Rodzicielstwo to nie tylko dobre chwile
Nie ukrywajmy drugiej strony medalu.
Cudowne rodzicielstwo?
Żyjemy obecnie w kulturze cudownego rodzicielstwa. Oglądamy nieustannie zdjęcia rodziców z dziećmi, na których wszyscy są uśmiechnięci, zadowoleni i spełnieni. Słuchamy o wspaniałych matkach i cudownych ojcach, którzy pokazują się nam wyłącznie z tej wspaniałej strony, przez co jeszcze bardziej idealizują ten obraz w naszych głowach. I kiedy tak ich oglądamy, też chcemy to mieć. Tą radość, tą więź z dzieckiem. Też chcemy być tymi cudownymi rodzicami. Ja też jestem częścią tej kultury, bo rodzicielstwo naprawdę może być cudownym doświadczeniem. Jednak rodzicielstwo, to nie tylko te dobre chwile. To również te chwile, w których z bezsilności mamy ochotę płakać…
Nagła odpowiedzialność
Strach potrafi nas oblecieć już na samym początku drogi. Na niektórych spada już wtedy, gdy zobaczą pozytywny wynik testu ciążowego. Jak grom z jasnego nieba. A obok strachu spada na nas również odpowiedzialność. W jednej sekundzie dociera do nas, że oto będziemy rodzicami i przez najbliższe kilkanaście lat, będziemy odpowiedzialni za kogoś innego, niż nas samych. Że to do nas będzie należała opieka nad nim, zapewnienie mu bezpieczeństwa i wychowanie go. Ucieczka od tego nie jest łatwa, poddanie się też bardzo często nie wchodzi w grę. Takie uczucie może wywołać niepokój, może wywołać strach, a nawet w skrajnych przypadkach depresję.
Mi też się kiedyś zdarzało, że czułem się jak zamknięty w klatce. Wiedziałem wtedy, że muszę zwolnić, muszę odpocząć, a przede wszystkim – porządnie się wyspać.
Następny poziom
Niestety, wraz z upływem czasu, rodzicielstwo nie staje się wcale łatwiejsze. Dzieci są starsze, więc nie musimy już dbać o to, żeby miały sucho czy żeby nie były głodne, więc to jest zaleta. Musimy jednak nauczyć się radzić z kolejnymi sprawami, jak na przykład z wybuchami złości naszego dziecka. Z krzykami. Z kłamstwami. Z nieposłuszeństwem. Wtedy ponownie uderza w nas poczucie odpowiedzialności za dziecko, które wcale nie zachowuje się tak, jak sobie to wyobrażaliśmy. A im dłużej trwa ten stan, tym większa szansa, że poczucie odpowiedzialności, zamieni się w poczucie winy. W poczucie, że zawodzimy nasze dziecko jako rodzice. Bo przecież czytaliśmy, że da się inaczej. Czytaliśmy, że da się bez krzyku. A jednak krzyczymy. Ja też krzyczę. Nie chcę tego, ale jednak mi się zdarza. Piszę teksty o tym, że znalazłem najlepszym sposób na wychowanie bez krzyku, a i tak zdarza mi się krzyknąć. Wiecie jak gównianie się wtedy czuje, wiedząc, że zawodzę nie tylko moje dzieci, ale też w pewnym sensie was?
To się nigdy nie kończy
I nawet jeśli uda nam się już opanować wychowanie bez krzyków, nawet jeśli uda nam się już radzić z wszystkimi wybuchami naszych dzieci i odpowiednio reagować na ich wściekłość, to one znowu dorastają i otrzymujemy całą masę kolejnych tematów, którymi musimy się zająć. Pojawiają się takie zagadnienia, jak samodzielność (kiedy usamodzielnić, w jaki sposób?), zdrowe żywienie (jak przekonać dziecko, żeby czasami wybierało marchewkę, zamiast czekolady?), pieniądze (jak nie wychować małego materialisty?), nowoczesne technologie (jak je wykorzystać, aby dziecko na tym zyskało i korzystało z nich z umiarem?), higiena (jak zachęcić do regularnego dbania o siebie?) i całe setki innych. I wtedy rozumiemy, że to się jeszcze długo nie skończy.
Nie jesteśmy sami
Nie nauczono nas radzić sobie z tym wszystkim. Nikt nam nie wytłumaczyć jak przez to przejść. Skąd więc mamy czerpać tą wiedzę? Kiedy mamy chociażby znaleźć czas, aby jej poszukiwać i ją zdobywać? A na domiar złego, każda rodzicielska porażka dokłada się do i tak całkiem sporej listy poprzednich porażek. I jeszcze bardziej nas przygnębia.
Dlaczego też poczułem, że muszę o tym napisać. Może jestem w tym osamotniony i może tylko ja się tak czasami czuję, ale możliwe, że jest nas więcej. I jeśli jest nas więcej, to dajcie znać – mi i innym. Dajcie znać, że to w porządku czasami nie wiedzieć co mamy zrobić jako rodzice. Że te współczesne wzorce idealnych rodziców są dobre na okładkach gazet, ale w rzeczywistości każdy ma swoje lepsze i gorsze dni. Że nie ma sensu samobiczowanie się, gdy się potkniemy w naszym dążeniu do bycia lepszymi. I że to zupełnie w porządku czasami się pogubić w roli rodzica. Bo każdy czasami się gubi.
Prawa do zdjęcia należą do Sasha.
Ja jestem dopiero na początku tej drogi i mimo że uważam macierzyństwo za najfajniejsze doświadczenie (misję) ever, to też przeżywam momenty frustracji. To jest chyba normalne. Ogrom odpowiedzialności, obowiązków bywa przytłaczający. A my jesteśmy tylko ludźmi. Chcemy jak najlepiej, ale nie jesteśmy idealni.
I bardzo dobrze. Trzeba o tym pisać, żeby pokazać innym, że nie są sami i że to jest normalne. Wtedy będzie nam wszystkim łatwiej :)
AMEN!!
Mialam byc supermama w szpilkach… Nie jestem i choc czasami udaje mi sie ja udawac przed pewnym gronem przymusowych znajomych to prawda jest zupelnie inna. Mialam byc ta, ktora ze wszystkim sobie radzi, bo przeciez to moje dziecko, znam swoje dziecko, u mnie tak nie bedzie jak tu czy tam… bzdura. Jakbysmy sie nie starali zawsze nawallimy w jakims momencie. Nie oznacza to, ze nie mamy sie starac. Oznacza to tylko, ze jestesmy ludzmi i nasze kochane niedoskonale wrzesszczace i niepossluszne dzieciaki tez nimi sa – na szczescie.
Jeny, no w koncu! Czekałam na ten tekst już od jakiegoś czasu! Bo ja nie jestem ani troche dobrą matką. I ciągle biczuję się swoimi porażkami. A bo krzyczę, a bo w nocy nie mam siły i pozwalam małej wskakiwać nam do łóżka podczas, gdy w dzien obiecuję i sobie i mężowi, że śpimy sami, a bo znowu pozwoliłam jej oglądać TV… itd itp. Ręce opadają i mam dosyć. A potem jeszcze czytam na Twoim blogu co i jak powinnam no i dół totalny. Dzięki za ten tekst, bo wiedza, że nawet Ty idealnym rodzicem nie jesteś daje mi nadzieję… Czytaj więcej »
Każdego wieczora zastanawiam się ile spraw można było zrobić lepiej. Jest ich tak piekielnie dużo.
Ile razy stwierdziłem, że coś mnie przerasta i się nie nadaję? Eh… Nie raz, nie dwa.
Życie to nie same wzloty – największy wzór dajemy wtedy, gdy pokazujemy jak radzimy sobie z porażkami i trudnymi sytuacjami.
U nas ostatnio każdy dzień to walka… Aż zwątpiłam w swoje rodzicielskie umiejętności. Ale wiem, że za chwilę wyjdzie słońce. Co chwilę pojawiają się trudy, przeszkody i wątpliwości. Ot, taka norma.
A to czy udało nam się dobrze wychować swoje pociechy okaże się za parę dobrych lat :)
Kto nic nie robi nie popełnia błędów. Skoro jesteśmy rodzicami – robimy je. Grunt zdawać sobie z nich sprawę i dążyć do doskonałości. Bo linia, gdzie ta doskonałość się zaczyna, zawsze się przesuwa do przodu.
Jestem też przykładem na to,że mimo wielkich starań okazuje się,ze supermamą nie jestem..Postanowiłam jednak być chociaż dobrą mama…Mam dwóch synów. Mój 4,5 latek zwłaszcza potrzebuje często wielu wskazówek jak się zachować i choć czasami ręce opadają,bo staramy się aby był grzeczny , dobrze sie zachowywał w towarzystwie-no nie wychodzi…i wtedy wszystkie oczy skierowane na mnie-jak zareaguje a ja biorę czesto na rozmowe-czasem skutkuje, czasem nie…ale ta walka z otoczeniem-zrób tak,zachowaj się tak-naprawde człowiek może czuć się przytłoczony i zagubiony a jeszcze teksty-jak nie zareagujesz to zobaczysz w przyszłosci bedziesz na niego płakac -pojawiaja się wciąz chwile zwątpienia-czy jestem dobrą mamą…
Kto nic nie robi nie popełnia błędów. Skoro jesteśmy rodzicami – robimy je. Grunt zdawać sobie z nich sprawę i dążyć do doskonałości. Bo linia, gdzie ta doskonałość się zaczyna, zawsze się przesuwa do przodu.
Proszę sobie wyobrazić jak ciężko mają z nami nasze dzieci a o ile mniej doświadczenia w radzeniu sobie z naszymi słabościami. Kiedy to do mnie dotarło o 180 stopni zmienił się mój stosunek do dzieci ;) Polecam przyjąć czasem perspektywę dziecka (dorosłego bez wiedzy i doświadczenia).
Przyznaję, że i mnie trochę pokrzepił Twój wpis ;-))) Dzięki! Ja też przeżywam ostatnio frustrację w temacie. Cierpię na jakiś straszliwy brak cierpliwości niestety :-/
Dzięki akurat dzisiaj za ten artykuł, ostatni czas to brak sił i pretensja do siebie, że można lepiej.
Wiesz, piszesz o tak ważnych i życiowych aspektach rodzicielstwa, że czasem brakuje mi pomysłu na sensowny komentarz…
po prostu ja też tak mam…
heh, nie tylko Ty tak czasem masz.. nie ma rodziców idealnych, staramy się jak najbardziej, chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, ale czasami załamujemy ręce.. rodzicielstwo to nie tylko cudowne, dobre chwile. momenty pełne bezsilności, frustracji, złości, poczucia porażki, zdołowania każdemu się zdarzają – a przynajmniej ja też tak mam.
Za kazdym razem jak sie irytuje czy wkurzam to 1. mysle sobie o powodzie mojej irytacji vs. moje Dziecko, czy naprawde jest o co robic afere?; 2. stawiam sie w mojescu mojego Dziecka – co naprawde probuje mi przekazac? co wywolalo takie a nie inne zachowanie? raczej patrze na siebie niz na Dzieci, bo zazwyczaj choc nie zawsze, jest to reakcja a nie akcja; 3. jak mam sie wkurzac czy denerwowac na kogos kogo przez 9 miesiecy nosilam pod serce, czulam kazde ruchy, o kogo walczylam podczas ciazy jednej i drugiej. Mnie pomagaja te sposoby, moje sposoby. ALE, nie zawsze… Czytaj więcej »
No pewnie, że każdy ma lepsze i gorsze dni. JA czasami mam ochotę wystawić dziecko na allegro, albo sprzedać cyganom bo wyprowadza mnie poza moje granice wytrzymałości. Warto mieć wówczas obok siebie przyjaciół, którzy są szczerzy, którzy powiedzą Ci – ja też tak mam! Nie przejmuj się! To normalne! Macierzyństwo ma plusy i minusy, myślisz, że dlaczego te uśmiechy tak nas rozmiękczają, dlaczego pierwsze mamo/tato tak chwyta za serce? Tak to natura skonstruowała, żeby można było przetrwać i pamiętać właśnie te piękne chwile :) A to, że ludzie lubią kłamać na temat swoich dzieci to chyba już temat na kolejnego… Czytaj więcej »
dla mnie najgorszy w byciu rodzicem jest lęk – lęk o dziecko; pamiętam badanie usg w ciąży, które stwierdza czy bije serduszko: tak bardzo się przed nim denerwowałam, że kolana mi się trzęsły i pamiętam tę ulgę: jest, bije! i ten przebłysk świadomości: tak będzie już zawsze, najpierw strach przy każdym usg, czy wszystko w porządku, potem poród – czy z dzieckiem będzie dobrze, czy nie owinie się pępowiną, potem każde szczepienie, każda dziecięca choroba i każda gorączka, a co będzie w okresie dorastania? a do tego niestety dochodzą zagrożenia w postaci złych ludzi – odkąd jestem mamą wiadomości coraz… Czytaj więcej »
i ten lęk nie mija z wiekiem dziecka, o nie, on jest dożywotni, zatem bycie rodzicem to „wyrok dożywocia” :)
Dzięki, teraz to mnie prawdziwie pocieszyłaś ;)
Jeżeli chciałeś napisać, że wiadomość o zostaniu rodzicem przewraca poukładany dotychczas schemat wartości do góry nogami, to tak, przewraca do góry nogami. Natomiast jeżeli komuś burzy to jego świat i doprowadza do ekstremalnych stanów, to świadczy tylko o tym, że nie był on emocjonalnie gotowy do bycia rodzicem. Co oczywiście wcale go jeszcze jako rodzica nie przekreśla, jeśli tylko potrafi się zebrać do kupy. Strach. Tak, pojawia się, jak zawsze, gdy bierzemy na siebie wielką odpowiedzialność. I on już nigdy nie zniknie, czasem tylko udaje się go uśpić. Boimy się o narodziny, żeby się zdrowo rozwijało i rosło, boimy się… Czytaj więcej »
Ehhhh, ile miłości i radości tyle samo złości, cierpienia i bólu. Gdy opanujemy już jedną rzecz pojawia się kolejna i kolejna. Bycie rodzicem to piękna sprawa lecz też i bardzo wymagająca. Staram się znajdować pocieszenie w tych pięknych chwilach lecz czasem człowiek siada w koncie i płacze z bezsilności. Stara się uciec od tego. Lecz gdy dziecko przyjdzie zapłakane i widać że prosi o pomoc wtedy ta siła wychodzi z głębi i zakasuje rękawy. Codzienne rozmyślanie o tym czy dobrze się postąpiło/zareagowało czy pokazuje odpowiednią drogę? Cierpliwość i więcej cierpliwości, z Bogiem.