Ważna prawda o rodzicielstwie, którą zdradził mi pewien doświadczony ojciec
Niby prosta, ale niosąca ważny przekaz.
Siła tkwi w prostocie
Będąc w Irlandii przez kilka ostatnich dni, miałem okazję poznać wielu ludzi, z niemal każdego zakątka świata. Z wieloma rozmawiałem, jednak rozmowa z pewnym Irlandczykiem najbardziej utkwiła mi głowie. Miał czterdzieści parę lat i dwójkę synów w wieku 12 i 15 lat. Był również wielkim pasjonatem w pewnym temacie (gry fabularne). Kiedyś starał się przekonać swoich synów do swojego hobby, ale tylko jeden był zainteresowany. Widać było po nim, że mimo nieudanych dotąd prób, bardzo by chciał, aby jego chłopcy jednak się do tego przekonali. Kierowany ciekawością zapytałem go, co w przypadku, jeśli jednak mu się to nie uda. Pomyślał przez chwilę i powiedział:
– To w porządku.
Oczywiste, ale nie dla wszystkich
Ja wiem, że taka odpowiedź może nie być dla niektórych zaskoczeniem, ale w dzisiejszym świecie, w którym powstają konkursy piękności dla małych dziewczynek, aby ich mamy mogły się spełniać kosztem własnych dzieci (oczywiście nie zawsze, ale jednak bardzo często tak właśnie jest), ta odpowiedź była dla mnie jak powiew świeżości. Szczególnie jeśli zauważymy również tych wszystkich rodziców, którzy wożą swoje dzieci pięć razy w tygodniu na pianino, balet, piłkę nożną i śpiew nie dlatego, że dzieci mają taką potrzebę, ale dlatego, że rodzice mają. Bo oni sami o tym wszystkim marzyli i teraz próbują nadrobić to poprzez swoje dzieci.
Co jest w tym takiego ważnego?
Długo się zastanawiałem co mnie tak urzekło w tym jednym prostym zdaniu i po czasie stwierdzam, że był to chyba szczególnie ten brak nacisku. Nacisku, który jednak niestety tak często jeszcze spotykam. Nacisku na bardzo dobre oceny ze wszystkich przedmiotów, bo ojciec jest wymagający. Nacisku na nieskazitelny porządek w pokoju, bo mama tak lubi. Nacisku na odpowiedni (wg rodziców) ubiór. Nacisku na podążanie śladami rodziców. Nacisku na konkretną ścieżkę rozwoju, która „da dziecku pracę” i nacisku na porzucenie każdej innej, „mało wartościowej” (oczywiście mało wartościowej wg rodziców).
To w porządku, że moje dzieci chcą iść własną ścieżką
„To w porządku. Moje dzieci to nie są moje klony. Moje dzieci mają prawo do własnych zabaw. Mają prawo do własnych marzeń. Mają prawo do własnych pasji. Ja mam swoje życie, one mają swoje. I to jest w porządku. Oczywiście byłbym zachwycony, gdyby zainteresowały się tym, czym ja się interesuję, ale to nie jest mi niezbędne do szczęścia. Jeśli tak się stanie – to w porządku. Jeśli tak się nie stanie – to również jest w porządku.”
On oczywiście nie powiedział tego wszystkiego, ale to wszystko było zawarte w tym jednym prostym stwierdzeniu. I chyba właśnie dlatego tak bardzo mnie to oczarowało.
Prawa do zdjęcia należą do Stefano.
Odkąd wiedziałam, że zostanę mamą, powiedziałam mężowi i sobie, że nigdy, ale to nigdy nie będę wybierać zajęć dodatkowych ZA moje dziecko. To ona ma zdecydować czy i jaki rodzaj zajęć jest dla niej odpowiedni. Jeśli będzie mnie stać, zrobię wszystko, by mogła spełniać się w swojej dziedzinie. Pokazuję jej jednak różne drogi – sport, rysunki, zajmowanie się zwierzętami, języki obce. W późniejszym czasie sama dokona właściwego dla niej wyboru.
Co do „Jeśli będzie mnie stać, zrobię wszystko, by mogła spełniać się w swojej dziedzinie.”, to polecam ten tekst: http://segritta.pl/nie-realizuj-marzen-twojego-dziecka/
Dzięki za podrzucenie świetnego tekstu ! :) Tak, ja z tych niezamożnych, więc i ja doceniałam zabawki, sama załatwiłam sobie treningi siatkówki i sama od 15 roku życia marząc o kolczyku w języku, zrobiłam go mając lat 19, zarobione pieniądze i satysfakcję ze spełnionego marzenia. Tego chcę nauczyć, pokazać mojej córce. W tym kontekście użyłam słów :”jeśli będzie mnie stać” :) Pozdrawiam
Ja niczego nigdy nie narzucałam synkowi. Ale pokazałam mu to co mnie fascynuje. Dziś oboje kochamy konie, może za kilka lat mu to minie i znajdzie coś swojego. Póki co cieszę się, że mamy wspólne zainteresowania razem czytamy o kosmosie, razem majsterkujemy. Nie zamykam przed nim dróg. Jeśli widzę, że coś go ciekawi to rozmawiamy o tym, staram mu się zapewnić potrzebne rzeczy do jego odkryć :) daje mu to czego rodzice mnie pozbawiali w dzieciństwie. Uważali, że poza nauką dziecko nie potrzebuję chociażby książki o koniach, które tak bardzo kocha..
Właśnie mi uświadomiłaś, że równie dobrze, jak rodzic może zarazić dziecko swoją pasją, tak samo dziecko, może zarazić nią rodzica. Szczególnie wtedy, gdy okazuje się, że rodzic żadnej zdefiniowanej pasji jeszcze nie ma :)
Mi się udało mamę zarazić miłością do sportu :) czasem nawet razem ćwiczymy :)
O tym właśnie mówię :) Super!
Mam dwóch synów – 4 i 6 lat. Na razie widzę, że „chłoną” moje pasje i zainteresowania, ale zdaję sobie sprawę, że to może za kilka lat się zmienić. Jeżeli tak się stanie to mam nadzieję, że podejdę do tego jak ten Irlandczyk :)
Na marginesie i a propos organizowania dzieciom każdej wolnej minuty. Kiedyś przeczytałem, że nie ma dla dziecka nic bardziej stymulującego kreatywność i rozwój, niż nuda. Tak, nuda. Zgadzam się z tym w 100%. W dzisiejszych czasach dzieci nie mają czasu na nudę – dajmy im czasami taką szansę!
Nuda jest najlepszym prezentem, jaki możemy dać dzieciom :) Ale musimy im pozwolić samemu z tej „nudy” wyjść, a nie reagować na każde wyrażenie nudy, nagłymi aktywnościami i próbami zabawienia dziecka :)
Ja jestem wielkim molem książkowym i marzy mi się że w przyszłości będę razem z dzieciakami czytać książki i o nich dyskutować. Że pokochaja je tak jak ja. Tylko że wtedy pomyślałam, a co jesli nie pokochaja? Pewnie będzie mi przykro, ale to nie koniec świata. W końcu mają prawo malować, tańczyć czy grać w piłkę jeśli to sprawi im radość
No książki, to bym im z wielką chęcią zaszczepił. Z jedną się udało. Dwóch czeka w kolejce ;)
Fajna sytuację widziałam u siebie w dalszej rodzinie. Wujek ma firmę, którą sam wymyślił i rozwijał. Wymaga ona specjalistycznej wiedzy. Parę lat temu, kiedy wujek odwoził mnie do domu, powiedział: „Marzy mi się, żeby Młody chciał przejąć firmę, ale nic mu nie mówię. Teraz wybiera sobie studia, niech wybierze tak, żeby potem był zadowolony, a nie dlatego, że mu coś sugerowałem”. Jakiś czas potem (a może przedtem) Młody mi mówił: „Wiesz, po tych studiach mógłbym kiedyś przejąć taty firmę. Fajne rzeczy robi, czasem mu pomagam i zaczyna mnie to wciągać”. Jakoś strasznie mnie to wzrusza, kiedy ja wybierałam swoją drogę,… Czytaj więcej »
Różniło Was prawdopodobnie „tylko” to, że gdyby Młody po swoich wyborach życiowych został bezrobotny to Wujek i tak by w niego pompował finansowo z pieniędzy jakie mu firma przynosiła. Ty zaś słyszałaś powinnaś bo nie masz rodziców-właścicieli stabilnej firmy. Taka drobna różnica jak sądzę.
Po ostatnim zdaniu mam ochotę napisać: amen :)
Kamil zgadzam się bardzo :) (choć nie zawsze tak jest ;) ;) )
Rodzice jako przewodnicy, liderzy, jako przykład dla dzieci. A nie jako scenarzyści i reżyserzy. Lepiej, że rodzice pomyśleli o swoim życiu, dobrym życiu, zamiast ustawiać życie dzieci.
Ot, taka mała taka refleksja.
Bardzo podoba mi się to porównanie :) Zapisuje je sobie na później :)
Napisałeś tekst, z którym się w pełni zgadzam. Tak właśnie powinno wyglądać życie. Niestety głównym problemem jest państwo, w którym żyjemy i przez to Twój tekst staje się niestety mało realny. Ogromna ilość zainteresowań/zawodów to w Polsce bezrobocie lub pensje za duże by umrzeć a za małe by przeżyć. Nie żyjemy w cywilizowanym kraju gdzie wystarczy mieć maturę, wykonywać mało skomplikowaną pracę i wieść NORMALNE życie – dla przykładu mojego znajomego holendra ze średnim wykształceniem stać na mały domek, kilkuletni samochód, zagraniczne wakacje i założenie rodziny. Jest miłośnikiem przyrody i pracuje w zoo przy rybach morskich i rafach koralowych. Wyobrażasz… Czytaj więcej »
Z drugiej strony musisz pamiętać, że wyjazd za granicę dla naszych dzieci, to nie będzie żaden problem. Więc jeśli nic się nie zmieni, to jak pokazało już obecnie pokolenie młodych – jesteśmy obywatelami świata i możemy żyć/pracować, gdzie tylko chcemy. Szczególnie jeśli do tego czasu się nic w naszym kraju nie zmieni (bo zdecydowanie się zgadzam z tym co napisałeś).
Ja mam zawsze nieodpartą chęć obrony rodziców którzy posyłają swoje dzieci na balet, pianino, basen itd itd… bo chcą zrealizować swoje marzenia przy pomocy swych dzieci. Czyli, jak na to nie patrzeć, Nie jest to takie złe , przynajmniej nasze dzieci nie będą musiały realizować swych marzeń kosztem swych dzieci ;) A tak serio, to wiadomo, nie do przesady, ale jednak żeby odkryć w dziecku jakiś talent, obudzić pasję do czegoś, trzeba coś zaproponować, czasem pokazać coś mimo braku zainteresowania, bo dzieci szybko rosna i się zmieniają. Z samej obserwacji dziecka (zwłaszcza w dobie komputerów i smartfonow) może niewiele wyniknąć,… Czytaj więcej »
Zgadzam się i popieram i też uważam, że są sytuacje, kiedy powinniśmy pokazać naszym dzieciom konsekwencje wyborów i tą drugą drogę. Mam znajomego, który postanowił skończyć szkole i zostać stolarzem. Rodzice powiedzieli ok synu, bez żadnych rozmów, zaakceptowali jego wybór, zaufali. Okazało się, że wcale nie miał do tego talentu, a pracę w drzewie szybko go znudziły, wiele lat marnował swój czas na zawód, który go nie cieszył. I bardzo żałował, że rodzice nie próbowali w żaden sposób odwieść go od tego szalonego pomysłu, nie pokazali mu tego typu pracy, nie namawiali do skończenia szkoły itp. Trzeba znaleźć złoty środek.
Zgadzam się całkowicie, że taka zupełna ignorancja i zupełny brak przewodnictwa czy jakichś rad, też może się źle skończyć. Bo jednak dziecko czy nawet nastolatek, potrzebują wsparcia kogoś bardziej doświadczonego od siebie.
Esh… trafia w punkt. Miałem dwa tygodnie temu akcję z młodą w tej materii. Zaprowadziliśmy do Sportowa coby upust dała energii. Zwiedzaliśmy po kolei różne zajęcia. Celowałem w gimnastykę sportową racjonalizując sobie, że ogólnorozwojówka, fajne przyrządy i potem można wszystkich crossfitowców wciągać nosem. Obok na sali w trakcie zajęć z akrobatyki (również akceptowalnej przez Tatusia ex awf-istę) ćwiczyły dziewczynki z wstążkami, piłkami, hula hopami, skakankami… Młoda z gębą rozdziawioną zamiast akrobatyczyć obcinała sąsiednią grupę jak komornik szafę…No i plany Tatki spalili na Pani Ewce… Śmigamy na gimnastykę artystyczną. Jest w porządku. Najwyżej się znudzi;))
Plany jedno, rzeczywistość drugie, dziecko trzecie ;)