W Paryżu dzieci grymaszą. I to jak diabli.
To nie jest atak
Nie piszę tego tekstu po to, aby ponarzekać na paryskie, francuskie czy jakiekolwiek inne dzieci (a narodowości było w Paryżu naprawdę sporo). Piszę go po to, aby odczarować nieco pewne stereotypy, z którymi się spotkałem. Stereotypy, że jak jakieś dziecko jest niegrzeczne na lotnisku, to na pewno polskie. Że jak kładzie się na ziemi i wrzeszczy to na pewno z kraju nad Wisłą. I że jak jakiś rodzic krzyczy na dziecko, to na pewno Polak. Otóż nie. „Nawet” w Paryżu dzieci grymaszą. I to jak diabli.
Tytuł tekstu jest oczywiście nawiązaniem do książki „W Paryżu dzieci nie grymaszą”.
„Niewychowane” dzieci
Będąc tutaj przez zaledwie cztery dni, widziałem dziecko (nie miało nawet 10 lat), które wychodząc z muzeum z Luwrze, jeszcze na schodach „charknęło” i splunęło na ziemię (zresztą dokładnie tak samo jak jego tatuś). Widziałem dwunastoletnią (mogła mieć nawet mniej) dziewczynkę wystylizowaną na dorosłą kobietę, ubraną i wymalowaną bardzo wyzywająco.
Widziałem ojca, który na przepychankę dzieci (na oko sześć i dziesięć lat) na ruchliwej ulicy zareagował uderzeniem jednego i drugiego dziecka. A dzieci nie przestały się bić, więc poprawił jeszcze raz:
Zrobił to pomiędzy jednym papierosem, a drugim, podczas gdy ich matka wpatrywała się w ekran telefonu. Co najgorsze: działo się to w tłumie ludzi i nikt nie zareagował. A jestem pewny, że co najmniej kilka osób mówiło w tym samym języku (reagowanie, gdy nie zna się języka może być ciężkie). Niestety dzieci po każdym uderzeniu tylko bardziej się nakręcały i coraz bardziej chciały uderzyć rodzeństwo (bo ojca się nie odważyły, a na kimś gniew musiały wyładować).
Nie mamy tego na wyłączność
Problemy wychowawcze nie są jakimś naszym znakiem narodowym (chociaż czasami tak mi się wydaje, gdy przeglądam stare media, które opowiadają tylko o tym jak to jesteśmy nieodpowiedzialnymi rodzicami). To się dzieje wszędzie. Żadne z powyżej opisanych zachowań nie dotyczyło Polaków. Dotyczyły one Francuzów, Włochów i Hiszpanów (akurat te trzy, ale różnych nieodpowiednich zachowań znalazłbym więcej i narodowości również).
Nie mówiąc już o tym, że dzieci wszystkich narodowości są w Paryżu ciągnięte jak jeden mąż, aby stać w dwugodzinnych kolejkach do różnych atrakcji, w 30 stopniowym upale i jeszcze ich rodzice się później złoszczą, że owe dzieci są marudne (sic!). Dorośli tego nie wytrzymywali, a co dopiero dzieci.
To są zachowania spotykane niemal wszędzie
Jak pisałem we wstępie, nie piszę tego, żeby pokazać jakie to dzieci są w Paryżu wybitnie niewychowane czy, że jesteśmy w jakimś stopniu lepsi, bo my tak nie robimy (nie oszukujmy się – u nas też znaleźliby się tacy rodzice). Tym bardziej nie pokazuję tych przykładów, abyśmy brali z nich przykład.
Moim celem jest jedynie pokazanie, że na całym świecie są rodzice, którzy sobie nie radzą z wychowaniem i że na całym świecie są dzieci, którym brakuje odpowiedniego przewodnictwa. Chcę pokazać, że nawet w kulturalnej stolicy Europy, zarówno dzieci, jak i ich rodzice mają takie same problemy jak my w Polsce. I że bycie dobrym rodzicem nie jest uwarunkowane genetycznie, ani geograficznie.
Dzieci grymaszą na całym świecie
Dlatego też nie ma co wierzyć w to, że „Dzieci w Paryżu (czy jakimkolwiek innym kraju) nie grymaszą”, bo większość problemów wychowawczych jest uniwersalna i dotyczy niemal każdego kraju i każdej narodowości (podobno jedynie z chińskimi dziećmi nie ma problemu, ale to dlatego, że ich rodzice znają Kung Fu ;). Więc na osłodę, możecie sobie pomyśleć, że jeśli wasz kilkulatek wpadł właśnie w furię, to na pewno jakiś Francuz, Włoch, Hiszpan, Holender i Portugalczyk też właśnie przez to przechodzą. A najlepiej będzie jak wyobrazicie sobie dziecko, które w furii krzyczy na rodziców po niemiecku albo po czesku :) U mnie zawsze działa :)
Polecam też tekst Dwie cechy, które definiują dobrych rodziców.
Prawa do zdjęcia należą do Gadjo.
Ciekawa sprawa. Kiedyś (jako dziecko, potem nastolatka) postrzegałam dzieci w Niemczech jako bardziej odważne, bezpośrednie i wychowywane w dużym luzie. Wszędzie było ich pełno, były głośne i nikt im specjalnie nie zwracał uwagi. Nie wiem, jak dzisiaj, ale kiedyś dość powszechne było zwracanie się do rodziców po imieniu. Dla mojej babci to było coś dziwnego i nie raz powtarzała, że w Polsce to dzieci są lepiej wychowane (czyt. grzeczniejsze, bardziej kulturalne itp.). Patriotką była zawsze, stąd ten dość wyidealizowany obraz, ale różnice były widoczne. Dziś one się zacierają (czy to w temacie dzieci czy rodziców), dokładnie jak piszesz.
Ja tam wcale nie uważam, że dzieci, które mówią do dorosłych po imieniu są „dojrzalsze”. Dla mnie to właśnie oznaka braku dojrzałości i braku wychowania.
Odnoszę się jednak do Polski, bo w wielu krajach zwrotu „Pan/Pani” się nie używa w takim stopniu jak u nas.
We Francji dzieci do pewnego wieku zwracają się na „Ty” do dorosłych w tym na przykład do pani w szkole. Kiedy jednak idą do CP, czyli takiej naszej pierwszej klasy zaczynają uczyć się form grzecznościowych. Poza tym tutaj mówienie sobie po imieniu jest czymś normalnym, nie jest to jednak to samo, co mówienie sobie per „Ty”, bo do imienia dopasowuje się czasownik w formie grzecznościowej ;)
Ja tam lubię formę YOU. Nie może od razu po imieniu ale Mamo, Tato mnie by się podobało. Zmniejsza się dystans, rodzi się komunikacja.
Znaczy ja też jestem zwolennikiem takiego kontaktu, ale w naszym języku jest on niestety niemożliwy, bo u nas są inne uwarunkowania kulturowe.
Z kolei ja się nie zgodzę z polskim systemem wychowania. Rodzina powinna być naturalnym środowiskiem dla dziecka, więc zwracanie się po imieniu jest jak najbardziej uzasadnione. Dzięki temu więzi między dziećmi i rodzicami nie są ograniczające, a relacja jest bardziej naturalna i mniej hierarchiczna.
Bo dzieci są wszędzie takie same. Tak samo zareagują na niemiecką obelgę, włoski monolog umoralniający, francuski policzek, czeskie szarpnięcie czy chiński kop z półobrotu.
Chińczycy nie muszą kopać. Oni zrobią tylko swoje „Uuiiiiii…” i już dziecko wie, że ma przechlapane ;)
Znam i takich Francuzów co spojrzą w odpowiedni sposób i dzieci reagują tak jak opisałeś Chińczyków ale to wychodzi ,, z domu”. ;). Swoją drogą w koncu znalazłam coś co obala to że ,, w Paryżu dzieci nie grymaszą ” a pewnie że tak. Wiele razy widziałam te zachowania o których piszesz a nawet gorsze ale wtrąć się komuś to nie wiadomo czy sam nie oberwiesz. Kiedyś np taki 9 -10 latek splunął mi w twarz mówiąc,że mam wracać skąd przyjechałam. Ojciec zero reakcji co do dziecka za to już była reakcja na to,że śmiałam wogole o tym powiedzieć. Bicie… Czytaj więcej »
Ja już się kiedyś nasłuchałam od bezdzietnej singielki, jak to w Maroko wartości rodzinne są ważne i tam dzieci są super wyluzowane i nie wyją w autobusach – „nie to co u nas”. Pozostało mi jedynie milczeć i nie rozbijać motyką betonu.
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma :)
Widziałam kilkuletnie dzieci krzyczące na rodziców po niemiecku. Nie znam niemieckiego, ale po tonie i słowach krzyczały pewnie mniej więcej coś w stylu „jak mi nie dasz tej zabawki to cię rozstrzelam!” :P
Myślę, że dla nas każde dziecko krzyczące po niemiecku będzie tak brzmiało :D Ale teraz bawi mnie to jeszcze bardziej :D
Po niemiecku nawet wyznanie miłości brzmi jak rozkaz rozstrzelania :)
„Ich liebe Dich, meine Gertrude!”
a co ciekawe, to my dla nich brzmimy groźnie ;) Dzielimy z sąsiadami ścianę [my mamy kuchnię a oni za ścianą łazienkę], sąsiadka kiedyś przyszła na kawę i pyta „a wy się pokłóciliście? słyszałam takie dziwne słowa” ;)
A to mnie jakoś szczególnie nie dziwi.
Ja w ogóle mam uprzedzenie do tego języka jeszcze po liceum…
uprzedzenia do polskiego?
Heh, do naszej rodzimej mowy nic nie mam. Chociaż, jak widać, mógłbym popracować nad jaśniejszym formułowaniem swoich myśli :)
Chodziło mi o uraz do niemieckiego. Jakoś od der, die, das, bardziej pociągało mnie doskonalenie mowy Shakespeare’a. Pewnie przez to, że w tym języku była dostępna większość gier :)
Oczywiście, że dzieci w Paryżu grymaszą.Patrz na przykład moje. Wychowuję dzieci według metody prób i błędów i powiem tak. Jest wiele fajnych zasad francuskich, na przykład tych dotyczących zachowania się przy stole, czy ogólnie zywienia, które bardzo staram się wsprowadzać w życie w naszej rodzinie. Uważam, że model francuski jest dużo zdrowszy. Natomiast to, co mi się tu nie podoba, to fakt, że Francuzi biją swoje dzieci. Niejednokrotnie interweniowałam w parkach, kiedy dzieci dostawały klapsa lub co gorsza w twarz. Niestety w tej kwestii jest jeszcze gorzej niż w Polsce. Chociaż są tacy, którzy twierzą, że nigy nie widzieli Francuza… Czytaj więcej »
Aż nie chce się wierzyć, że to jest aż tak nagminne. Przecież tyle się o tym mówi u nas w kraju – u nich (u was) tego tematu nie poruszają?
A co nawyków żywieniowych – opowiesz coś więcej?
To jest niestety tak, że u nas/u Was w Polsce już od dobrych kilku lat trąbi się o tym, że dzieci się nie bije i świadomość powoli zaczyna się zmieniać, podczas gdy tutaj takiej dyskusji nikt w ogóle nie chce podejmować. Francuzi żyją w przekonaniu, że klaps od czasu do czasu nikogo nie zabił a prawa do karcenia dzieci nikt im nie odbierze. Ewentualnie mogą zrezygnować z płaskich w twarz, bo to no może faktycznie jest zbyt upokarzające. Za każdym razem, kiedy widzę dziecko, które za nic praktycznie dostaje w twarz, wszystko mi się w żołądku przewraca. Niestety moje uwagi… Czytaj więcej »
Ja też mieszkam we Francji i zgadzam się z Joanną. Bicie dzieci jest tu normalne – stosuje się zimny wychów. Mnie też to bulwersuje, ale taką tu mają kulturę. Książka „W Paryżu dzieci nie grymaszą” może się podobać lub nie, ale z mojego doświadczenia opowiada bardzo prawdziwie o francuskim wychowaniu we wszystkich jego aspektach. Aż mnie to zdziwiło, jak bardzo prawdziwa jest ta książka. No i wiadomo, są plusy i minusy. Ja też czerpię z kultury kulinarnej Francuzów i bardzo sobie to chwalę (w skrócie: celebracja posiłków, zróznicowana kuchnia, podawanie posiłków o stałych porach i brak podjadania – to prawda,… Czytaj więcej »
„Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma” – ta złota myśl, wyświechtany frazes sprawdza się się w przygniatającej większości sytuacji. Oczywiście, że to nie tylko w Polsce dzieci są „rozwydrzone” (mam wręcz wrażenie, że jeżeli już, to jest raczej przeciwnie), nie tylko u nas spotykamy patologię na ulicach, nie tylko w naszym kraju jest brudno. Kilka (może nawet kilkanaście) lat temu spotkałem Irlandczyka który strasznie mnie zaskoczył, bo powiedział, że największe zaskoczenie dla niego w Polsce, to jakie mamy czyste miasta. Pamiętam też, moją pierwszą wizytę w Pradze (jeszcze w latach 90 tych) i szok ile tam śmieci i brudu.
Ja mieszkałam jakiś czas w paryżu i najbardziej co mnie zszokowalo, to dziewczynki ubrane i zachowujący się jak lolitki. We Francji większość dzieci wychowywanych jest przez państwo bo nawet 3-letnie dzieci często siedzą w przedszkolu do wieczora bo rodzice pracują. To nawet nie dziwię się że potem tych rodziców nie słuchają
No to jest masakra. Nie wiem ile z tych dziewczyn było pochodzenia francuskiego, ale jest tam cała masa takich 10-14 letnich dziewczynek, które próbują być już dorosłymi kobietami. Masakra.
A co niby w tym szokującego? Ich ubiór – ich wolność.
Mam inna perpektywe, bu w UK, tu maja glownie fetysz francuskiego podejsca do karmienia dzieci i grymaszenie odnosi sie glownie do zachowania przy stole. Nie wiem na ile to prawdziwe, ale rzeczywiscie dziecieca dieta brytyjska bywa dziwna ;)
Możesz coś przybliżyć? :)
Na temat fetyszu czy brytyjskiego karmienia? Fetysz sie najbardziej objawia wlasnie we wspomnianej ksiazce (chociaz jest autorstwa Amerykanki, podejscie jest bardzo podobne). A karmienie opiera sie na zalozeniu, ze dziecko musi jesc jedzenie „dla dzieci” – czytaj bez smaku, smazone i bezpieczne. Sama sie juz do tego przyzwyczailam, jemy tak w restauracjach bo rzeczywiscie jest latwiej (fasolka w sie pomidorowym rzadzi u nas przy kazdej okazji), ale z tego co wiem sporo dzieciakow je to samo rowniez w domu. Nie bylam w Francji od czasow wlasnego dziecinstwa wiec nie wiem o ile idealizacja tamtejszego karmienia dzieci jest uzasadniona ;)
Dzięki :)
W krajach rozwiniętych dzieci grymaszą pewnie o wiele bardziej przez to, że mają mniejszy kontakt z zapracowanymi rodzicami. Dziecko, które jak niczego innego pragnie i potrzebuje kontaktu i bliskosci rodzica, otrzymuje jakieś marne 5 minut dziennie. Dlatego dzieci w takiej np. Amazonii są grzeczniejsze, radośniejsze i spokojniejsze.
W niepokojącym kierunku się zatem rozwijamy. Bardzo niepokojącym.
Książka o tym tytule była najgłupszą jakiej nie doczytałam do końca. Sprowadzona do jednej reguły – każ swoim dzieciom czekać, a to rozwiąże wszystkie Twoje problemy. Codziennie takie akcje zdarzają się na pewno na całym świecie i nikt nie reaguje. Cześć nie wie co robić, cześć nie ma czasu, cześć ma to gdzieś, a cała reszta się boi. Oprawcy i samych siebie – czymogę komuś zwrócić uwagę, skoro sam robię coś podobnego?
Też mi się wydaje, że problemy wychowawcze są podobne na całym świecie. A u nas wbrew pozorom mogą być stosunkowo mniej widoczne, przez jednak dosyć tradycyjne wychowywanie dzieci i tzw. „krótkie trzymanie”.
Tak jak w Paryżu można znaleźć rodzica, który popchnie swoje dziecko, tak i u nas.
I tak jak za naszą zachodnią granicą dzieci pyskują na rodziców, tak i u nas to robiły i robić będą.
Pozostaje mieć nadzieję, że w każdym z tym miejsc, coraz więcej będzie rodziców, którzy będą po prostu mądrymi ludźmi i którzy będą potrafili dobrze pokierować rozwojem swoich dzieci.
Wręcz przeciwnie. Polskie wychowanie jest aż zbyt konserwatywne, i z tego później się rodzi wiele roszczeniowców, czy księżniczek i facetów spełniających nich zachcianki. Polski system wychowawczy kładzie nacisk nie na rozwój jednostki, a podporządkowanie się jakimś sztucznym ,,autorytetom”.