
Wyspa Zakhyntos i Mabely Grand Hotel *****
Relacja z podróży.Początkowo miałem zamiar zdawać relację z podróży na bieżąco, ale w związku z tym, że niemal cały wyjazd został spędzony zgodnie z zasadami „leżing, plażing i smażing”, to nie bardzo byłoby o czym pisać. Niemniej wyspa jest piękna, a sam hotel jest warty osobnego wpisu, więc oto on.
Zakhyntos
Mała, grecka wyspa, przez którą rocznie przewija się 1.000.000 osób (jak wynika ze statystyk lotniska). To jest tym bardziej ciekawe, że populacja wyspy to zaledwie 40.000 osób.
Co ma Zakhyntos do zaoferowania dla turysty? Przede wszystkim różnorodność. Z jednej strony mamy piaszczyste wybrzeże, z drugiej kamieniste klify, a odległość między tymi dwoma wybrzeżami to zaledwie 30-60 minut (w zależność od miejsca).
Cała wyspa jest górzysta, więc większość podróży odbywa się w pobliżu niesamowicie stromych klifów, otoczonych przez barierki, które można rozbić rowerem. Marzenie dla amatorów wysokiej adrenaliny, koszmar dla wszystkich innych.

Widoki piękne, ale próba przejazdu koło tych widoków i świadomość, że tylko kilkanaście centymetrów dzieli nas od przepaści…
Nasz hotel znajdował się na odludziu, co z jednej strony miało minus w postaci braku plaży, ale miało też dużo zalet, z których najważniejszą była cisza, spokój i wolno płynący czas. A kolejną, że w 30 minut można było wszędzie dojechać. W tym między innymi do miejsca, skąd statek zabiera nas do…
Navagio – jednej z najpiękniejszych plaż na świecie

W drodze do plaży, mogliśmy obejrzeć jaskinię Myszki Miki. W końcu wiem gdzie się chowa, kiedy nie jest w bajce.
Podobno jednej z najpiękniejszych. Tak pisało w folderze. I muszę przyznać, że jest ładna. Nawet bardzo. Ale najpiękniejsza?

Tak Navagio wygląda w folderach reklamowych. Źródło.
Może gdyby ludzi było mniej i mniej statków, bardziej doceniłbym piękno tego miejsca. Jednak nie potrafię rozkoszować się pięknem przyrody, gdy jest ono oblegane, niczym supermarket w dniu otwarcia. Jeden raz zobaczyć i wystarczy na cały żywot. A potem wracać do hotelu.
Mabely Grand Hotel *****
Pięć gwiazdek według kategorii lokalnej, cztery i pół według ogólnej. Sam do końca nie wiedziałem czego się spodziewać, ale zdjęcia przygotowywały na raj na ziemi. I jak to bywa, nie oddawały w pełni rzeczywistości.
Mabely Grand Hotel, jest przede wszystkim dużym hotelem. Tak dużym, że codziennie spotykaliśmy Polaków (a było ich trochę), których nie spotkaliśmy nigdy wcześniej, ani nigdy później. Nawet jak po tygodniu wracaliśmy autobusem, to wracaliśmy z Polkami, których nie spotkaliśmy wcześniej ani razu.
Sam hotel na zdjęciach wygląda pięknie, natomiast z bliska już nieco mniej (odchodząca farba, popękane płytki itp.). Nie przeszkadza to jednak w ogóle i tylko na początku zauważamy te braki. Pokoje możemy trafić w hotelu lub w pawilonie domków, z których część ma mały prywatny basen.

To akurat widok z prezydenckiego apartamentu. Ale w końcu trzeba mierzyć wysoko. Źródło.
W pakiecie do hotelu dostajemy małą siłownie (całkiem fajnie wyposażoną), kort do tenisa, dwa baseny, brodzik, jacuzzi i saunę. Hotel ma jeszcze inne usługi, typu masaże czy małe spa, ale te są już dodatkowo płatne.
Jedzenie
W związku z tym, że praktycznie cały dzień spędzaliśmy poza hotelem, wybraliśmy opcję Half Board (śniadania + obiadokolacje). O obiadach czy drinkach, więc wypowiedzieć się zbyt kwieciście nie mogę. Mogę natomiast o całej reszcie. Śniadania nie zasługują na zbyt wiele słów, bo o ile były smaczne, to codziennie serwowane było to samo.
Pojawiały się drobne urozmaicenia, typu jajecznica z pomidorem, zamiast jajecznicy, a sam wybór zawsze był spory (15-20 pozycji) – nie zmienia to jednak faktu, że po tygodniu zacząłem się już tym wszystkim przejadać.

Warzywa do śniadania, obiadu i kolacji. W przypadku tych późniejszych, usuwano dżemy i dodawano jeszcze więcej warzyw.

A tak to wyglądało na talerzu. Dementuję przy okazji plotki jakoby ta koszulka miała jakikolwiek związek z niejakim Pawłem T.
Natomiast kolacje, to już zupełnie inna bajka. Kurczaczek, świnka, wołowinka, indyk, królik, cielęcinka i do tego zawsze jakaś rybka lub dwie. Oczywiście na zmianę, więc nie szło się znudzić. Do tego różne makarony, naleśniki, gofry i ogromna zimna płyta plus mnóstwo sałatek.
Na szczęście mam jedno dobre zdjęcie rzeczy najważniejszej. Deserów. O rany, ile ja bym mógł napisać o tych deserach. Powieść. I to od razu trylogię myślę. Wystarczy powiedzieć, że cyfra z przodu na wadze podskoczyła mi o jeden, a byłem tam tylko tydzień.

Niemal żaden deser się nie powtarzał i o dziwo, byłem tym zmartwiony, bo na kilka miałem nadzieję trafić jeszcze raz. Najlepsze desery ever.
Tylko dla tych deserów, mógłbym tam zamieszkać. Poważnie. Całe szczęście, że po można było zjeść owoce. Inaczej nie miałbym siły wstać.
Jeśli jedną rzecz miałbym zarzucić hotelowi to jest to wi-fi. Niby jest, ale tak słabe, że nie wczytuje się prawie nic poza tekstem. Przez ich wi-fi, popsułem sobie nawet komentarze na blogu (na szczęście jest zenbox.pl, który działa bezbłędnie). To jednak już załatwiłem sobie z biurem i nawet dostałem rekompensatę, więc nie będę zbyt głośno narzekał. No dobra, jeszcze plac zabaw był z serii pożalsięboże, ale i tak spędzaliśmy dnie poza hotelem, więc mi nie przeszkadzało.
Biuro podróży TUI
O biurze zbyt wiele napisać nie mogę, bo w hotelu rezydenta nie było (co w zasadzie przyjąłem z ulgą, po pamiętnym spotkaniu w Kenii). Tym razem jednak nie będę narzekał, bo nie mam na co. Dla nich turyści to pocisk wystrzel i zapomnij, ale w zasadzie jeśli znasz język angielski, to po dojechaniu do hotelu, biura już nie potrzebujesz. Są sprawni i dostarczają człowieka na miejsce. Jeśli tylko jestem na to przygotowany, o resztę sam się potrafię zatroszczyć.
A na koniec…
Nie lubię takich postów. Nie lubię, bo mi się mój Mykonos zeszłoroczny przypomniał, a w tym roku Mykonosu nie mamy na tapecie ;-P
Sorry, za ten kolokwializm, ale ZAZDRO! :-D
Ja też takich nie lubię :) ale u innych :) te moje są fajne :D a tak na poważnie, mnie zawsze takie posty u innych dosłownie wyrywają z butów i każą spakować walizki :)
Wygląda bardzo….hotelowo. Ja wolę wśród miejscowych i zdecydowanie bez smazingu :D. A tak naprawde – bajecznie!
Ja następnym razem też chyba pojadę w „dzicz” :) Bo już się nahotelowałem na jakiś czas :)
Zakynthos wyspa przepiękna. Ze wszystkich wysp greckich chyba mi się podoba najbardziej. Idealna dla rodzin z dziećmi właśnie dlatego, że jest niewielka i do zobaczenia w jeden dzień, resztę można poświęcić na hotelowanie;) U nas w salonie do tej pory wisi wielkie zdjęcie przedstawiające Zatokę Wraku, oczywiście zrobione przez męża;) Zazdroszczę wypoczynku i nie wykluczam, że i my się tam w najbliższym czasie wybierzemy;)
To znaczy, że mieliśmy farta, bo polecieliśmy na oślep :) A skoro zwiedziliśmy już jak mówisz, jej najpiękniejszą część, to teraz możemy się bez obaw wybrać gdzieś indziej :)
Byliśmy tam w zeszłym roku w ramach podróży poślubnej :) wyspa przepiękna, ale… słynnej Zatoki Navagio niestety nie zobaczyłam :( ani z dołu (dostałam mega choroby morskiej i pół rejsu przeleżałam na dolnym pokładzie), ani z góry (była kolejka na 2 godziny czekania).
I jeśli ktoś planuje odpoczynek w ciszy i spokoju, to raczej nie polecam hotelu w centrum Laganas, bo aż roi się od pijanych Anglików ;)
Dzięki za radę odnośnie Laganas – może akurat ktoś skorzysta :) Co do samej zatoki – mi bardziej się podobało oglądanie zdjęć tej zatoki, niż sam pobyt tam więc… :)
nie wiem jak to się pisze,ale ja byłam w Platomonie,czy jakoś tak,w Grecji i chciałabym tam jeszcze wrócić. Okropnie mi się podobało w samym hotelu, posiłki były w restauracji na przeciwko, i piękna plaża, parę kroków od spania – cudowne miejsce. Do tego spacerkiem kilka kilometrów i raczyła nas ta miejscowość widokiem z góry całej plaży i wzniesień, z obmurowań starego kościółka prawosławnego, a na przeciwko na drugim wzniesieniu była stara wioska ,gruzowisko niemal, gdzie domy były wybudowane w ziemi, i tylko wejścia były nas z małymi okienkami. Byłam też w Meteorach – och ,ja chcę do Grecji !!!!
Mnie aż tak Grecja nie zachwyciła :) Tym bardziej, że Europa pełna jest urokliwych miejsc, a ja nie byłem jeszcze nawet w ich setnej części, więc chyba prędko do Grecji nie wrócę (chociaż jeszcze Rodos kusi opiniami :)
patrząc na te zdjęcia wydały mi się znajome- okazało się, że znam je z tapet jakie pojawiają się na moim pulpicie :) Przepiękne miejsce
hmmm wszystko piękne ładne… a ja zaś mam zasadę że na basen to mogę się wybrać do mojego miasta a na wakacje jadę „na wakację” mi strasznie szkoda wydawać na piękne hotele wolę zwiedzać a do szczęścia wystarczy łóżko :D ale zdjęcia pięknę!
My basen miejski odwiedzamy wieczorami koło 18, na ostatnią godzinę, kiedy już nie ma zbyt dużo ludzi. Bo ja ogólnie nie przepadam za ludźmi :) A na wakacje, to ja mogę jechać „w dzicz”, ale nie wtedy gdy jadę z małymi dziećmi :)
Hotel wygląda rewelacyjnie – oj poleżałabym chwilę nad basenem.
http://psychologpopracy.blogspot.com/
Byłam na wyspie rok temu o to była nasza najlepsza wycieczka do tej pory (mąż woli Bułgarię – może lepsze drinki …) W każdym razie mieszkalismy w hotelu Zante Park w Laganas, wypożyczyliśmy quada i całą wyspę objechaliśmy wzdłuż i wszesz a najpiękniejszy dla mnie był przylądek Keri na samym dole wyspy. Cos pięknego i Zatoka Wraku przy nim to mocno przereklamowane miejsce.
Na Zakynthos nie byłam ale wygląda urokliwie. Polecam bardzo Santorini – prześliczna wyspa.