Moje dzieci są nienormalne. Wasze też.

Nie przejmujcie się. To całkowicie normalne.

ugly

Prawda zawarta w książkach

Znajoma opowiadała kiedyś, jak przy pierwszym dziecku ciągle była przerażona, że coś jest z dzieckiem nie tak jak być powinno. A to, że za wcześnie zaczęło chodzić, a to że zęby nie wyszły w odpowiednim terminie, a to że jeść nie chce tego co „powinno”. Poszła więc z nim do jednego lekarza, nie pomogło. Do drugiego, też nie zadziałało. Poszła więc do kolejnego i ponownie mówi mu o tym, że w książkach jest napisane, iż dziecko powinno mieć już zęby i jeść określone produkty, a ono robi wszystko na opak. Lekarz spojrzał na nią bardzo spokojnie i zapytał:

– A może po prostu Pani dziecko nie czytało tej samej książki?

Autorytety

Moja znajoma wtedy właśnie zrozumiała jedną z najważniejszych rzeczy dotyczących wychowania. Dzieci są różne. Moje różnią się od waszych, a nawet moje jedno jest różne od drugiego (szok, wiem). I tak naprawdę nie ma znaczenia co napisali i w jak mądrych książkach. To nie musi być prawda w waszym przypadku. Nie ma też znaczenia co jakiś autorytet, czy nawet jakiś bloger (sic!) powie lub napisze. Jeśli u was sprawdza się co innego, to proszę was bardzo. Róbcie tak, jak jest dobrze dla was i dla waszych dzieci, ignorując wszystko inne. Jeśli nie macie żadnych wychowawczych problemów, to po co słuchać kogoś, kto wam mówi, że coś robicie źle? Jeśli wy i wasze dzieci jesteście szczęśliwi, to czy naprawdę warto zawracać sobie głowę, opinią jakiegoś blogera, psychologa czy nawet samego papieża (gdyby ów podejmował takie tematy)?

Indywidualizm

Różnice są czymś wspaniałym. To one powodują, że jesteśmy inni i zarazem wyjątkowi. To one czynią nas ludźmi. Nie pozwólmy sobie wmówić, że nasza metoda wychowywania dzieci jest zła, bo jest inna. Inna od czego? Od normy? A jak definiujemy normę? Czy wystarczy, że coś jest popularne, żeby było normalne? Bicie dzieci w Polsce jest popularne (ok. 70% rodziców uznaje je za nieodłączną część wychowania*), ale normalne nie jest i nigdy nie będzie (patrz też: Dajesz klapsa, bo jesteś nieudacznikiem).

Normalność oznacza ucieczkę do strefy komfortu. Ucieczkę do tego co znane, nawet jeśli jest złe lub szkodliwe. Dlaczego jednak mamy się zamykać na nowe, lepsze możliwości? Bo większość się na nie zamknęła? Janusz Korczak nie dał na to zgody, Maria Montessori nie dała na to zgody, dlaczego więc my mamy się na to zgadzać?

Miłość jest najważniejsza

Najważniejsze co musimy zrobić, to nie dopuścić do siebie myśli, że jesteśmy złymi rodzicami, jeśli kochamy nasze dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej (patrz też: Nie byłeś doskonałym rodzicem?). Nie pozwólmy nikomu się do tego przekonać. Nikomu! Żadnemu sąsiadowi, żadnej koleżance, żadnej babci, ani cioci. Jedyną osobą, która ma prawo nas oceniać jako rodziców, jest nasze dziecko i reszcie należy serdecznie podziękować za wszelkie bezużyteczne uwagi i kazać się nimi udławić (to ostatnie jest bardzo ważne).

Normalny znaczy jaki?

Jeśli robimy coś inaczej, zawsze znajdzie się ktoś, kto wytknie nam, że jesteśmy idiotami. Zawsze. To się nazywa życie. Ja jednak wolę być nienormalny i żyć swoim życiem, niż przejść przez życie udając kogoś innego. Dlatego jestem dumny z bycia nienormalnym. I mam nadzieję, że moje dzieci podążą tą samą drogą. Mam również nadzieję, że większość z was, czytelników, też jest nienormalna, bo jednak jesteście zbyt fajni, żeby było inaczej :).

Ostatecznie, bycie nienormalnym to coś wspaniałego, podczas gdy bycie normalnym, brzmi przerażająco przeciętnie. A na bycie przeciętnym nie powinniśmy wyrażać zgody.

*Według badań OBOP z 2011 roku bicie dzieci aprobowało 69% Polaków, w maju 2012 73% (CBOS), a w sierpniu 2012 – 68% Polaków (OBOP).

Prawa do zdjęcia należą do Gerry.

17
Dodaj komentarz

avatar
7 Comment threads
10 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
8 Comment authors
Agnieszka | casalinga.plMatka AntyterrorystkaJoanna KubatekAnna NiezgódkaOla Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Alina Dobrawa
Gość
Alina Dobrawa

Najważniejsze to nie popadać w paranoje :)
Lilia jest moim pierwszym dzieckiem i nie mam czegoś takiego :)
Ale rzeczywiście znam mamy, które wiecznie porównują i się zamartwiają. Nawet im nie mówię, że nie potrzebnie. Same muszą się przekonać :)
Pozdrawiam ciepło!

Blog Ojciec
Gość

Tak długo jak się martwią i nie ma to jakichś skrajnych form typu depresja, to jest to raczej nieszkodliwe :) Jak sama piszesz – same muszą się przekonać, że nie warto :)

Matka Antyterrorystka
Gość

Odnośnie punktu pierwszego- prawdy zawartej w książkach- nie zawsze dobrą drogą jest olewanie tego co tam jest napisane…nie zawsze lekarz lub inny doradca , którzy uspakajają dobrze znają się na rzeczy…przekonałam się o tym niestety…jeżeli coś rodzica niepokoi tzn. że trzeba to sprawdzić- polecam mój post na ten temat http://antyterrorystka.blogspot.com/2014/07/spokojnie-dziecko-ma-jeszcze-na.html

Blog Ojciec
Gość

„Jeżeli coś rodzica niepokoi” – i to są najważniejsze słowa. Jeśli coś nas niepokoi, poszukajmy odpowiedzi. Pójdźmy do lekarza, a jak trzeba to do drugiego. Porozmawiajmy z psychologiem. Ale jeśli już idziemy po poradę, to pójdźmy do specjalisty, a nie do babci czy wujka. Ja myślę, że rodzice mają naturalny instynkt, który albo niepotrzebnie jest pobudzany przez najbliższe otoczenie („wszystkie dzieci mają już zęby, a on ma 7 miesięcy i jeszcze nie ma”) albo jest tłamszony („to nic, że ma dwa lata i nic nie mówi. Niektóre dzieci mówią później”). Słuchamy samych siebie i jeśli coś nas niepokoi – konsultujmy… Czytaj więcej »

Matka Antyterrorystka
Gość

Dokładnie ja nauczona doświadczeniem szukam odpowiedzi na wszystkie moje niepewności dotyczące rozwoju córki…mam taki komfort, że mam znajomych- bardzo dobrych specjalistów w zakresie rehabilitacji, logopedii i psychologii…:) czasem przeczytam coś w internecie ale nie jest to na pierwszym miejscu

Kinga E.
Gość
Kinga E.

Choć ja nie mam takich doświadczeń, zgadzam się z tym, co Pani pisze – nie jestem zwolenniczką przyjmowania dosłownie i bezmyślnie wszystkiego, co napisane w książkach, ale zupełne „olewanie” też może nie być dobre.
Normy, o których Pan pisze rzeczywiście trudne są do uchwycenia ze względu na indywidualne różnice. Niemniej normy rozwojowe mogą być doskonałym punktem odniesienia do wspomagania swojego dziecka w zdobywaniu nowych umiejętności. Oczywiście mogą, nie muszą, bo zgadzam się z tym, że każdy przyjmuje własną strategię i nie należy nikomu nic narzucać (dopóki nie dzieje się krzywda, rzecz jasna ;))

Matka Antyterrorystka
Gość

:) Gośka jestem żadna pani ze mnie…:) Może gdybym miała inne doświadczenia moje podejście byłoby inne…nie wiem…wiem jedno jeśli coś mnie niepokoi od razu konsultuję to ze specjalistami…wolę wyjść na nawiedzoną niż coś przeoczyć a jak pisałam w komentarzu mam znajomych w różnych dziedzinach i to oni są moimi „ofiarami”

Joanna Kubatek
Gość
Joanna Kubatek

Ja miałam obsesje na temat wyrzynania zębów.Pytałam nawet lekarki czemu Córa ma dopiero 2 zeby a 10 miesięcy, na co lekarka moje w tym wieku nie miały żadnego:) teraz mamy 14 miesięcy i 7 ślicznych ząbków.U dzieci nie ma reguły i nie ma się co przesadnie zamartwiać ,a jeśli już wystarczy spytać ,w końcu kto pyta nie błądzi:)

Blog Ojciec
Gość

Zęby wychodzące później to bardzo częsta sprawa. Warto zgłosić lekarzowi (chociaż sam podczas rutynowych kontroli powinien zauważyć) i on na wszelki wypadek zapisze witaminy D+K, co na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. I tak jak piszesz – jak się czegoś nie wie, należy zapytać (tylko najlepiej kogoś dobrze obeznanego w temacie).

Matka Antyterrorystka
Gość

Nasza pediatra powiedziała mi, że wyrzynanie się zębów zależy przede wszystkim od uwarunkowań genetycznych ale także od tego jak karmione jest dziecko- dieta i wszystkie minerały zawarte w pożywieniu mają na to ogromny wpływ.

Joanna Kubatek
Gość
Joanna Kubatek

witaminki bierzemy cały czas,a piersia też jeszcze karmie jemy owoce , kaszki itp.tylko za mięskiem nie przepada ale pomału sie przekonuje..ja miałam pierwszy zab po roczku..mimo wszystko ulżyło mi kiedy ząbki aczeły sie sypać:)

Matka Antyterrorystka
Gość

na przemycenie mięsa jest fajny sposób:) kupione pokroić w kostki, zamrozić…później zamrożone zetrzeć na tarce- nie widać go za bardzo a jest przez dziecko zjedzone:) pozdrawiam

Joanna Kubatek
Gość
Joanna Kubatek

na to bym nie wpadła:) dzięki może podziała

Matka Antyterrorystka
Gość

Ten sposób podsunęła nam nasza pediatra:) jak Młoda była mniejsza:) nie musiałam dzięki temu papek robić a mięsko było zjedzone :) powodzenia

Ola
Gość

Też mam ostatnio takie przemyślenia, szczególnie, że jakoś nasiliły się u mnie uwagi osób trzecich, „życzliwych” i nieznanych ;)

Anna Niezgódka
Gość

ja z tych matek co nie panikują, same są lekarzami (dzięki temu moja ponad 3-latka póki co obchodzi się bez antybiotyków :P) i nie przejmują się „dobrymi radami”,bo ja wychowuję swoje dzieci i jak coś będzie nie tak,będę miała pretensje tylko do siebie,że coś zrobiłam źle,a nie poszukiwanie winnych

Agnieszka | casalinga.pl
Gość

Moje dzieci mają doktorat w nienormalności ;)))))