Mam 26 lat, trójkę dzieci i jestem szczęśliwy
Wiem, że taki tytuł powinien poprzedzać słowa „bo wyjechałem za granicę”, ale nic takiego nie napiszę. Żyję w Polsce. I nie narzekam.
Chciałbym rozwinąć temat poruszony przez Wojtka w tekście Mam 26 lat i nie narzekam, bo moje doświadczenie potwierdza to, o czym on piszę. Młodzi narzekają, ale nie jest to spowodowane światem w którym przyszło im żyć, lecz ich podejściem do tego świata. Ja pójdę o krok dalej, bo wielu młodych ludzi narzeka nie tylko na pracę, ale też na brak możliwości posiadania dzieci w naszym kraju. Zresztą pisałem już o tym w Dziecku potrzebna jest stabilizacja. Dzisiaj dodatkowo podzielę się moim doświadczeniem, bo w końcu mam już trójkę dzieci i wcale nie żyję na ulicy, ani na garnuszku u rodziców.
Start
Niestety nie pochodzę z dobrze sytuowanej rodziny, która wpłacałby na moje konto jakieś ładne i okrągłe sumki każdego miesiąca. Nie dostałem też nigdy domu, mieszkania, ani samochodu. Nawet nie studiowałem poza swoim miejscem zamieszkania, bo nie mogłem sobie na to pozwolić. Z drugiej strony, nie miałem też nigdy tak ciężko, żeby iść do pracy w wieku 10 lat, bo brakowało na jedzenie. Nie mieszkałem pod mostem. Nie uciekałem z domu. Zawsze miałem „wystarczająco”. Byłem jak większość społeczeństwa. Ani bogaty, ani biedny. Ani środków do walki, ani motywacji do bycia lepszym. Wyrok był jednoznaczny: przeciętniak.
Jak to się zaczęło?
Jak dzisiaj pamiętam ten jeden dzień, kiedy wszystko się zmieniło. Miałem chyba szesnaście lat. Był czerwiec, szkoła niby była, niby nie. Przechodziłem przez szkolny korytarz i zauważyłem, jak jeden z kolegów siedział przybity pod ścianą. Okazało się, że ma jechać do Koszalina na przysięgę kolegi i wszyscy znajomi go wystawili. Zapytał mnie czy się nie przejadę, bo bilety i tak ma już kupione. To był dzień jak każdy inny. Przeciętny. I coś mi powiedziało, że teraz albo nigdy. Pamiętam jak przyszedłem do domu i powiedziałem mamie (a nie zapytałem jak dotąd), że jadę wieczorem do Koszalina i wrócę za dwa dni. A moja mama powiedziała coś, czego zupełnie się nie spodziewałem i czego nigdy nie zapomnę: „w porządku, baw się dobrze”. 12 godzin do Koszalina, 12 godzin na miejscu i 12 godzin z powrotem. Kawa za kawą, bo sen był dla słabych. Jak tylko wróciłem, coś się we mnie przestawiło. Skoro w ciągu kilkunastu godzin mogę znaleźć się na drugim końcu Polski, jeśli tylko mam ochotę, to dlaczego nie robić innych ciekawych rzeczy? Dlaczego mam siedzieć całe życie w jednym miejscu? W tym samym towarzystwie? Te 36 godzin rozwinęło mnie bardziej, niż na pierwszy rzut oka dało się zauważyć.
Skoczyłem na główkę, do wody zwanej życiem
To pierwszy Coehlizm na tym blogu, więc proszę o wyrozumiałość. Musiałem.
Od tego czasu, angażowałem się we wszystko, co rzucało mi pod nogi życie. Co prawda miałem szesnaście lat i jednocześnie masę ograniczeń, ale byłem głodny nowych doświadczeń. Uczestniczyłem w kilku różnych kołach zainteresowań szkolnych i pozaszkolnych. Organizowałem przedstawienie szkolne. Przygotowywałem dni otwarte. Po niedługim czasie miałem już pierwszą pracę. Zostałem gazeciarzem. Nic wielkiego, ale dla nastolatka stanowiła dopust boży. Później była następna i następna. Byłem informatykiem, bibliotekarzem, stróżem nocnym, sprzedawcą ubezpieczeń czy nawet operatorem walca. Zanim skończyłem studia, miałem już doświadczenie w ponad dwudziestu zawodach. Cały czas jednak ciągnąłem moje aktywności pro bono, które traktowałem poważniej niż te dorywcze prace. Może to dziwne, ale rzeczy, które robiłem za darmo, były dla mnie znacznie ważniejsze, niż te, za które otrzymywałem pensje. Ostatecznie założyłem z kolegą fundację, której działalność wpłynęła na dziesiątki tysięcy ludzi, a wszystko wyłącznie po to, by dobrze się bawić i innym też tą zabawę zapewnić. Pieniądze nie miały znaczenia.
Za darmo?!
Te dwa słowa prześladowały mnie przez dobrych kilka lat. „Jak możesz robić to za darmo? Przecież ludzie biorą za taką pracę grube tysiące?”, „Dlaczego im pomagasz? Nie masz własnych problemów?”, „To jest zupełnie bez sensu! Przecież to nie przyniesie żadnych pieniędzy”.
Jak się okazało, moi rozmówcy byli na szczęście w błedzie. Robienie rzeczy za darmo, dało mi więcej doświadczenia, niż niejedna płatna praca, którą miałem później. I najbardziej obecnie dziwię się osobom, które potrafią płacić za studia przez kilka lat, a później mają problem z pójściem na bezpłatny staż. Przecież taki staż rozwija dużo lepiej niż studia, których ukończenie, niestety zbyt często, nie jest żadnym wyznacznikiem wiedzy. No i taki staż trwa zwykle miesiąc lub dwa, podczas gdy studia trwają 3, 4 lub 5 lat, a czasem nawet dłużej. Skoro Ci ludzie płacą za studia, to niechęć do płacenia za staż wydaje mi się brakiem konsekwencji. Nie jest to na szczęście mój problem. Mam swoje.
Moje problemy
Wczoraj miałem swój pierwszy wywiad. I co? I nic, zostałem wycięty. Czy obiecali mi, że mnie puszczą? Tak. Czy mam prawo być wkurzony? Tak. Czy jestem? Wcale. Cieszę się, że ktoś się mną zainteresował i jestem bogatszy w kolejne doświadczenie. Mógłbym się wkurzać i rozpisywać, że źle mnie potraktowali i jaki to pokrzywdzony jestem. Nikt jednak nie ma ochoty tego słuchać. I bardzo dobrze. Bo prawdę powiedziawszy, nie ma znaczenia co mi się stało. Jedyne co ma znaczenie, to co z tym zrobię. A ja postanowiłem, że będę pisał i na pewno jakiś nieudany wywiad mi w tym nie przeszkodzi. Zamiast traktować to jako porażkę, traktuję to jak wyzwanie. Jak zdobycie pierwszej pracy – gdybym się poddał po pierwszym razie gdy usłyszałem „nie”, nigdy bym tym gazeciarzem nie został. Gdybym się poddał podczas otwierania firmy, to dzisiaj dalej siedziałbym u kogoś na etacie albo niedajboże na bezrobociu. A trzeba zaznaczyć, że okres od złożenia pierwszych dokumentów, do przyjęcia pierwszego klienta, wynosił 18 miesięcy!
Oczywiście w każdej chwili mogłem się poddać i zacząć narzekać. Jak jednak wcześniej wspomniałem – nikt nie ma ochoty tego słuchać. Jeśli narzekacie, to pamiętajcie, że zgodnie z tym co mówi Les Brown: połowa słuchaczy nie dba o wasze problemy, a druga połowa cieszy się, że przytrafiły się się właśnie wam. Kiedy już to wiecie, narzekanie przestaje mieć sens. Znaczenie zaczyna mieć jedynie to, co zrobicie z waszymi problemami. A dopóki się nie poddaliście, cały czas jesteście na drodze do zwycięstwa.
Uwaga, dzieci na drodze
Jeśli chcesz i możesz, to musisz.
Dla wielu nastolatków usłyszenie słów „Jestem w ciąży”, jest jak wyrok skazujący W naszym (moim i mojej żony) przypadku było zupełnie inaczej. Oboje pracowaliśmy i uczyliśmy się jednocześnie. Byliśmy młodzi, mieliśmy energię, chęć i możliwości. A jeśli chcesz i możesz, to musisz. Nie jesteśmy też zwolennikami zbyt dużej różnicy wiekowej między rodzeństwem, więc lada moment było drugie i trzecie. Czy musiałem z czegoś zrezygnować? Jasne. Zrezygnowałem jednak z mało ważnych rzeczy, na rzecz tych naprawdę istotnych. Jeśli postąpicie podobnie, starczy wam czasu na wszystko.
Dodatkową zaletą rodzicielstwa w tak młodym wieku, jest fakt, że nam się chce wychowywać dzieci. Mamy siłę, żeby wstawać w nocy do dzieci, nawet po dziesięć razy jeśli będzie taka potrzeba. Mamy czas i cierpliwość, żeby wsłuchać się w potrzeby dziecka i zrozumieć czego ono potrzebuje. Nie uważamy, że wiemy wszystko najlepiej jak wielu trzydziesto i czterdziestolatków, dlatego ciągle się w naszym rodzicielstwie rozwijamy. Nie mamy dzieci z obowiązku czy z powodu presji rodziny. Nie potrzebujemy oddawać dzieci do galerii handlowej na dwanaście godzin, bo kochamy nasze dzieci i uwielbiamy spędzać z nimi czas. Nasze życie nie wywróciło się do góry nogami po kilkunastu latach sielanki, podczas których wystarczyło trochę popracować i całą resztę czasu mogło się spokojnie wegetować. Nigdy nie mieliśmy okazji, żeby tak marnować swoje życie. I teraz, z perspektywy czasu, widzimy jak wiele dzięki temu zyskaliśmy. Bo dzieci nie stanowią przeszkody na drodze. One są motorem napędowym.
Jeśli myślicie, że jestem wyjątkiem, to zerknijcie tutaj: Nishka, Matka Prezesa, TeenDadPL. Oni też mieli dzieci w wieku 19 lat i jak widać, radzą sobie bardzo dobrze.
Czy to jest ciężkie?
Jak cholera. Kiedyś spałem po dwanaście godzin na dobę. Obecnie śpię pięć. Kiedyś spędzałem sześć godzin dziennie przy konsoli lub komputerze. Obecnie gram kilka godzin tygodniowo i to tylko wtedy, jak mam dobry tydzień. Różnica jest jednak spora i łatwo ją wyliczyć. Zyskałem jakieś dwanaście godzin na dobę. W perspektywie całego życia, zyskałem co najmniej kilkadziesiąt lat. Kiedyś, na koniec tygodnia nie wiedziałem kiedy ten czas przeleciał. I mimo iż nie mówiłem tego na głos, gdzieś tam z tyłu głowy miałem wrażenie, że marnuję swoje życie. Obecnie doceniam każdy dzień i staram się wykorzystać każdą chwilę. Czuję, że żyję pełnią życia. Dzięki temu, że mam dzieci, nie pozwoliłem pracy pochłonąć mojego życia. Zamiast doceniać pieniądze, doceniam czas. Pieniędzy zawsze mogę mieć więcej, czasu nigdy.
Zamiast doceniać pieniądze, doceniam czas. Pieniędzy zawsze mogę mieć więcej, czasu nigdy.
Zamiast pytać czy to jest ciężkie, powinniście się zapytać czy to jest możliwe.
Tak, mam 26 lat.
Tak, mam trójkę dzieci.
Tak, jestem szefem.
Tak, jestem szczęśliwy.
Wiecie dlaczego? Bo nawet jeśli dzień jest gówniany, od rana pada deszcz, firma przynosi straty, a dzieci zachowują się niegrzecznie, to zrozumiałem jedno. Jeśli nie potrafisz być szczęśliwy dzisiaj, to nigdy nie będziesz szczęśliwy. Zawsze będziesz do czegoś dążył. A dzisiaj i teraz, są jedynym co tak naprawdę ma znaczenie.
#NIEnarzekam
Ja też jestem szczęśliwa.:) nie ważne, że wychowuję dziecko sama, nie ważne, że czasami jest ciężko. Dla mnie liczy się tu i teraz. A w tej chwili szczęściem dla mnie jest Młody i moje życie, mimo, że trudno, to szczęśliwe. 🙂 Szkoda czasu i energii na smutki.
P.S. Świnie, nie puścili Cię 😛
Znajomego blogera puścili i podpisali „Prowadzi bloga” zamiast adres podać, więc jak się okazuje, niewiele straciłem 🙂
Zdecydowanie 🙂
to jest post, który powinien być naklejany na przystanki w słonecznej Italii 😀
u nas też by się przydał. Mam wrażenie, że jesteśmy narzekającym narodem. Poczyniłeś krok w dobrą stronę – niech się ten tekst niesieeee!
Liczę zatem na Twoją pomoc w niesieniu tego tekstu 🙂 Chociaż fragmentu o Italii nie rozumiem 🙂
5 lat później… Słoneczna Italia to dość osobliwe osiedle w Warszawie. Pozdrawiam 🙂
Wellness 🙂 Być tu i teraz 🙂 Lubimy chyba te same książki. No i mam już ponad 30 i nie czuję żebym wiedziała wszystko.
W sensie o wychowaniu te książki czy fantastykę? 🙂
raczej rozwój osobisty
Jak skończą mi się pozycje do czytania, to na pewno się odezwę 🙂
I my przyłączamy się do szczęśliwego, zacnego grona. Świetny tekst i muszę przyznać z niekrytą radością, że blogosfera zrzesza mnóstwo szczęśliwych ludzi.
Czekam jeszcze na badania amerykańskich naukowców, żeby to potwierdzić, ale wydaje mi się, że masz rację 🙂
Ja mam 27 lat i 2 dzieci. Też nie wyjeżdżałam za granicę, by je mieć. Co prawda teraz mąż wyjechał, ale w konkretnym celu i na pewno wróci niebawem i dalej będziemy żyć w Polsce. Powiem więcej, planujemy trzeciego potomka za jakiś czas ;).
Gratuluję w takim razie 🙂 Wielodzietność jest ze wszechmiar słuszna 🙂
Dziś bywa nie do końca dobrze postrzegana, co jest krzywdzące dla wielodzietnych rodzin. I ja tobie gratuluję takiej postawy życiowej, bo jest czego! Tak jak piszesz, większość ludzi w wieku 19 lat wieść o ciąży załamuje, a was nie dość, że ucieszyła to jeszcze zmotywowała. Dużo mówi się o młodych matkach (ja jako 21 letnia byłam za taką uważana, choć jeszcze kilkanaście lat temu uważano za młodą mamę szesnastolatkę), a o młodych ojcach niewiele. Fajnie, że są dowody na to (np. w postaci Twojego bloga), że młodym tatą też można być z wyboru i można być z tym szczęśliwym.
Nie tylko jest postrzegana jako coś dziwnego, ale jest nawet ustawa dotycząca podręczników szkolnych w których rodziny wielodzietne uznane są za patologiczne i z tego względu należy im się pomoc 🙂 #jestępatologią
Mówisz poważnie? Taki jest zapis? O pomocy należącej się rodzinom z trójką dzieci (i więcej) wiem, ale myślałam, że to ze względu na trudniejszą sytuację finansową a nie patologię :P.
Lubię czytać takie posty pełne pozytywnej energii, dzięki nim odzyskuję wiarę w to, że nasz kraj nie jest pełen malkontentów za wszystko winiących „system” i kombinatorów twierdzących, że okradają państwo, bo państwo okrada ich (tak jakby państwo miało jakieś swoje pieniądze, a nie nasze). Chyba tylko u nas są takie absurdy, że złodziej chce pozywać sklep o złe ceny, bo przez nie nakradł o 2zł za dużo, a na informację, że przedszkola będą się mogły w końcu wziąć za oszustów „samotnie” wychowujących dzieci, wpada się w histerię, że jak to, że system zły, to muszą kombinować, a nikomu się z tego powodu krzywda nie dzieje (no poza małżeństwami i prawdziwie samotnymi rodzicami mającymi nieuczciwą konkurencję o miejsca w publicznych placówkach). Oby więcej takich pozytywnych i zaradnych życiowo ludzi, jak Ty i reszta równie szczęśliwych komentatorów. 🙂
No często u nas narzeka się na coś, co w zasadzie pomaga ludziom, jak chociażby te nieszczęsne zasady przyjęć do przedszkoli. A jak komuś się uda oszukać system, to się chwali zaradność 🙂 Dlatego trzeba promować, że da się też postępować zgodnie z zasadami i dobrze na tym wyjść 🙂
Przeczytałam i się szeroko uśmiecham 🙂 Gratuluję podejścia do życia. Czasem mi tego brakuje. Dałeś mi tym wpisem mnóstwo dobrych myśli. Marzy mi się trójka dzieci, a mam póki co jedno 🙂
Najwyższa pora to zmienić 🙂
O Boże!
Podlinkowałam u siebie na blogu. Niemożliwe! 😀
Boski tekst!
Możliwe! 🙂 i dzięki 🙂
A ja Ci zazdroszczę. Sama odwlekałam decyzję o macierzyństwie do trzydziestki. I teraz żałuję, że zdecydowałam się na nie tak późno. Prawdą jest że dziecko zmienia życie….na dużo lepsze 🙂
Moja nauczycielka mówiła to samo 🙂 I wszystkim moim współuczniom doradzała pójścią moją drogą, miast jej 🙂 Z drugiej strony lepiej późno, niż wcale 🙂
Mądra nauczycielka. Szkoda, ze ja takich nie miałam. Chociaż pewnie i tak bym nie posłuchała 😀
Zostaję u Ciebie na dłużej 🙂 Taka dawka optymizmu i zdrowego podejścia do życia jest mi potrzebna jak najczęściej 😉
Zapraszam. Jaką kawę pijesz? 🙂
Mocną z mlekiem 😉
Świetny tekst warty przekazywania dalej i dalej… pietrwsze co dam przeczytać mężowi 😉 Dzięki za ten tekst 🙂
Wstydze sie za niektorych 40latkow plotacych duby smolone w stylu „jaka to mlodziez straszna, leniwa i bog wi co jeszcze”. Chcialoby sie wolac do takich nicponi; zapomnial wol jak cieleciem byl.
Ciesze sie, ze mlodzi ludzie potrafia i chca wykorzystywac szanse jakie daje zycie. Pokolenie wspolczesnych czterdziestolatkow nie mialo mozliwosci. Nauka prawie do 18 tki to lata komunizu i kompletny brak mozliwosci uzyskania umiejetnosci potrzebnych do zycia w spoleczenstwie dzikiego kapitalizmu. Wchodzenie w dojrzalosc z poczatku galopujacego kapitalizmu. Pokolenie przegrane na wstepie, pewnie dlatego tak wielu biadoli „jaka ta mlodziez jest straszna”, moze z zazdrosci.
O widzisz, mogę przybić żółwika, jeśli chodzi o pracę. Zaczęłam w liceum od ulotek i od tej pory NIGDY nie byłam bezrobotna, przenigdy. Gdy potrzebowałam, zawsze miałam pracę, choć nie zawsze była to praca marzeń. Dziękuję za inspirację. Może kiedyś i ja spiszę swoją historię. Twoje i moje podejście to fenomen wśród osób, które znam. Większość narzeka niestety. Nie wiem, co dzieje się z tymi młodymi ludźmi, którzy po zdaniu matur siedzą miesiącami, a czasem latami w domach, bo „nie ma pracy”. Obecnie szukam pracy dodatkowej, zdalnej ale nie mam na to wielkiego parcia, bo myślę tak jak Ty – pieniądze zawsze można dorobić, a czasu odzyskać się nie da. Nie przejmuj się wywiadem, nawet jeśli by Cię puścili, poucinaliby część wypowiedzi i pozamieniali zdania, tak to jest z tymi mediami, hehe. :p Co do wczesnego macierzyńswa/tacierzyństwa – nie wiem do jakiego się kwalifikuję, bo jestem w podobnym wieku do Twojego, a rok temu urodziłam dziecko. I mimo tego, że być może jestem za stara na to, aby mi się chciało, to musisz uwierzyć, że mi się chce spędzać czas z dzieckiem i je wychowywać, mam siłę i jestem pełna entuzjazmu. Myślę, że nie zależy to zawsze od wieku. No i nie do końca przemawia do mnie fragment „Nasze życie nie wywróciło się do góry nogami po kilkunastu latach
sielanki, podczas których wystarczyło trochę popracować i całą resztę
czasu mogło się spokojnie wegetować. Nigdy nie mieliśmy okazji, żeby tak
marnować swoje życie”. Czy uważasz, że jeśli ktoś odwleka decyzję o dziecku, bo chce się „wyszaleć” (powiedzmy), marnuje swoje życie? Myślę, że każdy z nas jest inny i ma w każdym etapie inne priorytety i nie jest tak, że to życie przed erą dziecka okazuje się bezproduktywne i bez sensu, no w każdym razie u mnie. 🙂 Pozdro! 🙂
Absolutnie nie ganie w tekście ludzi, którzy pragną się wyszaleć, pozwiedzać świat czy rozkręcić biznes. Piję raczej do tych, którzy w wieku dwudziestu lat znajdują pracę, przez piętnaście lat się jej trzymają i nagle decydują się na dziecko. Bo przyznam, że nie mogę słuchać, jak znajomi w wieku 25 czy 30 lat opowiadają jak to nie mają na nic czasu i jak to zarobieni są. Przychodzą do domu o 16 i wegetują. Nic dziwnego, że później ciężko im się przestawić na tryb „mam dziecko, wypadałoby się nim opiekować”. Jeśli ktoś jednak korzystał z życia, to ma moje błogosławieństwo 🙂 Tym bardziej, że nie uważam posiadania dzieci za jakiś święty obowiązek każdej ludzkiej istoty 🙂
no fakt 🙂
Fajny jesteś 🙂 Jejku jak ja lubię takie pozytywy czytać! Można? Można!!!
haha, przybij piątkę!!! 🙂
Nastoletni rodzice z wszystkich krajów, łączmy się 🙂
to i ja przybiję 🙂
O to chodzi! Trzeba zarażać ludzi pozytywną energią, a nie narzekać na wszystko. Nawet nie wiesz ile radości wprowadzasz swoimi wpisami. Jeśli wiesz, to tylko Ci się tak wydaje – radości jest znacznie więcej.
Dzięki, że piszesz. tak po prostu. 🙂
Dzięki, że komentujesz. Tak po prostu 🙂
I znowu wpadłem w zadumę czytając twój tekst. Dzięki.
Bardzo fajny tekst 🙂 Tylko poczułam się starą matką 😀
Nie zgodzę się jedak z tym, że będąc szczęśliwym, do niczego się już nie dąży. Radość z tego co się ma dziś jest bardzo istotna! Jednak posiadanie marzeń i dążenie do ich spełniania jest motorem napędowym 🙂 Nie mówię o marzeniach w postaci willi z basenem, ale związanych chociażby z tym, co dziś czyni nas szczęśliwymi, czyli w tym kontekście, dbanie o dalszy rozwój dzieci, chęć pokazania im czegoś ciekawego, czy po prostu trwania w tym szczęściu 🙂
A ja gdzieś napisałem, że będąc szczęśliwym się do niczego nie dąży? Ja jestem szczęśliwy, a moja lista marzeń (na górze strony można ją znaleźć), zamiast maleć – rośnie 🙂
No, napisałeś 😉 Tutaj: ” Jeśli nie potrafisz być szczęśliwy dzisiaj, to nigdy nie będziesz szczęśliwy. Zawsze będziesz do czegoś dążył. A dzisiaj i teraz, są jedynym co tak naprawdę ma znaczenie.”
Chodziło mi o to, że wielu ludzi dąży do czegoś i czekają na szczęście, które może nadejdzie, a może nie. A jedno nie musi drugiego wykluczać. Można być szczęśliwym i jednocześnie do czegoś dążyć 🙂
O z tym to już się zgodzę 😉
Bardzo prosto i mądrze napisane. Czyta się z zachwytem, i podziwem że nie wszyscy młodzi są tak stereotypowi w narzekaniu, etc. etc.
Pozdrawiam
Dobrze powiedziane!!!!
Podziwiam… bo ja na rozstaju dróg 🙂 o czym mój ostatni wpis…
Ale takie „zwierzenia” motywują !
Super tekst 🙂 Czyta się go tak sama dobrze, że pozostałe. Tak trzymaj!
Najbardziej w oczy rzucił mi się fragment (pewnie ze względu, na to co ostatnio usłyszałam), że znajdujesz czas na grę na komputerze, fajnie, że to podkreśliłeś. W końcu rodzice też ludzie i pograć mogą. A szkoda, że spora część społeczeństwa uważa, że jak ktoś gra to jest zupełnie nieodpowiedzialny itp.
Oj, to spodoba Ci się jeszcze bardziej to, co pojawi się jutro 🙂
Chcialabym sie jeszcze odniesc do kwestii wczesnego rodzicielstwa.
Osobna kwestia jest rodzicielstwo nastoletnie, ktorego popierac sie nie powinno, bo malo komu taka sytuacja zyciowa na zdrowie wychodzi a najmniej dzieciom nastoletnich rodzicow. Ja w kazdym razie nie znam zadnego nastolatka, ktory by sobie sam poradzil z rodzicielstwem bez pomocy rodziny. Co oznacza tylko jedno – nastolatki nie sa gotowe by byc rodzicami.
Wczesne rodzicielstwo (okolo 20 lat) jeszcze nie tak dawno jedynie obowiazujace jest powoli w zaniku. Czy to dobrze czy zle, chyba nie da sie odpowiedziec na to pytanie jednoznacznie.
Z punktu widzenia biologii to sprawa jest oczywista.
Zas z punktu widzenia psychologii to juz nie tak do konca. Trzeba jasno powiedziec, ze natura troche splatala w tej kwestii figla czyniac ludzi biologicznie dojrzalymi do rodzicielstwa, podczas gdy rzadko za tym idzie dojrzalosc emocjonalna. Kiedys wyboru nei bylo, czlowiek zyl krotko, dzieci musial miec szybko, wspolzyl to mial dzieci a konsekwencja bylo dosc widocznie w sposobie wychowywania, powiedzmy sobie szczerze bez rewelacji.
Prawde mowiac jedynym plusem wczesnego rodzicielstwa jaki dostrzegam to wiecej sil witalnych i mniejszy problem ze wstawaniem. w koncu za mlodu to sie cale noce nie przesypialo i zadnych konsekwencji sie nie odczuwalo. Zadne inne plusy wczesnych rodzicow mnie nie przekonuja typu: bedziesz miec wczesniej dzieci, to sobie je odchowasz a potem sie wyszalejesz. Ja tam sie wyszalam przed dziecmi i taki uklad mnie najbardziej pasuje.
Co do argumentu cyt. „Mamy czas i cierpliwość, żeby wsłuchać się w potrzeby dziecka i zrozumieć czego ono potrzebuje.”. Tak niewatpliwie co mozna wnioskowac z bloga dziala w Waszej rodzinie, ale niestety bardzo rzadko u innych. Powiedzialabym wiecej, jest zupelnie odwrotnie. Mlodzi rodzice najczesniej nie maja czasu na wsluchiwanie sie w dziecko. Oczywisty ped do realizowania sie na wszystkich polach w tym wieku czesto zaslania dobro dziecka. Mozna to zauwazyc w tym co mowia rodzice, ktorzy byli rodzicami tzw wczesym i potem trafilo im sie kolejne dziecko pozno. Prawie kazdy mowi, ze jako dwudziestolatek byl calkiem innym rodzicem niz jako czterdziestolatek. Wlasnie jako czterdziestolatek stal sie takim rodzicem jaki opisujesz.
Co do przekonania, ze wszystko wiemy najlepiej, to nie jest to kwestia wieku, ale charakteru. Zarowno dwudziestolatek jak i czterdziestolatek moga byc w tym zakresie identyczni.
Rzadko tez dwudziestolatek jest na tyle dojrzaly zeby jak Ty powiedziec, ze sie w rodzicielstwie rozwija. Ja moge to powiedziec. Ale jako dwudziestolatka, to powiedzmy sobie szczerze – nie w glowie mi byl rozwoj jako rodzic.
Wierz mi, jestes chlubnym ale wyjatkiem, ktory niestety potwierdza regule, ze 20latki jako calosc nie jest (i nigdy nei byla) gotowa do spelnionego rodzicielstwa.
Może Ci młodzi rodzice są nieudolni dlatego, że nikt im nie pokazał, że można inaczej? Ja nie mówię, że dojrzałe rodzicielstwo wśród młodych ludzi to jest norma i zgadzam się z tym co mówisz. Właśnie dlatego napisałem ten post. Chciałem pokazać, że da się to zrobić w inny sposób. Wykorzystać zalety młodości w swoim rodzicielstwie, zamiast z tym rodzicielstwem walczyć.
Ja mysle, ze nie jest tak zle zeby ktokolwiek walczyl z rodzicielstwem w mlodym wieku. Przeciwnie, wszedzie nawoluja do rozmnazania sie jak najszybciej. To raczej ludzie sami nie chce.
A nie chca z roznych powodow. Ja akurat podalam nieprzygotowanie emocjonalne (bo to dotyczylo mnie w tym okresie), ale w Polsce bardzo czesto sa to warunki ekonomoczne. Nie ukrywajmy, rozowo nie jest. Teraz moge to tylko potwierdzic, majac porownanie z Holandia. Prosty rachunek: nie wroce do Polski, bo bedzie nam po prostu gorzej.
Pewnie, ze sie da, Ty sobie swietnie radzisz w Polsce, znam ludzi, ktorzy rowniez w mlodym wieku sobie swietnie poradzili finansowo zakladajac biznesy, ktore im wypalily.
Ale cala masa ludzi nigdy nie bedzie swiecic sukcesow w biznesach i oni tez maja prawo do godziwego zycia. Takie zycie ciazko pracujacym przecietniakom zapewnia Holandia, nie luksusy, ale godziwe zycie. Polska nie do konca.
Jest cala masa powodow dla ktorych ludze nie decyduja sie zbyt wczesnie na dzieci, niech kazdy po prostu robi co uwaza sam za stosowne dla swoje zycia. Kazdy z nas jest inny, wiec trudno sie dziwic, ze podejsie do wczesnego rodzicielstwa tez mamy inne.
Niestety sytuacja ekonomiczna w Polsce nie jest kolorowa, to fakt. Holandia nie jest wyjątkiem. W Anglii, Irlandii czy Niemczech jest dokładnie tak samo. Wystarczy zwykła praca, żeby godnie żyć. U nas niekoniecznie. I nie dotyczy to wyłącznie rodziców czy ludzi młodych. To dotyczy wszystkich.
Naście lat to nie wiek na rodzenie dzieci głównie z przyczyn ekonomicznych. Bierze się to głównie z faktu, że większość nastoletnich matek – skupię się na chwilę na płci żeńskiej – często zostaje sam na sam z dzieckiem bez możliwości podjęcia zarobku, zaś same alimenty, często ojca nastolatka starczają na przysłowiowe waciki co najwyżej, choć może w tym kontekście ,,pieluchy”.
Nie zgodzę się jednak z jednym, że młody rodzic nie może być spełniony. Nie wiem skąd czerpiesz swoje wnioski, być może stereotypowo, a być może nie mając przed sobą wzorca, który mogłabyś traktować na równi z sobą. Charakterystyczną wiedzą dla takich ludzi jak Ty jest tylko powielanie pewnego schematu rodzicielstwa, gdzie głównym czynnikiem produkowania dzieci jest wiek z trójką na przodzie, stabilna praca i płaca. A niestety gdyby każdy czekał na spełnienie tych czynników, niż demograficzny jeszcze bardziej by się poszerzył. Obserwowałam przez jakiś czas grupę gdzie są nastoletnie matki i się po prostu w niej nie odnalazłam. Pewnie dlatego, że moje problemy były zupełnie inne, a może dlatego, że przytłaczało mnie to, że mimo posiadania dziecka nadal niektóre miały wsiu-bziu, którego nie były w stanie się pozbyć. Faktycznie tylko nie wielka ilość nastoletnich rodziców może się pochwalić swoimi wyczynami na arenie rodzicielskiej i fakt – stereotyp nie bierze się znikąd.
Myślę jednak, że każdemu rodzicowi powinno się dać szansę wykazania, zamiast na mecie go skreślać. 🙂
„Myślę jednak, że każdemu rodzicowi powinno się dać szansę wykazania, zamiast na mecie go skreślać. :)”
Na starcie chyba 🙂
Jasne. Błąd.
„Charakterystyczną wiedzą dla takich ludzi jak Ty jest tylko powielanie pewnego schematu rodzicielstwa, gdzie głównym czynnikiem produkowania dzieci jest wiek z trójką na przodzie, stabilna praca i płaca. A niestety gdyby każdy czekał na spełnienie tych czynników, niż demograficzny jeszcze bardziej by się poszerzył”
Kompletnie nie rozumie o co ci chodzi, co zreszta nie ma wiekszego znaczenia.
Mnie jakos dziwnie niz demograficzny nie interesuje, zwlaszcza, ze ja pracuje na wyz w innym kraju, ktorego to wyz tez mnie zreszta malo obchodzi.
,,Co zresztą nie ma większego znaczenia” – to po co brać udział w dyskusji, kiedy wychodzisz z założenia, że zdanie innych jest nieznaczące?
,,Mnie jakoś dziwnie niż demograficzny nie interesuje” – mnie również. Jestem mamą jedynaka i na razie się to nie zmieni. To po prostu przenośnia mająca na celu ukazanie schematu rodzicielstwa, który niekoniecznie się sprawdza u innych. 🙂
Zle sie wyrazilam, moglo to nawet zabrzmiec niegrzecznie. Nie taka byla moja intencja, nie zamierzalam odplacac pieknym za nadobne.
Moze po prostu zarzuty jakie masz do mnie ujmij w jednym krotkim zdaniu, bez przesadnego ubierania zdania w niepotrzebne slowa.
pokolenie temu 22 ludzie zakładali rodziny i było to całkowicie normalne. Osobiście uważam, że pokolenie moich rodziców jest bardzo słabe ale to nie z winy ich młodego wieku przy zakładaniu rodziny a podejsciem do ich wychowania, modą jaka panowała, brakiem edukacji w temacie psychologii dziecięcej itd. Ja mam 25 lat i jako jedyna zdecydowałam się na powięszenie rodziny. Nie chciałam czekać aż będę mieć 30 pare lat, kredyt na mieszkanie, dobry samochód i kase na tripa do Tunezji raz w roku. I uważam, że radzimy sobie o niebo lepiej niż Ci 30 paro letni rodzice. Pracowałam jako niania kiedy miałam 20 i widziałam tych wszystkich nowobogackich rodziców, którzy już tak się dorobili wszystkiego i przygotowali na pociechy ze nie mieli na nich czasu, Konsola, zajecia dodatkowe, rowery bajery dobre wakacje, ale rodziców widzieli przez pare godzin w weekend i widziałam jak fatalny kontakt mają te dzieci z nimi. Sama się takim dzieckiem zajmowałam. Ja i mój mąż nie jesteśmy jacyś super dojrzali, lubimy się wygłupiać, mamy do siebie dystans, pamiętamy jak to jest być dzieckiem i takie sechy dają przewagę młodym rodzicom!Właśnie posiadanie dziecka dało nam ogromne pokłady motywacji, czytamy, dowiadujemy się, marzymy! Gdyby nie decyzja o dziecku to na pewno stracilibyśmy.Troche na opak, podjęliśmy ryzyko które nam się opłaci, bo teraz czujemy, że warto żyć i warto podążać za marzeniami. Myślę, że moje dziecko to deceni kiedyś, Kończąc-uważam, że czasami to ludzie dopasowują się do stereotypu- wpadka nastolatków?typowa katastrofa!Jesteśmy w przysłowiowej dupie, więc usiądziemy i bedziemy lamentować. Bo wszyscy będą mieli nas za nieudaczników, o nie!NIe skończymy kierunku, to już koniec, bez dyplomu ani rusz.”-Zamiast stanąć na wysokości zadania i korzystać z sytuacji! (zdaje sobie sprawę, że bywają też sytuacje kiedy wszystko się wali i nie jest różowo #byłamtamnieraz.
Ave Ci za ten tekst! A jeszcze bardziej, że jesteś facetem, który napisał ten tekst! 😀
Świetnie 🙂 To w dodatku zaraża innych szczęściem
Ehh, żeby było więcej takich mężczyzn z podejściem jak Twoje. A znam takich aż jednego – Ciebie 🙂
Fajny, inspirujący tekst. Ale jednak nie zgodzę się na uogólnienie, że decydujący się na dzieci trzydziestoparolatkowie (jestem jedną z nich) do pojawienia się potomstwa „trochę popracowali i spokojnie wegetowali” i „marnowali swoje życie”. Są różne, czasem trudne sytuacje, nie każdy w tak młodym wieku jest gotowy na podjęcie się roli rodzica, czy chociażby znajduje odpowiedniego partnera. A zarówno świetni, jak i beznadziejni rodzice zdarzają się w każdym wieku.
Zacytuję samego siebie, z jednego z komentarzy, bo faktycznie wspominam o wegetacji, ale nie twierdzę, że każdy wegetował. Stwierdzam jedynie, że było to możliwe.
„Absolutnie nie ganię w tekście ludzi, którzy pragnęli się wyszaleć, pozwiedzać świat czy rozkręcić biznes. Piję raczej do tych, którzy w wieku dwudziestu lat znajdują pracę, przez piętnaście lat się jej trzymają i nagle decydują się na dziecko. Bo przyznam, że nie mogę słuchać, jak znajomi w wieku 25 czy 30 lat opowiadają jak to nie mają na nic czasu i jak to zarobieni są. Przychodzą do domu o 16 i wegetują. Nic dziwnego, że później ciężko im się przestawić na tryb „mam dziecko, wypadałoby się nim opiekować”. Jeśli ktoś jednak korzystał z życia, to ma moje błogosławieństwo 🙂 Tym bardziej, że nie uważam posiadania dzieci za jakiś święty obowiązek każdej ludzkiej istoty :)”
Rozumiem, o czym piszesz. I dzięki za błogosławieństwo 🙂
Jako matka z przedziału dojrzałego (czyt. późnego) macierzyństwa potwierdzam, ze najgorsze są nocki i brak snu… czytałam twój post wczoraj, a dziś w nocy o nim myślałam jak bardzo zazdroszczę tej młodzieńczej umiejętności do regeneracji, jak już 3 godzinę próbowałam uśpić córeczkę dziś o 3 nad ranem …
Już nie jest tak łatwo naładować akumulatory na następny dzień…ale cóż, jak byłam młoda (młodsza :P) to potrafiłam nie spać całą noc i pójść do pracy „fresh and maker”.
A swoja droga idea „nienarzekania” bardzo mi się podoba…
U mnie w domu wisi taki plakat „I decided to be happy, because it makes more beautiful” :))) pzdr
U mnie kiedyś wisiał „Od jutra, biorę się do pracy” 🙂 Muszę teraz poszukać jakiegoś z podobnym brzmieniem do Twojego, bo podoba mi się zdecydowanie bardziej 🙂
Uwielbiam takie pozytywne teksty 🙂 A powiem Ci jedno. Wszyscy moi (i męża) znajomi łapali się za głowy jak się pobieraliśmy mając 23 lata. To samo robili jak mając 26 lat urodziłam dziecko. A mi się wcale nie wydaje, że to było wcześnie. Wręcz wolałabym wcześniej. Też staram się od jakiegoś czasu nie narzekać 😀
Ano u nas też wszyscy się łapali za głowy, a teraz kiwają tymi samymi głowami ze zrozumieniem, kiedy to oni stają się rodzicami, podczas gdy my już dzieci mamy prawie odchowane 🙂
Jestem zachwycona tekstem! 1, Jesteś Facetem. 2.Jesteś ojcem 3. Jesteś chyba dobrym człowiekiem. 😉
Myśle podobnie- tzn, że gwarancją sukcesu w każdej dziedzinie jest wiara w to, że sie nam uda, radość z małych rzeczy i odrobina ciekawości.. 😉 Ja mam 24 lata i Trzech Potworów. Uwielbiam ich. I wcale nie jest łatwo, ale to czego mnie nauczyli …Uff.. bezcenne. Czasem się wściekam, czasem płacze… ale kocham moje Potwory . Zostałam Matka..-bardzo wcześnie. Zupełnie nieodpowiedzialnie, zupełnie nieprzygotowana- jednak TO właśnie nauczyło mnie życia. I jestem pewna, że gdyby nie moje Chłopaki moje życie nie byłoby takie jakim jest teraz. Pozdrawiam
Najbardziej mi się podoba to, że jestem chyba dobrym człowiekiem 🙂 Dzięki 🙂
Podziwiam za trójkę dzieci. Serio. Ja mam dwójkę i chyba na trzecie by mi sił nie wystarczyło.
fajny tekst.
Ja tak samo myślałem o drugim. I o trzecim. I teraz o czwartym. Ale teraz chyba mam w końcu rację 🙂
Miałam ostatnio przyjemność goszczenia mamusi z dzieckiem. Więc grono dzieciaków powiększyło się do wymarzonej trójki – nie dało się ich okiełznać!!!! O Matko, co to był za hałas! A jaki bałagan! KOSZMAAAAR! Ja, pedantka, chyba jednak mam za mało siły na takie gromadki.
Jak ma się trójkę, to później jedno w tą lub jedno we w tą, nie robi różnicy 😉 W sensie chodzi mi o gości 🙂
Świetny tekst!
Uwielbiam ten wpis! Uwielbiam ludzi myślących w ten sposób!
A ja uwielbiam takie komentarze 🙂
Mam wrażenie, że ten wpis to lektura dla naiwnych.
Kipi z niego tak wiele pozytywnej energii! A to niestety tak nie działa. Miałeś to szczęście, że dostałeś od życia szczęśliwy los. Zgodzę się, że bardzo dużo zależy od nas samych, ale wielokrotnie życie samo rzuca kłody pod nogi. Z Twojego tekstu wynika że praktycznie zawsze Ci się wszystko udawało. Może miałeś kilka drobnych potknięć, jak np 18 miesięcy oczekiwania na pierwszego klienta. Wiesz co by było gdybym ja dzisiaj otworzył działalność i tyle czekał na pierwszą kasę? Wraz z żoną i dwójką dzieci wylądowałbym na bruku nie mogąc opłacić kredytu za mieszkanie. Nie chodzi o użalanie się, bo nigdy tego nie robiłem. Chodzi o pokazanie, że każdy przypadek jest inny. I nie zawsze jest tak kolorowo.
Nie zmienia to faktu, że jestem szczęśliwy. Mam wspaniałą żonę, dwójkę dzieci i masę roboty od rana do wieczora. Ktoś powie, że pieniądz dla mnie jest ważniejszy, że nie spędzam czasu z dziećmi (zgoda, mało się z nimi bawię, ale staram się to nadrabiać co jakiś czas). Tylko, że dzięki temu (mam nadzieję) będę mógł kiedyś wybudować dom, w którym obaj synowie będą mięli własne pokoje, i nie będą musieli się gnieść na 9m2 w swoimi małym dotychczasowym pokoiku. Teraz im to wystarcza, ale później? zaczną sprowadzać sobie koleżanki, kolegów…
Każdy do czegoś dąży. Jeden ma łatwiej, drugi trudniej.
Moi rodzice wyemigrowali gry miałem 19 lat, miałem szansę by być „szczęśliwym” na obczyźnie. Poszedłem jednak pod prąd i zdecydowałem, że spróbuję ułożyć sobie życie tutaj, w PL. Dzisiaj mam 30, mieszkanie, auto, rodzinę. Ale to nie koniec. Jeśli los pozwoli, przede mną jeszcze kilkadziesiąt lat życia. Mam co robić, mam do czego dążyć. I jedynie ja i moi bliscy mogą sprawić, że będę szczęśliwy podczas tej wędrówki, moja w tym głowa by oni również na tym zyskali pogodę ducha.
Większość dzieci gdy dostanie pałę w szkole broni się: „A jasiu ma 3 pały!”.
Zawsze powtarzałem, że należy równać się do lepszych nie do gorszych. Bo spać ze schodów jest bardzo łatwo. Ale iść ciągle w górę jest znacznie trudniej. I to właśnie pokazuje czy mamy ambicje, wolę walki. Czy jednak wolimy marazm, wegetację i narzekanie, że jest do kitu, że nie ma perspektyw, a dookoła są sami złodzieje.
Ale zamieszałem, jednak ciężko jest przedstawić tyle kłębiących się myśli w sposób logiczny i sensowny na raz 🙂
pozdrawiam
Pomimo namieszania, bardzo się cieszę, że napisałeś 🙂
To nie było tak, że 18 miesięcy czekałem na pierwszego klienta. 18 miesięcy załatwiałem wszystkie pozwolenia w naszym kochanym Państwie. W międzyczasie brałem co było, bo na 18 miesięczne czekanie pozwolić sobie nie mogłem. Nawet na miesięczne, jeśli mam być szczegółowym. I uwierz mi, że rozdawanie gazet, gdy ma się dwadzieścia parę lat, dwójkę dzieci i bardzo dużo osób Cię zna – nie jest czymś co nazwałbym szczęśliwym losem.
Co do 9m2 – ja z moim bratem, do 18 roku życia (a on jest starszy), mieściliśmy się na 6m2. Więc mogę zrozumieć, dlaczego chcesz osobnych pokojów dla swoich dzieci i dlaczego poświęcasz część czasu rodzinnego, na rzecz pracy. Nie bądź dla siebie taki surowy.
Fajnie jest zobaczyć, że nie wszyscy, którzy mają głowę na karku, wyjeżdżają. Że jest więcej ludzi, którzy postanowili ułożyć życie tutaj, mimo różnych przeciwności losu. A szczególnie miło jest zobaczyć, tak jak u Ciebie, że komuś się to udało 🙂
Mieszkam w niewielkiej miejscowości (15tys) gdzie sporo ludzi się zna, a większość nawet z widzenia. A co za tym idzie, w takich społecznościach łatwo o subiektywne, nie zawsze sprawiedliwe oceny tego kim jesteś, co masz i co robisz.
Wielokrotnie dochodziły do mnie anonimowe komentarze, typu: „nie ma ich całymi dniami, a dzieci ciągle u babci”. Na spotkanie z pociechami w ciągu dnia zostaje mało czasu, może 2 godziny wieczorem i pół godziny rano przed wyjściem do pracy. Całe szczęście, że jest ta babcia, bo pani przedszkolanka owszem, zaopiekuje się, ale już miłości nie da.
Baaardzo żaluję, że mam tak mało czasu na czytanie Twoich postów!!!Są świetne:)
Pamiętaj, że sen jest zbędny 🙂
Ej, ja też urodziłam mając 19 lat! Coś co miało być karą stało się błogosławieństwem 🙂
Musimy chyba jakiś klub założyć 🙂
Nie wiem nawet za bardzo co napisać. Dziękuję, że poprawiłeś mi ten dzień, naprawdę. Znów zaczyna mi się chcieć i żyć. Może i jestem naiwna (jak to stwierdził patryk siuta w swoim komentarzu), ale coś jest pokrzepiającego w takich historiach, coś co daje kopa i nie pozwala mi się poddawać.
Dziękuję Ci za energię, którą naładowujesz każdy post.
Jak dalej będę dostawał takie komentarze, to prędko mi tej energii nie braknie 🙂
Bardzo pozytywny tekst:) Ja sama zostałam mamą jako 21 latka, i to w okresie kiedy nie czułam się jakbym przekroczyła 20. Można się uczyć, można pracować, można założyć firmę, można zmienić plany 10000 razy, można i podróżować i to wszystko z dzieckiem. Oczywiście wymaga to różnych okoliczności: wsparcia,organizacji i czasu i oczywiście nie jest to droga usłana różami. Ale to nie tak, że młodzi rodzicie popadają masowo w depresję i że już w ogóle koniec życia, jak to wiele osób sądzi. Z niczego się nie cieszą i myślą tylko o tym jak związać koniec z końcem. Aczkolwiek mogę wypowiadać się tylko za siebie, bo każdy człowiek ma swoją indywidualną historię, zarówno tę wczorajszą jak i jutrzejszą. Pozdrawiam:)
Ja dalej się nie czuję jakbym przekroczył dwudziestkę 🙂 Pewnie coś tam poczuję, jak przekroczę kolejną dekadę, ale na razie dobrze się czuję z moim młodzieżowym duchem 🙂
świetnie się to czyta! ja też czekam na trzecie dziecko i jestem z tego dumna,że zostałąm w mlodym wieku matką z wyboru! i śmieszy mnie reakcja społeczeństwa na rodziny wielodzietne- u nas od razu padlo pytanie: wpaaadka?
no jaaaa…. nie można tak po prostu, z wyboru???
„I jak wy sobie teraz dacie radę?!” bawi mnie do dziś 🙂
Tez zoatalam mama w wispy 19 lat, kiedy to moje kolezanki jezdzili na imprezy I co tydzien mieli innego mezczyzne u boku. A ja? Od zawsze bylam inna . Ksiazki itp. I poznalam meza fakt 8 lat starszego ludzie ktorzy nas mijali I mijaja pod nosem mowia Boze ona taka mloda co ona w nom widzi? Teraz mam 21 lat maz 29. Corka 14 miesiecy I… Jestem cholernie szczesliwa ze wybralam taka droge:-)
Jejku, jak to możliwe, że dopiero teraz Cię znalazłam w odmętach Internetu, Chłopie ? 😀 Genialny artykuł, genialny blog, naprawdę inspirujący. Też jestem młodą mamą. Mam 20 lat i ponad 4 miesięcznego synka. Zgadzam się z Tobą w stu procentach w kwestii rodzicielstwa w młodym wieku. W dodatku jesteśmy z tego samego miasta 😉 Pozdrawiam ciepło 😉
Pierwszy czytelnik z Bielska! 🙂 Yeah! 🙂
Ależ się cieszę, że tu trafiłam! Dzięki Ci, Blog Ojcze, za ten tekst-i za kilka innych, które już zdążyłam przeczytać. To chyba pierwsza noc, jaką zarwałam w internecie, z której wyniknie coś naprawdę dobrego-dla mnie i dla moich dzieciaków 🙂
„Ależ się cieszę, że tu trafiłam!”
Zatem również się cieszę, że tu trafiłaś 🙂
Świetny tekst, który daje do myślenia, a także kopa do działania. Dzięki. Pozdrawiam
Dzięki 🙂
Tak, mam 28 lat.
Tak, mam dwójkę dzieci.
Tak, mam pracę w której nic nie muszę, a chcę.
I pewnie, że nie zawsze było super, bo zaczynaliśmy od mieszkania u moich rodziców wraz z synem. Ty rozdawałeś gazety, ja rozdawałem ulotki. Skończyłem liceum humanistyczne, poszedłem na studia IT, nie skończyłem, bo uznałem je za stratę czasu. Ale na pracę w IT się uparłem. Najpierw jako zwykły serwisant, teraz jako programista. I wiele razy mówili mi, że „musisz mieć jakąkolwiek pracę, utrzymać rodzinę”. Ale ja nie chciałem mieć jakiejkolwiek pracy. Nie chciałem pracować po 12 godzin, żeby „jakoś” przeżyć.
Dziś jestem – jak sam o sobie mówię – humanistycznym tępakiem bez studiów. Nadal w IT. Do pracy chodzę, gdy chcę, pracuję, gdy chcę. Jak dzieci są chore to pracuję z nimi w domu. Da się.
I wiesz co jeszcze powiem? Mamy czas, gdy inni go nie mają. Zawsze jesteśmy chętni na wyjście ze znajomymi: razem, osobno, z dziećmi lub bez, bo jeśli trzeba, to dzieci chętnie zostaną u babci. Tylko rzadko gdzieś wychodzimy, bo inni czasu nie mają. Ci zalatani, zabiegani, prawie-trzydziestolatkowie, bez dzieci. Nie mają czasu. Nie mają kiedy. Serial leci. Nie da rady.
Wszystko się da, problem jest w ludziach.
Heh, ja natomiast jestem ścisłowcem, któremu wszyscy wróżyli karierę matematyczną, a który skończył z nosem w książkach i pisaniem bloga 😉 Ciekawie się piszą ludzkie historie.
Najbardziej mnie jednak boli, że nie ja jeden borykam się z tym, że wszyscy moi znajomi nie mają czasu. Ci z dziećmi i ci bez, ci młodzi i ci starsi. Wszyscy gdzieś lecą, wszyscy się gdzieś spieszą, a nikt nie ma czasu usiąść i pogadać. Zatrzymać się i zrelaksować. To jest niesamowicie przykry obraz. I w takich sytuacjach jeszcze bardziej doceniam jak ważną rolę spełnia rodzina w życiu każdego człowieka.
Kolega przesłał mi link do bloga dla (jak widać nie tylko) tatuśków….
To o czym piszesz jest ŚWIĘTĄ PRAWDĄ!! Wszyscy moi najbliżsi znajomi zaczynali od prac za kilkaset złotych. Ja sam w wielu 15 lat latałem z plakatami po W-wie.. trochę sytuacja w domu, ale trochę moja chęć działania.. Kolega spytał czy chcę – chciałem….
Dzisiaj wszyscy coś robią.. zarabiają.. nie mówię, że się przelewa.. ale mają gdzie mieszkać, czym jeździć.. i mają dzieci i żyją… tak zwyczajnie z dnia na dzień.. raz jest wesoło, a raz mniej… ale każdy jest zadowolony…
… i jak mi ktoś gada: Bo Polska mi nie daje, bo mi nie zapewniają… myślę sobie: to sp… tam gdzie Ci dadzą…. W moim kraju, gdzie politycy kłócą się o pierdoły, skupiają się na sobie itd… a ja mówię: dajcie mi/nam żyć i niech nie będzie gorzej.. to już będzie lepiej….
Dobry tekst.. pozdro…
Dokładnie tak samo było u mnie. Kolega zapytał czy chcę rozdawać gazety i chciałem. Problem był jednak w tym, że byłem piątą czy dziesiątą osobą, którą zapytał. Innym się nie chciało. I dzisiaj też się im nie chce. Proste prace polegające na tym, byle tylko odwalić swoje, byle do piątku. I tak co tydzień, byle do urlopu. Nie powiem, że ich życia są bez perspektyw, bo to są ogarnięci ludzi w dużej części. Oni mają naprawdę spore perspektywy. Wystarczyłoby się bardziej przyłożyć do pracy i za 5 lat mogliby zarabiać trzy razy tyle co dzisiaj, bo pracują w dużych firmach. Jednak oni są zupełnie bez chęci. Nie jest im dobrze, ale jest wystarczająco, żeby nie musieć się starać o więcej. Z jednej strony ciągle mówią „za mało nam płacą”, a z drugiej strony nie robią nic, aby to zmienić.
Co do kłód pod nogami, to ja sobie kiedyś wziąłem do serca tekst: „Życie jest ciężkie. Włóż kask.” 🙂
19 lat to jeszcze nie jest wczesne rodzicielstwo 😉
Ach,jak milo sie to czyta…Jeszcze sa normalni,cieszacy sie zyciem ludzie,ktorzy nie marudza jak to zle maja w zyciu i ze nie moga znalezc pracy bo trzeba miec znajomosci…Pozdrawiam serdecznie cala rodzinke!!!
Pozdrawiam równie serdecznie 🙂
Dziękuję za ten wpis.
Ostatnio życie wali mi się na głowę, a każdy dzień napawa przerażeniem, gdy w głowie pojawia się myśl: „Co to dzisiaj będzie?” Każde podejmowane działanie kończy się porażką. Marzenia uciekają spod palców, choć czuje się już ich fakturę pod opuszkami.
I nagle pojawiają się ludzie, którzy pokazują, że czarna rozpacz nie ma najmniejszego sensu, że nie warto rozpaczać za czymś, czego już nie ma, bo być może to nie to miejsce i czas na zrealizowanie marzenia. Uświadamiają mi, że porażki nie są końcem świata, a tylko krótkim przystankiem na drodze życia, że jak się zdarzą, trzeba przejść nad nimi, wyciągnąć wnioski i iść dalej, bo siedzenie w miejscu zaowocuje tylko hemoroidami 😉
Jeszcze raz dziękuję i życzę wielu sukcesów na każdym polu. Żeby firma nie przynosiła strat, dzieci nie przynosiły smutku, a życie nie kopało 😉
Pozdrawiam
tatsu
Śledzę Blog Ojca już od jakiegoś czasu i to z dużą przyjemnością, jednak przy tym poście muszę stanowczo zaprotestować.Ja już z pewnością nie jestem młodą matką, chociaż moje dzieci to jeszcze przedszkolaki, ale sądzę że czy jest się rodzicem wcześniej czy później to nie ma dużego znaczenia. Oczywiście są aspekty fizyczne, których nie przeskoczymy. Znam wielu młodych rodziców, którzy utknęli gdzieś między pracą a marudzeniem na stan służby zdrowia, a swoje dzieci najchętniej podpięli by na stałe do TV, z resztą w ogóle się zastanawiam po co je mają. Znam też wielu dojrzałych rodziców, którzy potrafią cieszyć się swoim rodzicielstwem i tryskać energią. Ja cieszę się moimi dziećmi każdego dnia i chcę aby one czuły się bezpieczne, kochane i żeby widziały piękno, które je otacza. Dzieci dają siłę, motywację do działania i pozwalają na odkrywanie w sobie nowych pasji i talentów (niezależnie od wieku), dzięki nim i dla nich powstał http://pajaczeklukasz.blogspot.com/ Wchodźcie i czytajcie 😉
„Po niedługim czasie miałem już pierwszą pracę. Zostałem gazeciarzem. Nic wielkiego, ale dla nastolatka stanowiła dopust boży”. Dopust boży – seriously?
Seriously. Praca w godzinach 6-9, więc nie kolidowała ze szkołą, a zarabiałem 600-700 zł za miesiąc.
Ale to przecież dobrze, prawda? Ja to bym nawet teraz nie wzgardziła dodatkowymi 700 zł za pracę, którą kończyłabym o 9 rano.
Człowiek tyle lat żył w błędzie co do znaczenia słów „dopust boży” – dzięki za zwrócenie uwagi 😀
O nie wiedziałam, że jesteśmy równolatkami…i Dziabongensy sobie sprawiliśmy w tym samym wieku 🙂 Z tą różnicą, że ja uparcie pozostaję mamą jedynaka 🙂 Bardzo mi się podobał ten tekst, chyba muszę jeszcze częściej do Ciebie zaglądać, a nie tylko szwendać się po fanpejdżu.
Bardzo mi miło, zapraszam 🙂
Tak, to jest problem naszych czasów, odkładanie dziecka na później. Gdybym mogła cofnąć czas, to dzieci byłyby dużo wcześniej; ma się wtedy dużo więcej siły i zapału, niż po trzydziestce. Pozdrawiam
Bardzo motywująca historia 🙂 Życie różnie się układa, ale trzeba z podniesioną głową iść do przodu i po prostu, najzwyczajniej w świecie cieszyć się życiem! 🙂 Pozdrawiam!
Czytam Cię już kilka lat i nie wiem jakim cudem ominęłam ten tekst. Jest boski! Ja miałam pierwsze dziecko w wieku 23 lat i ile to ja się nasłuchałam, że za młoda, ile spojrzeń wyrażających politowanie musiałam unieść to moje. Gdy miałam 25 lat miałam już firmę- żłobek i przedszkole. Kamilu- jesteś wielki w tym co robisz i rób to aż do końca świata!!! ❤️❤️❤️ Link do Twojego bloga jest w moich ulotkach dla rodziców 🙂
Pozdrawienia dla Matka Prezesa!!!
Wybacz, że dopiero teraz, ale bardzo dziękuję! 🙂 Jakby się dało te ulotki kiedyś zobaczyć to byłoby super! 🙂
Ja zazdroszczę. Mam dwójkę dzieci i… nie jestem wcale szczęśliwy z tego powodu. Brakuje mi czasu na wszystko, nawet na to, żeby pomyśleć o tym co mogę zrobić dla swoich dzieci. A do tego nadal chciałbym jeszcze coś robić „poza” domem i zwykłą biurową pracą. Nie wspomonając o dużej presji, co by się stało, gdyby ja czy żona zachorowała.
Pieniędzy mamy dość, ale nie mamy nawet możliwości ich wydać na coś co nas ucieszy, bo dzieci mocno ograniczają. A nie jesteśmy tacy obrotni, żeby umieć robić trzy rzeczy naraz, jak niektórzy. Ja przynajmniej nie wiem, czy to był dobry wybór, by mieć drugie dziecko.
Chodzi mi tylko o pokazanie, trochę dla kontrastu (i może nawet pewnej przekory), że są też inni ojcowie, i inne sytuacje.
Bardzo fajny i pouczający tekst. Dziękuję!
Wszystko jest kwestia podejścia i nastawienia. Ja zawsze mówię ze nie ma co się załamywać bo suma szczęścia w życiu równa się zero. Jeśli jest gorzej to przyjdą chwile ze będzie lepiej.
Bardzo pozytywny wpis:) Oby więcej takich 🙂
Chciałbym polecić wszystkim mamą bloga https://www.phamily.pl/blog/artykul/zabkowanie-jak-przetrwac-i-co-robic-gdy-domowe-sposoby-nie-wystarczaja.html tutaj czytałam bardzo pomocny wpis na temat ząbkowania u dzieci. Bardzo ważny temat poczytajcie polecam.
Mam 31 i nie żałuję,że po 20 nie założyłam rodziny bo teraz widzę ile dużo rzeczy by mnie ominęło.