ojca wobec mnie.
    Do tego dochodzi kompletny brak szacunku wobec drugiego czlowieka – wobec nas dzieci. W kazdej wypowiedzi, krytyce, ocenie ze strony ojca – przemycony byl brak szacunku.
    Z innej strony – panowal kompletny brak czulosci i milosci rodzicow do dzieci. Nie bylo ani slow, ani czynow, ktore by przekazywaly dzieciom rodzicielska milosc. Pamietam, ze czasami doszukiwalam sie jakichs przejawow tej „milosci”.. w wypowiedzi typu „to wszystko dla was, przeciez do grobu tego nie zabiore”… raczej rzadko byl jakis przejaw, odczuwalny.. Slow nigdy nie bylo, ktore by jakies pozytywne uczucia potwierdzily..
    Bylo zimno uczuciowo, emocjonalnie… byl brak szacunku. Bylo permanentne ponizanie.. Przez jakies 20 lat nawet nie zastanowilam sie nad tym, ze cos jest tu nienormalne, krzywdzace.. dysfunkcyjne.
    Ojciec byl i jest kompletnym egoista. Absolutnie sie za egoiste nie uwaza („to wszystko dla was, dla waszego dobra”).
    No i mamy ZUPE gotowa…
    Jako dorosli, i ja i brat mamy potworne problemy.. o dziwo, to sa inne problemy. Ale w obu przypadkach, koncowy efekt jest taki, ze jestesmy pokiereszowani zyciowo, nieudaczni – i nie jestesmy w stanie wyjsc na prosta…
    -> dalej pod spodem…

    1. Bardzo podobnie jak u mnie. Ojciec lubiany przez innych, wesoły, pomocny. W domu nękający psychicznie rodzinę, nerwowy, wybuchowy. Trzeba było mu schodzić z drogi jak wracał zły z pracy. Nie można było powiedzieć czegoś, co mu się nie spodobało, bo od razu się darł. Po alkoholu jak mama zwróciła mu uwagę juz sam na sam, to wyzywal ją od ku..w. Ale wiecie, po alkoholu, to może nie wiedział co robi… Poza tym czasami było nawet nieźle, nawet w miarę normalnie. Zaskakujące jest to, ze nigdy wcześniej nie widziałam, że ten dom nie jest normalny, że to jest przemoc. Po prostu ojciec był nerwowy. Dopiero teraz widzę ogrom tej patologii. I sama nie mogę uwierzyć, ze to znosiłam, że nie reagowałam.Teraz rodzice się rozwodzą i w skrócie część faktów powiedziałam na rozprawie. Że pił, nie codziennie, ale przy okazji. Upijał się i był agresywny. Ledwo mi to przez usta przeszło, ze wstydu po prostu. Że porzucił rodzinę, żonę i dzieci oraz wnuki. Domaga się równego podziału majątku, chociaż on balował a mama oszczedzała kosztem siebie. Niczego dzisiaj by nie miał bez niej, bo miał lekką rękę do wydawania. Czasami dobrze zarabiał, a czasami ona pożyczała, żeby mieć na czynsz. A potem, po rozprawie usłyszałam od „tatusia”, że jestem zasranym gnojem, wszystko jemu zawdzięczam i bez niego byłabym w du..e. I takie bujdy opowiada innym. Szkoda tylko, że bratu tak nie pomógł jak ” niby” mi pomagał. Ja mam firmę, dom i kochającą rodzinę. Brat od 9 lat mieszka z teściami, z synem i żoną w jednym pokoju. Kilkanaście lat pracował na czarno w firmie ojca. Od 3 lat bez pracy i prawa do zasiłku, odkąd szanowny tatuś przeszedł na emeryturę. Wykształcenie brata średnie ( ja niby znów dzięki ojcu skończyłam studia). Kto nie ma swojego rozumu, ten wierzy w te bajki ojca. Ojciec od dłuższego czasu dziala ze wspólnikiem, ale nic na papierze. Wolał mojego brata zostawić bez pracy, zeby tylko nie wiedział że on ma dochody, gdzie i z kim mieszka. Na szczęście ja mam poczucie własnej wartości. Wiem ile sobie zawdzięczam, ile mamie a ile temu niby ojcu. Żadne jego wyzwiska mnie nie dotkną, bo mam go za chama i prostaka i wreszcie nie muszę udawać, ze jest inaczej. To nie jest dobry człowiek. To człowiek który ukręca łepki narodzonym kociętom, który kopie wierne psy i lży ludzi, ktorzy mają inne zdanie niż on. Kompleksy i słaby charakter, przez które sytuację dla siebie przykrą, upokarzającą przedstawia innym,jakby to on był w niej górą. Zmyślając. Ostatnio wymyślił, że sędzina na sali rozpraw zwyzywala mnie ;), że nie jestem „wykształcona, tylko wykształciuch”. 😀 Miał wiele innych spraw w sądach, m. in. o groźby pozbawienia życia wobec klienta, który był winien całe 5 tys…. wszystkim opowiadał, że pani prokurator się przed nim tlumaczyła, że to bez sensu, ale ma przykaz „z góry” ( klient prawnik, a jego teść sędzia ). Był o tym artykuł kiedyś w NIE. Prawda jest taka, że straszył i poniósł karę. Ale opowiada wszystkim bujdy. Teraz oczernia mnie i moją matkę. Nawet mój syn wg. niego jest niewychowany. Do momentu, aż brat zdecyduje się zeznawać, bo już traci cierpliwość. Wtedy i o nim nazmyśla. Taki typ nie powinien dalej zyć i dokuczać innym. Z utęsknieniem czekam kresu jego żywota, a na grobie wypiję szampana.

  33. Nasi rodzice twierdza, wszem i wobec, w obecnosci dzieci, wielokrotnie… „mamy nieudane dzieci” „takie sie juz urodzily” „dostaly takie geny z przodkow. (ojciec do matki->)Twoja babka przeciez byla psychicznie chora, to pewnie te geny na nia przeszly” „po kim on jest taki bezmozgowiec, taki glupi? no po mnie na pewno nie, ja zawsze sobie radzilem” … cytaty mozna by mnozyc..

    Wielokrotnie od rodzicow slyszalam: „ty jestes potworem” „ze tez los nas pokaral takim dzieckiem, takim potworem” „jestes zla, dlaczego ty jestes taka zla”

    Takie slowa to kamienie. To pociski. Rania mocno i gleboko. Po ranach zostaja blizny na zawsze.

    Rola matki w tym wszystkim byla taka: zawsze zimna emocjonalnie, nie przytulala, nie tulila, nie rozmawiala ze mna; milczala zawsze, kiedy ojciec krzywdzil, tym samym dolaczajac sie do jego wypowiedzi. Nie wiem, czy moja matka mnie kocha, albo czy kiedys kochala. Nigdy tego nie odczulam.
    Obojgu czasem zdarzylo sie powiedziec: Rodzice was kochaja, ale nie potrafimy wam tego okazac… chyba puste slowa. Nic za tym nie szlo.. ale byl „przejaw” i tego dziecko sie lapalo, jak tonacy brzytwy.
    Jak trzeba bylo rozmawiac, to czasem matka podrzucala jakas ksiazke na polke – w tym temacie: „Dojrzewanie dziewczat. Vademekum” „Pierwsza miesiaczka” „Uwierz w siebie. Wszystko w Twojej glowie” „Depresja i metody leczenia” …. takie jakies tytuly sie tam pojawialy.. nigdy nie bylo rozmowy.
    I jeszcze jedno: od dziecka porownywanie do innych dziewczat. Do kuzynki.. idealu. Do corki znajomych.. itd. Zobacz jak ona to, jak ona potrafi… czemu nie potrafisz sie tak usmiechac jak ona. Ja wszyscy lubia, ciebie nikt. Ona jest sprytna, poradzi sobie w zyciu, czemu ty nie jestes taka sprytna…
    Problem z tym byl taki, ze uslyszalam w moich zyciu, chyba miliardy razy, jak mnie porownuje – i w tych porownaniach wytykala mi. NIc sie jej we mnie nie podobalo.. Wszystko sie jej nie podobalo..

    I PRZEPIS JUZ W ZASADZIE GOTOWY.. zniszczyli mnie. Zniszczyli swoje drugie dziecko (mojego brata) rowniez.
    Z bratem jestesmy sobie kompletnie obcymi ludzmi. Nie bylo nigdy zadnego miedzy nami kontaktu czy porozumienia. NIestety – w moich oczach, to jest czlowiek bardzo skrzywdzony, ale zupelnie inny niz ja, nielogiczny, nierozumny.. Zupelnie inna planeta, inny gatunek. Czyzby to tez efekt uboczny takiego wychowania?

    Czytam niektore posty/wpisy na tym watku i okazuje sie, ze OSOBY tak poszkodowane przez rodzicow/rodzica.. zdolaly wyjsc na prosta w doroslym zyciu. Zalozyly rodziny, maja partnera, spelniaja sie zawodowo… i w tych warunkach przepracowuja problem z przeszlosci… Trudno mi opanowac uczucie zazdrosci….

    Ja przez 10 najlepszych lat swojego zycia: miedzy 25-35 rokiem zycia, zmagalam sie chronicznie z depresja. Bralam silne leki antydepresyjne (ktore niemal nigdy nic nie pomagaly, depresje trwaly kazda ok.roku, potem robily sobie krotka przerwe, i znowu. 3 lata, cotydzien, u psychoterapeutki, nie zmienily nic na lepsze.
    Wmowiono mi, ze taka sie urodzilam… ze mam syndrom borderline i zaburzenia osobowosci. Ze nie potrafie sie dostosowac do spoleczenstwa… ze taka juz jestem i musze nauczyc sie z tym zyc.
    Przez ok.20 lat, mialam wielu partnerow.. permanentnie dazylam do tego by, znalezc partnera, zalozyc rodzine. Najdluzszy zwiazek trwal rok czasu.. Mialam moze ze 30 partnerow, prob stworzenia zwiazku… i w chyba 90% bylam odrzucana. Chlopak odchodzil, zostawial mnie… nikt nie chcial wyjasnic, dlaczego.. czasem mowili: ze kocham cie.. dlatego.. To czesto byly zwiazki, ktore udawalo mi sie rozpoczac, kiedy akurat byla przerwa w depresji. Po odrzuceniu, od razu wpadalam w kolejny epizod depresyjny.. i tak diabelskie kolo sie toczylo. Zycie mijalo w torturach.. caly czas na granicy zycia i smierci, bo przez te 10lat mialam mysli samobojcze.

    Rola rodzicow w tym okresie… dolowali mnie. Traktowali jak osobe uposledzona umyslowo, chora psychicznie… niepoczytalna. Krytykowali czasem – jak zwykle. Albo milczeli, patrzac na mnie, namawiali sie ze soba szeptem.. nie wiedzialam, co mowia, o co chodzi. Urlop spedzialam w takich okresach u rodzicow w domu, lezac w lozku cale dnie i placzac cale dnie.. Matka czasami siadala mi przy lozku i tez plakala, mowiac: dlaczego mi to robisz? ja nie moge na to patrzec…

    Przez caly ten okres nie przerwalam pracy zawodowej. Jakos sie utrzymalam w biurze.

    Mijaly lata, 10 lat w sumie – te depresje.. zostalam odrzucona ze 20-30razy przez kolejnych partnerow.. a ja zawsze pragnelam miec dzieci, rodzine. I z czasem, to pragnienie we mnie roslo.. pragnienie, zeby posiadac dzieci.. cierpialam.
    Rodzice wracali caly czas w swoje schematy, czyli krytyka, brak szacunku, wyzwiska (podam przyklad: „Gdybys nie miala fiuta na czole, to by cie moze jakis facet zechcial. Ale ty masz fiuta i kazdy facet od ciebie wieje. Zawsze bedziesz sama. Psychopatka” -> „fiut na moim czole” to alegoria wymyslona przez mojego ojca -> oznacza to, ze jestem „klotliwa, napastliwa, agresywna w wypowiedziach, mam srogi i surowy wyraz twarzy i spojrzenie, jestem niedelikatna w slowach i zachowaniu; stawiam sie”)

    KIedy mialam 21 lat, wydawalo mi sie, ze jesli uciekne daleko od moich rodzicow, ogranicze nasze kontakty, to moje zycie sie poprawi, odzyskam powietrze i wolnosc. Wyjechalam zagranice, w wieku 22 lat, zamieszkalam w innym kraju oddalona o 600km.
    To oczywiscie nic nie pomoglo…
    Ten JAD-ta trucizna-toksyny, ktory rodzice przez 20lat we mnie wlali, ten lodowaty kontakt i cietny-wulgarny jezyk mojego ojca.. wspierany milczeniem matki: bylam tym kompletnie przesiaknieta. Rany nie goily sie dobrze…
    Wkrotce zaczely sie depresje.

    Zawsze czulam sie potwornie samotna. Nadal meczy mnie samotnosc.
    Mam bardzo niskie poczucie swojej wartosci. To nie dziwi..
    Zaden z partnerow mnie nigdy nie kochal – owszem zakochiwali sie na poczatku, na chwile.. ale szybko okazywalo sie, ze to pomylka i ze mnie nie kocha, odchodzi. Nie doswiadczylam uczucia bycia kochanym od rodzicow. Choc w dziecinstwie, bylam kochana – przez moja babcie. To byla faktycznie milosc, ale ekstremalnie zaborcza, chora. Babcia kochala mnie w zaborczy sposob przez pierwsze 12 lat zycia… potem kontakt sie oslabil, a babcia zachorowala ciezko na Alzheimera i zmarla tragicznie w domu.

    Tak mi minelo zycie.. nic sie nie ulozylo.

    3 lata temu, poznalam kogos (41 letniego wdowca, samotnie wychowujacego 15letniego syna).. byla kilkudniowa faza zakochania i zaszlam przypadkiem w ciaze. Wpadka po 3 dniach znajomosci. Rzucil mnie, kiedy bylam w 4-5miesiacu ciazy, mowiac ze juz mnie nie kocha i nie potrafi ze mna byc.. w zasadzie, az tak mnie to nie zdziwilo. Juz to tyle razy przerabialam, te rozstania – odrzucenie..
    Balam sie potwornie samotnego macierzynstwa… Ja, taki pokiereszowany czlowiek, po tylu depresjach, nie potrafiacy funkcjonowac w zwiazku, bez przyjaciol, bez rodziny, mialabym wychowac dobrze dziecko.
    Urodzil sie chlopiec, bylam bardzo samotna i wystraszona. Sama za granica. Bez wsparcia jakiegokolwiek…
    Matka przyjechala tydzien po porodzie i byla przez tydzien. Bylo fatalnie.. tylko klotnie, placz… kiedy sobie pojechala, to byla ulga..

    I teraz jestem tu, mam 40 lat… mam 3letniego synka. Jego pojawienie sie i nasze zycie od 3 lat, to bez watpienia, najlepsze co mi sie w zyciu przydarzylo.
    Kontakty z rodzicami nie zmienily sie… moze nawet pogorszyly. Nadal tak samo toksyczne, a ja wciaz od nich uzalezniona, mimo tych 600 km odleglosci.
    Nie mam przyjaciol, mamu kilku niewielu znajomych.. niezobowiazujace znajomosci, gatka szmatka.. Zyje sama z dzieckiem i jakos sobie radze z codziennoscia. Nie mialam od porodu, ani sekundy poczucia, ze zagraza mi depresja.. dziecko daje mi sile do dzialania… i jest jedynym czlowiekiem, ktorego kocham i na ktorym mi zalezy. Na niego sie poswiecam. Bezwarunkowo. Nie oczekuje niczego w zamian. Chce dac mu z siebie, co najlepsze, staram sie. Wiem dokladnie, co to jest, co do niego czuje: to milosc matki do dziecka… boje sie jednak zrobic mu krzywde. Wciaz nie czuje sie pelnowartosciowa. Jestem puszka pandory w czlowieku – tyle jest we mnie bolu, negatywnych doswiadczen i cierpienia, boje sie tego.
    Rodzice nadal wmawiaja mi, ze jestem zlym czlowiekiem, i nieumiejetnym, bardzo trudnym i ze nie da sie ze mna wytrzymac. Oni mi to wciaz wmawiaja, a moje dotychczasowe zycie pokazuje, ze moze oni maja racje i taka jestem?? Dlaczego nie chcial zostac ze mna zaden chlopak, bylo tyle szans.. i wszystkie zmarnowane. Dlaczego nie potrafie utrzymac zadnej relacji? Taka sie urodzilam, czy taka sie stalam? Czy to wlasnie moi rodzice mi to zrobili? i nie potrafilam sie zmienic??
    Ojciec dziecka, mimo ze mu na dziecku bardzo zalezalo (tak mowil), tez nie chcial ze mna byc, mimo dziecka. Odszedl… nie przyjezdza do dziecka, bo twierdzi, ze nie ma na to pieniedzy. Ja jestem na niego wsciekla, ze zostawil mnie z dzieckiem.. i do dziecka nie przyjezdza. Od 2 lat placi mi 300zl, dobrowolnie, na dziecko..
    W tej sytuacji, zerwalam z nim kontakty..
    Rodzice twierdza, ze zle zrobilam.. ze powinnam ja za nim chodzic, zawozic mu dziecko, umozliwiac kontakty… dzieli nas 600 km.
    Rodzice maja nowy argument, zeby mi dalej zatruwac zycie: zobaczysz, kiedy Maly podrosnie, to od ciebie ucieknie. On tez nie wytrzyma z toba.. nikt nie wytrzyma, bedziesz zawsze sama..
    ————— taka to historia mojego zycia, zatrutego —-
    Nie rozwiazalam jeszcze tego rebusu. Nie wiem, dlaczego moje zycie tak wyglada i czy moge z tym cos zrobic. Bylam na kilku roznych terapiach – to byly porazki, wyrzucone pieniadze…
    Ale jedno jest PEWNE… mam toksycznych RODZICOW. I w jakims stopniu przyczynili sie do mojej mizerii.
    Co w tej sytuacji dobrego: chyba tylko to, ze wiem, jak NIE WOLNO POSTEPOWAC WOBEC SWOJEGO DZIECKA… nie powielic tych wzorcow.. A jak postepowac?? To jest NOWA ZIEMIA, odkrywam zupelnie na nowo.. pioniersko.. boje sie, zeby nie popelnic zbyt duzo bledow.

    1. Pewnie tego nie przeczytasz – wszak pisałaś 9 miechów temu, ale jesteś dla mnie herosem, sam mam poryte życie, ale to co Ci robią rodzice – niepojęte, a Ty walczysz, a jak wiadomo dopóki walczysz jesteś …
      Nie poddawaj się, masz dla kogo to robić (poza sobą oczywiście), może te nasze poranienia nie są bez sensu, może nasze dzieciaki dzięki temu będą miały lepszy świat, choć jeśli tak się stanie to pewnie nie będą w stanie tego należycie docenić, nie mając tego negatywnego porównania i obyśmy dali radę tak je wychować aby tego nie miały.

      Może chaotycznie, ale poruszyło mnie to co napisałaś.

      Życie było by proste, jakby tylko ludzie walczyli o miłość i prawdę, tyle i aż tyle.

      Wszystkiego dobrego, jak mało komu to Ci się należy.
      P.

    2. W tej bardzo trudnej ⁶sytuacj radzisz sobie całkiem nieźle. Piszesz, że czujesz zazdrość czytając, że inni jakoś ułozyli sobie życie, mimo toksycznych rodziców. Piszemy w skrócie. Ale to nie przyszło łatwo, nie przyszło samo. Tylko krok po kroku, dzień za dniem. Ciąży Ci chyba ta niska ocena, którą wpoili Ci rodzice. Czy Ty też myślisz tak źle o sobie? Trzeba siebie samego zaakceptować, pokochać i być dla siebie dobrym. Wybaczać sobie błędy. I robić też cos dla siebie w miarę możliwości. Mężczyźni uciekają od kobiet, które żyją tylko ich życiem. Takie mam własne obserwacje. Nie można na nich wisieć, ani się calkiem dla nich poświęcać. Cenią kobiety, które mają swoje zainteresowania, swoje zdanie. Nie wiem czy to Twój problem, piszę ze swojego doświadczenia. Zawsze byłam ładna, mądra, ale miałam problemy z utrzymaniem związku. W końcu znalazłam kogoś, kto mnie pokochał i zaakceptował. Co nie znaczy, że zawsze jest sielanka. Pamiętaj, myśl o sobie ciepło, życzliwie, jak o dobrej przyjaciółce. Bądź dla siebie dobra, bo na to zasługujesz. A zacięty wyraz twarzy? Też to zawsze miałam. Aż nauczyłam się duzo uśmiechać, czy mam powody, czy nie. Zobaczysz, uśmiech do drugiego czlowieka, nawet bez powodu, potrafi zdziałać cuda. Ludzie mnie lubią, cenią i lubią ze mną pracować. Jestem przeciwieństwem mojego ojca, który w pracy warczy na wszystkich. Traktuj innych tak, jakbyś chciała być przez nich traktowana. Zobaczysz, dobro wraca.
      Łapię się jeszcze na tym, że jak coś zrobię źle, nie jestem z siebie zadowolona, to karcę się sama, jak to robił ojciec. Wyzywam od gamoni…ale kiedy sobie to uświadamiam, to zmieniam ton, wybaczam błędy i obiecuję, że nie będę do niego podobna. Nie jest to łatwe, ale małymi krokami można to zmieniać.

  34. Witam mam 45 lat i dopiero czytając wasze wpisy zaczynam uświadamiać sobie swoją sytuacje.W skrócie u mnie i matka i ojciec tacy sami, oboje pochodzą z rodzin wielodzietnych z biedy ,wychowani twardą ręką do tego jeszcze zafiksowani na punkcie kościoła.Jestem jedynakiem od małego ojciec pracował po delegacjach tzn.w sobote wracał ,w niedziele trzeźwiał a potem znowu jechał a jakimś wyjściu na plac zabaw czy rozmowie ..to nie było ani raz takiego przypadku,do niedawna zamieniałem z ojcem trzy zdania na rok ,teraz to już wcale.Ja zaakceptowałem taki stan i wystarczyła mi troska matki ..ale do czasu ,czyli tak koło 15 roku życia zaczęło się czyli złe towarzystwo, picie i bunt po całości.W wieku 20 lat się ożeniłem a dziesięć lat póżniej rozwiodłem..mój ojciec lepiej dogadywał się z moją żoną niż ze mną i brał jej strone,nawet na sprawach rozwodowych a nie była ona dobrą osobą.W czasie obecnym jestem już 11lat z inna kobietą ,od 15 lat żyje w abstynencji mam firme,zasiadam też w kilku zarządach w sumie jest ok.Do rodziców zaglądam raz w tygodniu i co słyszę? to samo co od 40 lat słyszałem ,że inni dobrzy,że ja głupi ,że nie chodzę do kościoła ,że mają takie głupie dziecko ,matka wypomina mi rzeczy sprzed 20-30 lat w kółko ,oczywiście te najgorsze w ogóle nie widząc kim teraz jestem i jak prowdzę życie,ojciec w ogóle nie uznaje mojej partnerki ponieważ żyje z rozwodnikiem ..czyli ze mną.Jakakolwiek moja argumentacja nie trafia do niej,tłumaczy ojca że dobry bo przecież pracował i miałem co jeść a teraz ojciec nosi sztandar w kościele i wszyscy go szanują…dlatego też nie chodzę do kościoła przez tą obłude…wiare w Boga posiadam dalej.Nigdy w życiu nie poczułem ich wsparcia,zawsze musiałem od najmłodszych lat radzić sobie z problemami sam bo gdybym przyznał się w domu byłaby to na pewno moja wina i wypominki że ten to jest dobry a tamten jeszcze lepszy .Ja naprawdę nigdy nie usłyszałem od nich w życiu kocham cię…mi też ciężko przez gardło przechodzi powiedzieć to mojej kobiecie.Fakt mam poczucie niskiej wartości ,problemy z odbiorem uczuć innych i nigdy bym nie pomyślał że to może wina w ojcu leży? ja przez całe życie nigdy mu nic nie wypominałem ,że go nie było że nigdy nie rozmawialiśmy jak nawet mieszkaliśmy pod jednym dachem że był zawsze tak naprawdę moim wrogiem, po prostu uznałem że było jak było..za to oni z matką dalej mnie gnoją i do rodziny i sąsiadów że jestem taki i owaki,w kółko wypominają rzeczy sprzed lat tak że się zastanawiam czy to nie jest już choroba psychiczna.Dlatego dzisiaj po kolejnych ,,miłych,,niedzielnych odwiedzinach uznałem że już czas zerwać kontakty i powiedziałem im że nie będę ich odwiedzał bo mam 45 lat i nie pozwole się tak gnoić i traktować jakbym miał 10 lat.Mam naprawdę wyrzuty bo nigdy nie chciałem się od nich odwracać ale czuję że ta sytuacja mnie wykańcza,po każdych cotygodniowych odwiedzinach dwa dni potem dochodzę do równowagi psychicznej..mam już dość.Wiem że oni znowu nagadają w rodzinie że nie odwiedzam ich bo jestem taki zły,przedstawią wszystkim swoją wersje(rodzina nie zdaje sobie sprawy jakie u nas w domu stosunki były i są) ,naprawdę się zastanawiam skąd potrafi być taka nienawiść ojca do własnego syna? i jeszcze matkę na mnie buntuje a ona bierze jego strone cóż mieszkają razem są na emeryturze więc ma dużo czasu aby nad matką popracować, po prostu nie potrafię sobie tego wytłumaczyć …może choroba ale tyle lat ? a do ludzi maska nie wiem sam ale myślę że dobrze robię kończąc kontakty ,poza matką ,do niej będę dzwonił tylko .Odnosze czasem wrażenie że ojciec jest zazdrosny o mnie przed matką i robi wszystko aby mnie w złym świetle postawić dlatego w kółko jej przypomina te złe rzeczy które robiłem lata temu, mój ojciec tak naprawdę jest i był nieudacznikiem życiowym ,nigdy nic nie umiał załatwić czy ugotować itd. bez matki by zginął a może mój ojciec jest po prostu złym człowiekiem? miał ktoś podobną sytuacje?

    1. Toksyczne osoby trzeba niestety odcinać od własnego życia. Nawet jeśli to są rodzice. Za parę miesięcy sam zobaczysz, że to była najlepsza decyzja i zdanie rodziców czy ich sąsiadów przestanie Cię interesować. Oni niech się kiszą w swoim toksycznym jadzie, Ty nie musisz brać w tym udziału.

      1. Czy ta rada to tez dla mnie? Jak sie odciac, jesli nie mam nikogo innego na swiecie? Jestem kompletnie sama, a potrzebuje czuc ze mam jakas rodzine, jakies kontakty. No i synek – ma 3 lata, tez potrzebuje dziadkow, ciocie, wujkow. Jak moglabym ta rodzine od nas odciac w tej sytuacji?

    2. Czesc, przeczytalam wlasnie Twoja historie. Moja wlasna opisalam tu 2 miesiace temu – jest tuz powyzej Twojej. Przeczytaj.. a zobaczysz, ze nasze historie sa powalajaco podobne. Moze oprocz „noszenia sztandaru w Kosciele” i postawy „dewotow” u rodzicow, jest uderzajaco wiele podobienstw. Moi rodzice chetnie ubieraja swoje zycie w rozne hipokryzje -> oboje wogole nie sa wierzacy, Ojciec zawsze krytykuje i kpi z Kosciola, Religii i Wierzacych… i jednoczesnie udaja przed rodzina i znajomymi, ze sa Wierzacy. Przy roznych okazjach, niby sie zegnaja, niby modla.. jak wiele razy pytalam, po co to robia, skoro maja kompletnie inne przenonania: mowia, ze to jest taka Polska tradycja i zwyczaje. A oni uwielbiaja tradycje i rytualy…
      Mam sporo przemyslen na temat relacji z rodzicami, w przeszlosci i obecnie. Od 19 lat zyje za granica – oddalona o 600 km od nich, i calej pozostalej rodziny… dokoncze wkrotce. Musze przerwac..

      1. Witaj przeczytałem to co teraz napisałaś i to co wcześniej.Myśle że dobrze się trzymasz ,a co do Twoich rodziców to są tacy jak i moi i na pewno nigdy się nie zmienią i zawsze znajdą powód aby Cię dobić nie ważne czy to będzie dziecko czy partner czy krzywy uśmiech.Ja od czasu napisania posta nie byłem u rodziców i co się dowiaduje od rodziny?..ano znowu przekuli to w swój sukces a ze mnie zrobili złego obłuda i jeszcze raz obłuda.Teraz już nic nie kryje przed rodziną i wiedzą jak byłO przez lata i teraz, rodzina twierdzi że to dobrze że się odciąłem od nich bo nie było innego wyjścia,i ja też zauważyłem że jest mi teraz lepiej.Dołącz do dyskusji…

  35. Mimo wszystko, mimo wszelkich przejawów sadyzmu, próbowałam sobie wmawiać, że miłość zwycięży i że jak ja będę kochać ojca, to on w końcu się zmieni na lepsze. Niedawno jednak omal nie zabił mojego syna. I syn i ja zostaliśmy jednak pobici. I jak tu wierzyć w „kochającego ojca” i „kochającego dziadka”? Dlaczego „kochający dziadek” buntował moje dzieci przeciwko mnie i mojemu mężowi, mówiąc że jesteśmy źli? Moje dzieci wyczuwały tę jego obłudę, skrywaną pod maską ortodoksji religijnej i nie dały się zbuntować. Już zapomniałam jak to było dawnej gdy kiedyś mnie dusił i matka nie pozwoliła tego zgłosić na policję, bo wstyd. Teraz też go kryje, choć nie była przy tym zdarzeniu to twierdzi, że ojciec nic nie zrobił. Trauma z dzieciństwa wróciła. Wróciły codzienne koszmary i obawa o życie. A on nalega żebyśmy go przeprosili. Zawsze tak było, bo tylko on miał rację i tylko jego trzeba było słuchać. Rodzina, która nie jest rodziną, tylko układem niewolniczym usankcjonowanym przez religię. Przez tyle lat budowałam iluzję opartą na pragnieniach posiadania kochających rodziców. Moi rodzice nie powinni byli mieć dzieci, bo wszystkie skrzywdzili i krzywdzą dalej, ale nie uznają tego za krzywdzenie tylko za normalność, bo dla nich szacunek dla starszych (czwarte przykazanie) oznacza pełne posłuszeństwo im. I nie jest ważne czy miałam 5 lat czy zbliżam się do 50-tki. To gorsza patologia niż alkohol, bo nigdy nie wiedziałam kiedy z niczego zacznie się awantura i lanie, i nadal nie wiem czy jakimś słowem nie wywołam „świętego oburzenia” u nerwusa czekającego na byle okazję. U alkoholika przynajmniej widać kiedy jest pijany a kiedy nie. Ba, jako dziecko zazdrościłam koleżance której tatuś czasem się upijał, bo bił ją tylko raz w miesiącu, a u mnie każdy dzień przynosił jak nie przemoc fizyczną to słowną. Jej ojciec kupował jej prezenty, od mojego słyszałam, że jestem pasożytem. Ona nie musiała nic robić w domu, tylko mogła się bawić, ja, no cóż, nie było takiej rzeczy której nie musiałam się nauczyć. Czas mija, a ja znowu nie wiem czy doczekam się tej chwili, w której poczuję „było, minęło” i pójdę dalej. Teraz trwam w chwili, w której nawraca widok przemocy wobec mojego syna, już pełnoletniego, a jednak słabszego od dziadka. Ciągle widzę jak niewiele brakowało żeby dziadek stał się mordercą, gdyby nie starszy syn, straciłabym młodszego, a wtedy niewiele mogłam zrobić, bo zostałam pobita. I ciągle słyszę od matki, że ” przecież to ojcu stała się krzywda”. Ona nie odpowiada na pytanie: „ile znaczy dla ciebie życie mojego dziecka?”
    Nie czuję nienawiści, tylko przerażenie i szok. Zawsze stawiałam na miłość. Razem z moimi dziećmi i mężem za motto mamy „miłość i pokój”, więc tym większe jest moje przerażenie, że katolik mógł się czegoś takiego dopuścić. Zrozumiałam po tamtym zdarzeniu, dlaczego tak wielu ludzi opuszcza swoich rodziców i kwapi się do ich odwiedzania. Rodzice nie są świętymi osobami, mogą sobie co najwyżej uzurpować prawo do bycia świętymi i żądać oddawania im czci, ale to i tak zawsze są tylko ludzie.

    1. Zgłoś to na policję i załóż mu sprawę. Niech się sku***el nauczy! Przepraszam za ostre słowa ale sama byłam w podobnej sytuacji, aż w końcu moja cierpliwość się skończyła. Jestem teraz po wygranym procesie. Powodzenia!

  36. Nie doczytałam listu do końca – nie mogłam bo zaczęły wracać wspomnienia z dzieciństwa. Ojciec zawsze lubił wypić ale z czasem zmieniło sie w to w codzienne picie. Agresja była od początku z czasem nasilała się. Przemoc fizyczna, psychiczna, wyzwiska, awantury w środku nocy. Ja jako dziecko – wiecznie w stanie czuwania, strachu co dziś będzie. Teraz jako 27 latka boję się założyć rodzinę, boje się pracy, ludzi i jestem zawsze spięta, jakby gotowa na atak. Ojciec przebywa w dps bo nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Jestem w trakcie terapii ale to długi i bolesny proces. Walczę ze sobą, staram się patrzeć na siebie jako na osobę dorosłą, która ma wpływ na swoje życie. W większości jednak czuje się jak małe dziecko we mgle, zostawione aby radzić sobie w tej dżungli. Chcę to życie przeżyć dobrze, bez strachu i wegetacji. Bywa ciężko ale trzeba walczyć o SIEBIE!

  37. Mam prawie identyczny problem.przeszlam te same slowa. Dzis mam 34 lata 5 dzieci brak wlasnej wartosci depresje. Dzieci sa w pieczy zastepczej u rodzicow? ze wzgledu na moje zakrety zyciowe. Maz w kryminale za znecanie sie nad nami i pytanie czemu bylam z takim mezem? Bo godzilam sie na takie traktowanie bo przeciez mam wpojone ze nic nie znacze. Silnie to we mnie tkwi
    Dusze sie w sobie. Jestem wiezniem wlasnego ja. Ratunku. Najgorsze ze tak samo mnie traktuje do tej pory co gorsza wmawia to moim dzieciom a ja calymi silami gdy sie z nimi widuje po cichu w pokoju wmawiam im ze sa kims ze nie maja sluchac dziadka. Nie mam juz sily. Potrzebuje konkretnej pomocy wyjscia z tego blednego kola. Chce ratowac moje dzieci odzyskac je w pelni zyc szczesliwie. Czy to wiele?

    1. Istnieje wspólnota DDA dla osób, które dorastały w domach bez zdrowej miłości. Adresy mitingów można znaleźć na stronie dda.org.pl

  38. Przypadkowo, a może i nie przypadkowo znalazłam tego bloga… Przeczytałam cały list i tak sobie myślę jednak są ludzie z którymi jestem w jakiś sposób podobna.. Uciekanie, darcie się „nie bij to boli”, ale przecież ” Jak nie dostaniesz wp**rdolu to się nie nauczysz!”. Zabranianie wielu rzeczy, zmuszenie do pracy w wakacje, chociaż moi znajomy bawili się, pili, a mnie jak zwykle wysyłał 150km od domu, a następnie mówił „Te wszystkie pieniądze będą dla Ciebie”, a później zwyczajnie ich nie widziałam. Mówienie jaka to jestem najgorsza, największy problem i szkoda, że mnie nie zatłukł jak mógł, a później mówienie „tak mocno Cię kocham”, że aż wszystko w środku się skręca. Wybieranie za mnie studiów, aż w końcu coś pękło i było „NIE. DOŚĆ” Tak samo jak Ty autorze na chwile obecną mieszkam jeszcze z tym zwyrolem i mamą, która też za każdym razem miała dobrą minę do złej gry. Na szczęście do końca miesiąca mnie już tu nie będzie i więcej nie będę musiała męczyć się z tym psycholem.

  39. Witam wszystkich.
    Czytam ten list i również jak wielu z Was widzę tutaj siebie.Nie było w moim domu alkoholu ale przejścia i tak mam swoje i cóż ukrywać nadal przechodzę. Otóż jestem niepełnosprawnym (obrzęk limfatyczny nóg, inaczej słoniowacizna) i chorobę tą odziedziczyłem po ojcu. Całe moje dzieciństwo to obraz wystraszonego i w pewien sposób zastraszonego dziecka, nie wiem co to znaczy wsparcie ze strony ojca (ze strony matki też niewiele go odczułem), nie wiem co to znaczy dobre słowo z jego strony, wiem za to co to znaczy, że jestem nieudolny, że jestem nieukiem, że nic ze mnie nie będzie itd.
    To on (ojciec) był w młodszym wieku w moich oczach swego rodzaju autorytetem, lecz wraz z wiekiem zacząłem widzieć wiele rzeczy, które wcześniej mi umykały. Ilekroć chciałem zrobić coś sam, choćby po to by pokazać mu, że coś umiem i jestem coś wart, to on odpowiadał tylko:zostaw to bo zepsujesz jak zawsze, ja to zrobię, ty nie umiesz. Podcinanie skrzydeł od najmłodszych lat było jego specjalnością, potrafił nawet przy swoich znajomych powiedzieć jaki to nieudolny jestem.Do tego dochodziła moja niepełnosprawność (na którą on przecież także chorował), myślałem więc, że znajdę w nim wsparcie, pocieszenie, przecież nie często można spotkać kogoś chorującego na tę straszną chorobę.Nic z tych rzeczy, pociechy lub choćby dobrego słowa nie było nigdy.Z czasem nabrałem przekonania, że przyszedłem na świat tylko po to by on mógł na kimś wyładowywać swoje frustracje i niepowodzenia.Nie wiem jakim cudem ukończyłem szkoły (w tym szkołę średnią wraz z maturą) ale tylko raz pogratulował mi zdanej matury.Później chciałem spróbować swoich sił na studiach, niestety dwukrotnie próbowałem i dwukrotnie odchodziłem, ponieważ ból nóg nie dawał odporu.Tak o to nadal siedzę w czterech ścianach,nadal z rodzicami (i siostrze po porażeniu mózgowym o której nie wspominałem) z poczuciem zmarnowanego życia w 29 jego roku, myślami samobójczymi i pustką, całkowitą pustką. Jedynie czytanie książek to chwilowa odskocznia. Kiedyś podczas kłótni z ojcem (których mnóstwo było) powiedziałem mu otwarcie,że skoro sam jest inwalidą to po co starał się o dzieci nie czyniąc przynajmniej żadnych badań.W sumie to na ojcu nie zrobiło wrażenia ale mnie przynajmniej trochę ulżyło bo wykrzyczałem to, wydusiłem z siebie.Tak więc patrząc na moich rodziców dochodzę do wniosku, że nie wszyscy ludzie powinni mieć dzieci, ja na pewno nie będę mieć, po pierwsze ze względu na możliwość kolejnego odziedziczenia choroby a po drugie,chociaż bym się zarzekał na wszystkie świętości to i tak pewnie wychowywałbym dziecko w podobny sposób jak wychowywano mnie.Takie rzeczy trudno wyeliminować.
    Dziękuję za możliwość wypowiedzenia się Adam.

    1. Panie Adasiu, nie wiem, co się podziało u Pana przez te trzy lata.
      (jest napisane, że list zamieszczono 3 lata temu)
      U mnie przez te lata najpierw był zjazd w dół, do depresji, a teraz po paru miesiącach rozmów, słuchania psychologów, czytania, coś może w końcu we mnie drgnęło.
      Bardzo jeszcze słabiutko, ale gdzieś w oddali migocze iskierka, jak światełko latarni morskiej, albo statku, który stoi na kotwicy i czeka na mnie.
      Ten stan depresyjny nie jest smutkiem, ani chandrą, ani zmęczeniem, czy zniechęceniem. To zaburzona chemia mózgu, która zaczęła się zmieniać najpierw z powodów mocnych zaburzeń hormonalnych, potem z powodów niewłaściwej próby naprawienia stanu rzeczy. Towarzyszący temu stres, strach, kiepski sen itp., itd.
      Utrata pracy (przestałam kochać grafikę i ilustrowanie, coś, co robiłam od dziecka…)

      Nasz organizm ma pewne wymagania do tego, żeby funkcjonować.
      Stres jest jednym z głównych, jak nie najgłówniejszym czynnikiem chorób wszelakich. Mam na myśli przewlekły stres. Długotrwałe działanie hormonu o nazwie kortyzol, który pojawia się kiedy przysadka i podwzgórze naszego mózgu zaczynają produkować dwa inne hormony.
      Taki stan, na krtótką metę jest potrzebny. Ale kiedy trwa dłużej, wyrządza wiele szkody w całym organizmie.
      Jeżeli dodatkowo ktoś ma inną chorobę, jej objawy się nasilają.
      taki system naczyń połączonych.
      Tak się u mnie podziało, bo kilka lat byłam w permanentnym stresie.
      Źle śpię, schudłam, lęk, brak skupienia uwagi – nie zawsze, ale po źle przespanej nocy – na pewno.

      Przypomniała mi się wypowiedź głównego bohatera z filmu „Skazani na Shawshank”, który w momencie jaki można nazwać „przelała się czara goryczy”, powiedział: „Zajmij się życiem, albo umieraniem”. Uciekł przez tunel, który sam wykopał, a który to tunel odbieram jako symboliczny.
      Któryś z psychologów powiedział mi podobne słowa.
      Żebym spojrzała w lustro i zobaczyła w sobie zarówno osobę dorosłą, jak i dziecko i jego przyszłe „swoje narodziny do nowego”.
      9 miesięcy.
      Najpierw nakierować swoje myśli i całą swoją uwagę na siebie samego.
      – potrzebuję zmiany
      – teraz jestem dla siebie najważniejszy
      – wszyscy inni, wszystko inne może poczekać
      Następny krok:
      Skoro mam się na nowo narodzić, potrzebuję wiedzy, która będzie dla mnie wsparciem w tym procesie.
      Nie chodzi o to, żeby teraz zacząć śledzić stadia rozwoju noworodka, ale jest coś, co jest ważne i ma swoje kolosalne znaczenie przez całe życie.
      – jelita rozwijają się pierwsze przed mózgiem, to połączenie i wpływ jednego organu na drugi jest wzajemny.
      Zatem:

      1) co jeść i jak jeść, żeby wspomóc układ odpornościowy, pracę jelit i mózgu, w efekcie poprawę funkcjonowania całego organizmu, również chorych miejsc.
      (w telegraficznym skrócie: odstawić cukier, wspomóc się warzywami, olejem z oliwek, olejem lnianym, wszelkimi ziarnami: słonecznik, orzechy, ziarno sezamu, siemię lniane, pojeść sałatki z warzyw z czosnkiem, itp., itd.)
      Najlepiej byłoby zrobić samemu.
      Jeżeli ojciec zacznie sią wtrącać – wziąć głęboki oddech, pomyśleć:
      – Dla ciebie to robię, wewnętrzny dzieciaku (mając na myśli siebie samego), wyciszyć swoje wnętrze mając, na uwadze siebie (rodzącego się do nowego) jako centrum Wszechświata.
      Powiedzieć sobie że, bez względu na to, jak zaczepna będzie odzywka, że wypowiedź ojca, czy kogokolwiek nie spowoduje i nie wpłynie destrukcyjnie na podjęte przez Pana działanie:
      – Robię zdrową surówkę z warzyw dla siebie i siostry.
      Jeżeli coś znowu będzie „nie tak”, zabrać warzywa z miską, tacę z deseczka do krojenia, oliwę, i pójść do swojego kącika lub pokoju.
      Lubi Pan czytać, więc poczytać na ten temat, posłuchać w Internecie, co i jak jeść. Szybkie dania, jak najmniej przetworzone. Jak najzdrowsze.
      (są niedrogie przyrządy do szatkowania warzyw)
      Dobrze jest pić wyciśnięty sok z cytryny z wodą (nie gorącą), bo daje dla organizmu tak potrzebny odczyn zasadowy.
      Dużo z tego co jemy jest kwasowo twórcze, a zakwaszony organizm, to problemy wszelakie, zwłaszcza, kiedy organizm potrzebuje szczególnego wsparcia, bo niedomaga.

      2) ruch fizyczny a za nim dotlenienie, praca mięśni, wydzielanie się z kolei endorfin – zatem poczytać, w jakich sytuacjach można je w sobie uaktywnić.
      Pomaga joga, afirmacje (programowanie mózgu pozytywnymi, słowami, wyobrażeniami), których jest teraz sporo w Internecie.
      NP. Małgorzata Mostowska („YouTube”):
      „Medytacja na Trudny Czas – pozytywne afirmacje i spokój”, YouTube

      Czy mógłby Pan znaleźć w pobliskim Ośrodku Kultury (Domu Kultury) jakieś spotkania grupowe do poćwiczenia, do wspólnego spaceru z kijkami?
      Są takie propozycje. Niektóre zajęcia bywają gratis, inne za pewną kwotę, ale czasami symboliczną.
      Nie ważne, że robiłby Pan coś wolniej. Ważne tylko to, że robiłby Pan dla siebie. Dla siebie.

      3) mózg lubi być zaskakiwany, zatem obok czytania, zacząć przyswajać słówka i wyrażenia języka obcego. Codziennie. Przez tydzień, potem zapisać, potem następne i znowu zapisać w tym samym zeszycie. Potem utrwalić te wyrażenia w następnym tygodniu. Potem kolejne.
      Mózg zacznie tworzyć nowe połączenia, nowe synapsy.

      Na odzywki zaczepne nie odpowiadać. Jeżeli będzie konkretna sprawa, wyciszyć swoje wnętrze, oddech, spokój, odpowiedzieć krótko bez wdawania się w dyskusję.
      Wewnątrz powtarzać sobie:
      – Chcę innej relacji, nie takiej.
      Jestem teraz dla siebie najważniejszy.
      Chcę mieć w sobie spokój, wyciszenie, nie wchodzę w ten spór.
      Moja rzeczywistość oprócz tego co się dzieje, składa się również z tego, jak ją odbiorę wewnętrznie – wybieram spokój, wybieram siebie.

      4) ćwiczenia jogi i qigong (specyficzne ruchy ciała z medycyny chińskiej, mające na celu naprawienie energii naszego ciała).
      Ludziom uprawiającym te ćwiczenia codziennie – stąd: „gong”, poprawia się praca organizmu, również stan wszelakich chorób zaczyna doskwierać coraz mniej.
      Czytałam o osobach, które zastosowały qigong codziennie, po dwie, trzy godziny i po roku lob po dwóch – wyszły z choroby.
      Mógłby Pan sprawdzić w Internecie na YouTube ćwiczenia prowadzone przez np. Panią Mimi Quo Deemer.
      Ma ponad godzinne zarejestrowane lekcje, gdzie tłumaczy ruchy (tak wyraźnie, że nie jest konieczne znać angielski), a potem są umieszczone krótsze zajęcia ok. 12-to minutowe, gdzie już Pani MiMi przechodzi płynnie przez jeden zestaw ćwiczeń, w kolejny.

      Żeby to odniosło skutek, potrzeba „się zawziąć”:
      – Chcę spróbować.
      Chcę czegoś innego, niż to, co mam teraz.
      Krok po Kroku.
      Ja także chcę. (tu wtrącam o sobie) 🙂

      Kupiłam zeszyt, aby zapisać każdą rzecz, najmniejszą ale jakże ważną, na tej drodze do samoleczenia, do narodzenia się do nowego, która mnie przybliży do miejsca, w którym chciałabym się znaleźć.

      Czasami też po trochu, opiszę to miejsce. O warkoczach czosnku w kuchni, o białych zasłonkach w oknie nad zlewem (w jasne polne kwiaty), o dębie widocznym z tego okienka, po którym ganiają się wiewiórki.
      (zatem ogród duży, bo to drzewo jest ogromne 🙂
      Że znowu gram na gitarze (kiedyś grałam i śpiewałam, teraz powoli, trzeba mi o tym sobie przypomnieć – kolejna ważna sprawa, aby w mózgu, jak w ogrodzie, zasiać nowe).

      „Ja” zrozumieć z czułością, dobrocią, miłością do samego siebie.
      To nie jest egoizm.
      Jeżeli się cierpi, jest się w miejscu, w którym to cierpienie się wzmaga – spróbować tych technik, które wzmocnią, pomogą, są do zrobienia przez nas samych – do reszty, poszukać pomocy, zwłaszcza w spotkaniach grupowych, gdzie będzie zajętość rozwijająca ciało i mózg.
      Zadać sobie pytanie:
      – jakie uczucia ja chce mieć w sobie? te destrukcyjne?
      – a może te, dzięki którym to, co zjem, organizm przyswoi jak dobrodziejstwo? to, co zrobię mnie uraduje? pojawią się endorfiny?
      Będę lepiej spać?
      To nie jest praca na trzy dni, ale jest to proces.
      Panie Adasiu, jeżeli jeszcze ma Pan siły, by zawalczyć o siebie, proszę spróbować. Ja jestem na podobnej drodze, na początku.
      Ale może trzy lata odkąd Pan zamieścił ten list już były owocne, czego Panu szczerze życzę.
      Ewa

  40. Wstrząsający lecz bardzo potrzebny list Panie Kamilu. Pochodzę z rozbitej rodziny, ojciec od nas odszedł jak byłem jeszcze bardzo mały. Niestety przypomniał sobie o mnie jak miałem 16 lat, skłócił mnie z mamą i wprowadziłem się do niego. Przeżyłem tam piekło podobne do autora listu. Stary zdechł blisko 12 lat temu. Tak, zdechł. Nie wynaczyłem do dziś temu bydlakowi tego jaki mi chaos zrobił w głowie, jak skłócił mnie z mamą. Dziś na szczęście z Mamą żyję bardzo dobrze, dawne demony które stary pozostawił mi w głowie dawno odeszły. Jestem teraz sam, chciałbym z kimś się związać ale podchodzę do tego ostrożnie. Mimo że dziś wiele zachowań które kiedyś były uznawane za normalne, dziś są patologią, to jednak dalej jest cała masa syfu, a wiele toksycznych zachowań przechodzi na dzieci, które je potem powielają. Jeśli poznam osobę, która nie będzie tym skażona to super ale jeśli będę miał do wyboru być sam albo z kimś toksycznym – wybiorę samotność.

  41. Mój kolega przez takiego ojca zaczął się jąkać robił kupę i siku w majtki do 16 roku jest wrakiem był słaby i się załamał. Mój mnie bił rzadko ale znencał się psychicznie i krzyczał . Miałem trzy latka płakałem zanosiłem się ze nie mogłem złapać oddechu wtedy wpadał w szał i kazał mi przestać płakać i krzyczał jeszcze mocniej , nikt mnie nie przytulił nie powiedział ze mnie kocha . gdy babcia chciała mnie przytulić i uspokoić krzyczał na nią ,,babka się nie wtrąca i go zostawi ,,Ciągły krzyk i siedzenie cicho nawet jak jadłem morde darł -nie mlaszcz. W szkole za to wyżywałem się na innych nie bałem się nikogo zostało mi po nim trochę skurwysyństwa . Mam dziecko , partnerkę kocham je dużo z nimi rozmawiam i wszystko co robie najpierw przemyśle żeby nie zrobić bliskim krzywdy . To babcia nauczyła mnie kochać drugą osobę .Najgorzej nie nawidze świąd siedzenie cicho żeby tylko nie zrobić czegoś co nie przypasuje ojcu a najgorzej się boje żeby nie krzyknoł na moje dziecko , ze za głośno ze jak je bo się pobrudzi czy inna bzdura . W te sylwestra usiedliśmy przy stole a matka tylko biega kuchnia pokój jak służąca dla tyrana , oglądamy telewizje ojciec je kurczaka…. cisza , wypadało by coś powiedzieć , porozmawiać . Nagle odzywa się i mówi -ile ludzi w zakopanym . A ja mówie że drogo i pewnie miejsc niema . Nie wiem o co mu chodziło jak się nię wydarł ze gówno wiem ze jego kolega był , ryknął tak głośno że kawałki kurczaka powypadały mu z mordy .Nie wiem czemu akurat w tedy przypomniało mi się dzieciństwo coś się we mnie uruchomiło wstałem myślałem że kurwe przez balkon wyrzucę opanowałem się ze względu na dziecko , nie rozmawiam z nim nawet go nie widuje . Za niedługo następne swieta ale ja już daje se spokój i żadnych świąt z nim nie obchodzę .

  42. Przeżyłam podobną sytuację ale nie ze strony taty ,a mamy . Wróciły wspomnienia z tamtego czasu .?

  43. A o matce, która na to przyzwalała ani jednego słowa, a też była rodzicem i miała obowiązek chronić swe dzieci!

  44. Poczułem się jakby ktoś opisał całe moje życie ,aż do tego momentu ,nie wiem czy dam radę to wszystko jakoś przetrwać ,nie wiem wogóle nawet jak mam zacząć od nowa zdala od tej pseudo rodziny ,jedyne co mnie trzyma tutaj i przy życiu to moja młodsza siostra ,bo gdyby nie ona to nie wiem ,czy pisałbym wam to wszystko ,czy już nie byłoby mnie po prostu na tym świecie . Codziennie zastanawiam się czy nie lepiej dla wszystkich byłoby gdybym się nigdy nie urodził ..

  45. No ja wciąż zbieram się psychicznie do napisania własnego listu. Obawiam się jednak że może braknąć mi słów. Trudne to są wszystko sytuacje, najtrudniejsze do zrozumienia jest to – jak to jest kurwa możliwe zeby tak nienawidzic/krzywdzic i katowac własne dziecko? Po co? To juz naprawdę lepiej zebyscie wy skurwysyny zostawili nas samych sobie…

      1. Absolutnie nic, ojciec zyje, ale nie ma szansy na pojednanie sie. On nigdy nie zaakceptuje, ze zrobil mi cos zlego…

        1. OMG, wychodzi na to, ze odpowiedzialem na swoj wlasny komentarz zamieszczony 10 miesiecy temu, myslac ze ktos mi odpowiedzial w zainteresowaniu moim postem…

    1. Napisanie listu nic nie da. Próbowałem dwukrotnie, efekt? Odwrócenie kota ogonem i dowiedzenie się, że to wszystko moja wina, bo przecież ONI dali mi wszystko, a ja niewdzięcznik nie potrafię być tak dobry jak… (wstaw tu kogo chcesz, najlepiej syna/córkę znajomych). W dodatku wciąż powtarzające się stwierdzenia: „Bo skończysz jak (ktoś tam z rodziny, komu nic w życiu nie wyszło)”. Najgorsze jest to, że po fakcie łapie się na traktowaniu w dokładnie ten sam sposób swoich synów. Po ochłonięciu nie jestem w stanie przespać w nocy z powodu wyrzutów sumienia, więc z łatwością wraca poczucie beznadziejności, poczucie niższości i bycia nikim. Bo tylko śmieć traktuje tak dzieci. Nigdy sobie tego nie wybaczę z jaką łatwością tracę panowanie nad sytuacją i jaki obraz ojca kreuję dla swoich dzieciaków. Jedynym rozwiązaniem jest wyprowadzenie się na drugi koniec kraju i ograniczyć kontakt z rodzicami do absolutnego minimum, bo (jak zauważyłem) im mniej kontaktu mam z nimi, tym lepszym ojcem jestem.

  46. Miałem/mam podobnie… przez to wszystko mam depresję… zawsze byłem i będę najgorszy… bo próbuję marzyć i jeśli mi się coś nie uda… to gwizdam na to i idę dalej… niestety nie mogę uciec od przeszłości, gdyż nadal jestem beznadziejny, głupi, infantylny, lebioda, ktoś umiejący sobie radzić według Ciebie i według niej (mojej matki)… źle się ubieram… źle wychowuję moje dzieci (nie popełniam błędów moich rodziców… choć to k… ciężkie). Staram się jak mogę! Przy nich co bym nie zrobił, zawsze jest źle… zawsze nie tak… Gdy nie moich swiętej pamięci dziadkowie… to bym zwariował… od nich pochodziła prawdziwa miłość w moją stronę, to dzięki nim, nie zwariowałem do końca…!

    1. Niech zgadnę… „zejdź na ziemie”, „to, że komuś coś się udało, nie znaczy, że Tobie się uda”, „nie znasz się na tym, więc po co próbować” ? Czyżbyśmy słyszeli dokładnie to samo?

  47. Chciałabym napisać, że nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, ale temat dobrze mi znany. Mnie karciła matka, a pozostałe rodzeństwo ojciec. Wielu ludzi nie powinno nigdy mieć dzieci, moi rodzice zaliczają się do tego grona.

  48. Czytam to i płaczę. W drugim pokoju śpi spokojnie mój niespełna czteromiesięczny syn. Wspominam własne dzieciństwo, które mimo kilku mrocznych momentów miało w sobie moc szczęścia i radości, przytulania i okazywanej mi miłości. Straszna jest myśl, jak wiele dzieci przeżywało podobny koszmar. Nie można jednak odwracać od tej historii wzroku. Osobiście znam dwoje teraz już mężczyzn, których ojcowie byli podobni do tego potwora z listu. Dla obu chłopaków skończyło się to wieloletnią terapią. Ze swojej strony możemy tylko kochać i jeszcze raz kochać nasze dzieci. Będę uczyć mojego ziemniaczka miłości. Niech ta miłość niesie się przez przyszłe pokolenia ❤️

  49. Dlatego to straszne ale dzien w którym umarł mój ojciec był jednym z piękniejszych dni w moim życiu. Zanim zamknęli trumne dla świętego spokoju pomyślałam „wybaczam ci” ale tak naprawde nigdy mu nie wybqczyłam i nie wybaczę

  50. Bardzo chciałabym pozamieniać w tym tekście słowo „ojciec” i „syn” na „matka” i „córka”, pominąć wątek budowy domu, dodać kilka perełek od siebie i wysłać to do mojej matki. Jednakże w jej głowie nie urodzi się niestety nic innego jak to, że jestem bezczelną niewdzięcznicą.
    Nie wiem jakim cudem udało mi się osiągnąć to, co mam teraz, ale jestem z siebie cholernie dumna.
    Aha, zamieniłabym jeszcze „nienawidzę Cię” na „jesteś mi obojętna”. W sumie to chyba nawet gorzej…

  51. Ja również nienawidzę swojego ojca… za przemoc fizyczną, emocjonalną, a przede wszystkim seksualną. Nie dostałam miłości ani poczucia bezpieczeństwa. Do dziś jestem zablokowana emocjonalnie i mam wrażenie, że nie potrafię kochać drugiego człowieka. To straszne jaki los może nam zgotować ktoś, kto powinien nas bronić przed złem tego świata. A do tego wzbudzać poczucie winy za wszystko. W już dorosłym życiu, kiedy nabrałam więcej odwagi i wykrzyczałam mu w twarz za co go nienawidzę…. w odpowiedzi otrzymałam słowa: „spierdoliłaś mi życie”.

    1. Podpisuję się pod twoją historią,to samo mnie spotkało.Jak byłam dzieckiem to tego nie widziałam,bo jak?żadnego przytulenia ani hasło ..kocham cię. Do mnie i brata.Tylko takie dziwne dotykanie T.Jako nastolatka ciągła kontrola kiedy wrócisz,gdzie i po co idziesz,czytanie pamiętników,krytykowania ubioru, muzyki,czegokolwiek.No i to ..przemoc seksualna..chory zbok.
      Też były kłótnie między nimi ..o pieniądze,nawet miałam myśl że będzie rozwód,hura.
      Nie było. Rozmowa z T nie ma sensu,żadnego,schorowany stary człowiek,wredny (prędzej zdechnie tak mówi o innych),toksyczny,ale potrafi się ,,sprzedać,, jak ja ciężko w życiu miałem,od małego.Niby ma braci,żadnego kontaktu,nikt go nie odwiedza,a taki ,,lubiany,, był w pracy.Nie nienawidzę,szkoda mojego zdrowia i czasu,szkoda życia,nie lubię go,jest mi obojętny.

  52. Wielu nas takich… z historią… i wielu mimo woli powtarzających błędy rodziców… dobrze jeśli uda się nam to w porę zauważyć… gorzej gdy jest już zbyt późno… ?

  53. Autora listu prędzej czy później zeżre nieprzebaczenie, przeszłości nie zmienimy, ale siebie możemy cokolwiek by się wcześniej nie działo w naszym życiu.

  54. Nie rozumiem, dlaczego oni długo z domu się nie wyprowadzali? Z takiego domu się ucieka. Syndrom sztokcholmski czy co? Straszne. Mama i tak męża nie zostawi nigdy.

  55. Od pierwszego akapitu lecą mi łzy… Moje życie opisane w jednym artykule. Tyle że ja mam jeszcze 19, i mieszkam, z mamą pod jednym dachem. Ciągłe poczucie winy, wyzwiska, manipulacja uczuciami to codzienność. Miałam się wyprowadzić gdy skończę 18 lat, takie były plany od 8 roku życia. Ale gdy zaczęłam mówić to co myślę, przeciwstawiać się… Cały ten „gniew” z mamy strony przeszedł na moją siostrę. Wszystkiemu jesteśmy winne, nic nie potrafimy robić, i niczego nie osiągniemy. Tylko najmłodszy z nas jest coś wart… Faworyzowany… Nie wyprowadzam się, chociaż mam gdzie i za co, ale nie mogę zostawić siostry samej. Ja przez to wszystko sama przechodziła i nie pozwolę żeby ktoś cierpiał tak jak ja. A w mojej mamie widzę tylko czysto biologicznej matkę, gdy naprawdę jej potrzebowałam to potrafiła mnie zwyzywac od „kurew/lodziar/prostytutek”, a tylko miałam pierwszy „stosunek”. Chociaż mówiłam jak było naprawdę, niewierzyła. Współczuję z całego serca dla tego Pana i życzę spokoju ducha, sukcesów w pracy i oczywiscie szczęścia!

  56. Bardzo współczuję, tym którzy musieli przejść taki koszmar… Jakbym czytał o moim tacie, ale na szczęście mam cudowną mamę, której zawdzięczam wszystko: dużo ciepła i miłości w dzieciństwie i odważna decyzję o ratowaniu nas przed ojcem… Teraz jako dorosły człowiek będę starał się powielać pozytywne wzorce wobec córeczki, która niedługo do nas dołączy 🙂 Złe wzorce niech zostaną przekłute w pozytywną motywację!

  57. Łzy cisną się do oczu…
    zarazem jakież to jest prawdziwe , smutno przyznać lecz podobne dzieciństwo przeżyłam ze swoim ojcem , który k…..dumny był z moich osiągnieć, nie dajac nic ale wszystkie moje zasługi przypisywał swojemu wychowaniu!
    k…. ciagle go nie było, bo albo na rybach albo prace charytatywne swojej rodzince robił, a wiec pytam jakiemu wychowaniu ???? ?
    Nie wspomnę o braku miłości, szacunku i wdzieczności dla swojej żony, ktora wszystko wiecznie za niego robiła i to jej należa się pokłony za wyprowadzenie mnie na ludzi, niestety nie zdażyłam podziekować ?

  58. Piszę tu, bo wolę anonimowo… jednak rozdrapywanie dawnych, rodzinnych żali na facebooku mi nie leży.
    Jako dzieci obrywaliśmy nieraz- ręką, kapciem, pasem, kilka razy zdarzyło się i kablem. Jako nastolatkowie, w ramach bonusu- po twarzy. Za przewinienia typu spóźnienie, niedokładnie wykonane obowiązki, a przede wszystkim- za „pyskowanie”. Czyli jakiekolwiek próby dyskusji, przedstawienie własnego zdania,prośby o wyjaśnienie poleceń… do tej pory mnie skręca w środku na określenie „pyskowanie” i obiecałam sobie że moje dziecko tego słowa nigdy nie usłyszy. Podobnie jak nigdy nie zostanie nazwane „gówniarzem”.
    Jakakolwiek agresja fizyczna ze strony ojca skończyła się w momencie kiedy to ja stawiłam fizyczny opór i uderzyłam w obronie, jako prawie dorosła już. Szczerze? Było to dla mnie równie bolesne doświadczenie jak bycie bitą. Agresja słowna skończyła się kiedy jako dorosły, samodzielny człowiek, już na swoim („mieszkasz w moim domu, pod moim dachem”), zaczęłam odzywać się do niego dokładnie tymi samymi słowami co on do mnie. Szok, zbulwersowanie… oh, jednak tak nie komunikują się ludzie między sobą? Coś nie gra? Nie jest miło to słyszeć?
    Nie mam traumy, nie leczę się, nie chodzę na psychoterapię. Głównie dzięki temu że mam masę cech charakteru ojca, jestem w stanie dokładnie zrozumieć co przeżywał, dlaczego reagował tak jak reagował. Z dzieciństwa, mimo wszystko, pamiętam kupę beztroski, zabawy, ogrom poświęcanego nam czasu- mój ojciec mało typowo zajmował się nawet noworodkami, nie ograniczając tego do spacerów z wózkiem. Przetrawiłam to, bo mimo że wybierał błędne środki, wszystko to robił z troski, miłości i w celu wychowania nas na „porządnych ludzi”. Chciał dobrze tak jak umiał. Dobrze dla nas, co ważne.
    A dlaczego nie umiał lepiej? Nie zapomnę kiedy kiedyś jego luźno rzuconej uwagi- przy jakiejś okazji rodzinnej, rozmowa o wychowaniu dzieci w ogóle która zeszła na bicie właśnie. I jego uwaga do kogoś z krewnych „mnie ojciec tłukł, obiecałem sobie że ja swoich dzieci nie będę”. Nigdy nie chciał rozmawiać o swoim dzieciństwie, a ja do tej pory zastanawiam się- co on musiał przechodzić że tego co robił z nami nie nazywa „biciem”?

  59. A gdzie była matka/zona? To ona jest winna. To ona na to pozwalała. Tatus był zawsze czytelny. Mamusia niestety ukryta. Jeszcze dużo ten człowiek ma do przerobienia.. Powodzenia!

  60. A ja moglabym napisac to i mamie. Bicie w sumie za wszystko … I ojcu bo psychicznie wszystkich dolowal. A teraz najlepsi dziadkowie i jak to ja zle postepuje z dziecmi bo ich nie bije, przutulam po histerii i tlumacze.

  61. Ja też nie miałam dzieciństwa za to miałam piekło w domu, które stworzyła mi matka. I to ciągłe pytanie, dlaczego ona mnie tak nienawidzi, a młodszą siostrę kocha.

  62. Dramat dziecka i w późniejszym życiu dorosłego mężczyzny. Zero miłości, uczucia, przytulenia jedynie pretensje, wyzwiska, niepewność itd. Ja miałam inaczej mój tato mnie wychowywał sam. Dostałam wiele uczucia właściwie każdego dnia, zrozumienia, wiele rozmów i wytłumaczenia, spędzonych chwil razem. Wiele przekazanych pasji. Tato mój najlepszy przyjaciel, mój najukohańszy rodzic. Nie wyobrażam sobie takiego traktowania ze strony rodzica jak w opisywanym liście. Życzę samych słonecznych dni i wiary w siebie…

  63. Najgorsze jest to, że wielu ludzi(tak, ludzi nie rodziców), którzy mają dzieci zapominają, że to są DZIECI. A często słyszę: nie zachowuj się jak dziecko!. Mówione do 5 letniego dziecka w sklepie, bo matka patrzy w telefon i nie słucha co dziecko do niej mówi. Staram się nie popełniać błędów moich rodziców. Wytłumaczyłam córce, że nie zawsze mam czas czy okazję jej posłuchać(właśnie jak rozmawiam z kimś innym, prowadzę samochód) ale ona wie, że jak skończe czynność, którą robię to poświęce jej uwagę. Córka ma nieco ponad 4 lata ale daje jej poznawać świat w granicach rozsądku. Zna już związek przyczynowo-skutkowy(sytuacja, gdy rozpaliliśmy palenisko, zastanawiała się czym jest ogień ale nie docierało do niej, że to jest gorące dlatego pozwoliliśmy jej wrzucić do ognia misia. Bardzo szybko pojęła co się stało i od wszystkich rzeczy, które mogą być gorące trzyma się z daleka), wie jak świat sę zmienia, pozwalamy jej eksperymentować. Moim zdaniem w tym wieku, gdzie dziecko chłonie wszystko jak gąbka najważniejsze jest doświadczanie na własnej skórze. Co po tym, że dziecku się opowie co się może stać skoro nie ma takiej wyobraźni, żeby sobie to wyobrazić? Córka nie wiedziała, dlaczego ciągle jej mówimy, żeby nie skakała ze schodków czy z kanapy. Eksperyment: daliśmy jej zrzucić z wysokości oparcia kanapy szklankę. Efekt był wiadomy ona od razu się zorientowała, że zrobi sobie krzywdę, że coś się zepsuje jak szklanka, gdy spadnie na podłogę. Nie muszę jej ciągle pilnować. Doświadczenia, zła i dobre, kształtują charakter, pozwalają konkretnym cechom się wyróżnić. Przez poznanie świata i swojego miejsca w nim, wydaje mi się, że córka jest bardzo rozsądna, *myśląca*, spostrzegawcza ale nadal ciekawa. Nie straszymy jej, pozwalamy jej wyciągnąć z doświadczeń odpowiednie wnioski. Takie eksperymentowanie przyniosło nam tyle, że córka ciągle mówi 😛 Przyjemnie zadręcza nas pytaniami a my wiemy, że ona czuje, że nigdy jej nie odmówimy, nie powiemy, że ma dać nam spokoj, zejść nam z oczu. Sądzę, że w przyszłości poskutkuje to tym, że nie będzie miała takich oporów przed rozmową ze mną, jak ja z moją matką.
    Autor listu sądzę, że od malutkiego, jeszcze zanim został *zapędzony do roboty*, doświadczał odrzucenia i braku zainteresowania. Posłuszeństwo i brak pewności siebie musiało pojawić się u niego bardzo wcześnie, nikt nie pozwolił mu wykształcić podstaw *swojego ja*, które później jako parolatek mógł rozwijać. Przykre, ale w wielu rodzinach jeszcze tak to wygląda…

  64. Przebaczenie jest to największy uzdrowiciel. dokładanie do kalectwa emocjonalnego spowodowanego przez rodzica jeszcze nienawici do niego, to zły pomysł.

  65. Dziękuję za ten artykuł!! Ja mój list trzymam w białej kopercie, od lat…nie wracam, nie czytam- zaklejony!! Nie warto…

  66. U mnie była bardzo podobna narracja. Dzieci są leniwe, trzeba nimi orać żeby się życia nauczyły. Nie było pytania na co masz ochotę, co chcesz porobić. Przemoc fizyczna na szczęście rzadko, dostałam może z 5 razy. Jednak jedno zdarzenie będę miała w pamięci do końca życia. Miałam 5 lat. Ojciec otwiera szafę i każe mi wybrać spośród wiszących pasków, którym chcę dostać. I ja ciężko przerażona, cała się trzęsę i zaczynam płakać i jednocześnie wiem że jestem zbyt słaba i malutka żeby się z tej sytuacji jakoś uratować, wskazuję palcem taki materiałowy postrzępiony stary pasek z nadzieją że nim będzie najmniej bolało. Za cholerę nie pamiętam za co to było.
    Mam cudownego narzeczonego, pełnego miłości, ufności, wybaczenia, z energią i pozytywnym nastawieniem do życia. Tak silnego i cudownego jakby nigdy w życiu nie zaznał krzywdy. Staram się mu dotrzymać w tym kroku, jednak nie zawsze mi się udaje i wiem że to mroczność tej przeszłości mnie czasami ciągnie w dół w takie pesymistyczne bezsilne miejsce. Mam nadzieje, że on będzie w stanie ze mną taką od czasu do czasu żyć i że ja też w końcu to pokonam. Pozdrówka dla wszystkich. 🙂

  67. Czytam i płaczę, płaczę że złości i bezsilności, z żalu że mój brat nie może tego przeczytać, już nie może bo nie wytrzymał, ja wytrzymałam może jestem silniejsza choć czasem pod wpływem wspomnień myślę że jednak to on był silniejszy… Uciekłam szybko, tak szybko jak to było możliwe. Dziękuję za wpis i udostępniam bo pewnie komuś pomoże, musi pomóc

  68. Miałam ojca alkoholika, nie uważam by był złym ojcem, przynajmniej dla mnie… Nigdy mnie nie uderzył, nie poniżył. Mam za to wielki żal do matki. Ona mnie biła kablem, nigdy nie powiedziała, że kocha, że jestem dobra w tym co robię czy umiem robić. Zawsze lepsza była moja siostra i do niej chyba też mam żal (tylko nie wiem do końca czy uzasadniony). Ja wyszłam za mąż wspaniałego człowieka, mam kogo kochać i mam na kogo przelać te swoje nagromadzone przez 25 lat uczucia. Ona takiej osoby nie ma, nie jest mi z tym źle, może właśnie dlatego, że ona zawsze była tą doceniona w domu a ja nie. Nieistotne. Mam żal do matki, że właściwie to przez nią mam takie życie jakie mam, nie przez ojca. Matka zawsze była traktowana jako ta, która jest poszkodowana przez los bo trafiła na chłopa alkoholika. Dojeżdżała do pracy pół godziny, po powrocie siadała i czytała książki. Obecnie do pracy jeżdżę 1.10 h, mam siłę zamienić słowo z moim Mężem, ugotować i pójść na spacer. W domu nigdy tego nie zaznałam. wiem, że będę dobrą matką (jestem prawie przekonana) a jeśli nie dobra na 100% to będę dążyła by taką właśnie się stać. Niekoniecznie umiem poradzić sobie ze swoimi emocjami związanymi z dzieciństwem. Nie wierzę też w to by ktoś mógłby mi w tym pomóc… Miejmy nadzieję, że się to zmieni…

  69. Podsumowanie listu i komentarzy? Pół Polski przeszło przez to samo… łącznie z moją rodziną. Nie ma co patrzeć na tych poharatanych ojców, dbajmy o siebie i nasze rodziny.

  70. smutne bardzo 🙁 ja mialam dobry dom. Nie znam takich zlych emocji, choc wkurzalam sie wielokrotnie na wiele rzeczy…. dzisiaj mam 40 lat i 4 latka w domu i tak czasami juz czuje, ze popelniam bledy, jestem zmeczona, zestresowana iczasami te wspolne chwile nie sa takie na tip top jakbym chciala…. i tak bardzo mi przykro, ze Pana ojciec nie usiadl na chwile i nie zastanowil sie….nie spojrzal wstecz….ja zamiast zaciskajac zeby przy zyczeniach swiatecznych, powiedizalabym wprost, ze mam zal…. moze wspolne reszte lat mielibyscie inne….nie chodzi o to, ze maja wynagrodzic, rozjasnic itd…ale po rpostu inne dla Pana, dla Pana „roli” kiedys jako Taty….

  71. Niestety muszę podpisać się pod tymkoniec listem. Byłam bita… wrecz napierdalana przez ojca. Najczesciej kablem od prodiza albo paskiem. Wszedzie. W kazdazasadzie czesc ciala. Bywalo, ze dostawalam kablem lub pasem po twarzy. Teraz mam 29 lat. Nie wiem czy kiedykolwiek w siebie uwierzę…

  72. Ryczę. Do niczego się nie nadajesz, głupol, idiotka. Nie pasuje to pod latarnię tylko tam się nadajesz miałam 14 lat. Ten strach wracam ze szkoły i nie wiem w jakim będzie stanie i humorze. Teraz sam wymaga opieki….

  73. Nie we wszystkim,ale część z tego tekstu znowu obudziła arytmie. U mnie matka piła na dodatek, a on ją tłukł. Potem poszedł w obojętność. Ale wymagał dalej. Matury, studiów, wyników. W wieku 21lat uzależniłam się od morfiny. Potem poszłam dalej. A wcześniej nawet alkoholu nie piłam wiele. W opiatach znalazłam i wytchnienie i piekło.
    Jakiś czas temu znalazłam mężczyznę. Okazało się że po wyroku. Mistrza aktorstwa i kłamstw, który ostatecznie zniszczył moje poczucie wartości. Ale czas się podnieść. Ciężko jest.

  74. Pas w ręku i słowa ” tato nie bij” . Pamiętam to jak dziś. Nie wiem czy powinnam zrozumieć ( bo dziadek robił to samo) czy powinnam wybaczyć. Wiem że jak o tym pomyślę, to łzy cisną się do oczu i wszystko staje przed oczami. Nie potrafię się otworzyć, przyznać się że kocham (mówię to tylko dzieciom) … A dziś słyszę też słowa … bardzo Cię kocham, przepraszam … ile to warte.

  75. Trudno mi napisać co czułam kiedy to czytałam. Jestem w terapii współuzależnienia A wcześniej dda. Doskonale rozumiem brak wiary w siebie, niedowartosciowanie i ten ciągły lek. Trudno mi jest ułożyć sobie życie dorosłe. Całe dzieciństwo wyparlam choć może to mało prawdopodobne dla niektórych. Mój kat/ojciec/ dawca nie wiem jak to nazwać, już nie żyje. Ktoś może pomyśleć to jest Ci lżej…Nie prawda. Chciałabym, tak jak autor listu, powiedzieć mu co mi zrobił.

  76. Czytalam to i w glowie tylko jedno: Jezu, przeciez u mnie bylo identycznie. Z ta roznica, ze to nie ojciec a matka tak sie zachowywala. Na moje szczescie odseperowalam sie od niej i jest mi duzo lepiej. Trzeba odciac sie od toksycznych rodzicow, om szybciej tym lepiej.

  77. Jestem takim chłopcem jak bohater tej historii ..tylko ja nie potrafię mówić o swojej trałmie …Nienawiść zostaje do końca życia ?

  78. W takiej sytuacji najgorsze to przerwać taką wyniszczającą toksyczną relację. To rodzic powinien chronić przed światem, a jest najgorszym złem na świecie. Nie ma nic gorszego niż poniżenie w dzieciństwie, a w dorosłym życiu brak wsparcia lub dalsze psychiczne znęcanie się nad własnym dzieckiem. Sama tego doświadczyłam, ale nadal nie jestem tego w stanie pojąć. Dlatego moim sukcesem jest już niedrążenie tego, zerwanie więzi i pójście do przodu. Nawet z krótszymi skrzydłami niż inni mają… Ale z głową do góry! A moje dziecko to największy skarb i dosłownie mogłabym zrobić wszystko dla niej, uczę ją też szacunku, który sama chciałabym otrzymać w dzieciństwie. Szkoda, że jej kontakt z dziadkiem jest minimalny, bo z jednej strony nie dam się poniżać przy dziecku, z drugiej ją traktuje jak cudo, więc dlaczego miałabym ją pozbawić całkiem dziadka. Ale wszystko pod moją kontrolą i na moich warunkach. Niestety, taka toksyczną relacja zostaje na zawsze.

  79. Autorze!
    Jesteś zajebiście mądrym,wrażliwym i odważnym człowiekiem! Pamiętaj o tym.
    Trzymaj się

  80. Jakbym czytała o swoim dzieciństwie. Opisane jest moje życie. Dodałabym do tego jeszcze zdrady ojca i obraz matki, która płacze – wręcz wyje, kiedy dowiaduje się o kolejnych (z jej niby dobrymi koleżankami), a na imprezach rodzinnych śmieje się i udaje że wszystko jest w porządku nawet wtedy kiedy on jej docina i traktuje jak nic nie warte ścierwo.

    Wyprowadziłam się z domu w wieku 24 lat, bo już nie mogłam znieść codziennych kłótni o kolejne zdrady i tego, że znowu matka jemu czegoś nie zrobiła – nie usłużyła księciowi i nie podała obiadu pod nos (albo później nie zabrała talerza jak zjadł – bo przecież jemu ręce ujebało).
    Jest mi żal mamy że została z nim w tym wielkim domu, ale z drugiej strony cieszę się, że się od tego uwolniłam i nie muszę już na to patrzeć.

  81. wszystko, co tu zostało napisane, rozumiem. przeżyłam. ze strony obojga rodziców – katów. nienawidzę ich z całego serca. ojciec nie żyje, z matką nie mam kontaktu. całe moje dzieciństwo to piekło, piekło zorganizowane przez dwoje ludzi. ona – zaburzenie osobowości – narcystyczne i histeryczne, choroba afektywna dwubiegunowa(o czym dowiedziałam się w moim 40 roku życia, z jej karty od lekarza psychiatry), iloraz inteligencji jakieś 70. on – DDA, alkoholik. pobrali się mając po 20 lat. a dalej jest tylko gorzej. brak miłości, ciągłe awantury o alkohol, sceny chorej matki, agresja w każdym możliwym wydaniu, bicie, maltretowanie psychiczne, wstyd, ból, płacz, nierozumienie, co się dzieje. brak dzieciństwa, brak bezpieczeństwa, brak domu. brak ciszy i spokoju. mam 18 lat i postanawiam uciec. pojawia się mój dziadek i ratuje mnie przed próbą samobójczą. jedyna osoba, która widziała tę rzeczywistość z mojej strony. trafiam do psychologów, pedagogów. przychodzą do domu, widzą tę agresję. gdy rozmawiamy na osobności, płaczą. jestem zszokowana – pani z poradni wymiękła. chcą mnie adoptować, ale nie mogą. chcą mnie zabrać stamtąd, ale nie mogą. strach, paraliż. nie jetem w stanie nic dla siebie zrobić. wyparcie. zero poczucia tożsamości, zero pewności siebie. anoreksja. idę na studia na wydział psychologii. chcę dowiedzieć się, jaką zrobiono mi krzywdę, kim jestem. mam Internet – w google wpisuję pojęcia, czytam, tłumaczę, chcę pojąć . co to jest szacunek? co to jest godność, co to jest prawo dziecka? 2 prace naukowe o przemocy w rodzinie. do dziś nie mogę znieść , gdy ktoś przeklina. do dziś nie mogę znieść krzywdy dziecka. budzi się we mnie potwór, chcę zabić osobę, która krzywdzi. jestem DDA, DDD. 2 terapie. 20 zmarnowanych lat, bez ładu i składu. zmarnowany potencjał. zarażone „geny”. mam dziecko, chronię je. staram się jak mogę, aby nie popełnić błędów. to bardzo trudne. czasem tracę kontrolę nad sobą, płaczę, nienawidzę siebie. gardzę sobą. jakby to wszystko , co się stało, było moją winą. wiem, że wygrałam, że nie jestem taka sama. ale cierpię. w środku. jakbym nigdy nie była dzieckiem. nie umiem się cieszyć, nie umiem żyć. tacy ludzie , jak moi rodzice, nie powinni mieć dzieci. osoby chore psychicznie nie powinny mieć dzieci. nigdy.

  82. Mógłby to być mój list. Dokładnie. Ujęte w słowa moje ostatnie myśli. Ta zamrożona rozpacz, że nie można wrócić do momentu, gdy drzewko zaczynało rosnąć i urosnąć ponownie. Teraz skrzywione, powykręcane bonsai już jest i nic nie może powstrzymać we mnie poczucia „straconego czasu”, „straconego życia” w wyniku konsekwencji tego, co robił ojciec. Doskonale Cię rozumiem autorze listu. Wiem czym to skutkuje. Współczuję.

  83. Wielki ból i cierpienie, najgorsze jest to, że w wielu domach taka sytuacja jest powtarzana z dziadka na ojca, i dzieci, które pracują za dorosłych. Brak miłości dla swych dzieci i szacunku to największy koszmar tych dzieci. Tacy ludzie po prostu nie powinni mieć dzieci. Znam trochę temat o niezaznanej miłości od własnej matki. Brak słów na ten temat.

  84. W moim przypadku to narcystyczna mama i tata, dla którego całym życiem była praca i alkohol odcisneli piętno na psychice. Mama zawsze mnie kontrolowala, chodziła co tydzień do szkoły, zmuszała do grania na instrumentach, nigdy nie była zadowolona, chociaż stopnie miałam dobre. Nie pasowali jej moi znajomi, moje zainteresowania, w ogóle to jaka bylam. Miałam być DAMĄ. Dopiero psychoterapeuta otworzył mi oczy i uświadomił, że relacja z matką nie jest normalna i to, że się wiecznie obraża, manipuluje mną i steruję moim życiem też. Myślałam, że wszyscy tak mają. Tata był tylko od opierdalania, niczym się nie interesowal, nic o mnie nie wiedział. Potrafił zapytac, co ja w ogóle studiuje. Może nie byłam nadmiernie bitą ale poczucie, że ktoś jest na mnie zły nadal wpedza mnie w przerazenie i poczucie winy. Generalnie poczucie winy nieustannie mi towarzyszy. Ze za dużo czasu poświęcam sobie, że źle odpoczywam, że marnuje czas. Rodzice do tej pory traktują mnie jak dziecko, a mam już swoje dzieci, bliźniaki i prowadzę firmę. Skończyłam studia i robie podyplomowe, z jogi (olaboga, niebezpieczna, sekciarska joga). Widzę, że jak rozmawiam z rodzicami, nie traktują moich słów poważnie, wszystko, czym się zajmuę do dla nich przelotne widzimisię. Dlatego już do nich nie przychodzę z niczym, a rozmowy z nimi to dla mnie naprawdę strata czasu, w którym mogłabym się zająć czymś ważniejszym dla siebie czy swojej rodziny. Tata teraz narzeka, że ja i rodzeństwo nie dzwonimy do niego, a mama że nie przychodzimy. Przypadek?

  85. Wiem w czym żyjesz co przeżywasz, podobna historia tylko że z m.. nawet nie potrafię napisać tego słowa..

  86. Mogłabym napisać bardzo podobny list. Z tym, że u mnie była przemoc psychiczna. Obrywałam ja, siostra i mama. Za wszystko. Byłam k*rwą nie raz i nie dwa. Psychiczna udręka doprowadziła do tego, że w wieku 16 lat wyprowadziłam z domu. Moja mama na szczęście też znalazła siłę żeby odejść od tego człowieka. Z ojcem nie mam kontaktu prawie 9 lat. Żadnego. I w końcu mam spokój. Mam męża, wykształcenie, na które zapracować musiałam sama. Ale mam też problem z poczucie wartości. Często jeśli coś nie idzie mi w życiu popadam w rozpacz. Ale takie jest życie dorosłego dziecka patologicznego gnoja…

  87. Z tego co widzę to już 2 lata od publikacji tego listu. Znalazłem go dopiero wczoraj i czytam po raz kolejny widząc bardzo bliskie odwzorowanie mojej sytuacji w domu. Mam dopiero 20 lat i już planuje wyprowadzkę w tempie natychmiastowym, czekam tylko na wypłatę z pracy żeby móc opłacić czynsz, zamknąć się w swoim mieszkaniu i przemyśleć ostatnie kilka lat. Doskonale rozumiem autora, również miałem poczucie braku wartości, myśli samobójcze, wieczne awantury o najmniejszą pierdołę i strach przed tym czy nie będzie wojny bo jeden dzień czegoś nie robiłem a akurat zachce mu się wyżyć na mnie bo jestem pod ręką, cytując to co kiedyś usłyszałem w ramach „przeprosin” dostając w twarz za to że się kłóciłem bo miałem rację: „I tak byś dostał pewnie za coś innego”. Szczere wyrazy współczucia dla autora, osobiście nikomu nie życzę przeżywać czegoś takiego.

  88. Czuje to samo do mojego ojca , jestem dorosla a on nadal mnie tak traktuje.
    Moim nastepnym krokiem jezt zerwac z nim kontakt. Juz mam tego dosc ?

  89. Wstrząsająca historia. Takich ojców porusza się między nami mnóstwo. Ale my o tym nie wiemy. W pracy spokojny i uśmiechnięty a w domu naburmuszony zły i wszystko go denerwuje. Te wszystkie emocje ojca zostaną skierowane na dziecko.
    ZASTANAWIAM się jak takiego Chorego ojca uleczyć. Sam pomocy nie będzie szukał.

  90. U mnie było podobnie tylko ,ze nas katowała matka….szczerze …nienawidzę tej kobiety ….

  91. U nas było podobnie,tylko,że na nad nami znęcała się matka psychicznie i fizycznie….szczerze …nienawidzę tej kobiety…

  92. ? ten list jest jakby o mnie i moim dzieciństwie. I nie tylko dzieciństwie bo to nie kończy się po wyprowadzce z domu. Wybieranie szkół za mnie, spełnianie chorych ambicji (bo kuzyn poszedł na studia to ty tumanie nie będziesz gorszy). Później – jedz za granicę trzeba pomóc rodzicom czyli nam. (wyjazd w ciemno z plecakiem konserw ubrań, 150 funtów i karton fajek na sprzedaż). I utzrymuj go przez lata bo nie będzie pracował tylko hobby w postaci konikow się oddał. Później wybieranie narzeczonej – żony ( bo ta będzie taka a owaka). A broń Boże zły (w jego oczach) wybór dokonac- na ślub nie przyszedł, że mną przestał rozmawiać. Wyprowadzka na drugi koniec Polski to była najlepsza decyzja. Tylko że 6 letnia córka ma dziadków tylko od strony żony co jest przykre. Ale widząc jak nastawia moją siostrzenice 7 letnią przeciw mojej siostrze – wiem że dobrze zrobiłem. Najgorsze jest to, że trzeba lata ciężkiej pracy i samozaparcia żeby nie popełniać jego błędów bo to zostaje w człowieku. Na szczęście bycie daleko pomaga się odciąć od tego i wiem że jestem czasami zbyt ostry do córki,,, ale pracuję nad tym bo widzę to, a to już najważniejsze. Chodzimy na basen jeździmy w każdy weekend gdzieś w fajne miejsca, bawimy się że sobą i ta zabawa i te wyjazdy uświadamiają mnie zeto jest bardziej potrzebne dla mnie, bo spełniam swoje dziecięce marzenia. Kupuje zabawki aż zbyt wiele bo ja też potrzebuję się nimi pobawić.
    A teraz trochę gorsza rzecz która została we mnie… Wybrałem żonę która miała być lepsza ale po latach widzę że wybrałem na podobieństwo mojego ojca i mimo że ja kocham wiem że daje sobą manipulować ( chodzę do pracy gotuję , sprzątam w domu, kosze trawę, a żona przecież taka zmęczona bo do pracy musi chodzic i popołudnia spędza w łóżku oddajac się relaksowi) i jeszcze żebym mniej zarabiał ale nie… Na szczęście mam córkę którą kocham nad życie. I będę robił wszystko żeby wyrosła na niezależną osobę której nikt nie powie jak ma żyć ( w dobrym znaczeniu). Takiej sytuacji nie da się opisać w jednym komentarzu ale jest to jakiś start. Każdy kto znalazł się w takiej sytuacji, MOŻNA SIĘ Z TEGO SZALEŃSTWA WYRWAĆ TYLKO TRZEBA NAPRAWDĘ TO ZOBACZYĆ I SIĘ SPRZECIWIĆ. TRZEBA WIELE PRACY NAD SOBĄ. I nie ukrywam że byłoby mi łatwiej gdybym zasiegnal profesjonalnej pomocy ale praca dom dziecko i nigdy czasu nie ma… I przecież facet nie może mieć problemów bo będzie niemeski. Błąd…
    Pozdrawiam

  93. Niestety mam tak samo, skończyłem 18 lat a wciąż jest tak samo. Nie mam środków żeby się wyprowadzić i utrzymać bo się uczę…
    Widzę jak by ktoś opisał moje życie..Tylko że ja co kilka dni dostaje łomot z piesci po głowie za nie zrobienie czegoś i przeciwstawienie sie… dla mnie już to norma… dziś usłyszałem ze marzę sie jak baba…

  94. Jak to czytałam, myślałam ,że to moje dzieciństwo …tylko ,z
    że ja miałam obojga takich rodziców i byłam jeszcze seksualnie przez wujka wykorzystywana ale to im nie przeszkadzało …Napiszę może i ja list ale to będzie też długi list . Bardzo mi przykro co przeżył ten teraz , już dzięki Bogu mężczyzna,wiem jak się czuł i czuje .Cieszę się , że wkońcu stracił kontakt z demonem ….

  95. Straszny list. Bardzo prawdziwy. Mój ojciec byl /jest przede wszystkim tyranem psychicznym. Doprowadził moja siostrę do choroby psychicznej, tak się na niej wyzywał . Głównie psychicznie ale też fizycznie.

  96. Nie nawidze mojego ojca wszystko co napisałeś jest w 100% prawdziwe tylko ja miałem 2 próby samobójcze których moi rodzice nie zobaczyli!!

  97. Dokładnie wiem o czym mówisz. I ta kwestia z długą wyprowadzką. Coś w tym jest. Wysyła cię na studia i zaczyna ci na nich lepiej iść to pretensje że w domu nic nie robisz lub powinieneś pracować. Albo w drugą stronę ma pretensje, że zaniedbujesz te studia i nigdy draniowi nie dogodzisz. Ja nie wiem jak znosiłem to przez te wszystkie lata. Bo teraz ma pretensje że jestem dorosły itd., a co on niby zrobił, by pomóc mi lepiej wejść w tą dorosłość? Nic, poza agresywnymi uwagami. I stosowanie przemocy ekonomicznej jak jego ojciec, a mój dziadek, że mi próbuje teraz wydzielać półki itp. Bez kitu.

  98. Z gory przepraszam za wszelkie bledy ortograficzne i skladniowe…
    przeczytalam ten list i jestem przekonana ze mialam gorzej… i to jeszcze bardziej jest smutne ze takie sytuacje maja miejsce w 21 wieku gdzie niby polska jest tak uswiadamiana o agresji wobec dzieci itd….
    wstyd dla takich pojebanych rodzicow….
    PS. pomimo tego ze dzialo sie to prawie 15 lat temu to ojcu nigdy nie wybacze!!!!!
    tez chodze na terapie, lykam psychotropy a bol i smutek nie odchodzi,,,
    najgorsze bylo jak uslyszalam od ojca ze jestem kurwa ( w wieku 14 lat) i tak mnie bil i kopal az zalalam sie krwia i jeszcze uslyszalam ze przeze mnie rozjebal mu sie zegarek!!! ludzie litosci!!!!
    dajcie zyc sobie i innym!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

  99. Ostatnio pisałam 4 miesiące temu. 4 miesiące , to bardzo dużo kiedy jest się w terapii. Jak już wcześniej pisałam jestem po DDA, to już 2 lata. Myślę, że dopiero teraz czuję efekty terapii. Nie mam już żalu , ani złości w sobie. Ostatnio przeczytałam piękną myśl : „Terapia nie służy temu, by skorygować przeszłość, ale by umożliwić pacjentowi konfrontację z jego historią i opłakanie jej”. Ja się z nią skonfrontowałam i wreszcie opłakałam. Podczas terapii czułam żal do mamy, większy niż do ojca. Był moment, że chciałam Jej to wykrzyczeć. Teraz wiem, że gdybym to zrobiła, to albo ona, by tego nie zrozumiała, albo by się załamała. Przecież nie poszłam na terapię po to , by naprawiać przeszłość i ludzi z nią związaną. Poszłam, aby pomóc sobie w tym co przede mną. Niestety nie potrafię nadal ułożyć sobie życia z kimś, ale lęki przed samotnością zniknęły, może kiedyś. Mam 44 lata . Znam swoją wartość. Polubiłam siebie.
    Pozdrawiam i życzę wszystkim zamkniętym w tym klinczu odwagi.

    1. Piękne świadectwo tego jak dojrzale poradzić sobie z przeszłością. Naprawić tak jak piszesz, jej się nie da, ale da się nauczyć z nią i z sobą samym żyć.

  100. Miałam nie pisać. Nie lubię użalania się nad sobą. Wracania do tego co bylo, wtedy tracę ducha, dołuję się. Ale tak też jestem dorosłym.już dzieckiem z dysfunkcyjnego domu. Ojciec pił, był tyranem, matka frustrację z nieudanego życia małżeńskiego wyładowywała na mnie. Jestem ich najstarszym dzieckiem mam młodszą siostrę ale ona chorowała jako dziecko więc jej darowali, traktowali inaczej łagodniej. O dziwo ona nie ma złych wspomnień z okresu dzieciństwa, ja mam okropne. Ciągle wyzwiska, poniżania, porównywanie do innych. Matka już gdy byłam w wieku 12 lat zapowiedziała mi, że moimi dziećmi ona zajmować się nie będzie..czego konsekwentnie do tej pory się trzyma.Ojciec nie tylko mnie lał ale też kopał …Mało tego rodzice też bili się między sobą, rzucali w siebie tym co mieli pod ręką, szklanką z herbatą, garnkami, kapustą, która ja oberwałam bo zasłoniłam matkę w wieku 10 lat swoim ciałem.Dziś mam 40 lat dwójkę dzieci i wspaniałego męża, a jednak czuję się bardzo samotna. Mam świetną pracę, jestem wykształcona, mam doktorat, a jednak mam strasznie niskie poczucie własnej wartości, wieczne kompleksy, nie wierzę w komplementy nikomu, nawet mężowi co go strasznie denerwuje.I teraz mam chorego na raka ojca na głowie, mimo, że był tyranem, mimo komorników na koncie,( rozpuścił kasę brał pożyczki, chwalił się ile to ma pieniędzy, ale nam ciągle żałował, nie było na książki, buty, kurtki. ), Pomagam mu, załatwiam lekarzy, terapię daje kasę. Mimo tego wszystkiego nie potrafię się odwrócić, żal mi go.

    1. Droga Doroto.
      Piszesz,że nie chcesz się użalać. Przypuszczam skąd ta obawa. Przecież zawsze musiałaś być silna, twarda. Myślę, że jako dziecko nigdy się nie skarżyłaś, prowadził do tego wstyd. Też tak miałam. Mów o tym, to pomaga naprawdę. Piszesz, że masz cudowną rodzinę, że jesteś wykształconą kobietą. Wiesz, że to Twój sukces, a nie przypadek???? Dałabym wiele, żeby to mieć. Wiem, wiem nie należy tak pisać, ale próbuje Ci powiedzieć, że osiągnęłaś to wszystko nie przez przypadek. Ja również jestem wykształconą osoba, mam dwie firmy, dobrze sobie radzę na tej płaszczyźnie. Jednak tylko na tej. Przyjmuj komplementy od męża, to nie jest Twój ojciec, a Ty nie jesteś swoją matką. Cztery lata temu mój ojciec umarł. Nigdy mnie nie uderzył, bił matkę. Jednak to przez niego jestem taka jaka jestem. Brak wiary, niska samoocena, i ta ciągła kontrola – jak mnie ludzie odbiorą. Ostatni rok jego życia byłam przy nim. Nie rozumiałam tego , bo przecież miał cierpieć. Jednak kiedy umarł, to strasznie cierpiałam i wtedy właśnie trafiłam na DDA. To była najlepsza decyzja w moim życiu.
      Przepraszam, że może, piszę zbyt bezpośrednio, ale chcę Ci powiedzieć, że kiedy ma się 40 lat i takie doświadczenia, to właśnie nadszedł najlepszy czas, aby zrobić coś dla siebie. Jest się wtedy dojrzałym człowiekiem, który wie czego chce.
      Bardzo cieplutko Cie pozdrawiam i trzymam kciuki.
      Basia

  101. Moja historia jest inna chodź też smutna a każdy kto widział moje dzieciństwo powie, że wymyślam bo niczego mi nie brakowało. Zresztą długi czas też myślałem że rodzice zrobili wszystko bym był szczęśliwy a to że nie jestem jest winą innych, szefa bo mało płaci, żony bo mało zarabia. Liczyła się dla nich kasa i to przekazali mi, długo nierozumialem innych którzy tak do niej nie dążyli i żyłem sukcesami tych którzy osiągali ten cel. Dopiero żona i to po kilku latach uświadomiła mnie o tym co jest ważne w życiu. Pokazała, że rodzice nigdy nie zabrali mnie na żadne wakacje, dla nich pojęcie rozmowy i spędzania czasu razem nie istnieją. Szli na łatwiznę dawali papierek, gdy krzyczałem o uwagę biorąc narkotyki, zawalając szkole nawet wtedy udawali że nic się nie dzieje że mam 17 lat i wiem co robię. W kolejnym roku poznałem swoją żonę, dziś mam dwójkę dzieci i spędzam z nimi każdą wolną chwilę. Leżę teraz obok śpiącego synka jest tak piękny że wzruszam się gdy tylko na niego patrzę. Oni są najgorszymi dziadkami, wstyd mi przed żoną której nie akceptują bo zdecydowaliśmy że nie będzie pracować tylko skupi się na dzieciach. Zapytasz czemu mówię że historia jest równie smutna, moja pewność siebie leży, mówienie o uczuciach – wciąż się tego uczę, najgorsze jest to że wciąż mam nadzieję że się zmienią i mnie dostrzegą, powiedzą że mnie kochają i są dumni z tego jak wygląda moje życie. Czuje do nich wielką urazę ale za te kilka słów byłbym gotów na wiele, tak bardzo chciałbym ojca który powiedziałby więcej niż „co u Ciebie?”.
    Długie nieskładne ale lżej mi. Jeśli dotrwales do końca to bardzo Ci dziękuję.

    1. Doczytalam , bardzo smutne takie życie , ja mam 48lat i od urodzenia byłam „niewidzialnym dzieckiem” tyle ze wychowywana bez żadnych przywilejów ,bita bo poszłam bez pytania z domu mając nawet 17lat, nie wolno było wy chodzić bez pozwolenia, poniżania, od dziecka wmawiano mi ze jestem głupia i tak jest do dziś .Nie czekaj bo sie nie doczekasz , zostaw , ja odpuscilam a obecnie doszłam do wniosku że muszę się odciąć , bo stracę męża którego również nie akceptują., bo powtórnie wyszłam za mąż a córkę z 1 malzenstwa ustawiali rodzice i siostra przeciwko nam,właściwie mi ja ukradła!,woli ciotke niż matkę , pozdrawiam cieplutko!trzeba im dać nauczkę… ja ich wszystkich nie odwiedzam i mam zamiar się odciąć na dobre.

  102. Mój ojciec psychicznie mnie maltretował wyzywając i przeklinając na mnie nigdy mnie nie pocałował nie przytulił za wszystkie porażki winił mnie odkąd pamietam od 4 roku życia przekleństwa i nienawiść dziś mam 41 lat i dopiero teraz to przetrawiłam jaka krzywdę mi zrobił tak na prawdę nienawidzę go za to powiedziałam o tym mamie ale ona go wciąż usprawiedliwia teraz bo jest chory i stary z drugiej strony jest mi go żal mam chaos w głowie i. I.e. wiem co z tym zrobić chce mu powiedzieć ale mama mi tego nie daruje wciąż boje się odrzucenia chyba wciąż do końca nie poradziłam sobie z tym

    1. Parę dni temu powiedziałam mojej terapeutce, że chce iść do matki i jej powiedzieć co czuję, że jest we mnie nadal tyle strachu,że nie potrafię tego znieść. Zapytała mnie czego oczekuje po tym. Odpowiedziałam, że chce usłyszeć, przepraszam. Jednak ja nie tego chcę tak naprawdę. Chciałabym,żeby się mną zaopiekowała, tak nawet teraz kiedy mam 44 lata. Na co moja terapeutka odpowiedziała, że skoro tego nie zrobiła kiedy miałam parę lat, to dlaczego, skąd ta myśl, że będzie potrafiła zrobić to teraz. Jestem na etapie spotkania małej dziewczynki z dorosłą kobietą. Jest to naprawdę bardzo ciężkie. Nie pójdę do matki. Na tamtą chwilę robiła tak jak umiała. Może też jej nikt nie pokazał jak powinna robić. Sama próbuję zaopiekować się tą małą dziewczynką. Najważniejsze, że ja odnalazłam, choć przez lęk, była tak głęboko schowana we mnie, ale udało mi się. Wiem, że bez terapii bym tego nie dokonała.
      Trzymam mocno kciuki.

      1. Dlatego też własnie współpraca ze specjalistą jest tak istotna i tak ważna. Pomaga zapobiec impulsom, które mogłyby nam wcale nie pomóc, mimo że mamy inne wrażenie. To co trzeba zrobić zamiast, bywa bardzo trudne, ale bardzo często to najlepsza możliwa droga.

    2. Witam serdecznie wszystkich, szkoda że na ten list nie trafiłem wcześniej…
      Mam w chwili obecnej 27 lat, właściwie to już 28 lat. Przeżyłem taką samą sytuację jak ta w opisanym tutaj liście, tyle że zamiast ojca była to moja matka. Po kolei.
      Moi rodzicie rozstali się jak byłem mały. Mała miejscowość gdzieś w Polsce, moja matka postrzegana jako typowa, „heroiczna matka Polka”. Na pierwszy rzut oka mimo braku ojca,zwykła,”normalna” polska rodzina. Jednak teraz gdy widzę przed oczyma swoje dzieciństwo, to uważam że nie było ono normalne. Dlaczego? Ano dlatego, iż moja matka nie potrafiła nigdy znaleźć dla mnie czasu, żeby ze mną porozmawiać, wysłuchać…jednym słowem okazać uczucia, zasłaniając się pracą, zaś często było tak że moja mama wolała przeznaczać wolny czas na telewizję czy książkę, zamiast rozmowę ze mną. Zamiast tego były wieczne awantury o byle co (a to o nie powycierane gdzieś w kącie kurze, a to o nie taką ocenę, a często o to że miałem swoje zdanie i potrafiłem je racjonalnie uargumentować, zwłaszcza gdy byłem już starszy i bardziej świadomy). Często do takiego dochodziło bicie, wyzwiska od najgorszych, obniżające moje poczucie wartości, a ponadto wiecznie wychwalanie i porównywanie mnie do moich starszych braci, oczywiście na niekorzyść dla mnie. Wyzywanie mnie od „nienormalnych”, „leni”, „niedorozwojów” itp., było na porządku dziennym. Do tego dochodzi do dziś próby wtrącania się w moje życie i uczenie na siłę bycia perfekcyjnym, pracowitym i najlepiej nie okazywać uczuć. I najgorsze jest to, że teraz, w dorosłym życiu momentami widzę takie odbicie w sobie.
      Pomimo że mam prawie 28 lat, to czasami sam siebie się boję, iż jestem taki sam jak Ona – władczy, bezkompromisowy, perfekcjonistyczny, nie znoszący sprzeciwu. Wszystko to doprowadziło do tego, że moja matka zniszczyła mi jakiś czas temu w miarę dobrze funkcjonujący związek (trwał 4 lata, byliśmy na etapie narzeczeństwa)z racji tego, że miałem odmienne od niej w drobnej sprawie zdanie i wywołała awanturę, która definitywnie go zakończyła, w międzyczasie wielokrotnie się do niego próbując wtrącić i uczyniła mnie swoim „wychowaniem” kimś kim nie chcę być, do dzisiaj właściwie ma pretensje że nie poszedłem na taki kierunek studiów jaki ona chciała bym poszedł ciągle się wypiera swoich błędów, nawet jeśli wina leży ewidentnie po swojej stronie. Boję się ludzi, unikam nawiązywania relacji z kobietami, boję się że ktoś mnie za chwilę będzie wyzywać, ośmieszy lub oceni, boję się tego że nie będę w stanie nigdy stworzyć związku, a następnie rodziny, boję się że dla swoich dzieci byłbym taki sam jak moja matka. Oprócz paru znajomych, nie mam właściwie nikogo, z kim mógłbym szczerze porozmawiać, często izoluje się od ludzi i czasami wydaje mi się że nienawidzę kobiet, że nie potrafię okazywać uczuć… Paradoks jest taki że moi starsi dwaj bracia, których zawsze hołubiła i wywyższała, kiedy zachorowała, zostawili ją samej sobie i praktycznie nie interesują się jej losem, choć w przeciwieństwie do niej mieszkają rzut beretem ode mnie (mieszkam w dużym mieście w Polsce, dość daleko od „rodzinnego” domu). I pomimo moich prób pomocy i troski, to przy każdym „spięciu” obarcza mnie winą za swoje błędy, jak np. za zły kontakt z moją bratową, ma czasami zastrzeżenia że robię doktorat i robi „powtórkę z rozrywki”. Tak samo jest z moimi braćmi – mimo że to moi bracia, są dla mnie de facto obcymi emocjonalnie ludźmi, z którymi nigdy nie potrafię się porozumieć, zbyt mocno się chyba różnimy… Od jakiegoś czasu się zastanawiam czy nie zdecydować się na to co niektórzy tutaj, całkowite zerwanie z rodziną, choć wiem że sama myśl o tym jest bardzo bolesna…

  103. Niestety wiēkszość z nas ma złamany „krēgosłup”i chodź bardzo chcemy ,być dobrymi rodzicami nie umiemy bo od wieków mamy złe wzorce.W moim domu skrzywdzony mnie najbardziej, dom nie był azylem. Wykorzystywanie, strach ,manipulacja i „dulszczyzna”.Jestem po 60tce ,mäż alkoholik,kobieciarz,manipulant,narcyz etc.Nie jestem zadowolona z siebie jako matki ,od lat cierpię na depresję ale też pracuje nad sobä i relacjami z moimi bliskimi.Bywa bardzo trudno kiedyś myślałam że chronie swoje dzieci .A one uświadomiły mi że byłam nad kontrolująca,surowa,chodź żadko przemocowa byłam raczej zimna chociaż myślałam że tak nie jest.Dzieci majä dla mnie zrozumienie ale ja cierpię,wciäż marzę o wspaniałym macierzyństwie.Staram siē wychowujäc o 20 lat młodszego syna (starsze rodzeństwo2)Ale też popełniłam błędy, chodź wiem że nie ma idealnych rodziców,postulowała bym żeby już w szkole nas tego uczono.Berdziej by się nam przydało niż chemia profesjonalna. Złe relacje z rodzicami dajä zły wzór dzieciä itd to się nigdy nie skończy. Chociaż każde pokolenie chce być lepsze,nie bardzo mamy wiedz i siłę jak posiäść .A straconego dzieciństwa nie da się odbudować trzeba nauczyć się kochać ,najpierw siebie nie egoistycznie a potem …zakładać rodzinę .Życzę wszystkim wytrwałości w pracy nad sobä Serdecznych Świät

  104. Kiedy uświadamiam sobie, że ten łańcuch przemocy nie ma końca wstecz… rodziców bili dziadkowie, dziadków maltretowali pradziadkowie itd… to czuję się dziwnie jako przedstawicielka pierwszego pokolenia, w którym wszystko zostało bezprecedensowo odwrócone: wychowuje się dzieci bez przemocy, kobiety mają partnerską pozycję wobec mężczyzn, zaczynamy wreszcie komunikować się, słuchać potrzeb,słuchać siebie. Od dawna z bólem twierdzę, że historia ludzkości jest historią przemocy i jestem ogromnie ciekawa, jak za 30-50 lat (jeszcze za mego życia) nowe modele myślenia zmienią nasz gatunek (jeśli przetrwamy).

  105. Kiedys przeczytalam ciekawy artykul, ktory wskazywal na to, ze pokolenie ludzi urodzonych w latach 50-tych nie otrzymalo od rodzicow wzorcow, jak dbac dzieci. Ludzie, ktorzy przezyli wojne byli tak pochlonieci swoimi traumatycznymi przezyciami, ze nie mieli juz czasu ani energi na rozwijanie kompetencji spolecznych. W takich oto warunkach dorastalo pokolenie powojenne. Czesc rodzicow albo skupiala sie na pracy albo flirtowala np ze Swiadkami Jehowy. Wiele osob dorastalo w toksycznych srodowiskach, bez milosci, szancunku i prawa do bycia soba.
    Tylko od nas zalezy czy bedziemy powielac te szkodliwe wzorce rodzinne, czy wyprowadzimy sie na drugi koniec swiata, zakopiemy nasze leki i urazy gleboko pod ziemia, jak toksyczne odpady. Tylko od nas zalezy czy przyjmiemy te ” dary „od naszych rodzicow…czy powiemy im asertywnie : ” dziekuje za dar zycia” ale jestem dorosla osoba i mam prawo zyc tak tak lubie, wiec innych ” podarunkow” jak toksyczne zachowania i brak szacunku od nich nie przyjmemy 🙂
    Mowienie ze sie kogos nie nawidzi, nic nie zmieni ale skutecznie zatruje samopoczucie. Wystarczy byc szczesliwym, izolowac ze swojego otoczenia ludzi, ktorzy nam szkodza. To ze ktos ma wspolne geny, nie oznacza ze moze mnie krzywdzic, przkraczac moje granice . To ja decyduje kogo zapraszam do mojego domu, zycia i serca. Przywilej bycia doroslym, to mozliwosc decydowania o tym, kogo chcemy w swoim zyciu. Nie zamykajmy sie w osobowosci dziecka, store zyje przeszloscia. Mamy prawo wyrzucac z naszego zycia ludzi, ktorzy nas krzywdza i szkodza. Przychodzi taki moment ze czlowiek jest zmeczony dawaniem kolejnych szans. Po co tracic cenne chwile na kogos, kto nie zasluguje na nasza troske i uwage, zwlaszcza jesli to starzejacy sie toksyczny czlonek rodziny.

  106. Mialam to samo w domu i mam nadal chociaz 30 lat mija. I wiecznie – to Twoja wina, przeproś ojca… tak, wpisalam ten temat celowo bo ojca nie cierpię nie znoszę nienawidzę i przez niego najchetniej ucieklabym gdziekolwiek tylko nie mam gdzie..

  107. Dzisiaj Wielkanoc a ja czuję jak wzbiera we mnie fala nienawiwsci. Mój ojciec, który nigdy nie uczestniczył w moim życiu oczekuje śniadania śwìatecznego bo to mój obowiązek przecież.

  108. Jak bym czytała list o swoim życiu, teraz mam ponad 30 lat i przez zawirowania losu musiałam wrócić chwilowo do domu rodzinnego, nic się nie zmieniło ciała przemoc psychiczna, wczoraj kłótnia odmienne zdanie wystarczyło aby ojciec mnie pobił. Pomyślicie zgłoś na policje? Była przy tym mama może być świadkiem, ale to się nie uda bo jak słyszałam „przecież mam brata w policji i co zgłosisz to problemy mu narobię”. Mu? Tak bo to ukochany synek ojca tyrana, ja sprzątaczka pracownik którego się gnoi i wyrzuca ciągle z domu, praca ponad siły aż plecy odmówiły posłuszeństwa , a teraz życie z ciągłym bólem i wstyd ze to się dzieje. Teraz leże po ciężkiej nocy zamknięta w pokoju,strach żeby nie wszedł, rozwalony palec i obity bok nie dał spać. Patrzył mi w oczy i leciała kolejna pięść za pięścią, z krzykiem wybiegłam za zewnątrz skulona płakałam na piasku, sąsiad wszystko widział…wstyd mam nadzieje ze i dla ojca jest wstyd. lecz to tylko nadzieja…tacy ludzie nic nie czuja i całe życie tak samo postępują.
    w głowie brzmią jego słowa „NIE POTRZEBNIE SIĘ URODZIŁAŚ’.

  109. Jak czytam takie rzeczy nie czuję smutku. Czuję nienawiść, po prostu dziką nienawiść do tych ludzi (ojców-katów). Szkoda, że nie mogę z takim ludzkim gównem stanąć twarzą w twarz, a potem mu tą twarz zmasakrować.

  110. Utożsamiam się z tym tekstem całą sobą . Mimo wszystko ciężko było mi to czytać . Koszmar minionego dzieciństwa wracał .. u mnie też tak było . Jednakże najbardziej bolał fakt poniżania słownego . W sklepie , w domu itp . Nie miałam nikogo po własnej stronie niestety . Nawet mojej matki która była po stronie mojego ojca chociaż wiem ze bardzo cierpiała ale dla świetego spokoju nie wtrącała się . Mam takie same odczucia jak ten człowiek z tego listu . Brak wiary w siebie i swoje możliwości ciągle lęki samotność … gdzie nie pójdę mam wrażenie ze się wyśmiewają . Dramat …

  111. W żaden sposób nie usprawiedliwia ojca twego, bo niestety…sam wiesz….ale jedno jeszcze mogę napisać, co mi pomogło z relacjami z mama apodyktyczna itd….spojrzalam na jej życie inaczej, na historię jej życia, na to że oba w zasadzie tak samo była traktowana….ogladnij film Chata, tam jest taki motyw….chodzi mi nie o cały film tylko zobaczenie że twój ojciec jest taki także dlatego że miał pewnie takie doświadczenie. Mi pomogło o tyle żeby popatrzeć na ta druga osobę jak na też pokrzywdzonego…

  112. Czytając ten list czuję się dokładnie tak samo jak ojciec tego syna,który go napisał. Przykro mi to pisać, ale byłem prawie takim samym bezdusznym tyranem, mój syn ma obecnie 23 lata,ale mamy ze sobą na szczęście kontakt i to dość dobry. Bardzo chciałbym wszystko cofnąć i naprawić ,bo moja rodzina i małżeństwo też się rozsypało,a ja 13 lat po rozwodzie dopiero teraz zaczynam dostrzegać swoje błędy i żałować za nie często ,bo wiem teraz tak naprawdę wiem co straciłem.

  113. Chejka. Szczerze współczuje takiego dzieciństwa chociaż miałem podobnie. Wręcz mam przekonanie że kiedyś chowano dzieci twardą ręką. „ryby i dzieci głosu nie mają” i .
    Nie raz dostałem od ojca pasem , kablem itd.
    Sam mam teraz rodzinę i dzieci i nigdy ich nie uderzyłem – staram się być tym kim nie był mój ojciec. Na dodatek w końcu mój „stary” zostawił moją mamę z nami i wyjechał za granicę gdzie znalazł sobie młodszą a nas zostawił na pastwę losu. Matka bardzo przeżyła porzucenie ale heroicznym wysiłkiem udało się jej zapewnić nam jako takie życie. Przypłaciła to przedwczesną śmiercią. Podsumowując mój ojciec przysporzył nam wiele cierpień i długo go nienawidziłem. Ale NIGDY nie zrzucałem na niego własnych porażek. KAŻDY JEST KOWALEM WŁASNEGO LOSU – czym szybciej to zrozumiesz tym wcześniej wstaniesz na własne nogi.

    Podobnie jak ty jestem pokorny i mam niską samoocenę – to nie musi być wada – przekuj to w zaletę -dzięki temu jestem otwarty na rady innych , mało konfliktowy i konkurencyjny i ciągle się uczę.

    Dziś mam własną kochającą rodzinę , dzieci i żonę które są dla mnie najważniejsze i wszystko robię dla nich. Mam własną firmę która świetnie prosperuje. Zwiedziłem pół świata.

    Mimo krzywdy której zaznałem dojrzałem i zrozumiałem że powinienem być wdzięczny za otrzymany dar życia bo jest piękne i czym dalej tym piękniejsze. Jeden uśmiech moich dzieci jest cenniejszy niż wszystkie cierpienia i trudy.

    Odnowiłem kontakty z znienawidzonym kiedyś prze zemnie ojcem po to by moje dzieci poznały dziadka, by zrozumiały że rodziców się nie wybiera i trzeba ich szanować nie ważne kim są. Relacje z ojcem trzymam z dystansem – wybaczyłem mu ale nie zapomniałem jaki był i wyciągnęłam wnioski.
    Wiem że nie zasłużył na moją dobroć ale staram się być ponad tym. Być tym kim mój ojciec nie był. Być ojcem z którego moje dzieci mogą być dumne.

    Nie patrz zbyt długo w przeszłość bo życie ucieknie ci przez palce. Wyciągnij wnioski, Weź życie we własne dłonie i buduj własne szczęście.

    Pozdrawiam

  114. Wiem, ze rodzice powinni nas wyposazyc w dorosle zycie, niestety, niektorzy tego nie robią, inni popelniaja zwye błędy, ktore kosztują dzieci brak pewnosci siebie, zatanawial sie jednak ktos i probowal wcześniej i probowal choc po czesci zrozumiec rodzicow, wychowani w podobnych albo i gorszych domach bez wzorow do nasladowania za to z zawsze zyczliwymi ciotkami i wujkami czasami i sąsiadami, probowali uciec z tych chlodnych domow w pierwsze milosci, czesto pozniej była wpadka i tak pojawialy sie dzieci, czyli my, ktore powtarzaly los rodzica, nie mieli oni dostepu do internetu i nikt im nie mowil ze mozna inaczej. Moja mama bardzo nas chciala miec, z eszta rodzila dzieci juz po trzydziesty estce a jednak czasem zastanawia mnie, czy rzeczywiscie chciala dzieci czy to byla decyzja bo dzieci raczej trzeba posiadac. Zdecydowanie moja mama nie byla typem cieplej strażniczki domowego ogniska. Czy to wazne? Nie. Nauczylam sie z tm zyc, bylo mi latwiej zrozumiec moich rodzicow gdy sama nim zostałam. Mimo, ze sie staralam to i tak uslyszałam, ze bylam zła matką bo dzieci widza swoich rodzicow jednowymiarowo, moj syn pamięta, ze duzo na niego krzyczalam, nie pamieta zas tego, że zostalam sama z dwojgiem małych dzieci, bez srodkow do zycia i moi czy bylego meza rodzice probowali kontrolowac kazdy moj krok. To uczynilo mnie silna i madra kobietą ale zanim taką sie stałam to musiałam skupic sie na przetrwaniu, małe problemy moich dzieci nie byly tymi, z ktorymi zawsze miałam cierpliwosc sie mierzyc, czy to zle.? Tak. Czy miałam wybor? Nie wiem, pzetrwalismy i to sie liczy.

  115. Mialem podobnie, kochana mama i tyran ojciec, nie umiem się żalić. Rodzice już nie żyją a tak naprawdę to dop. po śmierci ojca dopiero przestałem się go bać. Chętnie bym się wyszczał na jego grób nie mogę, obok leży mama, kochana mama. Cieszę się, że ten ch… do szczania już nie żyje, szkoda mi mamusi.

  116. Też nienawidzę swojego ojca, matka popełniła samobójstwo jak miałem 11 lat było na 5,ojciec wysłał nas(3braci do swojej mamy)a 2 siostry poszły do ciotki,babka z dziadkiem znęcali się nad moim młodszym bratem, dostawał kablem,dziadek się śmiał,działo się to 2006-2011 wkońcu namówiłem brata że w domu dziecka będzie nam lepiej niż tam, ale bał się dziadka i nie poszedł ze mną,dla nich tylko kasa była najważniejsza

  117. Moje doświadczenia z dzieciństwa są podobne. Bez bicia, znęcanie psychiczne jak bezpieka.

  118. Cześć. Piszę pod pseudonimem bowiem chcę napisać coś do czego w realu bym się przed znajomymi bym nie przyznał.

    Jestem człowiekiem niepełnosprawnym i wciąż mieszkam z ojcem skórwielem. Szczerze nie mogę się doczekać aż kiedyś go „zabraknie”.

    W dzieciństwie mnie bił, poniżał i krzyczał na mnie. Wszystko go wkurwiało. Czasami lubił się spić.
    Nie lubiłem z nim odrabiać lekcji bo zawsze dostawałem wpierdol. Ciągle wytykał mi błędy, wyśmiewał…

    Z powodu niepełnosprawności miałem przepierdolone dzieciństwo w budzie… Ale on powtarzał zawsze, że moje kłopoty „to tylko i wyłącznie moja wina”… Jak miałem kłopoty w budzie to nigdy nie stawał po mojej stronie… Słuchał nauczycieli, ale mnie nigdy.

    Z powodu brzemienia przeszłości nie udało mi się ukończyć liceum. Ale jego zdaniem to moja wina.

    Mój stary to furiat. Wszystko go u mnie wkurwia, pracuję, ale nie mogę dysponować swoimi pieniędzmi.
    Jak tłumaczy odkładam na emeryturę, a jak go zapytałem co będzie gdy jej nie dożyję to powiedział „trudno”. Czasami robi mi awanturę o byle co, a to mam zmierzwione włosy ( obcina mi włosy bowiem tak jest jego zdaniem taniej ), a to coś innego.

    A jak się nade mną nie pastwi to krzyczy z innego powodu. Przeważnie ryczy bo papież Jan Paweł II, bo PiS, bo jakiś Obajtek, Misiewicz, Guzikiewicz, Obatel itp. Ciągle drze się do telewizora.

    Czasami go wkurwia reklama w TV, jakaś gadka gościa z radia. A niekiedy mówi, że jak nie wyłączymy TV gdy leci program z Ibiszem to on dosłownie wyrzuci TV przez okno.

    Dodam więcej, potrzebę fizjologiczną załatwia już na dworze i wkurwia go też to, że musi sikać.

    Z powodu tego debila czuję się jak gość który napisał list powyżej i tak, też targnąłem się na swoje życie.

  119. Witam, przykro się to czyta, mogę tylko powiedzieć że całe dorosłe życie zmagam się z czymś co mi zostało zaszczepione w domu. Dopiero po ponad 40 latach doszło do mnie co to jest
    A co to jest? Poczucie że nie zasługuję na nic, że można mnie źle traktować, że muszę znieść wszystko, że nie jestem pełnowartościowym człowiekiem. Długo żyłem w przeświadczeniu że tak właśnie jest, że po prostu jestem jakimś gorszym gatunkiem.
    Odkąd pamietam to taki byłem, wszystko chowałem w sobie, bałem się ujawniać jakiekolwiek emocje, bałem się ludzi, czułem nieustanny wstyd. Jaki wstyd, czego się wstydziłem? Wszystkiego! Wstydziłem się tego że jestem, że istnieję, że w ogóle ośmielam się żyć, odezwać, czegoś potrzebować.
    W okresie dojrzewania – fobia społeczna, paniczny lęk przed byciem 'wyróżnionym’, przed rozmową z ludźmi, przed odezwaniem się do kogoś kogo dobrze nie znam. Jak magnes na wszelkiego rodzaju oprawców – jeśli był potrzebny ktoś kogo bezkarnie można poniżać, wyśmiewać, czy obić – proszę bardzo, ja byłem do dyspozycji dla rozmaitych szkolnych zwyrodnialców.
    Oskarżam rodziców, ojca. Nie potrafię niestety sobie swoich najmłodszych lat przypomnieć, jakby wiele rzeczy zostało wymazanych z mojej pamięci. Pamiętam tylko że ojciec był dla mnie kimś obcym, groźnym. Pamiętam że czułem cały czas jak wielkim rozczarowaniem jestem dla niego, zwłaszcza gdy zwracałem się o jakąś pomoc. Czy stosował przemoc? Mam z tym problem, pamiętam że awanturował się kilka razy, ciskał przedmiotami, zdarzyło się też lanie pasem czy czymś innym, groźby. Ale mam tę dziurę w pamięci, naprawdę niewiele sytuacji z udziałem ojca pamiętam. Mam wrażenie że coś jeszcze było, coś ważnego w tamtych latach ale z jakiegoś powod zostało to wymazane w mojej głowie.
    Nigdy nie słyszałem komplementu, pochwały, miłego słowa. Czułem że dla ojca jestem nieudacznikiem, porażką. Zawstydzał mnie i pozwalał innym się ze mnie nabijać.
    Mój młodszy brat był na lepszej pozycji, już jemu ojciec dawał odczuć że lepszy z niego dzieciak, jakiś bardziej ogarnięty, radzi sobie (w odróżnieniu ode mnie).
    Dopiero jak byłem w liceum zaczałem zauważać ojca problem z alkoholem, może nie pijaństwo ale często pojawiał się w domu 'wstawiony’. Miał problemy ze sobą.
    Mam żal do rodziców że mi nie pomogli, że patrzyli jak się zapadam i nie próbowali nic zrobić.
    Niestety uszkodziło to tez moje dorosłe życie, związałem się i założyłem rodzinę z osobą która też ma problemy ze sobą (narcystyczne) i niestety ale wszystko zaczyna się rozpadać, toksyczność wchodzi coraz bardziej. Boję się tego co będzie, boję sie o swoje dzieci.
    Wykonałem sporo pracy żeby zrozumieć swoją sytuację i jakoś sobie pomóc, ale to nie wystarcza, na razie wiem skad się wzięły problemy ale jeszcze daleko do ich rozwiązania.

  120. Moj ojciec nadal zachowuje sie w podobny sposob jak wypije zapomina ze mam 30 lat i już mam siłę przynajmnniej fizyczną bo psychiczna…jest na granicy życia i smierci
    Pozdrawiam z bytomia moj ojciec oczywiscie kwalfikowany nauczyciel magister ale to chyba tylko na papierze niebieskiej karty niema bo tak zmanipulował zawsze sytuacje że nikt mu jej nie założył nigdy bo jeszcze straci prace i co wtedy .

  121. Ten tekst nie jest przejaskrawiony. Nie opisuje ale zawiera w sobie wiele sytuacji, codziennosc, ktora byla przemoca i patologia. Ten tekst sprowadza sie do jednego i nie jest wazne czy dziecko garnelo sie do roboty czy nie. Taki ojciec sam został nauczony, ze dzieci rodzs sie po o by uslugiwac rodzicom. Jakby, odkad jestes urodzony, ja zasiade w fotelu a ty bedziesz latal wokol mnie na zawolanie. Bo po co inengo sa dzieci? zeby zdrowo psychicznie mogly ulozyc swoje zycie? czy zeby byly parobkami z ktorych potrzrbami nikt sie nie bedzie liczyl, chyba ze same urodza dzieci, slugusow, ktorym nie trzeba okazac szacunku jak do czlowieka, poszanowania potrzeb, uczuc, ktore nie maja prawa rozmawiac i oczekiwac wsparcia, wielu wyjasnien , milosci. Dzieci to nie zbiorniki w ktore wlewa sie swoje racje i swiatopoglad, bo tak uwaza rodzic i które musza sie ze wszystkim zgadzac i wszystko przyjmowac. Dzieci maja mozg, myslenie i wlasne doswiadczenia, te zwiazane z takimi rodzicami jak wyzej rujnuja je jako czlowieka. a ksarma wracs, milosc rodzi milosc a brak szacunku nirenawisc, brak milosci. Zastanówcie sie po co wam rodzina? chyba ma byc trescia waszrgo zycia, tak? a taki ojcidc nie jest trescia zycia dla dzieci. Nie jest osoba i domem do ktorej wraca sie do domu od swiata, nie ma wiezi, takie miejsce zamieszkania to miejsce przemocy i patologii . Do kochanego rodzica dziecko chcr przyjsc porozmawiac, a nie go unika, chce mu zyczyc stu lat na swieta, sprawiac mu radosc w malych gestach. Jak w tekscie: wcsyciu kazdy ma jakies obowiazki a wpojenie wartosci jak np praca dzieje sie bez musztry i gdy ojciec daje dzieciom milosc. Bicie jako metoda wymuszenia szacunku strachem? Tak, jestescie maluczcy, i jak macie kompleksy ojcowie ze soba, to rozwiazcie swoj problem sami a nie przelewacie go na dzieci. Kochajacego ojca z wadami dziecko by szanowalo. A wojskowego czy takiego, ktory urodzil parobkow nie bedzie szanowalo ani kochalo. Ta ponizajaca uleglosc to nie jest szacunek, jak wam sir wydaje. Nie rozumiecie czym jest szacunek do rodzica. A posluszenstwo jako do rodzica mozna uzyskac u kochajacego rodzica bez ponizenia, patologi, przemocy i musztry. Milosc rodzi milosc. To zejesteście odzicem nie znaczy ze zawsze macie racje, dla was neistety. Tak to jedt w zyciu. Gsy dziecko czuje ze chcecie dla niego najlepjej i wszystko wynika z checi dobra dla dziecka, pomaga rozmowa, bo dziecko widzi to w caloksztalcie waszej relacji.

    Nie jestescie wsparciem i autorytetem dla dziecka jako rodzic, jesli to nie czuje ze moze do was przyjsc po rade, rozmwowe czy pomoc.

    Myslicie ze szacunek to bycie samcem alfa, ktoremu nikt nie podskoczy. Jesli zona i dzieci musza wam schodzic z drogi jaki potwirrzenie bycia samcem alfa w domu bo inaczej wpierdol jak dwa tygrysy w dzungli, to jestescie zenujacy.

    Zeby zona i wlasne dziecko widzialo w was drapieznika a nie ojca, nie rodzine, nie wpsarcie, nie miloc ?
    Jesli ktos nie szanuje waszych granic i uczuc to chce wam sie gadac z takimi ludzmi ? Unikacie ich, nie chccie sie do nich usmiechnac, zapytac jak tam sie czujesz? To samo jest z dziecmi, roznia sie najpiefw wiekiem i doswiadczeniem, ,tylko, a mozg maja.
    Bierzecie odpowiedzialnosc czy wyrosnie z nich silny wartosciowy czlowiek. Jesli wyrosna na rodzica takiego jak w dzieki wam, to wyrosli wiec na czlowieka bezwartosciowego.
    Co takie dziecko przekaze dalej? ze mozna sie nie liczyc z nikim w imie szacunku, ktory postrzegacie mylnie? Uciekanie przed wami to nie szacunek, nienawidc do was to nir szacunek, brak ochoty kontaktu i czy to ze dziecko nie chce wam zyczyc usmiechu i poprawiac wam dnia malgmi gestami – to nie jest szacunek, nie cieszycie sie niczyin szacunkiem. To pokazuje wlasnie cos odwrptnego, jestescie slabeuszami, ktorych nikt nie szanuje. Na szachnek sila i przymusem sie nie da zapracowac ani go zaskarbic

  122. Rozumiem tego Pana , i niestety mam ten sam problem może bicia dużo nie było ,ale już oddziaływania psychicznego i niszczenia mnie w ten sposób już tak ,zresztą dotyczy to również mojej matki intrygantki , babci na pokaz …. Jestem już dorosły i borykam się z dużymi problemami materii emocjonalnych i uczuciowych.To moje pierwsze święte be nich ale ból został,może z czasem mi przejdzie.Trzymajcie się …

  123. Pierwszy raz komuś pisze, zale się…nie korzystam , nie chodzę do żadnego psychologa..A chyba powinnam..Myślę o tym od dłuższego czasu ale ..hmm zawsze jest jakieś ale..
    Chce opowiedzieć o swoich rodzicach,o ojcu..bo matka nie zyje.Powiesila się kiedy miałam niecałe 3lata a mój brat nie miał roczku.Ojca to napewno dobiło, przygnębiło…Z tego co slyszalam nie bym wzorowym mężem.Zawsze kiedy wracał z pracy siadal że swoja mama i opowiadał jej jak było..A moja mama szykowała w tym czasie jedzenie..do tego teściowa była dla niej bardzo okrutna, niesprawiedliwa…uważam że ojciec nie zdał egzaminu od samego początku jako ojciec i mąż…to bardzo dluga historia..mam już 32 lata dwoje dzieci i dopiero teraz otworzyłam oczy kiedy nie interesuje się mną i swoimi wnukami a szczególnie wnuczka .bo kiedy mieszkaliśmy razem ona widziała w nim wszystko..kochała nad życie.. od kiedy zamieszkaliśmy z mężem nie raczył się odezwać ani razu
    ..chyba że czegoś potrzebował.. jak zwykle z resztą.Moj ojciec jest rolnikiem..to pracochłonne zajęcie, wiem ale mimo wszystko zarobkowe.Nigdy nie byłam na dłuższej wycieczce szkolnej, nigdy się mną zbytnio nikt nie interesował nigdy nikt nie pomyślał czy czegoś nie potrzebuje…mój ojciec znalazł sobie w krótkim czasie kolejna żonę.. może i że względu na mnie i brata..ma z nią 3 córki.. nigdy nie zaznalam milosci, uwagi,rozmowy…
    Po szkole praca, nie musiałam isc do szkoły jeżeli pomogę przy pracy…nawet zima trzeba było opalać w nocy sadzonki w tunelu …ja i mój brat mieliśmy taka fuchę…czasami przygasło i się zadymilo..nie raz śmierdzący poszliśmy do szkoły…może kiedyś to była frajda dla dzieci..jednak z biegiem czasu już jako matka nie wyobrażam sobie tego dla swoich dzieci..
    . Nie miałam kolegów i koleżanek bo nigdy nie miałam na to czasu..Teraz mieszkam z mężem, on ma troskliwych rodziców ale nie nad wyraz…dopiero od nich nauczyłam się co to jest troska i zainteresowanie…U nas tego nie było..
    Jego nowa żona…eh niezle ziółko…podobno zdradziła go pierwszy raz już na ślubie…nigdy się nie przyznała.. kiedy miałam może 7/8lat ojciec mial do mnie pretensje że jak mogłam nie zauważyć że ktoś przychodzi do matki jak go nie ma…później zaczął się dopiero cyrk…przez kolejnych kilka lat ciagle się kłócili o zdrady…czy zdradziła czy nie zdradziła…próbowała odbierać sobie życie na wszystkie sposoby…ojciec nas dzieci wysyłał żeby ją poszukać…znajdywaliśmy ją to na strychu prawie wisząca na sznurku to w innym miejscu kiedy najadła się jakichś prochów i wylądowała w szpitalu walcząc o życie.. A to na jakieś swieta kiedy rodzina się zjechała…my byliśmy tylko od pracy fizycznej w polu bądź od brudnej roboty…A jak się nic nie działo wypuścili nas na podwórko jak te dzikusy i wieczorem wołali….jakaś istna masacra…coś nie do opowiedzenia..piszę to na szybko…bez zastanowienia..zapomniałam dodać o imprezach które lubili uzadzac, istna sodoma…nikt nie zwracał uwagi na to że MY tu jesteśmy!!Później jako dorosła osoba wróciłam do domu, pomoc ojcu…matka uciekła z jakimś małolatem…ojciec został sam…zaczęliśmy z bratem pracować i pomagać mu jak najlepiej potrafiliśmy…byliśmy wyzywani karceni , placl nam jak najmniej tylko się dało…kiedy wszystko było po jego myśli cieszył się a my razem
    z nim…wykorzystywał nas jak zwykle..jako dzieci pomogliśmy mu , też nie zaprzeczam że mieliśmy dobra sytuację…mój brat wynajmował mieszkanie z dziewczyną…ja miałam roczna córeczkę która sama wychowywałam…mój ojciec ma wielki 3-pietrowy dom , jako handlarz – rolnik kupę kasy…w spadku po rodzicach dostal ziemię i od zawsze się tym zajmował…ale dalibyśmy sobie radę…w głębi serca szkoda nam było ojca…wrocilismy żeby naprawdę mu pomóc…wzbogacił się dzięki nam przez kolejnych kilka lat ..my dorastaliśmy. Chcieliśmy zyc na własny rachunek…ale od niego zero zaangazowaniA…ZERO..koniec końców mój brat z bratowa budują się za własne oszczędzone pieniądze za granicą.. A teraz jeżdżą w trasy w firmie transportowej po całej Europie…ja nam wspaniałego męża…rodzinę.. on mieszka z jakąś Ukrainka…Wczesniej tez mial jakies sytuacje z panienkami…gdzie im posciel zmienialam huj wie dlaczego…zeby nie smierdzialo w domu?? Sama już siebie nie rozumiem ..macocha też miała przygody…przeprowadzki…A moje siostry tak żyły i się na to przyglądały…Obecnie ma ponad 50 lat i chłopaka w wieku 22lat a do tego mieszka z córką najmłodsza która ma 16lat!!O co tu kurwa chodzi??!!

    CZY ZASLUGUJE NA SZCZACUNEK???

  124. Straszne…
    Ja teraz potrzebuje pomoc mamie ale nie wiem jak. Od zawsze ojciec pił był nerwowy…
    Przestał pić w padł w depresję leczy się lecz nadal psychiczne niszczy mamę. Ona opłaca całe mieszkanie, sprzata, naprawia, remontuje dom, kupuje środki czystości. A on nic jest na re cie i nie ma zamiaru iść do pracy bo tak mu dobrze wszystko musi być tak jak on chce, wszystko chce wiedzieć przeszukuje jej dokumenty, mają osobno jedzenie. Mama na swieta czy inne uroczystości kupuje wszystko a on wszystko zjada nie dokłada się i udajemy normalna rodzinę. Mama musi mu płacić za łyk mleka do kawy. Za jabłko które wzięła od niego dla wnuczka. Ona jest słaba psychicznie. On jest pewny że nie odejdzie, jest królem i władca a do tego udaje ofiarę.ma zapas tabletek by się nawet zabić. Proszę co robic. Ja mam już swoją rodzinę mam 30lat. Zawsze wszystko było w rodzinie nikt nie opowiadał nic nie zewnątrz. Każdy myśli o nim bidy schorowany. Mama nie chce już z nim żyć. Ale boi się odejść. Co robić? Od dziś zacznę się sprzeciwiać temu jak ja traktuje jak tam może jak można być takim….. Ona jest teraz dowiedziała że ma raka złośliwego piersi. Nic go nie rusza, bo to on jest pokrzywdzony, ona nie ma już sił. Proszę odpiszcie mi coś. Historia jest o wiele dłuższa.

  125. Ja w dzieciństwie byłem bity przez matkę. Biła mnie kablem i to bicie zawsze miało dwa etapy – najpierw kilka ciosów za „przewinienia” a następnie drugie tyle za to, że się zasłaniałem rękami. A musiałem się zasłaniac, bo kablem po plecach bardzo boli, ale po głowie to aż piecze. Więc zasłaniałem głowe obiema rekami. Zawsze ją to rozsierdzało, że się zasłaniam i wtedy dostawałem jeszcze mocniej. Dzisiaj mam 43 lata i zycia sobie nie umiem ułożyc. Chodziłem kiedyś na randki, ale w każdej dziewczynie widziałem to samo. Nie udało mi się przełamac, żeby w kobiecie widzieć sprzymierzeńca. Żyję dziś sam jak palec. Mam też przez to wszystko ogólne problemy z kontaktami z ludźmi. Robi sie takie błędne koło. Moze i bym poszedł do psychologa, ale mnie nie stać, nawet jesli bym sie odważył. Poza tym nie wierzę, że ktoś potraktuje mnie powaznie i wysłucha z uwagą. Ludzie są przyzwyczajeni do takiego myslenia, ze przemoc w rodzinie to zawsze winny jest mężczyzna. W mediach ani słowa nie ma o tym, ze kobiety też bywaja katami. I strasznie mnie irytuje, gdy słyszę, jak ludzie mówią, że stary kawaler sie nie ożenił, bo „boi się odpowiedzialności”, jest „niedojrzały do prawdziwego związku z kobietą”. Najczęściej to właśnie kobiety tak gadają, widząc samotnego 40-latka. To jest chore, że społeczeństwo rozumuje w ten sposób, bo przez to ktoś taki jak ja nie ma szans na zrozumienie.

    1. Czytam i jest mi strasznie smutno. Piszesz, że nie stać Cię na terapię. Myślę, że powinieneś w tym temacie bardziej się postarać. Ja jestem po terapii na NFZ w poradni uzależnienia i współuzależnienia. Terapia była grupowa 2 lata , a następna 2 ,5 roku indywidualna. Poszukaj , na pewno znajdziesz. Trzymam kciuki za Ciebie.
      Pozdrawiam

  126. Utożsamiam się z tym listem. Ale w moim przypadku najgorsze jest to że takie wychowanie wyparło część mojej świadomość – nie jestem w prawie żadnym stopniu czuć emocji, myśli, relacji jest to spowodowane bardzo dużym bólem którego doświadczyłem. Podczas czytania tego listu nie czułem nic i to mnie przeraża. Wiem że muszę przebywać częściej z sobą – skończyłem z 2 nałogami – rok temu zapisałem się również na psychoterapię. Namiast nie odłącznymi elementami mojego życia pozostaje wciąż depresja, samotność, zaburzenia lekowe w tym również nerwica. Chciałbym znaleźć bliska mi osobę która będzie w stanie wylać miłość na moje traumy i pomoc mi wstać na nogi, bardzo tego pragnę…

  127. Identyczna historia p mnie i o mojej matce nienawidze jeje do tej pory i ja przeklinam na smierc

  128. Czytając ten list płacze mimo 29 lat praktycznie wszystko sie zgadza mógłbym dołożyć wiele sytuacji które spędzają mi sen z powiek zamknięci w domu płakaliśmy płakaliśmy siostra jak ojciec mamę bił kopał uderzał w twarz.. mnóstwo takich sytuacji było.. Teraz mam swoją rodzinę i nie umiem poradzić sobie w życiu brak akceptacji szukanie ciągłej pochwały.. a mama nadal mi powtarza „tata taki jest” mimo ze skrzywdził .. jest noc 2 nad ranem płacze bo spierdoliłem swoje życie kobieta która kocham chce odejść bi tak samo ja skrzywdziłem brakiem asertywności bycie facetem oszukiwałem jak mam Wspaniała rodzinę bo się wstydziłem … jeździłem. Po kryjomu do rodziców żeby mnie zaakceptowali mimo że w domu mam Wspaniała kobiete syna..
    Nie rozumiałem tego myślałem że tak musi być taki schemat rodziny toksycznej .. dopiero się to zmieniło po terapi zrozumiałem chodź jest ciężko

  129. Hej, chciałam podziękować autorowi za to, że podzielił się swoimi uczuciami. Dzięki temu wiem, że to co ja czuję w podobnej sytuacji nie jest słabe. I że mam prawo czuć się źle, bezradnie, bo wcześniej nie dawałam sobie do tego prawa. Myślałam, że jestem słaba, że nie mogę sobie poradzić z przemocowym domem. Ale nadal jest cholernie smutno i źle…

  130. Nie dam rady nic sensownego napisac ,lzy same cisna sie na oczy ,a w duszy i w myslach kraza wspomnienia z mojego dziecinstwa..?

  131. Te doświadczenia są tak zbliżone do moich, ale z zachowań ojca mama zaczyna zachowywać się jak umierająca ofiara.

  132. Wiesz, miałam podobne życie. Tylko,że u mnie katem była mama.Ojciec nie umiał się jej przeciwstawić. Zaczął pić i popadł w alkoholizm.To jednak ona kreuje się na najbardziej pokrzywdzoną.

  133. Miałam to samo tylko z dwóch stron – matki i ojca. To prawie historia o mnie. Prawie, bo jestem jedynaczką… byłam niczym to nawet za wiele powiedziane. Pionkiem w ich chorej grze. Workiem do bicia. Takim gównem… żyć się nie chciało. 8 lat temu w dniu wigilii ojciec wyrzucił mnie z domu, bo powiedziałam mu wreszcie co o nim myślę. Jedyne dziecko… Ojciec juz nie żyje. Z matką zerwałam kontakt. Moje życie teraz nabiera barw. Leczę się na depresje. Mam wspaniałego partnera, przyjaciół i prace ale ból głodu rodzicielskiej miłości ciągnie się za mną jak smród..

  134. Też byłam w podobnej sytuacji bita pasem razem z resztą 2 rodzeństwa wyzywana od debili, idiotek i tym podobnym poniżana przez ojca.W wieku ok 15 lat z tego właśnie powodu wzięłam parę tabletek z domowej apteczki na szczęście nie były na tyle silne i skończyło się na płukaniu żołądka,do tej pory kółnie wiem czy wie że to przez niego bo gdy wyszłam ze szpitala nie rozmawiałyśmy o tym z mamą a tylko jej o tym powiedziałam. Miałam 10 lat moja siostra 8 ogarnialysmy wszystko sprzątanie gotowanie bo rodzice w pracy , mama nas chwaliła cieszyła się że pomagamy a my też robiłyśmy to dla niej żeby miała lżej. A ojciec,nie było szans żeby z nami rozmawiał, żeby pytał o cokolwiek, żeby mówił że kocha , dla mnie to słowo nie istniało z jego ust, jakieś dobranoc? Nie pamiętam żebym od niego usłyszała . Mam teraz 34 lata ale nigdy o tym nie zapomnę mam dwójkę dzieci i obiecałam sobie że z mojej strony nigdy takiego upokorzenia nie doświadczą, bo mnie to bardzo dotknęło w dzieciństwie. Jestem czasem nerwowa ale nigdy ich nie zlałam pasem i nigdy też nie użyje takich słów żeby ich poniżyć i upokorzyć czy skłonić do tego co sama zrobiłam. Gdy miałam niecałe 18 lat wyprowadziłam się z domu Zamieszkałam sama ale nie skończyło się na mnie bo została tam moja siostra 2 lata młodsza i brat 7 lat młodszy. Złość przeszła na nią i to ona potem słuchała jaka to jest najgorsza. ? Więc starałam się mimo wszystko żeby jak najwięcej czasu przebywała u mnie, po jakimś czasie dowiedziałam się że moja siostra chodziła do psychologa i brała jakieś antydepresanty z tego powodu. Także takie dzieciństwo jednak bardzo daje się we znaki w przyszłości. Dla mnie tekst w stylu mówisz jak Twój tata doprowadza mnie do łez do szału bo bardzo nie chce być jak on chce byc dobrą mamą dla swoich dzieci. Bo wiem że skoro ja do tej pory nie zapomniałam to one do końca życia bedą o tym pamiętać.

  135. U mnie to matka moich dzieci latała ze szmatą i wrzeszczała na nie.Teraz 13 lat po rozwodzie 20- to letni syn sie mnie wyparł i obrzydliwie sie do mnie w wiadomościach odnosi np zabierz te brudne łapy,rozjebie cie itd, a córka 23 lata już 5 lat temu .Żadne z nich nigdy nie odezwało sie pierwsze.Ja mieszkam sam w Polsce,matka siedzi częsciej w Niemczech niz tu,podobnie była świekra a syn tez tam wyjeżdza.Córki raczej w Polsce przebywają ale dokładnie nie wiem.

  136. A co jeśli w roli kata była matka? Mój partner miał takie dzieciństwo. Minęło sporo lat, a On ciągle to rozpamiętuje. Na dodatek mieszka w domu rodzinnym. Jest cholernie wrażliwy. Nie wiem jak mu pomóc

  137. Mam 31 lat i jestem mamą 2 chlopcow 6 i 10 lat. Jestem taka sama mamą opisana w liście i mamą dziecka które jest w taki sposób traktowane przez swojego tatę. Nie używa przemocy fizycznej bo ja na to nigdy nie pozwalam i nie pozwolę. Nie używa też wulgaryzmów ale nie musi. Nie ma obiekcji żeby powiedzieć synowi że jest beznadziejny, że nic nie robi, że to „ich wychowywanie” go wykańcza. Raz powiedział że oddałby ich do domu dziecka że bardzo ich kocha ale że oni go tak wykańczają że nie ma już siły. Rozmowa miała miejsce podczas podróży autem. Tak trudno było tego słuchać r9bilam co mogłam żeby uciszyć tego gnoja ale musiałam się kontrolować bo dzieci były obok. Tak bardzo go znienawidziłam. NIe byłam w stanie uspokoić moich dzieci po tym co usłyszały. A moje serce matczyne rozpadlo się na miliard kawałków kiedy po kilkunastu minutach ciszy i załagodzeniu wszystkiego moje dzieci zaczęły go przepraszać (gorycz zaciskała mi gardło paliłam się od środka). Moje dzieci są w swojego ojca wpatrzone jak w obrazek ale z nas dwoje tylko ja widzę że kopiują jego zachowania i sposób komunikacji z innymi nawet jeśli jest pogardliwy dla innych. Po kryjomu buduje pewność siebie u mojego syna ale jego psychika jest taka krucha. Nie wiem co powinnam zrobić jak postąpić co będzie dla mojego dziecka lepsze….

  138. Cała prawda moim marzeniem jest bycie jak najdalej tego czy dał mi nazwisko i zabrać swoją kochaną Mamę jak najdalej od jej męża tylko na papierze

  139. Można by powiedzieć że mam podobnie jak w życiu dorosłym trudno dać sobie radę jak nie ma się wsparcia tylko krytykę , poniżani słowne , nie wiem dlaczego surowe wychowanie , ma wpływ na moje codzienne to jakby przez całe życie .Trudno mówić o dobrym samopoczuciu jak wszędzie chłód i bezduszność . Życzę mu wam i sobie z całego serca by nikomu i nikogo nie spotkała krzywda . Spokoju.

  140. Jestem dzieciakiem z tego listu. Może nie dosłownie, ale trochę czuję jakbym sam to napisał. Przez chwilę zastanawiałem się czy to nie ktoś z mojego rodzeństwa.

    Zawsze byłem na końcu jego potrzeb i uwagi. Wczoraj leżałem do 2 w nocy złamany jak patyk i próbowałem po raz kolejny znaleźć odpowiedź na pytanie „dlaczego?”.

    Nigdy nie usłyszałem od niego że mnie kocha.
    Nigdy mnie nie przytulił.
    Nigdy mnie nie słuchał, zawsze były ważniejsze kwestie takie jak telewizor, mecz, albo po prostu spanie.
    Nigdy mnie niczego nie nauczył, wszystko co umiem zawdzięczam Mamie i rodzeństwu.
    Nigdy mnie nie wysłuchał, ale jeśli już to tylko po to żeby w moich słowach znaleźć przyczółek do ataku na mnie.
    Nigdy nie interesował się tym z kim się przyjaźnie, co mnie interesuje, jakie mam hobby.

    Dopiero teraz widzę jak ułomnym, prymitywnym i prostym człowiekiem był mój ojciec. Nie potrafię o tym z kimkolwiek rozmawiać, mimo tego że mam ponad 40 lat. Wychowałem się w patologicznym środowisku i to że miałem mieszkanie, ubranie i co jeść wydawało mi się dużym osiągnięciem, za które powinienem klęczeć przed ojcem.

    Klęczałem. Za karę – na płytkach z klocków. Razem z bratem, za to że się pokłóciliśmy. Nigdy mnie chuju nie złamałeś, nigdy. Płakałem dlatego że mnie raniłeś, ale nigdy mnie kurwa nie złamałeś.

    Na jego nieszczęście urodziłem się bardzo kumatym dzieciakiem, moje rodzeństwo też. Mam świetną pamięć, którą sięgam bardzo głęboko, co jest zresztą moim ogromnym utrapieniem. Pamiętam jak gnoił moją matkę (bardzo perfidnie, nigdy jej nie bluzgał ani nie bił, ale traktował jak ostatniego śmiecia, jako swojego osobistego sługę, moją kochaną Mamę…). Pamiętam jak musiałem szukać pasa, a po tym byłem nim bity za to że spóźniliśmy się do domu bo zgubiliśmy poczucie czasu bawiąc się ze starszym bratem. Prosiłem żeby mnie nie bił, leżąc na ziemi z pręgami na udach, cały we łzach. Później nie dawałem mu satysfakcji – zagryzałem zęby i przyjmowałem bez słowa. To nie było wcale lekkie bicie, normalne pełne uderzenie skórzanego pasa. Jedno z pierwszych bić jakie pamiętam mogło mieć miejsce dużo przed 1 klasą szkoły podstawowej – miałem może z 5-6 lat. Pamiętam ten paniczny strach i ból, najbardziej jednak bolało że robi to mój tata. Dziś mam dzieciaka w podobnym wieku i nie wyobrażam sobie jakim śmieciem i bestią trzeba być żeby podnieść rękę albo krzyknąć na taką małą istotę.

    Pamiętam jak darł na mnie mordę przy moich kolegach – mieszkaliśmy na małym osiedlu. Byłem z tego powodu wyśmiewany, nie chciałem się mu stawiać żeby to wszystko się już skończyło, żeby przestali na mnie patrzeć.

    Wyprowadziłem się z domu mając 19 lat, zacząłem budować siebie. Sporo podróżowałem, zacząłem zarabiać pierwsze wakacyjne pieniądze, które mogłem wydać tak jak chciałem, a nie tak jak on mi kazał. Zacząłem pomagać Mamie i rodzeństwu. Dlatego, że ich po prostu kocham, dlatego że jesteśmy rodziną. I z jeszcze jednego powodu.

    Żeby pokazać mu jakim nieudacznikiem jest. Ten który kreował się na wielkiego mężczyznę, a po latach został wydymany przez wszystkich i został z niczym. Bezzębnym chamem, który potrafi wyżywać się na Mamie, ale zamyka mordę jak trzeba działać bo po prostu nie wie jak. Mały, nieporadny człowiek.

    Dzisiaj to ja jestem katem, a on ofiarą. Tylko ja nie krzyczę. Nie podnoszę ręki. Uwielbiam patrzeć jak siedzi zdziwiony patrząc jak przytulam swoje dziecko, jak ono biegnie do mnie i z daleka krzyczy „Kocham Cię Tatusiu!”. Uwielbiam patrzeć jak obserwuje jak poświęcam mu piękne, długie godziny. Jak każę mu zamknąć mordę (nie dosłownie, kulturalnie go uciszam) jak mój kochany dzieciak chce mi coś powiedzieć, bo to on jest dla mnie najważniejszy a nie kolejna opinia n/t polityki wypowiedziana przez człowieka, który nigdzie nie był i nic nie wie.

    Jestem ponad tobą, mały człowieku.

  141. Ja mam 51 lat i miałem podobnie. Wiele lat mojego dorosłego życia poświęciłem na wyplenienie z siebie zachowań mojego ojca. Wychowałem swoje dzieci bez wyzwisk, dałem poczucie bezpieczeństwa. Siedziałem z córką w gimnazjum rok nad matematyką. Chciała zmienić profil bo nie rozumiała matematyki. Po roku siedzenia dzień po dniu i odrabianiu zaległości – załapała. Poszła do liceum na mat-fiz. Zdawała maturę z matematyki. Skończyła dobre studia. Ma świetną prace. Syn studiuje tez na topowej uczelni. Pomagamy z żoną we wszystkim, jak możemy. Wzajemnie się wspieramy. Zerwałem kontakty z ojcem i matką całkowicie. Ojciec jak byliśmy dziećmi tłukł mnie i siostrę za wszystko. Pamietam jak palił się śmietnik przy naszej klatce schodowej a mieliśmy gaśnice w domu do telewizora Rubin. Wyskoczyłem na dwór i ugasiłem śmietnik. Ojciec jak się dowiedział to zlał mnie zabawkowym plastikowym mieczem po nogach. Pare tygodni chodziłem do szkoły w długich dresach żeby nie widzieli na w-f ze mnie pobito. Pamietam moją młodszą o 4 lata siostrę jak ojciec tłukł jej głową o blat biurka jak w 2 klasie nie umiała tabliczki mnożenia. Wyzywał się na nas i matce, która bała się go bardzo. Całe życie nie miała własnego zdania. Ojciec to typowy socjopata i paranoik, złośliwiec z zaburzeniami psychicznymi. Ganiał nas do kościoła. Zawsze na najwcześniejsze msze. Roraty na 6:00 i na Wielkanoc rezurekcje 6:00, święto nie święto zawsze jeszcze ciemno musieliśmy szorować z buta 2 km rano. Jak szliśmy sami to odpytywał co było na kazaniu. W Boże ciało w oknach święte obrazy. Takie miałem dzieciństwo. Moja zona pochodzi z zamożnego domu, pełnego miłości i szacunku do dzisiaj. Mój ojciec nienawidzi teściów, jak tylko poznałem żonę to szczuł wszystkich: kupili go, sprzedał się za pieniądze. Mam 2 siostrę, mlodsza o 9 lat. Ojciec jej nie bił. Traktował ją dobrze. Dla niej to ja jestem winien. Obecnie to ja jestem wyrodnym synem, ojciec całą rodzinę buntował na nas. Ohydne i nie nadające się do powtórzenia kalumnie. Zbierało się we mnie długo i w końcu zerwałem całkowicie kontakt. Może z pół roku było ciężko ale powiem Wam – warto było. Mam wewnętrzny spokój, skupiam się na sprawami na które mam wpływ. Warto zadbać o siebie.

  142. Małe miasteczko. Każdy każdego zna. Rodzice bardzo szanowani przez lokalną społeczność. Sami jednak nie szanują własnych dzieci. Są pieniądze, wykształcenie, a nie ma szacunku. Są zakazy, nakazy, komunikaty, przemoc psychologiczna, czasem fizyczna. Tak na marginesie – psychiczna boli bardziej, a patrzenie jak obrywa się twojemu bratu również nie jest w cale lepsze niż oberwanie samemu. Młodszy syn myśli, że tak jest w każdej rodzinie, chociaż czasem ma małe przebłyski, że świat nie może być aż tak okrutny. Kocha szkołę, w której jest wzorowym uczniem. Lubi też spędzać czas na podwórku. Jednak dom to pole minowe. Na szczęście jest jeszcze kochająca babcia, u której można od czasu do czasu zaznać trochę bezpieczeństwa (rest in peace babcia). Z czasem ten młody człowiek buntuje się coraz częściej, w końcu słyszy, że „ma wypierdalać” jak tylko skończy szkołę, bo to nie jego dom. Tym synem jestem ja.

    Do polecenia się zastosowałem. Wyjechałem do innego kraju. Kosztowało mnie to rezygnację z wymarzonych studiów. Z perspektywy czasu wiem, że był to po części autosabotaż. Myślałem, że nie zasługuję marzenia.
    Tam, dokąd pojechałem, nie znałem nikogo. Miałem jednak nadzieję, że w ten sposób uwolnię się od problemów. Niestety, okazało się że problemy są we mnie. Zostały mi przekazane na drodze wychowania, czy też w genach. Dopiero po wyjeździe zdałem sobie sprawę, że w „normalnych” rodzinach inaczej traktuje się dzieci. Nie potrafiłem się zachować, dogadać z nowopoznanymi ludźmi. Świat z jakichś powodów funkcjonował według innych zasad niż te panujące w domu, w którym dorastałem. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego inteligentny gość nie potrafi sobie poradzić z pozornie prostymi czynnościami? Dlaczego jest nieszczęśliwy? Pojawiły się niemożność skupienia się, problemy ze snem, depresja, huśtawki nastrojów, strach przed ludźmi, ataki paniki, wybuchowość. Rodzice ani razu nie zaoferowali pomocy. Ich odpowiedź na moje skarżenie się na moje problemy to „życie jest cięzkie, trzeba przetrwać” i sugestie, że jestem zbyt wrażliwy. (W domu nigdy nie można się było na nic skarżyć.) Cóż, może rzeczywiście coś ze mną jest nie tak – myśłem sobie, co okazało się samospełniającą się przepowiednią.

    Ile dziedziczymy wraz z genami, a ile to kwestia wychowania? Nie wiem, ale robiłem i robię co w mojej mocy, żeby być szczęśliwym. Idzie mi topornie. W końcu nikt mnie tego nie nauczył. Wiem jak zdać egzamin na 5, prowadzić samochód, pilotować samolot, grać na pianinie, przepłynąć 2 km, znam języki, a nie wiem jak być szczęśliwym. Dobre, nie?
    15 lat później bilans jest następujący: prace, a nawet zawody, zmieniane jak rękawiczki, studia skończone dopiero po 30., rozpadnięcie się wieloletniego związku. Prawdobodobnie przez brak mojej stabilizacji, a poza tym nie widzę się w roli ojca. Jest również tona żalu do rodziców i płacz nad zmarnowanym czasem i trudności w nawiązywaniu relacji z ludźmi.

    Co mi się (według mnie) udało przez te 15 lat osiągnąć? Nic z rzeczy, o których marzyłem jako nastolatek. Nie osiągąłem ani sukcesu materialnego, ani zawodowego.
    Po pierwsze, cieszę się, że byłem w związku z tą mądrą kobietą, która pokazała mi na swoim przykładzie, że można wychować szczęśliwe dzieci bez majątku i wykształcenia. Pokazała mi też, że ludzi nie trzeba traktować jak wrogów. Jestem też z nas dumny, że udało nam się rozstać w zgodzie. Szczerze pragnę jej szczęścia. Nie koniecznie u mojego boku.
    Po drugie, powoli godzę się również z faktem, że mam ciężki charakter (podobne cechy charakteru widzę w rodzinie ojca), którego nie zmienię i że jeśli będę musiał to będę do końca życia sam. Wolę to, niż mieć dzieci, które musiałyby przechodzić przez to samo co ja. Może w ten sposób uda mi się przynajmniej przerwać ten przeklęty krąg międzygeneracyjnej traumy.
    Po trzecie, jestem w stanie się jako tako sam utrzymać, mimo że dalej ciężko mi uwierzyć swoją sprawczość i niejednokrotnie nachodzi mnie przekonanie, że moje skromne życie, które sobie zbudowałem to dzieło przypadku i może się w każdej chwili zawalić jak domek z kart. Dla rodziców też nie liczyło się czego ja chcę. Musiałem się zawsze poddać ich woli.
    Po czwarte, rozumiem po części psychologiczne mechanizmy, które mną miotają od czasu wyprowadzki z domu. Rozumienie tych mechanizmów nie sprawia, że jestem szczęśliwy, ale staram się być bardziej wyrozumiały dla innych ludzi i rozumieć, że każda ich decyzja to wypadkowa tego, co im się w życiu przytrafiło, nie koniecznie z ich woli.
    Po piąte, cały czas uczę się jak nie przypodobywać się za wszelką cenę wszystkim obcym ludziom i być sobą, bo w końcu jak można być szanowanym i zaakceptowanym przez innych, jeśli sami siebie nie szanujemy. Tutaj wciąż szukam złotego środka bo czasem wychodzę przez to na egoistę.
    I na koniec – coraz częściej sukces mierzę jakością relacji z innymi ludźmi, bo ona dają mi więcej szczęścia, niż stan konta w banku.
    Powodzenia Wam wszystkim!

  143. Witam wszystkich. Jestem 40 letnim facetem którego 23 lata temu porzucił ojciec. Zostawił mnie ,brata,Mamę. Rozumiem, że nie dogadywał się z żoną ale fakt że zostawił własne dzieci nie daje mi spokoju. Sam jestem ojcem i nie wyobrażam sobie porzucić wlasnego syna. Nie byliśmy idealnymi chłopcami, których sobie tatuś wymarzył, ale wciąć jesteśmy jego synami. Byliśmy bo śp.brata nie ma już z nami. Napisałem parę lat temu list w którym wyrzuciłem mu wszystko co mnie boli ale nie odpisał po dziś dzień. Dziś przez przypadek zobaczyłem że jest dostępny na Skype,i tak się zastanawiam czy nie spróbować raz jeszcze nawiązać kontakt,tym bardziej że powtarzał wciaz,iż nie zostawia nas tylko nasza matke. Czas płynie nikt nie jest młodszy,więc wciaz myślę że może facet w końcu dorósł i warto spróbować raz jeszcze. Doradźcie proszę co o tym sądzicie. Pozdrawiam

  144. No cóż, nie wzięto pod uwagę jednej rzeczy, że mianowicie ojciec sam miał bardzo ciężkie dzieciństwo, czyż w przeciwnym razie byłby taki? Współczuję ojcu, a synowi życzę szerszego, duuużo szerszego spojrzenia na to zjawisko, a nie tylko na własne w tej kwestii zaciskające serce ograniczenia.

    Obwinianie ojca nic tu nie da, równie dobrze ojciec mógłby obwiniać swego ojca lub matkę itd. w nieskończoność ..

    Syn niestety jako już dorosły człowiek musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie) i samego siebie wziąć pod rękę i zaprowadzić tę swoją wewnętrzną reprezentację ojca we własnej głowie do psychoterapeuty, a ojcu noszącemu własne przelewające się traumy dać święty spokój.
    Tak jest niestety trudniej.

    W przeciwnym razie będzie syn tylko płakać i utyskiwać nad swoim tragicznym losem i pielęgnować tę swoją nienawiść do ojca i dryfować we własnym nieszczęściu ..bez wpływu na własne życie, tłumacząc sobie i światu, że przecież ojciec wszystkiemu winny.
    Tak jest dużo łatwiej.

    Życzę dobrych, dorosłych wyborów.

    Pozdrawiam
    Joanna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *