Odkąd nie ma was w moim życiu, wreszcie czuję się wolny
Wreszcie czuję się wartościowy.
Uwaga: To nie jest moja własna historia.
Maski
W życiu wielu z nas pojawia się taki moment, kiedy idąc do szkoły lub do pracy, nakładamy maskę na naszą twarz i udajemy, że wszystko jest w porządku, kiedy w rzeczywistości czujemy, że wszystko się wali. Myślimy, że jeśli tylko przekonamy innych, że wszystko jest dobrze, to może rzeczywiście tak będzie. Jesteśmy naiwni. Ja też taki byłem. Byłem naiwny, bo przez kilkanaście lat wierzyłem, że jak wrócę do domu, to może akurat dzisiaj wszystko się zmieni i znajdę się w kochającej rodzinie. W rodzinie, jaką kiedyś byliśmy. Przez kilkanaście długich lat w to wierzyłem.
Miłość
Byli młodzi. Zakochani. On budowlaniec z dobrą pensją i szansą na przejęcie firmy, ona studentka medycyny ze wspaniałymi widokami na przyszłość. Jedno dziecko, drugie dziecko, trzecie dziecko. On w pracy po dwanaście godzin, żeby utrzymać rodzinę, a ona w domu z dziećmi, które odebrały jej przyszłość. Na początku tego nie odczuwała. Na początku czuła się matką. To przyszło dopiero po kilku latach. Dopiero wtedy zaczęła odczuwać, że jednak jej plany i marzenia przepadły. Że najprawdopodobniej już nigdy ich nie spełni.
Nie musiała się długo zastanawiać na przyczyną takiego stanu rzeczy. W końcu miała nas zaraz pod nosem. My byliśmy według niej tą przyczyną.
On i ona
Kiedy przestała sobie z nami radzić, ojciec uważał, że teraz już za późno dla niego, aby włączyć się w nasze wychowanie. Siedem lat tego nie robił, więc nawet gdy próbował, były to nieudolne próby. „Facet bawi się niańkę” – pamiętam prześmiewcze komentarze mamy. Uciekł więc w pracę. Tak jak robił przez ostatnie siedem lat. Myślał, że zaharowując się na śmierć, zapewni nam dobre życie. Postanowił, więc pracować jeszcze więcej.
Kiedy ona straciła nasz szacunek i jeszcze dodatkowo obecność partnera, uciekła w alkohol. Wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że zniszczyliśmy jej życie. Od tego czasu, słyszeliśmy to wielokrotnie. To i dużo gorsze rzeczy. Wtedy też zaczęła nas bić. Na początku to był klaps, później było jej już wszystko jedno. Byliśmy bici wszystkim co miała pod ręką. Kablem, kijem od miotły, a nawet rurą od odkurzacza. Czuliśmy się jak śmieci. Nikomu niepotrzebne, zbędne, które nigdy nie zrobiły niczego wartościowego. Jak gdybyśmy sami chcieli się znaleźć w takim domu!
Aż mnie wściekłość bierze, gdy sobie to przypominam. Jak bardzo można zniszczyć człowieka taką psychiczną i fizyczną przemocą? Jak bardzo można zniszczyć małe dziecko? Jako najstarszy, starałem się zawsze przyjąć ciosy na siebie, ale mojemu młodszemu rodzeństwu też się obrywało.
Szkoła
Podarte i brudne ubrania, brak książek, jeden zeszyt do dziesięciu przedmiotów. Nauczyciele jakoś przymykali na to oko, ale inni uczniowie już nie. Czasy szkolne, to był dla mnie najtrudniejszy okres. Wiele razy myślałem, żeby się poddać. Żeby ułatwić życie wszystkim dookoła i po prostu zniknąć. Jednak wtedy nie byłoby nikogo, kto zaopiekowałby się moim bratem i siostrą. To ja ich chroniłem przed takim samym losem, jaki dotknął mnie. To ja byłem obok, gdy ktoś ich zaczepiał. To ja brałem na siebie wszystkie ciosy. I robiłem to wszystko z myślą, że w ten sposób chociaż trochę ich uratuję. Kiedy dzisiaj na nich patrzę, chcę wierzyć, że mi się udało.
Dom
Po szkole wcale nie było lepiej. Znacie strach przed naciśnięciem klamki? Ja znam. Niejednokrotnie wracaliśmy ze szkoły inną drogą, tylko po to, aby dać sobie dodatkowy czas. Dodatkowy czas spędzany w niepewności, co będzie po drugiej stronie drzwi, gdy wrócimy do domu. Czy będzie pusty, cichy i spokojny? Oby. Może mama znowu śpi gdzieś pijana i nie zwróci na nas uwagi? Modliłem się o to każdego dnia.
Wiara w tamtym czasie była dla mnie niezwykle istotna. To ona pozwalała mi przetrwać te najtrudniejsze chwile. To z Bogiem rozmawiałem, gdy nie miałem już nikogo innego. To w kościele spędzałem te chwile, gdy nie miałem dokąd pójść. Wielu ludzi odwraca się od wiary, ja sam nie wiem co o niej myśleć, ale jestem pewny, że gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj dzisiaj.
Strata
Szczególnie po śmierci ojca było ciężko. Zmarł na budowie. Wypadł z okna, z dziesięciopiętrowego bloku. Śmierć na miejscu. Chciał zarabiać dużo, więc pracował na czarno. Zostaliśmy z niczym. Matka przepadła wtedy już całkiem. Znikała na całe dnie, nigdy nie wiedzieliśmy kiedy wróci. Pewnego dnia przestała wracać. Dla niektórych byłby to powód do smutku. Dla nas był to sygnał, że wreszcie jesteśmy wolni. Wolni od strachu. Powoli zaczęliśmy odzyskiwać nasze życie.
Przeszłość
Kiedy dzisiaj spoglądam w przeszłość, wydaje mi się, że na początku ojciec bardzo nas kochał i chciał dla nas jak najlepiej. Sam pochodził z biednej rodziny, więc uważał, że musi nam zapewnić przede wszystkim „dostatnie” życie. Niestety okazało się, że pieniądze, jak bardzo by nie były potrzebne do przeżycia, nie zastąpią miłości. Tak jak wychowanie dzieci, nie zastąpiło matce wymarzonej kariery, mimo że na początku bardzo się starała. Mimo, że wszyscy dookoła jej wmawiali, że to przecież wymarzona rola dla kobiety. Ona jednak do końca wierzyła, że jej pisane jest coś innego. Coś więcej.
Zapomnieli o sobie
Moi rodzice nie byli złymi ludźmi. Po prostu nie potrafili się odnaleźć w życiu. Stracili swój wewnętrzny kompas i pozwolili obcym ludziom sobą kierować. Obcym ludziom, pieniędzmi, alkoholem. Zapomnieli o sobie. Zaczęli krzywdzić siebie i innych. Kochałem ich najmocniej na świecie. Tak bardzo, jak tylko dziecko potrafi kochać swoich rodziców.
Dzisiaj jednak cieszę się, że odeszli tak szybko. Bo odkąd nie ma ich w moim życiu, wreszcie czuje się wolny. Czuje się jak człowiek. Człowiek, który przetrwał, mimo, że wszyscy próbowali go zniszczyć. I który przez długi czas sam też chciał umrzeć.
Zainspirowane wieloma prawdziwymi historiami.
Prawa do zdjęcia należą do Guian.
Ciężko nosić brzemię porażek naszych rodziców. Chyba najgorsze były słowa, bardziej niż uderzenie ręką w głowę. I nie chce aby zabrzmiało to jak chwalenie, ale mając świadomość skąd się brały moje kompleksy, musze wkładać ogrom pracy nad sobą aby nie powielać ich błędów i wypracować własne radzenie sobie zarówno w życiu rodzinnym jak i zawodowym… Temat rzeka…ale paradoksalnie w tych doświadczeniach tkwi nasza niesamowita siła i empatia..
Najgorsze uczucie jest wtedy, kiedy robimy dokładnie to, co robili nam nasi rodzice i czego nie cierpieliśmy. Powtarzanie schematów jest automatyczne. A ich przełamywanie niezwykle trudne. Mnie do tego motywuje chyba głównie świadomość, że jeśli mi się uda, to moje dzieci nie będą musiały przechodzić przez to samo.
Niektóre fragmenty są jak wyjęte z mojego życiorysu. Staram się być inna niż moi rodzice to co dobre chce przekazywać mojej córce. Nie zawsze się to udaje i wtedy jestem strasznie zła na siebie, że powielam to czego nie cierpiałam w ich zachowaniu będąc dzieckiem.
Myślę, że wszystkie osoby z naszych roczników odnajdą chociaż cząstkę siebie w tej historii. Podejrzewam nawet, że znalazłaby się niejedna osoba, która po zmianie paru detali, mogłaby się pod nią osobiście podpisać. Na szczęście, dzięki temu wielu z nas wie, jakimi rodzicami być nie chcemy.
Nie wiem czemu ale właśnie nasze roczniki u większości znajomych miały to samo, alkoholizm, przemoc fizyczna psychiczna. Ale widzę ze my jako rodzice nie popelniamy na razie tych błędów. Moze tak zostanie…
Nasze roczniki… roczniki rodzin, gdzie często rozsądek zwyciężał nad uczuciami, gdzie często ludzie musieli być razem, żeby jakoś się odnaleźć w trudnej rzeczywistości, a jak razem to i dzieci się pojawiały… To tez czasy gdzie wiele zawodów było na zasadzie „czy się stoi czy się leży..”… i to przenosiło się do domów..życie
Wszystko oczami dziecka zawsze wygląda inaczej niż rodzica. Nie znam takich sytuacji jak w historii ze swojego życia, ale mimo to (wstyd przyznać) jako dziecko, na wiele rzeczy narzekałam – na niemarkowe ciuchy, na to, że nie dostałam wymarzonej Barbie (wtedy dostępnej tylko w Pewexie), że buty nie takie jak chciałam. Narzekałam na rzeczy, które dla osoby, której historie opisałeś byłyby naprawdę, za przeproszeniem, pierdołami. Dopiero jako starsza, im więcej podobnych historii widziałam, czytałam, tym bardziej docierało do mnie, jak wiele szczęścia miałam. Rodzice zajmowali się nami, zawsze, gdy przychodziliśmy do nich znaleźli dla nas choć chwilę, nie odsyłali na… Czytaj więcej »
Czasami miłość jest trudna. I jak sam piszesz Twoi rodzice nie byli złymi ludźmi. Tak się im ułożyło życie, tak wybrali, a potem ciężko im było to unieść. Jesteś taki jaki jesteś dzięki nim. Nie zawsze łatwo, daje lepiej w końcowym rozrachunku.
Idealni rodzice też potrafią krzywdzić….
To nie jest moja historia ;)
Ach, sorry, tak mi się napisało, w końcu Ty autor :)
Wiem, że to kompilacja wielu historii. Ja poprostu nie lubię jak się potępia rodziców. Bardzo nie lubię… Ot, tak mam… Na marginesie, sama nie miałam rodziców idealnych.
Oni nie byli złymi ludźmi, z tym się zgodzę. Byli natomiast fatalnymi rodzicami. I tutaj nie widzę żadnego powodu, dla którego nie warto tego podkreślić. Za kilka lat wszyscy będą oceniać własnych rodziców.
Nie znamy ich, nie znamy powodów, które spowodowały, że bylo im tak trudno kochać. Ja się nauczyłam, że łatwo jest oceniać, a tak mało wiemy…
Ci rodzicie nie umieli być rodzicami, obiektywnie dobrymi… nie mówię, że nie chcieli… po prostu nie umieli…
Nie raz są ludzie którzy na co dzień, dla obcych są ideałami, w domu ,jako rodzice są beznadziejni. W zupełności zgadzam się ,ze niektórzy ludzie są dobrzy ,ale absolutnie nie sprawdzają się jako rodzice. Z jednej strony takie dzieciństwo z „nieudolnymi” (nazwijmy to tak) rodzicami powoduje to, że chcemy byc lepsi, że chcemy by nasze dzieci przez to nie przechodziły… Z drugiej jednak strony są tacy co nie są zdolni zbudować związku, rodziny, domu ,przez właśnie takich rodziców. Zawsze są dwie strony medalu.