Czytając kolorowe gazety i kolorowe Internety, zauważam co raz częściej występujące stwierdzenie, że posiadanie dziecka w Polsce jest luksusem. W związku z tym, postanowiłem sprawdzić, gdzie te wszystkie wielodzietne rodziny chowają swoje milionowe fortuny?
Dawno temu na studiach, Pani profesor, poprosiła nas o wypisanie pięciu rzeczy w naszym życiu, na które nie mamy czasu. Każdy ma coś w swoim życiu, co odkłada na później. Jeszcze nie dziś, może za tydzień, może w przyszłym roku o tym pomyślę. Wszystkim wydaje się, że mają jeszcze czas.
Moje dzieci uwielbiają jeść. Co prawda najmłodszy jest w fazie, gdzie za główne danie swojego jadłospisu uważa rosołek i kotleta, ale każde z moich dzieci przechodziło przez jakąś fazę i ogólnie jedzą jak małe demony. O ile kiedyś zdarzało mi się robić jakieś przetwory z malin czy porzeczek z ogrodu, tak w tym roku mogę zrobić przetwory jedynie z liści i wiśni (jedyny owoc, jaki nie został wchłonięty przez te małe żarłoki). Co jednak podawać dzieciom, kiedy nie ma się ogrodu lub pora roku nie sprzyja świeżym owocom? Jest na to kilka sposobów:
Każdy podobno widział dzieci leżące na podłodze w hipermarkecie, płaczące ze względu na brak jakiejś zabawki, cukierka czy innego batonika. Każdy również obiecywał sobie, że jak on sam będzie miał dzieci, to nigdy do tego nie dopuści (a jak wiemy z tym bywa różnie). Co zatem rzeczywiście można zrobić, aby tego uniknąć?
Kilka, kilkanaście lat temu, kiedy zobaczyłbym gościa jeżdżącego na monocyklu, z kijem na nosie, na którym kręcił się talerz, żonglującego piłami łańcuchowymi, mogłem być pewny, że widzę cyrkowca. Dzisiaj, istnieje spora szansa, że jest to rodzic, który bawi się (a raczej usilnie próbuje bawić się) z dzieckiem czy raczej zamiast dziecka. To nie rodzic ma zabawiać dziecko, to dziecko ma się bawić.