Jak zostać dobrym ojcem?

Czy jest coś, co pomogło mi w tej roli?


14069210495_5c8add3602_k
Oczywiście w nurcie ideologii gender, tytuł można traktować jako pytanie skierowanie do wszystkich rodziców, nie tylko ojców. Jednak ja jestem ojcem i postanowiłem ten tekst oprzeć na własnych doświadczeniach. Jak zostać dobrym tatą? Czy można się w ogóle do tego przygotować? Wydaje mi się, że tak. Że było w moim życiu kilka takich rzeczy, które obecnie procentują, gdy przychodzi do wychowywania dzieci. Rzeczy, które zupełnie nieświadomie przygotowywały mnie do roli, jaką obecnie wykonuję. Najpiękniejszej roli na świecie.

Poświęciłem się czemuś

Jako nastolatek, znalazłem w swoim życiu coś, czemu potrafiłem się poświęcić i co sprawiało mi ogromną frajdę. Coś, co było dla mnie ważne. Coś, dzięki czemu czułem, że chociaż w małym stopniu zmieniam świat. Znalazłem też grupę ludzi, która podzielała moje zainteresowania i  która motywowała mnie do działania. I to nie była grupa bojowników o wolność, ani żadne Greenpeace. Tematyka grupy nie miała w zasadzie znaczenia. Mogłaby to być nawet grupa miłośników pluszowych zabawek. Ważne, żeby już samo uczęszczanie tam sprawiało nam przyjemność. Żebyśmy chcieli więcej. Wiedzieli więcej. Robili więcej. To ma być jak samonapędzający się mechanizm, który sprawia, że im bardziej się temu poświęcimy i im więcej pracy w to włożymy, tym więcej przyjemności wyciągniemy. I nawet jeśli po drodze natrafimy na przeszkody, to wiemy, że będzie warto.

To doświadczenie niesamowicie mi teraz pomaga. Bo rodzicielstwo jest czymś nieopisanie pięknym, ale nie raz, nie dwa, trafia się na trudne momenty. Chwile, które wydają się wręcz niemożliwe do pokonania. Które potrafią zachwiać całym światem. Jednak wiem, że potrafię je przetrwać. I wiem, że warto.

Nie bałem się słów „za darmo”

Nigdy nie bałem się robić czegoś altruistycznie. Oczywiście, nie żywię się powietrzem, ani przez fotosyntezę, więc swoją normalną pracę też wykonywałem. Jednak zawsze potrafiłem znaleźć rzeczy, które mimo iż kosztowały mnie i czas i pieniądze – były na tyle przyjemne, że nie potrzebowałem (poza ową przyjemnością) żadnego dodatkowego wynagrodzenia. I patrząc na to z perspektywy czasu, widzę dokładnie wszystkie te chwile, w których moja „darmowa” praca pomagała innym. Dawała im cel. Dawała im radość. Było to zupełne przeciwieństwo tych chwil, w których jedynym wynagrodzeniem, były pieniądze. Chwil, których nawet nie pamiętam. Podobnie jest w rodzicielstwie. Tych najpiękniejszych chwil nie da się przeliczyć na złotówki. I nie potrafilibyśmy ich oddać, nawet za wszystkie pieniądze świata.

Nie uciekałem od odpowiedzialność

Wiele spotkałem w swoim życiu osób, które uciekały od odpowiedzialności. Za nieudane projekty, za źle wykonaną pracę, za źle wychowane dzieci. Często, uciekali nawet od odpowiedzialności za swoje życie. „Moi rodzice się o mnie zatroszczą”. „Państwo się o mnie zatroszczy”. Wiele razy to słyszałem i zawsze widziałem jak to się kończyło. Jak nieszczęśliwymi ostatecznie byli ludzie, którzy wypowiadali te słowa. I kiedy wreszcie nauczyłem się brać odpowiedzialność za siebie i czasem nawet za innych, zrozumiałem, jak wiele to daje mi i innym. Często mi się obrywało, gdy z łatwością mogłem przerzucić winę na kogoś innego. Ale gdy ja przyjmowałem ciosy, widziałem, że inni zaczynają mi ufać. Że inni stoją za mną wtedy, gdy ich potrzebuję. Że daję im poczucie bezpieczeństwa. Wtedy zrozumiałem, jak ważny jest przykład idący z góry. I jak bardzo wpływa on na innych. A w przypadku dzieci naśladujących swoich rodziców, ten wpływ jest olbrzymi. I wiem, że nigdy nie mogę o tym zapomnieć. Tak jak nie mogę zapomnieć o tym, że zawsze

Słuchałem ludzi

Odkąd pamiętam (i prawdę mówiąc, zupełnie nie wiem skąd to się u mnie wzięło), potrafiłem słuchać ludzi. Szybko zrozumiałem, że jeśli chcę być wysłuchany, sam najpierw muszę nauczyć się słuchać. Jeśli chcę coś komuś powiedzieć, najpierw muszę dać drugiej stronie możliwość wyrażenia swoich myśli. Im więcej słuchałem, tym więcej rozumiałem i paradoksalnie, tym mniej musiałem mówić. I właśnie wsłuchiwanie się w to, co mają do powiedzenia moje dzieci, jest jedną z najbardziej przydatnych w moim rodzicielstwie cech. Na początku próbowałem im zawsze dawać dobre rady. Mówić o wszystkim co wiem. Nauczać ich. To jednak się nie sprawdzało. Obecnie im częściej słucham, zamiast mówić, tym bardziej czuję się blisko moich dzieci. Im częściej pozwalam im przejąć inicjatywę podczas rozmowy, tym częściej przejmują ją również w innych aspektach życia. Nie tylko ja zaczynam lepiej rozumieć ich zachowanie, ale one też zaczynają lepiej rozumieć samych siebie. Bo w końcu mogą słuchać siebie, a nie zewnętrznego głosu. I obserwowanie tego jest czymś niesamowitym.

Idealny ojciec

Czy taki istnieje? Idealny ojciec? Czy da się go opisać, zmierzyć, wypunktować? Nie. I nie powinniście traktować powyższej listy, jako takiego opisu. Te wszystkie punkty powyżej nie są jakimś niezbędnikiem. Nie są obowiązkowymi cechami dobrego ojca. Można być najlepszym ojcem na świecie i nie spełniać żadnego z powyższych. Niemniej uważam, że te cechy pomagają. Że uwrażliwiają na drugiego człowieka. Na problemy innych. Uczą troski, uczą odpowiedzialności, uczą poświęcenia i uczą pokonywania przeszkód. A wszystkie te cechy, nabyte w ten czy inny sposób, są bardzo przydatne w ojcostwie. I myślę, że warto nad nimi popracować.

Prawa do zdjęcia należą do Damian.

12
Dodaj komentarz

avatar
4 Comment threads
8 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
8 Comment authors
mika kamakaAneta WiciakKamilKuba OsińskiBartłomiej Panek Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
decoCaprice HandMade
Gość

Myślę że idealny rodzic to ten do którego dziecko się śmieje, przy którym czuję się szczęśliwe i bezpieczne.. .

Kuba Osiński
Gość

A jak wraca z pracy to dziecko piszczy z radości. Ja tak mam i czuję się idealnie. Grunt to mieć idealne dziecko.

Bartłomiej Panek
Gość

Grunt, to kochać dziecko nie zależnie od tego czy jest idealne czy nie, zdrowe czy chore. Ważne żeby kochać.

Kuba Osiński
Gość

I to jest właśnie idealne dziecko. Kochane.Zdrowe, chore zawsze jest idealne jak jest kochane.

mika kamaka
Gość

Beata Kozidrak śpiewa piosenki, które mnie drażnią, ale śpiewa celnie, gdyż o dwu sercach głosi.
„Więc teraz serca mam dwa”…
Ja mam trzy, Mąż i dwu synów, a żaden z tych moich samców nie jest ideałem (jak i ja) i dobrze.
Miłość do tych moich chłopów napędza z mocą elektrowni atomowej i nadaje sens życiu.
Co może być cenniejszego?
Manie idealnego dziecka? Możliwe, gdyż ono jest Twoje, więc siłą rzeczy jest idealne :D Nawet, jeśli nie jest, wkurza Cię i doprowadza do furii. Jest Twoje = jest idealne… dla Ciebie.

Aneta Wiciak
Gość
Aneta Wiciak

A co z wzorcami z domu ? Fakt faktem niesamowicie dużo wynosimy z tego co widzieliśmy u siebie. Mój mąż jest wspaniałym tatą a wychowywał się bez ojca. Znam tez takich co to mieli idealnych rodziców a sami w swoich rodzinach nie umieją się ogarnąć. W jak dużym stopniu to co doświadczyliśmy w domu rodzinnym ukształtuje nas na takich czy innych rodziców? I czy faktycznie ma to na nas taki wpływ jak myślimy czy bardziej sami potrafimy decydować jacy będziemy?

Blog Ojciec
Gość

Z tym co wynosimy z domu, jest o tyle ciekawie, że albo kopiujemy zachowanie naszych rodziców albo do tego stopnia chcemy się im przeciwstawić, że nasze zachowanie jest kompletnie odwrotne. Więc myślę, że nasza rodzina ma na nas wpływ, ale jest on bardzo ciężki do dokładnej oceny.

pikfe
Gość

A kiedy można powiedzieć, że jest się dobrym rodzicem?

Blog Ojciec
Gość

To chyba trzeba pozostawić dzieciom do powiedzenia :)

Kamil
Gość

Poczekaj ‚kilka’ lat, a się dowiesz. Poprzez ‚kilka’ rozumiem jak dzieci będą miały ponad 25 lat, kiedy to okres buntu będzie dawno za nimi (oby) i ich świadomość znajdzie się na odpowiednim poziomie. Tak jak piszesz to dzieci i ich losy będą naszymi sędziami i nikt inny nie powie jakimi rodzicami jesteśmy.

I dobry tekst.

Bartłomiej Panek
Gość

Myślę, że idealnym rodzicem nigdy nie będę. Ja w każdym razie nie czuję się na siłach, żeby sam siebie oceniać. Ocenią mnie dzieci, tak za 20 – 30 lat. Widzę to po swoich rodzicach i rodzicach żony, z którymi mam lepszy kontakt niż z własnymi. Mam 33 lata, do emerytury (przewidywany czas zejścia – dziękuję Ci ZUS) mam 34 lata. To jest 34 lata, żeby „coś” spieprzyć w swoim życiu, to jakieś 806 miesięcy, gdzie coś może pójść nie tak i 24534 dni, żeby to wszystko naprawić. Naprawdę uważacie, że jesteście tacy wspaniali?

Aneta Wiciak
Gość
Aneta Wiciak

Ale my nie jestesmy idealni i każdy z nas teraz, albo wczesniej albo później cos spieprzy. Chodzi o to żeby sie starać i żeby sie nie poddawać jak cos nam nie wyjdzie. Według mnie wspanialy rodzic to taki który chce przebywać ze swoim dzieckiem a nie wykreca się wiecznym zmęczeniem a to a tamto . A jak słyszę ze to kobieta ma sie zajmować dzieckiem a facet nie musi bo nie umie to mi się nóż w kieszeni otwiera. Dobry rodzic to taki który sie dzieckiem interesuje i chce żeby bylo dobrze na kazdej płaszczyźnie bez olewajacego stosunku to juz… Czytaj więcej »