Polska szkoła zmienia się na lepsze?

Czyżby w końcu nadszedł ten moment?

2822848009_e992bc1b55_oZmiany nadchodzą

Edukacja szkolna interesuje mnie od wielu lat i staram się śledzić na bieżąco wszystkie zmiany. Gdy w 2012 roku wprowadzano zmiany w programie nauczania liceum, trochę nie chciało mi się w nie wierzyć. Wyglądały zbyt dobrze. Planowano wprowadzić specjalizacje. Gdy wybierasz przedmioty humanistyczne, to dostajesz je w rozszerzonej wersji, a całą ścisłą część dostajesz w zgrabnej formie „Przyrody”. Gdy wybierasz nauki ścisłe, dostajesz je również w wersji zaawansowanym, a pozostałe przedmioty są ujęte w przedmiocie „Historia i Społeczeństwo”. W końcu zaistniała szansa, że zaczniemy produkować specjalistów, zamiast ludzi „do wszystkiego”. Bo jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Każdy to wie.

„Uczniowie zmuszeni są do wyboru profilu kształcenia na zbyt wczesnym etapie edukacji”

Oczywiście zawsze znajdą się marudy. Przykre jest jednak szczególnie to, że marudzą m.in. naukowcy z Polskiej Akademii Nauk. Ten cytat powyżej, to ich (źródło). Uważają oni, że niby nastolatki nie wiedzą co chcą zrobić ze swoim życiem. Ano racja. Nie wiedzą. Ale to nie jest zdolność, którą nabywa się wraz z wiekiem! To jest zdolność, którą wraz z wiekiem się traci! W końcu każdy 5 latek wie kim chce zostać w przyszłości – strażakiem, tancerzem, kosmonautą czy dziennikarzem. Tymczasem niemal żaden 20 latek nie ma zielonego pojęcia, gdzie jest jego miejsce na tym świecie i co chciałby robić!

To wręcz doskonale pokazuje, że im dłużej siedzimy w tym bezpłciowym, ogólnokształcącym systemie edukacji, tym bardziej tworzy się z nas nijakich, zupełnie pozbawionych marzeń, przeciętnych roboli, zdolnych jedynie do stania przy maszynie albo „pracowania w biurze”.

Polska podstawówka jest bardzo dobra

Do końca podstawówki jesteśmy jednym z najlepiej wykształconych narodów. I właśnie ową zaletę powinniśmy wykorzystać! Właśnie wtedy powinniśmy dać dzieciom wybór tego, co chcą robić później. Po takim starcie, one naprawdę mają siłę, energie i marzenia, które chcą spełniać. Jeśli jednak przetrzymamy ich w tym ogólnokształcącym systemie, cała nasza dotychczasowa praca pójdzie na marne. Ponad 50% uczniów gimnazjum się nudzi w szkole i aż ponad 60% uczniów w liceum (źródło). A jeśli jest jedna rzecz, którą zapamiętałem jako niedoszły nauczyciel, to jest to stwierdzenie, wbijane nam do głowy przez każdego wykładowcę: Jeszcze Nikt Nigdy Nikogo Niczego Nie Nauczył. I to jest prawda całkowita. Objawiona wręcz. Nie da się nauczyć człowieka czegokolwiek, jeśli on sam tego nie chce. Najpierw zachęć i zainspiruj, a dopiero później ucz. Nigdy odwrotnie.

Zachęcanie, zamiast zmuszania

Mógłbym się długo zastanawiać, jaka motywacja stała za naukowcami z PAN (o fizyków konkretnie chodzi), którzy napisali ów apel o zaniechaniu tego „szalonego” pomysłu, gdyby nie znalazło się w nim zdanie: „Wprowadzone zmiany spowodują znaczącą redukcję liczby godzin niektórych przedmiotów”. Bo ile bym troski w sobie nie nosił dla tych mądrych głów, to kołata się po mojej głowie tylko jedno pytanie: Co mnie to obchodzi? Co mnie obchodzi, że oni stracą pracę? Czy sam fakt, że mamy dużą ilość fizyków oznacza, że mamy wszystkie dzieci uczyć fizyki?

Analogicznie, czy jeśli mamy obecnie na rynku zbyt dużo jabłek, to znaczy, że mamy jeść tylko jabłka? Nie. A jednak jakoś sobie sadownicy z kryzysem jabłkowym radzą. Tutaj soczek, tutaj ciasto, tutaj racuchy. I my te ich jabłuszka zjadamy jak małe termity, nawet nie myśląc o tym, że to w zasadzie jedno i to samo. Jednak jeśli sadownicy chcieliby nam podawać na okrągło zwykłe jabłka, to lada chwila przestalibyśmy je brać. Nawet za darmo, nikt by ich kijem nie tknął wręcz. Podobnie jest z fizyką. Chcecie, drodzy naukowcy, żeby dzieci wybierały fizykę, żebyście mogli zachować swoje miejsca pracy? Zachęćcie je do niej. Jak? A chociażby tak:

W związku z tym, że nie każdy ma wolne czterdzieści minut, postaram się to możliwie streścić. Na samym początku filmu mamy fizyka, który opowiada co fizyka zrobiła dla nas w ostatnich latach. Wśród tych rzeczy znajdują się mikrofalówki, telewizory, komputery, tablety, smartfony, Internet… i tak dalej. W zasadzie wszystko co mamy w domu, a czego nie potrafimy sami wykonać, możemy chociaż w części przypisać robocie fizyków. Lasery i miecze świetlne też. Dlatego zapytam tylko jeden raz: czy naprawdę ktokolwiek potrzebuje jakichś dodatkowych sposobów, żeby przekonać dziecko w szkole podstawowej do studiowania fizyki? :)

Nie jest idealnie…

Z polską edukacją nie jest idealnie, ale nie jest też beznadziejnie. Nie znajdujemy się wbrew pozorom i różnym lamentom, na tragicznym poziomie, co tylko dodatkowo potwierdzają różne ogólnoświatowe rankingi, w których często zajmujemy wysokie miejsca. To prawda, że jest dużo braków, dużo błędów i dużo archaizmów. Na dowód tego, ledwie kilka dni temu przeczytałem, że w jednej ze szkół na specjalizacji matematyka i fizyką (w tym nowym systemie, który opisuje), jest tylko jedna godzina nauczania informatyki i to tylko na pierwszym roku. A religii i WF jest po dwie godziny, przez całe trzy lata. Pomimo to, jednak wierzę, że to zwykły przypadek i cała ta zmiana musi się po prostu dotrzeć. Tak duże zmiany zabierają dużo czasu i pewnie jeszcze przez kilka lat takie perełki będą się pojawiać.

…jednak zmierzamy w dobrym kierunku

Warto jednak zauważyć, że pomimo tych błędów, sama idea jest słuszna. Że to jest zmiana na lepsze. Na dużo lepsze. To jest zmiana, o której ja sam marzyłem, gdy byłem jeszcze w liceum. Zmiana, o której marzyli niemal wszyscy licealiści. Zrezygnować z nudnych przedmiotów, na rzecz tych, które nas interesują. A jednak weszła bez rozgłosu. Może była za dobra? W końcu gdy wprowadzane były reformy pełne błędów i niejasności, jak reforma gimnazjalna czy reforma dotycząca sześciolatków, to trąbiły o nich wszystkie media w kraju. Jednak gdy wprowadzana jest sensowna reforma, nagle jest cisza. Dlatego też, mimo że zmiana ta zaszła ponad dwa lata temu, postanowiłem o niej napisać. Bo warto pisać też o rzeczach dobrych. Pokazywać innym ten przykład na dowód, że nie wszystek jest stracony i gdzieś tam tli się jeszcze nadzieja. Jeśli uważacie podobnie, też możecie go posłać dalej.

Nie jestem wiecznym optymistą i nie patrzę na życie w różowych okularach. Jestem wręcz nad wyraz świadomy, że jeszcze daleko nam do idealnego systemu edukacji. Niemniej nagle poczułem, że zmierzamy w dobrym kierunku.

Prawa do zdjęcia należą do pawpaw67.

20
Dodaj komentarz

avatar
6 Comment threads
14 Thread replies
1 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
8 Comment authors
BeataBlog OjciecKinga BartoszewskaKingaMonika Szewczak Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Kinga
Gość
Kinga

Oj to prawda, swiadomosc tego co sie chce robic w zyciu nie przychodzi z wiekiem, ta swiadomosc ucieka z wiekiem. Najswietsza prawda. Znam pare osob, ktore wykonuja zawod wymarzony w dziecinstwie i powiem jedno, to jedni z niewielu ludzi rzeczywiscie z pracy zadowoleni i jedyni co do ktorych nie mam najmniejszych watopliwosci, ze to najlepsi fachowcy w swoim zawodzie (o co latwiej jak sie swoj zawod wykonuje z fascynacji). Wlasnie mu uswiadomiles jak mam rozwijac ew. talenty w mojej corce aby jej kiedys na dobre wyszlo = bazowac na marzeniach z dziecinstwa. Wyglada na to, ze tylko takie sa prawdziwe.… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Ja bardzo żałuję, że mojego dziecięcego talentu nie rozwinąłem. Że przez swoich pierwsze paręnaście lat życia, nie natrafiłem choć na jedną osobę, która miała by umiejętności i chęci, żeby mnie pokierować. Na szczęście udało mi się przebranżowić i wykorzystać ów talent gdzie indziej :)

Kinga Bartoszewska
Gość
Kinga Bartoszewska

Był taki okres w dzieciństwie, kiedy chciałam być sprzątaczką. Do dziś się dziwię, że moja mama tego marzenia maksymalnie nie wykorzystala ;)

Blog Ojciec
Gość

Też jestem zdziwiony :D

Kinga
Gość
Kinga

Ja tez chcialam byc w pewnym momencie zycia artystka cyrkowa. Ale po to sa rodzice zeby jakos wyluszczyli sedno dzieciecych marzen. Nie mam oczywiscie za zle, ze nie zapisali mnie do szkoly cyrkowej ale mogli bardziej zadbac to abym (wowczas bardzo zwinna wysportowana dziewczynka) uprawiala jakis sport (szkola tez to zaniedbala). Przyjaciel meza jest trenerem tenisa. Wcale nie trzeba byc Aggasim, wystarczy w taki wlasnie mniej spektakularny sposob uczynic dzieciece marzenie swoim zawodem , ktory wykonuje sie z prawdziwa przyjemnoscia. W „najgorszym” razie mozna miec fajne hobby, ktore uszczesliwia, jak w przypadku mojego meza.

Kinga
Gość
Kinga

Jesli zaganiala Cie do sprzatania to bez obaw, wykorzystala Twoje marzenie.

Kinga Bartoszewska
Gość
Kinga Bartoszewska

Właśnie sęk tkwi w tym, że wcale mnie nie zaganiała xD

Sosnowa 11
Gość

Stosunkowo późno odkryłam, co chcę w życiu robić. Wszyscy dookoła wiedzieli, tylko ja nie. Owszem, z perspektywy czasu wskazówki są jasne. Choćby ta, że zawsze fascynował mnie tekst kolędy „Bóg się rodzi” (no wiesz, że ogień krzepnie, blask ciemnieje, a nieskończony ma granice). Ale z drugiej strony to, do czego miałam zdolności wydawało mi się łatwe, pospolite i „skoro ja umiem, to wszyscy umieją”. Wybieranie specjalizacji na wczesnym etapie nauki, to dla mnie jak wchodzenie do pułapki bez wyjścia. Skusi mnie blask koralików, ładny uniform, czy możliwość jazdy na sygnale, a kiedy się okaże, że oprócz blasków są również cienie,… Czytaj więcej »

Kinga
Gość
Kinga

Moim zdaniem nie chodzi o wczesne wybieranie zawodu (ja jestem najlepszym przykladem ukonczenia szkoly, ktora okazala sie byc pomylka) a o wybieranie grupy przedmiotow, ktore sa bliskie sercu. Uderzylo mnie kiedys wyznanie amerykanskiej dziennikarki-autorki, ktora stwierdzila, ze jako dwudziestolatka nie wiedziala kims chce byc i na jaki kierunek sie zdecydowac. Ale w tejze jakiejs prowincjonalnej amerykanskiej uczelni mieli system. I ten system jest wart uwagi. Pierwsze lata (to chyba byly dwa lata) student zapisywal sie na przedmioty a nie zawod. I tak droga eliminacji nieulubionych przedmiotow okazalo sie, ze ta pani powinna zostac dziennikarka, co w jej przypadku bylo strzelem… Czytaj więcej »

Sosnowa 11
Gość

Taki system bardzo by mi się podobał, podobnie miałam na studiach, można było sobie wybierać przedmioty a potem jakoś z tego wynikała specjalizacja.

Blog Ojciec
Gość

System amerykański (przynajmniej w niektórych stanach) w ogóle mnie zachwyca. Jesteś w szkole średniej i jak nie lubisz fizyki czy chemii, to możesz się zapisać na zajęcia ze spawalnictwa lub obsługi maszyn budowlanych. Każdy znajdzie coś dla siebie. I to jest genialne.

Nie mówiąc już o ilości praktycznych zajęć, jakie oni mają.

Beata
Gość
Beata

Oj u nas z praktyką jest bardzo słabo plus kochani rodzice, którzy tak bardzo się martwią, że ich 15letnia pociecha skaleczy sobie paluszek przy robieniu kanapki lub nadwyręży nogi w drodze do szkoły, która wynosi 1 kilometr :)

http://siewcyzametu.blogspot.
Gość
http://siewcyzametu.blogspot.

zgadzam się, że nie ma sensu tłuc fizyki dzieciakom tylko dlatego, że mamy nadmiar nauczycieli fizyki

Tedi
Gość

Ciekawa jestem, co z tego wszystkiego wyniknie. Ja chciałam iść w trochę inną stronę i pewnie by się to udało, gdyby nie jeden mały, ale znaczący mur. Ale fakt jest faktem, że w liceum strasznie się nudziłam. Gimnazjum to inna sprawa, bo prawie całe 3 lata przechorowałam.

Blog Ojciec
Gość

Ja akurat dokładnie wiedziałem co chciałem robić i co najlepsze – nauczyciele też wiedzieli. Niestety zwykle nie mieli ani wiedzy, ani czasu, ani chęci, żeby mi pomóc. I tak zamiast budować rakiety czy konstruować budynki na Manhattanie, zostałem blogerem :(

Tedi
Gość

Głowa do góry! Przynajmniej dobrze Ci idzie blogowanie :-)

Monika Szewczak
Gość
Monika Szewczak

Żyje w latach przełomu, gdzie widziałam młodsze roczniki: „specjalistów”. Nasuwa mi się pytanie? Gdzie podziała się idea? Poziom „rozszerzonych” przedmiotów zostaje obniżony, co widać po wymaganiach cke, np. chemia 2013, a 2014. Czy człowiek pozbawiony podstaw np. biologi, co często się dzieje, przez owy system zostaje przystosowany do życia? Zdaje sobie sprawę, że wycofanie nudnych przedmiotów jest ulgą dla licealistów. Co się stało z poszerzaniem zainteresowań młodych ludzi?

Blog Ojciec
Gość

Wydaje mi się, że jak ktoś ma ochotę poszerzyć swoje zainteresowanie w jakiejś tematyce, to w czasach Internetu nie potrzebuje do tego szkoły. Szkoła jest potrzebna, żeby nauczyć takich rzeczy jak matematyka, logika, czytanie ze zrozumieniem i żeby zaszczepić ciekawość w uczniach. Jeśli ta podstawa będzie zapewniona, to oni sami będą szukać wiedzy i ją chłonąć. Bez niczyjej pomocy.

Kinga Bartoszewska
Gość
Kinga Bartoszewska

Testuję właśnie na sobie tę licealną reformę i choć czasy sprzed niej znam z opowieści, jestem zadowolona z tego co mam. Fakt, gdyby mi teraz kazali wybierać zawód, najpewniej schowałabym się na parę lat w mysiej norze. Natomiast bardzo dobrze znam licealistów i gimnazjalistów i jeszcze nie znalazłam takiego, który by nie wiedział, jakie przedmioty chce kontynuować. I to naprawdę działa! Wczesny wybór wciąż niestety czeka tych, którzy wybierają się do zawodówek i, w mniejszym stopniu, techników, ale trudno znaleźć na to jakąś radę. Dodałabym, że to wymarzone rozszerzanie interesujących przedmiotów zaczyna sie w drugiej klasie, w pierwszej natomiast rozgrzebuje… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Dzięki za przybliżenie mi, jak to wygląda w praktyce. Ogólnie całkowicie się zgadzam, że takie ponowne wałkowanie tych samych tematów w pierwszej klasie liceum wydaje się lekko bez sensu. Szczególnie, że później mamy już jasny podział, więc co najmniej połowa przedmiotów w pierwszej klasie będzie dla uczniów zbyt łatwa, bo na podstawowym poziomie. Dobrze, że później jest już lepiej :)