Największe kłamstwo na temat kar, które wciąż bezmyślnie powtarzają rodzice
Kłamstwo, w które najwyższa pora przestać już wierzyć.
Karać czy nie karać?
Jakiś czas temu opublikowałem tekst o karach, pisząc dlaczego nie uważam kar za skuteczny sposób wpływania na zachowanie naszych dzieci (dalej to jeszcze bardziej rozwinę, opierając się na badaniach). W skrócie: one nie działają. To znaczy ich efektem jest zwykle: samozadowolenie rodzica, poczucie dobrze wykonanego obowiązku czy wzrost ego, ale wydaje mi się, że nie do końca to są cechy, których rodzice poszukują w karach.
Kary stosuje się wierząc, że zapewnią one większe dziecięce posłuszeństwo i zapobiegną pewnym zachowaniom w przyszłości.
Problem polega na tym, że w wiara w zbawienną moc kar jest niestety oparta o równie solidne dane, jak wiara w Latającego Potwora Spaghetti (i to ze znaczną przewagą LPS).
Niestety nie wszyscy są otwarci na takie rewelacje
Niestety pomimo tego, że dokładnie opisałem jaki skutek mają kary, niektórzy postanowili dodać swoje trzy grosze, że przecież oni byli tak wychowani i wyrośli na normalnych.
Czyli w skrócie: wyrzućmy wszystko co odkryliśmy w ciągu ostatnich dekad na temat rozwoju dziecięcego mózgu i wychowania, bo Celina była wychowywana w taki sposób i ona mówi, że to jest dobry sposób. Alleluja, możemy się rozejść. Gdy rozmawiam z taką osobą, to zawsze przypominają mi się słowa z tego komentarza:
Także droga komentatorko – polecam kiedyś zauważyć, że na świecie jest więcej osób niż jedna Celina i to, że Tobie udało się wyjść na „normalną” (chociaż ten cudzysłów mnie ciekawi), to jeszcze niczego nie dowodzi. Szczególnie zaś w tym temacie polecam tekst Czy naprawdę wyrośliśmy na porządnych ludzi?, bo pokazuje, że jeśli chcemy określić nasze pokolenie jako „normalne”, to ten cudzysłów nie jest przypadkowy.
To, że wielu rodziców używa kar, to nie znaczy, że mają sens
„Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele.” Walter Lippmann
W końcu kiedyś wielu rodziców smarowało dzieciom dziąsła spirytusem lub dawało mak do ssania, a jakoś obecnie to gdzieś zanikło. Czyżbyśmy zrozumieli jak działają takie substancje na dziecko? Dlaczego więc nie rozumiemy jak działają kary, szczególnie jeśli mamy badania, które ten temat objęły?
Co badania mówią na temat kar?
Otóż co kluczowe: kary nie powodują, że przestajemy coś robić. I nie chodzi o to, że mają jakąś tam niewielką skuteczność. Nie, zupełnie nie. Chodzi o to, że badania wykazały iż skuteczność kar jest całkowicie i kompletnie zerowa (źródło). Zero, null, nada. Wiara w sprawczą moc kary jest oparta na kłamstwie powtarzanym z pokolenia na pokolenie, ale nie ma ono w sobie więcej sensu, niż wiara w płaską Ziemię czy w UFO.
Natomiast to, co kary powodują, to chęć unikania źródła bólu/cierpienia, czyli w tym przypadku chęć unikania rodziców. To jest główny i najsilniejszy skutek. I dlatego też może nam się wydawać, że kary działają – w końcu, gdy rodzice są przy dziecku, to ono będzie pewnych rzeczy unikało z obawy przez karą. Niemniej gdy rodzic odejdzie, a dziecku będzie się wydawało, że nie zostanie przyłapane, to znowu to zrobi.
Czy więc naprawdę naszym celem jest stworzenie w domu państwa policyjnego?
Gdzie każdy ruch naszego dziecka będziemy musieli sprawdzać i upewniać się, że robi wszystko dobrze? Żeby czuło, że pełnimy ciągły nadzór, bo tylko wtedy będzie „posłuszne”? Warto też dodać, że to z kolei może doprowadzić u naszego dziecka do stanów ciągłego rozdrażnienia, złości, zniechęcenia czy w nieco bardziej skrajnych przypadkach nawet do poczucia kompletnej bezradności lub w drugą stronę: nienawiści do swoich nadzorców.
To jednak nie wszystko. Kolejne badania (źródło) niejako wsparły te poprzednie i wykazały, że dzieci karane wyrastają na bardzo efektywnych… kłamców. To jest ich mechanizm obronny, bo w końcu takie dzieci wiedzą, że mówienie rodzicom prawdy nie ma najmniejszego sensu. Ani nie pomogą, ani nie okażą współczucia, ani nie będą wsparciem – jedyne co zrobią, to wymyślą najpewniej jakąś idiotyczną karę, więc po co w ogóle próbować?
Nie wiem jak do niektórych, ale ta sielska i utopijna wizja rodzicielstwa, gdzie toczę ze swoimi dziećmi ciągłą wojnę, w której obie strony ponoszą ogromne straty, do mnie niespecjalnie przemawia.
Znacznie bardziej przemawia do mnie ta wizja:
I taką właśnie wizję wybieram dla siebie i dla swojej rodziny. Nawet jeśli komuś jest to nie w smak. Nawet jeśli komuś się to nie podoba, bo burzy jego poczucie świata, w którym dzieci można wytresować za pomocą kar i nagród, aby chodziły jak w zegarku. Szczególnie, że najgorszy w tym podejściu, nie jest sam wpływ kar na dziecko – najgorsze jest w tym to, jak niszcząco kary działają na naszą relację z dzieckiem, które coraz bardziej się od nas oddala.
Tutaj więc warto się już zatrzymać i zadać sobie na koniec jedno, zajebiście ważne pytanie (jak to powiedział klasyk):
Czy jesteśmy gotowi ponieść taką stratę? Stratę relacji z naszym dzieckiem? Tego o czym marzyliśmy, gdy je planowaliśmy? Tego co budowaliśmy przez tak wiele lat? W imię czego? Źle rozumianej tradycji? Własnej wygody?
I jak sobie już odpowiemy, to sami zdecydujmy co chcemy robić dalej i co będzie najlepsze dla nas i dla naszych bliskich. Sami, nie patrząc na nikogo innego.
Prawa do zdjęcia należą do DenisenFamily.
Jeśli zgadzacie się z powyższym tekstem, będę zobowiązany, jeśli zdecydujecie się go udostępnić innym, bo dzięki temu wiedza na temat takiego podejścia do wychowania, będzie zataczać coraz szersze kręgi.
Całkowicie się zgadzam. Karanie cielesne czy psychiczne to forma terroru, doprowadzenie kogoś to strachu, nie jest zdobyciem szacunku i posłuchu. Tylko zniszczeniem autorytetu, który powinnismy mieć u dziecka. Jeżeli zdobędziemy autorytet, stając się przewodnikiem, posłuszeństwo dziecka samo przyjdzie. To wymaga pracy i mnóstwa cierpliwości.
Tego typu poglądy potem rosną razem z dziećmi i rzutują np. na postawy w pracy. Nie powiem szefowi że coś mi nie wyszło tylko zrobię prowizorkę i jakoś to będzie. Jak ktoś popełni błąd to koniecznie walić po pensji, niech poczuje stratę. A jak sukces to premia, bonusik, marchewka, niech się zwierzątko cieszy z tego jakiego ma ludzkiego pana.
Na szczęście zaczynają funkcjonować takie modele jak turkusowa organizacja i inne idee niby biznesowe ale adaptowalne do sfery społecznej czy rodzinnej.
Paradoksalnie to osoby, które robią dla innych, a nie dla siebie (czyli właśnie osoby wychowywane w systemie kar i nagród), częściej odwalają prowizorkę, bo nie mają takiej wewnętrznej potrzeby, aby coś zrobić dobrze, do końca.
Była taka opowieść o wieloletnim pracowniku firmy budowlanej, który budował swój ostatni dom w tej pracy. I jako, że było to jego ostatnie zadanie, to wiedział, że wszystko mu jedno, więc odwalił fuszerkę. Później jednak okazało się, że budował ten dom dla siebie, jako prezent od właściciela firmy.
Spore uproszczenie historii. Chciał odejść, ale szef oczekiwał zrealizowania jeszcze jednego, ostatniego zadania. Istotnie zmienia przypowieść
Ja w mojej firmie, gdy nie wyrabiam się z pracą, mam gorsze wyniki itp. nie słyszę, jakie kary mnie spotkają i nagrody ominą, ale jestem pytana „Jak ci pomóc, co zrobić, żeby przyszłe wyniki były lepsze?” Nawet, gdy mi nie wychodzi, jestem traktowana jako ekspert od swoich zadań, mogę poprosić np. o bardziej elastyczne godziny pracy w gorącym okresie, pomoc niewykwalifikowanego pracownika, który wykona za mnie czasochłonne zadania jak sortowanie, pakowanie, drukowanie dużych partii dokumentów, o wsparcie online pracowników z zagranicznych oddziałów firmy. I to wszystko w „strasznym korpo”! Da się. Nie mówię, że jest całkiem bez kija i marchewki… Czytaj więcej »
Pokolenie kar. Moje pokolenie. Moi rodzice. Teraz ja, pogubiona, z kłopotami emocjonalnymi i cholera wie, czym jeszcze… Celina, stuknij się.
Ojj, prawda to… Łatwo nam powtarzać coś, co znamy z autopsji i – jak nam się zdaje – w większości działało. Łatwo pójść utartym schematem, dużo łatwiej niż wytyczać nowe drogi. Bo wydaje się, ze przecież z nami jest ok… A wystarczy zagłębić się w siebie, dostrzec, że wcale nie jest tak dobrze z nami. Ale pomijając ;-) Chciałam napisać, że „dzięki” karom ja, jako nastolatka byłam świetnym kłamcą… I do tej pory jestem. Nie chcę zrobić tego moim dzieciom. Nie chcę by się mnie bały i nie darzyły mnie zaufaniem… Dziękuję za ten tekst. I ten poprzedni. Lepiej zrozumieć… Czytaj więcej »
Przeczytałam już wiele artykułów , ale nadal ciężko to wprowadzić w życie. Cenię sobie te teksty , ale jak to wprowadzić dokładnie na przykładach ? Czasem wydaję mi się ,aż nie możliwe nie dać kary synowi np. Wyrzuci lego z pudełka a na koniec dnia nie posprząta i nic go nie przekona , ja mam mu pomóc a moja pomoc wygląda tak , że na koniec ja sprzątam . Ok zostawie ma konsekwencje ale jakie ? Będzie mieć bałagan , jemu to nie przeszkadza.. jak dla niego to te zabawki mogą tak zawsze leżeć
A gdzie leżą te klocki? Jeśli w jego pokoju, to chyba nie problem, niech ma bałagan. Może gdy pogubi klocki i nie dostanie nowych, to poczuje konsekwencje? A jeśli w przestrzeni wspólnej to ustalić jakies zasady, że zabawki, które zostają w salonie znikają na jakiś czas. To chyba nie będzie kara?
W pokoju dziennym .Czyli schowanie klocków za nie posprzątanie nie będzie karą? Skoro ich nie sprzątasz to je schowam , aż nauczysz się, że trzeba je sprzątać..? Mija to sie z myślą przewodnią tekstu chyba
Nie jestem za chowaniem zabawek dziecka. W końcu to jego zabawki, a nie nasze. Myślę, że poczucie własności jest u dzieci bardzo silne i nie powinno się go zaburzać. Zastanawiam się …w jakim wieku jest Twój syn? Moja córka ma 2,5 roku i też wyrzuca wszystkie klocki (i inne zabawki) w każdym możliwym miejscu, w którym znajdzie dla nich trochę przestrzeni. Wprowadziliśmy system naszej pomocy przy zbieraniu tego wszystkiego (= np. mama trzyma pudełko, a dziecko wrzuca tam klocki) i zasadę „sprzątamy po jednej zabawie, by zacząć kolejną”. Całkiem nieźle działa (choć przyznaję, że czasem najpierw są 3 zabawy, a… Czytaj więcej »
Taka sytuacja: mój dwulatek chce pobawić się np. nożyczkami, bateriami etc. i oczywiście mu tego odmówię tłumacząc, że niebezpieczne, że nie wolno, podstawiam inne rzeczy, próbuję odwrócić jego uwagę, na to on reaguje krzykiem, biciem mnie, płaczem, rzucaniem przedmiotami (nawet kubkiem z herbatą o ścianę). Kiedy proszę żeby przestał zaczyna wariować ze zdwojoną siłą, kiedy nie reaguje jest tak samo, boję się że zrobi sobie krzywdę…Jak zareagować???
Nie jestem ekspertem i mnie samej często przy moich córkach puszczają nerwy, aż muszę wychodzić z pokoju, ale jedno zazwyczaj w przypadku moich dziewczyn działa (2 i 5 lat)… złapanie, przytulenie, kołysanie i mówienie uspokajających rzeczy. Dziecko sobie nie radzi i potrzebuje sposobu na wyrzucenie złości. Musimy znaleźć swój sposób na swoje dziecko. Nie jest to łatwe. Niejednokrotnie myślę sobie, że wygodniej by było gdyby te wszystkie zakazy, krzyki i kary działały. Ale mamy do czynienia z ludźmi, którym też należy się szacunek, ludźmi myślącymi (na swój niezrozumiały dla nas sposób), a przede wszystkim bardzo kruchymi. Ja kiedyś dostałam od… Czytaj więcej »
Dziękuję za podpowiedź, faktycznie te sposoby działają, ale na chwilę. Też tak robię i rzeczywiście po kilku-kilkunastu min. przestaje szaleć. Ale za jakiś czas jest to samo, wymyśli sobie inną „atrakcję” i od nowa. Mam tylko nadzieję że to kryzys rozwojowy i prędzej czy później przejdzie.
Polecam artykuł Matka jest tylko jedna „Jak porządnie ukarać dziecko”. Powinien Ci pomóc ?
Ale dlaczego nie wolno? Dziecko jest bardzo ciekawe świata, chciałoby mieć możliwość robienia tego co my, dotykania wszystkich przedmiotów, włażenia w atrakcyjne zakamarki itp. To naturalna kolej rzeczy, która umożliwia jego rozwój. Jeśli mówimy, że czegoś mu nie wolno, wywołuje to u niego frustrację. U nas tak zwrot nigdy nie istniał. Jeśli dziecko miało ochotę pobawić się czymś niebezpiecznym, pozwalaliśmy mu na to w naszej asyście przy okazji tłumacząc, do czego służy, dlaczego może być niebezpieczne itp. Jeśli nie masz ochoty, żeby dziecko czymś się bawiło, może po prostu nie zostawiaj w zasięgu jego rączek, wzroku?
Dlaczego nie wolno? na przykład dlatego, że w życiu dziecko napotka miliony sytuacji, że czegoś mu nie będzie wolno, ono musi uczyć się tego, że nie wszystko ma na zawołanie, że na coś trzeba poczekać a czegoś w ogóle nie dostanie. Dlaczego uczymy dzieci, że mogą mieć wszystko? na co dzień pracuję z 8 latkami i widzę jakie są konsekwencje wychowania pt. „moje dziecko ma możliwość wyboru zawsze i wszędzie, może ale nie musi, ma prawo do wszystkiego itd.”.Uczymy dzieci tego,że mają prawa ale nie uczymy ich tego że mają też obowiązki i że życie nie jest usłane różami, nie… Czytaj więcej »
Pozwolenie dziecku na doświadczanie świata a bezstresowe wychowanie to dwa różne tematy. Mówienie dziecku „nie wolno” w/g mnie wywołuje frustrację, ponieważ dziecko nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego mama może a ono nie. Komunikat „nie wolno” kojarzy mi się z tresurą. Dziecko dostaje sygnał, że matka nie liczy się z jego potrzebami, czegoś mu z niewiadomych przyczyn zabrania. Dziecko ma poczucie niesprawiedliwości, czuje się oszukane, stąd frustracja, gniew. Zauważyłam, że niektórym rodzicom często wydaje się, że małe dzieci nie są w stanie zrozumieć związków przyczynowo – skutkowych, dlatego nawet nie starają się ich wyjaśniać. W/g mnie używając języka osobistego, komunikując… Czytaj więcej »
Ja mojemu dziecku mówię ” nie wolno ” i nie zauważyłam, żeby było tym sfrustrowane. dużo rzeczy rozumie, tłumaczę ze np. nie wolno zbliżać się do żelazka gdy mama prasuje, lub że nie wolno rzucać przedmiotami w telewizor, że nie wolno wkładać rączek do toalety itd i zrozumiał, bez żadnych awantur i frustracji. teraz sam mówi że nie wolno jak tylko widzi np że prasuję, albo jak idzie robić siusiu i jest dumny i zadowolony jak go chwalę że jest mądrym chłopcem. Są jednak rzeczy, które sobie ubzdura i nic do niego nie dociera, musi mieć to co sobie wymyślił,… Czytaj więcej »
I jeszcze jedno nie używam zwrotu ” nie wolno” bez wyjaśnienia i próśb. Np. mówię: „synku nie wolno dotykać gorącego żelazka bo jest to niebezpieczne, gorące, oparzysz paluszki itd „, pozwalam dotknąć np gorącego kubka z herbatą żeby sprawdził co to znaczy gorące , mówię że mama jest duża a żelazko ciężkie, jak przestygnie daję mu do ręki żeby sprawdził czy ciężkie itp. Ale zawsze używam zwrotu „nie wolno”, mam wrażenie że to mu bardziej zapada w pamięć i mocniej do niego przemawia.
Schować niebezpieczne przedmioty :D
niby tak:) ale sytuacja adekwatna: syn malował dziś farbami, nagle stwierdził, że pomaluje ścianę… Ściany nie schowam, a jak zabiorę farby będzie jeszcze gorzej…. takich sytuacji mogłabym mnożyć na pęczki. Gotować mam u sąsiada, żeby nie widział gorących garnków, a wszystkie szafki pozamykać na kłódki z kodem, żeby nie wywalał na zewnątrz ich zawartości 5 razy dziennie?powynosić z domu meble żeby na nie nie wchodził i z nich nie skakał? a może pozwolić mu wchodzić na szafki i razem z nim poskakać ?:)
Ja bym byc może wydzieliła fragment ściany, po której malowac może. A może tablica specjalna do malowania w domu? Szafek nie zamykam, syn ze mną chowa naczynia ze zmywarki i juz mu się znudziła zabawa nimi, nie sa ekscytujące ;) A gotuje ze mną, podaje mi warzywa, wsypuje łyzką przyprawy do zupy, robi ze mna kawe czy herbatę. Staram się go nie izolowac od codziennych czynności, żeby nie były dla niego jakimś cudem, tylko zwykłymi sprawami :)
niestety warunki mieszkaniowe nie pozwalają mi na wydzielenie ściany, chyba, że w salonie jedynej wolnej ścianie w naszych 40m2.. też są szafki w domu ,z których wyciągał wszystko, ale wziął się za takie do których mu zaglądać nie wolno(dokumenty, szkło). Zaraz Pani napisze, żebym chowała te rzeczy do szafek do których nie dosięgnie, niestety nie mam już takich wolnych szafek- wszystkie są zawalone innymi ważnymi/ niebezpiecznymi przedmiotami. tez staram się żeby mi towarzyszył w kuchni, stoi na swoim schodku i obserwuje, miesza wsypuje ale niestety też żąda mieszania w gorących garnkach oczywiście bez mojej asysty wszystko „sam” a jak mowie… Czytaj więcej »
To pozostaje przeczekać ten etap :) może zabezpieczenia na meble pomogą?
były ale rozpracował, mąż ostatnio wzmocnił do tego stopnia,że w końcu sami nie mogliśmy otworzyć :) Czekam z nadzieja… :)
Dziecko ma silny charakter i będzie wszystko fajnie za parę lat, a teraz się Pani musi nakombinowac. Natom8ast rady od matek, ktore akurat chwiliwo nie mają takich problemów, świadczą tylko o ograniczeniu tych matek, proszę je olać :)
To jest Pani obowiazek, żeby nauczyc dziecko, co mu wolno a czego nie. Cześć ściany mu wydzielić??? A jak on woli na tej niewydzielonej, to czy można powiedzieć „nie wolno”???!!!
Wydzielanie ściany do malowania to też niezbyt trafne rozwiązanie. Są generalne prawidła które należy w życiu respektować A z tego co mi wiadomo to ściany nie służą na malowanie po nich farbkami (po za remontem oczywiście). Należy przygotować dziecko na to że nie wszystko na co ma ochotę wolno robić, a jeśli juz to zrobi to może to być obwarowane karą. I możemy zapedzic sie trochę w kozi róg. Dzieci mają różne zachowania, powiedzmy że jedno drugiemu ukradnie jakas zabawkę. W dorosłym życiu kradzież ktora jest zauważona podlega karze. I dziecko też musi być tego świadome ze moze zostać za… Czytaj więcej »
Czemu wydzielenie ściany do malowania nie jest dobrym rozwiązaniem? Czy jeśli dziecku damy kartkę do malowania, to znaczy, że do końca życia będzie malowało po wszystkich kartkach na świecie? Co za skończony idiotyzm. To samo z kradzieżą. To co piszesz, to że kradzież jest w porządku, jak nie zostanie zauważona i tego byś chciał swoje dzieci nauczyć. Ja wolę je nauczyć, że kradzież krzywdzi innych ludzi i przy okazji krzywdzi nasze wewnętrzne poczucie spójności i dlatego należy jej unikać. A nie dlatego, że grozi za to kara.
A czemu dwulatek nie może dostać nożyczek? Ja w żłobku, mając pod opieką 4-6 dzieci dawałam nożyczki rocznym dzieciom! Zasady były takie, że nożyczkami bawimy się w jednym miejscu, jak dzieciaki biegły z nożyczkami do zabawek, to zawracałam i odkładałam nożyczki na stolik. Oczywiście używaliśmy nożyczek z okrągłymi końcami (metalowych i plastikowych).
Moi znajomi mieli bardzo duzy klopot z corka ktora przez lata jak jej tylko nie pasowalo woadala w nerwice. Różne metody probowali az w końcu mama szukajac natrafila na jeden artykuł. Jak córka zaczęła krzyczeć bić złapała ja i trzymala do czasu az lista gryz kopac krzyczec itd. Miała trzy trasie sytuację później. Od tego czasu jak ręką odjac.
Konsekwencją w tym wypadku będą Twoje emocje. Powinnaś wg mnie tłumaczyć synowi, że jest Ci smutno/przykro/czujesz złość a przez to nie masz ochoty spędzić z nim czasu. matkatylkojedna.pl kiedyś napisała kilka bardzo dobrych tekstów na ten temat. Bardzo polecam zajrzeć, mi otworzyła oczy na wiele spraw. Choć fakt, łatwo nie jest.
W jednej rodzinie problem z zostawianiem rzeczy w przestrzeni wspólnej został rozwiązany zaproponowanym przez dzieci sposobem (bo one też zostały włączone do procesu rozwiązywania problemów), który polegał na tym, że cokolwiek tam zostanie, jest na koniec dnia chowane do specjalnego pudełka i można to wyciągnąć dopiero po tygodniu. Zasada dotyczyła też rodziców. Oczywiście w tej rodzinie dzieci były pewnie starsze, ale nie zmienia to faktu, że zapytanie dzieci o pomysły na rozwiązanie takich problemów, może być dobrym ruchem.
I to nie jest kara, tylko umowa, tak?
To była umowa, zaakceptowana i stworzona przez obie strony. Niestety z umowami najczęściej jest ten problem, że rodzice narzucają je dzieciom i gdyby dzieci miały wybór, to nigdy by się na to nie zgodziły.
U mnie co prawda nie ma problemu bałaganu, bo od początku jakoś syn chętnie sprząta jedno, nim wyciągnie drugie, ale kilka razy zdarzylo się, że posprzątać nie chchiał. Pomogła gra „szybko wrzucamy do pudelka, raz raz raz” było wesoło, kupa śmiechu, bo klocki nam uciekały wszędzie, było gonienie tych klocków po pokoju, a przy tym troche gimnastyki, bo porobiliśmy fikołki. Kilka wpadło pod kanapę, więc odsuwanie, kupa śmiechu, no dawno się tak nie ubawiłam. Teraz, gdy syn mowi, że nie posprzata, ja zaczynam odliczać „3…2…11” on krzyczy „start!” i w trymiga sprzątamy smiejąc sie przy tym do rozpuku :D A… Czytaj więcej »
Na każde dziecko należy znaleźć sposób, nie karać, mieć czas i tłumaczyć i tłumaczyć a bałagan? Zamknąć drzwi do jego pokoju
Czasem mam ochotę zapytać się niektórych osób dlaczego wciąż korzystają z toalety w domu, skoro w średniowieczu ludzie jej nie mieli i jakoś żyli. Dziękuje Ci za ten tekst. Kolejny który pozwala mi być bardziej świadomą mamą.
Bardzo mi się podoba ten argument! :)
To infantylny argument. Z kiblem w domu jest wygodniej, bo nie trzeba sie wystawiać na niepogodę… Nie ma tu żadnej korelacji ze stosowaniem lub niestosowaniem rozmaitych kar.
Oczywiście, że nawet w tym rozumieniu jest korelacja (chociaż nie do tego odnosił się ten argument). Brak stosowania kar też jest w dłuższej perspektywie wygodniejszy, bo zamiast ciągle z dziećmi walczyć, zaczynamy współpracować.
Kary pełnią rolę negatywnego sprzężenia zwrotnego w procesie kształtowania wag szkolonej sieci neuronowej, tak jak nagrody pełnią rolę pozytywnego sprzężenia zwrotnego. Negowanie jednego jest niemożliwe bez zanegowania drugiego, albo braku zrozumienia działania sieci neuronowych. Równie dobrze można by powiedzieć, ze północny biegun magnesu jest zły i należy go wyeliminować, a południowy jest dobry i nie należy.
EDIT: Kara nie jest równa karze cielesnej. Tak dla uściślenia.
Jasne, w pełni się zgadzam. Nagrody są równie fatalnym rozwiązaniem w wychowaniu dzieci, bo uczą, że warto robić coś tylko wtedy, gdy czeka na nas nagroda, a dzieci to nie są małe pieski i nie odruchów Pawłowa ich powinniśmy nauczyć.
Oj oj oj, Juzek, ktoś tu się naczytał o modelu McCullocha-Pittsa i zapomina, że informatyczny model sieci neuronowej jest jednak uproszczeniem. I że sieci neuronowe w dalszym ciągu dalekie są od doskonałości. Nie przyszło Ci do głowy, że rolę negatywnego bodźca pełni tutaj np. wysiłek włożony w sprzątanie na przykład? Albo fakt, że jest brudno. Warto rozmawiać z dzieckiem i pomóc mu zauważyć negatywne konsekwencje ich działań – obiektywne, a nie „bo mówiłem Ci, że masz tak nie robić” – bo jeśli dziecko nie rozumie przyczyn to robi coś albo i nie tylko dla rodzica, skoro stanowi tak niewspółmiernie silny… Czytaj więcej »
Ale to chyba nie do mnie komentarz?
No nie, to do pana od Rozumienia Sieci Neuronowych :) Ja się w 100% zgadzam z artykułem!
Dostałem w życiu kilka kar i żadna mnie niczego nie nauczyła tylko tego, że musiałem unikać powiedzenia rodzicom prawdy i rozmowy z nimi w ogóle. Odbija się to czkawką na mnie i moich rodzicach już kilka lat.
Proponuję prosty, krótki eksperyment myślowy. Gala rozdania Oscarów polega na tym, że ogłaszamy najgorszy film, najgorszego reżysera, najgorszych aktorów itd. A potem piętnujemy, zawstydzamy i przydzielamy kary. Czy naprawdę komukolwiek się wydaje, że ludziom chciałoby się wtedy robić filmy? Bo ja myślę, że większość arcydzieł w ogóle by nie powstała. Jeśli pomysł karania za film wydaje Ci się absurdalny, to przemyśl sprawę karania swoich dzieci i zastanów się, ile dobra, które w nich jest w ten sposób marnujesz.
Są Złote Maliny, ale raczej mają charakter humorystyczny :-D
„Warto zadać sobie pytanie: co się stanie, jeśli będzie chciał kogoś skrzywdzić i będzie miał pewność, że kara go nie dosięgnie, bo nikogo nie będzie w pobliżu?”
Czy naprawdę wydaje się Panu, że filmy powstają tylko w nadziei na dostanie nagrody? :)
Na pewno nie powstają ze strachu przed karą :)
Skoro nie powstają ze strachu przed karą i (jak się domyślamy) nie powstają z powodu ewentualnej nagrody, to znaczy, że powstają z zupełnie innych powodów. Być może podobnie jest z dziećmi. Proszę jeszcze raz przemyśleć sprawę karania swoich dzieci.
Nie rozumiem jak ma się do tego branża filmowa? Jeśli chodzi o to, że motywacja dorosłych ludzi, którzy tworzą filmy i o których nie wiemy jak byli wychowani, stanowi tutaj jakiś argument, to potrzebowałbym rozwinięcia.
,,Dzieci karane wyrastają na bardzo efektywnych kłamców,,. Niestety jest to smutna prawda, w moim przypadku niestety sprawdzona na sobie. Do dzisiaj z tym walczę, bo w moim domu posłuszeństwa uczył pas lub kabel,w zależności co ojciec miał pod ręką. A żeby takich sytuacji było jak najmniej, trzeba było dobrze kłamać. ?
Dokładnie to! Moi rodzice do teraz nie wiedzą nic o mnie, nic o tym co robiłam w młodości, nie znali moich przyjaciół, nie wiedzieli gdzie aktualnie jestem. Czemu? Bo jak miałam 18 lat, moi znajomi jechali na jeden dzień pochodzić po górach mi nie było wolno. Czemu? Bo jestem gówniarą i będę jeździć jak będę dorosła. Wszyscy idą do klubu na imprezę. Nie mogę. Jestem za młoda na imprezy. No to kiedy, ja się pytam, mam imprezować, jak nie w młodości? Po pięćdziesiątce, jak dzieci odchowam? Więc kłamałam jak najęta. Mówiłam że idę tu i tu, a szłam całkiem gdzieś… Czytaj więcej »
Argument ze dostawałem lanie i wyrosłem na normalnego człowieka to zwyczajne nieogarnianie świata. Kary cielesne są zle i nie mam zamiaru tu wchodzić w polemikę. Ja musiałem się oduczyć tego schematu, zacząłem czytać po tym jak ktorys raz dałem klapsa i nie mogłem się z tym pogodzić. Ja sam wiedziałem ze to złe, płakałem w środku i stwierdziłem ze jako rodzic nie chce się tak czuć nigdy więcej. A co do kar ogólnie uważam ze trzeba z dzieckiem rozmawiać nade wszystko i tłumaczyć konsekwentnie na przykładach które do nich samych trafiają. Np jak byś się czuł / czuła gdyby ktos… Czytaj więcej »
Szczególnie, że im więcej wyciągniemy od dziecka za pomocą rozmowy, tym łatwiej przyjdzie nam jego zrozumienie i znalezienie właściwego rozwiązania, nie wymagające żadnej dodatkowej techniki.
Ja też po daniu klapsa synowi dlugo nie mogłam dojśc do siebie. Było mi z tym bardzo źle i do dziś sobie za to pluję w brodę. Na szczęście on tego nie pamięta, dziś mi ufa, a ja sama bardzo wiele zmieniłam w naszych relacjach :)
Na wszelki wypadek, gdyby ktoś wziął Twój artykuł dosłownie, wkleję fragment z artykułu, który podałeś jako dowód, że kary w ogóle nie działają. „Sometimes, of course, punishment is necessary, like when you stop a child from running into a busy street.” Tzn. czasem działają, a nawet ratują życie.
Zapobieganie jakiemuś zdarzeniu to nie jest kara. Kara jest po. Nie mieszajmy pojęć.
Czytałem ten fragment, ale w tym miejscu „punishment” rozumiem bardziej jako użycie siły, by powstrzymać dziecko przed czymś, a nie użycie siły po to, aby je skrzywdzić. Tzw. ochronne użycie siły.
Zgadzam sie z kazdym slowem. I czytajac artykul przyszlo mi do glowy pewne porownanie: dorosli, ktorzy jezdza samochodem za zlamanie przepisow dostają mandat (kare). Czego ich to uczy? Tego zeby unikac policji, a nie tego zeby przestrzegac przepisow. Skoro na doroslych kary nie dzialaja, to czemu mają dzialac na dzieci?
Dokładnie! Przyszło mi na myśl zdarzenie sprzed kilku lat. Podczas wycieczki w góry zeszliśmy ze szlaku i zrobiliśmy sobie piknik w niedozwolonym miejscu. Zostaliśmy przyłapani przez strażnika, który przyszedł do nas i poinformował, jakie grożą kary za to, co zrobiliśmy. Wytłumaczył nam też, dlaczego takie zachowanie nie jest dozwolone. Na koniec powiedział, że nie ukarze nas mandatem, ponieważ uważa, że ukaranie nie przyniesie efektu – będziemy jedynie odczuwać żal i złość na niego a niczego nas to nie nauczy. Z perspektywy czasu uważam, ze było to bardzo mądre posunięcie. Nigdy więcej nie powtórzyłam tego zachowania a zdarzenie pamiętam do dziś,… Czytaj więcej »
Mnie tez przyszlo to porownanie z policja, tylko ja nie chcac otrzymac kary stosuje sie do przepisow, a nie do unikania policji. Wszystko zalezy jak kto podchodzi do sprawy.
Adrian, przestrzegasz przepisow bo nie chcesz dostac kary, a nie dlatego zeby dzieki tobie było bezpieczniej na drodze? wydaje mi sie ze tez utknales w tej płapce kar.
Kary nie działają na dorosłych?? Bo padne…. Zapraszam do Szwajcarii, kraju mandatów po kilkaset CHF, kary nawet za minimalne przekroczenia prędkości, fotoradarów co krok i ograniczeń prędkości takich że buty spadają. Wszyscy jeżdżą jak bozia przykazala. Pełna kultura i spokój. I naprawdę, nie dlatego, że pan policjant wytłumaczył dlaczego nie wolno przekraczac prędkości….
To ja przedstawie swój punkt widzenia. Nie zgodzę się z Tobą, że kary nic nie wnoszą. Wszystko zależy od podejścia rodzica i wytłumaczeniu dziecku o co chodzi. Nie zgodzę się też, że kary wywołują „samozadowolenie rodzica, poczucie dobrze wykonanego obowiązku czy wzrost ego, ale wydaje mi się, że nie do końca to są cechy, których rodzice poszukują w karach”. Otóż dla mnie kara jest pewnym rodzajem konsekwencji, które ponosi się za popełnienie błędu, za niezrealizowanie obowiązku. Wg. mnie kary mają za zadanie wskazać mniej więcej co robić a czego nie robić. To tak jakby zabronić wymiarowi sprawiedliwości wsadzać ludzi do… Czytaj więcej »
Kara a konsekwencja to dwie odmienne rzeczy. Kara jest wynikiem naszej intencji i całkowicie od nas zależy, konsekwencja natomiast to naturalna kolej rzeczy, coś co następuje niezależnie od naszej woli np. wyjdziesz na mróz bez kurtki – zmarzniesz, przeziębisz się itp. Konsekwencją nie będzie zakaz oglądania tv w zamian za złe oceny. Jest to kara w najczystszej postaci, ponieważ mamy na to w 100% wpływ.
Popełnianie błędów jest rzeczą ludzką a karanie dziecka za błędy czy niezrealizowanie obowiązku uważam wychowawczą porażkę.
Porównywanie wychowania dziecka do wymierzania sprawiedliwości przez system prawny mnie przeraziło…
W przypadku wymiaru sprawiedliwości jest zupełnie inna relacja niż w przypadku rodzica i dziecka. Nie da się tego porównać 1:1. Niemniej nawet w poruszonym przez Ciebie przypadku kary nie działają. Są konieczne z punktu widzenia społeczeństwa, bo chodzi o izolacje jednostek niebezpiecznych, ale bez dodatkowego dobrego programu resocjalizacji same kary nie odnoszą skutku (poza oczywiście np. unikaniem policji).
Rozumiem również, że możesz się nie zgadzać z moim zdaniem, bo to tylko czyjaś opinia – jednak warto mimo wszystko w mojej opinii zerknąć na te badania, bo one już są czymś więcej niż tylko zdaniem jakiegoś gościa z internetu.
Nasz (czyli młodych rodziców około 30tki) problem polega na tym, że znamy wzorce wychowywania stosowane przez naszych rodziców (nie twierdzę, że wszystko co robili było złe, ale bądźmy szczerzy powiedzonko „dzieci i ryby głosu nie mają” było kiedyś bardzo popularne). I my młodzi musimy dziś się pilnować, żeby tych błędów nie popełniać. Czasem to się nie udaje. Mnie też nie. Czasem zdarzy mi się krzyknąć, ale wiem, że wtedy muszę porozmawiać z moją córką, wytłumaczyć Jej dlaczego tak zrobiłam i Ją przeprosić. I uwierzcie mi, że Mała też potrafi na swój sposób mnie przeprosić (ma tylko 3 latka). Wierzę, że… Czytaj więcej »
Bardzo chciałbym się dowiedzieć jaki ma to wpływ na psychikę takiego nie karnego dziecka kiedy spotyka się w dorosłym życiu z karami wymiaru sprawiedliwości? które były są i będą… hmmm… albo już w szkole kiedy dostaje uwagę? bądź słaba ocenę? w końcu ta „jedynka” jest również karą za nie przygotowanie się… nie mam swojego zadania co do karania dzieci, ponieważ ich jeszcze nie mam, ale karanie wydaje mi się być zakorzenionym już w naszych genach, a nie jak tu czytam, że jest to kwestia pokolenia, dwóch czy pięciu, a tysięcy lat. Z resztą kary tez nie są wymysłem ludzi, znane… Czytaj więcej »
A jaki wpływ ma na psychikę dorosłego człowieka obejrzenie horroru, w przypadku, gdy nigdy wcześniej nie widział czegoś równie strasznego? Prawdopodobnie niewielki, bo dorosły ma już świadomość pewnych rzeczy i jest je sobie w stanie zracjonalizować. Tak samo zrozumie po co istnieją kary, nawet jeśli nie będzie widział w nich szczególnego sensu (poza izolacją jednostek niebezpiecznych). Niemniej traumy bym się nie spodziewał.
Nie no w życiu się nie zgodzę, ze obejrzenie horroru przez dorosłą osobę nie ma wpływu na jej psychikę. Ma i to ogromny – sama choćby jestem tego przykładem. Co z tego, że potrafię sobie zracjonalizować, że te rzeczy są mało prawdopodobne skoro i tak później panicznie się boję zostać sama nocą w domu czy zejść do piwnicy.
I zapewniam, ze nie jestem jedyna bo spora część moich znajomych tak ma z moim tatą na czele – i bynajmniej nie boimy się seryjnego mordercy tylko tego co jest najbardziej irracjonalne.
1. Dlaczego zakładasz, że nie da się dziecka przygotować do funkcjonowania w społeczeństwie, w którym są kary, bez kar?
2.Dopuszczasz możliwość, że da się wychować dziecko tak, żeby nie wchodziło w konflikt z wymiarem sprawiedliwości?
3. Jaki to ma wpływ na psychikę dziecka, które nigdy nie było okradzione, wyzywane, molestowane lub bite, jak spotka się z tym w życiu dorosłym?
„W skrócie: one nie działają. To znaczy ich efektem jest zwykle: samozadowolenie rodzica, poczucie dobrze wykonanego obowiązku czy wzrost ego, ale wydaje mi się, że nie do końca to są cechy, których rodzice poszukują w karach.” Odróżnijmy karanie od znęcania się. Bo widzę, że w tym artykule miesza Pan te pojęcia. Jeżeli ktoś daje dziecku karę, bo założyło koszulkę na lewą stronę, to jest to przypadek, który powinno się leczyć. W wychowywaniu dzieci, ewentualne kary mają być jakby zastępstwem konsekwencji ich czynów – lepiej dać mu karę, niż pozwolić, żeby się poparzył, spadł czy zderzył z samochodem. Chyba nie będzie… Czytaj więcej »
Z chęcią te badania potwierdzające skuteczność kar przeczytam. Bo bez tego cały ten komentarz jest jedynie bezwartościową opinią, która może jedynie zaszkodzić komuś kto w nią uwierzy. Ukaranie dziecka za uderzenie brata jest zwyczajnie głupie, bo dziecko w takiej sytuacji nie będzie myślało nad swoim czynem, tylko nad tym co rodzic zrobił jemu i jeszcze będzie za to obwiniał brata (bo np. krzyczał). W efekcie będzie miał gorszą relację z bratem i z rodzicem, co z kolei przełoży się na to, że do kolejnych bijatyk będzie dochodziło jeszcze częściej (szczególnie, gdy rodzica nie będzie w pobliżu). Super efekty, rzeczywiście :)… Czytaj więcej »
Zdaje mi się, że wyraźnie napisałem, ale pozwolę sobie siebie zacytować: „Owszem – kara nie zmienia moralności i nie wychowuje. Do tego trzeba rozmów, tłumaczenia i zrozumienia. Kara jest takim tymczasowym rozwiązaniem na tu i teraz – „nie bij brata bo pójdziesz do kąta”” Czy tego fragmentu Pan nie zrozumiał? Czy wyciągnął Pan z mojego komentarza tylko to co Panu pasowało, podobnie jak z dostępnych badań? „Z chęcią te badania potwierdzające skuteczność kar przeczytam.” Proszę się zainteresować tematyką behawioryzmu, teorią wzmocnień, eksperymentem Burrhus Frederica Skinnera, itd. W razie problemów ze znalezieniem, służę pomocą. Tamte badania również uważam za bzdurę, podaję… Czytaj więcej »
„Owszem – kara nie zmienia moralności i nie wychowuje. Do tego trzeba rozmów, tłumaczenia i zrozumienia. Kara jest takim tymczasowym rozwiązaniem na tu i teraz – „nie bij brata bo pójdziesz do kąta”” Czy nie wystarczy zatem rozdzielenie braci? Po co kara, skoro ona nic nie zmienia? „Moje dziecko po każdym oddelegowaniu do kąta przechodzi ze mną rozmowę na temat tego co się wydarzyło. Więc znowu jest Pan w błędzie.” Oczywiście przychodzi na rozmowę o tym co się wydarzyło, ale robi to, bo chce naprawić relacje z rodzicem, a nie z bratem, a to nie o to chodzi. Przychodzi, bo… Czytaj więcej »
„Czy nie wystarczy zatem rozdzielenie braci? Po co kara, skoro ona nic nie zmienia?” Nie mogę wychowywać mojego dziecka w klatce. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby umiał się bawić z bratem bez zbędnego tłuczenia łopatką po czole. Kara zmienia – w tym danym momencie młodszy nie wyłapie czołem łopatki. Starszy zrozumie w końcu, że tak robić nie wolno, ale do tego czasu muszę chronić młodszego. „Oczywiście przychodzi na rozmowę o tym co się wydarzyło, ale robi to, bo chce naprawić relacje z rodzicem, a nie z bratem, a to nie o to chodzi. ” Nie chce naprawiać… Czytaj więcej »
„Nie mogę wychowywać mojego dziecka w klatce. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby umiał się bawić z bratem bez zbędnego tłuczenia łopatką po czole. Kara zmienia – w tym danym momencie młodszy nie wyłapie czołem łopatki. Starszy zrozumie w końcu, że tak robić nie wolno, ale do tego czasu muszę chronić młodszego.” Ale skoro kara pojawia się dopiero po uderzeniu, to w jaki sposób chroni młodszego? „Nie chce naprawiać żadnych relacji, bo wie, że żadne relacje się nie zepsuły. Zrobił źle, musi być kara. Nadal go kocham, i zaraz znowu możemy się bawić. On o tym wie, dlatego… Czytaj więcej »
„Ale skoro kara pojawia się dopiero po uderzeniu, to w jaki sposób chroni młodszego?” Ból też pojawia się dopiero po nadepnięciu na klocek lego, a mimo to unikamy stawania na nich. „Jeśli ktoś nas zmusza to pewnych czynności, których my nie chcemy wykonać, to nie jest to zdrowa relacja.” Żona zmusza mnie do sprzątania okruszków z blatu. Nie chcę tego robić bo mi w zasadzie nie przeszkadzają. Czy to chora relacja? Zmuszam dzieci do mycia zębów, do chodzenia spać o normalnej porze, zabraniam jedzenia słodyczy bez ograniczeń. To dopiero chore, co? ” I karanie za złą decyzje powoduje, że ludzie… Czytaj więcej »
„Żona zmusza mnie do sprzątania okruszków z blatu. Nie chcę tego robić bo mi w zasadzie nie przeszkadzają. Czy to chora relacja? Zmuszam dzieci do mycia zębów, do chodzenia spać o normalnej porze, zabraniam jedzenia słodyczy bez ograniczeń. To dopiero chore, co?” No tak, to jest chore. Brzmi jak wojsko czy tresura i do normalnych relacji nigdy nie doprowadzi, bo te dzieci nigdy nie będą sobie potrafiły zaufać, skoro zawsze ktoś myślał za nie. Normalne dzieci myją zęby, bo wiedzą, że o zęby trzeba dbać. Chodzą spać, bo są zmęczone. A słodycze jedzą w ilości ograniczonej, bo są świadome wpływu… Czytaj więcej »
„No tak, to jest chore. Brzmi jak wojsko czy tresura i do normalnych relacji nigdy nie doprowadzi, bo te dzieci nigdy nie będą sobie potrafiły zaufać, skoro zawsze ktoś myślał za nie. Normalne dzieci myją zęby, bo wiedzą, że o zęby trzeba dbać. Chodzą spać, bo są zmęczone. A słodycze jedzą w ilości ograniczonej, bo są świadome wpływu słodyczy na zęby, bądź nie mają do nich nieograniczonego dostępu.” Tak, to ja jestem tą osobą, która myśli za dzieci. Odpowiedzialność za własne czyny i decyzje przejmują powoli, w ilości odpowiedniej do ich wieku. Dziecko musi przespać odpowiednią liczbę godzin, bo w… Czytaj więcej »
Mam wrażenie, że być może u Ciebie sytuacja jest taka, że ogólnie na tyle dobrze zajmujesz się dziećmi i wychowywaniem ich, że szkodliwość kar może być nieduża lub że dzieci poradzą sobie w przyszłości z ich konsekwencjami.
Kilka rzeczy mnie tu niepokoi, na przykład „kary za błędy i złe decyzje” i kilka zaintrygowało, na przykład, jakie błędy popełniłeś, że masz pięciolatka, którego trzeba zmuszać do mycia zębów (bo, jak rozumiem, teraz już nic innego nie działa) i jak się za to ukarzesz?
Patrz, a ja w żłobku żadnego dziecka nie sadzałam na karnym krzesełku i też się nauczyły, żeby nie bić. Jakieś inteligentniejsze dzieci miałam?
Niewykluczone. Z ciekawości zapytam – na czym więc polegała nauka niebicia?
Jako, że dopisał Pan jeszcze: „Nie mówiąc już o tym, że na samym logicznym poziomie „Ty skrzywdziłeś kogoś, więc ja skrzywdzę ciebie, aby ci pokazać, że krzywdzenie jest złe” jest chore.” Co niby jest w tym „chorego”? Tylko nie rozumie Pan jednej rzeczy – to nie ma pokazać, że krzywdzenie jest złe. Krzywdzenie to znowu tylko narzędzie i jest złe, gdy źle używane. To „skrzywdzenie” dziecka (jak Pan nazwał karę) jest nie za sam fakt skrzywdzenia, tylko za nieuzasadnione użycie „skrzywdzenia”. Bardziej obrazowo: Jeżeli dowiem się, że mój syn uderzył w przedszkolu/szkole kolegę, zupełnie bez powodu, to będzie kara. Jeżeli… Czytaj więcej »
Ok, przepraszam za ton mojej poprzedniej wypowiedzi. Nie chodziło mi o atakowanie Pana, bo to nie doprowadzi nas do żadnych rozsądnych wniosków. Skupię się więc teraz na konkretach.
Jak taka kara, w opisanej sytuacji, pomoże Pana dziecku? Chodzi o to, aby ze strachu przed karą unikał pewnych czynności? Czy nie lepiej by było, żeby unikał robienia „złych” rzeczy, tylko dlatego, że one są złe?
Warto zadać sobie pytanie: co się stanie, jeśli będzie chciał kogoś skrzywdzić i będzie miał pewność, że kara go nie dosięgnie, bo nikogo nie będzie w pobliżu?
W zasadzie momentami mam ochotę wysłać Pana do kąta, żeby przeczytał Pan moje komentarze jeszcze raz, tym razem ze zrozumieniem. „Czy nie lepiej by było, żeby unikał robienia „złych” rzeczy, tylko dlatego, że one są złe?” Cały czas powtarzam – kara nie spowoduje, że dziecko zmieni podejście, że zrozumie, że należy postępować inaczej. Na to potrzeba czasu. Podobnie jak w wieku 2 lat nie zrozumie wpływu wrzącej wody na komórki skóry i konsekwencje poparzenia. Póki tego nie zrozumie, przed zrobieniem sobie krzywdy chroni go prosty mechanizm obronny – jak to zrobię, to będzie kara (ręką będzie bolała). Lepiej, żeby unikał… Czytaj więcej »
„W zasadzie momentami mam ochotę wysłać Pana do kąta, żeby przeczytał Pan moje komentarze jeszcze raz, tym razem ze zrozumieniem.” Co tylko dodatkowo pokazuje jak silnie kary wpływają na nasze umiejętności rzeczowej dyskusji i kierują nas w stronę rozwiązań siłowych. Ogólnie jeśli dziecko nie jest w stanie zrozumieć dlaczego czegoś nie wolno robić, bo jest za małe, to nie zrozumie też dlaczego jest krzywdzone. A jeśli rozumie dlaczego jest krzywdzone, to zrozumie też wytłumaczenie, pozbawione krzywdy. Z kolei następne zdania byłyby prawdziwe, gdybyśmy ibuprom (czyli karę) zastąpili uderzeniem się w nogę. W końcu na chwilę ból nogi odwróci uwagę od… Czytaj więcej »
„Co tylko dodatkowo pokazuje jak silnie kary wpływają na nasze umiejętności rzeczowej dyskusji i kierują nas w stronę rozwiązań siłowych.” Z tym że ja póki co staram się odpowiadać rzeczowo na Pana argumenty, natomiast Pan wybiera z moich wypowiedzi tylko fragmenty w taki sposób, jakbym poza nimi niczego nie napisał. „Ogólnie jeśli dziecko nie jest w stanie zrozumieć dlaczego czegoś nie wolno robić, bo jest za małe, to nie zrozumie też dlaczego jest krzywdzone.” Jeżeli nie rozumie dlaczego czegoś nie wolno robić, to NIE MUSI rozumieć dlaczego jest karane. Po to jest kara – to takie tymczasowe rozwiązanie, które ma… Czytaj więcej »
„Jeżeli nie rozumie dlaczego czegoś nie wolno robić, to NIE MUSI rozumieć dlaczego jest karane. Po to jest kara – to takie tymczasowe rozwiązanie, które ma uchronić dziecko przed robieniem głupot, póki nie zrozumie dlaczego dane zachowanie jest głupie. Przecież piszę to już chyba z piąty raz.” Tylko, że dziecko nie łączy wtedy kary z danym zachowaniem. Dla niego kara w takim układzie jest jedynie krzywdą od osoby mu bliskiej, której to dziecko nie rozumie i nie łączy ze swoim zachowaniem. A jeśli jest w stanie je połączyć i zrozumieć, to kara jest zbędna. „Przecież piszę to już chyba z… Czytaj więcej »
„Dla niego kara w takim układzie jest jedynie krzywdą od osoby mu bliskiej, której to dziecko nie rozumie i nie łączy ze swoim zachowaniem. ” No to bzdura jest. Jeżeli dziecko dostaje karę za np. pomazanie ściany kredką, to wbrew temu co Pan twierdzi, nie będzie do końca swego dzieciństwa bało się rodziców – będzie się tylko bało pomalować przy nich ścianę. To znaczy, że potrafi połączyć karę ze swoich zachowaniem. „i zamiast zdrowej relacji z dziećmi,” Kary nie wykluczają zdrowej relacji. Nie wiem skąd u Pana takie podejście. „wybierają relację, w której dzieci są uległe, podporządkowane i grzeczne” Gdyby… Czytaj więcej »
„No to bzdura jest. Jeżeli dziecko dostaje karę za np. pomazanie ściany kredką, to wbrew temu co Pan twierdzi, nie będzie do końca swego dzieciństwa bało się rodziców – będzie się tylko bało pomalować przy nich ścianę. To znaczy, że potrafi połączyć karę ze swoich zachowaniem.” To nie jest bzdura, bo nie to napisałem (to zdanie jest wycięte z kontekstu). Napisałem, że jeśli jest w stanie połączyć karę ze swoim zachowaniem, to znaczy, że tłumaczenia wystarczą. „Gdyby te patologiczne kary działały tak jak się Panu wydaje, i dzieci stawałyby się uległe i grzeczne, to jednocześnie znikałby powód do ich karania.… Czytaj więcej »
„Żeby nie było, że kary to nie jest przemoc:”
Wysłanie do kąta zostawi dziecku bliznę na całe życie? Nie przesadza Pan trochę?
Jeśli ktoś wysyła dziecko do kąta, to wątpię że robi to raz (z resztą w późniejszych komentarzach sam Pan pisze, że u Pana to stosowana praktyka). A wyslanie dziecka do kąta wiele razy na pewno zapisze się w jego pamięci a o tym, jaki to będzie miało wpływ na jego późniejsze życie, decyduje indywidualna wrażliwość, temperament i charakter dziecka. Jednak wpływ na pewno będzie miało. Nie widzę osobiście tu przesady.
Dobrze. Możemy założyć, że każde doświadczenie wpływa na nasze życie. Uważam jednak za przesadę twierdzenie, że wysłanie dziecka do kąta zrujnuje mu życie.
Piszesz, że kara ma zastąpić naturalne konsekwencje zachowań groźnych dla zdrowia i życia, ma być przykrością, którą dziecko zapamięta, ale która nie skrzywdzi go trwale. Czy to znaczy, że jak dziecko ukarzę za grzebanie w apteczce, to spokojnie będę mogła zostawić leki na stole w pokoju? Czy jeśli wymierzę dziecku klapsa za sięganie po gorące naczynia, będę mogła spokojnie zostawić dziecko w kuchni podczas gotowania obiadu i zejść do piwnicy po ziemniaki? Czy jeśli wymierzę dziecku karę za wbieganie na ruchliwą ulicę, będę mogła spokojnie pozwolić mu wzdłuż niej chodzić samodzielnie, bez obawy, że jednak złamie zakaz?
„Czy jeśli wymierzę dziecku klapsa za sięganie po gorące naczynia”
poparzenie się przyniosłoby zdecydowanie lepszy efekt, ale raczej żaden rodzic nie chce, aby jego dziecko uczyło się na aż takich błędach. Jeżeli jednak dziecko skojarzy (bo podobno tak się dzieje) sięganie do apteczki z karą, to jest szansa (większa niż przy braku tego typu reakcji), że dziecko następnym razem skojarzy sięganie po leki z dyskomfortem.
Proszę też sobie nie stroić żartów – samym karaniem nie wychowamy dziecka (o czym wielokrotnie pisałem). Ja jedynie pozwoliłem sobie nie zgodzić się z tym, że kary są złem absolutnym.
Jeśli rodzic, teoretycznie ponoszący odpowiedzialność za nauczenie dziecka prawidłowych – czyli pozwalajacych uniknąć problemów w życiu dorosłym – zachowań (de facto zmianę jego zachowania tak, by pasowało do norm społecznych) dziecka w procesie wychowania szuka przyzwolenia tegoż dziecka, to ma bardzo marne szanse na ich znalezienie. Stąd cały proces wychowania to (zgodnie z podaną przez Pana definicją powyżej) przemoc. A zatem moralnie to stanowisko jest tak czy inaczej nie do obrony. Realnie odpowiadam przed dziećmi za przygotowanie ich do życia tak, by odniosły w nim możliwie duży sukces ewlucyjny.
Tylko, że dzieci „hartowane” są w rzeczywistości gorzej przygotowane do stawienia czoła światu, bo albo są zgodnie z wizją rodziców „grzeczne” (w końcu dzieci i ryby głosu nie mają), czyli nie wierzą w siebie, we własne możliwości, nie potrafią postawić na swoim, nie potrafią odmówić i są w prostych słowach to ujmując – ofiarami albo idą w drugą stronę i stają się kopią swoich rodziców, traktując wszystkich tak jak sami byli traktowani: bez empatii, bez zrozumienia, bez dyskusji, z pozycji siły, są kompletnie odporni na argumenty – w skrócie, stają się oprawcami. Czyli może i sobie poradzą/przeżyją, ale wydaje mi… Czytaj więcej »
Owszem. W życiu chodzi o samozadowolenie. Jeśli nauczę dzieci jak unikać odpowiedzialności (przede wszystkim przez szacowanie opłacalności niepożądanych zachowań), to ich szansa na osiągnięcie samozadowolenia wzrasta. Szansa, że sobie poradzą, również wzrasta. I szansa na to, że wierzą w siebie, również wzrasta. Sają sobie w końcu rade z wrogim systemem, nie? I wcale nie wyklucza to dyskusji, a co do zrozumienia, to jest ono wręcz konieczne. Jak można bez zrozumienia innych manipulować nimi dla korzyści i samozadowolenia swojej i swojej rodziny? Argumenty muszą przekonać aby zostały uwzględnione, nieprawda? A jeśli nie przekonują, to są słabe i źle dobrane, czyli dowodzą… Czytaj więcej »
„Argumenty muszą przekonać aby zostały uwzględnione, nieprawda? A jeśli nie przekonują, to są słabe i źle dobrane, czyli dowodzą niezrozunienia rozmówcy. Nie ma to nic wspólnego z pozycją siły.”
Właśnie dlatego kary nie mają sensu, bo wprowadzane są z pozycji siły. Gdyby naszym celem było dziecięce zrozumienie, to użylibyśmy argumentów. Jeśli jednak używamy siły, to naszym celem jest bezmyślne posłuszeństwo. Wyhodowanie sobie posłusznej owieczki.
Dodatkowo taki rodzic dość szybko traci w oczach dziecka cały swój autorytet, gdy tylko dziecko dorasta. W końcu jaki autorytet może mieć osoba, która używa siły zamiast pomyśleć?
„(…) jaki autorytet może mieć osoba, która używa siły zamiast pomyśleć ”
Taki sam jak władza, która ma policję, podatki i klawiszy w więzieniach. A mimo wszystko ludzie czują przed władzą respekt i władza ma jakiś tam autorytet.
W wychowaniu chodzi zarówno o krótkoterminowe jak i długoterminowe efekty i zarówno jedne jak i drugie są nie do zignorowania. Należy we wszystkim zachować umiar. A przede wszystkim każde zastosowanie dowolnego narzędzia wychowawczego musi mieć swoją możliwie niezmienną wartość. Bo tylko w ten sposób można wytworzyć system wartości.
Proszę podać przykład z własnego życia kiedy zrobił Pan coś bez powodu…tutaj chyba leży problem w Pana rozumowaniu, tzn. że pewne zachowania nie mają powodu, no a jeśli nie mają powodu to trzeba je tępić – prosta sprawa, nie ma się w co zagłębiać…ale postępując w ten sposób ocenia Pan zachowanie dziecka ze swojej perspektywy nie próbując wczuć się w sytuacje w jakiej znalazło się dziecko, a to jest prosta droga do zerwania porozumienia. Nasza perspektywa bardzo często jest różna od perspektywy drugiego człowieka i dlatego ZAWSZE trzeba rozmawiać i próbować postawić się w miejscu drugiej osoby a nie oceniać… Czytaj więcej »
„Proszę podać przykład z własnego życia kiedy zrobił Pan coś bez powodu…” Dobrze, wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, ale doskonale Pani wie co miałem na myśli. Oczywiście, że oceniam dziecko i jego zachowanie, ze swojej perspektywy. Jako dorosły mam pewne doświadczenie i pewną wiedzę, dzięki czemu mogę pomóc dziecku uniknąć kilku błędów. „Nasza perspektywa bardzo często jest różna od perspektywy drugiego człowieka i dlatego ZAWSZE trzeba rozmawiać i próbować postawić się w miejscu drugiej osoby a nie oceniać sytuacji z naszej indywidualnej perspektywy bo ocenianie nie prowadzi do poznania prawdy drugiej strony. ” I tak i nie. Owszem, trzeba… Czytaj więcej »
Wiem co Pan ma na myśli jedynie czytając Pana słowa, a one są tu jednoznaczne. Jeśli chodzi o ocenianie miałam na myśli sytuacje kiedy rodzic zakłada że dziecko było np. złośliwe i ukarał je za coś nie dowiadując się o powodach danego zachowania…oczywiście należy wytłumaczyć dziecku dlaczego pewne zachowania są nie do zaakceptowania w społeczeństwie ale uważam że wyrozumiałością i miłością osiągniemy o wiele więcej niż tresowaniem karami i nagrodami. Jeśli chodzi o oceny w szkole to jest zupełnie inny temat. Tak, uważam że absolutnie nie powinno ich być ale tak naprawdę są one jedynie częścią całego systemu który jest… Czytaj więcej »
Rozumiem tych, którzy mówią, że od kar, czy klapsów nic im się nie stało. Tak zostali wychowani, a wzorce czerpiemy z najbliższego otoczenia, czy tego chcemy czy nie. Jednak każdy może rozważyć sam w sobie, jakie obecnie odczuwa skutki takiego wychowania, bo skutki są, chociaż niekoniecznie sobie to uświadamiamy. To nie muszą być depresje, patologia, znęcanie się nad innymi, podłość… Problem ze snem, z koszmarami (kompletnie niezwiązanymi z naszym dzieciństwem), radzenia sobie ze stresem, bulimia, anoreksja, złoszczenie się o pierdoły, wmawianie sobie, że wszystko muszę, lub że coś mi wolno albo nie wolno… Nie mamy akceptacji dla siebie i zrozumienia,… Czytaj więcej »
Niestety bardzo często ludzie nie widzą tych problemów, które w nich pozostały, bo brakuje nam świadomości. Czasami brak asertywności, czasami jedno piwo za dużo, czasami komputer ważniejszy od rodziny… różne mogą być efekty, niekoniecznie w każdym przypadku oczywiste i widoczne na pierwszy rzut oka, dokładnie tak jak piszesz.
Cieszę się, że jest nas, tych świadomych, coraz więcej :)
PS. @matkajesttylkojedna widzisz to? :)
Sama tak się czułam, byłam zniechęcona, pesymistycznie nastawiona, miałam problem z relaksowaniem się, dokonywałam kiepskich wyborów i wciąż się wszystkiego bałam. Stwierdziłam, że zaraz, chwila, coś jest nie tak i zrobiłam sama sobie „sprawdzam”.
Ja się cieszę, że mogę czytać to wszystko, a jeszcze nie mam własnych dzieci, bo może więcej się jeszcze nauczę i nie popełnię pewnych błędów, które na starość nie dadzą mi spać po nocach :)
W pełni się zgadzam… Przemoc niszczy ludzi.
Dotyczy mnie połowa pani komentarza :(
Od pół roku chodzę do psychologa, żeby nauczyć się żyć na nowo, za szacunkiem do samej siebie. W wieku 30 lat uczę się asertywności, życia po swojemu, bez obawy przed opinią i oceną innych ludzi…….. Jeszcze długa droga przede mną. Pozdrawiam ciepło
Tak, a potem myślimy, że to jest normalne, że ludzie są zakompleksieni, że warczą na siebie, że nienawidzą, są zawistni, zazdrośni, niewyżyci, niespełnieni, nieszczęśliwi, potrzebują do szczęścia drugiego człowieka, wykorzystują więc go, by się spełnić (oczywiście zawsze nieskuteczne!!!) nikogo nie kochają, siebie nie kochają, więc jak mają kochać innych? Nie potrafią kochać, tylko manipulować sobą i innymi.
A teraz ci ONR-owcy, islamiści, co latają po ulicach, zamiast se normalnie żyć, kochać, śpiewać, bawić się, uczyć, pracować, jak normalna młodzież, to im się chce latać i zabijać ludzi, wrzeszczeć, angażować w durne idee, robić wojnę, nie miłość…
@matkajesttylkojedna widzisz to? :)
Pamiętam jak urodziłam syna byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego nowoczesnego modelu wychowania. Nawet jakiś lekki bunt się we mnie uruchamiał. Wszak tez byliśmy karani i żyjemy. Dwukrotnie mój syn został ukarany przeze mnie, w tym raz niestety klapsem. A potem zaczęłam się w niego wsłuchiwać. Więcej czytałam, obserwowałam zarówno moje reakcje, jego zachowania oraz też relacje innych ludzi z ich dziećmi. Zaczęłam starać się myśleć tak, jak dziecko. Zaczęłam analizować jak na niego samego oraz jego zachowanie wpływają moje reakcje. Pewnego dnia pojawił się , nazwijmy to potocznie, bunt dwulatka. Wtedy postanowiłam wziąć się za to nie siłą, jak… Czytaj więcej »
„Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele.” Trafne zdanie
Amen. Ale nie wiem czy dasz radę przekonać nieprzekonanych :/.
Mnie to ciagle zadziwia jak ludzie z łatwością przyjmują np. Nowinki techniczne, a nie mogą przyjąć do wiadomości nowych rzeczy na temat szeroko pojmowanego wychowania dzieci (z brakiem kar, rodzicielstwem bliskości, z nowym schematem rozszerzania diety, z eliminacji słodyczy itp…)
W sumie to jest ciekawy aspekt, że w przypadku techniki bierzemy wszystko jak leci, często nawet bezmyślnie, ale do psychologii czy medycyny często podchodzimy jak pies do jeża.
Udostępniam i dziękuję za poczucie, że nie jestem sama z takimi poglądami! Mój syn ma autyzm wysokofunkcjonujący i ileż to mi próbowano do głowy wkładać, że to, co wyznaję jest szkodliwe, dla TAKIEGO dziecka zwłaszcza. Dziś mogę ze spokojem odpowiadać, że dzięki naszemu systemowi wychowania mamy siedmiolatka, który jest świadomy swoich emocji, potrafi o nich mówić, wyrażać je, motywować swoje potrzeby. Nie najgorzej, co? Zwłaszcza u TAKIEGO dziecka? Pozdrawiam :-)
Podziwiam ogromnie!
„Pan doktor jest zdania, że ważniejsze od kar są nagrody a jeśli dziecko
zrobi coś złego, to najlepiej mu przebaczyć i czekać aż się poprawi. I
że nie wolno dzieci do niczego zmuszać” Cytat z dziecięcej książeczki.
A ja się zastanawiam nad inną rzeczą – skoro chcecie wychowywać swoje dzieci bez kar i nagród to jak wytłumaczyć im to, że za kradzież jest kara więzienia, za morderstwo tak samo… A może nie powinnam no być żadnych kar skoro w takim świecie chcecie żyć? Tylko ciekawi mnie jak Wasze dzieci poradzą sobie w sytuacji gdy staną przed prawem i będą osadzeni i ukarani za swój czyn – nawet zwykłym mandatem. Na ten temat też były badania, że tacy ludzie wychowani na tlumaczeniu i rozmowie, w sytuacji gdy wchodzili w dorosłe życie stawali się dysfunkcyjni. Nie potrafili nagle udźwignąć… Czytaj więcej »
Za kradzież jest kara wiezienia – czy w związku z tym ludzie nie kradną? Kradną. Za morderstwo jest kara więzienia, a gdzieniegdzie nawet kara śmierci – czy w związku z tym ludzie nie mordują? Mordują. Ludzie oszukują, kradną, zabijają i gwałcą, chociaż są dorośli i wiedzą, że za to jest kara, rozumieją, na jakiej zasadzie działa ta kara. Co to mówi o skuteczności kar? Niżej był podany dobry przykład mandatów – które uczą ludzi tego, żeby unikać policji i zwalniać przed radarem, a nie sprawiają magicznie, że nagle pirat drogowy postanowi przestrzegać przepisów. Morderca, złodziej itp. zostanie ukarany, pójdzie do… Czytaj więcej »
Poproszę te badania.
Już wielokrotnie prosiłam o nie w innych dyskusjach, inne osoby. Nigdy nie dostałam.
„wykazały, że dzieci karane wyrastają na bardzo efektywnych… kłamców”. Czyli jednak kary ucza cech niezbednych do przetrwania w spoleczenstwie.
Że się przyłącze do dyskusji, typowy że mnie dziec lat 90′, wtedy kary, klaps to wszystko było na porządku dziennym. A przynajmniej u mnie i u wielu kolegów i koleżanek. Jedno mnie tu uderzyło „patologiczny klamca”.. Choć mama uczyła mnie kłamać ojca, bym uszla bez kary… Tak teraz w wieku 30 lat, oklamuje ja. Nie dlatego że lubię, że mi z tym dobrze. Właśnie dlatego żeby uniknąć, niepotrzebnych spiec, awantur.. Kary się już nie boję.
Wszystko fajnie napisane, ale nie dajesz w zamian żadnych konkretnych innych rozwiązań. Wpis moim zdaniem nie powinien tak wyglądać, wypadałoby dodaj chociaż link gdzie można poczytać o poprawnych rozwiązaniach wychowawczych.
Ojciec pisał o nich nieraz, wystarczy przejrzeć bloga… Chyba dobra relacja z własnym dzieckiem jest warta tych kilku minut?
Poczytać mogę wszędzie, mój komentarz odnosi się do wpisu w którym brak jest rozwiązań, chociażby linków. I tak faktycznie jest w tym wpisie, dla mnie to clickbait lub wpis jest do uzupełnienia. I proszę mnie nie odsyłać do czytania bloga, wszedłem tu tylko dlatego bo tytuł na facebooku wskazywał iż otrzymam odpowiedź a w zamian dostałem jeszcze więcej pytań.
Może dlatego, że rozwiązania to materiał na książkę? Bo wymagają zmiany własnego nastawienia i wdrukowanych schematów; bo to praca na codzień, a nie coś, po co się sięga, w momencie kiedy wystąpi problem; bo każde dziecko jest inne?
Z uwagą przeczytałam oba wpisy i pasjonującą dyskusję z komentującym „bartkiem”. I… tak jak zgadzam się niemal z każdym słowem na tym blogu, sama swojego syna wychowuję w dobrze rozumianym rb i nauce na konsekwencjach tak jedno mnie trapi. Jestem mamą 1,5 rocznego syna, któremu tłumaczę dosłownie wszystko, dlaczego coś się robi a czegoś nie, tłumaczę mu świat. I jeśli chodzi o np. bicie innych dzieci, rozlewanie soku na podłogę, niszczenie zabawek czy inne „pomniejsze” problemy wychowawcze to brak kar uważam za oczywistą oczywistość, to nie bardzo wiem jak sobie ta metoda radzi w sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia. Dwulatek… Czytaj więcej »
Tłumaczenie nie pomoże w tym wieku, więc po prostu trzeba chronić. Nie dopuszczać do gorącej kuchenki, nie puszczać samego przy ruchliwej ulicy itp. Wydaje mi się, że do tego 2-3 roku życia i tak jeśli spuszczamy dziecko z oczu, to raczej w jego pokoju, w bezpiecznym otoczeniu, a nie np. w chemicznym laboratorium czy w zakładzie rzeźnika :)
Niestety, ukaranie dziecka, nawet klapsem, również nie jest w stanie uświadomić dwulatkowi niebezpieczeństw gorącej kuchenki, ruchliwej jezdni czy gniazdka elektrycznego. Póki nie widzimy, że dziecko jest w stanie opanować swoich impulsów, to nie można go po prostu zostawiać w niebezpiecznych sytuacjach i miejscach samego, nieważne, czy się mu te niebezpieczeństwa wcześniej tłumaczyło, czy się nakrzyczało, czy się dało klapsa. Żadna metoda nie jest w stanie dać pewności, że dwulatek na widok ślicznego kotka albo taty wracającego z pracy nie przebiegnie przez ruchliwą jezdnię.
Okej, z dwulatkiem wiadomo że trzeba mieć oczy dookoła głowy. Ale kiedy tak naprawdę da się wytłumaczyć zagrożenia wynikające np. z ruchu na ulicy?
Wytłumaczyć jak będzie już w stanie pojąć, a do tego czasu pilnować za niego… Jedno dziecko to pojmie wcześniej (mój starszy syn np.) a drugie znacznie później i trzeba go pilnować dłużej (młodszy mój syn…). To widać po zachowaniu przy ulicy.
Córka w ramach buntu dwulatki rzuciła z premedytacją talerz i go stłukła – dostała OPR i szlaban na czytanie bajek tego wieczoru. Jako pięciolatka pomagała nakrywać do stołu i jeden talerz jej się wyślizgnął i pękł – spytałem, czy nic jej się nie stało. Mówi, że nie. Pytam – to czego się boisz? Odpowiedź – że dostanie karę, jak kiedyś. Dziecko moje, kiedyś zrobiłaś to specjalnie i zostały wyciągnięte konsekwencje, natomiast teraz to nieszczęśliwy wypadek, ja sam ostatnio zbiłem pokrywkę garnka, pamiętasz? Tak. Więc pamiętaj, wypadki tego rodzaju się zdarzają i za nie się nie karze. Acha, nie byłem bity… Czytaj więcej »
Ok, tylko ja jednak mimo wszystko wolę, kiedy moje dziecko samo decyduje się wydać pieniądze (przykładowo), aby naprawić wyrządzoną szkodę, bo czuje, że tak należy zrobić, a nie żebym ja je każdorazowo musiał do tego przymuszać, bo chcę, żeby w dorosłym życiu kierowało się podobnymi zasadami, a nie zastanawiało się „czy jak nikt nie patrzy, to może jednak nie trzeba?”.
Jeśli dziecko pamięta karę i boi się jej przez 3 lata, to dla mnie jest bardzo smutna sytuacja…
Świetny tekst. Przemawia do rozumu. Dzięki za przypomnienie, warto pamiętać o takich wskazowkach rodzicielstwa, czasem można się pogubić…:)
Kara jest za to, że ktoś dał się złapać. Stąd wynika, należy karać dzieci, aby nauczyły się unikania przyłapania i odpowiedzialnosci, bo bedą musiały żyć w państwie posługującym się aparatem ścigania i opresji.
a w majowym Zwierciadle wywiad z Małgorzatą Ohme o agresywnych dzieciach. Zastanowiła mnie jej odpowiedz na pytanie co zrobić z dzieckiem, które na nasze prośby, aby przestało śmieje nam się w twarz. Wg tej Pano znaleźć coś co jest cenne dla dziecka (telefon, koledzy, komputer) i zagrozić, że to się zabierze. Kurczę, no to chyba nic innego jak kara! Tylko czasem sama się zastanawiam, co bym zrobiła w takiej sytuacji, gdy dziecko mi się śmieje i ma w nosie to, że mówię aby przestało cos robić.
O rany, ale pojechała. Współczuję dzieciom, które jej się postawią, bo jak będzie stosowała te metody przy 11 latku, to przy 14 latku będzie chyba musiała odwołać święta i zrobić mu szlaban na jakieś 72 lata. Ona zupełnie nie rozumie, że żadna w tym wina dziecka, że tak się zachowuje, a jedynie dorosłych, którzy przez 11 lat nie nauczyli go jak sobie radzić z emocjami. Tymczasem wystarczyłoby się dowiedzieć czemu dziecko jest agresywne i mu pomóc poradzić sobie z tym. Nie mówiąc już o tym, że żaden 11 latek nagle z dnia na dzień nie staje się agresywny i musiał… Czytaj więcej »
Co za straszna odpowiedź w tym wywiadzie, czytam i nie wierzę! ? Odpowiedź BlogOjciec idealna – no właśnie, starsze dziecko dostanie zakaz wyjścia z domu, więc skoczy przez okno. A jak zabiorą komórkę to pójdzie do sklepu i ukradnie, bo co mu tam.
no dobrze, ale artykuł źródłowy odwołuje się do badań prowadzonych na szczurach…. Nie żebym był zwolennikiem katowania dzieci, ale dla mnie to trochę jakby przeprowadzić badania nad drzewami i stwierdzić że maczanie nóg w wodzie powoduje wzrost włosów.
A przecież chodzi o jakąś obiektywną prawdę a nie przekonywanie siebie nawzajem czy bić dzieci czy nie.. https://www.youtube.com/watch?v=t0dAUd5Kw4Y
Jeśli jest taka możliwość zalinkowania bardziej poważnych badań na temat wpływu kar na ludzi.
Dzięki
kolejne słodkie pierdolenie o niczym…. idź, powiedz 4latkowi, że ma nie rzucać klockami w 2 letniego brata…. bo go kochasz…. good luck….
Równie dobrze możesz uczyć 6 miesięczne dziecko chodzić, dwulatka się dzielić czy pięciolatka logarytmów. No, ale widzę, że tutaj mamy przedstawiciela rodziców, który uważa, że 4 latek już powinien się zachowywać jak dorosły człowiek. Ech…
Dziekuje za ten tekst. Dzieki Panu chce mi sie zaczynac nowy dzien z dziecmi po dniach kiedy moja cierpliwosc i energia skonczyly sie..
Podoba mi sie ta koncepcja, tylko pyranie. Co zamist kar? Jak dziecko, które często przekracza stawiane mu granice oduczyc tego? jeżeli rozmowy, tłumaczenie, przykłady nie pomagają?
Jeśli rozmowy, tłumaczenie i przykłady nie działają, to może dziecko jest jeszcze za małe, żeby coś zrozumiało? Spotkałem rodziców, którzy chcieli roczne dziecko uczyć załatwiania się na nocnik czy dwulatka, żeby się dzielił. Na niektóre rzeczy trzeba poczekać.
Ok,ja też nie lubię dawać kar, ale czasami je daję, chociaż nie jestem z tego dumna. Ale co ma zrobić wkurzony rodzic, którego dziecko robi aferę pod tytułem podaj mi buty,które stały obok niego, a jak nie podałam, to zaczyna krzyczeć, bić mnie, mówić, że jestem brzydka i głupia. No taki odruch pod tytułem kara przychodzi sam :(
Odruchy są automatyczne. Pytanie dlaczego mamy uznawać odruch dawania kary za w porządku, skoro już u dziecka odruch, który powoduje wpadnięcie we wściekłość, uznajemy za nie w porządku? Szczególnie, jeśli dodamy do tego, że dziecko jeszcze wiele rzeczy nie rozumie i nie potrafi, a dorosły powinien już sobie z tym radzić.
Kamil a co zrobic kiedy druga polowa sie nie zgadza z taka koncepcja wychowania? krzyki i straszenie uwaza za cos co powinno sie robic… Ja jestem rozdarta
Usiąść i pogadać? Pokazać swój punkt widzenia? Oprzeć się na literaturze: https://www.blogojciec.pl/dzieci/7-najlepszych-ksiazek-o-wychowaniu-dzieci-ktore-trafilem-ktore-polecam/?
To jak uczyc dziecko konsekwencji czynow? Jak uzmyslowic im ze kradziez jest zla I wiaze sie z wiezieniem. Gdy samo dziecko w zyciu nie musialo sie liczyc z zadnymi konsekwencjami.
Tu nie chodzi, żeby dziecku pokazać, że kradzież jest zła, bo wiąże się z więzieniem. Tutaj chodzi o nauczenie dziecka, że kradzież jest zła, bo zabieramy coś drugiej osobie i ta osoba będzie przez to cierpiała. Że my też byśmy cierpieli, gdyby ktoś nam coś zabrał. Straszenie więzieniem jest takie trochę dziecinne, bo dziecko może założyć, że można kraść jak tylko unikniemy kary, a nie o to chodzi.
Takie myślenie że wszystko jest czarne albo białe całkowicie niszczy nasze postrzeganie jakim rodzicem chcielibyśmy być. Tak więc czy jest pewność ze dziecko które nigdy nie dostało kary będzie szczery ze swoim rodzicem a dziecko które takie kary nie dostawalo nie ma dobrej relacji z rodzicami? Odpowiadając sobie na te pytania można zaprzeczyć tej teorii która tutaj czytamy. Zależy jaka masz definicje słowa kara. Jezeli powiesz dziecku że dostało karę za np złe zachowanie bo TAK to oczywiście że wtedy znienawidzi danego opiekuna. Jest druga wersja ktora rodzic sam pierw musi zrozumieć. Czyli daje dziecku karę ale tłumaczy że to… Czytaj więcej »
Konsekwencji nie trzeba dawać. Jeśli dajesz dziecku konsekwencje, to tak naprawdę dajesz mu karę, ale oszukujesz się, że jest inaczej. Konsekwencje są naturalne i następują niezależnie. Zniszczona zabawka, zranione uczucia, pomalowana ściana. To są naturalne konsekwencje. A jeśli rodzic chce później dziecko ukarać, to niech nie nazywa tego konsekwencjami. Absurdem jest twierdzenie, że takie dziecko będzie się czuło bezkarne. Największa liczba przestępców pochodzi z rodzin autorytarnych i przemocowych, gdzie kar było mnóstwo – i dzięki temu tacy ludzie nauczyli się, że wystarczy unikać kar i można robić wszystko. Oni są właśnie bezkarni. Z kolei dzieci wychowane bez kar wiedzą, że… Czytaj więcej »
Brak zaufania do rodzica to złe zachowanie, później kara i znowu brak zaufania itd… to jest niekończący się ciąg wydarzeń. Jakiś czas temu też pisałam u siebie na temat klapsów. I wiesz co? Nic. Były negacje. Że przecież trzeba dziecko wychować. Że przecież musi być posłuszne, ale to nie jest u licha zwierzę, że ma chodzić przy nodze. Dobija mnie takie myślenie. Jak zapytałam jednej osoby czy spoliczkuje męża jak nie spełni jej oczekiwań to powiedziała, że tak. Więc ja nie mam więcej pytań. To jest cał czas wałkowane, a i tak nie przynosi rezultatu. Ludzie są tak przesiąknięci stereotypami,… Czytaj więcej »
Kamilu rozumiem że możesz nie zgadzać się z kwestią kar i że one są złe, ale mam wrażenie że potępiając to w całości nie dajesz nic w zamian. Mogę się zgodzić że kary dla podniesienia ego bądź pokazania kto jest górą są złe na starcie. Ale trzeba też zauważyć że ich brak może stworzyć brak granic. I tu jestem przeciw. Jeśli miałbym dać karę dziecku to najpierw zacząłbym od rozmowy co się stało i dlaczego do tego doszło, ale chciałbym pokazać również że Jego zachowanie dotknęło innych członków rodziny i przez to stracili do niego zaufanie w danym temacie. Karę… Czytaj więcej »
Ciężko jest przekazać całą filozofię w jednym konkretnym poście na blogu. Natomiast postów na temat tego co zamiast jest co najmniej kilkadziesiąt. Polecam też fantastyczne książki, które pokazują jak można inaczej i tych sposobów naprawdę jest sporo, z czego żaden nie wymaga kar czy nagród: https://www.blogojciec.pl/dzieci/7-najlepszych-ksiazek-o-wychowaniu-dzieci-ktore-trafilem-ktore-polecam/. Kara niestety zawsze jest formą przemocy osoby silniejszej nad słabszą i zawsze w jakimś stopniu niszczy więź pomiędzy ludźmi. Więc nie da się jej stosować wierząc, że nie wpływa ona na relację i jest bezosobowa.
Chętnie przeczytał bym artykuł i tym jak wychowywać dziecko bez kar gdyż również nie jestem ich zwolennikiem pozdrawiam
Ok, fajnie. Nie stosujmy kar. Ale jak zatem zagonić dziecko (2 i 4 lata) do wanny lub spowodować by szybko się ubrało, bo już jesteśmy spóźnieni na obiad do babci? Staram się nie stosować kar, jednak groźba, że będzie szlaban na TV czy słodycze działa najlepiej i natychmiastowo.
Ależ oczywiście, że przemoc i przymus działa na bezmyślne posłuszeństwo. Tylko, że ja nie chcę wychować bezmyślnie posłusznych ludzi, lecz ludzi samodzielnie myślących, którzy będą potrafili podejmować dojrzałe decyzje i ponosić ich konsekwencje, a nie obwiniać wszystkich dookoła za każdą najmniejszą nawet rzecz. Poza tym w wieku nastoletnim przekonasz się, że przymus przestaje działać i wtedy często też jest już za późno na to, aby coś naprawiać.
Moi rodzice to ciągle dają mi kary ale nie wiedzą o tym co napisałeś/napisałaś bardzo się z tym zgadzam
Popieram
dobrze mówisz