Czy wy też nie pozwolilibyście swoim dzieciom pracować?
Bo praca to jest przecież bardzo niebezpieczna sprawa i to na takie sposoby, jakich się na pewno nie spodziewacie.
Pomoc sąsiedzka
Ostatnio zrobiło się głośno o trzech dwunastolatkach, którzy postanowili w „nietypowy” sposób uzyskać pieniądze na zakup wymarzonych rowerów. Nietypowy wsadziłem cudzysłów, bo chłopcy chcieli na niego zarobić… zwykłą pracą. Nie chcieli pieniędzy od rodziców, nie chcieli kraść, nie chcieli żebrać. Chcieli pracować.
Po kliknięciu na zdjęcie, przejdziecie do oryginalnego wpisu.
I wydawało mi się, że to przecież godne pochwały, naśladowania i orderu uśmiechu. Bo przecież to świetna sprawa, żeby spełniać swoje marzenia i dochodzić do nich własnymi rękami. Niestety miałem rację. Wydawało mi się.
DG, ZUS i US.
Okazało się jednak, że nie każdemu taka akcja jest w smak. Przede wszystkim, niektórzy całkiem na poważnie zaczęli dywagować o działalności gospodarczej, ZUSie, Urzędzie Skarbowym i zatrudnianiu nieletnich. Że przecież praca dzieci jest nielegalna, że to nieetyczne i niezgodne z prawem. Były też informacje o psuciu rynku, ale je akurat potraktowałem jako żart.
Ja też oczywiście jestem przeciwny pracy dzieci, ale tylko wtedy, gdy one są do tej pracy zmuszone przez innych lub przez ciężką sytuację życiową. Gdy muszą iść do pracy, bo inaczej nie będzie jedzenia w domu. I temu jestem i będę przeciwny. Ale gdy dzieci mają dach nad głową, są najedzone, zdrowe i mają marzenia, to jestem jak najbardziej za tym, żeby miały możliwość je spełniać. Niech sobie dorabiają, niech uczą się gospodarności, negocjacji i zarządzania taką „małą firmą”. Co w tym złego?
Za małe stawki
To był kolejny argument. Że chłopcy za mało się cenią. „Przecież oni nigdy na te rowery nie nazbierają”. Że 2-3 złote za jedno zadanie, nigdy nie pozwoli im uzbierać kilku tysięcy, które potrzebują. I ten argument jest nieprawdziwi z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli naprawdę po tygodniu czy dwóch chłopcy stwierdzą, że w ten sposób się nie uda uzbierać oczekiwanej sumy, to mogą zwiększyć stawki. Mogą wprowadzić nowe usługi. Mogą poszukać dodatkowych odbiorców. Mają miliony możliwości i każda z nich jest świetną szansą na zdobycie wyjątkowego doświadczenia. I to jest w tej akcji niesamowite! Oni przy takiej jednej dodatkowej pracy, nauczą się więcej o radzeniu sobie w życiu, niż zrobi to szkoła przez kilkanaście lat edukacji.
Drugi powód, dla którego ten argument jest nie prawdziwy, to fakt, że chłopcy opierają się na ilości, a nie na wysokości stawek. 10 zakupów dziennie, 20 worków ze śmieciami razy trzech chłopaków (niech każdy znajdzie jeden blok). To daje 120 zł dziennie. 2.400 zł miesięcznie (przy wolnych weekendach). Doliczając 5 sztuk odśnieżania chłodników i 5 samochodów dziennie, wychodzi nam już 4.200 zł miesięcznie. Nawet jeśli założymy wariant pesymistyczny i będą mieli tylko połowę z zakładanych przeze mnie klientów, to w dalszym ciągu zarobek rzędu 2.100 miesięcznie (700zł na osobę), za dwie, trzy godziny dziennie, wydaje się całkiem przyzwoity. A już dla dwunastolatka będzie fortuną.
Notatka na później: czy własnie znalazłem niewypełnioną niszę, gotową do zagospodarowania?
Im dalej w las…
Im dalej czytałem te komentarze, tym było ciekawiej (link do nich znajdziecie na końcu artykułu).
„Przyzwyczają się do pracy za psie pieniądze i staną się niewolnikami systemu”. „To przysposobienie do życia w prekariacie”.
W końcu odkryłem sekret. To praca zmienia nas w niewolników! Zła, przebrzydła praca! A wszyscy Ci, którzy dzisiaj są na szczycie i mają miliony na koncie, NIGDY nie pracowali. NIGDY. Wszystko spadło im z nieba. Historie o tym, jak to dwunastoletni Henry Ford spędzał całe dnie w warsztacie samochodowym, powinno się włożyć między bajki. Razem z historią o tym, jak to w wieku siedmiu lat Rockefeller zarobił swoje pierwsze pieniądze.
„Za moich czasów jak rodziców nie było na coś stać to się tego nie miało. Innowacja nowych czasów polega na tym, że wprawdzie dalej się tego nie ma, ale za to wiesz, że to twoja wina, bo się nie postarałeś jak ci trzej dzielni pawlikowie.”
No tak, to jest jedyna różnica. Bo fakt, że dzisiaj można po prostu wziąć sprawy w swoje ręce i zmienić swoją sytuację, to nic nie znaczący detal.
„Ale rower będzie miało trzech chłopców, reszta będzie miała poczucie winy, że nie były tak sprytne”
No cóż. Ja też mam poczucie winy, że nie byłem tak sprytny jak Zuckerberg. I żyję.
Jak żyć?
Tych komentarzy było jeszcze paręset, ale większość w kółko przewijała te same problemy. Dlatego chciałem całość podsumować jakimś rozwiązaniem dla tych dzieci, które chciałyby mieć rower zjazdowy, ale nie chce się im wynosić śmieci, zamiatać chodnika czy dawać korepetycji. W końcu nawet te dzieci, którym się nic w życiu nie chce zrobić (lub nie są na tyle sprytne, jak to wcześniej ktoś zasugerował), również zasługują na rower, prawda? Ja nie potrafiłem znaleźć dobrego rozwiązania na tą sytuację, ale na szczęście pomógł mi w tym jeden z komentatorów:
„Zgroza, dzieci postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce! Przecież tak się tego nie robi! Powinny założyć stowarzyszenie wykluczonych ze względu na niebycie rowerowcem (zjazdowym) i napisać wniosek do Unii o dofinansowanie w ramach walki z dyskryminacją. Bo przecież tak się osiąga swoje cele w życiu, tak się rozwiązuje problemy, poprzez żebranie i jojczenie, jak to jest się ofiarą.”
No przecież! To takie proste! A ja, niedouczony głupek, całe życie pracowałem, żeby mieć to czego pragnę. I tego też chciałem nauczyć moje dzieci. O naiwności. Teraz wszystko się zmieni. Już nigdy nie będę musiał pracować! I one też nie. Jeszcze dzisiaj siadam i pomagam moim dzieciom założyć stowarzyszenie wykluczonych ze względu na brak Disneylandu w okolicy, a ja sam zakładam stowarzyszenie wykluczonych ze względu na nieposiadanie kampera. Życzcie nam powodzenia.
PS. Jak macie jeszcze jakieś pomysły na stowarzyszenia, to wpisujcie je w komentarzach. Później zrobimy stowarzyszenie stowarzyszeń wykluczonych :)
Wszystkie komentarze, które dały mi inspirację do wpisu, znajdziecie tutaj.
Prawa do zdjęcia należą do NellsPhotograpy.
stowarzyszenie ds pomocy w odkrywaniu swiata. nie mam budzetu na zwiedzanie swiata a chce podróżowac, inni podróżują to i ja chcę, chciałabym ubiegac sie o dofinansowanie. to projekt bardzo rozwojowy, podrózowałabym z synem a to już jest edukacja. Może więc być z puli na edukacje.
Anno dopisuję się z dziećmi do Twojego stowarzyszenia! Rewelacyjny pomysł
Świetni chłopcy! Gratuluję rodzicom. Mam nadzieję, ze moje także będą takie ambitne i przedsiębiorcze
opcja Disneylandu bardzo mi się podoba.
Wiesz, gdy przeczytałam tytuł posta już myślałam, że znów się nie dogadamy ;) Cieszę się, że nie należysz do tych powiedzmy „mniej sprytnych”, choć ja nazwałabym ich inaczej. I powiem tylko tyle: „Żadna praca nie hańbi, a wstyd to kraść.” powinien być też dopisek „.. i żebrać”, bo tak, jak napisałeś to w tym kraju staje się popularne. Gdy miałam 13 lat znalazłam pierwszą pracę – roznoszenie ulotek po blokach. Nikt mnie nie zmuszał. Na chleb w dom było. Po prostu chciałam zarobić. Na coś dla siebie, na co nie mogłam dostać. Cóż…. okazało się to mało-dochodowe. Na dodatek pracodawca… Czytaj więcej »
Ja ich popieram, bo jak byłam w podobnym wieku, wpadłam na podobny pomysł :D. A poza tym to świetne, że to wymyślili, opracowali ;), sama bym im zapłaciła.
Ja myślę, że oni zarobią drugie tyle z napiwków :) Bo jednak wielu ludzi, widząc tą akcję pisze, że z chęcią by pomogło :)
Co znaczy dzieci, i co znaczy praca? Bo ja w wieku 15 lat sam zarobiłem na swój rower, a potem jak byłem starszy, zarobiłem na studia, a w domu wynosiłem śmieci, odśnieżałem chodnik i samochód, również oblodzony, „ZA DARMO”. Czy przypadkiem ktoś nie powie, że jak dziecko umyje po sobie talerz, albo wyniesie śmieci do kubła, to to jest praca? Ja wiem, że są przypadki gdy dzieci straszą rodziców telefonem na „niebieską linię”, jak tata zakaże grać na komputerze, to teraz będą straszyć, że zadzwoni do PIPy, jak będzie miał posprzątać pokój? A swoją drogą, to drogie panie, czy zapłaciłyście… Czytaj więcej »
„teraz będą straszyć, że zadzwoni do PIPy, jak będzie miał posprzątać pokój?”
Dobre :)
Naturalnie obowiązki domowe nie są pracą, za którą się powinno płacić. Dom jest dobrem wspólnym i każdy powinien o niego dbać w miarę swoich możliwości.
Jak zobaczyłem tytuł wpisu na FB to się przestraszyłem… na szczęście niepotrzebnie :) Ja odkąd pamiętam zawsze coś kombinowałem z lepszym, bądź gorszym skutkiem, dzisiaj mam bagaż doświadczeń, którego brakuje innym :)
Coś w tym jest, że takie kombinowanie, daje nam doświadczenie życiowe, jakiego nie nabędziemy w żaden inny sposób. A jest ono bezcenne.
najpierw jojczymy, że dzieciom trzeba dupkę podcierać, wszędzie wozić ..a jak dzieci biorą sprawę w swoje ręce to znów… jojczymy…cizaz… :(
Ja popieram. Sama dorabiałam myjąc szyby aut na stacjach benzynowych.
Jestem na TAK dla przedsiębiorczości jak najwcześniej się da.
Już myślałam, że piszesz poważnie ;) Myślę , że te wszystkie „przeciw” są głównie od osób, które wszystko miały i „się im należało”. Nie mówię tutaj o PODSTAWOWYCH WARUNKACH DO ŻYCIA ! BO TO JEST PIERWSZE I NAJWAŻNIEJSZE. DZIECKU NALEŻY SIĘ: zaspokojenie potrzeb życiowych, godne warunki bytowe ect. Jeśli jednak moje własne dziecko chce buty firmowe ( Oj! Nadchodzi ten czas), które znacznie przewyższają moje możliwości, to „sorry” bardzo, ale musi się trochę nagimnastykować. Od razu dodam, że nie płacę swoim dzieciom za prace domowe, to ich obowiązek być odpowiedzialnym za powierzone obowiązki. ;)
Ja uważam, że to nie zależy od możliwości finansowych. Bo nawet jeśli mam możliwość kupić dziecku jacht i ono go bardzo chce, to pytanie pozostaje: czy kupienie go byłoby rozsądne? Więc uważam, że zapewnienie podstawowych potrzeb jest niezbędne, ale jeśli chodzi o fanaberie wieku nastoletniego, to niech już sobie radzi samo :)
Aż mi się pomyślało „cholera swojemu dziecku w takim razie nie będę mogła pozwolić na 'mycie’ samochodu czy wyrywanie ze mną chwastów czy sianie kwiatków, nie mówiąc o sprzątaniu pokoju” – to wszystko to praca xD za małe stawki – to czy oni zarobią te miliony na rowery czy nie wg mnie jest nieważne. Myślę, że jak dzieci zarobią troszkę i rodzice zobaczą ich chęci, zapał itd, choćby dzieciom wydawało się że uzbierały strasznie dużo (a może to być neiwiele) rodzice docenili by to i dorzuciliby resztę. Bo czy tutaj tak na prawdę chodzi o pieniądze? Dzieci robią coś z… Czytaj więcej »
Czytając te negatywne komentarze nt. pomysłu tych dzieciaków, pomyślałam o jeszcze jednym dosyć zgubnym ich wpływie – zabijają w młodych ludziach kreatywność. Przecież oni mając problem szukali jego rozwiązania i wpadli na taki, a nie inny pomysł, za który zostali od razu publicznie skrytykowani ;/ Jak później ma im się chcieć wymyślać cokolwiek nowego, angażować się, rozwiązywać problemy, skoro od razu spotykają się z taką krytyką. ;/
Mam nadzieję, że żaden z nich nie czytał tych wszystkich komentarzy i co najważniejsze nie brali ich do siebie.
„Mam nadzieję, że żaden z nich nie czytał tych wszystkich komentarzy i co najważniejsze nie brali ich do siebie.”
Ja bym sobie życzył, żeby nie wzięli ich nawet na poważnie, a co dopiero do siebie :)