Jak obudzić w naszych dzieciach chęć i umiejętność samodzielnej zabawy?
Czyli jak nie wpaść w pułapkę ciągłego zabawiania naszych dzieci?
Rozmawiałem niedawno z pewną mamą, która w zasadzie nie miała żadnego konkretnego „wychowawczego” problemu, ale jednak poszukiwała pomocy.
– Bo widzisz, ja spędzam z moimi dziećmi (bliźniaki po 3 lata) naprawdę mnóstwo czasu i bardzo jest mi z tym dobrze, ale zauważyłam, że oni zupełnie nie potrafią bawić się sami. Tak długo jak jestem obok i prowadzę zabawę, to świetnie spędzamy czas, ale jak tylko potrzebuję wyjść od nich, to najczęściej kończy się płaczem, bądź informacją, że im się nudzi i że idą ze mną.
– Czyli praktycznie przez cały czas są z tobą?
– Tak i przyznam, że czasami już nie mam siły. O ile od czasu do czasu sprzątanie czy gotowanie w ich towarzystwie jest ok, niech się uczą, o tyle robienie tego każdego dnia powoduje, że wszystko trwa trzy razy dłużej i nie mam nawet chwili, aby spokojnie usiąść. Mąż oczywiście też się angażuje, ale często kończy dość późno, więc nie ukrywam, że 15 minutowa przerwa w trakcie dnia byłaby zbawienna. Jasne, czasami ratuję się jakąś bajką, ale masz może jakiś inny pomysł?
Wtedy też obiecałem jej ten artykuł.
To nie jest jednostkowy problem
Nie ukrywam, że spotkałem się z taką sytuacją nie po raz pierwszy. Rodzice chcąc dla swoich dzieci jak najlepiej, szczególnie gdy są one jeszcze małe, często starają się być bardzo zaangażowani i spędzają z maluchami mnóstwo czasu. Bawią się z nimi, wygłupiają i ogólnie bardzo przyjemnie spędzają czas. I to są naprawdę piękne chwile, które zapamiętujemy na całe życie, a które są również dla dzieci niezwykle istotne.
Niemniej jednak, zdarza nam się w tym wszystkim, podobnie jak mamie, z którą rozmawiałem, potrzeba posiadania chociażby chwili dla siebie. Chociaż niewielkiego odpoczynku. Teraz pewnie ktoś mógłby mi zarzucić, że dobry rodzic nigdy czegoś takiego nie poczuje, bo dobry rodzic zawsze stawia potrzeby dziecka na pierwszym miejscu, ale ja się z tym niezupełnie zgadzam. Ja uważam, że potrzeby rodziców też są ważne. Że podobnie jak w samolocie w czasie awarii, gdy wypadają maski – żeby odpowiednio zadbać o drugą osobę, musimy najpierw zadbać o samych siebie.
Nie mówiąc już o tym, że taka zabawa jest też niezwykle istotna również dla naszych dzieci
Nawet nie wiem czy nie bardziej dla nich, niż dla nas. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować dr Sheila Anderson, z Weber State University:
„Dzieci podczas samodzielnej zabawy bez obaw okazują emocje i dzielą się pomysłami, ćwiczą wyobraźnie i czują radość z odkrywania samych siebie. To rozwija kreatywność. Gdy planują i wcielają w życie swoje pomysły, wzmacnia się również ich pewność siebie, umiejętność skupiania uwagi, a także wytrwałości w rozwiązywaniu problemów.” (źródło)
Pozostaje więc tylko zadać sobie pytanie jak taką zabawę zorganizować, gdy ona naszego dziecka absolutnie nie interesuje i dziecko pragnie naszej stałej uwagi i obecności? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy najpierw przypomnieć odpowiedź na jedno z moich ulubionych pytań: jak się zjada słonia.
Jak się zjada słonia? Po kawałku
Przejście od zabawy nadzorowanej i prowadzonej przez rodzica, do samodzielnej zabawy nie nastąpi z dnia na dzień. To jest pewien proces, który następuje stopniowo i który możemy wspomagać, ale którego nie da się zanadto przyspieszać (a gdy mamy bardzo małe dziecko, może być to wręcz nieosiągalne). Trochę jak z podlewaniem roślin – najlepsze efekty zapewni nam systematyczność w działaniu. Zatem do dzieła.
1. Powoli przekazujemy zabawę w ręce dzieci
Zaczynamy od tego, że podczas zabawy z dzieckiem, staramy się stopniowo wycofywać. Oczywiście nie fizycznie, bo dzieci takie coś wyczują jeszcze zanim o tym pomyślimy (serio!) – chodzi o wycofanie się z bycia przodownikiem zabawy i fontanną pomysłów. Zamiast tego przyjmujemy raczej rolę górnika będącego w stanie wydobywać pomysły siedzące w innych.
Zamiast używać naszej kreatywności, by wymyślać kolejne sposoby na zabawianie dzieci, zaczynamy się skupiać na tym, aby wesprzeć je same w odnajdywaniu własnych pomysłów na zabawę i spędzanie czasu. Nawet jeśli nie do końca będzie im się to podobało (w końcu do tej pory zawsze ktoś inny je w tym wyręczał), to możemy powiedzieć, że my bardzo chcielibyśmy, aby to właśnie ono dzisiaj wybrało czy wymyśliło zabawę, bo bardzo nas ciekawi jaki będzie miało pomysł.
Nie zmuszamy. Zachęcajmy.
2. Przestajemy wszystko ciągle poprawiać, sprzątać i nadzorować
Chciałbym napisać, że nauka dziecięcej samodzielności nie niesie ze sobą strat, ale to nie jest prawda. Stratą jest w omawianym przypadku jest bardzo często lekki bałagan, na przemian z niewielkim chaosem. Tylko, że to jest zupełnie normalne i warto wtedy pamiętać, że to jest niezbędna część procesu i zamiast z nią walczyć – przyzwyczaić. Sam fakt, że dziecko z duszą artysty rysując po kartce w wieku dwóch lat, wyjedzie czasami na stolik, to jeszcze nie jest równoznaczne z końcem świata. W końcu to nie jest tak, że taki dwulatek, gdy osiągnie wiek piętnastu lat, to dalej będzie przypadkowo rysował po stolikach (znaczy rysował będzie na pewno, ale nie przypadkowo :).
Zamiast więc stać nad naszą pociechą, gderać i pilnować każdego kolejnego ruchu, cieszmy się tym, że cokolwiek ono tworzy – tworzy z takim zapałem, że zapomina o całym świecie. Bo wbrew pozorom jest to niezwykle cenna, choć dość rzadka w dzisiejszym świecie umiejętność.
3. Pokazujemy dzieciom różne rodzaje samodzielnych zabaw, aby wiedziało jaki ma wybór
Nie od dziś wiadomo, że dzieci najlepiej uczą się dzięki przykładowi jaki widzą od dorosłych. Dlatego też warto pokazać dzieciom takie zabawy, które wspierają samodzielną zabawę. Oto kilka przykładów takich zabaw, które uwielbialiśmy i dalej uwielbiamy u nas w domu i z których każda w taki czy inny sposób wzmacnia samodzielność, poprzez pozostawianie sporego pola na pomysły i kreatywność każdego z uczestników.
a) Zabawa na zewnątrz
Kiedyś przeczytałem, że jeśli damy dziecku do ręki miecz, pistolet albo różdżkę, to ono jest w stanie wykorzystać je w większości tylko do jednego celu – do tego z góry założonego przez projektanta. Tymczasem, gdy damy dzieciom do ręki patyk, to są one w stanie zamienić go we wszystkie te trzy wymienione rzeczy oraz w tysiące innych. Dlatego też ja tak bardzo lubię zabawę na świeżym powietrzu, bo tam takich „otwartych” zabawek, które mogą dzieciom posłużyć do dowolnego wręcz celu, jest mnóstwo.
b) Zabawa w odgrywanie ról
Miałem w swoim życiu taki okres, w którym już nie bardzo wiedziałem co zrobić z tymi wszystkimi pluszakami, posiadanymi przez moje dzieci. Wtedy też wpadłem na pomysł wykorzystania ich do różnych zabaw w ogrywanie ról. Czy to sklep czy podwieczorek u babci czy teatr, w którym opowiadamy znane nam bajki czy też spotkanie się dinozaurów ze światem współczesnym – najważniejsza była i jest dobra zabawa, a samą tematykę zostawiamy dzieciom do wyboru. Zresztą trochę o tym zapomniałem, szczególnie o teatrzyku (a swego czasu przygotowałem nawet małą scenę) i akurat ten rodzaj zabaw przypomniał nam ostatnio i nieco ożywił bałwanek Olaf, który został nam przysłany przez markę Duracell i który opowiada (w swój bardzo Olafowy sposób) znane nam z Krainy Lodu historie (poniżej znajdziecie krótki film), co z kolei przekłada się na jego częste pojawianie się w zabawie, jako wsparcie narratora.
Ogólnie układ z Olafem mamy bardzo prosty – on mówi, dzieci słuchają, rodzice cieszą się chwilą :)
c) Dowolna zabawa, w której bawimy się równolegle do naszego dziecka
Czyli zabawa, w której nasze działania nie oddziaływują bezpośrednio na działania naszego dziecka i vice versa. Na przykład my sobie coś budujemy, rysujemy czy chociażby lepimy z ciasta, a ono robi to samo, ale obok nas, niezależnie. Dzięki temu dziecko z jednej strony jest świadome obecności rodzica, co zapewnia mu poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony uczy się przy okazji, że ono również jest w stanie stworzyć coś zupełnie samodzielnie, co wpływa pozytywnie na jego pewność siebie.
4. Wymieniamy co jakiś czas dostępne zabawki
Zdecydowana większość dzieci znacznie chętniej angażują się w zabawę czymś nowym, niż czymś, co mają na codzień. Dlatego też dobrze jest od czasu do czasu wymienić dostępne zabawki na takie, które odpowiednio wcześniej schowaliśmy i pozwolić im na nowo odkryć zapomniane już skarby. Takie mini urodziny/gwiazdka, które zapewniają nie tylko pełno radości, ale i sporo zatracania się w zabawie (co jest synonimem zabawy samodzielnej).
5. I już na koniec: Zaufajmy im
Zaufajmy, że sobie poradzą. Zaufajmy, że poradzą sobie czasami bez nas w zabawie – że nawet jak teraz czasami wyjadą kredką poza kartkę czy jak zrobią nieco bałaganu, to nie oznacza jeszcze, że zawsze będą tak robiły. Zaufajmy im też, że są zdolne do tego, aby wymyślić coś ciekawego i coś angażującego. Zaufajmy im, a ja mogę wam obiecać, że niejednokrotnie będziecie zaskoczeni tym, co wasze dwu, trzy czy nawet pięcioletnie dziecko jest w stanie zbudować, co jest w stanie namalować czy jak złożoną historię jest w stanie opowiedzieć (a jeśli już macie takie historie, to śmiało dzielcie się nimi w komentarzach).
Nie mówiąc już o tym, że jeśli rzeczywiście obdarzymy nasze dzieci zaufaniem i one rzeczywiście zaczną się częściej bawić same, to jeszcze nie jeden, nie dwa razy zdarzy się, że zatęsknimy za zabawą w ich towarzystwie i to właśnie my będziemy prosili o to, abyśmy się mogli z nimi pobawić, a nie odwrotnie. Czego sobie i wam jak najmocniej życzę.
Patronat nad wpisem objął Duracell, który ze wsparciem najdłużej działających alkaicznych baterii Turbo Max marki Duracell, dba o to, aby nawet te najbardziej wymagające i energochłonne zabawki działały bez zarzutu. Ja ze swojej strony mogę dodać, że domyślne baterie musieliśmy wymienić w naszym Olafie już po dwóch dniach, a Turbo Max działają spokojnie drugi tydzień (niestety dzieci dalej nie dają Olafowi dłuższej chwili wytchnienia i nie pozwoliły mi się jeszcze nim pobawić :( ).
Prawa do zdjęcia należą do lecates.
Odpowiedziałeś tym tekstem również na moje pytanie – dzięki!
:) nasza sama potrafi i to świetnie się bawić ( lat4) co nie zmienia faktu że najpierw tysiąc razy zapyta ” a pobawis się ze mną?” „mama pobawimy się w to, co lubis” (…taaaaak…) „ale najpielw to wiesssss to wiessss w co…..” Rodzice jedynaczki/ków mają gorzej ;) nie ma z kim więc wiesza się na mamie/ tacie…. Co gorsze – ide się bawić a tu okazuje się, ze jako iż wszystko robię nie tak to właściwie mam być tylko elementem podziwiających …ale i nie aż TAK ZUPEŁNIE podziwiającym „miałaś się bawić” ale nie aż tak AKTYWNYM „mama NIE lób to… Czytaj więcej »
Ja bym jeszcze dodała, żeby ugryźć się w język kiedy dziecko jest zajęte sobą. Najpierw przez 10sekund nie zadajmy pytania „a co robiiisz”. Samodzielne zabawy się wydłużą stopniowo i w sumie będzie coraz fajniej:)